Marzec1985
Kiedy już udaje ci się zasnąć, liczysz na odrobinę wytchnienia i święty spokój, w którym możesz zniknąć. Szarplica wyniszcza, męczy aż do granic wytrzymałości, lecz czy bardziej od ścigającego człowieka nożownika?
Potężny głos zamknięty w drobniutkiej piersi i pierwszy wokalny zachwyt od wielu tygodni. Zwrócił jej uwagę na kluczową datę i liczył, że zobaczą się niedługo.
Wielki występ, drżące struny głosowe i przebijanie się przez tłum zaowocowało spotkaniem starego znajomego. Niewiele ich łączy po tych wszystkich minionych latach, lecz Maurice wciąż czuje pewien sentyment. Drobny gest - podarowanie swojego numeru telefonu - może nie jest niczym szczególnym, lecz dla Maurycego jest to pierwszy krok ku czemuś, czego absolutnie się nie spodziewał.
Piesza wycieczka zaprowadziła go do pod drzwi pralni. Jasnowłosa dziewczyna wyciągała z kieszeni odebranego stroju podejrzaną torebeczkę, a tuż obok przechadzał się stróż prawa. Ten dzień wyłoni największych farciarzy w Saint Fall, albo zaprowadzi ich za kraty aresztu. Innych możliwości Maurice nie przewidywał.
Podobno na naukę nigdy nie jest za późno, lecz Maurice nie do końca był o tym przekonany. Głowa zasnuta mgłą zmęczenia nieszczególnie dobrze współpracuje z teorią. Niestety, od czegoś należało rozpocząć, aby móc potem skończyć.
Przesłuchanie do Traviaty i humorki największego zainteresowanego nie zwiastowały pomyślności temu przedsięwzięciu. Otwarte wino, bezmyślne bazgranie i zupełny brak porywów emocji, jakie mogłyby przykuć uwagę Maurycego. Aż wreszcie uzyskał wybawienie, a całe to żenujące przesłuchanie przestało mieć znaczenie i zaczęło się jakby od nowa. Na scenę wkroczył jego boski sopran.
Spontaniczny spacer, na który członek Kręgu zapraszał całkowicie normalną dziewczynę, mógł oznaczać naprawdę wiele. Od syndromu poszukiwania księcia, po polowanie na ofiarę. Prawdziwy powód przy tym wydawał się aż zabawny... a jednak Maurice z samotności nie potrafił się śmiać.
Nerwowy ścisk w żołądku, długie listy nazwisk spisanych na eleganckich plakatach i małe marzenie, którego nie wolno było jej mieć. Jego towarzystwo mogło być zarówno wsparciem, jak i największym przekleństwem.
Rodzinne macki dotarły nawet w sam środek głębokiego lasu, splatając ze sobą losy kręgowej trójki. Próba poprawy wizerunku wobec minionych zdarzeń była całkowicie zrozumiała, lecz świąteczna pielgrzymka była potencjalnie pełna niebezpieczeństw. Maurice w żadnym razie nie był gotów na utratę nawet jednego włosa ze swojej ślicznej główki.
Czy to było najdziwniejsze spotkanie w życiu Overtona? Oj nie, lecz z pewnością pretendowało do tego tytułu w kategorii „przypadkowych spotkań w lesie”. Jak nie osobliwe rozmowy, to szkielety górników pod drzewami. W tym wszystkim to nawet bobry stawały się nieciekawe.
Pielgrzymkowe poszukiwania, czy spacer dwojga znajomych? Ciężko było to stwierdzić, gdy jeden z mężczyzn nich niby to szukał, trochę się droczył, a jeszcze więcej to gadał. Na pewno miło spędzili czas, tego nie można było im odmówić.
Gęsty las pozbawiał orientacji, prowadząc dwójkę czarowników coraz głebiej w swoje objęcia. Zgubili się, musieli to przyznać, ale czasem przyjemniej było zaczekać, aż uratuje ich słońce, niż miotać się samotnie w ciemności.
Spotkanie ze znajomym w stosunkowo ciężkich okolicznościach mogło zakończyć się na dwa sposoby - albo podniesie zmordowanego chorobą Maurysia na nogi, albo zupełnie go z nich zmiecie.