Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
First topic message reminder :

Siedziba Carter's Wilderness Mastery
Budynek mieści się na skraju lasu. Został zbudowany z grubych bal drzew iglastych, które z czasem ściemniały. Dach pokryty jest gontem, a z wiekiem zdobył szarawą patynę, tworząc harmonijny kontrast z ciemnymi ścianami. Na drzwiach wejściowych wiszą dumnie rogi jelenia, symbol łowieckiego mistrzostwa Carterów. W środku budynku panuje podobny klimat. Mieści się tutaj kwatera myśliwych, warsztat grabarski, czy też magazyn zwierzęcych futer albo podstawowe biura. Wewnątrz odbywają się spotkania i treningi, często z użyciem broni z małego magazynu. Chociaż na zewnątrz sprawia wrażenie niepozornego, tak w środku jest dość okazały.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
7 kwietnia 1985

Dlaczego nic nie może iść po mojej myśli?
Miałam zamiar zostać z tym cholernym Białym Łosiem i zająć się jego oporządzeniem. Ale nie. Zamiast tego musiałam jechać do szpitala z połamanymi kościami, a tam – zrządzeniem losu – spotkałam młodą Marwood, która jeszcze mnie chciała wyprawiać na operację. Takiego wała, nie ma nawet takiej możliwości – wyszłabym z tego szpitala nawet ze złamaną nogą i żebrem, czyli tak, jak tam trafiłam.
Ostatecznie jestem w stanie całkiem sprawnym, ale załatwianie tych formalnych gówien zajęło mi cały dzień. Przy okazji wysłałam list do Gorsou, a ten okazał się oczywiście kompletnie bezużyteczny, odpowiadając w iście kobiecym stylu rób co chcesz. Brakowało jeszcze domyśl się w post scriptum.
Miałam więc całą noc na rozmyślanie, jak tego cholernego łosia oporządzić i nadzieję, że nic nie spierdolili jak mnie nie było. Podczas jednego dnia nie powinien się zepsuć, bo że chłodni nie było tak wielkiej, aby go przechować, byłam wręcz pewna.
W nocy rozrysowałam sobie sylwetkę łosia i starałam się przypomnieć sobie, co wartościowego można z niego pozyskać. Oczywiście, bazowałam na zwykłym osobniku, lecz co można pozyskać z magicznego i legendarnego łosia? Kurwa, wszystko, nawet gówno może się okazać przepełnione magią.
Aż tak drastycznie postępować nie zamierzałam, a jelita z pewnością posłużą się w inny sposób. Oddzieliłam, naturalnie, poroże, chociaż nie wiem, w jaki sposób mogłoby się przydać. Jeśli się nie przyda – powieszę je w Red Bear Stronghold na pamiątkę. Carterzy z pewnością docenią nową ozdobę w siedzibie. Poza tym kości – z kości można stworzyć noże. Czy nam się przydadzą? Nie wiem. Czy będą też miały magiczne właściwości? Nie wiem. Ale wszystko to wszystko.
Strzały z kości rozpadłyby się zapewne przy sile wystrzału, ale można zrobić z nich groty. Tylko skąd my teraz weźmiemy jakiegoś łucznika? Wcelować bym wcelowała, ale jak się posługuje łukiem? To sobie zanotuję, grotów strzał najwyżej zrobimy mniej niż noży.
Mięso, naturalnie, poporcjujemy. Zdaje się, że Padmore i być może Marwood potrafiły gotować, może coś by z tego wymyśliły. Ale najpierw mięso trzeba przebadać, czy nadaje się do spożycia, jeszcze nam brakuje, żebyśmy się potruli i w najważniejszy dzień wszyscy wylądowali w szpitalach albo na kiblach.
Skóra. Skóra i futro są oczywistością – przypuszczam, że one mogą być kluczowe w naszej walce. Zrobimy po jednym płaszczu dla każdego. Dlaczego płaszczu? Bo najpewniej zejdzie na niego najmniej materiału, a kto wie, może i jeden przyda się także dla Surtra.
Racice. Racice mogą posłużyć za amulety. Czy posłużą faktycznie? Najwyżej wyjdziemy na wariatów z przewieszonymi kopytami łosia. Poza tym została nam jeszcze krew. Czy wysmarowanie się nią pomoże? Nie wiem. Czy przyda się w rytuałach? Być może. A jeśli o rytuały chodzi – w razie czego, z jego tłuszczu wytopimy świece.
Mamy zbyt wiele niewiadomych i zbyt mało czasu, aby poświęcić się badaniom. I od groma materiału.
I kilka osób, którym należy się odrobina odwdzięczenia. I mam na myśli Williamsona i Orlovsky’ego.
Reszta robiła to dla Kowenu – i z darów dla Kowenu najpewniej też skorzystają.
*
Jak wchodzić gdzieś, to z buta i z drzwiami. Moje gwałtowne wejście postawiło wszystkich pracowników na nogi. Nikt nie miał wątpliwości, dlaczego się tutaj zjawiłam i każdy postanowił jakby przyspieszyć kroku. Słusznie. Nie miałam, kurwa, czasu na pierdolenie się.
Pani Carter – mój wzrok przykuł jeden z myśliwych, którzy wczoraj dotarli na miejsce jako pierwsi na wezwanie Williamsona. – Przechowaliśmy go jak najlepiej tylko mogliśmy, ale on nie może już tak dłużej leżeć.
A jak myślisz, po co tutaj przyszłam? Zbierz specjalistów. Będziemy go skórować i ćwiartować. Mam plan, co z nim zrobimy.
Chłopak kiwnął mi głową i świńskim truchtem poleciał szukać owych „specjalistów”. Ja w tym czasie udałam się na tyły siedziby, do jednego z magazynów, gdzie, jak się spodziewałam, leżał martwy Biały Łoś. Odorem śmierci zwabił już kilka much, ale, Lucyferze, cóż to było za monstrum. Co my z nim zrobimy?
Prześledziłam wzrokiem, gdzie kule przebiły skórę i gdzie mogły ugrzęznąć w mięsie. Na litość, na pewno ugrzęzły. Wzięłam jeden z pobliskich noży i podważyłam kawałek z jego wnętrzności, skąd wyleciał śrut. Jeden z głowy. Reszta mogła nie wyjść tak łatwo. A skoro o głowie mowa.
Obeszłam zwierzę, wymijając przy okazji rogi i zginając się jak przy durnej zabawie w limbo. Za stara już jestem na taką gimnastykę, a wszystko po to, aby obejrzeć łeb stworzenia. Trafiłam go w głowę i z tym punktem pośrodku czoła nie wyglądał zbyt okazyjnie. Nie nada się na zawiśnięcie na ścianie, no trudno. Może przynajmniej Gorsou nie będzie potrzebował poroża, wtedy sobie to wezmę. Na razie trzeba ogarnąć i powstrzymać rodzinną próżność, bo wykonanie planu Lucyfera jest ważniejsze niż nagroda na ścianie.
Po kilku minutach widzę, jak pomieszczenie się zapełnia pozostałymi myśliwymi. Kiwam im głową na powitanie, nim instruuję:
Wszyscy biorą noże i starają się oskórować tego łosia najdelikatniej jak tylko potrafią. Poroże należy odciąć, podobnie jak i głowę. Jeszcze nie wiem, co z nią zrobię. Ktoś mi skoczy po rzeźnika, a najlepiej kilku. Musimy dać mięso do badań, czy nie jest skażone i nadaje się do spożycia, mamy do czynienia z dziczyzną.
Pani chce zjeść tego łosia? – odezwał się z niedowierzaniem któryś z odważnych i wątpliwie mądrych.
Masz lepszy pomysł, co zrobić z jego mięsem?
Nie wiem… zasuszyć?
A co się robi z suszonym mięsem? Wiesza na balkonie w ramach dzwonków wietrznych?
No nie…
Część można zasuszyć, ale to strata czasu. Lecieć mi po tych rzeźników, ruchy. I do roboty. A. I krew zbierać mi do pojemniczków. Niewiadomo, jaką może mieć właściwość.
Jak powiedziałam, tak zrobiono. Znów jeden wyszedł, aby odnaleźć i przywieźć mi wskazanych wcześniej rzeźników, a tymczasem ja, razem z pozostałą grupą myśliwych, wzięliśmy się za skórowanie łosia. Ostrożnie i delikatnie. Nie wiem, czy tego futra nie trzeba będzie ściąć przy obróbce, ale to wypowiedzą się mądrzejsi ode mnie. Ostatecznie skóra, podzielona na większe płaty, z wykorzystaniem kul przestrzałowych, została oddzielona od mięśni.
Odrzucam nóż w bok, nadaje się już tylko do umycia.
Przetransportujcie to, ostrożnie, do garbarza, zaraz do niego przyjdę.
Kiedy skóry zostają zabrane, a część słoików z krwią zakręcana, widzę, jak wchodzą rzeźnicy. Bardzo dobrze.
Rozczłonkujcie te części i weźcie na badania. Kiedy najprędzej będziecie mi mogli coś o nim powiedzieć?
Zazwyczaj to trwa około dwie godziny – odpowiada jedna z kobiet ubrana w fartuch, stojąca najbliżej mnie. Reszta wciąż oglądała cielsko łosia jakby byli na wycieczce szkolnej. – Ale to… skąd pani wzięła takie wielkie zwierzę?
Dwie godziny wam wystarczą? – wracam do tematu, bo nie mam czasu na zbędne pytania.
W porywach do trzech od przewiezienia do nas.
Świetnie. Róbcie swoje, zaraz wrócę. A, jak poleci krew, zbierajcie ją do słoików, macie je tam – wskazuję na szafkę stale uzupełnianą przez jednego z młodszych chłopców, który przed momentem zabrał się razem ze skórą do garbarzy.
Tam też udałam się i ja. Na szczęście nie było to daleko i już mijałam się z myśliwymi, którzy przed chwilą przenieśli te skóry.
Potrzebuję z tego… - staram się wyliczyć w głowie, ile nas jest – dziesięć płaszczy. I jedną płachtę na trzy metry wielką.
Z tego? – pyta któryś z garbarzy, przyglądając się uważniej przyniesionej skórze. – Nie ma opcji. Albo płachta, albo płaszcze, no nie ma opcji.
Wzdycham głęboko i wywracam oczami w myślach. Dobra. Jakoś się podzielimy. Musimy.
Najwyżej przetnie się to dziadostwo nożem.
Dobra, niech będzie płachta. Wyrobicie się do jutra?
Nie ma mowy, tego jest za dużo…
Zapłacimy stawkę za noc, potrzebuję tego na jutro.
Kilka chwil namysłu, aż ostatecznie usłyszałam zgodę z ust garbarzy. Świetnie. Jedna część przynajmniej została załatwiona, a ja jeszcze dodaję, aby gotową skórę załadowali na samochód, który każę podstawić, jak tylko się uporam z całą resztą.
Więc pora wrócić do rzeźników działających w jednym z magazynów. Część Białego Łosia została już poćwiartowana i zapakowana w odpowiednie pojemniki, z tego co widzę. Płaty mięsa są ogromne, a krew napełnia się w słoikach. Niebawem zostaną już tylko bebechy, racice i kości. Muszę znaleźć jakichś rzemieślników, którzy mi to oprawią, co staje się kolejnym zaleceniem na punkcie. No i tłuszcz. Trzeba wytopić z tego tłuszcz, gdzieś tu powinna być tkanka tłuszczowa, jeszcze dość mocna po zimie…
Ten tłuszcz mi też zebrać i zostawić w pojemniku w magazynie, też będzie potrzebny. I przynieść mi piłę, będziemy ciąć kości.
Ciąć kości? – pyta jeden młodzik stojący za mną, widocznie umęczony. – Do czego?
Nie dyskutuj tylko przynoś piłę. I każdego, kto się nożem umie posługiwać.
Mięso wyjechało, wjechały piły i znów chłopcy, którzy, za krótką demonstracją, wzięli się za ostrzenie i dłubanie w kościach tak, aby je oprawić i stworzyć z nich noże. Tuziny ostrych jak brzytwa noży piętrzyły się, aż nie uznałam, że będzie ich dość. Niegdyś używano ich z sukcesem – kto by pomyślał, że w dzisiejszych czasach też mogą się przydać.
Dzień chylił się ku zachodowi, a ja miałam jeszcze roboty po pachy. Kilka kobiet pracujących u nas zostało zagonionych przeze mnie, żeby zajęło się tłuszczem.
Wytopcie mi z nich świece. Ile się da.
Tyle łojówek, ło pani…
Nie ociągać mi się.
Teraz ostatni punkt programu. Szłam już właśnie do głównego holu, aby zabrać kogoś, kto by mi podstawił samochód, kiedy w międzyczasie dobiegł do mnie ktoś z rzeźni ze świstkiem papieru.
Łoś był okazem zdrowia, nadaje się do jedzenia – krótka informacja, skinienie głowy, a potem wyłowienie kogoś, kto samochód mógłby mi podstawić.
Potrzebuję największego samochodu jaki posiadamy. I kierowcy, nad ranem będzie transport, ja pokieruję. Chłopcy niech pakują tego poćwiartowanego łosia na pakę.
Gdzie go pani chce wywieźć?
Nie twój interes.
Wszyscy lecieliśmy z nóg. Ale możemy z nich polecieć dopiero następnego dnia, gdy wszystko będzie gotowe.

Judith z tematu
Judith Carter
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Sumienna - Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
przychodzę znad wodopoju

Korytarze Wilderness nie mają dla mnie tajemnic. Praktycznie się tutaj wychowałam i już od maleńkości łaziłam za ojcem, ledwo dźwigając broń w łapach. Pamiętam, jak myśliwi się ze mnie wtedy podśmiewywali, widząc drepczącego, nieporadnego dzieciaka.
Dzisiaj mało kto się śmieje na mój widok.
Pani Carter – słyszę co jakiś czas. Co jakiś czas też skinę głową na powitanie, ale dobrze wiem, gdzie powinnam pójść, żeby porozmawiać o tym, co właśnie przyniosłam z lasu.
Nie było to za wiele. Kuna i bóbr, to prawie nic, ale trudno. Więcej nie byłam w stanie udźwignąć, a i nie mam tyle czasu, żeby wracać i polować dalej. Jestem w trakcie tygodnia, za moment będę się przebierać i będę jechała do roboty, ponownie z bronią w ręku.
Widocznie tak to już jest, jak się rodzisz Carterem. W końcu zaczynasz spać z pistoletem pod poduszką, i wychodzić z domu z myśliwską strzelbą na ramieniu. Przynajmniej działała jako straszak na idiotów. Ciekawe, czy podziała tym razem.
Zrzucam z ramienia dwa cielska zwierząt i patrzę wyczekująco na mężczyznę, który dopiero teraz, słysząc głośne tąpnięcie, zaczął się do mnie odwracać.
Pani Carter – słyszę po raz kolejny i przysięgam, że zaraz zacznę strzelać.
Ile za to? – pytam go, chociaż wiem, ile. Wiem, jaką wartość mają takie zwierzęta w Wilderness i wiem, że nie za wielką.
To jest prawie nic w porównaniu z tym, co zarabiam w Kościele Piekieł. Może właśnie dlatego odsunęłam się od stałych i rodzinnych polowań.
Chociaż nie. Nie jestem aż tak bardzo łasa na kasę.
Pani Carter… no wie pani… to tylko bóbr i kuna amerykańska, no to…
Ile?
Niewiele mogę pani zaoferować. Dwadzieścia dolarów?
Dwadzieścia dolarów? – prycham, chociaż teraz to już po prostu aktorzę. Wiem, że dokładnie tyle jest to warte. – Widziałeś te skóry? Są nienaruszone. Idealne do skórowania, będzie z nich kurewsko dobry materiał. – Spoglądam na faceta, ale teraz wydaje się po prostu zmieszany. – Strzał czysty, żadnych uszkodzeń. Za taką jakość chcesz mi dać dwadzieścia dolarów?
No wie pani jakie są ceny…
Gówno mnie to obchodzi, są warte więcej. Zarobicie na nich dziesięć razy więcej niż mi proponujecie i mi nie wmówisz, że nie.
Pracowałam tutaj od maleńkości, więc nawet niech mnie nie wkurwia.
Wie pani, niewiele mogę dla pani zrobić… mogę dorzucić co najwyżej dolara więcej.
Dolara? – prycham teraz już z prawdziwą pogardą. – Tak wyceniasz moją pracę? Za dolara to mi się z łóżka wstawać nie opłacało.
Naprawdę, chciałbym zrobić dla pani więcej…
Dawaj te pieniądze i niech Cię nie widzę.
Wiem, że więcej nie ugram. Typ zabiera skóry, ja zabieram swoje dwadzieścia jeden dolarów. Wydam chyba na waciki. Nic dziwnego, że nasze przedsiębiorstwo upada, nie opłaca się nawet ruszać dupy do lasu, żeby postrzelać.

Sprzedaję bobra i kunę amerykańską (2x10$) + używam perswazji na poziomie I, co mi daje łącznie 21$.

Judith z tematu
Judith Carter
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Sumienna - Czarna Gwardia