Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
First topic message reminder :

GŁÓWNA SALA
Największa sala w Pubie pod Chyżym Ghoulem, pomimo dość zgrzebnego wyglądu, ma swoje niezaprzeczalne uroki. Choć nie znajdują się tutaj żadne nowoczesne telewizory albo głośniki, to atmosfera jest iście ciepła i gościnna.
Kanapy, rozmieszczone strategiczne wokół obszernego kominka, są wyłożone grubą, ciemnozieloną skórą i czerwonym atłasem, które z czasem nabierają połysku i miękkości od niezliczonych godzin spędzonych na dyskusjach, spiskach i swobodnej rozmowie. Są wyjątkowo wygodne, podobnie jak rzeźbione, drewniane krzesła, które mimo solidności, dzięki miękkim poduszkom, są niezwykle komfortowe.
Pomiędzy stolikami często przemykają kelnerzy, gotowi przyjąć zamówienie, niosąc na tacach butelki i szklanki z najróżniejszymi trunkami. Niektóre z nich są tak niepowtarzalne, że unosi się z nich różowawy dym.
W jednym z kątów sali znajduje się stara szafa grająca, która, pomimo swojego wieku, działa bez zarzutu.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Magnus Abernathy
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t362-magnus-abernathy#1091
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t402-magnus-abernathy#1273
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t403-fuck-marry-kill#1275
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t401-poczta-magnusa-abernathy#1272
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t362-magnus-abernathy#1091
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t402-magnus-abernathy#1273
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t403-fuck-marry-kill#1275
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t401-poczta-magnusa-abernathy#1272
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Każdy na jego miejscu czułby się pewnie mając taką przewagę. Pycha w końcu była jednym z grzechów głównych według tych, co czcili Gabriela, a więc jedną z cnot głównych dla magicznych. Każdy nosił w sobie pychę i zuchwałość, ale tylko nielicznym było z nią do twarzy. Oliver akurat zaliczał się do tego grona, którym ona jak najbardziej pasowała i dodawała tylko smaczku do całości, a także popychała do coraz odważniejszego i bardziej otwartego kuszenia starszego czarownika. Magnus nie miał mu tego za złe i z przyjemnością oglądał ten cały pokaz, choć jego irytacja i pożądanie się wzmagały. Można by powiedzieć, że Lavoie zapewniał mu jego własny rodzaj tantalowych mąk, gdyż mimo posiadania na wyciągnięcie ręki tego, czym mógł zaspokoić swój głód i pragnienie nie mógł po to sięgnąć. Przynajmniej jeszcze nie teraz.

Czy były zaklęcia, odbierające zdrowe zmysły jedynie dzięki wyszeptaniu odpowiednich słów w odpowiedni sposób? Abernathy mógłby odpowiedzieć mu na to pytanie, ale czy odpowiedź zadowoliłaby Olivera, a może raczej czy by go nie przeraziła? Zresztą nie tylko białowłosy trafił zdrowy rozsądek pod wpływem głosu towarzysza. To samo działo się z blondynem, który od pierwszych chwil został zauroczony francuskim akcentem chłopaka, a z biegiem lat ten czar tylko przybierał na sile, powodując, że każde słówko wtrącone w jego ojczystym języku wysyłało wzdłuż kręgosłupa Magnusa małe stróżki prądu, które rozchodziły się później po całym jego ciele, pobudzając to, co uśpione. Wtem jego bestia obudzona z drzemki podnosiła się i przeciągała, szczerząc w ziewnięciu kły, które domagały się zatopienia w ciele, aż do krwi i pozostawieniu trwałych bądź półtrwałych śladów na kochanku. Dzisiejszej nocy jak nigdy dotąd była ona rządna krwi. Krwi, nie byle kogo, bo Olivera Lavoie. Chciała go na trwałe oznaczyć jako swoją zdobyć.
- Muszę cię rozczarować. Niestety są lepsi od ciebie. - W głosie Magnusa dało się słyszeć smutek, który był całkowicie udawany. Skoro bawili się już w kotka i myszkę, a gra zbliżała się powoli ku końcowi to należało podnieść stawkę. To właśnie robił chłopak za pomocą tych kilku słów. Czy była w nich prawda, czy też nie to już inna kwestia, na inny wieczór, wymagająca, aby Oliver wydarł z ciała czarownika prawdę wszelkimi sposobami, które mogła mu podsunąć Nieświęta Trójca albo jakikolwiek demon znajdujący się w pobliżu.

To prawda. Abernathy wyrzucał coraz większe wartości, ale jak na razie los się do niego nie uśmiechał tak jak do Oliego, który wydawał się jawić jako wcielenie inkuba, który planował wyssać wszelkie siły życiowe ze swojego kochanka-ofiary.

- Mam nadzieje, że dotrzymasz danego mi słowa - wymruczał, spoglądając na niego spod wachlarza ciemnych rzęs. Zachowywał się jak kokietka albo dziwka, która upatrzyła sobie cel na dzisiejszy wieczór i okręcała go sobie wokół palca. Cóż… będąc jak się wydawało na przegranej pozycji powoli wchodził w rolę. - I ja nie narzekam. Ja po prostu stwierdzam oczywistości. W końcu kto nie podpisałby z tobą cyrografu w zamian za możliwość posiadania twojego ciała. - Oj tak, Oli zdecydowanie był kąskiem, w który nie jeden z ochotą i zapałem wbiłby swoje zęby. Magnus Abernathy na pewno znajdował się w pierwszej trójce takich osób.

Obserwując kolejny rzut w wykonaniu Oliego nie powiedział nic, tylko bacznie mu się przyglądał, a kiedy jego oczom ukazały się  trzy jedynki i dwie dwójki ukrył swój uśmieszek. Uśmieszek niejako ulgi, gdyż nie lubił przegrywać. Mógł ulegać, ale na własnych zasadach, a zaś oddanie tego losowi do nich nie należało. Zresztą młody czarownik musiał sobie zdawać, że właśnie podpisał cyrograf z być może uosobieniem samego Diabła, na co wskazywało nie tylko jego zachowanie, ale też słowa.

Milcząc Magnus sięgnął po kubek, w który wrzucił kości, którymi przed rzutem potrząsnął. Z brzękiem wysypały się one na stół układając w następujący wzór: trójka, piątka, czwórka i dwie szóstki. Tak nie wiele brakowało, aby można było uznać, że ktoś z Nieświętej Trójcy czuwa nad rzutami Magnusa i daje mu znać, że jest przychylny.

Sięgając po wino Oliego z leniwym uśmieszkiem i manierą godną przeciągającego się kota, Magnus upił kilka łyków. Nie był on zwolennikiem wina poza momentami, kiedy jego picie uważał za grę wstępną albo mógł on je spijać z ciała swojego kochanka. Teraz jednak niejako drwił sobie z Olivera w odwecie za to, jak on sobie wcześniej z nim pogrywał.

Odstawiając kieliszek z winem, zgarnął z brzegu szła zagubioną czerwoną kroplę i roztarł ją na wargach swojego kochanka.

-Mon amour, - spróbował odwzorować akcent Oliego - zasiadłeś do gry z własnym diabłem i sobie z niego drwiłeś, wiodłeś na pokuszenie i prezentowałeś swoją pychę w całej jej nieświętej chwale. Naprawdę uważasz, że jeśli wygram, a jak widać jest to bardzo możliwe, to będę mieć dla ciebie litość? - Zawiesił głos, zanim znowu się odezwał. Tembr jego głosu był o wiele niższy i bardziej zachrypnięty, jakby to bestia mówiła do Olivera ustami Magnusa. - Mogę cię zapewnić, że duszę w najgłębszych kręgach piekielnych będą modlić się i błagać o litość dla ciebie u Nieświętej Trójcy. - W jego oczach zabłysły błękitne ogniki ognia piekielnego.[/b]
Magnus Abernathy
Wiek : 27
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : EAGLECREST, SAINT FALL
Zawód : Opiekun księgozbiorów | Student
Oliver Lavoie
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t237-oliver-lavoie
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t345-oliver-lavoie
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t343-psychoaktywny-dymek
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t344-poczta-olivera-lavoie
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f78-domek-olivera-lavoie-i-jego-babci
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t237-oliver-lavoie
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t345-oliver-lavoie
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t343-psychoaktywny-dymek
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t344-poczta-olivera-lavoie
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f78-domek-olivera-lavoie-i-jego-babci
Konflikt między Gabrielem i Lucyferem był bardzo ciekawym zagadnieniem religijnym. I chociaż sam Oliver był całkiem obeznany w religioznawstwie, obejmującym nie tylko słowiańskie zwyczaje ale też ich własną wiarę, to jednak w tej chwili zdecydowanie na tronie pana piekła widziałby chętnie Magnusa. Nikt tak nie potrafił rozgrzać atmosfery, nikt nie działał tak na Olivera jak ten mężczyzna o wyjątkowo anielskiej twarzy a duszy przesiąkniętej zepsuciem. Tak, zdecydowanie wyglądałby obłędnie w złocistej koronie i na pewno nie dałby Magnusowi samemu rządzić. Oczywiście pozwalałby mu na wysoki w bok ale to on musiał być wtedy jego księciem. Oliver w tym przypadku lubił siebie stawiać na piedestale. W końcu czy Magnus miał jakiegoś innego kochanka dłużej niż Olivera? Spotykali się w miarę regularnie, poznali swoje ciała bardzo ale to bardzo dokładnie i doskonale po wielu latach poznawania się, wiedzieli, co najbardziej działa na tego drugiego. Niektórzy zapewne powiedzieliby, ze ta dwójka jest już w dość zaawansowanym związku. Czy jednak przejście na ten etap znajomości nie ugasiłoby szybko ognia, który wypalał ich serca? Nie, zdecydowanie romans był czymś idealnym, tym etapem znajomości, kiedy siebie znali, ale jednocześnie wystarczającym by cały czas podsycać płomienie pożądania.

- Teraz mam szczerą nadzieję, że wygram. Potrzebujesz srogiej kary za to, co właśnie powiedziałeś mon esclave. - Znowu musiał wtrącić francuskie słówko. Tym razem było inne niż zwykle. Czy Magnus domyśli się, co właśnie powiedział do niego chłopak? A może znaczenie tego słowa pozostanie jedynie słodką tajemnicą samego Olivera, który aż się palił do tego, by znaleźć się sam na sam z Magnusem, bez względu na to, jaki będzie wynik ich gry. Magnus mógłby zrobić z nim co tylko zechciał. Mógł sprowadzić na niego niewysłowioną rozkosz ale też ból, które na pewnym etapie były przecież tożsamymi pojęciami. Po latach gorącego romansu z Magnusem, Oliver po prostu musiał nauczyć się czerpać przyjemność z bólu. Starszy czarownik był wprawdzie namiętnym kochankiem ale kiedy tylko potrzeba było był też wyjątkowo srogi i niejeden raz pozostawił na skórze alchemika nie tylko ślad swych ust ale też paznokci czy ciężkiego paska od spodni. Nie jeden raz też Oliver musiał nacierać się maścią łagodzącą, kiedy po szalonej nocy Magnus pozostawił na nim odcisk swoich zębów.

Słysząc słowa Magnusa jego policzki zdawały się z lekka spąsowieć. Przechylił głowę i z uczuciem spojrzał na swojego kochanka.
- Schlebiasz mi mon amoure, chociaż sam przyznać, że pozwoliłbym spalić swoje serce i oddać dusze na wieczne tortury byleby móc znowu poczuć twoje ciepło i usłyszeć, jak szepczesz mi do ucha słodkie słówka - odparł. Każdy kto chciałby ich podsłuchać musiałby stwierdzić, że nie do końca są normalni. Z jednej strony w słowach nie przebierali. Pomiędzy kolejnymi zdaniami kryła się brutalność wymieszana z perwersją. A teraz, spomiędzy ust Olivera sunęła nieśpiesznie słodycz. Poczuł palec mężczyzny na swoich wargach i musiał wytężyć całą swoją siłę woli, by nie chwycić go sugestywnie między wargi, patrząc jednocześnie głęboko w oczy kochankowi. Obecnie skupił się tylko na tej drugiej czynności. Rozchylił usta, a następnie zwilżył językiem miejsce, w którym jeszcze chwilę temu znajdował się kciuk mężczyzny. Po tym przełknął ślinę. Czuł jak zasycha mu gardło, a przed nimi była ostatnia, decydująca tura.

- Wiem, że nie będziesz miał dla mnie żadnej litości ale wiesz, że nigdy specjalnie cię o nią nie prosiłem, no chyba, że bardzo ale to bardzo tego chciałeś. - Jego wzrok spoczął na rzuconych kościach. Nieźle. Całkiem nieźle. Faktycznie trudno było jednoznacznie stwierdzić, który z nich wygra. W końcu jego cudowny kochanek nadal miał na to całkiem duże szanse. W końcu jednakże przyszła kolej Olivera, ostatnia tura. Na szczęście chuchnął na kostki, a następnie wrzucił je do kubeczka, potrząsnął nim ledwie jeden raz i wypuścił kości na stół. Tak, to był moment, w którym podpisywał na siebie wyrok. Teraz musiał liczyć na łut szczęścia. Zapisał wynik piątej rundy - 15. Podliczył następnie wszystkie swoje punkty. Wyszło ile? Osiemdziesiąt jeden. A jego kochanek miał siedemdziesiąt trzy punkty. Serce mocniej zabiło Oliverowi. Miał ogromną szansę na to, by przegrać tę rundę oraz całą grę. A jednak nie do końca czuł się jak przegrany... czy w końcu nie chciał tego na samym początku, kiedy tylko zaczynali swoją jakże ekscytującą grę?

_____________________________________
Podsumowanie rzutów kośćmi:
Oliver - 13 + 24 + 22 + 7 + 15 = 81
Magnus - 15 + 16 + 18 + 24
Oliver Lavoie
Wiek : 25
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : student / sprzedawca w herbaciarni
Magnus Abernathy
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t362-magnus-abernathy#1091
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t402-magnus-abernathy#1273
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t403-fuck-marry-kill#1275
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t401-poczta-magnusa-abernathy#1272
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t362-magnus-abernathy#1091
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t402-magnus-abernathy#1273
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t403-fuck-marry-kill#1275
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t401-poczta-magnusa-abernathy#1272
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Magnus nigdy nie widział w sobie władcy, przynajmniej nie w takim sensie, o jaki mogło chodzić Oliverowi. Był poetą, a oni władali raczej sercami swoich poddanych, a niekiedy też ich ciałami… Tak zdecydowanie taka władza bardziej leżała w naturze czarownika, który z uwodzenia i kuszenia zrobił sobie prawie zawód. Jednakże takie zachowanie i pycha potrafiły sprowadzić na jego posiadacza przykre konsekwencje, o czym ten miał okazję przekonać się w Londynie. To tam pozwolił zbliżyć się do siebie za bardzo, odsłonił się i wszedł w bliższą relację niepolegającą wyłącznie na uciechach cielesnych. Pożałował tego w najbardziej bolesny sposób i nie widział w swoim życiu miejsca na związek, a przynajmniej nie teraz. Czy jednak mógł go naprawić Oli? Nie wiedział tego, choć w tym czarowniku było coś, co nie pozwalała mu o nim zapomnieć, choć mógł próbować. Może to te błękitne oczy, a może sardoniczny uśmieszek i francuska maniera… Nie był w stanie jeszcze odkryć tej tajemnicy.

Ze wzrokiem wbitym w mężczyznę i sarkastycznym uśmieszkiem, Magnus mimowolnie potarł przez materiał swojej koszuli bliznę na nadgarstku. Oj zdecydowanie wiedział co znaczyło to słowo, nie wiele różnice się dla niego w brzmieniu od angielskiego odpowiednika. On jednak nie miał najmniejszej ochoty stać się niewolnikiem. Nawet jeżeli to tylko chwilowe już raz stał się nim. Niewolnikiem uczucia i nie skończyło się to dla niego dobrze.

-Na twoim miejscu uważałbym na słowa. Już i tak ukręciłeś sobie dość ciasny sznur. - W głosie Magnusa zabrzmiała inna nuta niż do tej pory. Przepełniał go mrok i nigdy się z tym nie krył, szczególnie przed Oliverem, ale teraz… Ten mrok był niebezpieczny i to wcale nie w ten kuszący sposób, który cię otula. Był jak zapadnięcie się pod ziemię i zostanie zapomnianym przez wszystkich - tych którzy cię kochali i nienawidzili. Oli miał okazję już zakosztować w tym mroku, jednak w ciągu ostatnich miesięcy stał się on gęstszy, niczym smoka, która cię oblepia i spowalnia. Tutaj maści łagodzące czy przyspieszające gojenie to mogło być za mało… Jednak zanim do tego dojdzie musieli jeszcze dokończyć grę, która miała być tylko niewinną rozrywką i dodatkowym pieprzykiem, prawda?

Jedną z ulubionych rozrywek Abernathy’iego poza drażnieniem się z białowłosym na wszelkie sposoby była próba wywołania na jego obliczu rumieńca. Cóż… lubił, kiedy jego kochankowie rumienili się na skutek świństw, które szeptał im do ucha lub też innych działań.

-Ten rumieniec jest dla mnie, czy może już do głowy uderzyło ci wino? - Jeszcze chwilę temu zimny i ostry głos zmienił się w płynną czekoladę. - Och… byłbym wielce zasmucony, gdybyś został pozbawiony serca… Co do wiecznych tortur mogę zapewnić cię, że z przyjemnością obejmę funkcję twojego osobistego kata i wykonam przypisaną ci karę. - Język przebiegł po spierzchniętych wargach, a usta wygięły się w uśmieszek godny szaleńca.

Tak osoba postronna mogłaby ich uznać za osobniki, które musiały chyba uciec z magicznego oddziału psychiatrycznego, ale któż nie był szalony, gdy w grę wchodziły uciechy cielesne i uczucia? Uczucia doprowadzają do szaleństwa, a tym bardziej takie jak pożądanie czy głód, a z pewnością tę dwójkę one doszczętnie trafiły. Nawet ślepy byłby to w stanie zauważyć. Na szczęście dla nich czas mijał, a raz z nim zwiększała się ilość alkoholu w krwioobiegu bywalców pubu. Następnego dnia najpewniej uznają tę dwójkę za pijackie zwidy bądź demony, które opętały nieszczęśników i postanowiły się zabawić ich ciałami.

Czas mijał, a gra zbliżała się nieubłaganie do końca. Magnus z uśmiechem wysłuchał słów kochanka i sączył spokojnie whiskey, kiedy ten zgarnął kości i przymierzał się do rzutu. Tak niewiele dzieliło ich wyniki już na tym poziomie i tak naprawdę to rzut Olivera decydował na, jak duże szczęście będzie mógł liczyć ten drugi. Kiedy więc kości potoczyły się po stole, aby po chwili zatrzymać, Magnus przyjrzał im się dokładnie. Piętnaście, co łącznie w całej grze Oliemu dawało osiemdziesiąt jeden, a więc tylko osiem oczek przewagi.

Osiem… Tylko tyle, aby zremisować, ale Abernathy nie brał takiej okoliczności pod uwagę, kiedy zgarniał kości do kubeczka i nimi potrząsnął. Nie dmuchał w nie na szczęście ani nie odprawiał innych czarów. Jeżeli Tkaczki Losu chciały, aby przegrał to i tak by się tak stało. Tak samo, jak w przypadku wygranej.

Kości wypadły na stół, a czas zdawał się na chwilę spowolnić, a może tylko Magnus miał takie wrażenie, kiedy na nim patrzył. W końcu jednak zatrzymała się ostatnia z nich.

- Dwadzieścia jeden, a więc oczko, co łącznie daje dziewięćdziesiąt cztery. - Jego głos był mocno zachrypnięty i gdzieś na jego granicy czaił się powstrzymywany śmiech, a może pomruk… - Oliverze Lavoie na Nieświętą Trójcę mogę ci obiecać, że dzisiejszej nocy będziesz mnie błagać. - Zanim te słowa padły z ust Magnusa, przysunął się do chłopaka, aby móc wyszeptać je wprost do jego ucha. Jego język musnął delikatnie małżowinę kochanka, zanim blondyn zacisnął delikatnie zęby na płatu jego ucha. Kiedy się odsunął od czarownika, ten mógł spostrzec na jego twarzy ten zwycięski i władczy uśmieszek.

Magnus sięgnął do swojej szklanki i duszkiem dopił alkohol, a następnie sięgnął do kieszeni po portfel i wyjął z niego kilka banknotów, rzucając je niedbale na stolik.

- Wychodzimy. - Tylko tyle padło z jego ust, kiedy sięgał po swój płaszcz. Nie miał zamiaru czekać ani chwili dłużej. Chciał się wydostać z tej ciasnej przestrzeni i znaleźć sam na sam z Oliverem, nawet jeżeli miałby to być ciemny zaułek tuż za pubem.
Magnus Abernathy
Wiek : 27
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : EAGLECREST, SAINT FALL
Zawód : Opiekun księgozbiorów | Student
Oliver Lavoie
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t237-oliver-lavoie
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t345-oliver-lavoie
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t343-psychoaktywny-dymek
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t344-poczta-olivera-lavoie
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f78-domek-olivera-lavoie-i-jego-babci
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t237-oliver-lavoie
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t345-oliver-lavoie
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t343-psychoaktywny-dymek
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t344-poczta-olivera-lavoie
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f78-domek-olivera-lavoie-i-jego-babci
Intrygujące. W jaki sposób, będąc na szycie, można było upaść bardzo ale to bardzo nisko. Jeszcze chwilę temu kości były mu wyjątkowo szczęśliwe. Teraz jednak u końca tej gry wcale nie był tak pewny wygranej jak się spodziewał wcześniej. A jednak gdzieś w głębi duszy cieszył się z takiego obrotu sytuacji. Wiedział, że tej nocy Magnus potraktuje go namiętnie a jednocześnie brutalnie. I cholera, pragnął tego jak mało kto. Nic dziwnego, w końcu czerpał przyjemność zarówno będąc tym na dole, jak i tym na górze (według stereotypowego podziału, którego oczywiście nie uznawał).
- Mam szczerą nadzieję, że ten ciasny sznur będzie dziś na moich nadgarstkach, tak żeby mógł brać to, co należy do ciebie - odparł. Upił łyk wina. Skoro i tak szykowało się, że przegra tę grę to postanowił iść na całość. Często myślano, że to ci dominujący mieli najwięcej do powiedzenia, kiedy tylko słońce chowało się za horyzontem a łóżka płonęły żarem namiętności. To zawsze była gra, w której ci ulegli również mieli paradoksalnie też dużo do powiedzenia. Ci ulegli zawsze wiedzieli jak odebrać zdrowe zmysły dominującej stronie, a jednak chłopak w tej chwili miał nadzieję, że nawet będąc pod rozkazami Magnusa zapomni czym jest zdrowy rozsądek. Kto wie? Może Magnus będzie na tyle dobrym panem, że Oliver będzie musiał wziąć następnego dnia urlop, by wrócić do pełni sił.

- Każdy mój rumieniec jest dla ciebie kochany. Mało kto potrafi mnie doprowadzić do takiego stanu, że dostaję rumieńców. - No dobrze, może w tej chwili trochę kokietował, może starał się zawczasu udobruchać Magnusa, by ten potraktował go jednak nieco łagodniej, tak by Oliver nie musiał brać kolejnych maści przeciwbólowych. Już i tak skończyły mu się w miarę wiarygodne wymówki czemu ich tyle bierze. Kolejny łyk wina. Trunek powoli kończył się w kieliszku, a to oznaczało tylko jedno. Powoli zbliżał się koniec gry i pozostał jedynie ruch Magnusa by przypieczętować jego wspaniałe zwycięstwo a zarazem sromotną porażkę alchemika. W chwili, kiedy ostatnia kość zatrzymała się, cała tożsamość Olivera została wymazana. Nie był alchemikiem. Nie był zielarzem. Nie był nawet czarownikiem. W tej chwili definiowała go tylko przynależność do Magnusa, którego w tej chwili do samego świtu, musiał traktować jako kogoś ponad sobą, kogoś zdecydowanie lepszego. Bał się jego pierwszego ruchu, kiedy tylko będą sam na sam, a jednak też niecierpliwie go wyczekiwał.

Posłusznie wstał i udał się w ślad za Magnusem, by spełnić swoją powinność jako jego własność. Westchnął cicho, ta noc zdecydowanie będzie długa ale jaka ekscytująca! Tylko... co dalej?

[zt] x2
Oliver Lavoie
Wiek : 25
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : student / sprzedawca w herbaciarni
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
6 marca 1985 r.

Pijacka czkawka wybrzmiewała z ust mężczyzny, który nie mógł przejść obojętnie obok samotnej kobiety sączącej whisky przy barze, nie dotarła do uszu nikogo. Natężenie hałasu w Chyżym Ghulu, generowane przez kilkanaście przebywających tam gardeł, sprzyjało zachowaniu prywatności rozmów. Szturchnął ją nieintencjonalnie łokciem w ramię, kiedy usiadł obok.
- Fergusie, czemu pozwalasz tej pięknej pani siedzieć o suchym pysku? - oburzenie w głosie lokalnego pijaczyny zostało zagłuszone przez kolejne niekontrolowane czkanie. Chciał dodać "Obsługa Chyżego Ghula, schodzi na psy", ale gwałtowny haust powietrza zdusił kolejne rekomendacje w krtani. – Polej pani następna kolejkę  - wydusił z siebie między jednym a drugim spazmatycznym wdechem, którym chciał pozbyć się czkawki  - i mi też nie żałuj. Byle chyżo!  
- Ty już masz dość, Brandon.
Brandon zbył słowa barmana nieskoordynowanym machnięciem dłoni, wskutek którego jego dłoń zabłąkała się w okolicy kobiecego uda, ale zanim na nim wylądowała, oprzytomniał na tyle, by ją wycofać. Niewątpliwie dubeltówka oparta o bar musiała go do tego zachęcić.
- Bez gadania, polej. Za alkohol ci płace, a nie złote rady- skoro miał w sobie tyle samokontroli, by nie naruszyć kobiecej przestrzeni osobistej, musiał się napić.
Na wpółprzytomne spojrzenie wbił w oblicze pięknej nieznajomej. Nie rozumiał czemu taki ładny okaz kobiecości siedział tu sam, zupełnie sam, jak palec. Jakiś frajer wystawił ją do wiatru? Jaki cham i prostak był zdolny do takiego nieludzkiego zachowania?
- Co taka piękna damulka jak pani robi tu zupełnie sama? -  podarował jej nie tylko bełkotliwe, wymakające się pod jarzma świadomości pytanie, którym chciał ostudzić swoją ciekawość, ale też szeroki uśmiech, obnażający niekompletne, pozbawione stałej opieki dentystycznej uzębienie. – Ma pani ogień?
W końcu zacisnął zęby na papierosie, który obracał między plecami, co skutecznie stłumiło kolejną sekwencje tandetnych komplementów, jakie chciały opuścić tunel jego krtani.

Cecil Fogarty do Chyżego Ghula zajrzał kilka chwil wcześniej. Wszedł do środka pewnym krokiem. Cel, który mu przyświecał, nie miał związku z serwowanym w lokalu alkoholem, wątpliwej jakości zalegającym w katach pomieszczenia towarzystwem, ani tym bardziej duszącą atmosferą tego miejsca.
Omiótł spojrzeniem wnętrze pomieszczenia; wyłapał w tłumie kilka znajomych twarzy, ale na żadnej nie zatrzymał dłuższego spojrzenia. Nikt, kto tam obecnie przebywał nie znajdował się w kręgu jego zainteresowania. Dopiero, kiedy zza barem, nie odnotował obecności Mallory'ego, jego nos przecięła pojedyncza bruzda, ale żadna oznaka niezadowolenia nie wykrzywiła jego warg. Już chciał się wycofać i wtopić w ciemność nocy, ale ciężar spojrzenia oparł na pochylającej się nad barem kobiecej sylwetki. Przez ułamki sekund, trwających jedno uderzenia serca, gdy nieznajoma wyczuła na swoim karku obcy wzrok, spróbowała odnaleźć drogę do jego spojrzenia swoim własnym,co Fogarty jej skutecznie uniemożliwił, mieszając się z tłumem, ale mimowolnie wykrzywił usta w lekkim, kącikowym uśmiechu, czując jak serce bije mocniej w piersi.
Poznał ją. Poznał ją niemal od razu. To ta sama kobieta, która w otoczeniu dwójki, a właściwie trójki mężczyzn, wliczając w ten krąg męża Zuge, znalazła się w jednym czasie, co Kowen Nocy w zagajniku.
Grymas, jaki przeciął twarz Fogarty'ego nosił znamię wyzwania.
Pamiętasz mnie? Połączyła nas wspólna tragedia - śmierć Erosa.
Towarzyszący jej mężczyzna w tym samym czasie pochylił się nad jej uchem i wyszeptał ciche:
- Słyszała pani o tych... no... miejscowi nazywają ich "białymi maskami"?
Cecil wysączył pod nosem ciche Absolutaudite, koncertując uwagę na kobiecie o nieco egzotycznej niż ta amerykańska urodzie. Chciał wiedzieć co było tematem ich dysputy.

Rzut na zaklęcie tutaj - udane
Dialog uwzględniony kursywą jest autorstwa Brandona, miejscowego pijaczyny i bajkopisarza
Cecil Fogarty
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
Brandon, lokalny pijaczyna i adorator (niezbyt) pięknych dam był na tyle znany w okolicy, że nie zwróciłam nawet uwagi, gdy dosiadał się obok mnie.
Ostatnio tak często pijałam szczyny bezdomnego oflejtusa zza płota w Sonk Road, że prawie zapomniałam, jak smakuje dobrej jakości gorzała. Pomijając tą, którą miałam w domu i nią ratowałam swoje kubki smakowe, odkażając gębę po tamtejszym piwie. Muszę poważnie zweryfikować swoich znajomych i ich preferencje. O ile rozumiem, że w tak zaplutej dziurze lepiej jest o dyskrecję, bo mało kto Cię zrozumie, a jeszcze mniej osób zobaczy (a jak już zobaczy, to w liczbie mnogiej), tak nie rozumiem, jak można tam pijać alkohol. Prędzej można tam rozpieprzyć wątrobę niż kulturalnie się najebać.
Tę knajpę więc szanuję pod tym względem, że jak zamówiłam whisky, to dostałam whisky z nieszemranego źródła. Tamta whisky whisky faktycznie nie była, a nie tylko obok niej stała.
Czasem ten alkohol nawet obok alkoholu nie stoi.
Ale pomińmy już rozważania na temat trunku.
Nie liczę tu na spokój, bo wiem, że knajpa Cavanghów jest dość popularnym i dobrze prosperującym miejscem. Liczę tu na to, że się nażłopię i zdystansuję do wszystkiego, co ostatnio miało miejsce. A miało miejsce bardzo wiele, począwszy na śmierci Erosa, kończąc na tym, co się po niej wydarzyło.
Jutro Goursou zwołuje zebranie i mam nadzieję, że czegoś konkretnego się dowiemy. Na razie mam mętlik w głowie, wiele luk, jeszcze więcej niewiadomych, ale zakładając, że byliśmy wtedy rozsiani po całym Saint Fall, możemy mieć różne informacje. Mam nadzieję, że uda nam się zlepić to w całość, szczególnie, że i Eros i Lucyfer odzywali się w naszych głowach i…
Spoglądam w bok, nie wiem, czy bardziej zdziwiona tym, że chłop się w ogóle do mnie odezwał, czy że nazwał mnie piękną damulką, czy że właśnie się zachwiał na tym swoim stołku i łapami machał tak, jakby chciał złapać mnie za udo, ale miał szczęście, że w porę się opamiętał. Za takie ekstrawagancje czasem płaci się życiem.
Jakoś wyjaśnię ten wypadek w Gwardii. Ostatecznie zwali się to na karb samoobrony bądź zlekceważenia wysłannika Lucyfera.
Wyciągam z kieszeni papierośnicę i pozwalam mu odpalić fajkę, ale niech nawet nie myśli, że mu ją dam. I niech się odpierdoli.
Za plecami czuję czyjeś spojrzenie, ale nie wiem, czy to tylko wrażenie czy też nie. Trzy dni temu doświadczyłam dziwacznego ataku, którego nie przeżyłam nigdy wcześniej, ani już do tej pory, więc nie wiem, czy mogę w zupełności ufać swoim zmysłom. Zerkam jedynie za siebie, ale nie widzę nic poza zbiorowiskiem chlejusów, śmiejących się i oblewających piwskami. Nie dostrzegam w pierwszej chwili chłopaka, który mi się przygląda. W drugiej ani późniejszej zresztą też nie, a widok zasłania mi zaraz krzywa morda Brandona, którego nie znałam.
Spoglądam na niego z powątpiewaniem. Co też te wszystkie głąby nie wymyślą. Białe maski.
Ku Klux Klan już nie funkcjonuje – odpowiadam mu. Może się nasłuchał o organizacji w białych kapturach. Gówno mnie obchodzi mądrość ludowa pijaczków z Deadberry.
Judith Carter
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Sumienna - Czarna Gwardia
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
- Ku Klux Klan - powtórzył za Judith podrywacz-amator, chociaż żaden z tych trzech słów nie ułożył Isię poprawnie na jego plączącym się języka i w połowie został przerwany przez pijacką czkawkę. – Uważa pani, że zmyślam?! - Zapił tę zniewagę kolejnym łykiem whisky. –Oni tam są. Żyją sobie między drzewami, w samym sercu Cirpple Rock. Poruszają się, jak ludzie, ale nimi nie są.
Brandon próbował przekonać Judith, że wytwór jego wyobraźni nie był jedynie wyssaną z palców bzdurą i istniał naprawdę. Opowiedział jej zapierającą w piersi historię, jak w nagłym przypływie heroizmu, usłyszawszy dziewczęce krzyki, ruszył zlęknionej młodej i niebrzydkiej (podkreślił to trzykrotnie) kobiecie na ratunek.
Brakuje w tej bajce tylko wilka i czerwonego kaptura, wymruczał Cecil w myślach, lawirując między zapijaczoną klientelą Chyżego. Pięć uderzeń serca później zmniejszył dystans, który dzielił go od baru. Przesunął spojrzeniem po sylwetce polewającego trunek wysokoprocentowy Fergusa. Jak zwykle ciemne, zaczesane do tyłu włosy, lekki, kilkudniowy zarost, za którymi skrywały się mocno zarysowane kości policzkowe i spojrzenie pożarte przez znudzenie.
- Mallory'ego nie ma - opryskliwy głos wypełnił dzielący ich skrawek przestrzeni, chociaż Fogarty nawet nie zdążył otworzyć ust.
- Widzę - krótka, równie "przyjemna" w brzemieniu odpowiedź. – Powiedz lepiej, czy wiesz kim jest ta kobieta, co siedzi w towarzystwie Brandona i żłopie z nim whisky, za które będzie musiała zapłacić sama?
- Sam zapytaj, jak chcesz wiedzieć - złośliwy uśmiech przeciął wargi mężczyzny.
Coś wiesz, skurwielu, Fogarty był dzisiaj wylewny tylko w myślach.  
Fergusowi i Cecilowi nie była pisana przyjaźń. Jedyne na co mogli liczyć to odwzajemniona niechęć i pakiet złośliwości. Rysownik już dawno wysnuł teorię, że barman zakochał się w Mallorym bez wzajemności i był zazdrosny, że Fogarty zajmuje tyle czasu jego obiektowi uczuć.
- Smuga na smudze, smugę pogania - obrócił szkło w palcach, subtelny uśmiech zatlił się na cecilowych wargach. – Nie wkładasz zbyt wielkiego zaangażowania  w wycieranie tych szklanek. - Cecil zerknął ku bełkoczącemu pod nosem menelowi; ledwo kontaktujący z rzeczywistością mężczyzna nawet nie zarejestrował momentu, kiedy został okradziony z kolejnej dawki alkoholu, był zbyt zaoferowany mówieniem do własnej ręki. – Nie zasłużyłeś na napiwek.
Fergus nie podniósł symbolicznej rękawicy wywołanej przez prowokacje, która jasnymi refleksami błyszczała w piwnych ślepcach Cecila.
- Spadaj stąd - powiedział jedynie. –Mam za duże urwanie głowy, by wdać się z tobą w słowną potyczkę. I ureguluj rachunek. - Wymownie zerknął na szklankę spoczywająca w palcach Cienia.
- On zapłaci. - Bełkotliwy jęk - to wszystko, co Fogarty otrzymał w ramach odpowiedzi o swojej dzisiejszego sponsora. Zarekwirował trunek w szklance na użytek własny i odszedł, czując na karku przesiąknięte niechęcią spojrzenie barmana.
- ...nieprawdopodobna historia, prawda? - wydusił na jednym wydechu Brandon, ocierając łzę ze wzruszenia z policzka i dopiero wtedy przypomniał sobie o leżącym między palcami papierosie. – Więc, jak, paniusiu, masz ogień?
Nie, ale przygotowałem kołysankę, która utuli cię do snu szybciej niż zorientujesz się, że słyszysz szept w uchu odpowiedział mu we własnych myślach Fogarty.
- Bonum noctis.
Cicho wszeptany czar niemal wprost  w ucho mężczyzny sprawił, że głowa Brandona opadła na blat. Zaklęcie miało krótki termin przydatności, ale moczymorda wlała sobie do gardła już tyle whisky, że organizm, z lekką interwencją magii, sam zapadł się w objęciach Morfeusza i oby za kilka godzin obudził się z tej śpiączki.
- Pani kumplowi od kieliszka, zdaje się, już wystarczy alkoholu na dziś. - Tym razem słowa Cecil skierował ku kobiecie, nieznajomej, którą widział na polach uprawnych w Wallow 26 lutego 1985, w otoczeniu dwójki mężczyzn, jednego o nazwisku Hudson. – Szuka pani nowego towarzystwa? Zwykle nie pije na umór, ale dla pani mogę zrobić wyjątek, pani ...?
Nie łudził się, że wyjawi mu sekret swojej tożsamości.
Zapamiętałaś moją twarz wśród innych twarzy?
- Musi pani wiedzieć jedno, pański towarzysz ma nieaktualne informacje, właściciele tych masek nie mają ani imion, ani twarzy, są halucynacją utkaną z magii iluzji, więc to nie ich tożsamość jest zagwozdką, a tajemnica, jaka kryje się za ich powstaniem.
Kim jesteś? Wrogiem czy sprzymierzeńcem? Apokalipsa powinna nas zjednoczyć, a nie dzielić.

rzut na zaklęcie - skuteczny
Cecil Fogarty
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
Mam ochotę spytać, o kim teraz mówi – o tych Białych Maskach czy Ku Klux Klanie? Ale w sumie im dalej ciągnie, tym bardziej jestem skłonna przyznać mu rację – ludźmi to nie była raczej żadna z grup, ani te rzekome Maski, ani białe kapturki, które zostały rozwiązane jakiś czas temu. Piję wymownie łyk podanego mi trunku. I tak mu nie wierzę, ale pijak się ode mnie odczepi. Grunt, że mnie nie napastuje i nie bełkocze mi coś tu o damach i innych paniach.
Przerażające – mruczę sarkastycznie. Gdyby spytał mnie o zdanie, powiedziałabym, że groźniejszymi istotami są ludzie, którzy jak ludzie wyglądają. Nigdy nie wiesz, co za skurwiel wbije Ci nóż w plecy albo strzeli w tył głowy. – I co te Białe Maski wyprawiają? Polują na zwierzątka Indian?
Nie zdziwiłabym się, gdyby to był jakiś slang rdzennych mieszkańców na „blade twarze” czy jak oni tam je nazywali.
Oczywiście opowieść otrzymałam, ale była na tyle porywająca, że szybko od słowa do słowa przeszłam od łyku do łyku, spoglądając to na bar, to na innych ludzi, to na drzwi, zastanawiając się, czy nie lepiej już siedzieć w Sonk Road i moczyć pyska w chrzczonym piwie, niż tutaj raczyć się lepszymi trunkami i towarzystwem jakiegoś wzruszonego lokalnego pijaczyny, który na koniec o coś mnie zapytał, ale spojrzałam na niego dopiero, kiedy łeb mu opadł na blat stołu. Widziałam już wiele odcięć, ale jeszcze nikomu film nie urwał się tak nagle i szybko. Aż dźgnęłam go palcem, żeby sprawdzić, czy nie zdechł, ale wyczuwałam nawet z odległości śmierdzący alkoholem oddech. Czyli spał.
Dość szybko okazało się, dlaczego poczuł potrzebę pochrapania w miejscu publicznym tak nagle.
Zmarszczyłam brwi, widząc twarz, którą już kiedyś widziałam. Nie umiałam może przypisać jej do żadnego imienia, ale zapamiętałam tę wesołą gromadkę stojącą za kobietą, która była wrogo nastawiona do Gorsou. Gorsou nie powiedział nam nic na ich temat poza tym, że nie będą nam przychylni.
Wciąż nie wiedziałam, dlaczego. Kim są i czego chcą. A teraz jeden z nich siada sobie obok mnie beztrosko i pyta mnie o imię.
Nie Twój zasrany interes, powiedziałabym, ale wymownie milczę. Niesamowite, że przyszło mi doceniać towarzystwo pijaczka Brandona. Wolałam historię o Białych Twarzach srających po krzakach niż towarzystwo człowieka, którego nie znałam i nie wiedziałam, na co go stać.
Nie szukam towarzystwa – odpowiadam wymownie, odwracając się plecami do baru, jakby w bloku startowym, żeby za moment opuścić przybytek.
Czego chcesz?, chciałabym zapytać, ale nie spodziewałam się, że dostanę odpowiedź, podobnie jak ja nie zamierzałam przedstawić się mu. I co ta kobieta powiedziała mu – im wszystkim – o nas?
Tajemnica postraszenia dzieci przed gubieniem się w lesie brzmi wystarczająco przekonująco – odpowiadam zdawkowo, zerkając na niego ukradkiem. Czego chciał i na ile miał w sobie bezczelności, że tak po prostu do mnie podszedł? Czy liczył na to, że się dogadamy i jeszcze wypijemy po szklaneczce dobrej whisky?
Propos, upijam łyk kolejny, tuszując tym ciszę, która spadła z moich warg. Miałam tysiąc pytań, ale nie wierzyłam, że na którekolwiek otrzymam prawdziwą odpowiedź.
Judith Carter
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Sumienna - Czarna Gwardia
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
Brandon odleciał do rzeczywistości, gdzie nie zagrażały mu Białe Maski – niespokojny oddech, z upływem kolejnych minut przekształcił się w ciche, zagłuszone przez generowany dookoła harmider pochrapywanie.
Cecil zupełnie zobojętniał na jego los. Kobieta, którą widział tamtego dnia w zagajniku, przywłaszczyła sobie jego całą uwagę, w tym myśli. Pod kopułą czaszki kłębiło się ich wiele, ale żadna nie odnalazła drogi do cecilowych ust.
- W takim razie odnalazło panią samo - grymas imitujący beztroski uśmiech nadal przecinał wargi Fogarty'ego, ale spojrzenie oparte na kobiecej twarzy i bijący od niego chłód nie współgrał z równie swobodnym tonem głosu.
Powinienem zakraść się do niej, gdy była zajęta rozmową z Brandonem i poderżnąć jej bez ostrzeżenia gardło, by wyeliminować potencjalne zagrożenie kryjące się za opartą o kontuar dubeltówką, pomyślał, ale na chwilę dyskrecji było za późno w momencie, w którym znalazł się w zasięgu jej wzroku i pierwsze zdanie adresowane ku niej opuściło jego usta.
- Możemy nasze nieoczekiwane spotkanie uczcić minutą ciszy, ale to nie zmieni sytuacji, w jaki się znaleźliśmy.
Myślisz, że pomimo uprzedzeń, możesz poświęcić mi pięć minut swojego czasu?, kolejna, tym razem ironiczna myśl wypełniała przestrzeń umysłu. Enigmatyczne odpowiedzi, które opuszczały jej gardło, świadczyły o braku chęci.
- Myśli pani, że śmierć Erosa, ten poruszający akt poświęcenia, powinna zostać zachowana w tajemnicy, podobnie jak nadchodząca apokalipsa?
Właśnie tego chciał.
Chciał zobaczyć odbijającą się w jej oczach paletę emocji.
Szczera rozmowa nie znajdowała się w zasięgu jego możliwości. Ani on, ani ona nie mogli obdarzyć zaufaniem kogoś, kogo widzieli przelotnie w zagajniku, choć podobno nic nie łączy tak bardzo jak wspólna tragedia, ale czy mogli podciągnąć pod to konającego na ich oczach Erosa, który tuż przed śmiercią, ujawnił im projekcje swoich wspomnień?  
Wsunął do ust papierosa. Zacisnął zęby na filtrze, ale nie sięgnął po zapalniczkę.
Fogarty nie mógł. Eros, chociaż przekazał im emocje, które nim zawładnęły i umożliwił mu zrozumienie swoich własnych, nadal był Cecilowi zupełnie obcy.
- Wygląda na to, że Lucyfer ma wobec nas plan, chociaż zupełnie nie pojmuję czemu pozwala swoim najwierniejszym sługom zamykać bramy Kościoła przed wiernymi i przygląda się bezczynie, jak jego dzieci płonął żywcem.
Ostatnie trzy łyki whisky wylądowały w przełyku Fogarty'egp, gdy przełknął je wraz ze silną. Kobieta nadal, bezustannie znajdowała się w polu jego widzenia. Dubeltówka leżała nieopodal jej lewej ręki. Cecil zgadywał ,że była na tyle sprawna fizyczna, że mogła po nią sięgnąć w każdej chwili, a on nie zdążyłby nawet mrugnąć.
- I proszę mi wybaczyć. W ferworze emocji zapomniałem się przedstawić, Arlo Lanthier. Muszę przyznać, że od czasu wydarzeń, które miały miejsce dwudziestego szóstego, moi podopieczni z rezerwatu zachowują się niespokojnie, niektórzy wręcz agresywnie, chociaż wcześniej nie przejawiali takich tendencji. Ciekawe, czy ma na to wpływ magia, którą pozostawił po swojej śmierci Eros.
Cecil Fogarty
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
No proszę. Gówniarz (bo nie mam wątpliwości, że jest ode mnie tyle młodszy, że mógłby być moim synem; może nawet jest w jego wieku, patrząc po braku zmarszczek znaczących twarz) wiedział, jak być natrętny. Może był jakimś dziennikarzyną. Takich się nie bałam, nigdy nie byli mną za bardzo zainteresowani, nawet redaktorzy Zwierciadła nie widzieli we mnie materiału na artykuł. Widocznie strzelba w dłoniach kobiety była za mało atrakcyjna, podobnie jak wciągnięte na dupę bojówki z glanami zamiast zmyślnych szpilek założonych do lasu, chyba tylko po to, żeby się łatwiej dać zabić.
Ten był jednak inny i wiedziałam, dlaczego. Nie sądziłam tylko, że zacznie ten temat jak skończony idiota, wśród tłumu ludzi, którzy mogliby go podsłuchać.
Nie wiem, co mu powiedzieć. Nie czuję się zaskoczona, skonsternowana. Nie wiem, czego oczekuje, wpatrując się intensywnie w moją twarz. Przerażenia? Zdziwienia? Zmieszania? Odnajduje tylko znudzone spojrzenie rzędu „kolejny fan teorii spiskowych”.
Nie wiem, kim jest, nie wiem, co to za drugie zgrupowanie. Mam mu zaufać, że chce tego samego? Jak na razie nie mam żadnych powodów, żeby mu ufać, sądząc po tym, że zaczyna paplać o czymś takim publicznie. Czy uważam, że powinno to być zachowane w tajemnicy? Tak, kurwa, ale nie będę mu tego mówić. Niech wyjdzie na ulice i zacznie wrzeszczeć koniec jest blisko, niech wypisze to jeszcze na kawałku kartoniku. Chętnie wezmę popcorn i zobaczę, ile ludzi się zatrzyma, żeby go faktycznie wysłuchać.
Na pewno znajdzie sobie miejsce gdzieś między jednym a drugim bezdomnym.
Słyszał pan? – zwracam się do barmana, który akurat przechodził obok, żeby sięgnąć po alkohol stojący po drugiej stronie baru. – Koniec świata się zbliża. Pan mu poleje, bo chyba za mało wypił.
Wymianę spojrzeń i zdań pomiędzy barmanem a nieznajomym fanem teorii spiskowych zostawiam im. Im też zostawiam nalanie alkoholu, który za moment dołącza obok mojej whisky w szklance. Wypijam ją zresztą do dna, jednym duszkiem, i podstawiam barmanowi.
I mi też, bo za mało się schlałamżeby słuchać takich rzeczy, dokończyłabym, ale jest we mnie jeszcze gdzieś zapomniana część taktu czy dobrego wychowania, nad którym ciężko pracowała moja matka.
Szklanka się zapełnia, a ja przysięgam sobie w duchu, że to ostatni drink tutaj. Co za gówniany dzień, nawet się człowiek w spokoju napić nie może.
Mój nowy towarzysz nie odpuszcza, a ja mam ochotę westchnąć. Odwracam się powoli, tyłem do baru, żeby na oku mieć i całą salę, i jego. Skoro już mnie zmusza do rozmowy. Muszę przyznać, podziwiam jego determinację, bo każdy na jego miejscu by odpuścił, szczególnie widząc moją gębę, czy też raczej jej wyraz, mówiący nieustannie, dwadzieścia cztery na siedem, jedno i to samo.
Odpierdolcie się wszyscy ode mnie.
Lucyfer ma plan wobec wszystkich – mówię tonem jednocześnie znudzonym i pouczającym. Ale mam przed sobą gówniarza, w jego wieku też miałam sieczkę w głowie. Widocznie trzeba mu wskazać drogę, bo się, koziołek, zagubił. Jak dobrze, że Czarna Gwardia już jest na miejscu, żeby służyć pomocą, no proszę. – Kogoś znowu spalili na stosie? O ile pamiętam, inkwizycja się skończyła. – Ktoś ostatnio spłonął żywcem? Słyszałam o śmierci młodego Abernathy, ale jak umarł? Nie wchodziłam w takie szczegóły. Nigdy nie mieliśmy ze sobą po drodze. Przykro mi z tego powodu, nie życzyłam mu, ale się stało. Nie ma sensu się zastanawiać, co sobie myślał Lucyfer, układając mu taki koniec. – Każdy ma jakiś cel w życiu. Widocznie taka śmierć miała przysłużyć się słowom Lucyfera na Ziemi. Ryzykownym jest kwestionować słuszność jego decyzji. – W głosie wybrzmiewa małe ostrzeżenie, które niewiele ma wspólnego z Kowenem. Poza wspieraniem Gorsou w działaniach na rzecz wypełnienia się woli naszego Pana, jestem jeszcze gwardzistką. I pech chciał, że jestem tym rodzajem gwardzisty pilnującym, aby każdy rączki składał grzecznie i z wystarczającym zaangażowaniem, aby nie odebrać mu pentaklu za niewierność i herezję.
Słysząc za to wybrzmiewające imię, omal nie parskam, omal nie opluwając whisky nieszczęśników przede mną.
Arlo Lanthier.
Lanthier.
Jasne.
A ja jestem Charlotte Overtone i tańczę w balecie. Ta strzelba to tak dla zmyłki, tak naprawdę wieczorami ubieram ciasne rajtki i spódniczkę mini, żeby kręcić dupą na scenie do Jeziora Łabędziego.
Kogokolwiek mam przed sobą, na pewno nie jest Lanthierem i najpewniej niewiele ma wspólnego z Kręgiem. Może nie sposób jest kojarzyć każdego z tego i tak ciasnego dość grona, ale jedno jest pewne. Lanthier zawsze wyczuje Cartera. Carter zawsze wyczuje Lanthiera.
Chociażby tylko po to, żeby wiedzieć, do kogo nie podchodzić.
W jego przypadku nawet nie mam ochoty sięgać po strzelbę, bo z niego taki Lanthier jak ze mnie Overtone.
Tak… - mamroczę, mieszając trunek w szklance przez krótką chwilę. – Ciekawe. A może ma z tym coś wspólnego ta dziura w ziemi na terenie Waszego rezerwatu. Próbowaliście ją zakopać? – pytam z lekkim rozbawieniem, upijając łyk whisky. – Jakbym ja miała dziurę w domu, też bym była zaniepokojona.
Judith Carter
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Sumienna - Czarna Gwardia
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
Prowokacja. Wystarczy starannie dobrany zlepek zdań, by pociągnąć za sznurki i wywołać pożądany efekt. Nieznajoma kobieta uległa jego słowom równie łatwo, co filtr papierosa ugiął się pod naporem zębów, chociaż jeszcze chwile temu, napotykając  z jej strony opór kryjący się w enigmatycznym stylu wypowiedzi, prognozował, że będzie twardszym orzechem do zgryzienia.
Wygiął usta w subtelnym uśmiechu, gdy jej donośny głos dotarł do uszu barmana i wywołał na jego wargach grymas rozbawienia.
- Licho nie śpij - powiedział mężczyzna, a w jego głosie pobrzmiewała nuta rozbawienia wywołana kobiecą sugestią, którą zagłuszył odgłos przelewnej do szklanki whisky. - Kto wie, co by się stało, gdyby ściana ognia przemieściła się również tu.
- Stary Cavanagh ma pewnie sine kolana od co nocnych, dziękczynnych modłów do Lucyfera - siedzący nieopodal mężczyzna, który profilaktycznie zezował na opartą o mebel dubeltówkę, wzniósł szkło w geście toastu. – Jak dobrze, że ta rudera jeszcze stoi. Przynajmniej jest gdzie się napić. Speluny na Sonk Road serwują coraz większy syf - dodał, a potem uregulował rachunek, wstał i skierował kroki ku wyjściu.
- Brandon znowu się schlał? - Na jego miejsce przyszedł następny, równie podchmielony, co wspomniany przed sekundą Brandon. Prześlizgnąl spojrzeniem najpierw po śpiącym, a potem po Judith. Jego wzrok nawet na chwile nie zatrzymał się na sylwetce Fogarty’ego, jakby był elementem otoczenia, a nie żywą istotą.
- Lubi być pani w centrum uwagi? - uśmiech na cecilowych ustach się pogłębił. Przeciwieństwie do kobiety głos miał zniżony niemal do szeptu, bo ostatnie wtopienie skutecznie ograniczyło predyspozycje jego strun głosowych, ale przynajmniej dzięki temu pozyskał informacje, na którym mu zależało i był krok od namierzenia obecnej lokalizacji Huxleya, a przynajmniej tak mu się wydawało. – Wiec, skoro o niczym pani nie wie, to zgaduję, że pani i pańscy przyjaciela nie dotarli jeszcze do pewnych informacji. Nie jestem upoważniony, by wzbogacać panią o tę wiedzę, ale jestem jednak przekonany, że prędzej czy później na was spłynie.
Drwina nie wybrzmiewała z jego tonu głosu. Panował nad nim równie skutecznie, co nad mimką swojej twarzy, bo subtelny uśmiech nie objął swoim zasięgiem spojrzenia. Pozostało zupełnie obojętne na towarzyszące mu emocje i ostrzenie, jakie wybrzmiały z kobiecy słow.
Zgadł.
Miał przed sobą gorliwą wyznawczynie Lucyfera. Pewnie taką, co z byle błahostki nie opuściła nigdy żadnej porannej mszy, sądzą, że obecność na niej była wręcz obowiązkowa dla każdego czarownika.
Kim była?
Dubeltówka, którą miała przy sobie i teraz, i tam, na polach uprawnych, sugerowała, że mogła mieć na nazwisko Carter. W ferworze kłębiących się pod sklepieniem czaszki myśli, przypomniał sobie rozmowę telefoniczną z Misty.
Powinien zaryzykować?
Nie. Obecnie jej tożsamość nie była szczególnie istota.
- Zapewne wszystkie incydenty, który miały miejsce na przestrzeni ostatnich tygodni, mają związek przyczynowo-skutkowy i niewątpliwie ich źródłem są zapoczątkowane niedawno wydarzenia - słowom tym towarzyszyło wzruszenie ramion. Grymas, dotychczas przecinający cecilowe wargi, nieco przygasł, co bylo celowym zabiegiem. – Skoro doszliśmy do konkluzji, że Lucyfer ma plan wobec wszystkich, nie sądzi pani, że zakopanie dziury może zostać uznane, że akt sprzeciwu wobec nich? Niezależnie od decyzji, jaka zapadła, osobiście nie uważam, że to dobry krok - dodał, a w tonie głosu pojawiło się zatroskanie przeplatane nutą zadumy. – Zdradzę pani sekret. Sam dół nie spędza mi snu z powiek, a to, co jest na jego dnie.
Ujął w dłoń postawioną przed nim szklankę whisky.
- Za koniec świata – podniósł szkło w geście toastu z zabłąkanym w kącikach ust grymasem rozbawienia; w końcu każdy pretekst, by się napić, był dobry, nawet wyimaginowany.
Kobieta powinna docenić jego poświęcenie.
Pił ten syf, nawet się nie krzywiąc.
Cecil Fogarty
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
Co prawda to prawda – w Sonk Road podawali coraz większe szczyny. Co gorsza, miałam je na języku jakiś miesiąc temu, kiedy Ethan zaprosił mnie na poważną rozmówkę na temat życia zwierząt w Cripple Rock. Temat w istocie był ważny, ale smaku tego wątpliwego trunku nie zapomnę nigdy, choćby po to, aby doceniać takie drobne przyjemności w postaci dobrej whisky w knajpie Cavanaghów.
Jeden poszedł, drugi przyszedł, Brandon nadal śpi.
A. No i ten chłopak nadal siedzi nad moim ramieniem.
Lucyferze, za jakie grzechy…
Spoglądam na niego spod ukosa, pijąc drobnymi łyczkami whisky. Cóż za popis silnej woli, Judith, że nadal tu jesteś, siedzisz, słuchasz i próbujesz wychwycić to, co ma do powiedzenia. Dociera jakieś co długie słowo, bo „Lanthier” uważa najwidoczniej, że w pubie pełnym przekrzykujących się pijaków szept nie ginie między jednym beknięciem a trzecim pierdnięciem.
I przy okazji uważa mnie za debila. Ale to już ustaliliśmy kilka minut temu.
Nie wiem, co chce wywołać, uciekając się do marnych prowokacji pod tytułem nananana, a ja coś wiem, ale Ci nie powiem. Nie mam trzech lat, przedszkole skończyłam dawniej niż on był jeszcze na świecie, więc jedyne, co szczeniak we mnie wywołuje, to porządną frustrację.
Odstawiam szklankę na blat. Przysuwam do siebie strzelbę, bo widzę, jak co i rusz zerka na nią nie tylko pobliskie towarzystwo, ale jeszcze on. Jeszcze tego brakuje, żeby mu przyszedł do głowy jeszcze durniejszy pomysł niż przestawienie się jako ktokolwiek z Kręgu. A w szczególności Lanthier.
Zabieram ją, ustawiam między nogami i pochylam się w jego stronę.
Słuchaj, chłopczyku. Taki z Ciebie Lanthier jak z koziej dupy trąba. Z koziej dupy trąba nazywa się duda i grają na niej w Szkocji. Jak kiedyś słyszałeś, jak to gówno brzmi, to pewnie wiesz, że trąba z koziej dupy jest pomysłem tak chujowym, jak kłamanie mi w oczy i myślenie, że się nie domyślę. – Teraz to ja zniżam głos. – Nie wiem, kim jesteś, ani czego ode mnie chcesz. Ale jak myślisz, że gadanie o jednej z dwóch rzeczy, które łączą mnie z Tobą, w barze pełnym ludzi, którzy przychodzą tu po to, żeby podchwycić i poplotkować, jest zajebistym pomysłem, to Ci się dupa z głową miejscami zamieniły. Więc jak masz mi coś do powiedzenia, to sobie wyjdziemy przed bar, pójdziemy na jakieś pole czy inne zadupie pokroju Wallow i sobie porozmawiamy. A jak nie, to spieprzaj i nie sraj wyżej niż masz dupę.
Zabieram jeszcze raz szklankę z blatu i dopijam ją do reszty, żeby odstawić tym razem na bar puste szkło. Patrzę na niego z krótkim wyczekiwaniem. Może teraz podjąć decyzję – albo gramy w otwarte karty, albo nie gramy wcale. Jestem za stara, żeby jakiś gówniarz uważał, że może się mną zabawić jak marną dziwką.
Judith Carter
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Sumienna - Czarna Gwardia
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
Kolejny łyk whisky, ginąc w przełyku, spłynął po ścianie gardła, falą ciepła zalewając jego ciało.
Chociaż opróżnił szklankę do połowy trzy rzeczy pozostały niezmienne.
Uśmiech, dotychczas figurujący na jego ustach, nadal na nich widniał, w tym samym wydaniu, co przedtem i niezmienionej formie. Rozjaśniał rysy twarzy, odbijając się refleksami w piwnych w oczach tam, gdzie ciemny brąz przechodził w odcień bursztynu.
Kobieta w dalszym ciągu znajdowała się w polu jego widzenia. Chciał, jak najlepiej utrwalić sobie w pamięci jej portret, którego być może, pod wpływem nagłego zastrzyku weny, przeniesie na stronę szkicownika, jednak póki co nie wybiegał myślami tak daleko w przyszłości, bo pod ręką wciąż miała strzelbę. Przyciągnął ją bliżej ku sobie, jakby w obawie, że Cecil po nią sięgnie. Mimo iż Teresa nie rozstawała się z rewolwerem, sam nigdy nie poczuł nici sympatii do broni palnej. Nie mógł nawiązać więzi z przedmiotem, który generował hałas o takim natężeniu. Huk wystrzału zbyt często głuchym echem odbijał się od ścian jego czaszki.
Pod zębami czuł filtr papierosa. Wyjął go spomiędzy ust i obrócił między palcami, popiół strzepując do mętnego napoju w szklance, którego nie miał zamiaru już tknąć, czując cierpki posmak pod językiem.
Zanim cisza, która między nimi zapadła, została przerwana przez jego rozmówczyni, Fogarty zaciągnął się jeszcze raz nałogiem. Organizm był mu wdzięczny. Lekko drżące ręce także.
Chwile później, gdy rozproszył dym niepozornym gestem dłoni, postanowiła zminimalizować dzielący ich dystans, przez co poczuł ciepło jej oddechu na skrawku swojej skóry. Widocznie wzięła sobie jego nieoczywiste rady do serca i poszła po rozum do głowy. Zniżony do szeptu głos znalazł drogę do jego uszu.
- Możemy się przekonać, jaki ze mnie Lanthier - zasugerował, nadal brnąc w kłamstwo tańczące na opuszku języka. Wzruszająca historia o koziej dupie grymasem rozbawienia rozlała się na jego twarzy.
Arlo Lanthier był dobrym chłopakiem. Budził się tuż przed świtem, by zatroszczyć się o swoich podopiecznych, uprzednio modlitwy swoje kierując do Lucyfera. Całe dnie spędzał w rezerwacie i tylko od wielkiego dzwonu nawiedzał Sant Fall , by w małomiasteczkowym zgiełku szukać ucieczki od rutyny.
- Co powie pani na wycieczkę tropem białych masek, pani Carter?
Nie miał pewności, ale też nie był strzelcem wyborowym. Ten jeden raz mógł spudłować. Nie oczekiwał też, że potwierdzi. Nie oczekiwał, że zaprzeczy. Była jego zagwozdką, którą chciał rozwikłać fragment po fragmencie, jak powieść, którą czyta się z zachwytem na ustach i dreszczem płynącym płytko pod skórą.  
Wstał, kładąc obok szklanki banknot, by uregulować swój rachunek.
- Jestem niezmiernie ciekaw, jakiego chronią sekretu.
Utopił w szklance peta i skierował swoje kroki ku wyjściu. Przy drzwiach tłoczył się tłum. Wychodząc z przybytku Cavanaghów, przywitał go chłód zbliżającej się nocy.

z tematu
Cecil Fogarty
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
Jedno jest pewne – gówniarz nie wie, jak nie być wkurwiający. Jak się o tym dłużej pomyśli, to nawet trochę bawi, że dzieciak w wieku mojego syna próbuje wcisnąć mi kit, jakbym urodziła się wczoraj. Powinien się poduczyć kłamać, bo jak na swoje próby, wychodzi mu to dość marnie. Zbyt długo nasiedziałam się w Gwardii i zbyt dużo prawdy musiałam tuszować w życiu, żebym nie rozpoznała wciskanego, i to jeszcze nie profesjonalnie, kitu.
Odpowiadam mu milczeniem – zarówno na odpowiedź, jak i marną zaczepkę. Cartera poznać łatwo – szczególnie, gdy łazi po mieście ze strzelbą na plecach. Nikt nie jest na tyle nienormalny, żeby tak wielką broń wnosić do knajpy, każdy inny wniósłby o wiele subtelniejszy pistolet. Ale nie ja. Nie wielu z Carterów.
Czy trafił – niech odpowiada sobie sam. Ani nie potwierdzam, ani nie zaprzeczam, jedynie prycham krótko pod nosem, obserwując, jak dzieciak wychodzi. Nareszcie. Śladem białych masek, które nie istniały.
No i już mi zjebał humor.
Mogłabym go gonić, żeby wypytać o całe to ugrupowanie, które widzieliśmy podczas śmierci Erosa. Kim byli? Czego chcieli? Mogło się wydawać, że było ich więcej niż członków Kowenu Dnia – ale wtedy byliśmy tylko we trójkę, to dość marna reprezentacja.
Czy mógł mi zaszkodzić?
W pojedynkę – na pewno nie. Jeśli powie o tym reszcie grupy, z pewnością tak.
Czy byli tak głupi i naiwni, żeby spróbować skrzywdzić kogokolwiek z Kręgu?
Nie wiem. Przy odrobinie ładnej manipulacji wyszłoby to na wypadek – sama kiedyś taki wykreowałam, o czym dziś wciąż nie wie nikt. Jego mogłaby kryć cała grupa.
Nie wiem kim jest, ale z pewnością nie jest Lanthierem. Wiem, jak wygląda, przyjrzałam mu się dostatecznie. Dalej pójdzie wszystko tak, jak powinno tokiem śledztwa – rysopis, czy znasz tego człowieka, poznanie jego tożsamości. Dopóki nie wiem, z kim rozmawiam, nie mogę się spoufalać, bo nie wiem, czy mogę mu ufać. Nie wiem, jaki jest jego cel i czego chce. Nie wiem, co spotkam, podążając za nim do lasu, mimo że Cripple Rock to moje tereny.
Lepiej będzie, jeśli Kowen się o tym dowie, a ja – może spotkam się z nim innym razem. Gdy odrobinę pracę domową i będę wiedziała, jakim tonem z nim rozmawiać.
Brandon chrapie nad moim ramieniem, a ja wzdycham głośno. Wyszłabym, ale nie mam pewności, że mały skurczybyk nie czai się gdzieś w cieniu i nie będzie mnie śledził aż do domu. Zaczekam jeszcze chwilę, może się znudzi albo zmęczy – wtedy ruszę stąd dupę.
Nie bezpośrednio do domu. Zatrzymam się gdzieś jeszcze.
Siedzę w tym gównie zbyt długo, aby dawać się robić jak dzieciak.

Judith z tematu
Judith Carter
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Sumienna - Czarna Gwardia
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
w dalszej części rajdu po pubach: pojawiamy się stąd

Iluzja ewoluująca w rzeczywistość — fałszywe gwiazdki na suficie Sorceress ustąpiły miejsca tym migoczącym na atramentowym niebie Deadberry. Krok za progiem pubu noc zapadła na dobre; w przeciągu kilkunastu minut została treścią wszystkiego — chłodna i rześka, zimna i ciekawa każdego echa stawianych kroków.
Rozwidlona linia serca była wróżbą samą w sobie, imitując rozgałęzienie chodników — żeby dotrzeć do Chyżego, musieli skręcić w lewo.
Zafeiriou, teraz ty daj rękę — puste ulice i wypełnione strachem domy; nad magiczną dzielnicą nie unosił się już dym pożarów — jeden z głównych bohaterów, który zapobiegł rozprzestrzenieniu się ognia, właśnie szedł obok; Zafeiriou nie został wymieniony we wczesnomarcowym numerze Piekielnika z nazwiska i obaj wiedzieli, że nie była to kwestia problematycznej pisowni — ale wciąż zasnuwał sny.  
Kiedy zaczniesz więcej uwagi poświęcać butelkom, a mniej rozmowie — z kieszeni kurtki Williamson wyłowił coś cienkiego i czerwonego — po prostu strzel nią o nadgarstek.
Orestes stracił prawo veto — widzisz, Zafeiriou? Uczę się łaciny — w momencie, w którym oplecione wokół nadgarstka palce zastąpiła recepturka. Cienka, rozciągliwa, wredna gumka lubiła przyszczypywać skórę nawet niewywołana do tablicy; Barnaby nie wierzył we wróżby, ale w recepturki tak.
Pomagało, kiedy odtruwał organizm; pomoże i z tym detoksem.
Nagła eksplozja stłumionych dźwięków alarmowała o bliskości Chyżego zanim ten znalazł się w zasięgu wzroku; wnętrze knajpy Cavanaghów tętniło życiem nawet, kiedy świat dookoła próbował zagrzebać się pod popiołami. Whiskey mieli mocną, piwo niechrzczone, a mordy gotowe do obicia; zza otworzonych drzwi natychmiast buchnęła w nich kakofonia dźwięków, światła i smrodu trawionego alkoholu. Williamson nie czekał, aż Orestes zwątpi — bezbłędnie obrany w kierunku baru azymut oznaczał, że ktoś tu bywał w częstotliwości pozwalającej na—
Theo jest?
W całym Saint Fall był tylko jeden barman, z którym Barnaby nie toczył otwartej wojny; Jim miał cztery dychy na karku, pięć psów i najczystszy blat w całym hrabstwie.
— Egzaminy czy coś — lekkie wzruszenie ramion podsumowało szanse na złapanie młodego Cavanagha — z którymkolwiek na pokładzie, mieliby większe szanse na przedarcie się przez chmielną skorupę stałych bywalców.
Hm — stołek barowy skrzypnął cicho w proteście; cztery litery Williamsona nie słuchały sprzeciwu. — Razem z kolegą szukamy znajomego—znajomego. Tommy Złotnik, kojarzysz delikwenta?
Jim oparł dłonie o bar, obserwując Orestesa z nieodgadnionym wyrazem twarzy; przeszłość być może właśnie uderzała o płat czołowy.
— Barnaby, ciężkie czasy nastały dla Deadberry — ciężar spojrzenia oparł się o chrząstkę nosa Williamsona; nie takie ciosy wytrzymywała. — Gadaniem Chyży nie zarobi na czynsz.
Chyży przestał płacić czynsz w dniu, w którym Krąg uznał, że nie może przegrać w kości z Cavanaghiem; Jim o tym wiedział, wiedział Barnaby, Orestes mógł się tylko domyślać — znikająca w kuflu na napiwki dycha była fajką pokoju o twarzy Hamiltona.
Na szczęście rodzina Cavanagh ma wielu hojnych przyjaciół.
Jim wyglądał, jakby liczył na banknot razy dziesięć; Williamson wyglądał, jakby mógł dołożyć co najwyżej tradycyjne siłowanie na łapę.
— To, co zawsze?
Nie dziś, na służbie jestem — w teorii i praktyce; zaginione ciała były sprawą Gwardii — wyczyszczony, policyjny raport oznaczał, że ktoś się tym zajmował równolegle do Williamsona.
— Znaczy się, po maluchu. Dla kolegi też?
O bar stuknęły szklanki, w szklankach zalśnił bursztyn; w bursztynie dostrzegł wspomnienie uśmiechu.
Tommy Złotnik, Jim. Jest na sali? — jeden z drinków przesunął się po blacie w stronę Orestesa; dłoń Williamsona mimowolnie sięgnęła po jego szklankę, w więzieniu palców zamykając roztańczony widok whiskey.
— W kącie. Tylko—
Jim skinął podbródkiem w kierunku jednego ze stołów; chwilę później ten sam gest wskazał na ich szklanki.
— Lepiej weźcie to ze sobą.
Problem alkoholika?
Dwie ręce i tylko jedne usta.
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii