Witaj,
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1300-maurice-overtone#13634
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1333-maurice-overtone#13952
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1332-poczta-maurice-overtone#13950
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f226-chateau-nacre
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1334-rachunek-bankowy-maurice-overtone#13958
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1300-maurice-overtone#13634
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1333-maurice-overtone#13952
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1332-poczta-maurice-overtone#13950
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f226-chateau-nacre
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1334-rachunek-bankowy-maurice-overtone#13958

Maurice Overtone

fc. Neels Visser





 
nazwisko matki  L’Orfevre
data urodzenia 17 marca 1956r.
miejsce zamieszkania Hellridge, Maywater
zawód Malarz, śpiewak operowy
status majątkowy Bogaty
stan cywilny Kawaler
wzrost 188cm
waga 73kg
kolor oczu Niebieskie
kolor włosów Blond
odmienność Syrena
umiejętność -
stan zdrowia Szarplica nocna, uzależnienie od eliksirów nasennych
znaki szczególne Znamię magiczne na mostku przypominające odwrócony trójkąt i trzy blizny o bliźniaczym kształcie na prawym udzie. Kolczyk w lewym uchu.

magia natury: 0 (POZIOM I)
magia iluzji: 7 (POZIOM II)
magia powstania: 0 (POZIOM I)
magia odpychania: 0 (POZIOM I)
magia anatomiczna: 0 (POZIOM I)
magia wariacyjna: 7 (POZIOM II)
siła woli: 20 (POZIOM III)
zatrucie magiczne: 2

sprawność: 11
Gibkość: POZIOM I (1)
Rzeźba: POZIOM I (1)
Sport (pływanie): POZIOM II (6)
Szybkość: POZIOM I (1)
Taniec towarzyski: POZIOM I (1)
Udźwig: POZIOM I (1)
charyzma: 14 (12+2)
Aktorstwo: POZIOM II (6)
Kłamstwo: POZIOM II (6)
Perswazja: POZIOM I (1)
Savoir-vivre: POZIOM I (1)
wiedza: 16
Botanika: POZIOM I (1)
Język obcy (francuski): POZIOM I (1)
Język obcy (włoski): POZIOM I (1)
Literatura: POZIOM I (1)
Wiedza o sztuce: POZIOM II (6)
Zoologia: POZIOM II (6)
talenty: 17
Gra na fortepianie: POZIOM I (1)
Kadzielnictwo: POZIOM I (1)
Malarstwo: POZIOM II (6)
Percepcja: POZIOM I (1)
Śpiew: POZIOM II (6)
Świecarstwo: POZIOM I (1)
Zręczność dłoni: POZIOM I (1)
reszta: 0



rozpoznawalność II (społeczniak)
elementary school Patriot
high school Frozen Lake High
edukacja wyższa Saint Fall University / Fine Arts / Master
Saint Fall University / Magia Rytualna / Nauka przerwana po I roku

moje największe marzenie toByć wolnym od społecznych zobowiązań i żyć tak, jak naprawdę bym chciał. Bez strachu, ze swobodą, której nikt nie chce dać syrenie.
najbardziej boję sięStracić sprawność własnego ciała. Zaufać w pełni drugiemu człowiekowi.
w wolnym czasie lubię Pływać, spędzać czas na łonie natury, malować, śpiewać, smakować kultury.
mój znak zodiaku to Ryby

Portrait of a mermaid


I. Podmalówka

Wpadał w ramę tylko po to, aby zaraz wypaść. Nieustannie gdzieś pędził i szukał. Czego? A czego nie. Łapał dzikie koty, które usilnie próbował ukryć i przemycić pod koszulką. Zbierał kwiaty, aby wraz z matką pleść dla niej wianki, a potem potrafił godzinami biegać w tę i we w tę wraz z materiałami krawieckimi, stanowiąc pomoc przy przygotowywaniu kostiumów do nowej sztuki. Tańczył, śpiewał, malował już nad najmłodszych lat życia. Po raz pierwszy stanął na deskach teatru, mając niespełna trzy lata. Po tym, jak prawie spadł ze sceny, odebrano mu tę przyjemność na kolejnych kilkadziesiąt miesięcy. Obserwował przez większość swojego czasu wolnego, a gdy zniecierpliwieni jego uwagami aktorzy wreszcie mieli go dość, wracał do domu z uszami położonymi pokornie po sobie i malował.

Jego przestrzeń była ogromnym chaosem. Wszędzie mnóstwo kolorów, form, krojów. Wszędzie tysiące zainteresowań, jedno za drugim porzucanych w niepamięć po odnalezieniu ciekawszego zajęcia. Oglądanie kreskówek nigdy go nie pasjonowało, co odbierało rodzinie potężne zajęcie odwracające jego nieustannie skupianą na robieniu czegoś uwagę. Czytał książki, pobierał nauki z savoir-vivre, na własną rękę nauczył się prostej melodii na fortepianie, czym zasłużył na pobranie pierwszej lekcji. Uczył się dzielnie, chociaż krótko. Nigdy nie rozwinął talentu, jaki niechybnie miał do klawiszy, bo nim na dobre nauczył się nut, jego umysłem już rządził język francuski i uroczy szczebiot guwernantki czytającej mu czarownicze historie. Snuł historie o wycieczkach do Europy i potem malował sielskie krajobrazy Francji, jakie podpatrzył w książkach podróżniczych, bądź na pocztówkach.

Porzucenie wszystkich pasji przyszło mu jeszcze łatwiej, niż uprzednio tuż po szóstych urodzinach. Przełomowym momentem był dzień, gdy za jego uszami zaczęły pojawiać się skrzela. Ojciec dość szybko rozpoznał, że w jego synu coś się zmieniło. Humorzasty i niecierpliwy Mauri sam zaczął dopominać się wizyt na plaży, a inspekcja uszu dość szybko potwierdziła rzeczywisty powód jego żądań. Zanurzony w oceanie po raz pierwszy, z początku nie czuł połączenia ze swoją naturą, lecz nie upłynął nawet tydzień, nim Maurice zaczął odmawiać powrotów do North Hoatlilp, gdzie mieścił się jego dom rodzinny. Słona woda śpiewała do niego i zapraszała w swe objęcia, a nieznane głębiny były nie tylko straszne, lecz przede wszystkim absolutnie zjawiskowe. Uzyskanie ogona przypieczętowało jego losy na kolejnych kilka miesięcy. Gdyby nie upór rodziców, ich syn nie opuściłby letniej, nadmorskiej rezydencji, a tym samym akwenu wodnego do dnia dzisiejszego. Nienawiść, jaką ich wówczas za to darzył, do tej pory stanowi obiekt zabawnych anegdotek z udziałem zbuntowanego młodzika, opowiadanych na spotkaniach rodzinnych. Cóż, jemu wtedy absolutnie nie było do śmiechu. Robił sceny, niekiedy wręcz awantury, gdy starał się jak najbardziej postawić na swoim. Nocne kąpiele w świetle księżyca były jego ulubionymi. Nie rozumiał, dlaczego nie może tak żyć. Chciał oddać swoje ciało i serce oceanowi, do którego zresztą należał. Chciał wypływać na wielomilowe podróże, znikać w gęstej toni i zupełnie nie myśleć o tym, że gdzieś tam jeszcze jest ktoś, kto oczekiwałby od niego czegokolwiek innego. Niestety, ostatnie tygodnie bez obowiązku szkolnego minęły zdecydowanie zbyt szybko. Powrót do Saint Fall ukrócił sporadyczną samowolkę, jednakże zupełnie nie wygasił nieustannych prób wymuszenia postawienia na swoim przez pierworodnego.

Wkrótce Maurice, po raz pierwszy posmakował cierpkości życia. Frywolność sprowadziła go do ostatecznego podcięcia mu skrzydeł. Niedługo rozpoczynał swój pierwszy etap nauki i chłopięce fochy już mu nie przystawały (nie, żeby ich nie próbował), zwłaszcza że w tym samym okresie ujawniły się jego zdolności magiczne. Podczas jednego z pobytów na plaży niechcący wyczarował na piasku maleńkie tornado. Podobne magiczne wybryki zdarzyły mu się jeszcze kilkukrotnie, gdy kolejno wysadził w powietrze kubek z eliksirem uzdrawiającym (babcia zapomniała mu go posłodzić), przez kilka godzin zaczął kichać wielokolorowymi bańkami (tego dnia opił się oranżady aż do bólu brzucha) i chociażby zamienił kapelusz wuja w żółtą, gumową kaczuszkę (przecież bez kapelusza wyglądał o wiele lepiej). Ostatecznie jego uzależnienie od folgowania syreniej naturze oraz niekontrolowanie magicznych wybuchów sprowadziło na niego liczne ograniczenia. Raz w tygodniu pod opieką ojca mógł udać się na oceaniczną kąpiel, a poza tym musiał rozwijać samokontrolę, pielęgnować w sobie swoje inne zainteresowania, a w szczególności wrócić myślami do konieczności doskonalenia aktorskiego. W końcu teatr miał wkrótce upomnieć się o świeży narybek.

Jak wiele rodzinnych wytycznych zrealizował? Dokładnie tyle, aby ojciec przestał łypać na niego oceniająco i ani odrobinę więcej. O wiele bardziej wolał zająć się swoimi potrzebami oraz pasjami.

II. Kompozycja i szkic

W Patriot dość szybko znalazł w centrum zainteresowania wśród swoich rówieśników. Miał w sobie naturalny urok, solidnie poparty syrenią charyzmą oraz niemalże zawsze ugruntowane zdanie na jakiś temat. Mimowolnie Gromadził wokół siebie zarówno życzliwych ludzi, jak i tych, którzy wówczas bez skrupułów żerowali na jego otwartości i szczerości. Spotkało go kilka sytuacji, w których stawiano go w niewygodnej pozycji i naruszano zaufanie, jakim szczodrze obdarzał cały świat, aż wreszcie zupełnie się tego oduczył. Zapewne miało z tym coś wspólnego wzburzenie rodziny, która po kolejnym z rzędu występku popełnionym pod wpływem towarzystwa, musiała solidnie przemówić mu do rozumu. Pomimo kilku sesji pyskowania i prób wykaraskania się z niewygodnej sytuacji tupaniem i wrzaskiem, co nieco do niego dotarło. Reszta przyszła mu z czasem. Sparzył się i od tamtej pory nie trzyma już serca na dłoni. Zamknął się w sobie, nauczył kłamać i zbudował wokół siebie potężny mur z pychy. W pewnym momencie nie wiedział już, która wersja Maurycego jest tą prawdziwą. Czy rzeczywiście od zawsze czuł się lepszy od wszystkich tych, którzy mijali go na szkolnych korytarzach? Przywykł do nowej wersji siebie, a chociaż z początku czuł się w tej roli nieswojo, to wreszcie było widać jego pochodzenie. Overtone jak się patrzy.

Nauki we Frozen Lake High upłynęły mu stosunkowo spokojnie. Zgłębianie podstaw przyrody i literatury zawsze przegrywało z alternatywą w postaci teorii sztuki, lecz Maurice uczył się dość pilnie. Zainteresowanie otaczającym go światem pozwoliło mu zapamiętywać ciekawostki, które później prowadziły do samodzielnego rozwinięcia i zgłębienia tematu. W tym okresie zafascynował się również magią rytualną, poznawaną regularnie na spotkaniach Kościoła Piekieł. Do gustu najmocniej przypadły mu magia wariacyjna i iluzji i to w tym kierunku chciał się rozwijać. Całkiem nieźle radził sobie z zachowaniem równowagi między licznymi zainteresowaniami a kwestiami szkolnymi i religijnymi, aż wreszcie coś musiało się popsuć. Przed rozpoczęciem ostatniego roku nauki, zaczął wielokrotnie wybudzać się w ciągu nocy. Wszyscy przewidywali, że może to być wynik stresu, przemęczenia, lecz stosunkowo szybko okazało się, iż ziołowe herbatki uspokajające na niewiele się zdadzą. Pierwsze nocne drgawki zauważyła gospodyni, dbająca niekiedy do wczesnych godzin porannych o porządek w Maurysiowym artystycznym nieładzie. Kolejne tygodnie, miesiące, lata były jednym z najgorszych okresów w jego życiu. Wybudzenia i brak możliwości ponownego zapadnięcia w sen wywoływały w nim irracjonalny lęk, jaki zaczął przenikać do jego codzienności. Stał się jeszcze bardziej drażliwy, chronicznie zmęczony. Od czasu do czasu widział postacie, których nie dostrzegali inni, lecz bagatelizował to wszystko, przykrywając narastającą w nim paranoję rozbrajającym uśmiechem. Z początku absolutnie nie chciał wiedzieć, co mu dolega. Bał się panicznie utraty zmysłów, którą u siebie podejrzewał i dopiero gdy ojciec nakrył go na samookaleczaniu, nie mógł już zaprzeczać własnym problemom. Po początkach Szarplicy nocnej zostały mu dwie pamiątki. Jedną z nich są trzy blizny na prawym udzie, imitujące niejako jego znamię czarownika oraz łagodne uzależnienie od eliksirów nasennych, które z wiekiem zaczęło postępować.

Mniej więcej w tym czasie zaktywizował się również w kwestii wizyt w teatrze. Śpiewał o wiele częściej, niż kiedyś i przy okazji wyżywał się artystycznie podczas tworzenia scenografii. Do tej pory był przekonany, że to właśnie zawodowy śpiew jest mu pisany, lecz wątpliwości pojawiały się w nim coraz to częściej. Malarstwo okazywało się co najmniej równie pociągające.

III. Podkład

Degradacja zdrowia psychicznego Maurice'a powoli wygasała. Rodzina, a w szczególności młodsza siostra, którą kochał nad życie okazali się być nieocenionym wsparciem - ale tylko sam na sam w cztery oczy, gdy akurat nie było nikogo, przed kim mogliby się ścigać. Co prawda nie udało mu się powrócić do dotychczasowego rytmu i intensywności pracy, ale dotarł do tego etapu, w którym potrafił odpuścić i pozwolić sobie na więcej luzu. Zrozumiał, że będzie miał na to czas, a w tym wszystkim na pewno pomogła mu również odbyta ceremonia chrztu przypadająca na dzień jego szesnastych urodzin. Ta chwila była wyjątkowa nie tylko dla niego. Byli przy nim wszyscy jego najbliżsi, którzy (przynajmniej pozornie) uprzejmie starali się nie zauważać, jak drżą mu ręce podczas nakłuwania opuszka sztyletem rytualnym. Odciskając zakrwawiony palec w Księdze Bestii, był niemalże wzruszony. Stał się częścią czegoś większego, na dowód czego zostały mu nie tylko wyraźnie zachowane wspomnienia, lecz również athame i pentakl. Samodzielne praktykowanie magii od tej pory było nie dość, że możliwe to i wskazane. Stało się jego nowym hobby, zwłaszcza w czasie, który rzeczywiście mógł poświęcić wyłącznie samemu sobie - podczas nadmorskich wycieczek. Tak jak to lubił najbardziej.

Pierwsze studia na Saint Fall University ponownie zmieniły bardzo wiele w naturalnym porządku życia Overtone'a. Wybrał kierunek artystyczny, co wiązało się z koniecznością nieustannego powiększania portfolio, ale również z potężną rywalizacją. Praca ze sztuką przychodziła mu bez większego wysiłku. Miał niewątpliwy talent do malarstwa, śpiewu i aktorstwa, co całkiem zgrabnie współgrało z jego pochodzeniem. Syrenie talenty również go nie zawodziły. W sytuacji, w której musiał pozyskać cudzą przychylność, bez większych skrupułów korzystał ze swoich przymiotów. Odrobina łagodnej syreniej sugestii ukryta w uśmiechach jeszcze nikomu nie zaszkodziła, nieprawdaż? Zawsze uważał, aby podczas tego typu zabiegów znajdować się ze swoim celem na osobności. Nie potrzebował dodatkowej pary oczu bądź uszu, która mogłaby potem rozpowiadać jakieś niestworzone rewelacje na jego temat. Pomimo że podjęcie pierwszych prób skorzystania z osławionego syreniego lamentu niezwykle go kusiło, praktycznie zawsze sięgał wyłącznie po te ładnie brzęczące w sakiewkach argumenty. W tym okresie jego czas wolny wciąż pozostawał ograniczony. Tragiczne, nieprzespane noce i stres leczył za pomocą morskich kąpieli. Nawet stosunkowo częsta żądza krwi nie zniechęcała go od tego, aby przebywać w rybiej skórze. Wtedy był jeszcze tak lekkomyślny...

Spotkał ją po raz pierwszy podczas letniej przerwy od zajęć. Jej popielate włosy okalały spieczone słońcem ramiona, a prawdziwie szczery śmiech był dla niego szalenie atrakcyjny. Na tym etapie jego życia, Maurice rozpaczliwie potrzebował osoby, która sprowadziłaby do jego codzienności odrobinę czystej beztroski. Tańczyła na rozgrzanym piasku z gracją, która natychmiast przykuła jego uwagę. Była z przyjaciółmi, ale Maurice bez większego trudu wbił się w grupkę nastolatków i owinął ją sobie wokół palca.
Romans z opaloną pięknością był absolutnie niezgodny z Kręgowymi protokołami, dlatego wiedziała o nim wyłącznie jego młodsza siostra. Tłumaczyła Maurysiowe nieobecności przed podejrzliwą matką, zyskując dla niego trzy tygodnie prawdziwego szczęścia. Zakochał się. Jak na szczeniaka przystało, absolutnie stracił głowę i snuł plany o wspólnej przyszłości pomimo wszelkich znaków na niebie i ziemi, że to po prostu nie może się udać. Jego wybranka nie była członkinią kręgu. Ponadto rodzina od jakiegoś czasu prowadziła rozmowy względem dobrej transakcji małżeńskiej pierworodnego. Skandal, jaki wywołałby wewnątrz najwyższych rodzin, odbiłby się czkawką nie tylko na jego życiu, ale w tym momencie skupienie się na konsekwencjach sprawiało mu nieopanowaną trudność. Szczęście jego rodziny w jego nieszczęściu, kwestia tajemniczej kochanki rozwiązała się szybciej, niż ktokolwiek zdołał zwęszyć jego nieostrożność. Zaślepiony Overtone zapomniał o tym, kim był i powinien być. Pozwolił poprowadzić się do wody i o ile nadprogramowy ogon być może udałoby mu się wyjaśnić, tak wyrastającą potworną gębę było już trudniej. Wyzwanie narosło do poziomu, który go przerósł w momencie, w którym przemiana obudziła w nim niepohamowaną chęć mordu. Walczył ze sobą długo, a pomimo to zdążył ją złapać, nim wybiegła na ląd. Bestia skryta pod pięknymi, wielokolorowymi łuskami bezlitośnie ją pożarła, pozostawiając po słodyczy zauroczenia jedynie szkarłat barwiący słoną wodę. To, co działo się później, niewiele już miało wspólnego z sielankowymi popołudniami, do których przywykł. Udało mu się wyłącznie dzięki temu, że żaden świadek nie zgłosił tej historii ani na ludzkie, ani czarownicze służby. Natomiast piekło, którego zaznał, niewiele miało wspólnego ze wściekłością ojca. Ta się pojawiła, oczywiście, że tak, lecz żadne z ograniczeń i kar nie robiły na Maurycym wrażenia. Normalnie próbowałby tę sytuację obrócić na swoją korzyść, nie pozwalając, aby ktokolwiek chociaż próbował mówić mu, kogo powinien obdarzać swoimi względami. Tym razem zupełnie nie był sobą. Okazał się zbyt zdewastowany psychicznie przez to, do czego okazał się zdolny, aby móc myśleć o logicznych aspektach całej tej sytuacji. Wpadł w tak głębokie załamanie, że wkrótce przestał wychodzić z domu. Zakopał się w pościeli, odmawiał przyjmowania posiłków i płynów. To była wegetacja, imitacja jego dotychczasowego życia, która bardzo szybko doprowadziła go do wzięcia semestralnego urlopu dziekańskiego.

Stanięcie na nogi zajęło mu kilka miesięcy, zwłaszcza że nie ominęło go również przesłuchanie w sprawie zaginionej dziewczyny. W tym okresie okazało się, że Mauri całkiem sprawnie radził sobie z ukrywaniem swojego stanu przed resztą świata. Wydawał się zimny i obojętny na los swojej „zabaweczki”, ostatecznie żądając, aby dano mu już święty spokój, bo przecież wszyscy im mówią, że on żadnej takiej tego dnia nie widział. Tatuś dołożył do tej sytuacji swoje trzy grosze, aby śledztwo jak najszybciej obrało nowy kierunek.
Nieprzespane noce, dnie i życie na krawędzi popadnięcia w szaleństwo wymagały pomocy specjalistów. Setki sesji terapeutycznych, mnóstwo opieki i troski nie mogły jednak tak całkowicie zagrzebać dziury, jaka powstała w jego sercu, na dumie i uszczerbku na psychice. Maurice musiał nauczyć się nie tylko akceptować ten stan rzeczy, lecz również żyć z nieustannym lękiem i poczuciem, że naprawdę był, jest i będzie zdolny do tego, aby zabić w porywie instynktów. Nawet skrajny egocentryzm nie mógł tego zmienić. Trudno byłoby zliczyć godziny, jakie po tych miesiącach poświęcił na doskonalenie swojej siły woli. Wrócił na studia dopiero w momencie, w którym był przekonany, że nie dostanie ataku paniki, widząc jej widmo na korytarzach uczelni, co zdarzało mu się nad wyraz często. Szarplica nocna na pewno nie pomagała w rekonwalescencji, ale Overtone nie był człowiekiem, który łatwo się poddawał. Jego wrodzona upartość była jednym z nielicznych stałych jego życia. Portfolio zaczęło się powiększać (tym razem o wiele mroczniejsze), śpiew począł chwytać za serce (czy to już był syreni lament, czy jedynie pierwsze próby?) i jedynie aktorstwo sprawiało mu jeszcze pewien problem, z którym zmagał się na deskach rodzinnego teatru. Nie potrafił uśmiechać się szczerze, nie potrafił stawiać się w roli kochanka. Tenor załamywał się w najmniej oczekiwanym momencie, potrafiąc położyć całą jego próbę. Wściekłość na własną niesprawność wybuchała w nim nie tylko niekontrolowanie, ale i niezwykle silnie. Na szczęście miał wspaniałych nauczycieli, którzy wtajemniczeni w jego problemy pomogli mu zaliczyć semestr i od czasu do czasu ugryźć się w język. Jeden, drugi, potem kolejny. Po drodze bezrefleksyjnie wpadał w sidła dziesiątek przelotnych romansów, niezobowiązujących flirtów, co wkrótce przydało mu maniery rzucania urokiem osobistym na lewo i prawo, absolutnie bez żadnego pohamowania. Zmienianie dziewczyn wiszących mu na ramieniu nie było szczególnie skomplikowane przy tym poziomie pewności siebie. Przepracowanie w pełni tej straty okazało się go przerastać. Zaangażowanie emocjonalne stało się czymś, czego panicznie się obawiał, kryjąc się skrzętnie pod gęstymi warstwami społecznej otwartości. Każdemu był bratem, druhem, kochankiem tylko po to, aby w duchu dzień za dniem rozpadać się na kawałeczki.

Uzyskanie tytułu na ludzkiej uczelni nie było jego docelowym zamiarem. Sztuka była mu bardzo bliska, to prawda, lecz w równym stopniu pociągała go możliwość sięgnięcia po moc darowaną mu z pozycji jego narodzin. Chciał eksploatować własne dziedzictwo tak długo, aż nie poczuje się w nim pewnie, dlatego na jakiś czas odłożył śpiewnik, a także sztalugi i pędzle. Farby zamienił na komplety świec, swoją ulubioną literaturę na księgi traktujące o rytuałach i wyruszył w kolejną podróż po egzaminach, wykładach, praktykach. Magia wariacyjna wciągnęła go na tyle, że w pewnym momencie ponownie zaniedbał swoje zdrowie. Szarplica sprowadziła go do łóżka szpitalnego, kiedy podczas jednych zajęć z iluzji (którą notabene ostatnio zaniedbał) jego grupa zawaliła podczas układania rytuału voodoo. Nie tylko Maurice wtedy ucierpiał, lecz na całokształt sytuacji złożyło się wiele czynników: chroniczne zmęczenie, choroba genetyczna, chora zawziętość, a co najważniejsze - abstynencja od syrenich kąpieli. Gdy rytuał zaczynał się wypaczać, Overtone nie chciał odpuścić i pozwolić, aby wszyscy swobodnie wycofali się z zadania. Był zbyt przekonany, że uda mu się ustabilizować magię. Zalecono mu przerwę, z której skorzystał. Podczas miesięcznego zwolnienia z zajęć wreszcie nie wkuwał maniakalnie nowych obrzędów - wprost przeciwnie. Postawił na prawdziwe oderwanie, przepraszając się z nocnymi kąpielami oraz przede wszystkim ze swoimi występami. W tamtym okresie pożałował, że nie kontynuował regularnych ćwiczeń. Potrafił śpiewać aż do zachrypnięcia i podczas przerw znęcał się znów nad płótnami. Wkrótce sprzedał swoje pierwsze arcydzieło, co dodatkowo przydało mu to sławy w artystycznych kręgach. Wiele miesięcy później pojawił się również na swoim pierwszym koncercie poza rodzinnym teatrem, co jak się okaże później, wystrzeliło jego ego na inną orbitę. Nieco odpuścił sobie zajęcia, pławiąc się w poczuciu swojej niezniszczalności i zapomniał o skromności, popadając w hedonizm. W tym czasie rodzice nie chcieli pozostawić go samemu sobie i nauczeni na jego błędach, po raz kolejny spróbowali skrócić smycz, na której się prowadzał, lecz bez większego powodzenia. Och, jakiż on wtedy był uparty. Chcąc sprowadzić go na ziemię, zaręczyli go ze sporo młodszą od niego panienką z dobrego domu na wydaniu. Ich początki były bardzo burzliwe, lecz wkrótce okazało się, że zupełnie niepotrzebnie skakali sobie do gardeł. Dziewczę okazało się równie mocno zainteresowane ożenkiem jak sam Maurice, co błyskawicznie poskutkowało zaognieniem konfliktu między młodymi... a przynajmniej tak to wyglądało. Maurice manifestował swoją niechęć do aranżowanego związku na każdym kroku i nie pozwał sobie nawet na najmniejsze zbliżenie - zwłaszcza potencjalnie emocjonalne. Odgrywał rolę niczym prawdziwy Overtone, a na samym końcu (prawie) podziękował swojej niedoszłej. Rodziny ostatecznie straciły nadzieje i za porozumieniem obu stron zerwały zaręczyny. Znów był wolny.

IV. Plan obrazu

Tego lata jego przygoda z nauką definitywnie dobiegła końca. Stopień praktyka okazał się dla niego nieosiągalny, pozostawiając po sobie tylko niezaspokojone pragnienie wiedzy i poczucie porażki. Przerwa w nauce była jedynie początkiem fali niepowodzeń, które go prześladowały i ostatecznie dziekanka nigdy tak naprawdę się nie skończyła. Zostawił swoją dumę na szkolnych korytarzach, wycofując się w to, co znajome i idealnie przez niego rozumiane. Poszukiwał siebie, próbował mierzyć siły na zamiary, a dla zagłuszenia wyrzutów sumienia próbował łączyć podstawy zaczerpnięte ze studiów z ostrym zapachem terpentyny niosącym wieść o nowym tworze. Efekty były, jakie były - mierne. Z początku tylko go to zniechęcało i powodowało nieustanną potrzebę odreagowywania na wszystkim i wszystkich, a kiedy już wydawało się, że nie zdoła stać się jeszcze większym dupkiem, to wreszcie najwidoczniej przekroczył niewidzialną linię własnej wytrzymałości, po której zaczynał pękać. Pozwolił sobie na pogrzebanie marzeń, na odczuwanie żalu, który próbował utopić pod ambicją, co - jak okazało się po kilku miesiącach - wreszcie pozwoliło mu robić postępy. Zrozumienie, że to rzeczywiście sztuka jest tym, czym chciałby się w życiu zajmować, nigdy nie było dla niego aż tak oczywiste, jak mogliby podejrzewać wszyscy inni.

Powrócił do regularnych modłów składanych Lucyferowi i chociaż z początku kierował je w sposób niezwykle intencyjny, tak wkrótce stawały się coraz bardziej ogólne, skupione na jego zaufaniu do Przewodnika. Trudno mu było ocenić, która z metod spisała się lepiej, lecz nie było to szczególnie ważne w obliczu uzyskanych efektów. Głęboki lęk, jaki skrycie wiązał ze znajdowaniem się w czyimś towarzystwie w pobliżu zbiorników wodnych, stopniowo łagodniał. Overtone nie oceniłby obiektywnie, czy to kwestia interwencji Lucyfera, czy jego własnych blokad psychicznych, ale nie miało to dla niego znaczenia. Przyjemność z moczenia stóp w wodzie i obserwowania jak inni korzystają z darów oceanu, była wystarczająca, aby odbudować w nim nie tylko lwią część pewności siebie, lecz przede wszystkim prawdziwą motywację, by regularnie bywać na kazaniach. W tym czasie poznał wielu wyznawców, którzy do tej pory raczej nie mieli z nim większej styczności, nie bywali w teatrze, bądź (jakimś cudem) nie kojarzyli go ze studiów. Gdziekolwiek jednak się nie udał, tam jego nazwisko wreszcie go znajdowało.

W ten sposób poznał Sebastiana Verity'ego. Zaczęło się od niewinnych pogaduszek na tematy religijne, które wkrótce przełożyły się na całkiem regularne spotkania, niekoniecznie na terenie Kościoła Piekieł. Wreszcie któregoś razu na spotkaniu świątecznym, zaczepiła go pani Padmore. Propozycja wspólnego obiadu nie byłaby dla niego zaskakująca, gdyby nie fakt, że tylko on ją otrzymał. Spodziewałby się raczej tego, że Imani chciałaby zobaczyć się z jego rodzicami, o wiele zresztą bardziej władnymi w kwestiach rodzinnych koneksji, którymi młody nieszczególnie się interesował, skupiony na własnej karierze. Poszedł, głównie z ciekawości i słusznie. Nie dość, że najadł się za wszystkie czasy, to i faktycznie zaspokoił także ciekawość. Obiad okazał się pretekstem i przyszło mu to do głowy od razu, gdy dostrzegł jak drzwi przekracza Sebastian Verity. Tego popołudnia Overtone po raz pierwszy poznał... gęsi i w sumie to na tym się skończyło. Możliwość dołączenia do Konwenu Dnia przeszła mu koło nosa. Nie nadawał się. Dla nich trudno, dla niego może mniej. Nie wiedział, co stracił i czym mógł ryzykować, dzięki czemu wciąż kwestią przodującą w jego zmartwieniach były Overtonowe próżności i nocne zmagania z chorobą. O wiele to przyjemniejsze, niż robienie uników przed nadzianiem go na pal.

[ukryjedycje]

Ostatnio zmieniony przez Maurice Overtone dnia Wto Mar 19, 2024 4:32 pm, w całości zmieniany 2 razy
Maurice Overtone
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry

Witaj w piekle!

W tym momencie zaczyna się Twoja przygoda na Die Ac Nocte! Zachęcamy Cię do przeczytania wiadomości, która została wysłana na Twoje konto w momencie rejestracji, znajdziesz tam krótki przewodnik poruszania się po forum. Obowiązkowo załóż teraz swoją pocztę i kalendarz , a także, jeśli masz na to ochotę, temat z relacjami postaci i rachunek bankowy. Możesz już rozpocząć grę. Zachęcamy do spojrzenia w poszukiwania gry, w których to znajdziesz osoby chętne do fabuły.

I pamiętaj...
Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj.

Sprawdzający: Frank Marwood
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry

Rozliczenie


Ekwipunek




Aktualizacje


18.10.23 Zakupy początkowe (+100 PD)
19.10.23 Świece urodzinowe
19.10.23 Surowce: marzec - kwiecień
20.10.23 Osiągnięcie: Pierwszy krok (+150 PD)
20.10.23 Zakupy (-30 PD, -210$)
21.10.23 Osiągnięcie: Poproszę wszystko, Jak za darmo, to biorę (+35 PD)
22.10.23 Osiągnięcie: Co do słowa (+10 PD)
17.11.23 Osiągnięcie: Siódme poty (+60 PD)
6.12.23 Świąteczna loteria: + 150$
07.01.24 Zakupy (-5PD)
06.01.24 Opowiadanie z wykonywaniem zawodu I (190 $, 10 PD)
08.01.24 Osiągnięcie: Oj jak boli, oj jak boli (+25 PD)
15.01.23 Osiągnięcie: Arielka (+60 PD)
15.01.24 Zakupy (-404$)
18.01.23 Osiągnięcie: Hehe nice (+10 PD)
27.01.24 Wątek z wykonywaniem zawodu I i opowiadanie z wykonywaniem zawodu II (+285$, +20 PD)
28.01.24 Aktualizacja rozpoznawalności (+1PSo)
28.01.24 Zakupy (-5PD) i opowiadanie z rozwojem magicznym I, II i III (+30PD)
28.01.24 Osiągnięcie: Pudelek; Ale to ty dzwonisz; Fajtłapa; Iniemamocy, Nie zadzieraj z fryzjerem (+50 PD)
28.01.24 Aktualizacja postaci (przyroda->botanika I; zoologia 0->I, świecarstwo 0->I; kadzielnictwo 0->I)
31.01.24 Osiągnięcie: Wszystkiego po trochu (+10 PD)
03.02.24 Osiągnięcie: 100 na liczniku (+150PD)
04.02.24 Opowiadanie z wykonywaniem zawodu III (+190$, +10 PD)
04.02.24 Urodziny forum
04.02.24 Zakupy (-35 PD)
08.02.24 Osiągnięcie: Mały kadzielnik, Mały świecarz (+20PD)
08.02.24 Wiadomości fabularne MG (+6PD)
11.02.24 Zakupy (-135PD)
20.02.24 Kalendarz marzec-kwiecień 1985 (+150 PD, 4 PSo)
29.02.24 Wątek z wykonywaniem zawodu II (+10PD, 95$)
01.03.24 Wydarzenie: Pomożecie? Pomożemy! (+35 PD)
04.03.24 Wątek z wykonywaniem zawodu III (+10PD, 95$)
04.03.24 Osiągnięcie: Dusza artysty (+25 PD)
05.03.24 Wydarzenie: Na rany Aradii (+10 PD)
08.03.24 Rozwój postaci (zręczność dłoni 0→I, szybkość 0→I, udźwig 0→I, taniec towarzyski 0→I, język obcy (włoski) 0→I, magia iluzji +2, siła woli +6, -4PSo, -875PD)
09.03.24 Zakupy (-175 PD)
13.03.24 Zakupy (-100 PD)
16.03.24 Wydarzenie: Danuta is in love (+25 PD)
18.03.24 Wydarzenie: Figlarny początek wiosny (+25 PD)
19.03.24 Wydarzenie: Little Poppy Has a Little Problem (+50 PD)
15.04.24 Zakupy (-125 PD)
15.04.24 Wątek z wykonywaniem zawodu IV (+10PD, 95$)
23.04.24 Osiagnięcie: V.I.P; Zakupoholik; Kupa szmalu (+95 PD)
01.05.24 Rozwój postaci (zoologia I→II, -375 PD); Zakupy (-60 $)
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej