SALKA BOCZNA Jedna z wielu podobnych bocznych salek Pubu pod Chyżym Ghoulem, pomimo skromnego rozmiaru, zawsze tętni życiem. W porównaniu do głównej sali jest to miejsce bardziej intymne, dość ciemne i bez okien, co dodaje mu charakteru i autentycznego uroku. Ściany sali są z cegły. Ich czerwony kolor podkreślają płonące na niskich stolikach świece. Te drewniane meble są solidne i wytrzymałe, co jest niezmierne ważne, biorąc pod uwagę, że często zastawione są kuflami z piwem. Kanapy i pufy rozmieszczone wokół stolików, są wyłożone grubą ciemnobrązową skórą. Zniszczone przez lata użytkowania, nadal są wyjątkowo wygodne i sprzyjają długim rozmowom przy kufelku schłodzonego trunku. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Yadriel Venoir
ODPYCHANIA : 20
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 2
TALENTY : 14
13 marca 1985 Ceglane ściany zdawały się mieć więcej intelektu i gracji niż tegoroczny narybek do Czarnej Gwardii na jakże znamienitą pozycję szeregowego, którego nędzę musieli z Judith Carter zgodnie przepłukać piwem, tkwiącym w kuflach postawionych na masywnym, drewnianym blacie. Na razie dwójka gwardzistów mogła cieszyć się względnie kameralną atmosferą, gdyż dla odmiany to główna sala Chyżego Ghoula ściągnęła do siebie tłumy, tak jakby te boczne pozostawały póki co niezauważone. Podsumowanie wezwania ich dwójki do poprowadzenia dnia dla świeżaków, mógłby skomentować jedynie w dwóch, niewypowiedzianych na głos, słowach: ja pierdolę, a to i tak nie oddałoby pełni jego wrażeń. Wciąż zadawał sobie pytanie: dlaczego oni byli tacy tępi? Jeśli te osoby miały przejść pełne szkolenie i zostać wcielone do Czarnej Gwardii, to pożal się Lucyferze, samospalenie gwarantowane, mięso armatnie też się przydaje i Riel nie byłby tym, który rzuciłby się po pomoc. Odwróciłby wzrok, tak jak robił to w mundurze policyjnym, kiedy Williamsonowi puściły nerwy lub spuścił go z oczu, co skończyło się soczystym wpierdolem dla oponenta. Czy Venoir coś wtedy słyszał? Skądże, nie mógł sobie nic takiego przypomnieć i nawet w kłamanie jak z nut nie wkładał zbyt dużo energii, gdyż praca wywiadowcza na rzecz Czarnej Gwardii dała mu za wiele narzędzi, by po nie nie sięgnął w wygodnym momencie. To, co Yadriel Venoir niechętnie musiał przyznać lokalowi prowadzonemu przez Cavanaghów to to, że pozwalał mu on zapomnieć o zwilgotniałym Midnight Mirage w podrzędnym Sonk Road, w którym prowadził śledztwo z Barnabym. Negocjatorowi policyjnemu pozostawało mieć nadzieję, że Mallory nie wyskoczy gdzieś znienacka, psując mu wieczór po tak męczącym dniu i zacznie kolejną historię o śladach, które rzekomo tym razem rozwiążą sprawę jego siostry (nie miał na to wystarczającej ilości cierpliwości, by zajmować się jeszcze tym po godzinach). Niestety przekroczenie progu Chyżego Ghoula niosło za sobą to konkretne ryzyko, lecz jak to się mawiało? Najciemniej pod latarnią? Dziś Yadriel Venoir nie posiadał wystarczających sił witalnych na to, by szukać czym prędzej innego lokalu. Wątpił, by jego towarzyszce pozostało na podobne przedsięwzięcie więcej chęci. Judith Carter była swoją drogą jedną z pierwszych osób w Czarnej Gwardii, które dołączyły do niej, a z którą zdawało mu się, że ma niezły kontakt, nawet jeśli bywała szorstka w obyciu — jemu zupełnie to nie przeszkadzało. Doceniał w kobiecie konkretność i brak owijania w bawełnę, jak miała czymś rzucić, to równie dobrze mógł to być werbalny grant, o ile akurat pod ręką nie miała broni. Yadriel i tak był lekko zaskoczony, że żaden pajac z szeregowych nie skończył ze śmiertelnym postrzałem. — Mam nadzieję, że nie będą po nas płakać i narzekać, bo może przełożeni wpadną na kolejny genialny pomysł, aby ściągnąć nas do nory szeregowców raz jeszcze. Obawiam się, że z mojej strony skończy się to zrobieniem z nich worków treningowych z magii odpychania i wymazaniem losowemu z nich tego segmentu z pamięci, żeby mieli doskonałą zachętę, aby celować w zostanie czyścicielem. — Venoir skwitował ironicznie, podsumowując to najpierw zmęczonym westchnieniem, a później przewróceniem oczu. Dzień z żółtodziobami, którzy nie wiedzą, co jest pięć i wydają się nie rozumieć najprostszych poleceń. Jeśli wskaźnik śmierci w Czarnej Gwardii skoczy o kolejne kilka oczek, to jedynie w efekcie prowokacji. To było wyjątkowo imponujące, że doświadczał teraz większego zmęczenia niż po wymagającej aktywności fizycznej pracy w terenie w mundurze policyjnym. — Przyznaję, Carter, jestem pod dużym wrażeniem, że nie sięgnęłaś po broń, gdy jeden z tych młodzików próbował ci pyskować. — W ramach uznania uniósł kufel piwa w czymś, co miało imitować toast za cierpliwość Judith, zanim nie upił z niego dużego łyka. Venoir bynajmniej nie mógł nazwać takiego działania odwagą, gdyż zdecydowanie bliżej było temu do ekspozycji głupoty. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : negocjator policyjny
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Nie wiem, kto wpadł na pomysł, żebyśmy to my zajmowali się szkoleniem żółtodziobów. Znaczy, konkretnie – ja. Byłam najgorszą możliwą kandydatką, a i tak ktoś wybrał mnie. Przecież ci gówniarze (niektórzy mieli po czterdzieści lat) tego nie przeżyją. Jednak, jakimś cudem, udało im się przeżyć. Obecność Venoira działała na mnie wystarczająco, żebym zdążyła się zdystansować i machnąć na to wszystko ręką. Pewnie kiedyś starsi myśleli to samo o mnie, a patrzcie, jak się wyrobiłam. Zawsze miło jest widzieć kobiety próbujące dostać się do gwardii, ale patrząc na te… te, to raczej z nich nic nie będzie. Szkoda. Z drugiej strony, czy naprawdę aż tak bardzo brakuje mi damskiego towarzystwa? Od dawna lepiej orientuję się w męskim świecie, czasem zapominając, że z tłumu gwardzistów wyróżniają mnie cycki i nieco niższy wzrost. Charakterem nadrabiałam wystarczająco, aby wywalczyć sobie szacunek w tym trudnym środowisku i wcale nie mam tego nikomu za złe. Tak działa świat. Silny potrafi przetrwać, słaby jest gnębiony. Ot. Pognębieni będą jeszcze bardziej te żółtodzioby, bo gorzej już trafić najpewniej nie mogli. Ani ja, ani Venoir nie dawaliśmy im forów i ostatecznie wyszli, zdechli, zastanawiający się, dlaczego wpadli w ogóle na taki pomysł. Niech się lepiej zastanowią. Czasem lepiej wrócić na garnuszek do mamusi, niż ryzykować życie dla kościoła. Jest to szlachetne, jest to dobrze płatne, ale jest to też nie dla wszystkich. Nie bez powodu tak ciężko się dostać, a jeszcze ciężej utrzymać. Łatwo jest tu tylko dostać w zęby albo stracić życie. Pomysł najlepszy pojawił się w momencie wyjścia z tego cyrku, a nasze kroki skierowały się kawałek dalej, to knajpy Cavanaghów. Przyznam, że rzadko ją odwiedzałam, z pewnością ostatnimi czasy, a to jedna z lepszych knajp, w których można napić się czegoś sensownego. Aż żal się przyznać, że ostatnio pijałam głównie szczyny w Sonk Road, albo alkohol z własnego barku, który, swoją drogą, muszę uzupełnić. Prycham krótko na komentarz Venoira. — Nie wiem, czy zabrakło im starszych oficerów, żeby nas wysyłać – mamroczę pod nosem, usadawiając się na miejscu naprzeciwko mojego dzisiejszego towarzysza. Większość ludzi dzisiaj kłębiła się w sali głównej, więc boczny stolik mi jak najbardziej pasował. – Może jak kiedyś awansuję to spłynie na mnie łaska cierpliwości dla czegoś takiego. Ale nie stało się to przez ponad czterdzieści lat, więc wątpię. Już teraz współczuję innym szeregowym, których będę musiała szkolić. Lepiej im wychodzi ślęczenie nad książkami niż faktyczne posługiwanie się magią i umiejętnościami. Czasem zdarzą się jakieś perełki. Kącikiem ust uśmiecham się i prycham po raz kolejny, chwytając w dłoń z kuflem z piwem. — Jeszcze mi brakuje, żeby porucznik mi robił problemy za jakiegoś postrzelonego szeregowego, niezbyt dobrego sortu swoją drogą – mamroczę w kufel, nim upijam solidny łyk. Odstawiam go i patrzę z uznaniem. W końcu jakieś prawdziwe piwo, a nie jakieś siki Mariana sąsiada z podwórka. – Nie wiem czy mi się zdaje, czy z roku na rok jest coraz gorzej z tymi ludźmi. Gwardia już ma wymagania, a nowi je tylko obniżają. Rzut na konsekwencje po evencie tutaj, nic się nie dzieje |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Sumienna - Czarna Gwardia
Yadriel Venoir
ODPYCHANIA : 20
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 2
TALENTY : 14
W gruncie rzeczy, gdyby negocjator policyjny nie był jednocześnie tak poirytowany i zmęczony, bawieniem się w mentorstwo dla zwykłych szeregowych, to może mógłby dostrzec w tym parę celów, które stałyby za rzuceniem żółtodziobów na tak głęboką wodę, jednak skutecznie zaciemniał je całokształt tego dnia. Do tego stopnia, że Yadriel nie chciał pochylać się przy piwie nad zaletami, które niosło ze sobą zestawienie świeżego narybku do Czarnej Gwardii z czynnymi gwardzistami i potencjalnym odsianiem niepotrzebnych, nawet jeśli ten odłam mógł zwiększyć odsetek śmierci i dodatkowo zawyżać statystyki. Może za wybraniem Venoira przesądził jego dziesięcioletni epizod w oddziale wywiadowczym, którego yo szczegóły nie ujrzały nigdy światła dzienne. W ustach negocjatora pozostawało to co najwyżej ogólnikową informacją, a rzucane w eter: wzmiankowane Cincinnati i Detroit stały się zatem jego lokalizacjami tymczasowymi, jednak co tak właściwie tam porabiał? Tego Yadriel nie zamierzał nikomu zdradzać, wystarczało w razie zaistniałej potrzeby odbić piłeczkę, że to poufne informacje pozyskiwane dla wywiadu Czarnej Gwardii. Jednak zdecydowanej większości wystarczało w zupełności to, że wyjechał z miasta w ramach działań operacyjnych i nikt na szczęście nie drążył, a on nie musiał usilnie ucinać tematu. Dziesięć lat to na tyle dużo, by do oddziału Czarnej Gwardii w Saint Fall dołączyło więcej nowych twarzy, których Yadriel Venoir po styczniowym powrocie do Hellridge nie rozpoznawał. Część z nich przynajmniej kojarzył, nawet jeśli obecność Barnaby’ego Williamsona nieco go zaskoczyła, bo oczywiście, spodziewał się, że będę widywać się na komisariacie, lecz nie w ramach współpracy jako czyściciele. Skłamałby, gdyby ta niespodzianka nie była dla niego na swój sposób miła. Judith Carter polubił zupełnie za coś innego poza konkretem — poniekąd za to, że dawała mu pewność, że przy wspólnej współpracy mógłby na nią postawić. Porównując aspirujące szeregowe do roli pełnoprawnej gwardzistki tego dnia, nie umniejszając im oczywiście ze względu na płeć, lecz przyrównując je do Jude — obawiał się, że się nie wyrobią nawet przez kilka lat. Odnalezienie się w Czarnej Gwardii wymagało niekiedy czegoś więcej niż chęci, czy wrażenia, że daje to pewien zaszczyt, o którym i tak przecież wielu nie będzie nawet wiedzieć, zważywszy na poufność — wiążącą ich wszystkich ciasno zmowę milczenia. Możliwość wygodnego rozsiądnięcia się w lokalu Cavanaghów był przyjemniejszym aspektem bieżącego dnia, nawet jeżeli w ich wspólnym opijaniu bardziej chodziło o rozbicie złej energii na czynniki pierwsze i zwilżenie gardła po wypowiedzeniu zbyt wielu słów pod adresem niektórych miernot. Yadriel Venoir bywał czasem bardziej powściągliwy i nastawiony na określoną strategię, a tym samym pożądane rezultaty, gdyż wymagała tego od niego jego pozycja negocjatora policyjnego, jednak w przypadku co poniektórych… cóż, nie szczędził im wiązanek przekleństw. Aspirowanie do Czarnej Gwardii to nie była zabawa i groziła czymś więcej niż szansą na zwiększone zatrucie magiczne podczas akcji — narażeniem innych w efekcie nieskuteczności, a także zagrożenia zdrowia i życia własnego i towarzyszy. — Może chcieli ich zderzyć z rzeczywistością, jeżeli starsi oficerowie lub osoby siedzące obecnie za biurkiem nie wydawali się zbyt przekonujący dla nich. — Venoir wzruszył ramionami, ponieważ to jedyne co wpadło mu do głowy przy pokonaniu odległości od baru do jednej z bocznych salek, które wydawały się o wiele spokojniejsze niż główna część Chyżego Ghoula wypełniona ludźmi. Żadne z nich najpewniej nie miało siły na narażanie się na kolejne przebodźcowanie czy nadmiar wrażeń generowanych przez obcych. — Nawet jeśli nie, to przynajmniej do takiego zadania będziesz mogła wykopać dowolnego petenta i sama się z niego bezproblemowo wykręcić. To też całkiem znaczący plus. Yadriel skwitował słowa Carter szczerym śmiechem, zanim nie zdecydował się na duży łyk piwa. Sięgnął do kieszeni płaszcza, z której wydobył napoczętą już paczkę papierosów i zapalniczkę. Nie sięgnął jednak po fajkę, uświadomiwszy sobie w porę, że wypadałoby jednak kulturalnie zapytać, czy Judith, by to nie przeszkadzało. — Ciężko ocenić mi, jak wyglądało to w minionych latach, biorąc pod uwagę przebywanie na wygnaniu na potrzeby oddziały wywiadowczego, ale zdam się na twoje doświadczenia. To, co widziałem dzisiaj to był większy dramat niż to, co na deskach teatru potrafią wyczarować Overtone’owie — Venoir skwitował to jedynie wymownym prychnięciem. Może oni ich tylko dzisiaj testowali? Już każdy wariant byłby lepszy, aniżeli przyjęcie do wiadomości tego, że chyba na szeregowanego brali wszystkich i czekali aż niektórzy sami wymiękną. — Miałabyś coś przeciwko, gdybym sobie zapalił? |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : negocjator policyjny
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Prycham krótko. Słaby ten argument, jakoś nie wydaje mi się, żeby starsi oficerowie mieli miękkie serce do szeregowych. Inaczej wspominam to z własnych szkoleń i nie sądzę, że obecnie jest inaczej. Wycisk i brak litości – po to, aby odsiać tych najsłabszych i zahartować tych twardych. Czarna Gwardia to nie piaskownica, gdzie się dziecko spłacze i ktoś przybiegnie otrzeć mu łezki. Tutaj można zginąć. Nie lubię marnować rzeczy. Nie lubię też marnować ludzkich istnień – każdy w końcu spotka Lucyfera, a jeśli ktoś ma ginąć przez Czarną Gwardię, niech robi to z dumą, wypełniając swoje obowiązki maksymalnie, tak dobrze, jak tylko można. — Nawet poniekąd mnie nie dziwi, że kobiety tam nie dają rady. Mogę sobie wyobrazić, że po śmierci męża im ciężko, mają jeszcze dwójkę dzieci i nie wiedzą do końca, w co się pakują, sraty pierdaty. – Dlatego tych kobiet w Gwardii było najmniej. – Ale faceci? Co drugi to taka straszna pizda. Może to jakieś geje próbują się ukryć w szeregach. – Upijam łyk piwa, dobrego piwa, dla odmiany od tych, które ostatnio pijałam. – Paganini ostatnio coś pierdolił, że to dobry sposób, żeby uciec od małżeństwa. – Jeszcze jeden łyk. Akurat Paganiniego sobie w Gwardii nie wyobrażam, świat by runął i się skończył. Bardziej niż kończył się obecnie. – Jeśli to prawda, to nic dziwnego, że mamy takich rekrutów, jakich mamy. Z jednych obowiązków ucieka się do drugich, o wiele gorszych. Kto normalny uznaje, że służba Gwardii jest lepsza od małżeństwa? Ja bym uznała, głównie dlatego, że nie chciałam za mąż wychodzić i nie chciałam pchać się w pieluchy, ani robić czegoś, do czego nie byłam stworzona. W pieluchach i tak skończyłam, ale przynajmniej we własnym środowisku i nikt mnie w sztywną kieckę nie próbował ubrać, nie obwieszał mnie biżuterią jak posąg Aradii kwiatkami. Myślę, że w ostateczności nie dojdziemy do wniosku, dlaczego poziom szeregowych jest słabszy z roku na rok, chociaż mnie to drażni. Nie powinno mnie to interesować, ale interesuje. Potem taki podlotek przyjdzie i udaje, że coś umie, ryzykując nie tylko swoim, ale jeszcze życiem swojego partnera. — Gwardia powinna mieć jakieś większe wymagania. Albo ostrzejsze testy na wstępie – postuluję krótko, chwilę przed tym, jak Venoir zadaje mi najdziwniejsze pytanie, którego usłyszeć się nie spodziewałam. Sama bym go nigdy nie zadała. – Będę miała, jak się nie podzielisz. Jak już oferuje, to niech stawia. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Sumienna - Czarna Gwardia
Yadriel Venoir
ODPYCHANIA : 20
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 2
TALENTY : 14
Dla Yadriela Venoira wybór Czarnej Gwardii tuż po szkole wydawał się naturalną koleją rzeczy i niebagatelny wpływ miało tutaj środowisko wychowawcze zapewnione przez jego matkę, która po dziś dzień wisi nad krawędzią fanatyzmu wirującego niczym księżyc wokół planety zwanej Kościołem Piekła. Zaszczepiła mu również niechęć do niemagicznych, którą na potrzeby pracy wywiadowczej w Cincinnati i Detroit musiał ususzyć na potrzeby budowania swojego wizerunku, żeby pozyskiwać informacje. Sięgając w stronę profesji gwardzisty miał osiemnaście lat i nie zaprzątał sobie głowy małżeństwem, a że rok później potrwał się włączenia w pracę mundurową, to dodatkowy dowód na to, ile wziął na swoje barki, uszczuplając znacząco swój czas wolny. Czy stosownym byłoby zarzucenie Venoirowi pracoholizmu? Zapewne. Można było to zestawić z jego byciem służbistą do bólu. Początkowa faza wcielania do Czarnej Gwardii na pewno nie należała do najłatwiejszych, ale wykazywał dużo samozaparcia i ambicji, aby być częścią tej instytucji. To był jego cel i temu wyzwaniu sprostał. Wspomnienia jednak z tego okresu zostały przyćmione przez miniony czas i nie potrafił aż tak dokładnie odtworzyć z pamięci tych trudnych początków, tym bardziej, że zostały odarte z emocji. Carter i Williamson w zestawieniu z nim mieli krótszy staż, jednak to widok drugiego stanowił dla niego największe zaskoczenie po powrocie do Hellridge po blisko dziesięciu latach nieobecności. Nie był jednak zwolennikiem przyjmowania osób, które nie spełniały, choćby minimum oczekiwań i zwyczajnie się nie nadawały. Braku predyspozycji, samodyscypliny, cech charakteru i radzenia sobie ze stresem nie wyrobi się w mgnieniu oka, ale zawsze mogą próbować swoich sił, tak jak w każdej służbie mundurowej niemagicznych. Yadriel styczność z dziećmi miał naprawdę niewielką, nie licząc konfrontacji na polu zawodowym, bo i tak przypadki się w wieloletniej karierze zdarzały. Żadne z jego rodzeństwa nie doczekało się potomstwa i zdecydowanie lepsze obeznanie w tym aspekcie miała inna osoba, którą dość dobrze poznał. Niemniej Carter miała rację, o ile mężczyźni mogli dołączyć do struktur gwardyjnych w dowolnym wieku, acz ze statusem kawalera, o tyle kobiety musiały mieć na stanie dwójkę dzieci i to był próg wyjściowy. — Kobiety muszą być i gwardzistą i rodzicem, to już dużo — zgodził się Venoir, popiwszy piwo. Nie chciał jednak rozwijać tego tematu z oczywistego względu – o rodzicielstwie i łączeniu tego z pracą w Czarnej Gwardii po prostu gówno wiedział to raz, a dwa nigdy nie był z Carter w tak bliskich relacjach, by wchodzić na tak osobiste obszary. Szczęśliwie na horyzoncie nie było namolnego Cavanagha, który wpraszał się na komisariat, jakby wchodził do siebie. Jeszcze jego brakowałoby mu w ramach dopełnienia tego dnia. — Naturalną koleją rzeczy faceci powinni wykazać chociaż cokolwiek, a była to absolutna nędza. Jeśli w ten sposób chcą się gdzieś ukryć, to marne szanse — Yadriel poza naciskiem na słowo cokolwiek, to skwitował obojętnym tonem i ze wzruszeniem ramion, a papieros wyciągnięty z paczki wylądował między wargami. Jak inaczej mógłby to, czego byli świadkami podsumować. Nawiązania do homoseksualistów w kontekście Venoira nie trafiały nigdy na podatny grunt, gdyż nie traktował tego personalnie. Nie sposób byłoby oczekiwać, że wykrzesałoby to w nim emocje; nie utrzymywał też szczególnie bliskich relacji ze współpracownikami i nie był z pierwszej łapanki. Poza tym lubił Judith Carter i darzył ją dużą dozą szacunku, a jej poglądy traktował jako jej urok osobisty, tak jak i bezpośredniość, a także możliwe szanse na zgarnięcie opierdolu za samo istnienie. Skierował paczkę fajek niezwłocznie w stronę swojej towarzyszki, zostawiając na opakowaniu zapalniczkę, którą podpalił chwilę temu kraniec papierosa. Zaciągnął się, jednak ta myśl zawieszona przez Judith Carter zdmuchnęła kurz z wniosków, które zaroiły mu się w głowie i brzęczały niczym wściekłe osy pod sklepieniem czaszki, jeszcze w Cincinnati i później nabierały kształtów w Detroit. Widział pewne podobieństwa w ukrywaniu się w strukturach kościoła niemagicznych, jakie ktoś mógłby stosować w zaczęciu ścieżki kariery w Czarnej Gwardii i nie chodziło jedynie o nieheteronormatywną tożsamość seksualną, lecz to, że wybór takiej, a nie innej ścieżki skreślał pytania i dawał ogromne pole niezależności. — Nie myślałem o tym w ten sposób, chociaż wybrałem Czarną Gwardię od razu po szkole — przyznał zupełnie szczerze Venoir, wypuszczając dym z kolejnego zaciągnięcia się. Nie był to głupi pomysł, Yadriel musiał to oddać i gdyby komuś wyjątkowo zależało na ucieczce od nacisku na małżeństwo, co było pewną częścią funkcjonowania w ekosystemie Kręgu, to może posunąłby się tak daleko. Tego chyba nie dało się wykluczyć. — Jak duże są szanse, że ktoś z Kręgu by się na to porwał? Dołączenie do Czarnej Gwardii to nie jest spacer po łące i zbieranie kwiatków. — Czyściel strzepał popiół do pobliskiej popielniczki, przesuwając ją bliżej siebie i Judith. Następnie papieros zawisł w powietrzu, gdyż Yadriel napił się piwa. — Pamiętasz może, czy wśród naszych dzisiejszych żółtodziobów byli może przedstawiciele Kręgu? — Yadriel szanse na szybsze rozpoznanie, choćby po twarzach dawał jednak Judith. On po dziesięciu latach pewnie nawet, by nie pokojarzył ich szczególnie. Chyba że padłoby nazwisko, które można, by przypisać do gęby, jednak przy większej ilości osób nie liczył na cud związany z zapamiętywaniem. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : negocjator policyjny
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
No właśnie. Kobiety muszą zajmować się i gwardią, i rodzicielstwem. Kobiety z Kręgu zazwyczaj siedzą na puchatych poduszkach i mają wszystko podsunięte pod pomalowane paznokietki, czemu miałyby to zmieniać? Pewnie dlatego widzę ich tak niewiele w naszych szeregach. Kto by zamienił takie wygodnickie życie na ciężką służbę Kościołowi, podczas której można stracić życie w każdym nagłym przypadku? Nikt. Być może kobiety są nieco mądrzejsze od mężczyzn z Kręgu. Albo nie mają wymówek i się nie wykręcają, bo i tak dzieci muszą urodzić, i tak je muszą urodzić, a rodzi się dzieci tylko wtedy, kiedy wyjdzie się za mąż. Inaczej jest skandal i bękart w rodzinie, w dodatku skreślenie panny… Ach, nieważne. Nie ma sensu się roztkliwiać nad niesprawiedliwością. Ja też za mąż nie wyszłam z miłości i w małżeństwie szczęśliwa nie byłam. Choć zawsze mogło być gorzej. Mogli mnie wydać za jakiegoś Cabota, jak moją nieszczęsną kuzynkę Elizabeth. Sięgam po fajkę, którą oferuje mi grzecznie Venoir, i częstuję się zapalniczką, aby odpalić papierosa. Zaciągam się dymem i na chwilę zamykam oczy. Najczęściej palę wtedy, kiedy jestem wkurwiona albo zmartwiona. Miła odmiana. Spoglądam na niego i kiwam po raz kolejny głową, chociaż w myślach przebiegam po nazwiskach wszystkich gwardzistów, jakich znam i póki co, jako przykład ucieczki od małżeństwa nasuwa mi się tylko Verity. Williamson miał żonę i owdowiał, w całkiem młodym wieku zresztą. Orlovsky… Orlovsky nie był z Kręgu i chyba nie miał nigdy żony. Straszne. — Powinny być liche – odpowiadam mu, raz jeszcze zaciągając się dymem, nim strząsnę nadpaloną część papierosa do popielniczki. – Z naszych znajomych kojarzę chyba tylko Verity’ego, który nie miał nigdy żony. Choć Lucyfer mi świadkiem, że mógł mieć. A ja mogłam mieć za męża jego. Śmieszne. Ironia losu. O tym, co się stało ponad dwadzieścia lat temu, jak i co się stało pod koniec lutego między mną a Sebastianem, Venoir wiedzieć nie musi. Byłabym głupia, gdybym komukolwiek wygadała. I Verity też byłby głupi, gdyby komuś powiedział. Nie chcę o tym myśleć. Na samą myśl czuję się wkurwiona i zaciągam się dymem jakby agresywniej. — Chyba był jakiś młody Faust? Dość gówniany, jak cała reszta – wzruszam ramionami. Krąg, nie Krąg, każdy żołnierz był żołnierzem i nie miało znaczenia, czy stoi za nim nazwisko czy też nie. – Jak nie tak, to jest jeszcze opcja, że chłop do małżeństwa się nie nadaje. A jeśli nie potrafi sobie poradzić normalnie z kobietą, to nie wiem, jak ma sobie poradzić z bronią i całym szkoleniem w wojsku – prycham, oglądając się za jakimś trunkiem. Napiłby się człowiek pod to pierdolenie. Jak na zawołanie, dostajemy po szklaneczce i całej butelce od kelnerki, nim znika gdzieś w oddali. — Wspaniale – mruczę i upijam łyk dobrej whisky. Tym właśnie knajpa Cavanaghów wyprzedza wszystkie inne. Mają dobrej klasy alkohol. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Sumienna - Czarna Gwardia
Yadriel Venoir
ODPYCHANIA : 20
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 2
TALENTY : 14
W przypadku kobiet możliwość wstąpienia do Czarnej Gwardii, pojawiała się dopiero po sprowadzeniu na świat dwójki dzieci. Można, by polemizować, czy stanowiło to przeszkodę, pełniąc zadanie, by odwieźć od tego zamiaru potencjalne zainteresowane, czy wręcz przeciwnie — stanowiło to próbę charakteru i tym samym gotowość do opuszczenia bezpiecznego domu. Wobec tego Venoir nie miał szczególnie wypracowanego, twardego stanowiska — raz, że niezbyt się na tym zastanawiał (ot, żadna z kobiet w jego otoczeniu nie wykazywała takich ambicji), a dwa problematyka powiązana z dziećmi nie obejmowała go swoim zasięgiem (po prostu ich nie miał i nie wcielał się w rolę opiekuna). Poza tym w grę wchodziła możliwość osierocenia potomstwa w ramach oddania rozkazom. Wiedział jedno: wstąpienie do Czarnej Gwardii przy innych zobowiązaniach wiązało się z wieloma wyrzeczeniami, ograniczonym zasobem czasu i oddaniem służbie. Serce Venoira zawsze leżało bliżej priorytetów organizacji niż znajomości w niej pozyskanych, dlatego nie dążył zazwyczaj do utrzymywania bliskich znajomości na stopie koleżeńskiej z innymi współpracownikami. Poza tym Yadriel wykazywał dość niezdrową tendencję do bycia sztywnym służbistą, niepodatnego na przekupstwa jakiegokolwiek sortu i miał twardy kręgosłup moralny. Ideały, rozkazy i cele organizacji przykościelnej postawiłby wyżej, aniżeli międzyludzkie sympatie. Venoir nie znajdował się wewnątrz Kręgu i nie do końca wykazywał zainteresowanie ich rejestrowaniem, a także analizą otaczającej ich rzeczywistości czy przefiltrowywaniem tego przez wtłoczone poglądy. Nieszczególnie uwagę Yadriela przyciągały tego typu zagadnienia społeczno-socjologiczne, o ile nie przecinały się na osi z przestępczością, by musiał próbować je zrozumieć w ramach konieczności zawodowej. Swoją dotychczasową styczność z przedstawicielami tych rodzin mógł określić jako przelotną i nigdy nie wiązały się z bliskimi relacjami, by mógł w cokolwiek w ciemno celować. Wszystko wskazywało na to, że Verity wybrał służbę dla Czarnej Gwardii i negocjator policyjny nie chciał przypisywać przyświecającej ku temu intencji, wykraczających poza obserwowalny fakt tegoż stanu rzeczy. — Zgaduję, że według standardów wewnątrz Kręgu usilne uciekanie przed zostaniem żonatym, nie traktuje się za zbyt normalne? — Venoir zrobił nacisk na ostatnie słowo, zaciągając się papierosem i ciesząc dymem wypełniającym płuca. Z jednej strony interesowała go perspektywa wewnątrz zbitki tej śmietanki towarzyskiej i ich spojrzenie na te sprawy, a z drugiej próbował pojąć, czemu ucieczka od ślubnego kobierca miałaby być pociągająca. Wydawało mu się, że nawet jak ktoś ma ciągoty do tej samej płci, to w gruncie rzeczy obrączka chroniła przed domniemaniami. — Oddanie służbie zawsze się chwali, jak w przypadku Verity’ego. — Między jednym a drugim buchem, tylko w taki sposób domknął kwestię wspomnianego Verity’ego. Nie mógł nic więcej dodać. Bardzo często nazwiska ich wspólnych znajomych dla samego Venoira były pozbawione przypisania do twarzy, o ile nie miał z nimi większej styczności na polu zawodowym. Dziesięć lat poza Saint Fall robiły na tym polu swoje, tak jak oddelegowanie do oddziału wywiadowczego. Niemniej Barnabasa Kleina z kikutem trudno byłoby wypchnąć z pamięci długotrwałej — okazywał się bardzo charakterystyczny. Poza tym stanowił żywą legendę Czarnej Gwardii, choć na tym etapie Yadriel nie wiedział, że to on wyprowadzi go oficjalnie z tej organizacji. Wszystko w swoim czasie. Obecnie w umyślne Venoira nie zapłonęła nieśmiało wyjść o takiej chęci, niewątpliwie zmieniłoby się to również za sprawą przyjmowania do tak elitarnej jednostki zwykłych morderców, biorąc ich z ulicy jak do przeciętnej przechowali elementów przestępczych. Szczęśliwie tego Yadriel nigdy się nie dowiedział. — Jak widać, nawet takiego Fausta nazwisko z Kręgu nie uratowało. Może nie uzyskał polecenia od osoby, która naprawdę mogłaby przeważyć szalę na jego korzyść — Venoir pozwolił sobie na taki luźny zbitek myśli. Upił skromny łyk alkoholu, strzepawszy zebrany popiół na krańcu palącego się papierosa do pobliskiej popielniczki. Czasami ktoś miewał taką osobowość, że był skłonny uwierzyć, by to pozwoliło dać mu szansę. Bycie szeregowym i tak wiązało się przecież z robieniem najgorszej roboty przez blisko dwa lata. Każdy z nich był w tamtym miejscu. — Traktowałbym to jako zimny prysznic i albo ktoś potraktuje to jako zastrzyk motywacji albo pogodzi się z porażką. Na pewno Czarna Gwardia nie byłaby bezpieczniejszą opcją niż małżeństwo. — To drugie raczej wiązałoby się ze zmianą planów, gdyby zderzyły się o beton rzeczywistości. Podobne marzenia mogły zostać rozbite przy chęci dołączenia do służb, gdzie testy sprawnościowe okazywały się kluczowe. Ręka z papierosem między palcami Riela zawisła nieoczekiwanie w powietrzu w połowie drogi do ust i samej popielniczki. Nagle uderzyło w niego świeże wspomnienie niczym zapach kwiatów z polany, do której się zmierzało, poniesiony wiatrem. Od spotkania z Terence’em Forgerem minęło dokładnie dwanaście dni. Dwanaście dni, gdy nad nagrobkiem niemagicznego sędziego cicho rozmawiali o kwestiach trudnych, mianowicie natężeniu tajemniczych zdarzeń na tak nieprawdopodobnie wąskim obszarze, które nie znalazły swojego wiarygodnego wyjaśnienia. Dwanaście dni odkąd był świadom, że pieprzenie Piekielnika nie spotkało się z zatkaniem dziennikarzynom dziobów, a Kościół Piekła chciał chyba na tym skorzystać. Dwanaście dni gdy wieści o prawdziwych zajściach na Placu Aradii zasiały swoje ziarna zwątpienia i za jakiś czas zbiorą swoje żniwa. Jak niby mógł przymknąć oko na pożar, przerośnięte ptaszyska, deszcz piór i przede wszystkim — zatrzaśnięcie drzwi kościelnych? Gdzie niby wierni mieli odnaleźć bezpieczny azyl jeśli nie tam? Na razie wypychał niewygodne myśli na skraj, Yadriel próbował omijać je szerokim łukiem, jednak te ścieliły się gęsto. Dwanaście dni odkąd Venoir oświadczył stanowczo, że nie będzie prowadził śledztwa przeciwko organizacji przykościelnej (raz, że zostałoby to najpewniej odebrane jako niesubordynacja, a dwa działanie na szkodę dobrego jej imienia). Do tej pory nie otrzymał żadnych ustnych bądź listownych wytycznych ani tym bardziej rozkazów, które wywróciłyby jego standardowe obowiązki jako czyściciela do góry nogami i nakazywały śmiałe wykroczenie poza ich obszar. Skoro tak się nie stało — na tym polu Venoir nie zamierzał urządzać sobie samowolki, znał bowiem swoje miejsce w hierarchii i zakres swoich zadań zawodowych. — Co myślisz o tych niedawnych zdarzeniach, które przeszły przez Hellridge? Często się tu zdarza? — podjął temat dość bezemocjonalnie Venoir, zaciągnąwszy się dymem. Nie wydawało mu się, żeby jego rozmówczyni wiedziała coś więcej poza tym, co wiedzieli wszyscy, trzymani w napięciu. Na ulicach nie widać było szczególnej paniki, a więc z drugiej strony artykuł w lokalnej gazecie zadusił lęk. A może była to jakaś osobliwa natura tego obszaru, która wykluła się się podczas jego dziesięcioletniej nieobecności? Kto to wie? |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : negocjator policyjny
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Parsknięcie z moich warg jest szybsze niż rozum – a właściwie rozum też by prychnął na pytanie Venoira. Może nie kpiąco, ale odpowiedź była raczej oczywista. — A w których rodzinach jest normalnym miganie się od małżeństwa? – dobre pytanie, można by się nad nim pochylić głębiej. – Raczej w każdej znajdzie się taka upierdliwa babka albo matka, które w pewnym wieku zaczynają dopytywać, gdzie Twój kawaler, albo kiedy ślub, potem kiedy dziecko, potem kiedy następne. – Ku wielkiemu zaskoczeniu, niemal zawsze były to kobiety. „Piastunki domowego ogniska”, psia mać. – Tylko w Kręgu małżeństwo to transakcja. Wychodzisz za mąż, żenisz się, więc pieczętujesz pozytywne relacje z rodziną i masz gwarancję przychylności na kilkanaście, może kilkadziesiąt lat. Brutalne, mało romantyczne, ale prawdziwe. Tylko, że ten świat rozumieją dopiero dorośli. Ja w wieku moich dzieci byłam tak samo nieznośna i tak samo nie wybierałam się przed ślubny kobierzec. — Dzieciaki tego nie rozumieją, czekają na filmową miłość, albo po prostu w dupie im się przewraca, więc szukają sposobu, żeby przed tym uciec. Gwardia jest poniekąd wygodna, o ile woli się zdechnąć niż mieć żonę – dodaję, rozpychając się na krześle. – Szkoda, że kobiety nie mają takich przywilejów, pewnie prędzej bym się tu znalazła. Ja w końcu też nie zamierzałam wychodzić za mąż i – co za zaskoczenie – i tak za mąż wyszłam, tylko nie za żadnego gogusia z Kręgu. Raz, że moja rodzina nie należy do najpopularniejszych i najbardziej lubianych, a dwa, że przepłoszyłam wszystkich kandydatów, których prezentowała mi matka, aż w końcu ich zabrakło i przyprowadzili mi takiego, któremu było w zasadzie wszystko jedno, bo i tak nie miał nazwiska, a jego matka miała w planach wprowadzić rodzinę do Kręgu. Co za zaskoczenie – nie wprowadziła. Joab zresztą już nie żył i nie było sensu go rozpamiętywać. Jeszcze bym doszła do wniosków, że żoną to akurat byłam paskudną. — W tych zwyczajnych rodzinach przecież jest to samo. Ciągle się dopytują, kiedy dziecko, kiedy ślub. Tylko mniej się patrzy na opłacalność tych związków, ale i tak kawaler czy panna powinny być z dobrych domów, sraty pierdaty. Tak było, tak jest i tak pewnie jeszcze bardzo długo będzie. Moje dzieci też wchodzą w wiek, że trzeba będzie zacząć im marudzić o ożenek, szczególnie mojemu synowi. Gdy byłam w jego wieku, matka już zaciągnęła mnie przed ołtarz i zmuszała do przysięgi przed Piekielną Trójcą. Miłość, wierność i uczciwość. Mogłam zagwarantować Joabowi tylko dwa ostatnie z podanych. Nigdy go nie kochałam. — Teraz pewnie się chwali, ale ile zawodu przyniósł rodzicom, kiedy najstarszy syn stwierdził, że nie powije potomstwa i nie znajdzie żony, o tym już nikt nie mówi. Verity był w końcu, faktycznie, najstarszym synem swoich rodziców. Jego brat był tylko trochę starszy od mojego syna; może pojawił się właśnie dlatego, że ten starszy dołączył do Gwardii i traktował swoje śluby poważnie. Zostawiam już na bok temat Fausta, biednych szeregowych, nieudolnych paniczyków, którzy siłowali się z Gwardią z jakiegoś powodu. Dlaczego tu dołączali – ciekawe pytanie, może powinna zadać je sobie, albo wszystkim innym, którzy szeregi Gwardii faktycznie zasilali. Niektórzy odnajdowali tu powołanie, jeszcze inni – ukojenie w żałobie. Co odnalazłam ja? Ja odnalazłam cel. Drogę do Lucyfera, światełko, które zostało mi podarowane, kiedy myślałam, że moje życie już dobiegło końca i nie ma absolutnie żadnego znaczenia. Dla mnie służba w Gwardii jest sensem istnienia. Wrażeniem, że mogę być do czegoś przydatna, przysłużyć się Ojcu bardziej, niż przez ostatnie lata mu zaszkodziłam. Ale co mogą myśleć ci wszyscy młodzi ludzie dołączający do służby tak niebezpiecznej? Może faktycznie prowadzi ich miłość do Piekielnej Trójcy. Może głupota. Sięgam po przyniesioną nam wcześniej whisky, upijając solidny łyk ze szklanki, kiedy Venoir zadaje dziwne pytanie, jakie przewinie się jeszcze wielokrotnie przez moje życie, chociaż jeszcze tego nie wiem. Wiem za to więcej niż chciałabym wyznać. Albo bardziej – niż mogłabym wyznać. — Trzęsienia ziemi, pękanie rur i spadające pióra z nieba? – pytam, a pytanie podszyte jest ironią, chociaż ten temat faktycznie jest zasadny. – Odkąd żyję, nigdy się to nie zdarzyło. Ludzie raczej też nie wierzą w to, czym próbuje nakarmić ich Piekielnik. – Jeszcze jeden, solidny łyk. – Nie dziwię się, większość ludzi to idioci, ale nawet kretynizm ma swoje granice. Wielu było wtedy na ulicach i widziało na własne oczy to, co się działo. Wmawianie im, że to anomalia atmosferyczna to raczej skrajna głupota, albo bardzo popisowa nieumiejętność kłamstwa. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Sumienna - Czarna Gwardia
Yadriel Venoir
ODPYCHANIA : 20
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 2
TALENTY : 14
Venoir po wzięciu krótkim bucha i oparciu łokcia na drewnianym blacie z papierosem między palcami, czekał aż jego rozmówczyni rozwinie swoją myśl. Ostatecznie pokiwał głową, zgadzając się niewerbalnie z tym, co powiedziała. Tak działała w końcu socjalizacja i wykreowany na poczet tego schemat, traktowany jako sukces, choć zawsze rozjeżdżający się zarówno w podziale na role społeczne, jak i semantycznie, gdy uwzględniał podział na płeć. Carter wskazała ciekawy aspekt, z którego wyciągnął najbardziej intrygujący go atom: — To nawet interesujące, że zawsze naciskanie na ten obszar spada na barki kobiet. — W rzeczy samej wiszenie nad wnukami czy własnymi latoroślami znacznie cześciej kojarzone było z naciskiem generowanym za sprawą konkretnej płci. Venoir nie wnikał w skalę zaobrączkowanych nieszczęść, pierwszych kryzysów, kiedy na świecie pojawiało się pierwsze dziecko i nadchodził moment przewartościowania danej relacji z pociechą na pokładzie. — To będzie przykład anegdotyczny i bynajmniej nie traktuję go jako wyznacznik — zaczął Yadriel, strzepując nierówny pasek popiołu do popielnicy, która w jego subiektywnej ocenie wymagała już wyczyszczenia. Zaraz jednak zgasił niedopałek o brzeg naczynia, szczęśliwie nie usypując poza jego krawędzie zawartości. — Moja rodzina nie przynależy do Kręgu, więc interesowny wymiar ślubu nigdy jej nie dotyczył i też nierzadko zauważam, że kieruje się zupełnie innymi wartościami. — Venoirowie odrzucali paradygmat rozumianej rzeczywistości przez niemagicznych (nadając sobie przywilej do odmiennego spostrzegania jej), na co niewątpliwie wpływ miała nienawiść Sary do niemagicznych, ponieważ ta niechęć była im wtłacza do głów od maleńkości. Kościół Piekła i jego doktryny obejmujące wyznawaną trójcę, miały być na pierwszym planie, tak jak świadomość przynależności do magicznego wycinka społeczności, uprzywilejowanej mniejszości. — Jednak ten nacisk, który przytoczyłaś, roztaczany jak kocyk bezpieczeństwa, obejmował zasięgiem moją siostrę w stopniu znacznym niż mojego młodszego brata. Czysto informacyjnie dodam, że u nas największy nacisk padał na szacunek wobec magicznego pochodzenia, co automatycznie przekłada się na oddanie wobec Kościoła Piekła, włącznie z szacunkiem do Czarnej Gwardii. — Yadriel sięgnął po trunek, z którego upił znaczący był; alkohol w ich przypadku stanowił dodatek. W kontekście tego, co właśnie padło z ust mężczyzny łatwo było wyciągnąć wniosek, że w tym ekosystemie rodzinnym, musiał być uznany za złote dziecko, które spełniło wszystkie oczekiwania. Do pewnego momentu. Nie wspomniał, że Yvelise miała również napięte relacje z matką, przez co ścierały się ze sobą notorycznie, gdy wybrała typowo męski zawód – policję, idąc w ślady ich ojca. To jednak wiązało się z koniecznością znacznie większego wykazania się niż inny zatrudnieni na tym samym stanowisku mężczyźni. — Nie jestem pewien, czy mogę o to zapytać — powiedział Venoir, wzruszywszy ramionami. Były pewne oczywiste tropy, na które mógł postawić; mogły okazać się zupełnie nietrafione. — Zawsze możesz zignorować je lub nie odpowiedzieć, ale czym właściwie objawia się ta przychylność rodzinna? Yadriel wyszedł z prostego założenia, że nie musiał nawet przytakiwać Carter w kwestii tego, że świetnie odnalazła się w Czarnej Gwardii i możliwe, że gdyby nie to ograniczenie narzucone kobietom, to zaszczyciłaby ich swoją obecnością znacznie wcześniej. Takie były poniekąd fakty, nawet jeśli wśród każdej formacji znajdowała się zgraja seksistów, czujących wyraźne zagrożenie. — Nieprzychylnych i tak trudno byłoby przekonać Piekielnikowi, a plotki pewnie i tak będą huczeć — mruknął z wyraźnym zastanowieniem, upiwszy spory łyk. Branie sprawy na przeczekanie też nie wydawało się dobrym rozwiązaniem, ale czy takie właściwie istniało w takich nadzwyczajnych okolicznościach? — Jak myślisz, czy to może w ogóle wpłynąć w jakiś sposób na wizerunek Kościoła Piekła? — Pytanie w całości zarzucone naturalnie, jako ciąg luźnych rozważań, a jednak wyglądało w jego wnętrzu jak rysa, od której wkrótce zaczną rozwidlać się kolejne pajęczyny pęknięć. — Marnym pocieszeniem jest to, że tłumaczenie tego anomalią atmosferyczną nie zaowocowało przyciągnięciem tu jakichś dziwolągów szukających sensacji jak w Roswell, jeszcze ich by tu brakowało. — Venoir skrzywił się z niesmakiem, pozbywając się go kolejnym łykiem alkoholu, jakby chciał przepłukać sobie usta. Incydent w Roswell zyskał krajowy rozgłos, a choć zdarzył się w latach 40. i piała o nadzwyczajnym zajściu lokalna prasa, to zainteresowanie nim zyskało drugie życie w latach 70. i 80., wypluwając ufologów jak grzyby po deszczu. Teoriom spiskowym nie dadzą końca opublikowane w latach 90. obszerne raporty armii amerykańskiej. z tematu dla Yadriela |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : negocjator policyjny
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Mam wielu znajomych spoza Kręgu, ale nigdy nie interesowało mnie za bardzo, jak to tam u nich jest z małżeństwami i dzieciakami. Zawsze miałam szczerze i głęboko w dupie, czy faktycznie ktoś tworzy prawdziwe małżeństwo z miłości, czy było ciemno, byli pijani, a impreza była dobra i wpadli, a potem rodziny dogadały się, żeby nie było skandalu i tak oto jedna pomyłka łączy dwójkę ze sobą do grobowej deski. A może i jeszcze dalej. Nigdy mnie to nie obchodziło, bo i moje małżeństwo było, po pierwsze – fikcją, po drugie – moją sprawą. Nie byłam zadowolona z własnego życia, więc nie interesowało mnie też życie innych. Nie ma nad czym się użalać, tak po prostu jest. Teraz sama jestem na miejscu mojej matki i jeszcze nie dyszę w kark swojemu synowi, żeby sobie znalazł w końcu jakąś narzeczoną, ale pewnie niedługo nadejdzie ten czas. To z drugiej strony zabawne, że to właśnie kobiety były głośnymi piastunkami tego ustroju. I największy nacisk kładły na kobiety. Yadriel opowiada, że u niego było podobnie, a najbardziej dostało się siostrze. A nawet nie mieli tego interesownego podejścia, jaki miał Krąg. — Może to pokłosie dawnych lat – stwierdzam, wzruszając ramionami. Tych lat, kiedy jeszcze kobiety nie miały kompletnie nic do powiedzenia, bo siedziały w pieluchach i gotowały obiadki, a ich celem życiowym było istnienie jako ładny mebel w domu męża, i nie sprawianie kłopotów swojej rodzinie. Kobieta nie sprawiała kłopotów, kiedy za mąż wyszła. Absurdalne czasy. Dobrze, że Lucyfer pozwolił mi się urodzić dopiero teraz, bo bym albo zdechła, albo bym skończyła wydziedziczona. I wtedy zdechła. Chociaż nadal istnieją rodziny o absurdalnych poglądach. Na przykład Cabotowie. Venoir zadaje mi pytanie, które dla mnie jest dziwne. Zdawało mi się to logiczne, na czym te układy i układziki polegają. — Wsparciem ze strony innych wpływowych sojuszników – rzucam, wzruszając ramionami. Sama zaciągam się papierosem, a wydychając dym, sięgam po przyniesiony nam trunek. – Pomocą w razie potrzeby. Większą chęcią aranżowanych małżeństw. Politycznymi zagrywkami, czy w końcu, utrzymaniem pozycji w samym Kręgu. Jak wkurwisz zbyt wiele rodzin na raz, możesz skończyć jak Fogarty. To już sto lat, odkąd zostali wypieprzeni z Kręgu, ale historie o masakrze, jaką urządzili, niosą się do dzisiaj. Nie znam osobiście żadnego Fogarty’ego, a i tak nawet ja wiem, że to popieprzeni ludzie byli. — Ogólnie ręka rękę myje. Jak to w polityce wygląda. Krąg to głównie polityka, zarządzanie, lizanie dupy i polerowanie pucharków w Kościele. My za mocno dup nie liżemy, dlatego mało kto nas lubi. Ale wciąż warto pielęgnować te sympatie, które wobec siebie mamy. Lepiej być w tym ustroju, niż nie być. Musiała rozumieć to moja matka, kiedy pozwalała mnie wydać za człowieka spoza Kręgu. Pewnie myślała, że to będzie inwestycja. Cóż. Nie wyszło. Upijam kilka ostatnich łyków, wychylając szklankę aż do dna. — Nie wiem – odpowiadam szczerze. Mogę gdybać. Ludzie zawsze będą gadać, ale czy to się aż tak rozniesie, żeby podkopać wiarę w Kościół? – Wiem za to, że odwracanie się od Kościoła to jak odwracanie się od magii. A odwracanie się od magii prowadzi prosto do przykładu Stone’ów. Głupotą jest srać do własnego gniazda. Mądrości starego Cartera, albo Lanthiera, pewnie obaj mówią dokładnie tak samo, tylko by się pozabijali, gdyby tylko mogli, ze starych pobudek. Na tym kończy się moja mądrość i mądre spotkanie. Jutro i tak pójdziemy do pracy i znów zacznie się nowy dzień, pielęgnowanie tego, co posiada widoczne luki; a my będziemy zasłaniać je własnym ciałem i udawać, że wszystko jest w porządku. Kościół musi być silny w oczach innych ludzi. Kościół to Lucyfer. A jeżeli Lucyfer miałby być słaby, to nie wróżę nam za dobrze w czasach Apokalipsy. Judith z tematu |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Sumienna - Czarna Gwardia