Witaj,
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter

KalendarzJudith Carter


1937

23 marca – jako pierwsze dziecko Leontiny z domu Paganini i Saula rodzi się Judith
1942

18 kwietnia – jako drugie dziecko Leontiny i Saula rodzi się Ethan, młodszy brat Judith
1943

Pierwsze dni w szkole podstawowej – przez rodziców wybrana została Sunset w Starym Mieście
1949

Pierwsze dni w szkółce kościelnej w Deadberry
1951

Pierwsze dni w liceum – przez rodziców wybrany został Frozen Lake High
1953

Chrzest, a więc dzień, w którym otrzymała własny pentakl i athame
1955

Oficjalne ukończenie szkoły – oddanie się pracy w rodzinnym biznesie jako myśliwa
1961

23 czerwca – ostateczny koniec poszukiwań małżonka dla Judith – wydana została za Joaba, który przyjął nazwisko Carter
1962

Rodzi się pierwsze dziecko Judith i Joaba – syn, Kevin
1966

Rodzi się drugie dziecko Judith i Joaba – córka, Janice
1974

11 lipca – tragicznie umiera Joab w wypadku podczas polowania, Judith zostaje wdową
1978

Za sprawą Sebastiana Verity’ego – Judith dołącza do Czarnej Gwardii, wybierając oddział Sumiennych
1980

Również za sprawą Sebastiana Verity’ego – Judith dołącza do Kowenu Dnia
1985

26 lutego – Judith jest świadkiem śmierci Erosa i tym samym rozpoczęcia Apokalipsy
6 kwietnia – upolowanie legendarnego Widmowego Łosia
26 kwietnia – pod wpływem rytuału Judith wraz z Kowenem Dnia uchyla Wrota Piekieł
30 kwietnia – umiera nestor Carterów; nowym nestorem zostaje ojciec Judith



Osobiste


Transport

Jeszcze do niedawna korzystała z uprzejmości znajomych bądź komunikacji miejskiej, ale wraz z końcem kwietnia stała się szczęśliwą posiadaczką Jeepa Wagoneera z rocznika ’84. Terenowe auto świetnie sprawdza się na leśnych wertepach, a przy tym jest przestrzenny i bardzo pojemny, z łatwością pomieści pięć osób, a kolejne można upchnąć w bagażniku.


Outfit

Judith nie podążą za zmieniającą się obecnie modą i przyjmuje zasadę, że jeśli jest wygodne, to pasuje. Najczęściej więc wybiera materiałowe spodnie o rozszerzanych nogawkach lub dżinsy, a na górę zarzuca luźne koszulki i bluzki. Względem kurtek preferuje te nie krępujące ruchu, a więc odrobinę za duże, bądź płaszcze. Najczęściej wybiera bawełnę i dżins, rzadziej, ale jednak, skórę. W kwestii butów preferuje tenisówki, jeśli musi, bądź ciężkie, ale niezawodne glany. Marki i metki kompletnie nie mają dla niej znaczenia.


Broń palna

Nieodłączną towarzyszką Judith (i jednocześnie jej punktem charakterystycznym) jest przewieszona przez ramię strzelba. Remington 870 Wingmaster jeszcze nigdy jej nie zawiódł i uważany jest po dziś dzień jako jeden z najlepszych, jak nie najlepszy model strzelby, służący zarówno w policji, jak i podczas polowań i prywatnego użytku. Ceniona za trwałość i pewność. Poza nią, Judith dysponuje jeszcze pistoletem, wybrała dość nowoczesny Glock 17.


Używki

W kwestii używek Judith zarówno ma, jak i nie ma wygórowanego gustu, w zależności, w którym miejscu się znajduje i w jakim towarzystwie. Z pewnością jednak docenia smak Jacka Danielsa, jak i Jim Beama – są to jej dwie marki ulubionej whiskey. Wśród najbardziej smakujących piw z pewnością góruje Budweiser, natomiast jeśli chodzi o papierosy, najchętniej Carter sięga po Winstony.


Szafa grająca

Judith koneserką sztuki może nie jest, ale są utwory, które toleruje bardziej niż inne i na których dźwięk w knajpach krzywi się mniej. Najczęściej to utwory artystów z jej lat młodości, a więc Tennessee Ernie Ford, Jimmie Rodgers, czy, do czego dzisiaj się nie przyznaje, Elvis Presley. Do najbardziej lubianych przez nią kawałków należą Hound Dog, Heartbreak Hotel, All Shook Up, czy Jailhouse Rock autorstwa Presleya; w wykonaniu Tennessee Erniego Forda są to Sixteen Tons, The Shot Gun Boogie i Funny How Time Slips Away; natomiast jeśli chodzi o Jimmiego Rodgersa, najbardziej przypadło jej do gustu Kisses sweeter than wine.


Przekąski

Rzadko ma okazję do napychania się do nieprzytomności i rzadko też sięga po przekąski – ale kiedy już nastanie ta legendarna data, najbardziej lubi zwykłą, gorzką czekoladę, bądź, dla kontrastu, wiśnie z likierem w czekoladzie. Poza tym chętnie zje również orzeszki ziemne, a z zakąsek choćby grzyby nadziewane.

[ukryjedycje]

Ostatnio zmieniony przez Judith Carter dnia Pon Maj 06 2024, 12:02, w całości zmieniany 26 razy
Judith Carter
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Sumienna - Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter

styczeń - luty1985


I ujrzałem:
oto biały koń,
a siedzący na nim miał łuk.
I dano mu wieniec,
i wyruszył jako zwycięzca, by zwyciężać

- Ap (6, 2)


Styczeń


Stary tartak, Wallow
11.01. | Frank Marwood
Za Hodgesami przepadam dokładnie tak samo jak za Padmore’ami – czyli wcale. Może nie znam co prawda osobiście żadnego z tych ludzi, ale nie przeszkadza mi to, żeby skrzywić się, gdy tylko któryś przekroczy moje pole widzenia. Nie startuję do nich z mordą, nie celuję dubeltówką, ale dzień staje się zdecydowanie przyjemniejszy, gdy którekolwiek z nich znika z moich oczu.
Właśnie dlatego dzisiaj idę na spotkanie z mężem Esther Hodges, tudzież Marwood.


Restauracja Polish Gems, Little Poppy Crest
13.01. | Sebastian Verity | Pomoc przy Bingo
Jak ja go, kurwa, nie znoszę.
Właśnie z tego tytułu i właśnie dlatego idziemy razem Little Poppy Crest. Ja chcę tylko wrócić do domu, on się uczepił jak rzep psiego ogona i spogląda na mnie, jakbym miała mu powiedzieć coś odkrywczego, albo przynajmniej pocieszyć, że idzie wiosna, będą przebiśniegi. A niech się czepi.
Wciąż nie rozumiem, dlaczego trzymamy się razem. Naszym matkom nie udało się nas połączyć. Jedno skopało dupę drugiemu: przepraszam, ja skopałam dupę jemu, pogoniliśmy się nawzajem i na tym nasza wspólna przygoda powinna się zakończyć.
Właśnie dlatego dałam się mu wciągnąć do Kowenu, potem do Czarnej Gwardii, a teraz idziemy Little Poppy Crest w grobowym milczeniu.


Ujście Restless River, okolice Hellridge
14.01. | Barnaby Williamson | Bingo (G)
Gówno, jedno wielkie gówno, przeklinałam w myślach, szarpiąc jak ostatni dureń za buta na pustej, leśnej drodze.
Dobrze, że przynajmniej nikogo dokoła nie było, mogłam więc jedną ręką przytrzymywać spadającą z ramienia strzelbę, a drugą sięgać po tego cholernego buta, który wpadł w kałużę i już puścić nie chciał, jakby ktoś odprawił na nim rytuał. Znaleźli się żartownisie w środku lasu, psia jego mać.
Wystarczyło tylko nie zapuszczać się tak daleko od domu. Ale nie, Cripple Rock było zbyt blisko ludzi, włącznie z naszym domem rodzinnym, zachciało mi się mroźnych spacerów. Czego ja się spodziewałam po lesie w środku zimy? Że co, że fauna i flora będzie wiecznie żywa i znajdę coś więcej niż jaskinię, w którym być może hibernował niedźwiedź? Wcale nie chciałam się o tym przekonywać.



Luty


Stary grób, Cripple Rock
02.02. | Esther Marwood
Co ja robię w środku lasu z Esther Marwood – zadaję sobie to pytanie już od pewnego czasu, nie mogąc uwierzyć w absurd całej sytuacji.
Nie lubiłyśmy się dawniej. Nakarmione rodzinnymi uprzedzeniami, patrzyłyśmy na siebie dość złowrogo, podchodziłyśmy co najmniej jak pies do jeża. Bardzo długie lata zajęło nam przełamanie jakichkolwiek pierwszych lodów, aby dotrzeć w miejsce, w którym znajdujemy się dziś.
Wciąż nie darzymy się sympatią. To raczej uprzedzenie, antypatia i uwaga, niż nadmierna zażyłość. Wiemy jedynie, że łączy nas cel i jedna ideologia. Widocznie wystarczająco, żeby wybrać się na spacer do lasu w środku zimy, ze strzelbą na ramieniu. Tak żeby postrzelać, poćwiczyć.


Leżaki widokowe, Maywater
06.02. | Arthur O'Ridley
Chyba mnie nie widzieli, za to ja widziałam ich. Jakiś podlotek i starszy gość zaczęli się awanturować o fajkę. Kurwa, faktycznie, powód do zamieszania. A mówią że panienki są histeryczne. Zamierzałam w pierwszym odruchu ich zignorować, ale nie przestawali, cały czas się napierdalali słownie. No żesz kurwa.
I wcale emocje nie opadały.
Wstałam ciężko, sfrustrowana, że muszę się fatygować do dwóch imbecyli, których poniósł testosteron, mierząc ich surowo spojrzeniem. W końcu stanęłam między nimi przy tych leżakach, patrząc to na jednego, to na drugiego. Abernathy i młody O’Ridley. Lepiej być nie mogło.


Pub Nine Fine, Sonk Road
15.02. | Ethan Carter
Ethana nie było ciężko znaleźć. Miałam dwa wyjścia – albo właśnie bawi się w prywatną opiekę dentystyczną jakiegoś obesrańca, albo siedzi gdzieś po kątach i sączy piwko. Że nie zastałam od wejścia żadnej większej niż normalnie burdy, automatycznie sprawdziłam kąty sali. Obok baru nie było. Z lewej, z prawej. Jest.
Szybko poszło.
Zamiast do baru, kieruję swoje kroki ku niemu, zastanawiając się, czy to spotkanie jest faktycznie konieczne – i czy nie mogliśmy go odbyć, na przykład, w domu.


Olive Street, Sonk Road
20.02. | Valerio Paganini | Pomoc przy Bingo
Krótko się zastanawiałam, z której strony go podejść. Mogłam się wjebać na trzeciego bezpośrednio pomiędzy panów. Mogłam się oprzeć o murek za idiotą, który właśnie walił się po mordzie pod wpływem zaklęcia. A mogłam stanąć za idiotą, który właśnie używał zaklęcia na osobie najpewniej niemagicznej.
Trzecia opcja była najbardziej kusząca.
Mogłabym od razu na serdeczne powitanie kopnąć go w dupę.
Oparłam się bokiem o murek za nim, patrząc na niego tak, jak patrzyłam zazwyczaj. Z bliska rozpoznałam, którego idiotę z Paganinich mam przed sobą – i już wiedziałam, że spotkanie będzie co najmniej przyjemne dla nas obu.
Dobrze się bawisz? – warknęłam mu za plecami, krzyżując ramiona pod biustem.


Ulica Portowa, Maywater
26.02. | Johan van der Decken, Laurie Padmore, Tilly Bloodworth | Na całej połaci krew cz.1
A potem z nieba zaczęły spadać pióra. Marszcząc brwi, wyciągnęłam dłoń, aby pochwycić jedno z nich. Spadło na czarną rękawiczkę, kontrastując idealną bielą. Było zbyt białe jak na ptaka, nawet jak na najbielszą synogarlicę. Wyglądały jakby ktoś zaplutego Gabriela z piór oskubał i zrzucił jego kosz z tej krwawej chmury.
A może…
To było nieco absurdalne, ale czy najpierw nie należy rozważyć również tego, co wydaje się niemożliwe?


Kozia arteria i Zagajnik, Wallow
26.02. | Sebastian Verity i Percival Hudson | Na całej połaci krew cz.2
Nie wypowiedziałam swoich wątpliwości na głos. Zapewne dowiemy się wszystkiego we własnym czasie, a kiedy Gorsou sam ruszył naprzód – ruszyłam za nim, kątem oka zerkając jeszcze jedynie na Sebastiana i Percivala. Nie odezwałam się do nich na razie ani słowem. Wszyscy czuliśmy powagę sytuacji.
Dostrzegłszy kałużę krwi, która wypaliła ziemię, zaczęłam się domyślać, czyja była to krew i dlaczego ten ktoś miałby być rozjuszony. O wiele bardziej niepokoiło mnie jednak zachowanie zwierząt – saren i innych pozornie niegroźnych leśnych ssaków, które nacierały właśnie na grupę przechodniów.
My mieliśmy znacznie poważniejszy problem.


Mniejszy pokój dzienny, Cripple Rock
26.02. | Sebastian Verity
Wyglądałam jak gówno i czułam się jak gówno.
Lepiej wyglądał idący obok Verity, z którym jeszcze zaszłam do jego domu, żeby ten zdążył się przebrać i umyć. Byłam dzisiaj widocznie łaskawa. Ale to głównie dlatego, że nie miałam siły. Po dzisiejszym dniu naprawdę nie miałam już ochoty się wykłócać, wyzłośliwiać i odmawiać jego towarzystwa.
Jak się już napatoczył, to już go przygarnę, chociaż sama nie będę chlała w ten piękny, apokaliptyczny dzień.
Jak dla mnie świat mógłby się już teraz skończyć, przynajmniej bym trochę odpoczęła od tego wszystkiego.

[ukryjedycje]

Ostatnio zmieniony przez Judith Carter dnia Pon Sie 05 2024, 10:15, w całości zmieniany 46 razy
Judith Carter
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Sumienna - Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter

marzec - kwiecień1985


I wyszedł inny koń barwy ognia,
a siedzącemu na nim dano odebrać ziemi pokój,
by się wzajemnie ludzie zabijali -
i dano mu wielki miecz.

- Ap (6, 4)


Marzec


Nie w tej sprawie jednak dzisiaj mieliśmy się spotkać. Kilka dni temu odjebało się i to srogo, a my wszyscy byliśmy zbyt zmęczeni, żeby o tym wtedy myśleć. Mętlik w głowie przeszkadzał również i mi. Nie wiedziałam, kto na ile i co konkretnie przeżył, ale wszyscy nieśliśmy ze sobą bagaże tamtejszego dnia. Więc lepiej, że minęło ich kilka, być może zdążyliśmy sobie poukładać co nieco w głowie.
Powątpiewam, patrząc na swój własny, osobisty stan rzeczy. Wciąż miałam wiele niewiadomych. W zasadzie wiedziałam mniej niż kilka dni temu, kiedy prasa ukazała ogrom zniszczeń, oraz zagubienie kilku osób. Eros nas wszystkich pozostawił z niewiadomymi. Być może Gorsou będzie wiedział coś więcej.


Wiejska droga, Wallow
05.03. | Charlie Orlovsky
Nie lubię korzystać z niczyjej pomocy. To sprawia, że czuję się zniedołężniała, jakbym była na łasce innych, potrzebowała kogoś, aby istnieć. Wolę załatwiać wszystko sama i tego też uczyłam moje dzieci – aby każdy polegał przede wszystkim na sobie, bo jeśli co do czego przyjdzie, można polegać jedynie na własnych umiejętnościach.
Ale to jest moment, w którym polegać na sobie nie mogę.
Może to ten ożywczy, dwugodzinny spacer z Maywater do Deadberry mnie uświadomił, że czegoś mi w życiu brakuje i nie jest to ani dobra kondycja, ani jeszcze lepsza whisky na zachętę. Albo determinacja. Żadnej z tych rzeczy mi nie brakowało, ale to, przez co najpewniej będę zdana na łaskę innych ludzi, było prawo jazdy.


Główna sala, Pod Chyżym Ghoulem, Deadberry
06.03. | Cecil Fogarty | Bingo! (B)
Za plecami czuję czyjeś spojrzenie, ale nie wiem, czy to tylko wrażenie czy też nie. Trzy dni temu doświadczyłam dziwacznego ataku, którego nie przeżyłam nigdy wcześniej, ani już do tej pory, więc nie wiem, czy mogę w zupełności ufać swoim zmysłom. Zerkam jedynie za siebie, ale nie widzę nic poza zbiorowiskiem chlejusów, śmiejących się i oblewających piwskami. Nie dostrzegam w pierwszej chwili chłopaka, który mi się przygląda. W drugiej ani późniejszej zresztą też nie, a widok zasłania mi zaraz krzywa morda Brandona, którego nie znałam.
Spoglądam na niego z powątpiewaniem. Co też te wszystkie głąby nie wymyślą. Białe maski.


Billy Goat, Cripple Rock
07.03. | Kowen Dnia | Spotkanie Kowenu Dnia
Spotkanie Kowenu było czymś, na co czekałam od samego dwudziestego szóstego lutego. Świadkiem śmierci Erosa byliśmy jedynie we trójkę (czwórkę, licząc Gorsou), ale jestem przekonana, że pozostała część ma inne informacje, które mogłyby pomóc nam ułożyć się w całość. Musimy opracować strategię i podążyć w odpowiedni sposób ścieżką Lucyfera. Szczególnie teraz, gdy okazało się, że nie jesteśmy na planszy sami, a po piętach depczą nam inni, którym może wcale nie sprzyjać cel ten sam.


Plac mniejszy i Łuki Aradii, Deadberry
07.03. | Sebastian Verity i Imani Padmore | Pomożecie? Pomożemy!
Trochę mnie to pierdoli, czy to całe sprzątanie Deadberry to tylko kampania wyborcza Williamsonów czy inne polityczne zagrywki. To, co mnie nie pierdoli, to z pewnością dobrostan miasta, a przynajmniej dwóch jego części – Cripple Rock, nie dam sobie rujnować swojego lasu, i Deadberry, które było praktycznie jak mój drugi dom. Dodajmy do tego list z prośbą o dołączenie wysłany od seniora Williamsonów i więcej nikt nie musiał mi mówić, żebym przyszła.
Może silna nie byłam, a wyroby z rodzinnej firmy raczej by się nie przydały, chyba że do wykończenia wnętrz, to mogłam próbować ogarnąć powierzchownie miasto i załatać dziury w ziemi. Kaznodzieja też był ze mnie żaden i pewnie zjawi się tu tysiąc innych, którzy przyszli pocieszać płaczące niewiasty, dlatego ja postanawiam stawić się w roli robotnika. Kazałam chłopakom z Carter’s Wilderness Mastery być pod telefonem, gdybym ich potrzebowała. Tym razem nie w roli myśliwych i garbarzy, a siły roboczej czy też tężyzny fizycznej. Przyjadą ci, którzy potrafią czarować i zaklinać. Dlatego wystarczy tylko namierzyć budkę telefoniczną i będą posiłki. Ogarniemy to.


Magazyn
10.03. | Aurelius Hudson
Zdziwił mnie list Hudsona, no nie powiem, że nie. Widziałam w nim spokojnego człowieczka, podobnego do brata, z którym świadkowałam śmierci Erosa, a tu proszę – taki chojrak i zabijaka, chce się bić. No dobrze. Kim ja jestem, żeby odmówić?
Za bardzo zależy mi na ludziach tworzących Kowen i na wypełnieniu woli Lucyfera, żebym miała odmawiać, kwękać nosem i stroić jeszcze inne foszki. Hudson sam do mnie przyszedł z prośbą o pomoc i podszkolenie – więc podszkolony zostanie. Bo to pierwszy raz szkoliłam żółtodziobów?
Hudson nie jest gwardzistą, ale może dzisiaj takim się poczuje.


Nie wiem, kto wpadł na pomysł, żebyśmy to my zajmowali się szkoleniem żółtodziobów. Znaczy, konkretnie – ja. Byłam najgorszą możliwą kandydatką, a i tak ktoś wybrał mnie.
Przecież ci gówniarze (niektórzy mieli po czterdzieści lat) tego nie przeżyją.
Jednak, jakimś cudem, udało im się przeżyć. Obecność Venoira działała na mnie wystarczająco, żebym zdążyła się zdystansować i machnąć na to wszystko ręką. Pewnie kiedyś starsi myśleli to samo o mnie, a patrzcie, jak się wyrobiłam.


Nie wiem, jak, kurwa, mogłam nie zauważyć całego samochodu, ale najważniejsze pytanie – skąd tu się wziął, kurwa, samochód?
Odbicie się od maski samochodu było wątpliwie przyjemne – jeszcze mniej przyjemne było zderzenie chudego dupska z nieutwardzoną, leśną drogą. W tym momencie chwaliłam Lucyfera, że nie był to asfalt; jestem za stara, żeby leczyć dosłowny ból dupy.
Metaforycznego nawet nie próbowałam zaleczyć.
Kiedy zbierałam się z ziemi, pod nosem przeklinając cały świat, w tym i siebie, przeszło mi natychmiast, słysząc znajomy akcent i widząc znajomą gębę.
Paganini.
Oczywiście, kurwa, kto inny wpadłby na to, żeby jechać przez środek lasu autem.


Szlak tropicieli, Cripple Rock
28.03. | Byal Faradyne | Na rany Aradii
Pomiędzy lekkim śpiewem ptaków a szumiącym w oddali strumieniem słyszę łamiącą się gałąź. Dłoń wyciągam w stronę strzelby, gotowa bronić się przed drapieżnikiem. Ostatnio nic nie jest w stanie mnie zdziwić – a jednak unoszę brwi, widząc na drodze Byala Faradyne. Kojarzę go, dawniej mi mijał w szkółce kościelnej, teraz bodaj jest siewcą magii. Nie jesteśmy w jakimś bliskim kontakcie, Byal mnie nie zna, na jego szczęście.
Dziwi mnie tylko, że jest tutaj sam. Nie wygląda mi na kogoś, kto potrafi popisać się umiejętnością tropienia i rozpoznania terenu.
Średnia okolica na beztroski spacer.
Śmieszne, że przeszukując szlak, znalazłam całego człowieka.



Kwiecień


Szło mi tak, kurwa, dobrze. Już nawet wróciłam do normalności. Już nawet przestałam wypatrywać go na korytarzach jak ostatnia kretynka i przestałam zastanawiać się, gdzie i z kim teraz jest. W dupie to miałam i nie powinno mnie to wszystko obchodzić. Ślady tamtejszej nocy zatarły się i zaginęły w pralce, razem z pościelą, której szybko się pozbyłam. Przestawiona doniczka stała na swoim miejscu, szklanki zostały umyte, alkohol dopity. Nie było żadnego śladu po tym, że kiedykolwiek Sebastian Verity był w mojej sypialni. Ślad w świadomości udawało mi się powolutku zacierać i powolutku wracałam do normalności. Nawet jeśli było to dla mnie trudne i irracjonalnie bolesne, to wiedziałam, że to jedyna opcja, żebym znów mogła funkcjonować tak, jak dawniej.
Aż do dzisiejszego, ironicznego zresztą, dnia.


Acorn Street, Boston
01.04. | Sebastian Verity
Wkurwienie odbiera mi mowę.
Najpierw byłam wkurwiona samym towarzystwem Sebastiana. Potem byłam wkurwiona, że zaczął włazić w moje kompetencje. Następnie byłam wkurwiona tym, że mnie zlał, a teraz za to jestem wkurwiona, że wlecze się za mną jak smród po gaciach i jakby nigdy nic pali sobie fajka. Nawet mnie nim bezczelnie poczęstował. Kurwa.
Chcę zostać sama. Wiem, że przesadzam, ale nie jestem w stanie przestać. Nie, kiedy mam go za plecami i wiem, że sam ma mnie w dupie. Chcę chociaż przez moment zostać bez niego, pozbierać się w pięć minut i wrócić z powrotem do roboty. To jest pierwszy raz, jak emocje zakłócają mi misję poprzez samo jego towarzystwo. Lubiłam przecież je, kiedyś. Dlaczego teraz przestałam?


Co jest gorsze od dwóch nachodzących Cię gwardzistów?
Dwóch wkurwionych nachodzących Cię gwardzistów.
Niebawem rodzice Iris Madden się o tym przekonają.
A w zasadzie przekonują się o tym w momencie, w którym rzucam Diruptio na ich drzwi, wyważając je i powodując, że te wypadają z zawiasów, z hukiem opadając na ziemię. Może wejście nieco efektywne, ale jestem zbyt wkurwiona takim traktowaniem, żeby się na cokolwiek oglądać.
Widzę przerażoną panią Maddden i pana Madden, który wpada do salonu i blednie, widząc nas ponownie w progu, gdy przekraczamy go po raz kolejny. Patrząc po ich minach wiem, że wiedzą. Nie rozumiem tylko, jak mogli myśleć, że nas wystawią. Może myśleli, że ostrzegą swoją córeczkę i sprowadzą całe niebezpieczeństwo na siebie?


Atmosfera jest na tyle gęsta, że można by ją siekać tymi nożami, które podają do krojenia dań. Unikam spojrzenia Sebastiana, chociaż może nie powinnam, stawia dzisiaj w końcu kolację. Ale z drugiej strony – co, że niby mnie nie stać? Najwyżej zapłacę sama za siebie, o matko, wielkie mi co, po prostu skandal. Jasne.
Rozpycham się na siedzeniu, nieświadomie zaplatając ramiona pod biustem. Kurtka wisi na oparciu krzesła. Na szczęście dzisiaj nie padało, więc jest sucha i ciepła po całodziennym jej noszeniu, nie przeszkadza w niczym.
I na moje nieszczęście, też nie pomaga. Czuję się jak pozbawiona zbroi, na widelcu. Szczególnie, gdy Verity nachyla się do mnie w taki sposób, w jaki nachyla się do przesłuchiwanych osób. Czyli teraz to ja jestem podejrzanym bądź świadkiem w kolejnej sprawie, którą za moment postara się wyjaśnić.


Nie byłam stałym bywalcem w domu Verity’ego, ale odwiedziłam go kilka razy. Ostatnim razem dostałam dziwnego ataku, o którym również nie porozmawialiśmy. Czy powinniśmy? Nie wiem. Nie teraz. Może później. Skoro już zdecydowaliśmy oboje podjąć tę tragiczną decyzję pójścia wspólną ścieżką i wzajemnego wsparcia (a przy okazji wzajemnego osłabienia), zapewne powinnam mu powiedzieć, co wtedy przeżywałam i widziałam. Dlaczego tak się działo.
Nie teraz. Teraz mam zupełnie inny plan.
Kiedy Sebastian przekręca zamek w drzwiach, ja zdejmuję kurtkę i rzucam gdzieś niedbale, byle nie przeszkadzała. Kiedy odwraca się do mnie, ja jestem już przy nim, trzymając go za poły płaszcza i przyciskając do drzwi. Może liczył, że dam mu fory. Albo że w końcu coś zjemy.
Zjemy coś później. Najpierw mamy inny interes do załatwienia.


Zajechaliśmy do Cripple Rock, tylko trochę dalej niż leżało Red Bear Stronghold. Przy okazji to ja miałam luksus przebrania się w wygodniejsze ciuchy, idealne do ćwiczenia strzału do celu. Związałam włosy (Sebastian miał ten luksus, że nie musiał), wciągnęłam na dupę bojówki i udaliśmy się do kwatery myśliwych. Trzeba było wygonić jakichś młokosów, ale już wiedzieli, że ze mną się nie dyskutuje. Przyjdą później. Albo jutro.
Jestem w głębokim szoku, że pakujesz się w to samo już drugi raz – rzucam czysto złośliwie, wspierając dłonie o biodra. Z uśmieszkiem przyglądałam się, jak stawał po drugiej stronie, w pewnej odległości od tarczy. – Tylko nie obrażaj się jak znowu dostaniesz kosza. – Mrugam do niego zaczepnie, po czym sama sięgam po pistolet. Z jakiegoś względu Sebastian nie lubił strzelb. Fakt, były ciężkie i wymagały większego skupienia, a przy tym większych umiejętności, ale siła rażenia była znacznie mocniejsza.


Płonący grób, Wallow
03.04. | Frank Marwood | Biada ziemi i biada morzu cz.1
Unoszę brwi. Magia, którą chce ode mnie usłyszeć, nie jest jakaś strasznie skomplikowana, bardziej mnie zadziwia, po jaką cholerę mam przy nim czarować. Spoglądam to na niego, to na notatnik, który wyciągnął, to na kłódkę, która zaraz pojawia się w jego rękach i wciąż mam to samo pytanie w głowie.
Na szczęście wyjaśnienie jest wystarczająco poważne i Marwood nie marnuje mojego czasu. Cenię to. I cenię, że chce się zabrać za poważną sprawę – tamta kula u nogi nie była zbyt ciekawym doświadczeniem i nadal nie pozbyłam się śladów po oparzeniach, gdy próbowałam ją z siebie zdjąć. Pewnie zostaną ze mną na zawsze, nie miałam czasu smarować się jakimiś maściami, chuchać i dmuchać, nie wiesz czasem. Były ważniejsze rzeczy do roboty niż dbanie o swój perfekcyjny wygląd.
Tamto wyglądało na trudniejsze czary niż to, co chcesz zobaczyć, ale niech Ci będzie – wzruszam ramionami. Szef tu jest szefem, szefie, bym powiedziała, ale jeszcze by sobie poschlebiał za bardzo.


Przez cały dzień noszę się z czymś, o czym nie powiedziałam do tej pory nikomu. Wśród Gwardzistów zresztą nie było innych członków Kowenu poza Sebastianem, ale zamierzałam do sprawy włączyć jeszcze dwóch, których umiejętności znałam i zdążyłam obdarzyć pewnym szacunkiem.
I szczyptą zaufania, że mnie nie wyśmieją.
Przez to przez cały dzień wyglądam trochę na strutą. Na szczęście aż do takiego stopnia zna mnie tylko jedna osoba, która potrafiłaby to wyczuć. I, oczywiście, nie odmówię sobie dzisiaj spotkania z nią. Lecz nijak będzie wyglądać to na romantyczną schadzkę.


Kwatera myśliwych i Tereny łowieckie, Cripple Rock
06.04. | Sebastian Verity, Charlie Orlovsky, Antoine Rousseau, Imani Padmore i  Barnaby Williamson | Biada ziemi i biada morzu cz.1
Świt powoli wspinał się ponad horyzont. Miał ciężkie zadanie, bo w tym miejscu las był na tyle gęsty, że widać było jedynie zanikający mrok na sklepieniu, gasnące gwiazdy i szarość poranka. W nocy padał deszcz, więc nadal było wilgotno, ale mieszczuch powiedziałby, że w końcu może napawać się świeżym powietrzem.
Gdzieś niedaleko to samo powietrze mącił Widmowy Łoś, w którego sama nie mogłam do końca uwierzyć, ale jeśli moja własna rodzina zaklina się, że go widziała, warto to sprawdzić. I warto mieć ludzi, którzy nie spierdolą w podskokach na widok pierwszego lepszego zagrożenia.


Siedzę więc na łóżku, czekając na cud. Łaskawy Lucyfer widocznie cud mi zesłał. Pewnie sam chciał przy tym się upewnić, że upolowany Łoś przysłuży się do realizacji jego planu – i słusznie. Nie miałam czasu na jakieś pierdolenie o złamaniach i inne operacje, toteż przed chwilą w dziurze otwartych drzwi zobaczyłam znajomą sylwetkę.
Marwood?
Marwood! – zawołałam za nią i już opuszczałam nogi, żeby pokuśtykać w stronę wyjścia.
Proszę pani, pani sobie pogorszy tą nogę… - jakiś gość, który leżał ze mną na sali, z jakiegoś powodu postanowił pomartwić się moim stanem zdrowia, na co tylko machnęłam ręką, kuśtykając uparcie do drzwi.
Marwood! – wołam za nią. No teraz to jestem pewna, że to ona.
Ani mi się waż udawać, że nie słyszysz, dziewczyno.


Oranżeria, Willowside 14, North Hoatlilp
09.04. | Sebastian Verity i Marcus Verity
Wiem, że jest w domu.
Wyszedł kilka godzin przede mną – no trudno, nasze zmiany kończą się o różnych porach. Wiem to nie dlatego, że jestem jakimś fanatycznym prześladowcą (może odrobinkę, jest to w zupełności uzasadnione), ale dlatego, że od momentu, kiedy ubiliśmy tego Łosia, stał się podejrzany. Podejrzany, w sensie: przybity. Nie był sobą, nie słyszałam z jego ust kąśliwych komentarzy i ogólnie nie pamiętam, żebym kiedykolwiek widziała go takiego. Może nie zapamiętałam, może wyrzuciłam to z pamięci? Może.
Ale wtedy nie miałam prawa pytać, co się dzieje w jego głowie.
Teraz mam.


Szosa do miasta, Cripple Rock
10.04. | Sebastian Verity
Wczorajszy dzień był tragiczny.
Czy żałuję, że poszłam do Sebastiana? To zależy. Z jednej strony – nie. Porozmawialiśmy, jest chyba lepiej. Nie wiem, czy przestał mnie unikać, bo dzisiaj to ja mam muchy w nosie i nie mam ochoty na razie się z nim widzieć. Czy jestem na niego zła? Nie wiem. Jestem zła na ogół sytuacji i to, co musiałam robić, żeby nikt nas nie nakrył. Wciąż niewiadomo, co jego brat widział i mam nadzieję, że niewiele.
Musimy być bardziej ostrożni.
Póki co, nie przeszło mi uczucie skrajnego upokorzenia. Tym razem jednak mojego gniewu nie kieruję bezpośrednio na Sebastiana, a… pośrednio na Sebastiana.
Głównie dlatego, że nie wiem, na co być zła, ale czuję się zła.


Mam czterdzieści osiem lat. Jestem wdową od trzynastu i gwardzistką od siedmiu. Mam dwójkę odchowanych dzieci i moje życie zbliża nieuchronnie ku końcowi, który nastać może w każdej chwili.
A jednak kiedy stoję przed otwartą szafą, mam ochotę zawołać mamo, chłopak zaprosił mnie na randkę, w co mam się ubrać?
Do obszernej, wojskowej torby wpakowałam już szczoteczkę do zębów, kilka podstawowych kosmetyków… i w sumie tyle. Teraz wleciała tam bielizna na zmianę razem ze skarpetkami i szczotką do włosów (jak przyjdę do roboty w niespiętych i w dodatku potarganych, na bank usłyszę za moment niewybredne komentarze; a najlepszą ich częścią będzie to, że wcale się z prawdą nie będą mijać), a teraz stoję, wspierając się o drzwiczki szafy i szukam wzrokiem czegoś, co mieści się w definicji wyjściowe, ale nie do lasu.


Droga do miasta, Wallow
12.04. | Sebastian Verity
Moglibyśmy zabrać jakiś samochód ode mnie z domu, ale wtedy wszyscy by się dziwnie patrzyli, bo wyjechać nim musiałby z garażu Sebastian. To raczej mało popularny widok, aby Verity popierdalał jakimś Jeepem czy innym terenowym gównem pożyczonym przez Carterów, dlatego prosto z pracy przyjechaliśmy tutaj.
Jego samochodem.
Widzę na twarzy, że jest mu ciężko z tą decyzją.
Zostawić Cię z autem na chwilę? – pytam nieco zgryźliwie, a nieco jestem zdezorientowana, bo pierwsze widzę, żeby się tak nad samochodem roztkliwiać. – Przecież nie oddajesz go na ścięcie – wzdycham krótko. Nie wiem, może nie zrozumiem.


Zagajnik, Wallow
14.04. | Imani Padmore, Sebastian Verity i Astaroth Cabot | Biada ziemi i biada morzu cz.1
A kto umarł, ten nie żyje – obecnie Biały Łoś, który poturbował nas wszystkich, był dokładnie przetworzony i pozostała po nim jedynie sromotna legenda. I solidne poroże. Jeszcze nie wiem, co z nim zrobię, jak Gorsou nie będzie chciał, to powieszę w Red Bear Stronghold, na pamiątkę.
Kwiecień był najbardziej ryzykownym miesiącem od bardzo dawna, bo poza smutną robocizną, doszły mi jeszcze dodatkowe treningi, a przy okazji też i pojedynki. Padmore przyszła, żeby pomóc mi z Białym Łosiem – nie mogłam więc odmówić, wystawić jej i kompletnie olać. Nawet jeśli Carterom z Padmore’ami po drodze nie było, to łączył nas jeden cel – cel ważniejszy niż wszystko inne.
Powinniśmy siebie wzajemnie wspierać.


Malowniczy strumyk, Cripple Rock
15.04. | Abraham Alden i Annika Faust
Wyszliśmy z punktu, który wcześniej był legowiskiem zwierzyny. Teraz widać było tylko zapuszczone gniazda i posłania, kilka świeżych śladów pazurów na pniach i niewiele więcej. Logicznym było więc podążyć do źródła (albo za źródłem) wody. Tam gdzie woda, tam musi być życie. Zwierzęta potrzebują jej tak samo, jak my wszyscy.
Przystaję przy potoku, on kuca, szuka śladów, ja zresztą też, dlatego przez jakąś chwilę rozglądam się bacznie po okolicy. Dopiero dziwaczne spojrzenie prowokuje mnie do zerknięcia na mojego myśliwego – w samą porę, żebym dostrzegła, gdzie konkretnie patrzy. Unoszę wymownie brew.
Za dużo zębów ma w gębie?


Stare tory, Cripple Rock
17.04. | Sebastian Verity
Kundel był ze mną już jakieś dwa tygodnie, a jeszcze nie powiedziałam o nim Sebastianowi.
Nie mówiłam mu o wielu rzeczach. Nie celowo, po prostu nie było okazji. Mieliśmy za dużo rzeczy na głowie, żebym nagle mogła wyskoczyć do niego i paplać a wiesz, znalazłam jakiś czas temu zdychającego barghesta i go sobie wzięłam. Może gdybyśmy na koniec marca mieli takie relacje, jakie mamy teraz. Tylko, że nie mieliśmy. Kaprys losu nas połączył – śmierć Erosa jakoś tak na nas spadła, że odnaleźliśmy drogę do siebie. Kolejny kaprys losu połączył nas po raz kolejny – pierwszy kwietnia to raczej data do żartów, a nie początku związków i wyjaśniania sobie pewnych kwestii. Były rzeczy ważniejsze niż pokazywanie mu szczeniaka.


Ulica Rzemieślnicza, Deadberry
19.04. | Barnaby Williamson
Na samym początku trzeba odrobić pracę domową.
Żadna ze mnie specjalistka od używek innych niż alkohol i fajki. W skrócie mówiąc – żadna ze mnie specjalistka od dragów czy innych środków odurzających, którymi gówniarzeria umila sobie życie, o tym życiu najchętniej zapominając. Trudne jest wchodzenie w dorosłość, ale tak już jest. Siedzenie i kwękanie jak jest źle w niczym nie pomoże, trzeba zakasać rękawy i zapierdalać, a nie się użalać nad sobą, ot. Coraz więcej pokoleń słabeuszy, to nic dziwnego, że nam pod nosem wykwitł handel narkotykami.
Tylko dlaczego, na litość Lucyfera, uganiają się za nim dwaj Gwardziści – konkretnie czyściciel i sumienna?


Tereny łowieckie, Cripple Rock
21.04. | Sebastian Verity, Barnaby Williamson, Dominic Castor, Maurice Overtone i Marvin Godfrey | Pomożecie? Pomożemy!
Zamiast przygotowywać się na zmierzenie z niechybną możliwością śmierci, ja chodzę po lesie i zbieram patyki.
Podobno na starość człowiek głupieje. Coś w tym jednak, kurwa, jest, skoro zamiast ślęczeć nad książkami, albo na salach treningowych, ja zajmuję się sprzątaniem Cripple Rock, bo z jakiejś przyczyny nikt nie poczuwał się do tego, żeby naprawić szkody, jakich narobił Eros, spadając z nieba.
Nie, żebym coś do chłopa miała, skądże. Po prostu ktoś teraz musi posprzątać bałagan, którego on narobił, a jakoś nikt się nie kwapił wcześniej ogarnąć połamane gałęzie i posadzić kilka nowych drzew w miejsce tych starych.
A ponieważ był to mój las, najwidoczniej ostatnią deską ratunku byłam dla niego ja.


Palenisko przy altanie, Red Bear Stronghold, Cripple Rock
21.04. | Sebastian Verity, Marvin Godfrey i Maurice Overtone
Drugim powodem żmudnej drogi było, że dźwigaliśmy ze sobą połamane gałęzie, które zostawiliśmy na polu. Część załadowaliśmy na taczki, część nieśliśmy w rękach, jeśli dorzucić do tego jeszcze szpadle, był z nas całkiem sporawy korowód. Dobre kilkadziesiąt minut zajęło nam zajęcie na miejsce.
Red Bear Stronghold ciężko było pomylić, bo było jedynym takim wielkim domem w okolicy, w dodatku położonym na obrzeżach lasu. My właśnie od tej strony wyszliśmy, więc pierwsze, co dostrzegliśmy, to tylny taras – a zaraz na boku ustawiona była altanka, gdzie dzisiejsza impreza się odbywać będzie.
Tylko najpierw skończymy to wszystko ogarniać.


Wyżsi stopniem mieli to do siebie, że nie mówili za wiele.
Dostałam tylko enigmatyczny liścik, że do Gwardii został przyjęty nowy szeregowy. Mogę tylko westchnąć i współczuć, co to znowu za chłopaczka wprowadzili w struktury. Daniel Murphy brzmiał jak nikt znikąd – czy tak było? Możliwe. Ale nie wiem. W życiu nie słyszałam tego nazwiska i nie wiem, kim on jest.
Jak mówię – wyżsi stopniem mieli to do siebie, że nie mówili za wiele.
Jak widać, działa to w obie strony. Na przykład Daniel Murphy list dostał taki, że nie wiedział praktycznie nic. Znajoma mogła być mu tylko godzina. Jak w labiryntach Kazamaty odnajdzie drogę do sali treningowej? Nie mój interes.
Nie moim interesem jest również, jak znajdzie enigmatycznego J.C., i mogę sobie dać rękę uciąć, że nie zakłada z góry, że przywita go kobieta.


Laboratorium, Kazamata, Deadberry
22.04. | Richard Morley
Nie dość, że miałam dzisiaj jakiegoś paskudnego pecha, to jeszcze cały humor mi się zjebał.
Powodów było zbyt dużo i nie chciało mi się ich wszystkich wymieniać. Jednym z tych właśnie powodów było rozpieprzenie ściany w drobny mak (a przynajmniej tej części) i dotknięcie tej części najwrażliwszej cholernego Purkissa – czyli jego drogocennego kubeczka.
Gdyby kto był ktoś inny zamiast cholernego Purkissa, powiedziałabym mu, żeby poszedł popłakać się w kącie i nie zawracał mi dupy. Ale to był Purkiss. Purkiss znał ludzi, a z Purkissem dobrze było żyć w zgodzie. Nawet jeśli jesteśmy w dwóch zupełnie różnych oddziałach, jestem tutaj zbyt długo, żeby nie wiedzieć, że jako jeden żywy organizm, jedno może pomóc drugiemu – i jedno może zaszkodzić drugiemu. A ja miałam apetyt na awans. Ile mogę być pieprzonym oficerem, gówniarze w wieku moich dzieci zyskują ten sam stopień i są mi równi rangą.
Fakt faktem, że ja akurat zaczęłam później niż oni, ale…
Szkoda by było, gdybym tego awansu nie dostała, bo stłukłam cholernemu, wrażliwemu Purkissowi jego ulubiony kubek.


Przed domem, Golden Hour, Wallow
23.04. | Marvin Godfrey
Nie powinnam tego robić, ale nie mam, kurwa, czasu.
Mam na myśli wsiadanie do świeżo zakupionego samochodu i samodzielną podróż nim z Cripple Rock do Wallow po zaledwie kilku lekcjach od Orlovsky’ego i Sebastiana. No cóż, jeśli wjadę w jakiś rów albo inne drzewo – jeszcze lepiej, wtedy wystarczy zadzwonić po osobę, do której się wybieram pod durnym pretekstem i nie będzie wydawał się już aż tak durny.
Nawet w zasadzie nie wiem, czy jest w domu.
Los jest jednak przewrotny – nie mam zginąć dziś (całe szczęście, Gorsou by mnie zabił, gdybym nie pojawiła się za trzy dni na spotkaniu), a widocznie za kilka dni. Mam więc kilka dni więcej na spędzenie ich z bliskimi, z Kowenem. Z Sebastianem.
Dzisiaj zajeżdżam do Wallow i parkuję swoim Jeepem w miejscu, w którym nie wiem, czy mogę zaparkować.


Ognisko, Gniazdko, Wallow
24.04. | Frank Marwood, Imani Padmore i Sebastian Verity
To spotkanie odciągało się w czasie już prawie miesiąc. Już prawie miesiąc minął, odkąd Marwood spotkał się ze mną, żebym zaprezentowała mu działanie magii odpychania. W rzeczy samej, zrobiłam to, bo przecież wiem, że jego wiedza przysłuży się naszej sprawie. Jak? Nie mam zielonego pojęcia, ale nie miałam wątpliwości, że Marwood wie, co robi.
Dzisiaj widzimy się nie tylko po to, żeby pozatrzaskiwać czary w pentaklu. Dzisiaj spotykamy się po to, żeby się urżnąć.


Manchester, New Hampshire
25.04. | Sebastian Verity
Jutro być może nastanie ostatni dzień mojego życia.
Nie wiem tego na pewno, ale idę tam ze świadomością nieuniknionej śmierci w imię Lucyfera. Idę tam, bo nasz Pan mnie potrzebuje i mnie właśnie wybrał, abym dla niego walczyła. Idę tam, chociaż boję się jak jasny chuj, bo po raz pierwszy od lat naprawdę czuję, że mam po co żyć.
Nie żegnam się z nikim. Nie jestem histeryczką, a moje dzieci są wystarczająco dorosłe, aby były w stanie poradzić sobie same. Tak je wychowywałam. Na samodzielne, samowystarczalne i silne. Nawet jeśli tego nie rozumiały i być może mają mi coś za złe – tej siły nikt im nie odbierze. Również wtedy, kiedy mnie już zabraknie.


Billy Goat, Mglista ścieżka, Skalny tunel i Rozdroże w tunelach
26.04. | Kowen Dnia i Kowen Nocy | Biada ziemi i biada morzu cz.2
Zbliżała się godzina zero. Godzina, w której wszyscy na nowo się spotkamy, lecz nie żeby obradować czy imprezować, ale aby ruszyć w ślepo po ścieżce, którą ułożył dla nas Pan. Nie wiem, czego mogę się po niej spodziewać. Z pewnością będzie kręta i okrutnie niebezpieczna. Niebezpieczeństwo to moja codzienność, niemniej teraz wiem, że wrogów mamy zbyt wiele, a zadanie przed nami postawione, w realnym odczuciu, jest niemal niemożliwe do zrealizowania.
A jednak się tutaj zjawiliśmy. W piątkę. Spodziewałam się większego odzewu, ale nie każdy najwidoczniej ma odwagę, aby oddać siebie całego Panu i pójść za nim, na szali kładąc nawet własne życie.


Nie wiem, dlaczego zostałam.
Nie pamiętam, jakim cudem i o jakich siłach dostałam się ze ścieżki lasu do samochodu Sebastiana. Siedziałam na przednim fotelu, ale nie miało to znaczenia. Mój wzrok wbity był w ciemną przestrzeń za nami, pozostawianych drzew i magii, która rozlewała się na świat. Nie widziałam zwierząt. To była najbardziej cicha noc, jaką pamiętam.
Przez uchylone okno wdychałam świeże, chłodne powietrze lasu. Nie zapowiadało się na deszcz, ale w powietrzu wyczuwałam burzę. Burzę inną niż wszystkie te, które pamiętam w swoim życiu.
Sebastian prowadził. On z nas wszystkich wyglądał najlepiej. Ja, dla odmiany, najgorzej.
Nie potrafiłam nawet na niego spojrzeć.
Nie miałam już siły.


Billy Goat, Cripple Rock
26.04. | Frank Marwood i Sebastian Verity
Billy Goat jest puste bez Gorsou. Jego brak wyczuwam w każdym kącie. Przyzwyczaiłam się już do jego stałego towarzystwa, to miejsce kojarzyło mi się nierozłącznie z nim. Teraz go nie było.
Nie było Gorsou.
Co będzie teraz?
Zasiadam za stołem, struta i z miną dość nietęgą. Kładę na blacie łokcie i opieram na nim część ciężaru swojego ciała. Ręka wciąż jest drastycznie sina i nadal czuję w niej mrowienie. Już wiem, że muszę pojechać z nią coś zrobić. Nie teraz.
Jesteśmy tu tylko ja, Frank i Sebastian. Na ostatnim spotkaniu było tyle ludzi – gdzie podziali się ci wszyscy wyznawcy Lucyfera?



Okołofabularne


Sala odpraw, Deadberry i Promise Land, Maine
17.03. | opowiadania zawodowe

Siedziba Carter's Wilderness Mastery i Billy Goat, Cripple Rock
07-08.04. | opowiadania | Biada ziemi i biada morzu cz.1

[ukryjedycje]

Ostatnio zmieniony przez Judith Carter dnia Nie Wrz 01 2024, 15:52, w całości zmieniany 13 razy
Judith Carter
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Sumienna - Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter

maj - czerwiec1985



Maj


Właśnie dlatego nie mam czasu siedzieć grzecznie i potulnie na krzesełeczku w poczekalni, a aż nosi mnie po korytarzu. Na tyle, że w końcu widząc kogoś, kto ubiorem przypomina mi medyka, pada ofiarą mojego zniecierpliwienia (i nawet jeszcze jestem grzeczna):
Przepraszam – wcale nie przepraszam, nie mam za co – nie mam czasu tutaj ślęczeć, potrzebuję szybkiej opinii lekarskiej. – I ani mi się śni zostawać w szpitalu na obserwacji. – Jest Pani w stanie na to spojrzeć? – unoszę założoną dotychczas pod biustem rękę, odsłaniając siny kolor skóry i poważne problemy z krążeniem od dłoni aż po łokieć.


Plac zabaw, Broken Alley
30.04. | Sebastian Verity
Parkuję samochód nieopodal. Wysiadam z niego, trzaskam drzwiami. Jestem w iście nie-wyjściowym nastroju, oczy mam podkrążone i jestem bardziej blada (jak na moją karnację i tak wyglądam jak normalny człowiek). Gdybym zobaczyła się w lustrze, powiedziałabym, że wróciła ta dawna ja – ta, która nie miała nic do stracenia i miała iskierki wkurwienia oczach na każdym kroku. I tylko ja wiem, że to nie one; to po prostu maskowany brak sił, bo okazanie słabości jeden raz to o jeden raz za dużo.
Wie o tym jeszcze jedna osoba, którą widzę, jak właśnie podąża w moją stronę. Dałabym się pokroić teraz, aby po prostu mnie przytulił. Mogłabym przysiąc, że wtedy wszystkie moje problemy, a przynajmniej ich połowa, znikną.


Sala bankietowa, Kapliczka, Deserownia, Fort Schoals Keep, New Hampshire
30.04. | członkowie Kręgu | Niech żyje bal
Trzeci maja to dobra data. Wesley nie powinien czekać dłużej na pochówek. Lekarz, który stwierdził zgon (naprawdę czysta formalność, każdy kretyn by zauważył, że zesztywniałe ciało ulegające powoli procesowi rozkładu jest trupem), powiedział również, że Wesley nie zmarł dzisiaj, a najpewniej kilka dni wcześniej. Kiedy – nie określono. Ja się mogę domyślać. Ojciec nie może. Ojciec nie potrzebuje więcej informacji – ojciec od razu znajduje winnych.
Wszystko przez Lanthierów.
Psia jego mać i cały mój wysiłek poszedł z gwizdem.
Odnaleziony testament wuja wybrzmiewał szumnie, że chciał, aby to ojciec przejął opiekę nad rodziną – a więc jeszcze kilka kolejnych obowiązków spada na moje ramiona.
Więc kiedy sadzam dupsko, żeby wreszcie się przyszykować na ten cholerny bal, nie mam na niego najmniejszej ochoty.


Dziś, po nocy spędzonej na balu, z którego ani ja, ani nikt z mojej rodziny nie mógł się wyłgać, szczególnie po nowinach, które rozchodzą się prędzej niż świeże bułeczki w najbliższej piekarni (nie chcę wskazywać palcem, ale dziękuję, redakcjo Piekielnika) – na nasze barki spadła funkcja reprezentacyjna, a więc coś, czego zdecydowanie potrzebowaliśmy w ostatnich dniach.
Tak.
Może to między innymi dlatego ja, jako młodsza część rodziny, jadę właśnie do Bloodworthów, aby uzgodnić ostatnie szczegóły i porozmawiać o zapłacie. Błogo jeszcze nieświadoma, że jeśli mój dzień jest zły – za moment może być jeszcze gorszy.
Bo po przekroczeniu progu znów widzę naprzeciwko siebie kobietę, która była tamtej nocy w jaskini, a której tam nie powinno być.


Ostatnie dni dały mi po dupie. Żeby było zabawniej, wiadomość o śmierci nestora musiała wyciec akurat w dniu, w którym był bal magicznej rady. Żeby było jeszcze zabawniej, Laffite musiała ogłosić to całemu światu. A żeby było jeszcze zabawniej, to rozmawiaj potem, człowieku, z tym wszystkim tałatajstwem, i udawaj, że te wszystkie spływające kondolencje nie kończą tam, gdzie kończy się trasa wszystkiego, co smaczne i nie – w dupie.
Nie zjawiłam się tu bez powodu i nie mam zamiaru tracić tu czasu. Czemu ojciec uparł się na Country Club – nie wiem, mamy duży dom. Z drugiej strony – nie wyobrażam sobie zaprosić części z Kręgu do swojego domu. Szczególnie, odkąd wiem, jaką herezją się wykazują i jakim zagrożeniem mogą być.
Ja w sprawie stypy – mówię do najbliższej dziewczyny z włosem w kolorze blond.


Kaplica cmentarna i Grób Wesleya Cartera, Broken Alley
03.05. | pogrzeb nestora | In Memoriam
Ojciec z matką otaczają trumnę, a w tym czasie ja podchodzę do jednej ze świec przy ołtarzu. Z głębokim westchnięciem, słowa układam w krótką myśl: Przyjmij go do swojego królestwa, Ojcze. Niech odnajdzie drogę i zazna spokoju. Potem wszyscy i tak spotkamy się w Piekle.
Nie musiał umierać tak młodo. Tak szybko. Miał pięćdziesiąt siedem lat i jeszcze dobre dwie dekady życia przed sobą. Ale wyszedł z domu w momencie, w którym otwieraliśmy Piekło – i tylko ja jedna wiem, że to nie pieprzone bestyjki Lanthierów go zamordowały, tylko my. My. My, dzieci Lucyfera, w Jego imię.
Sebastian miał rację, że nie powinnam się obwiniać, bo najwidoczniej Pan potrzebował go u swojego boku.
Tylko łatwiej jest powiedzieć niż się z tą myślą pogodzić.


Nikt nie pyta mnie o nazwisko, nie muszę się przedstawiać. Raz – że jestem tutaj z rodziną, pełniąc funkcję marnego cienia mojego ojca, a dwa – że to ja rozmawiałam z ludźmi z Country Clubu na temat organizacji tej stypy. Nie spodziewam się absolutnie niczego i zapomniałam już połowę z tego, co było powiedziane. To i tak nie będzie miało większego znaczenia.
Jutro i tak wszyscy zapomną, czy obrus na stole był granatowy, szary, czy pstrokaty w łatki dalmatyńczyka.
Wchodzimy praktycznie jako ostatni i mogę dostrzec doskakującą do ojca i ciotki Annikę. Ja odsuwam się nieco na bok, chociaż zauważam jej obecność. Zadziwia mnie, jak bardzo różni się obecny pogląd na relację rodzin Carter – van der Decken i mogłabym przy okazji odpalić sobie jakiś popcorn, bo wiem, jaki pogląd na tę sprawę ma mój ojciec.
Śmieszne, zawsze myślałam, że podążam za tradycją, a tu proszę, jaka ze mnie nowatorska dusza.


Billy Goat, Cripple Rock
05.05. | Kowen Dnia | Spotkanie Kowenu Dnia
To już nie będzie to samo.
W głowie mam mnóstwo wątpliwości. Co będzie dalej? Kto pokieruje Kowenem? Kto powie nam, gdzie szukać następnych poszlak w drodze do dokończenia naszego dzieła, naszej pracy? Jak mamy pokierować nowymi członkami Kowenu, aby nie zboczyli ze ścieżki i dołożyli swoją cegiełkę, wspomagając nasz wysiłek?
W głowie mam mnóstwo wątpliwości i zbyt mało czasu, aby je przemyśleć. Z domu do Billy Goat droga jest zbyt krótka – a staje się jeszcze krótsza, odkąd z pieszych wędrówek przesiadam się do samochodu. Parkuję nowego Jeepa przed Billy Goat i już wysiadając z auta dostrzegam, że Sebastian jest przede mną.


Salon, Golden Hour, Wallow
05.05. | Marvin Godfrey
Dawnośmy się nie widzieli.
Będzie z jakieś osiem godzin. Rano, przy promieniach wschodzącego słońca, oboje byliśmy świadkami, jak pojawił się między nami Lucyfer. Godfrey ledwo wrócił do domu, może się nawet trochę zdrzemnął. Ja – ja wróciłam do nudnej pracy, wypisałam raporty i pożegnałam się raz na dobre z pracą biurową, bo od jutra siedzę dupą w wannie i piję szampana w sanatorium.
Tylko bez szampana. Za to w doborowym towarzystwie, bo na tydzień jedzie ze mną Frank, a i Sebastian na chwilę też z nami zostanie. Jest szansa, że, nareszcie, moja ręka wróci do pełni sprawności i nareszcie poczuję się lepiej.
Będę mogła całkowicie zapomnieć o tym, co spotkało mnie w tunelach ten tydzień temu.
Ale czy naprawdę zapomnę?


Kawiarnia Złota Polewka, Deadberry
05.05. | Sebastian Verity
Porzucam samochód przy granicy do Deadberry, resztę przechodzę pieszo, jak zwykle. Niemal biegnę, chociaż nie do końca, na miejsce spotkania – do tej alejki z latarniami, która jest tak samo ładna, jak i jest ponura. Przechodzę przez nią, szukam spojrzeniem Sebastiana, ale go nie widzę. Kurwa, poszedł już sobie. Będę musiała do niego zadzwonić, albo podjechać. Albo porozmawiać w samochodzie, przecież jutro i tak jedzie ze mną i Frankiem do sanatorium.
Zdyszana, zziajana, z włosem rozwianym po całej mordzie wzdycham głęboko i z poczuciem kompletnego spierdolenia zamierzam zawrócić do samochodu, kiedy-
Wzrok zatrzymuje się na przeszklonej ścianie pobliskiej kawiarni.
Siedział tam. Sebastian tam był.
Nie sam.


Minęła jakaś chwila, odkąd wróciliśmy z zabiegów. Po wysiedzeniu dupy w jacuzzi udałam się pod prysznic (tym razem nie zamknęłam zamka), żeby zmyć z siebie smród chloru, założyłam majtki, a na to szlafrok, i w ten sposób miałam zamiar umilić sobie wieczór szklaneczką whisky, do której właśnie wrzuciłam kosteczki lodu, kiedy do mojego pokoju wpadła burza.
Zazwyczaj to ja w ten sposób wpadam do kogoś, więc patrzę na Sebastiana, lekko zdębiała i zszokowana, obserwując, jak ten miota się w tę i z powrotem, wyrzucając z siebie całe wkurwienie – bo tyle byłam w stanie zrozumieć z tego, co do mnie mówił. Był wkurwiony, bo go jakiś gówniarz obraził. Gówniarz z jego rodziny. Jak? Nie mam, kurwa, pojęcia, ale siedząc sobie przy stoliku, z nogą założoną na nogę (wystającą zza miękkiego szlafroczka), z wilgotnymi jeszcze włosami, trzymam w dłoni szklankę whisky, bo nawet nie czuję przestrzeni, żebym ją mogła podnieść.


Po śniadaniu, pierwszych zabiegach i obiedzie siedzimy na ławce, wystawieni na słońce, bo kąpiele słoneczne dobrze robią na zatrucie. Może. Nie wiem.
Frank ma inne zdanie na ten temat.
Ja też.
Przenoszę na niego wzrok i widzę, że, dla podkreślenia ironii losu, właśnie z ust zaczyna ściekać mu ta sama czarna maź, którą ja starałam się ukryć przez ostatnie dni. Doświadczenie po dwudziestym szóstym w domu Sebastiana, i dodatkowe, podczas Balu Magicznej Rady, nauczyło mnie nosić ze sobą przynajmniej jedną paczkę chusteczek higienicznych.
Dlatego sięgam do kieszeni i podaję je wymownie Frankowi.
Właśnie widać.


A więc tu się znalazły te wszystkie zebrane pieniądze.
No-no, muszę przyznać, gdybym była bardziej naiwna, nawet bym pomyślała, że gest bardzo szlachetny. Na szczęście umiem czasem spoglądać dalekosiężnie, na przykład na koniec czerwca i zaznaczoną zapewne na czerwono datę w kalendarzu każdego Williamsona, oznaczającą jedno – wybory.
Jedno magiczne słowo powodujące, że nagle politycy zaczynają gadać ludzkim głosem.
Tego konkretnego Williamsona lubię dlatego, że nie jest typowym Williamsonem. Gdyby był, być może nie wytrzymałabym z nim pół minuty. Oczywiście zakładając, że pierdoliłby o polityce – z jakiegoś powodu nasze rodziny się lubią; może z czystej przedsiębiorczości. Jak to Sebastian ostatnio ujął, dobrze jest żyć dobrze z Carterami czy coś takiego. Urokliwe hasełko, gdyby to nie był Sebastian, nawet bym się zaśmiała.
Wracając.


Grzbiet piekieł, Cripple Rock
13.05. | Sebastian Verity
Nie chcę się przekonywać, jak bardzo poważnie mówił Sebastian.
Odkładam słuchawkę telefonu. Whisky straciło moje zainteresowanie, co jest jawną informacją, że właśnie dzieje się tragedia. Nie mam ochoty ani na alkohol, ani na fajki, a takie sytuacje zdarzają się jedynie w momencie, w którym usiłuję utrzymać się w najwyższej gotowości.
Teraz mam gotowość co najwyżej zejść z tego świata.
Rozsypałam się. Jestem jednym, wielkim gównem. Nie wiem, po co Sebastian chce mnie widzieć, ale nie chcę się przekonywać, czy naprawdę będzie w stanie wtargnąć do mojego domu i wynieść mnie z niego siłą.
Jakoś wierzę mu, że będzie w stanie.
Ja bym była.


Nie wychlałam całej butelki, ale chuj mnie strzelał i energia roznosiła, kiedy chodziłam po pokoju, tylko po to, żeby rozchodzić to wkurwienie. W międzyczasie jeszcze przyszedł jeden list od Williamsonówny, który wcale mnie nie uspokoił.
Odpisałam jej krótko, tymi słowami, które ustaliłam przez ten czas z Sebastianem. Żeby nie robiła już, kurwa, nic.
Błędem było, że jej zaufaliśmy. Nie powinniśmy. Mogliśmy poszukać kogoś innego. Bardziej zaufanego. Kogokolwiek, a nie, kurwa, studentkę, którą wybraliśmy tylko dlatego, że była siostrą Barnaby’ego.


Jesteśmy długo przed mszą, a ja słucham rozkazów. Nie myślę o tym, jak się czuję, przyjmując je od Sebastiana – nie ma to znaczenia. On jest protektorem, podobnie jak Orlovsky, więc zamykam gębę, słuchając strategii. Nie mam nic do dodania, a kiedy wychwytuję od Orlovsky’ego, gdzie mam stać i pełnić wartę, przyjmuję to krótkim, rzeczowym skinieniem głowy.
Potem się rozchodzimy – każdy na swoje pozycje. Ja zajmuję miejsce w ostatniej ławce z brzegu, po prawo, i przy okazji zauważam Godfreya z jakąś kobieciną; kiwam mu głową krótko na powitanie, ale nie mam czasu na nic więcej.


Długi korytarz, Kazamata, Deadberry
22.05. | Sebastian Verity
Wiedziałam, że sprawa samozwańczego guru jeszcze odbije mi się czkawką, ale skurwiel przepadł jak kamień w wodę. Wcale mnie to nie dziwi – na jego miejscu też przeniosłabym się w inne miejsce, albo czekałabym, aż sprawa przycichnie. Pytanie – którą z tych dwóch opcji wybrał tamten skurwysyn?
Moglibyśmy siedzieć z założonymi rękoma i czekać, aż sam się zdemaskuje, ale wtedy najpewniej będzie już za późno. Przypuszczam, że stanie się to dopiero za kilka lat, jak już założy sobie następną sektę, wydoi z tych naiwnych ludzi każdy możliwy cent, a potem zarządzi rytualne samobójstwo dla Lucyfera.
Strach pomyśleć, co też wymyśli na bazie obecnych wydarzeń. O ile faktycznie do Saint Fall wróci.


Archiwa, Katedra Piekieł, Salem
22.05. | Sebastian Verity
Kilka miesięcy temu też tutaj rozpoczynaliśmy współpracę.
Kilka miesięcy temu byłam pewna, że ze mnie zadrwił i że go nienawidzę.
Zabawne.
Trzeba znaleźć kogoś, kto nas upoważni. Kojarzysz, czy jeszcze pracuje tutaj ktoś, kto wtedy siedział nad tą sprawą?
Nie wiedział zbyt wiele, to już wiem. Ale może pamięta, kto w tym szambie musiał nurkować.
Przechodzimy żwawym krokiem przez ogrody katedralne, po czym docieramy do wejść bocznych – tutaj, gdzie nie wchodzą wierni, aby się pomodlić, ale tutaj, gdzie nikt nie chciał się znaleźć, bo to oznaczało zadarcie z kościołem.


Dopiero co wróciłam z pracy, więc oczywistym będzie, że nie będę podrywać się do biegu na każdy stukot czy dzwonek do drzwi. Moja matka miała inne zdanie na ten temat, a ja za bardzo nie byłam zainteresowana tym, co miała do powiedzenia i komu. Akurat wchodziłam pod prysznic, żeby zmyć z siebie kazamatowy pył i pot, więc niech się sama zajmuje tym listonoszkiem, czy ktokolwiek tam przyszedł.
*
Pan Verity – rozbrzmiewa nieco zaskoczony, ale naprawdę, tylko nieco, głos kobiety tak podobnej do Judith. Skóra zaznaczona słońcem, te same dołeczki przy ustach, podobne, tylko znacznie większe, zmarszczki przy oczach. – Tak, właśnie wróciła. Judith! – Leontina odwraca się, żeby zawołać córkę, głos kierując w stronę schodów na górę, ale za moment odwraca swój wzrok w stronę Sebastiana.


Jezioro w głębi lasu, Cripple Rock
28.05. | Sebastian Verity i Maurice Overtone
Nie bierz strzelby, nie bierz strzelby. Sraty pierdaty. Masz się jak bronić, nie bierz strzelby. Chuje muje dzikie węże.
No dobra, nie wzięłam jej.
Nikt nic nie mówił o pistolecie.
Nie wiem, czego chce Overtone, a gdyby nie fakt, że jest w Kowenie (i Sebastian mi bardzo dobitnie przypomniał, że nie należy w niego wątpić, bo się, na przykład, na mnie obrazi; Sebastian, nie Overtone), w ogóle bym tu nie przylazła.
Drugą sprawą jest, że właśnie usłyszałam coś o dziwnym zjawisku magicznym, co interesuje mnie z dwóch powodów. Po pierwsze – to mój las. Po drugie – po otworzeniu Wrót Piekła, Piekło wypuszcza nam coraz więcej niezbadanych niespodzianek, które nie powinny trafiać w ręce niepowołane. Na przykład – wyznawców Lilith, którzy nadal chuj wie, czego chcieli.


Las stu szeptów, Cripple Rock
29.05. | Cecil Fogarty | I ujrzałem ziemię nową
Błądzę po tej okolicy już od jakiegoś czasu, poszukując choćby poszlaki, a od jakiegoś momentu nie mogę oprzeć się wrażeniu, że mam ogon. Nie odwracam się, ani nie szukam tego kogoś wzrokiem, ale staram się wytężyć wszystkie zmysły, aby zlokalizować intruza. Jestem łowcą – ja nie szamoczę się i nie wpadam w sieci; ja rozkładam sidła a potem czekam, aż bestyjka sama w nie wejdzie.
Czekać długo nie musiałam.
Dobry wieczór, pani Carter.
Jak dawno nie słyszałam tego głosu.
Zdziwiłabym się bardziej, gdyby Sebastian nie wyprowadził mnie z błędu, że to nie tego gówniarza sprzątnął jakieś dwa miesiące temu.


Czerwiec


NAZWA LOKACJI
DATA | POSTAĆ


NAZWA LOKACJI
DATA | POSTAĆ


Okołofabularne


Koszmar
03.05. | Leander van Haarst


Rozmowa telefoniczna
08.05. | Sebastian Verity

Rozmowa telefoniczna
13.05. | Sebastian Verity


Judith Carter
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Sumienna - Czarna Gwardia