Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
First topic message reminder :

Szlak tropicieli
Ulubiona ścieżka tropicieli i łowców w Cripple Rock. Inni spacerowicze raczej jej unikają, bo często są z niej wyganiani. Panuje tu ekstremalna zasada ciszy, która ma na celu niepłoszenia łownej zwierzyny. Gęste korony drzew sprawiają, że słońce ma niemałą trudność z przebijaniem się przez nie, co powoduje, że obszar ten jest w ciągłym półmroku. Lepiej trzymać się głównego szlaku, bo wokół niego często rozstawione są sidła, bądź inne pułapki. W połowie jej długości jest wybudowana mała skrytka, która posiada produkty pierwszej pomocy, ale także energetycznego batona i butelkę wody. Używać tylko w razie potrzeby.
[ukryjedycje]

Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Czw Lip 20, 2023 8:57 pm, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Wyprawa emerytów paradoksalna w założeniu, zamiarach i splecionych niciach przeszłości — złota teatralność Overtona, charakterystyczne dla Cavanagha ubytki w zdrowym rozsądku i zimnolubna szorstkość Williamsona były zespoleniem cech, na które nikt nie mógł przygotować szlaku tropicieli. Cud Aradii objawiony w formie trzech męskich sylwetek z każdym krokiem coraz głębiej zanurzających się w splątany cień lasu; co mogło pójść nie tak?
(Poza tym, że wszystko).
Cienka zmarszczka między brwiami pogłębiła się o pół cala i rozgościła tam na dobre; Williamson w skupieniu słuchał opowieści o talencie tropicielskim współtowarzyszy — słowa Overtona prawie nakłoniły kącik ust do drgnięcia, wyznanie Cavanagha zasłużyło na spojrzenie dłuższe o sekundę niż wymagały tego okoliczności. Zamiast westchnienia rezygnacji, nadeszło krótkie skinienie głową — szczerość trzeba doceniać.
Z doświadczenia wiedział, że — czysto statystycznie — częstszą przyczyną śmierci było przecenianie własnych możliwości.
Nie ma tego złego, Maurice. Jeśli skręcisz kostkę, poćwiczymy magię anatomiczną — zdarza się najlepszym, średniakom i najgorszym — wystarczył jeden, podstępny kamień ukryty pod warstewką zaschniętego błota, żeby przetestować wytrzymałość kości w nierównym starciu z naturą. — Może nie pomylę inkantacji i nie skończy się amputacją.
Powinien przećwiczyć żarty sytuacyjne — w gęstniejącym lesie i towarzystwie dwóch niedoszłych szwagrów niektóre z nich mogą brzmieć jak obietnica.
Prawda była taka — i dzielnie towarzyszyła im przez kolejne jardy przebytej ścieżki, gdzie Williamson nie przejmował się czy i w kogo trafią taranowane przez niego gałęzie, z kolei Overtone i Cavanagh widowisko radzili sobie z ich unikaniem — że prehistoria związków Charlotte nie spędzała mu snu z powiek. Gdyby musiał policzyć każdego chłopca, mężczyznę i chłopaka — synonim ujednolicający: nieszczęśnika — któremu Lottie próbowała napsuć (albo upuścić) krwi, mogłoby zabraknąć mu lasu do przejścia. Z perspektywy politycznej znaczenie miała wyłącznie polubowność rozstania; to z kim, w jakiej konfiguracji i dlaczego spotykała się Charlotte, najrozsądniej było — z właściwą dla Williamsonów subtelnością rozpędzonego czołgu, którego nowowypuszczony na rynek model sfinansował im domek w Aspen — przykryć gruzem innych afer.
Perspektywa pozbawionej ofiar pielgrzymki wydawała się więc prawdopodobna; o ile Theo albo Maurice nie uznają, że dla urozmaicenia wędrówki spróbują odnaleźć legowisko kurzych łapek.
Tropienie to sztuka, której nie wystawilibyście na deskach teatru — krótkie spojrzenie przez ramię nie zakłóciło rytmu kroków; Williamson wprowadzał ich teraz wyżej — łagodnie rosnący pagórek niedługo zamieni się w strome podejście. — I, jak na sztukę przystało, ma scenariusz.
Jeśli istniał jakiś — jakikolwiek — sposób na zainteresowanie Overtona tematem, który nie orbitował wśród sztuki, to było to wplecenie teatru w narrację; przykucie uwagi Cavanagha byłoby łatwiejsze, gdyby zabrał alkohol i to w pełni sprawiedliwe wymaganie.
Sam nie pogardziłby szklanką burbonu.
Zwykle zaczyna się od odszukania w poszyciu przynajmniej kilku śladów tego samego gatunku. Kopyt, łap, odciska buta. Zależy, na coalbo kogo; nie licząc paru histerycznych przypadków psów—miniaturek u kręgowych pań, zwierzęta nie noszą obuwia — polujecie. Istotny jest układ tropu, dzięki niemu określicie kierunek, w którym powinniście się poruszać.
Teoria to słowa cuchnące oczywistością — praktyka to przedzieranie się przez las, gdzie nie ma równego szlaku w malowniczym półcieniu drzew; można za to natknąć się na niedorzeczne ilości oblepiających twarz pajęczyn i taką samą ilość błota.
Głębokość śladu pozwala ocenić wagę, częstotliwość i regularność to, czy zwierzę nie jest ranne.
Zapalony papieros zyskał nową funkcję — dziś posłuży za merytoryczny wskaźnik dla odcisków na ścieżce; te, na które Williamson wskazał rozżarzonym oczkiem tytoniu, były równe i wymownie nudne — zwykłe odciski buta w trawiasto—błotnistym podłożu pnącym się coraz wyżej. Kąt nachylenia pagórka zyskał na ostrości; nawet Barnaby zrezygnował z wypełniania płuc dymem — wystarczy, że jest najstarszy z towarzystwa.
Nie musi być przy okazji najbardziej zasapany.  
W Cripple Rock może czekać wszystkowszystko nie było przesadą — raczej niedopowiedzeniem, które zakwitło z ziarna dawno zapomnianej wiedzy; niespełna dwie dekady po ukończeniu kościelnej szkółki można zapomnieć o wątpliwym uroku magicznej fauny. — Zastawione poza ścieżkami sidła i snujące się w głębi lasu wilki to najmniejsze zagrożenie.
Nie powiedział żaden niemagiczny nigdy; tym razem papieros między palcami wskazał na gęstniejące po prawej poszycie. Tam, gdzie nie docierały promienie słońca, panował mrok absolutny — uchwycenie spojrzenia Theo zajęło kilka sekund, w trakcie których Barnaby próbował zgadnąć, czy to coraz gęstszy las był powodem chwilowego rozkojarzenia.
Barghesty bywają kłopotliwe, bezkostniki spragnione krwi, z kolei biesy—
Śmiertelne to właściwe określenie; zamiast grozy, Williamson wybrał wzruszenie ramion i przeniesienie wzroku na prawo — Maurice na pewno doceni żart.
—oby Ralph Lauren szył garnitury odpornie na rozszarpania.

tropienie: 16 (k100) + 19 = 35
suma: 168
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1300-maurice-overtone#13634
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1333-maurice-overtone#13952
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1332-poczta-maurice-overtone#13950
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f226-chateau-nacre
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1334-rachunek-bankowy-maurice-overtone#13958
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1300-maurice-overtone#13634
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1333-maurice-overtone#13952
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1332-poczta-maurice-overtone#13950
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f226-chateau-nacre
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1334-rachunek-bankowy-maurice-overtone#13958
Nie docenił żartu. Ani pierwszego, ani kolejnego. Ani też suchej ignorancji Theo na jego jakże łaskawy, przyjacielski gest. Twarz aktora mimo wszystko nie była wykuta z kamienia. Powieka mu drgnęła pod wpływem nagłej irytacji buzującej mu pod skórą, ale ten sygnał ostrzegawczy rozpłynął się w powietrzu tak szybko i swobodnie, że wygodniej byłoby udać, iż wcale go nie było. Zmuszanie się do reprezentowania sobą czegoś, czego sobą nie przedstawiał, było częścią jego życia, odkąd nauczył się mówić. Uczymy się całe życie, powiedział mu Frank. Maurice nawet nie wiedział, jak bardzo adekwatnie podsumowały go te słowa.
Opanowanie twarzy było łatwiejsze, niż emocji, lecz i te spróbował zadeptać butem, gdy z rozpędu wcisnął stopę w bardziej miękką część poszycia. Szczęście, że przy okazji widowiskowo nie rozjechały mu się nogi. Wtedy to dopiero Williamson miałby powód do naigrywania się.
- To prawda. W teatrze wystawia się sztukę i to taką, która zaciekawi widza. - Odciął się, chociaż zupełnie niepotrzebnie, a i tak powściągnął nieco swój bezczelny język. Porównywanie występów z brodzeniem w błocie po kolana… gdyby tylko Lotta to usłyszała.
Uniósł wyżej brodę i rzucił okiem na błądzącego wzrokiem Cavanagha. Wynikające z jego obserwacji milczenie było przejawem największej uprzejmości. Natychmiast zaklasyfikował go jako paranoika, czego dotąd nie dostrzegał podczas barowych pogaduszek. Wspaniałe to emeryckie towarzystwo…
- Ach, Barnabo. Jestem pewien, że Ralph Lauren nie będzie nam potrzebny, bo z przyjemnością osłoniłbyś mnie własną piersią, nieprawdaż? - Zapytał, sprytnie wplatając nieco syreniej magii w swój ton głosu i nieco licząc również na czar własnej perswazji. Dostatecznie malutko, aby nie miało to większego znaczenia w ich relacji, lecz zarazem wystarczająco, by podsunąć mu sugestię, nad którą być może zacznie się zastanawiać w kluczowym momencie. Czy poskutkowało? Overtone nie sprawdzał. Pomimo iż postanowił zachowywać się jak prawdziwy twardziel, rzeczywistość błyskawicznie zweryfikowała jego plany. Nie podobało mu się myślenie o byciu rozszarpywanym elementem badań anatomicznych Williamsona. Zaczął stawiać kroki jeszcze ostrożniej, niż wcześniej, co paradoksalnie pomagało mu w zwracaniu uwagi na tropy, o których opowiadał im gwardzista.
- A taka łapa, o tutaj? - Zapytał, gdy na granicy ścieżki dostrzegł coś, co przypominało fragment odcisku zwierzęcej nóżki. To mógł być barghest. Tak samo mógł być to bardzo mały i powykrzywiany człowiek, stado tupiących wróżek lub zwykłe omamy z wyczerpania. Cóż, powinien bardziej ufać swojej przyrodniczej wiedzy.
- Wygląda jak coś, co mogłoby być zmartwieniem. - Dodał, gdy już napatrzyli się na ślad i wznowili spacer pod górkę. - Właśnie idziemy w tym samym kierunku.
Odgadnięcie gdzie jest przód łapki, a gdzie tył nie było wcale takie skomplikowane. Jeśli tylko na tym opierało się tropienie, to Maurice mógł częściej gapić się w ziemię. Szkoda, że nie wiedział, iż nie samym gapieniem się znajduje się to, czego się poszukuje.

Tropienie: 32 + 14 (talenty) = 46
Suma: 214
Maurice Overtone
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Theo Cavanagh
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t210-theodore-cavanagh-w-budowie#484
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t472-theo-cavanagh#1896
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t471-poczta-theo#1894
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t210-theodore-cavanagh-w-budowie#484
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t472-theo-cavanagh#1896
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t471-poczta-theo#1894
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Może to przez to, że żart nie dotyczył jego nogi, ale jednak – w przeciwieństwie do Overtona – na wzmiankę o możliwej amputacji, zareagował całkiem rozbawionym parsknięciem. Niewykluczone jednak, że byłby skłonny docenić komizm również wtedy, gdy miałoby chodzić o jego nogę. Trudno powiedzieć, a może lepiej byłoby nie sprawdzać tego w praktyce. W końcu wraz ze zwiększającą się stromizną, ich wycieczka emerytów i tak robiła się nieco bardziej wymagająca. Z jedną nogą byłoby pewnie jeszcze trudniej.
A w razie czego pamiętaj, że zawsze lepiej pozbyć się nogi niż na przykład głowy. Nogi masz przynajmniej dwie – nie oczekiwał wprawdzie, że tę kontynuację żartu Maurice miałby docenić jakoś bardziej, ale i tak nie potrafił trzymać języka za zębami. To znaczy… na ogół nawet nie próbował tego robić. Możliwe, że mógłby nawet osiągnąć jakieś wymierne efekty, gdyby kiedykolwiek spróbował nieco poćwiczyć. Tylko… jakoś tak niespecjalnie widział ku temu potrzebę.
Na dłużej zamilkł dopiero w momencie, gdy Barnaby postanowił podzielić się z nimi jakże porywającą wiedzą teoretyczną dotyczącą właściwego odczytywania śladów. Rzeczywiście, temat ten może byłby skłonny uznać za nieco bardziej interesujący, gdyby przyszło im omawiać go przy kieliszku. Albo szklance. Ewentualnie kuflu. Wszystko jedno przy czym, byleby wypełnione było czymś, co nawet bez jakiejś szczególnej magii, mogło nawet najnudniejszy temat uczynić całkiem interesującym. Niestety, najwyraźniej żaden z nich nie pomyślał o tym, by na drogę zabrać ze sobą coś tak przydatnego, jak alkohol. Nie zrobił tego nawet sam Cavanagh, czego z wolna, z każdym kolejnym krokiem zaczynał dość poważnie żałować. Tym bardziej, że słowa Williamsona przepływały monotonnym strumieniem gdzieś obok, a Theo coraz bardziej zaczynało po kostkach kąsać uczucie znudzenia, którego całkiem szczerze nie znosił. Choć możliwe, że to były po prostu komary. Jedno i drugie było niemal tak samo trudne do zniesienia, a więc tym samym łatwo można było się pomylić.
Czyli równie dobrze można byłoby uznać, że nie ma większej różnicy, czy ktoś porusza się wytyczonym szlakiem, czy własnymi ścieżkami – wymienienie potencjalnie niebezpiecznych stworzeń, które mogłyby czaić się gdzieś wśród zarośli, chyba niekoniecznie odnosiło tutaj efekt zniechęcający. Na pewno nie dało się wychwycić tego w tonie wypowiedzi, który brzmiał mniej więcej tak, jakby Theo czysto teoretycznie rozważał kwestię jak najbardziej przyziemną i codzienną. Możliwe, że za takową uważał możliwość zetknięcia się oko w oko z jakimś bezkostnikiem, czy innym biesem. – Z punktu widzenia tych wszystkich stworzeń, chyba bardziej korzystne byłoby dla nich, gdyby kręciły się właśnie w pobliżu szlaku. Zwłaszcza teraz, kiedy o przekąskę nie tak trudno.
Chyba nie dałoby się zaprzeczyć, że było w tym nieco logiki. Pokrętnej, ale jednak logiki. Wciąż za to nie było w głosie Cavanagha choćby cienia zaniepokojenia możliwością spotkania z którymś z dzikim mieszkańców Cripple Rock. Może i on liczył na ewentualny ratunek ze strony ich przewodnika, a może po prostu tak niewiele spodziewał się po całej tej przechadzce, że w ramach jakiegoś urozmaicenia nie miałby absolutnie nic przeciwko jakiemuś zbłąkanemu stworzeniu, które nieco uatrakcyjniłoby ten wypad. Bo jednak wspinanie się pod błotnistą górę, pokrytą w dodatku gęstymi korzeniami, na które nieustannie trzeba było uważać, trudno byłoby uznać za jakąkolwiek atrakcję.
Wygląda raczej, jakby ktoś zarył tu nosem w ziemię. Widocznie uznał, że takie spacery nie są dla niego i potrzebował chwili odpoczynku – przelotnie zerknął na potencjalny trop wskazany przez Overtona. Nie, żeby jakkolwiek się znał. Mimo wszystko, rzucona żartobliwym tonem uwaga, po raz kolejny wyrwała mu się tak zupełnie sama z siebie. Zanim mógłby w ogóle pomyśleć o tym, że od czasu do czasu mógłby ugryźć się z język. Zakładając, że podobna myśl kiedykolwiek faktycznie zagościła w jego głowie.

poszukiwania: 37 + 9 = 46
suma: 260
Theo Cavanagh
Wiek : 23
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : student magii rytualnej, barman
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Theo Cavanagh' has done the following action : Rzut kością


'(S)Leśna pielgrzymka' :
Szlak tropicieli - Page 4 HF2QgQ7
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Ciche wypuszczenie powietrza — przez nos; razem z papierosowym dymem — było niemym docenieniem przedłużonego w czasie dowcipu. Mogliby negocjować bez końca — lepiej pozbyć się palca niż nogi, tych mają dwadzieścia — ale przeciągnięte żarty mają to do siebie, że tracą na walorze komicznym; poza tym Overtone nie zasłużył.
Czas to cenna waluta; powinni wydawać ją w towarzystwie najbliższych, a nie niedoszłych—przyszłych szwagrów — ta liczba mnoga nie przestanie bawić nigdy.
Zasadnicza różnica polega na tym, że za miejsce w teatrze się płaci, a tutaj—
Też; tyle, że w uniwersalnej walucie bólu, kiedy zbyt nieostrożny krok, zbyt długi poślizg albo zbyt cięty język napotkają przeszkodę, która za źle umiejscowioną nogę lub źle oszacowane prawdopodobieństwo czyjejś (Williamsona) cierpliwości.
Ach, Maurice — uniesiona brew, elegancka parafraza — gdyby Williamson popracował nad intonacją, deski teatru przyjęłyby go z wyłącznie leciutkim skrzypnięciem protestu. — Tego nie mam w kontrakcie.
Nie do końca prawda — dokładnie to ma w opisie obu życiowych ścieżek. Ta leśna, w przeciwieństwie do policyjnej i gwardyjnej, nie wymagała obronnego nadstawiania karku; nie licząc upadku z górki na kręgi szyjne pazurki. W każdym scenariuszu — z głową otumanioną lamentem, burbonem albo zmęczeniem — Barnaby zrobiłby dokładnie to, co sugerował Maurice; psy obronne rzadko oszukują własną naturę, doświadczenie podpowiadało jednak, że magiczne tarcze z definicji sprawdzały się lepiej od piersi. Magia, po którą próbował sięgnąć Overtone, rozmyła się w rześkiej woni otrząsającego z zimy lasu; gdyby Williamson skupił się na tonie jego głosu, gdyby — zamiast na tropie w podłożu — zogniskował spojrzenie na młodszym mężczyźnie, gdyby otworzył tę zastawkę umysłu, która powinna rozbłyskiwać ostrzegawczo w prostej konotacji z noszonym przez niego nazwiskiem, przy odrobinie szczęścia mógłby to poczuć.
Zmianę w tonie, ten drobny, melodyjny sznyt, gdzie szczypta aury, łyżeczka uroku i kropla charyzmy budzą miękki zestaw skojarzeń — nadtopiony bursztyn tęczówek, półmrok syreniego zakątka, lament osiadający na skórze policzka. Być może zdołałby wychwycić różnicę; słowa Vandenberg rozpływały się wzdłuż mięśni ciepłym przypływem — tym Overtona mogło być bliżej do akupunktury.
To prawdopodobnie ona kąsała po kostkach Cavanagha; to albo wrodzona potrzeba autodestrukcji.
Nie do końca, Theo. Po zmroku poza szlakiem można złapać coś więcej, niż przeziębienie — najpewniej nogę w sidła; Cavanagh szybko zatęskniłby za głównym traktem, gdyby kolejne dziesięć godzin miał spędzić w mroku na powolnym wykrwawianiu się — wizyta barghesta nie byłaby wtedy towarzyska. — W katalogu leśnych przygód pogryzienia przegrywają tylko z jednym rodzajem ataku, którego nie da się wytropić wcale — ukąszeniami.
Niedźwiedzia widać z daleka, barghesta trudno przeoczyć; nadepnięcie na wyjątkowo jadowitą żmiję — Charlotte z nimi nie ma, więc jedno zagrożenie mniej — w ściółce to kwestia kroku w złym miejscu o złym czasie. Zejście ze szlaku nie było wyrokiem śmierci; ta rzadko odnajdowała nieostrożnych wędrowców. Były jednak losy znacznie gorsze od śmierci — okaleczenia, utrata kończyn, nieeleganckie i trudne do ukrycia blizny; ograniczała ich tylko wyobraźnia.
Na tym polega główna różnica pomiędzy zwierzętami i ludźmi. Te pierwsze, w przeciwieństwie do drugich, nie atakują dla zabawy.
Jeśli zdołał zasiać jakiekolwiek ziarno prawdy w umysłach młodszych niż jego — emerycka wyprawa była nią tylko z nazwy — to prosty komunikat; żeby zwierzę zaatakowało tak blisko szlaku, musi być skrajnie głodne albo wściekłe.
Wściekły był na pewno komentarz Cavanagha — lekko uniesione brwi zogniskowały spojrzenie, które poświęciło śladowi kilka sekund.
Kulawy pudel tak zwany Maurice mniejszy — tym razem dowcip wprawił lewy kącik ust w drgnięcie i pozostał żartem prywatnym; taka strata. — Jeśli to barghest, jest oswojony. Idzie przy nodze, cały czas obok tego samego odbicia podeszwy.
Nie bądź jeleń, szanuj zieleń — niedopałek mógłby wylądować w ściółce i tam dołączyć do hekatomby martwych robaczków; zamiast tego odnalazł drogę powrotną do paczki papierosów i razem z nią zniknął w czeluściach kurtki. Pagórek przed nimi wreszcie zmienił się w płaski teren, u którego stóp rozciągało się morze zieleni — z tej wysokości byli w stanie obserwować las poniżej.
Napawanie krajobrazem zasługującym na utrwalenie na widokówce — pozdrowienia z Hellridge, jest chujowo, ale stabilnie — dobiegło końca, kiedy kilka kroków dalej Theo natknął się na pozostałości po—
Właściwie, trudno stwierdzić, czym; pióra były zbyt czyste, żeby miały pełnić dowód w miejscu zbrodni.
No, no, Cavanagh — biel tuż obok czubka buty Theo nie była naturalna; chłodne liźnięcie podejrzliwości musnęło kark i zatrzymało się u jego nasady. Podobnymi piórami niebo zwymiotowało dwudziestego szóstego lutego — w tamtym momencie rzeczywistość Hellridge skręciła kark. — Dziś ty tropisz nam obiad — ciekawość, zawodowy nawyk, przezorność, obłęd — do wyboru, do koloru; cokolwiek nie skłoniło Williamsona do schylenia się po jedno z piór, zwieńczone zostało pytającym uniesieniem brwi i obróconą między palcami lotką.
Na pamiątkę, panowie?

tropienie: 42 (k100) + 19 = 61
suma: 321
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością


'(S)Leśna pielgrzymka' :
Szlak tropicieli - Page 4 H8yq7r1
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1300-maurice-overtone#13634
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1333-maurice-overtone#13952
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1332-poczta-maurice-overtone#13950
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f226-chateau-nacre
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1334-rachunek-bankowy-maurice-overtone#13958
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1300-maurice-overtone#13634
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1333-maurice-overtone#13952
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1332-poczta-maurice-overtone#13950
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f226-chateau-nacre
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1334-rachunek-bankowy-maurice-overtone#13958
Nie prychnął, chociaż go kusiło. Zamiast tego na moment odwrócił wzrok w kierunku krystalicznie czystego powietrza (tak daleko od fajka Barnaby, jak tylko się dało), szorstkości mijanych pni (wyobrażając sobie, że nadziewa na ich koniec czyjąś głowę) i dalekich migotach cieni igrających na wyobraźni (może znajdzie wśród nich nieco cierpliwości?).
- Dziękuję, postoję. Na obu nogach i generalnie w całości, jeśli łaska. - Odpowiedział ze spokojem. W tych kilku sekundach sięgnięcia do natury znalazł przypomnienie - nie wolno mu było wdawać się w zbyt żywiołową dyskusję, ale nawet nie dlatego, że mógłby powiedzieć za dużo. Maurice nierzadko korzystał ze swojego języka jak ze szpady (trafiał, czy też nie, to już inna kwestia). To syreni temperament nie zwykł sprawdzać się dobrze w utarczkach słownych i o ile nie było to absolutnie konieczne, bezpieczniej było po prostu ignorować punkt zapalny, udając przed sobą, że jest się mądrzejszym, chociaż draśnięcie na ego paliło żywym ogniem.
Przebiegł spojrzeniem po Williamsonie i pozwolił sobie na wyważony uśmiech, który faktycznie mógłby być tym elementem, który popchnąłby jego sugestię dalej. Tak się nie stało i to z przyczyn różnych, lecz niewielka to była strata. Tak to już było z tymi Overtonami, że duma nierzadko była najcenniejszym aktywem, którym musieli żonglować, zaś praca w cyrku wcale nie różniła się tak bardzo od teatru - na pewno mniej od tropienia. Nie ciągnął tego wątku, bo wcale nie zamierzał umierać. Nie planował wielkich, niebezpiecznych starć z nieznanym przeciwnikiem, bo akurat w tej kwestii zgadzał się z każdym powiewem racjonalizmu. Jeśli coś miałoby ich zaatakować, to musieliby mieć naprawdę ogromnego pecha. Oczywiście, nic nie było wykluczone, lecz z pewnością wygłodniałe zwierzęta nie poszukiwały wyzwań. Jakaś babcia lub dwie zapewne już napatoczyły się pod parę ostrych zębisk i teraz ta nietypowa ekipa o wielkich nazwiskach mogła być bezpieczna.
Oby, bo obserwacja lasu była całkiem przyjemna i nie chciałby jej szybko zakończyć, zwłaszcza w stanie niepozwalającym na doczłapanie się do własnego domu.
Chyba że pod sam koniec wędrówki, jakiś bohater ktoś w końcu postanowi wyjąć zza pazuchy odpowiednio dużą flaszkę. Wtedy może wracać nawet na czworaka.
Nie odpowiedział na ich ocenę sytuacji. Cokolwiek nie zaryło pyskiem, łapą, czymś w ziemię, było tutaj. Całkiem żywe i zostawiające ślady. Z jednej strony chciał dowiedzieć się teraz tego, cóż mogłoby to być, a z drugiej… coraz mniej zaczynało mu na tym zależeć.
Dopiero pióra sprawiły, że ponownie odwrócił się od swoich ponurości okraszonych słodyczą szarplicy. Ożywił się, chętnie kucając tuż obok Williamsona, jeszcze nim został zaproszony.
- Nie wygląda jak obiad. - Zauważył pan maruda, przyglądając się z uniesionymi brwiami nietypowemu znalezisku. Nie wyglądało jakby należało do jakiegokolwiek stworzenia, które kiedykolwiek napotkałby w tej okolicy, ale przyjmował to na karb swojego nie znawstwa. Może to jednak był obiad. Dla czegoś na pewno mógł być. Ta myśl powstała w jego głowie ledwie za kolejnym zakrętem, gdy już przebyli pocztówkową polanę pośrodku niczego. Podmokła ziemia pojawiła się, prawie że znikąd. Czepiała się butów, wydając z siebie charakterystyczne mlaśnięcie za każdym razem, gdy Maurice próbował zrobić kolejny krok, co prawie pozwoliło mu niedosłyszeć chrupnięcia pustych w środku kości pożeranej wrony.
- Ja pierdolę. - Wyrwało mu się, ale nie wydał się szczególnie przejęty swoim nieobyczajnym językiem. Wlepił błękitne spojrzenie w - na swój sposób - piękną, zieloną roślinę upstrzoną tysiącami czerwonawych rzęsek. Pewnie nie zwróciłby na nią większej uwagi, gdyby nie szamotanie się w jej wnętrzu. Spomiędzy niedomkniętych liści wystawało prawie całe skrzydło.
- Myślicie, że za kilka metrów znajdziemy niedojedzoną gęś? - Zapytał z godną pozazdroszczenia, absolutnie nieszczerą swobodą. Sam siebie próbował uspokoić, ale i tak wyszło mu to tak dobrze, że obszedł rosiczkę zdecydowanie zbyt szerokim łukiem. Niech żre wronę i pozwoli słodkiej rybce przejść dalej.

Tropienie: 72 + 14 (talenty) = 86
Suma: 407


[ukryjedycje]

Ostatnio zmieniony przez Maurice Overtone dnia Sro Lis 08, 2023 8:20 pm, w całości zmieniany 1 raz
Maurice Overtone
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Maurice Overtone' has done the following action : Rzut kością


'(S)Leśna pielgrzymka' :
Szlak tropicieli - Page 4 JBODiXy
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Theo Cavanagh
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t210-theodore-cavanagh-w-budowie#484
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t472-theo-cavanagh#1896
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t471-poczta-theo#1894
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t210-theodore-cavanagh-w-budowie#484
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t472-theo-cavanagh#1896
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t471-poczta-theo#1894
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Nie dało się ukryć, że Cavanagh posiadał przynajmniej jedną dość poważną wadę. To znaczy… niewykluczone, a wręcz całkiem pewne, że posiadał ich znacznie więcej – ilość mogła zależeć tylko od tego, kogo dokładnie poprosiłoby się o opinię – jednak w tym konkretnym momencie może warto byłoby skupić się tylko na tej jednej. Mianowicie – wszelkie słowa w jakikolwiek sposób odwołujące się do racjonalności, zdrowego rozsądku i generalnie wszystkiego tego, z czym Theo nie miał zbyt wiele wspólnego, zazwyczaj całkiem skutecznie filtrowane były przez jego umysł i w efekcie niespecjalnie miały szansę na to, by do niego dotrzeć. Trochę jak jakiś uporczywy, ale jednak dość monotonny dźwięk, który po pewnym czasie stawał się na tyle łatwy do ignorowania, by zupełnie nie zwracać na niego uwagi. Mniej więcej tak właśnie potraktowany został wykład Williamsona, który już od pierwszych słów nazbyt skojarzył się z pouczeniami troskliwej ciotki – pamiętaj, żeby zimą koniecznie nosić rękawiczki, jeśli nie chcesz nabawić się odmrożenia i pozbyć kilku palców – by móc jakkolwiek się na nim skupić. Co więc bezpośrednio się z tym faktem wiązało – nie, nie istniała raczej żadna realna szansa na to, że Barnaby miałby dość skutecznie zaszczepić w nim niechęć do poznania okolicznego lasu od tej nieco ciekawszej, niekoniecznie wydeptanej przez liczne stopy innych pielgrzymów, strony. Choć może nie powinno to stanowić jakiegoś większego problemu, skoro jak dotąd ewentualne znudzenie wciąż jeszcze nie okazało się być na tyle silne, by ot tak po prostu zechcieć zostawić towarzyszy wyprawy i bez uprzedzenia zapuścić się w głąb lasu.
Nawet jeśli przynajmniej raz lub dwa podobna możliwość zdążyła już przyjść mu na myśl.
Niewiele brakowało w pierwszej chwili, by nienaturalna biel piór przegrała w starciu z podeszwą buta i nagromadzonym pod nim leśnym błotem. Widocznie nie zamierzał całej tej wiedzy teoretycznej dotyczącej tropienia sprawdzać w praktyce, skoro pod swoje stopy spojrzał dosłownie w ostatniej chwili, zatrzymując się w pół kroku, by nie zdeptać dziwacznych piór.
Ryzykowna decyzja – schylając się po pozostałe na ziemi pióra, nie mógłby nie zaśmiać się w odpowiedzi na słowa Williamsona. Chociaż znów, nawet mimo ewidentnie żartobliwej wypowiedzi, trudno byłoby nie zgodzić się z tym stwierdzeniem. Zwłaszcza, że gdyby naprawdę ktokolwiek zamierzał pozostawić Cavanaghowi tropienie potencjalnego obiadu, z dużą dozą prawdopodobieństwa można byłoby założyć, że najsprawniej wyszłoby mu wytropienie czegoś, co właśnie ich mogłoby uznać za swój obiad.
Nie ma co wybrzydzać. Gdyby przyszło nam utknąć tu na dłużej, lepszy taki obiad niż żaden – chociaż włożył minimum wysiłku w to, by zabrzmieć absolutnie poważnie, i tak stosunkowo łatwo można było wychwycić podszyte rozbawieniem słowa. Widocznie nie aspirował nie tylko do roli tropiciela, ale i do tej związanej z aktorstwem niespecjalnie mu się spieszyło.
Pozwolił sobie pozostać nieco w tyle, kiedy już wyprostował się z piórami w ręku i kiedy to na nich na krótką chwilę się skupił. Może i nie było w nich nic szczególnie porywającego, ale jednak nie miał wątpliwości co do tego, że na ten moment nie byłby w stanie połączyć ich z żadnym znanym mu stworzeniem. Chociaż tych akurat, nawet mimo pokrewieństwa z Lanthierami, wcale nie znał jakoś imponująco wiele. W każdym razie… pióra stanowiły przynajmniej namiastkę czegoś interesującego, co miało spotkać ich podczas całej tej wyprawy.
Pozostawało jedynie liczyć na to, że nie będzie to jej ostatni interesujący element.
Co zabawne, ledwie kilku metrów spaceru trzeba było, by przekonać się, że te oczekiwania wcale nie były aż tak bardzo na wyrost. W przeciwieństwie do drapieżnej rośliny, której wyrosło się zdecydowanie ponad normę i która na ich oczach postanowiła wrzucić coś na ząb. Przynajmniej ten metaforyczny, bo tych prawdziwych chyba jednak – jak na roślinę, nawet wyjątkowo sporą, przystało – nie posiadała.
Odmiennie do Overtona, wcale nie zamierzał omijać rosiczki szerokim łukiem. Przeciwnie – niewiele się zastanawiając, ruszył prosto w jej kierunku, tymczasowo widocznie zapominając o całym tym nudnym nieschodzeniu ze szlaku.
To akurat było nawet niezłe – zdecydowane ożywienie można było śmiało uznać za całkiem naturalną reakcję na cokolwiek, co wykraczało poza obręb dobrze znanej codzienności. Fakt, że zdecydował się bez chwili zastanowienia podejść do drapieżnej rośliny, przykucnąć przy niej i podrażnić jednym z wciąż trzymanych w ręku piór, również chyba można było uznać za całkiem naturalny odruch. To znaczy… całkiem naturalny w przypadku Theo, wiele innych osób pewnie zgodziłoby się z tym, że w podobnych okolicznościach naturalne byłoby raczej zostawienie rosiczki w spokoju. Czego niezłym przykładem był Maurice.
Ciekawe, czy jest tu takich więcej – rozejrzawszy się najpierw z miejsca w którym się znajdował, w kolejnej chwili wyprostował się i, podobnie jak poprzednio, bez większego namysłu postanowił przejść przynajmniej tych kilkanaście – ewentualnie trochę więcej – kroków po okolicy, żeby móc przekonać się, czy napotkana przez nich roślina faktycznie była aż takim ewenementem, czy może jednak miała tu swoich mięsożernych kumpli. W tym wszystkim najwyraźniej odkrycie niespotykanej – nie w tym rozmiarze przynajmniej – rośliny musiał uznać za dość interesujące, by nie tylko zapomnieć o konieczności trzymania się wytyczonej ścieżki, ale przy okazji zupełnie nie zauważyć wypadku Overtona.
Choć może to akurat lepiej, przynajmniej Maurice nie musiał wysłuchiwać kolejnych żartów na temat możliwych – a teraz też całkiem realnych – kontuzji…

poszukiwania: 77 + 9 = 86
suma: 493
Theo Cavanagh
Wiek : 23
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : student magii rytualnej, barman
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 24
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 190
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 24
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 190
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
Przez bardzo długi moment milczę. Próbuję jakkolwiek sensownie wyjaśnić fakt, że człowiek z końcówki XIX wieku wciąż leżał martwy w kopalni, nienaruszony zębem czasu. Nijak mi się to nie kleiło. Nie powinno tak być. Słyszałam wprawdzie o anomaliach w rozkładzie, ale czy mieliśmy jakiś dowód na to, że to był akurat ten przypadek? Trzeba by było wprowadzić grono naukowców, a i nawet nie wiem, czy oni mieli wystarczającą wiedzę i sprzęty, aby to osądzić.
Czy więc łatwiej założyć jest anomalię czasoprzestrzenną?
Normalnie wyśmiałabym ten pomysł. Ale byłam świadkiem zbyt wielu zdarzeń, które poszerzyły moje horyzonty. Wiem już teraz, że wszystko jest możliwe.
Pamiętam, że Hudson poruszył temat kopalni na spotkaniu Kowenu. Nie zareagowałam wtedy, nie miałam ku temu powodów i przesłanek, uznałam to za zwykłe pierdolenie Hudsona, w końcu kopalnia należała do nich. Teraz jestem w stanie przychylić się do tego, że trop ten może być właściwy. Trzeba tam wejść i sprawdzić. Być może znajduje się tam coś, co okaże się kluczowe w wypełnieniu woli Lucyfera.
Jak właściwie się tam dostaliście? – pytam, bo w końcu sam powiedział, że podziemia są zamknięte i wejście tam jest praktycznie niemożliwe.
Próbuję przypomnieć sobie wydanie z Piekielnika, które ostatnio miałam w rękach prawie miesiąc temu. W tym czasie wydarzyło się tak wiele, że chwilę mi zajmuje, zanim w ogóle przypomnę sobie ten fragment. Przypominam sobie tylko dlatego, że mnie rozbawił. Rozbawił w sposób dość irytujący, ale z drugiej strony byłam zadowolona, że tak to właśnie zostało rozwiązane. Tak było łatwiej niż napisać na pierwszej stronie gazety o nadchodzącej Apokalipsie.
Pęknięta rura kanalizacyjna. – Z jednej strony, dobre rozwiązanie. Z drugiej, zniszczenia były zbyt wielkie i zbyt niemożliwe do dokonania przez rurę kanalizacyjną.
Ale rura faktycznie pękła. Choć nie to było przyczyną.
Prześlizgując się po okolicy spojrzeniem, dostrzegam nieco przerośniętą rosiczkę. Przystaję dlatego, zatrzymując na szlaku Faradyne’a, bo chociaż roślina nie powinna zrobić nam krzywdy (wciąż jest za mała, żeby zeżreć całego człowieka), tak właśnie pochwyciła w locie przelatującego kruka, zaciskając wokół niego swoje roślinne kły.
Brutalność natury było czymś, co widziałam na co dzień. Szkoda, że istnieli ludzie, którzy próbowali temu zaprzeczyć i żyli w chatce Królewny Śnieżki, uznając, że świat jest wspaniałym, pięknym i pozbawionym przemocy miejscem.
Szkoda, że nie ma z nami jakiegoś O’Ridleya i Lanthiera. Czekałby nas właśnie kabaret.
Chciałabym aż przysłuchać się dyskusji jednej osoby broniącej rośliny, drugiej – zwierzęcia. Było wziąć popcorn do tego zdarzenia.
Krótkie rozbawienie gaśnie na mojej twarzy, bo za wydającą właśnie soki trawienne rośliną dostrzegam coś więcej. Coś czarnego i popiskującego. Mogłabym pomyśleć, że to szczenię. Nie powinno mnie to obchodzić, ale mimo wszystko opuszczam rękę, dając swobodę ruchu profesorkowi i sama podchodzę do zwierzęcia. Dotykam go czubkiem buta, w razie gdyby chciał mnie upierdolić.
Nie chciał. A zalążki kłów wystających mu z gęby sugerują, że to nie jest zwykły szczeniak.
Dopiero wtedy przykucam nad stworzeniem.
Skoro mowa o Lanthierach, chyba im coś uciekło z klatek po tych kataklizmach.
Jak na ucieczkę z klatek było dość późno. Pewnie był to jakiś dziki barghest. Nie wyglądał dobrze. Albo matka go porzuciła, albo poszła polować i już nie wróciła.
Szkoda takiego zwierzęcia.

Suma tropienia: 477 + 95 + 6 (rzut i talent Byala) = 581
Próg 500 został pobity.
Judith Carter
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Sumienna - Czarna Gwardia
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Trzeszczące pod podeszwami gałęzie, obślizgłe od mchu kamienie i dokładnie trzy wyrazy twarzy — tyle, ilu wędrowców przedzierało się przez szlak tropicieli. Pierwszy był dobrze ukrywanym grymasem Overtona; Maurice i pokolenia aktorskiego dziedzictwa, które nosił we krwi, właśnie wspięli się na szczyt empatii — zamiast ubrać niezadowolenie w słowa, posłał je w kierunku dopiero zieleniejących drzew.
Punkt dla niego.
Drugim grymasem był uśmiech Cavanagha; Theo emocje ukrywał gorzej od zamiaru samotnej wędrówki po Cripple Rock i nie istniała żadna siła — istniała, a na imię jej magia odpychania; dziś Barnaby nie dopuścił się nawet połowy jej (nad)użycia — która mogłaby odwieść go od tego pomysłu.
Trzecim grymasem był brak grymasu Williamsona; kilka kroków temu minęli duży, szary głaz gdzieniegdzie upstrzony pociemniałym po zimie mchem — gdyby się nad tym zastanowić, byli całkiem podobni. Kamień został w tyle, przed nimi ścieżka robiła się coraz węższa, korony drzew coraz mocniej splątane, błoto coraz większe; chlupnięcia wilgoci pod podeszwami nadawały przedsięwzięciu wyrazu groteski — jak gdyby dobór przedstawicieli Kręgu nie był dostatecznie groteskowy.
Wszystko może być obiadem, jeśli jesteś wystarczająco głodny — między wypowiedzianymi przez Theo słowami kołatało się rozbawienie — Williamson po prostu dorzucił w nie garść przypraw. Lotka w jego dłoni, nienaturalnie czysta jak na okolicę, tańczyła między palcami; bezwiednie obracał między nimi pióro, na pytanie Overtona odpowiadając w nieśmiertelnie niezawodny sposób — momentem absolutnej ciszy, kiedy przemawiała tylko płytka zmarszczka między brwiami. Miejsce, w którym odnaleźli pióra, zostało za plecami; przed nimi była tylko wijąca się jak skaleczony gad ścieżka i—
Głuche kłapnięcie; wrona nawet nie zaskrzeczała z bólu.
Rosiczka nad wyrost doskonale sprawdziłaby się na jego balkonie — miał kilka dzikich gołębi do egzekucji, a roślinny morderca działał cicho, nie zostawiał zbyt wielu śladów i na dodatek sam się karmił; idealny współlokator. Był o krok — właściwie kilka — od zaproponowania Cavanaghowi, że mogą wykopać dziada z ziemi i zabrać na pamiątkę, ale—
Theo nie było tam, gdzie stał przed momentem — za to Maurice odszedł kilka kroków naprzód i zanim Williamson nałożył mentalne lokalizatory na obu z nich, dźwięk, który padł z ust Overtona, nie pozostawiał złudzeń.
Właśnie coś go zabolało; właśnie nadepnął na coś, co przypominało wystający z ziemi skrawek obsydianu; właśnie zaczął krwawić.
Kurwa.
Stwierdzenie nieśmiertelnie proste w przekazie. Cavanagh znikający drzewami musiał zaczekać; Williamson podchodzący do Overtona czekać nie zamierzał. Maurice powinien docenić jego pamięć do kwestii i doskonałe wyczucie czasu na przywołanie echa — paradoksalnie zabawnych z perspektywy czasu — słów.
Na obu nogach i generalnie w całości, hm? — krótkie spojrzenie na skałę wystarczyło; była ostra, była ciemna, była gotowa zranić każdego, kto napatoczył się na nią po drodze. — Złap się — wyciągnięte w kierunku Overtona ramię nie zamierzało czekać, aż Maurice podejmie decyzję; Williamson zatrzymał się na tyle blisko, żeby powstrzymać ewentualny, pełen aktorskiej dramaturgii upadek.
Skaleczenie nie jest głębokie, więc—
Nie lamentuj, brzmiałoby dopowiedzenie, gdyby miało prawo bytu i lubiło ocierać się o prawdę.
Sanaossa Magnus — zebranie magii w opuszkach palców — szczególnie tej niepreferowanej; zwłaszcza w starciu ze skaleczeniem tuż poniżej łydki Overtona — zajęło kilkanaście sekund i dwie próby; dopiero przy powtórzeniu inkantacji, Maurice mógł poczuć, że ból zanika, a rozcięcie maleje o połowę. Przez nogawkę spodni przestała przesiąkać krew — Williamson obserwował ranę przez kilka sekund; próba ocenienia, czy magia będzie wymagać powtórki, zakończyła się pomyślnie dla pacjenta — ciche m—hm skwitowało magiczny popis anatomii i zapoczątkowało krótkie, precyzyjne:
Cavanagh!
Było go słychać, widać — jeszcze — też; zszedł ze ścieżki i Williamson zaczynał liczyć, że naprawdę spotkają zdziczałego barghesta. Nauka w wielu przypadkach płynęła z doświadczenia — a doświadczenie wyrywania przez ostre kły kawałka własnego ciała to cenna lekcja.
Jeśli zamierzasz coś wsadzać w mięsożerne rośliny — lekcję matematyki odrobili na samym początku; palców u rąk było dwadzieścia, nogi dwie, głowa jedna — nawet, jeśli pusta. — Upewnij się, że masz tego zapas.

tropienie: 30 (k100) + 19 = 49
suma: 542, próg 500 przekroczony; panowie mogą zacząć rozglądać się za przedmiotami
sanaossa magnus: I rzut (23) nieudany, II rzut (76 + 5 magia anatomiczna) udany, próg 65 osiągnięty
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1300-maurice-overtone#13634
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1333-maurice-overtone#13952
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1332-poczta-maurice-overtone#13950
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f226-chateau-nacre
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1334-rachunek-bankowy-maurice-overtone#13958
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1300-maurice-overtone#13634
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1333-maurice-overtone#13952
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1332-poczta-maurice-overtone#13950
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f226-chateau-nacre
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1334-rachunek-bankowy-maurice-overtone#13958
Wyścigi po lesie nie wychodziły im dobrze. Jeden z drugim nie do końca wiedzieli co robią i biedny Williamson miał z nimi pełne ręce roboty. Jeśli akurat nie musiał spierać się z nimi słownie, to dosłownie musiał łapać ich za kark jak bandę niesfornych szczeniąt.
Ominięcie rosiczki wydawało mu się rozsądnym wyborem. Zdecydowanie nie miał zamiaru sprawdzać, czy roślina rzeczywiście mogłaby pokusić się na skosztowanie ich, za bardzo sobie ceniąc swoich dwadzieścia palców. Zabawne, że to właśnie ostrożność sprowadziła na niego nieszczęście. Wpadając na ostry kamień, wciągnął głęboko powietrze i charakterystycznie zasyczał. „Kurwe” sobie darował, został wyręczony. Paradoksalnie, to nie ból, ani tym bardziej nie krew przesiąkająca przez spodnie go zmartwiły.
- Dopiero je kupiłem… - westchnął cicho nad rozdartą nogawką, odprawiając szybką modlitwę nad samym sobą, aby przynajmniej doszedł do domu w jednej całości. Jednak się nie zapowiadało. Popatrzył z przyganą na Barnabę, gdy nie omieszkał mu tego wypomnieć.
- Plan był dobry. Wykonanie do poprawy. - Stwierdził, zerkając pod własne nogi, aby zerknąć ponownie na winowajcę. Można byłoby zrobić z niej niezłą broń. Warto o tym pamiętać, tak na wypadek gdyby jednak mieli zanurzyć się w dziczy. Kto wie, czy ze swoim rozchodzeniem się po różnych ścieżkach ostatecznie nie wylądują w jakiejś dziurze na niedźwiedzie z połamanymi nogami.
- Dziękuję, umiem stać. - Odtrącił jego ramię, ale w rzeczywistości żaden dramatyczny upadek nie następował. Zamiast tego okrył się dumą, niby kożuszkiem z norkowego futra i spróbował udać, że wszystko jest w najlepszym porządku. Nie było. Rana bolała naprawdę mocno, co stało się jasne od razu, gdy stalowa mimika twarzy wreszcie ugięła się pod naporem odruchowego grymasu. Na szczęście nie musiał długo zgrywać dzielnego. Zaklęcie Williamsona przyniosło mu wyczekiwana ulgę. Nieomal dosłyszalnie westchnął, wyginając kark, aby zerknąć na zakrwawiony fragment przyodziewku. Zmarszczył brwi, widocznie niezadowolony z pokaźnej, szkarłatnej plamy wżerającej się w ubranie. Niech to Lucyfer porwie.
- Dzięki - podziękował krótko, nie zatrzymując Barnaby przy sobie dłużej, skoro ten ewidentnie musiał zagonić swoje kurki z powrotem na właściwą trasę prowadzącą do kurnika. Kolejne czujne spojrzenie na ścieżkę poprowadziło go wreszcie dalej od złośliwego kamienia. Odszedł dostatecznie daleko, aby wciąż być w zasięgu słuchu pozostałych, a jednocześnie pozostawał na wytyczonej ścieżce. Do czasu.
Ciche popiskiwanie przebijało się przez pokrzykiwanie pozostałych. Overtone, gdyby był zwierzęciem, zestrzygłby właśnie uszami, dziwnie zaniepokojony tym dźwiękiem. Paradoksalnie, mimowolnie zaczął rozglądać się za jego źródłem, jak ta ćma w ogień samemu również złażąc ze ścieżki i ładując się aż po pas w bujną roślinność skąpaną w zieleni mchu. Kilkanaście kroków szybko przybliżyło go do rozwiązania zagadki, a jego zaskoczone „ooo!” było zdecydowanie za głośne.
- Panowie, wydaje mi się, że chcielibyście to zobaczyć. - Zawołał, krzyżując spojrzenie z właścicielem żółtych, przenikliwych ślepi. Właśnie znalazł cały miot barghestów. Nie sprawdzał, jak wiele z nich jest w dobrym stanie, za bardzo zahipnotyzowany tym jednym, który skupiał na nim swoją uwagę. Zawarczał cicho, najwidoczniej próbując odstraszyć intruza i tym razem to Maurice ewidentnie postradał rozum. Wyciągnął dłoń ku szczenięciu, pozwalając mu podgryźć się maleńkimi, kłującymi nie bardziej od obsydianu ząbkami.
Maurice Overtone
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Theo Cavanagh
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t210-theodore-cavanagh-w-budowie#484
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t472-theo-cavanagh#1896
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t471-poczta-theo#1894
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t210-theodore-cavanagh-w-budowie#484
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t472-theo-cavanagh#1896
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t471-poczta-theo#1894
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Przeszukiwanie najbliższej okolicy ptakożernej rośliny okazało się być zaskakująco rozczarowujące. I chociaż wielce prawdopodobnym wydawało się być to, że nieco głębiej w leśnej gęstwinie mogłoby kryć się coś dalece bardziej interesującego, to jednak tym razem wygrał… no, na pewno nie zdrowy rozsądek. Raczej całkiem zwyczajna niechęć do przedzierania się przez coraz bardziej grząskie podłoże, w którym w najlepszym wypadku można byłoby pozbyć się butów, w najgorszym natomiast – na dobre poczuć jedność z lasem. Buty mogły się jeszcze przydać, a większych ciągot do jednoczenia się z naturą Theo nigdy nie miał okazji w sobie odkryć. Co do słuszności zakończenia bezowocnych poszukiwań, mógł go przekonać również głos Williamsona. Jednocześnie przypominając o tym, że rzeczywiście, na ten odprężający leśny spacer nie udał się przecież sam.
Nie planowałem niczego w nie wsadzać – zawracając ku ścieżce, ze śmiechem odpowiedział na kierowane do niego słowa. – Ale jeżeli chcesz służyć pomocną dłonią, to śmiało, nie krępuj się.
Właściwie… przez moment nawet dość interesującym wydało się to, czy roślina zdolna zeżreć całą wronę, byłaby zdolna również pozbawić człowieka ręki. Albo chociaż palca. I chociaż było to dość interesujące, by na chwilę zatrzymać się i zerknąć przez ramię w kierunku rosiczki, najwyraźniej nie było dość interesujące, by cofnąć się i na własnej skórze sprawdzić jej możliwości. Mimo wszystko i ręce, i palce mogły jeszcze się przydać. Może nawet bardziej niż buty.
Powróciwszy na ścieżkę, nie zdążył nawet zapytać o to, gdzie właściwie podział się Overtone – może rozsądnym byłoby rozważenie zabrania ze sobą smyczy lub dwóch, gdyby z jakiegoś powodu w przyszłości zdarzyło im się pójść w las w podobnym składzie…? – ale to akurat nie było widocznie konieczne, skoro Maurice i bez tego dał wkrótce znać o swoim położeniu. Słowami cokolwiek zastanawiającymi, ale – mimo wszystko – nie budzącymi większych nadziei.
Gęś chyba nie wywarłaby na nim takiego wrażenia…? – może i adresatem tej wypowiedzi był Barnaby, na którym zresztą chwilowo spoczęło spojrzenie Theo, ale… najwyraźniej na odpowiedzi zbytnio mu nie zależało. W każdym razie na pewno nie zamierzał na nią czekać, bez większego namysłu ponownie zbaczając ze ścieżki, żeby przekonać się, cóż mogło okazać się na tyle warte uwagi, by za takowe uznał to nawet Maurice. Jeśli więc chodziło o ustalone – podobno – z początku zasady… widocznie nawet ta jedna była zbyt skomplikowana, by się jej trzymać. Albo po prostu nie tylko Cavanagh miał widocznie dość kiepską pamięć. Przynajmniej jeśli o jakiekolwiek zasady chodziło.
Jeżeli znalazłeś całkiem nowe futro, to jego właściciel pewnie i tak nie żyje. Może zżarły go rosiczki. Możesz je sobie wziąć – zanim jeszcze przedarł się przez bujną roślinność, żeby dotrzeć do Overtona, skierował do niego rozbawioną wypowiedź. Mimo wszystko, rozglądając się dookoła, nie widział na żadnej z gałęzi zawieszonego futra, czy choćby przynajmniej jakiegokolwiek trupa, który mógłby uchodzić za potencjalnego właściciela tegoż futra. Dopiero niespodziewane szarpnięcie za nogawkę przekonało go do tego, żeby spojrzeć w okolice swoich kostek. Najwyraźniej w jakiś pokrętny sposób życzenie Williamsona postanowiło się ziścić. W dość jednak okrojonej formie, bo raczej nie zanosiło się na to, by szczeniak uczepiony nogawki był w stanie wyrządzić komukolwiek jakąś większą krzywdę. Choć z całą pewnością bardzo się starał.
No dobra, to raczej nie jest futro. Chociaż… trochę w sumie jest, ale trudno byłoby je na siebie założyć – odrywając szczeniaka od swojej nogawki, podniósł go i dopiero wtedy rozejrzał dookoła nieco uważniej niż do tej pory. Najwyraźniej mała żółtooka paskuda była tutaj wraz ze swoim rodzeństwem, ale nigdzie w pobliżu – na szczęście – nie było widać ich matki.
Wygląda, jakby były tu kompletnie same… – spostrzeżenie było dość oczywiste, ale też najwyraźniej nie kierował go do nikogo konkretnego. W przeciwieństwie do kolejnych słów, które zabrzmiały już całkiem pewnie i z którymi zwrócił się w kierunku tej jednej osoby, która dając się gryźć jednemu ze szczeniaków, potencjalnie mogła stanowić dobre wsparcie w tej decyzji. – Bierzemy je ze sobą.
Co prawda szczenię, które wcześniej postanowił wziąć na ręce, prawdopodobnie dalekie było od zachwytu tą decyzją, skoro wciąż wierciło się i tym razem próbowało dobrać się do jego rękawa, ale… ani to, ani ewentualne sprzeciwy raczej nie mogły mieć tu większego sensu. Zwłaszcza, że przecież oczywistym było, że zostawienie dzieciaków samym sobie, prawdopodobnie nie skończyłoby się dla nich najlepiej. Szkoda byłoby, gdyby i one skończyły za moment jako żarcie dla mięsożernej rośliny.
Theo Cavanagh
Wiek : 23
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : student magii rytualnej, barman
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Krwią, podstępnymi skałami i stratami materialnymi — pielgrzymi dwudziestego wieku ponosili ofiary, o których nikt nie będzie pisać w księgach historycznych; na uroczą fraszkę tym bardziej nie mają co liczyć.
Zdarza się najlepszym, Overtone — najgorszym też, ale nie w tym rzecz — krew przestała płynąć, nowiutkie spodnie mogłaby uratować wyłącznie Vittoria, ale dzień, w którym ta postawi obcas w lesie będzie definitywnym początkiem końca świata. Odtrącone ramię wykonało odwieczny rytuał uniesienia w górę i w dół — uniwersalne jak chcesz, Maurice, ale obaj wiemy, że po wpadnięciu do błota nikt nie wygląda dobrze — a ciche podziękowanie zasłużyło na zwięzłe m—hm. W języku Williamsona to wszystko; wymowne nie ma za co, kwieciste a mogłem dobić, kamienne przed tym nie obroniłbym nawet własną piersią.
Ból musiał ustąpić miejsca ekscytacji albo próbie oddalenia się od złaknionej krwi skały tak daleko, jak to możliwe — Overtone wyruszył do przodu, Cavanagh znalazł się od tyłu, bilans osób na ścieżce został zachowany. Coraz jaśniejsze prześwity szlaku wskazywały, że minęli najgęstsze poszycie lasu; jeszcze kilkaset jardów, minięcie strumienia i będą na ostatniej prostej.
Innym razem, lubię swoje—
Palce? Też; kończyny tym bardziej. Głodne rosiczki zostały za ich plecami — przed nimi rozciągała się wielka niewiadoma i dolatujący z niej głos Overtona. Theo zadał pytanie, na które Williamson nawet nie próbował odpowiedzieć — i słusznie, bo zew przygody lub próba przekonania się, co tym razem zostało zjedzone przez leśną florę, wyrwała Cavanagha do przodu. Kilkadziesiąt kroków poza ścieżką odpowiedź leżała przed nimi — w każdym znaczeniu tego słowa.
Miot był mały, przybrudzony i — co istotne — porzucony; kiedy Maurice ryzykował utratą palca przy jednym szczenięciu, a Theo brał na ręce drugie, Barnaby obserwował las. Były dzieci, nie ma matki — chwila nieuwagi mogła zmienić to równanie w jest matka, nie ma jednego przedstawiciela Kręgu.
Byłby z nich ładny kołnierz — ciche popiskiwanie i łagodne warknięcia; małymi bestiami targał głód i osamotnienie — dziwnie znajomy widok. — Dlatego warto poczekać pół roku i mieć cały płaszcz.
W sześć miesięcy będą cztery razy większe, osiem razy głodniejsze i szesnaście razy głośniejsze — nie pytał, czy Cavanagh i Overtone o tym wiedzą; tak, jak oni nie zapytali, co Williamson myśli na temat zabierania z sobą do domu piekielnych bestii; lepiej dla nich, gorzej dla szczeniaków.
Czy właśnie zostałem demokratycznie przegłosowany?
Pierwszy raz, Williamson? intruz — doskonale zaintonowany, perfekcyjnie zatroskany — w głowie miał ubaw, brwi pretekst do ściągnięcia nad linią nosa, a odpowiedź nie była ani słuszna, ani zadowalająca. Właściwie tak; jedyna demokracja, którą jego rodzina uprawia, to ta, gdzie flagą macha republika.
Po jednym dla was, żadnego dla mnie, mam—
Już jedną znajdę na głowie to błąd merytoryczny; kwestia prawa własności nie pozostawiała złudzeń.
Wysokie prawdopodobieństwo niedożycia czerwca to potencjalna prawda i myślenie życzeniowe — równie dobrze mógł stracić głowę przez dla gwardii w maju. Dwa szczenięta z miotu znalazły właścicieli zanim nic z tego, mogą mieć wściekliznę poprzedziło całkiem słuszny chórek kontrargumentów — nie jesteś naszym ojcem to spostrzeżenie, na które Wiliamson mógłby odpowiedzieć wyłącznie jedno: mhm (całe szczęście).
Wyprowadzę was ze szlaku i skontaktuję się z Lanthierem. To zguba z Rezerwatu, więc zajmą się resztą miotu — a kto to przyszedł? Pan maruda, stróż magicznego prawa, uprzejmie donoszę, że pod nogami w Cripple Rock plątają się barghesty; konsensus okupiony zgodą przypieczętowany został nagłym skłonem.
Cokolwiek z ziemi podnosił Barnaby, nie wydawało dźwięków; właściwie wyglądało, jakby rosiczka zjadła kolejnego ptaka — tyle, że pióra były granatowe, a w pobliżu nie leżało truchło. Trzy niepozorne artefakty zniknęły w kieszeni, zanim ktokolwiek poza Williamsonem zdążył przyjrzeć się, czym właściwie są — tylko ostrożność jego gestów sugerowała, że niczym przyjemnym.
Istotne — jak wszystko, co padło tego dnia na ścieżce — wyłącznie kwestia docenienia była sporną. — Nie chwalcie się zbyt głośno, skąd macie szczeniaki.
Prawo ochrony magicznej przyrody to brednie, które Verity kartkował w trakcie przerwy wiosennej dekadę temu, w procesie — kartkowania, nie wytoczonym przeciwko trzem pokoleniom barghestów; chociaż znając możliwości Bena, możliwe było wszystko — zalewając podręcznik francuskim winem.
Wielowymiarowość w prostocie — przypominało krew, tylko smakowało lepiej.
Wiecie, co właściwie jedzą barghesty?
Poza ludźmi, oczywiście.

zabieram z sobą pióra ze spalonego klonu (3 sztuki)
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1300-maurice-overtone#13634
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1333-maurice-overtone#13952
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1332-poczta-maurice-overtone#13950
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f226-chateau-nacre
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1334-rachunek-bankowy-maurice-overtone#13958
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1300-maurice-overtone#13634
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1333-maurice-overtone#13952
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1332-poczta-maurice-overtone#13950
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f226-chateau-nacre
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1334-rachunek-bankowy-maurice-overtone#13958
Nie wydawał się poruszony wzmiankami o futrze. Szczękę miał nieco mocniej zaciśniętą, a spojrzenie skoncentrowane. Dusił w sobie słowa, których mógłby kiedyś pożałować, udając równie obojętnego i nieczułego. Tafla pękła bardzo szybko. Dwóch paniczyków prawiących o futrach to jednak zbyt wiele.
- Uprzejmie nawołuję do poszukania futer w garderobach. Te dwa futerka co najwyżej nadadzą się do założenia na lalkę. Żaden z nas nie postanowi jednak tego sprawdzać. - Zakomunikował, jasno precyzując swoje stanowisko co do każdej próby skrzywdzenia maleństw. Nie zważał na to, że wzdłuż kciuka płynęła mu już stróżka krwi - dzieło rzeczonego słodkiego szczeniaczka. Potrzeba uratowania kolejnej znajdy była nieodparta. Opadł na kolana, delikatnie próbując zagarnąć barghestowy zadek we własne ręce.
- Raczej, że je bierzemy. - Zgodził się z Theo bez chwili zawahania, gdy jeszcze przez moment brodził łokciami w ziemi i walczył z zajadłym szczenięciem. Skrzywił się tylko raz, bądź dwa, nim udało mu się oderwać wściekłą bestię od swojej delikatnej skóry.  
- Tylko Williamson, bądź łaskaw iść ze dwa metry przed nami. - Zakomunikował, chociaż wcale nie był władny do wydawania żadnych poleceń. Ubrudzone ziemią i krwią ubranie także nie przydawało mu społecznego autorytetu, lecz po raz pierwszy kiedykolwiek wydawał się zupełnie tym nieprzejęty.
- Żadnych zawiadomień. Nie chcę słyszeć o żadnych pogłoskach o barghestach na szlaku. - Odpowiedział, krzywiąc się przy tym malowniczo i wyjątkowo opiekuńczo zamykając stworzenie we własnych ramionach. Zdaje się, że adoptował je już w pierwszej sekundzie po ich dostrzeżeniu. Nie pozwoli pozbawić się przywileju matkowania znajdzie… albo przynajmniej proces odbierania praw nie będzie łatwy.
- Ruszajmy, zanim znajdzie się inny przyszywany tatuś. - Zasugerował, nawet nie biorąc pod uwagę tego, aby w okolicy była jeszcze gdzieś pani mama. Do tej pory wydawało mu się, że barghesty odchowują dość poprawnie swoje latorośle. Tyle zapamiętał z lat szkolnych, ale zwątpienie coraz bardziej uparcie wdzierało się w jego przemyślenia. Może tak naprawdę nie wiedział absolutnie niczego? Niewykluczone.
- Technicznie rzecz ujmując barghesty są psami. Stawiam na mięso, jagody, owoce. Zresztą, wszystko jedno. Na pewno mam gdzieś odpowiednie księgi… - zakończył wypowiedź zamyślonym urwaniem zdania. Zerknął na Theo tylko przelotnie, sprawdzając jego pewność w dokonanym wyborze. W razie zwątpienia był gotów ponieść jego warczący ciężar tak długo, jak będzie trzeba.
Postawił kilka pierwszych kroków ku głównemu szlakowi. Poszukiwania zakończone, niezależnie od tego, czy znaleźli to, co powinni byli znaleźć, czy minęli się z tym o kilka cali.
Maurice Overtone
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy