Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
First topic message reminder :

Promenada
Ciągnąca się od miasta aż do pobliskiej latarni morskiej promenada osadzona jest na kilku metrach wysokości względem poziomu morza. To długa ścieżka będąca znanym i lubianym skrótem do przystanku autobusowego zatrzymującego się niedaleko przy szosie. Wzdłuż deptaka ustawione są ławki, a spacerujących od upadku z klifu oddziela barierka, nierzadko ratująca życie nieostrożnym rozbieganym malcom.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Teresa Fogarty
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t181-teresa-fogarty#382
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t421-teresa-fogarty#1390
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t439-teresa#1591
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t181-teresa-fogarty#382
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t421-teresa-fogarty#1390
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t439-teresa#1591
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Patrzyła na strupy brunatnej, martwej ziemi, z tyłu głowy walcząc z natrętnymi myślami o Cecilu, powoli wdzierającymi się pod sklepienie czaszki, razem z bólem, który pulsował jeszcze chwilę temu. I nie umiała oprzeć się wiercącej w podbrzuszu myśli, że kończył im się czas — powinna uciekać. 
Słuchając nabierającego tempa wykładu Percy’ego, skinięciem głowy podziękowała za zapalniczkę, chwilę później z powrotem oddając ją w ręce właściciela. Zaciągnęła się nikotynową chmurą, wypuszczając z ust szarawy obłok — zatańczył nad ich głowami, po kilku zmyślnych piruetach rozmył się w powietrzu uciekając z wiaty. 
Słowa Zafeiriou dogorywały gdzieś z boku jej świadomości, na kilka pauz zapadłej jedynie we własnym umyśle ciszy podejmowała decyzję. 
Potrzebowała pięciu nikotynowych wdechów, żeby w końcu zdecydować się na własny krok. Gdzieś w tle zapulsowało pytanie, czym do cholery jest maszyna analogowa z oscyloskopem, ale przełknęła je razem z posmakiem tytoniu w ustach w razie, gdyby odpowiedź stanowiła oczywistość. 
Obróciła się przez ramię, gdy chłopak zaczął przyglądać się rowerowi. 
Przez chwilę pokręciła głową z aprobatą — wydawałoby się, że tak zwiększają się ich szanse na ucieczkę. 
Gdyby nie to, że naprawa zaliczyła sromotne fiasko. 
Westchnęła ciężko, rzucając niedopałek pod nogi, przyduszając go niewzruszenie podeszwą buta. 
Musieli się wydostać. 
Przejeżdżając wzrokiem po twarzy każdego z nich, zdawało się to niemo wypowiedzianą oczywistością. 
Percy rzucił się do biegu — przez chwilę miała wrażenie, że wraz z jego ruchem w powietrze wzbiły się tysiące malutkich pyłków, na chwilę pozbawiając jej ostrości widzenia. Za nim Williamson. I Leo.  Chłopak, który podarował jej kurtkę dorwał drugi rower grzecznie czekając, aż tamtą trójkę pochłonie ziemia…
Pochłonie ziemia. 
Przesunęła się odrobinkę, patrząc jak pędzą przed siebie. 
Serce znów zaczęło szamotać się w jej piersi, rozedrgane dłonie splotła za plecami, licząc, że zdoła się uspokoić. 
Pobladła — była pewna, że z koloru zaczęła mierząco złudnie przypominać ścianę. 
A potem znów ją nawiedziły — obrazy sprzed kilku lat, już sama nie pamiętała ile minęło. Klisze konsekwentnie spychane w dół świadomości, chowane przed światem i samą sobą. 
Kiepski żart, słaba nauczka, płytki grób. 
Nie mogła znów się tam znaleźć. 
Oddychając ciężko, zrobiła krok do tyłu. 
No spierdalaj — warknęła ostro w stronę Arthura, chcąc go popędzić. 
Przyduszony świst wydobywający się spomiędzy warg Fogarty, odmierzył ostatnie centymetry odwagi. 
Nie mogła znów się tam znaleźć. 
I rzuciła się do biegu. 

Rzut I: na szybkość
Teresa Fogarty
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : geszefciarz, szmugler
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Teresa Fogarty' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 7
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Opcji ucieczki było kilka. Dokładnie wyliczona prędkość przez Perseusa, z jaką należało biec (należało biec szybko), dała wam jakiekolwiek pojęcie na temat tego, czy trasa przez zwęgloną ziemię pokonaną na własnych stopach, nie będzie oznaczać natychmiastowej śmierci. Kolejną opcją był oczywiście rower — czemu nie korzystać z dobrodziejstw dwóch kółek i pedałów? Oczywiście mogliście też zostać w miejscu — stać w martwym punkcie, nie robiąc nic i czekać na ratunek, ale czy ten kiedykolwiek miałby nadejść? Tereso, ty czułaś fantomowe bóle w kościach, inni mogli co najwyżej podejrzewać, że nie byliście jedyni, których spotkało coś dziwnego, coś niemożliwego (przynajmniej do wczoraj).
Działaliście szybko — i dobrze — nie było czasu do stracenia. Nie mogliście wiedzieć, jak będzie reagować dalej ziemia, czy przypadkiem nie spulchnieje, nie rozrośnie się. Zniknął pod nią wąż, mógł już nigdy nie wyjść na światło dzienne, a mógł urosnąć do rozmiarów czterometrowego gada i pożreć was na raz. Możliwości było zbyt wiele, aby zastanawiać się nad każdą z nich — ucieczka z tego miejsca zwyczajnie nie mogła się nie opłacić.
Barnaby, byłeś najszybszy ze swojej grupy. Być może nie było tego widać na pierwszy rzut oka, ale zwinne ciało utrzymywane w formie zdawało się błyszczeć pod mundurem. Perseusie, Tereso, Leo — byliście w stanie nabrać odpowiednią prędkość. Arthurze, nie czułeś się dobrze. Struty alkoholem organizm mógł nie osiągnąć dostatecznej szybkości. Na szczęście pozostawiony obok rower miał być ratunkiem, chociaż miejsca do rozpędzenia się było niewiele. Musiałeś skorzystać z cudzej własności — Twoja solidnie oberwała uderzeniem w wiatę. Ty, Perseusie, miałeś na to receptę. Czar, który próbowałeś rzucić, mógł przynieść efekty zdolne poskładać składaka do składnej kupy, gdy jednak rzuciłeś zaklęcie — to zdawało się nie zareagować. Opona delikatnie poruszyła się w lewo i prawo, ale ostatecznie nie została naprostowana — nic wielkiego, zdarza się najlepszym. Arthurze, rzucając na siebie kolejny czar z zakresu magii anatomicznej, poczułeś, jak twoja głowa się oczyszcza. Jej ciężkość i dziwne mdłości miarowo mijały.
Zafeiriou, ruszyłeś do biegu pierwszy, wzmocniony wiązką czaru Barnaby'ego. Czułeś, jak ziemia delikatnie załamuje się pod twoim ciężarem — co wkrótce mieli poczuć także Carter, Fogarty i Williamson. Ziemia była miękka, tak jakbyście biegli po piasku albo błocie. Wyginała się pod wami, mogliście odnieść wrażenie, że zatrzymanie się na dłużej na którymkolwiek z jej fragmentów mogłoby zwyczajnie wciągnąć was pod jej powierzchnię — niczym w ruchome piaski. Serca biły wam ociężale, Barnaby zwłaszcza ty mogłeś usłyszeć jego kołatanie w uszach. Puszka z substancją trzęsła się, kilka kropel spadło na glebę — co dostrzec mogła Teresa. Ostatecznie jednak nie wywołało to zmian na powierzchni, można było uznać, że potężna moc, teraz znajdująca się w puszce po piwie, była zwyczajnie martwa. Williamson, chociaż ruszyłeś po Perseusie, dotarliście do bezpiecznej ścieżki w tym samym momencie, mijając ciała staruszek. Leo, ty zaraz po nich. Tereso, twój bieg nie był pokraczny, korzystałaś z całej siły swoich mięśni, czując chłodny wiatr na twarzy, ale jako jedyna na swoich kostkach zaczęłaś czuć dziwną wilgoć ziemi, tak jakby twoje stopy zapadały się w nią. Bieg był coraz cięższy, ostatnie kroki były walką z własnymi słabościami, dzieliły cię sekundy od mety i... w końcu do niej dotarłaś. Pędem własnego ciała wpadłaś wprost na Cartera, ciałem uderzając w jego ciało z impetem. Leo, byłeś silnym mężczyzną — uderzenie drobnego dziewczęcia nawet nie ruszyło twojej stopy z miejsca.
Pod wiatą pozostał tylko Arthur. Mogliście odejść, zostawić go i uciekać dalej — nie spoglądając na to, co z nim będzie. Tereso, Leo, Barnaby — byliście już bezpieczni.
Perseusie, gdy ty dotarłeś do ścieżki, mogłeś czuć euforię, niezwykłe zwycięstwo matematyki nad przyrodą, ale minęły może trzy-cztery sekundy od dźwięku ciała Teresy wpadającego w Cartera, gdy na swoich palcach dostrzegłeś dziwne ślady. Wyglądały tak, jakbyś umorusał je smarem, nakładając łańcuch rowerowy. Ślady nie piekły i nie bolały, nie były nawet zimne czy ciepłe, ale, nieważne jak wiele razy będziesz pocierać palce w kurtkę, jak wiele mydła i wody zużyjesz — za żadne skarby nie chciały zejść, przynajmniej nie dzisiaj. Dodatkowo wszyscy mogliście znaleźć podobne ślady na butach — nieważne jak bardzo myte — mające z nich już nigdy nie zejść. Williamson, straciłeś dzisiaj drogi płaszcz i buty, ale to nie pora na żałobę. Cuda tego dnia powinny były zostać ukazane w kazamacie, razem z próbką substancji, którą trzymałeś w puszce po piwie.

Arthurze, jeśli ruszyłeś na rowerze przez zwęgloną ziemię — ta okazała się bezpieczna, nie miałeś problemu z poruszaniem się przez nią, a rower delikatnie zapadał się, ale nie został wchłonięty przez ową, o ile się nie zatrzymałeś.

Substancja już się nie obudziła. Jej resztki zostały pod wiatą, ale i tam wyglądały na martwe. Barnaby, dalej nie miałeś pojęcia o tym, co miało miejsce, gdy zanurzyłeś się w dziwnym wyobrażeniu swojej zmarłej żony, ktoś powinien ci o tym opowiedzieć, jeśli chciałeś mieć pełnie obrazu samego siebie. Martwa ziemia dalej była martwa. Czerwona chmura dalej wisiała nad wami, a swąd palonego ciała już dawno uciekł gdzieś z wiatrem. Na horyzoncie widzieliście ocean, który tego dnia był dość spokojny, pojedyncze fale uderzały o brzeg. Był to obraz ironiczny wobec tego, czego właśnie doświadczyliście, ale nareszcie mogliście odetchnąć spokojnie — byliście już bezpieczni.

Jesli zdecydowaliście się udać do Maywater, trasa była nie do pokonania. Głęboka wyrwa w ziemi skutecznie odgrodziła was od dojścia do miasta i dostrzeżenia dokładnych wydarzeń mających miejsce na ulicy Portowej. Na pierwszy rzut oka było widać, że przeszło tędy coś wielkiego, ale nie moglibyście zidentyfikować pochodzenia tego zjawiska, a przechodzenie przez głęboki rów w ziemi w waszym stanie byłoby co najmniej trudne. Nawet Leo nie byłby w stanie tego dokonać. Musieliście zawrócić.

Jeśli chcieliście się udać do głównej drogi, wystarczyło wziąć skrót do przystanku autobusowego, jeden z nich miał niedługo odjeżdżać — dowiedzielibyście się o tym, gdybyście zdecydowali się skierować swoje kroki tam. Trasa z tej części Maywater autobusem do Saint Fall powinna zająć Wam około 20-30 minut.
Jeśli zdecydowaliście się jechać do miasta, to wydawało się pogrążone w swego rodzaju ciszy, która brzmiała niczym cisza przed burzą. Tłum jednak nie biegał w tę i nazad, raczej było go na ulicach mniej niż zazwyczaj o tej porze. Ludzie jakby schowali się w domu.

Barnaby (albo inni), jeśli zdecydowałeś się udać do Deadberry do siedziby Gwardii, plac Aradii, przy którym znajdował się Kościół, a także kazamata, był pogrążony w chaosie. Próby ogarnięcia go i zrozumienia były niemożliwe, o ile chciałaś to zrobić szybko. Najłatwiejsze było przejście bocznym zejściem, zignorowanie wydarzeń z placu i udanie bezpośrednio do swojego przełożonego. Mogłeś też zająć się tym później, ale nie miałeś pojęcia czy Gwardia jest świadoma wydarzeń z tego dnia. Coś w środku podpowiadało ci, że tak — wiedziałeś doskonale, że radary Rzeczników najczęściej działały bez zarzutu.

W miarę drogi mogliście jednak zauważyć, jak zmienia się kolor chmury. Z czerwonego, do którego byliście przyzwyczajeni z rana, przybierał barwy bledsze, jakby ta zamierzała wrócić do swojej oryginalnej formy. Działo się to wolno, ale zauważalnie. Na niebie dostrzegliście jeszcze jedną dziwną rzecz, chociaż w zdarzeniach dzisiejszych była ona tylko kolejną zagadką. Z chmury, niczym kometa płynąca po niebie, wyleciał jasny punkt, spadający gdzieś z wysokości Maywater prosto nad Saint Fall aż dalej w okolice Wallow. Nie wywołał grzmotu. Po prostu zniknął gdzieś na horyzoncie.

Tura dziewiąta i ostatnia
Mistrz Gry bardzo dziękuje Wam za grę, sprawne odpisy i kreatywność! Gratuluje też całej grupie dotrawiania do końca 1. części wydarzenia.

Macie teraz czas na opisanie wszystkich działań, jakie wasze postacie podjęły w ciągu około godziny-dwóch od mojego posta. Zaznaczcie wyraźnie jakie były wasze dalsze kroki, czy udaliście się do szpitala, czy z kimś się kontaktowaliście, czy uciekliście z tego miejsca, czy próbowaliście kogoś powiadomić itp. Możecie używać NPC z dowolnej komórki Kościoła (Czarna Gwardia, kapłani, szkółka kościelna), służb miasta (policja, szpital, straż pożarna, ratusz), Kręgu (nestorzy rodzin). Jeśli się na to zdecydujecie, nie określajcie ich reakcji, tylko swoje akcje. Dla wspólnej wygody proszę o podsumowanie podjętych akcji w adnotacji na dole posta. Droga od Maywater do Saint Fall powinna zająć około 20-30 minut. Mogliście pojechać autobusem albo złapać na trasie taksówkę - jej znalezienie nie powinno stanowić najmniejszego problemu. Trasa będzie przejezdna.
Nie ma ograniczenia co do ilości podjętych akcji, ale proszę o rozsądek względem czasu ich trwania - macie tylko 1-2 godziny.

Wszystkie wasze działania i kwestie techniczne zostaną przeze mnie podsumowane w kolejnym poście, który będzie oficjalnym zakończeniem 1. części wydarzenia. Do tej pory proszę Was o niepodejmowanie wątków mających miejsce później dnia 26.02.1985.

W tym momencie możecie już dokonywać rozwoju postaci, zakupów i rzemiosła, które będziecie mogli wykorzystać w 2. części wydarzenia. Ewentualne rzemiosło albo zakupy nie muszą  być wykonane w trakcie dwóch godzin określonych przeze mnie wyżej, fabularnie mogło to odbyć się wcześniej.
Przypominam, że zgodnie z ogłoszeniem w temacie wydarzenia, na 2. część wydarzenia obowiązują zapisy.

Perseusie, w związku z wyrzuceniem krytycznej porażki, Twoje dłonie (do około połowy) pokryły się dziwną czarną sadzą, przypominającą smar z łańcucha rowerowego. Niezależnie od używanego mydła, wody i pocierania - nie uda Ci się jej zetrzeć. Czarna nierównomierne ślady przypominają zabrudzenia, ale te układają się w ciekawe formy jakby błyskawic, zagęszczając się zwłaszcza przy żyłach. Poza wizualnym efektem nie czujesz w dłoniach żadnych zmian.
Efekt ten będzie utrzymywał się przez najbliższe trzy dni, stopniowo blednąc, aż w końcu całkowicie zejdzie.
Przez następny miesiąc fabularny (do końca fabularnego marca), rozpoczynając wątek powinieneś rzucić kością k3. Wyrzucenie wyniku 1 będzie oznaczać, że znowu na twoich palcach pojawią się czarne smugi i podobnie jak za pierwszym razem, zejdą całkowicie dopiero po trzech dniach.

Leo, Perseusie, Tereso, Barnaby, podeszwy i czubki waszych butów są ubrudzone czarną sadzą, która nie zejdzie niezależnie od prób czyszczenia i nie ma więcej magicznych właściwości. Nie wygląda to dobrze i buty prawdopodobnie są już do wyrzucenia.

Punkty życia:
Arthur O'Ridley 132/152 (-5 P, -20 M)
Barnaby Williamson 123/181 (-10 P, -48 M)
Leo Carter 282/217 (+65 M, świeży naskórek na klatce piersiowej, plecach i ramionach)
Teresa Fogarty 131/174 (-33 P, ramiona, plecy i klatka piersiowa w strupach, -10 W)
Perseus Zafeiriou 173/161 (+12 M)

ekwipunek:

Czas na odpis macie do 24.04 (poniedziałek) do 22:00
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Czasem nie wystarczy biec.
Czasem trzeba zwyczajnie zapierdalać.
Jeśli jeszcze moment temu wątpił w to, czy ma w sobie dość energii, żeby zdobyć się na kolejny wysiłek (i jeszcze jeden, i jeszcze kolejny, minuta po minucie, dzień po dniu, aż pewien z poranków będzie tym ostatnim), bieg po ziemi — ruchomych piaskach, przekleństwie nieba, glebie wiecznego spoczynku dla węża — udowodnił mu, że ma. Ponad pół dekady doświadczenia w Czarnej Gwardii podpowiadało, że kiedy w różnych miejscach ciała pojawia się ból, trzeba go przyjąć jak prezent — bo trupa już nic nie boli.
Czterdzieści metrów jeszcze nigdy nie paliło w płucach z werwą odpowiadającą czterdziestu kilometrom; pierdoleni Grecy i ich maratony.
Bieg dobiegł końca, kiedy gleba pod przeżartymi mazią, nienadającymi się do odratowania butami zamieniła się w zwykły grunt — krótkie spojrzenie w bok i za siebie pomogło w krótkim rozrachunku szaleńczego sprintu. Przeżyli; w różnych stopniach roznegliżowania, zmęczenia, stanu naskórka i stratach w odzieży — płaszcz, buty, parasol; wiosenną szafę Williamsona czeka prawdziwy renesans — ale przeżyli.
Prawie wszyscy.  
Trupy staruszek nadal tkwiły tam, gdzie zostawił ich los; nieco dalej tą samą kupą nieruchomych szmat był bezdomny. Nieudany czar Zafeiriou nie urwał mu ręki, rower O’Ridleya nadawał się głównie na złom, dzierżona w dłoni puszka nadal miała w sobie dość czarnej tkanki, żeby zadowolić Rzeczników. Mimo posmaku krwi w ustach, rozchodzącym się po płucach płomieniu zadyszki i gęstej mazi zmęczenia, które uderzyło w umysł Williamsona skupiony na przejaśniającym się niebie, ostateczny rozrachunek był dodatni.
Nie zginął żaden czarownik; przynajmniej nie w tej części Hellridge.
Zdrowy rozsądek — o ile cokolwiek zdrowego przetrwało w tej chorej rzeczywistości — podpowiadał, że to nie jedyne miejsce, które musiało ucierpieć od zesłanej z nieba anomalii. Podejrzenie, że to nieudany rytuał magii natury, zdechło razem z bezdomnym; teraz wnioski nasuwały się same i towarzyszyło im wspomnienie smrodu palonych ciał.
Zafeiriou, czekasz ze mną — dla reszty towarzyszy niedoli ten dzień mógł właśnie dobiegać końca — wrócą do domów, upewnią się, że ich bliscy są cali, zadzwonią do przyjaciół, zmyją z siebie brud, wyleczą rany.
Dla Czyściciela — bo Barnaby Williamson właśnie opuścił okolicę; ta część jaźni ugrzęzła w ruchomych piaskach jego własnego umysłu — wyzwania dopiero się zaczynały.
Kurwa mać.
Nacisk w skroniach był zapowiedzią bezsennej nocy, stosu raportów, tuzina przesłuchań, odtwarzania przebiegu wydarzeń i próbie zrozumienia, co dokładnie wydarzyło się w Maywater.  
O’Ridley, Carter, spodziewajcie się wezwania do złożenia zeznań i rachunku za płaszcz; wydźwięk ostatnich słów Barnaby zawarł w spojrzeniu, które gruchnęło o Leo niewzruszonego zderzeniem z Teresą.
Fogarty, z tobą porozmawiam osobiściewkrótce; może tam, gdzie zawsze, może na posterunku, może w zapyziałym zaułku Sonk Road, najchętniej wcale, ale przecież jego chęci przestały mieć znaczenie sześć lat temu.
Teraz liczyła się tylko Gwardia — a ta domagała się odpowiedzi.
Krótkie zerknięcie na zegarek i znacznie dłuższe obdarzenie okolicy spojrzeniem — włącznie ze znikającym na horyzoncie rozbłyskiem — pomogło w oszacowaniu możliwości; oddział gwardzistów zjawi się tu nie szybciej niż za pół godziny, radary Rzeczników musiały zawodzić jak niemowlęta, na dodatek istniało ryzyko przypadkowych świadków w formie śmiertelników.
Musieli zabezpieczyć okolice wiaty; szorstka dłoń przejechała po twarzy, jakby Williamson próbował ściągnąć z niej pajęczynę utkaną ze narastającej frustracji. Prawie pożałował porzuconej pod wiatą zgrzewki; drugie szczyno—piwo nie pogorszyłoby tej chujowej z założenia sytuacji.  
Masz papierosa? — krótkie spojrzenie na Zafeiriou wystarczyło, żeby odkryć ślady na jego rękach. Nie sprawiał wrażenia kogoś pogrążonego w bólu; ta wisienka na torcie niewyjaśnionych zjawisk musiała zaczekać.
Williamson, aż do przybycia oddziału Czarnej Gwardii, skupił się na niwelowaniu skutków krwawej ulewy — gdyby w okolicy napatoczył się przypadkowy przechodzień, wystarczyło powołać się na policyjny autorytet i zdawkowe wyjaśnienia o miejscu potencjalnego śledztwa. Czas rozwlekał się w nieskończoność aż do dotarcia posiłków — początek dowcipu rozpoczynał się od na promenadę przybywa Rzecznik, Czyściciel i Protektor, a zamiast dzień dobry pytają kto tu, kurwa, dowodzi?
Nikt, kurwa, też się cieszę, że was widzę.
Krótkie — pierwsze i nie ostatnie — streszczenie wydarzeń przebiegło w akompaniamencie zacierania śladów. Gwardziści pracowali z wyszkoloną precyzją; anonimowi dla siebie, znający jedynie hierarchię, wiedzeni prostą analogią przyczyn i skutków. Trupy staruszek, podobnie jak bezdomnego, musiały zniknąć — zaginięciem żebraka nie przejmie się zapewne nikt, o zniknięciu starszych kobiet Williamson być może już za dobę usłyszy na posterunku i będzie wyglądał na niezwykle zaskoczonego; jak to? Zniknęły obie, bez słowa? Może to nieplanowane wakacje w Missisipi?
Nabrzmiała gleba musiała zostać odgrodzona, jeden z gwardzistów powinien zostać na posterunku; o tym wiedzieli wszyscy powołani do służby przez Lucyfera. Barnaby nie zamierzał tracić czasu — po czterdziestu minutach czekania, kolejnym kwadransie wyjaśnień i doprowadzania okolicy do względnego porządku, który powinien uśpić czujność ewentualnych służb niemagicznych, wreszcie ulitował się nad Zafeiriou domagającym powrotu do miasta.
Ruchy, Percy — gdzieś z tyłu umysłu drapały go imiona; zakazane słowa, o których Czyściciel nie mógł myśleć. — Zadzwonisz do kuzyna z kazamaty.
Orestes. Helen. Vittoria. Johan. Ben. Valerio. Charlotte. Matka.
Ojciec?
Wszyscy musieli zaczekać; pozostałą godzinę Williamson poświęcił na dotarcie do Deadberry taksówką i przedostanie się do kazamaty przez pogrążony w chaosie świat. Przeczucie go nie myliło — cokolwiek nie uderzyło w nich tego dnia, miało plan, zamiar i środki, żeby zasiać chaos nie tylko w magicznej dzielnicy, ale siedzibie Gwardii. Prywatne spostrzeżenia musiały zaczekać — bo kiedy kazamata zamknęła się wokół niego i Zafeiriou, finalnie rozdzielając ocalałych spod wiaty, Barnaby musiał odtworzyć wydarzenia z Maywater przed przełożonym, Rzecznikami, którym przekazał puszkę z mazią i — wreszcie, wreszcie — samym sobą. Korytarzami siedziby płynął bełkot słów, z których wyłaniał się pojedynczy, wspólny mianownik.
To był zaplanowany atak.
I powinni odpowiedzieć tym samym.

Podsumowanie akcji na przestrzeni dwóch godzin: pierwszą godzinę poświęcam na kontrolę okolicy, wyczekiwanie na przybycie oddziału Gwardzistów oraz pomoc w pozbyciu się dowodów, które mogłyby wzbudzić zainteresowanie niemagicznych — włącznie z pozbyciem się ciał staruszek i żebraka. Kolejne pół godziny zajęła droga do Deadberry; na miejscu wykorzystuję boczne wejście, żeby złożyć raport bezpośredniemu przełożonemu (padają nazwiska wszystkich obecnych pod wiatą) i przekazać Rzecznikom puszkę z czarną mazią. Zabieram ze sobą Perseusa, którego skierowano w kazamacie na przesłuchanie.
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Teresa Fogarty
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t181-teresa-fogarty#382
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t421-teresa-fogarty#1390
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t439-teresa#1591
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t181-teresa-fogarty#382
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t421-teresa-fogarty#1390
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t439-teresa#1591
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Świat skurczył się diametralnie, zwężając jasnym tunelem do celu, bezpiecznego miejsca. Z każdym krokiem miała wrażenie, że nie będzie zdolna postawić następnego, a grunt zaciśnie się na jej kostkach bezpowrotnie, wciągając pod obumarłą glebę. 
Nie mogła znów dać się pogrzebać. 
Jeszcze nie. 
Hellrigde mogło chcieć z nią skończyć, ale ona nie była jeszcze gotowa skończyć z Hellridge — miała zbyt wiele planów, za dużo ambicji wdzierających się pod cienką membranę naskórka. 
I choć każdy krok wydawał się ostatnim, to żaden z nich nie był tak naprawdę ostatecznym.
Opuściwszy grząski grunt, z impetem wpadła na Leo odbijając się od niego z kolejną z akompaniamentu kurw, jakie miała w zanadrzu. Zatoczyła się nieco, ostatecznie odzyskując równowagę, opierając dłonie na udach, ciężko nabierając oddechy. 
Może nadszedł czas, żeby rzuciła palenie. 
Nie obróciła się już za siebie — nie chciała spoglądać na to, co zostawili za plecami. Walcząc, by nie wypluć żołądka, wyprostowała się wciąż świszcząc jak starzec pokonawszy o cztery schodki za dużo, po czym wbiła wzrok w niebo. Podążyła śladem czerwonego sklepienia aż po horyzont miasteczka — tam, gdzie prawdopodobnie znajdowali się Cecil, Lyra i Thea — i znów przyświeciła jej myśl, że musi ich znaleźć.
Pierdolony sentyment. 
—  Tylko proszę się pośpieszyć, oficerze Williamson.  Cierpliwość to cnota, a jak już sobie wyjaśniliśmy... — Przeniosła spojrzenie na resztę towarzystwa, nie umiejąc zdobyć się na uśmiech. —  Nie zgińcie w drodze powrotnej, panowie! — machnęła na nich dłonią, obracając się na pięcie i ruszyła w stronę głównej drogi. Wygrzebała kolejnego z luźnych papierosów — ponownie przypominając sobie, że nie ma go czym odpalić. — Albo róbcie co tam chcecie — wymemłała z nieodpalonym filtrem w ustach, po chwili ciskając nim przed siebie. Potrzebowała kąpieli, lekarza, nowego płaszcza i pieprzonej zapalniczki. 
Nie, jeszcze nie. 
Kartonowa paczuszka zaczęła ciążyć w kieszeni — najpierw musiała zobaczyć Zuge. 
Po niedługim marszu, krótkiej walce z kierowcą autobusu na zdegustowane spojrzenia i ułożeniu czoła na przybrudzonej szybie, Saint Fall przywitało ją smrodem spalenizny, opustoszałymi ulicami. Cuchnęło przerażeniem. 
Przekręciła klucz w zamku, głośnym chrzęstem zwiastując swój powrót do domu. Stanęła w progu, czekając. Modląc się w duchu do Lilith, aby w pożółkłe ściany mieszkania wypełnił ten sam krzyk co zwykle, podniesione głosy ze śmiechem tańczącym z tyłu krtani. 
Zamiast tego, przywitała ją tylko Lyra. 
Zmarnowana. 
Blada. 
Cała i zdrowa. 
Zwykła trzymać na wodzy niechciane — emocje, odruchy, zgubne nawyki. Odgradzać się murem od tego, co miało wpędzić ją do grobu szybciej niż własna buta. Tym razem, odpuściła. Ramiona samoistnie opadły, ciche westchnięcie ulgi zadrżało na dolnej wardze i rzuciła się jej na szyję. 
To jeszcze nie koniec. 
Nakreśliwszy pobieżny list z prośbą o pilne spotkanie z Zuge, przebrała się, zabandażowała wrażliwe miejsca, korzystając z całej siły woli jaką posiadała, unikając butelki whisky na blacie.
Paczka z czarną mazią wylądowała w rękach Zuge niecałe czterdzieści minut później. Opowiedziała: o niebie, spadających piórach, dziwacznej wizji, którą miała, palącym deszczu, obumarłej glebie, potworze i tym jak przemówił ustami Williamsona, o głosie Lilith w jej głowie.
W zamian dowiedziała się, że dzień nie dobiegł dla niej jeszcze końca.
Właściwie to dopiero się zaczynał. 

Podsumowanie akcji w ostatnich dwóch godzinach: Teresa poszła w kierunku głównej drogi, łapiąc autobus. Wesoło napastowała kierowcę swoją uroczą osobowością, a dojechawszy do miasta przedostała się do mieszania z zamiarem przebrania się (i zabrania cholernej zapalniczki)) gdzie spotkała Lyrę. Wysłała list do Zuge, a następnie się z nią spotkała przekazując paczkę oraz opowiadając o tym, co wydarzyło się pod wiatą.
Teresa Fogarty
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : geszefciarz, szmugler
Arthur O'Ridley
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t329-arthur-o-ridley
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t388-arthur-o-ridley#1231
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t354-arthur-o-ridley
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t355-skrzynka-arthura
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f83-dom-arthura-o-ridley
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1097-rachunek-bankowy-arthur-o-ridley#10018
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t329-arthur-o-ridley
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t388-arthur-o-ridley#1231
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t354-arthur-o-ridley
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t355-skrzynka-arthura
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f83-dom-arthura-o-ridley
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1097-rachunek-bankowy-arthur-o-ridley#10018
-Raz, dwa, TRZY!-powiedział do siebie O'Ridley, gdy jego towarzysze przebrnęli przez spaloną ziemię. Odepchnął się od gleby i zaczął usilnie pedałować na "pożyczonym" rowerze.
W głowię mężczyzny, już tak nie wszystko wirowało, a żołądek uspokoił się, jednak teraz nerwy katowały jego głowę. Gdy pojazd delikatnie zapadł się, Arthur momentalnie przyspieszył obrotów na swoim pojeździe, aby nie zostać pochłoniętym przez glebę. Chyba pomogło to, bo koniec końców, zielarz dojechał na koniec spalonej gleby, a rower chyba wydawał się nawet cały. Nie miał zamiaru jednak zabrać go dalej.
Po pierwsze nie miał siły dalej pedałować, a po drugie wolał nie ryzykować poznania właściciela jednośladu (chociaż miał wrażenie, że to był jedne z trupów na plaży). Oparł pojazd o jedną z ławek i postanowił ogarnąć sytuacje w jakiej się znalazł. Jego rozważaniu, towarzyszył dźwięk fal, który wydawał się jedynym źródłem jakiegokolwiek szumu, poza ekipą ocalałych.
Droga do Maywater wymagała gruntownego remontu, bo najwidoczniej wielka dżdżownica pochłonęła drogę. Ewentualnie była to inna siła, która wyrwała kawałek drogi do miasta. Musiał więc podjąć alternatywną drogę do szpitala. Podjął alternatywną drogę do miasta i idąc najszybszym tempem, jaki był w stanie teraz uzyskać, próbował dojść do przystanku autobusowego. Nie odpowiedział nikomu z ferajny na ogłoszenia o przesłuchaniu czy dobremu słowu, po prostu chciał jak najszybciej dojść do miasta.
Czuł jak całe jego ciało ciąży, umysł też powoli wracał do zmąconej postaci. Jednak nie był to wynik strucia alkoholem, ale jego myśli. Zastanawiał się co ma dalej zrobić.
Czy zadzwonić do Tilly ?
A może zobaczyć czy Robin była w jednym kawałku ?
A może Oliver to wszystko zrobił mieszając 15 soków w jednej kadzi ?
A może to kolejne wizje narkotyczne po zjedzeniu grzybów i po prostu był na komisariacie ?
Choć to ostatnie było najmniej prawdopodobne, bo by bardziej ogarnął po wymiotach oraz reszta grupy, by tak nie wariowała jak on.
W końcu dotarł na przystanek i złapał pierwszy autobus do miasta. Dawno nie jeździł autobusem, zazwyczaj poruszał się rowerem. Wykorzystał okazję, aby zapalić papierosa, którego ledwie palił przy oknie.
Myślał ciągle o tym co się zdarzyło oraz jak blisko było, aby dołączył do reszty martwych z plaży. Zamykając oczy widział jak ciała węgliły się, przypominał sobie smród palonego ciała, podobnego do tego z krematorium, ale kilkukrotnie mocniejszy. Myśląc o tym, chciał zwrócić znowu zawartość treść jelit, ale były już puste, więc wydawał z siebie może dwa razy głuchy stęk. Przez najbliższe noce nie będzie mógł zasnąć.
Gdy dojechał do Saint Fall, udał się do szpitala magicznego, aby zbadali go. Kilkukrotnie rzucone czary anatomiczne, mogły być doskonałym lekiem na ekstremalne sytuacje pod wiatą, tak jak leki przeciwbólowe pomagają złamanej ręce. Mógł zaleczyć skutki kontuzji, ale nie wiedział czy faktycznie wyleczył schorzenie.
Czekając na przyjęcie, jego mózg dalej mielił niesamowitą ilość danych. Zazwyczaj umysł Arthura był ospały, wręcz nie działał, ale najwidoczniej brak alkoholu wybudził go z letargu i nadrabiał kilka lat roboty. O'Ridley dalej nie wiedział co zrobić. Pierwsza jego myśl była prosta - dostać kilka tabletek, wrócić do domu i odespać zajście.
Z drugiej strony nigdy nie robił dobrych rzeczy. Przez ostatnie kilka lat staczał się, każda rzecz jakiej dotykał się zamieniała się w żywe gówno, a sam Arthur jeszcze bardziej spadał w otchłań swoich uzależnień i użalania się nad sobą. Mówił sobie, że kiedyś się ogarnie, że potrzebuje czasu, lecz dzisiejszy dzień dobitnie pokazał, że może go nie mieć. Życie było potwornie zawrotne, nie można go przewidzieć. Może tu i teraz było najlepszym momentem, aby zrobić coś innego, wręcz sprzecznego ze swoją naturą.
Zielarz wstał z krzesła w poczekalni i skorzystał z jednej z budek telefonicznych. Miał kilka drobnych, które wrzucił do szczeliny automatu, po czym wykręcił numer, który wieki temu dostał na początku swojego zielarskiego biznesu. Była to linia komunikacyjna do nestorki rodu. Jego duma nie pozwalała mu skorzystać nigdy z tego połączenia, ale tym razem sytuacja była wyjątkowa. Czuł, że z całej tej rządzącej hałastry, jak Gwardia, Kościół czy inni nestorzy, to była jedyna osoba, którą jeszcze na swój sposób trawił, a może i nawet szanował.

Podsumowanie akcji w ostatnich dwóch godzinach: Arthur poszedł w kierunku głównej drogi i złapał autobus do miasta. Po około 20 minutach udał się do szpitala, w celu zbadania i czekając na przyjęcie zadzwonił do nestorki rodu, aby opowiedzieć o zajściu na Promenadzie.
Arthur O'Ridley
Wiek : 24
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : sprzedawca i hodowca roślin
Perseus Zafeiriou
POWSTANIA : 21
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t255-perseus-zafeiriou
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t304-perseus-zafeiriou
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t303-poczta-perseusa-zafeiriou
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f82-archaios-2-1
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1103-rachunek-bankowy-perseus-zafeiriou
POWSTANIA : 21
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t255-perseus-zafeiriou
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t304-perseus-zafeiriou
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t303-poczta-perseusa-zafeiriou
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f82-archaios-2-1
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1103-rachunek-bankowy-perseus-zafeiriou
Czasem nie wystarczy biec.
Czasem trzeba też liczyć na to, że ten bieg nie zakończy się widowiskowym upadkiem na, nie przymierzając, ryj.
Dokładnie rachunki okazały się niewiele warte w starciu z grząskim gruntem, coraz wolniejszymi krokami oraz świadomością, że kiedy inni w liceum brali udział w przełajach, Percy Zafeiriou wybierał wagary — musisz przestać opuszczać zajęcia, chłopcze, grzmieli nauczyciele, nigdy nie wiesz, kiedy przyda ci się umiejętność skakania przez kozła!
No i proszę.
Na ostatniej prostej Williamson wyrównał bieg i była to tylko kolejna ujma na greckim honorze; jeden wypalony przez Perseusa papieros to pół paczki wykopconej przez Barnaby'ego. Jeśli Percy wyjdzie z tego cało — jeśli; wątpił całym sobą, bo przez cały ten sprint odtwarzał w głowie wzór na obliczenie prędkości i widowiskową porażkę jedynej magii, która rzadko go zawodziła — kupi karnet na siłownię.
Pół; pół karnetu.
Ćwierć.
Jedno wejścia na miesiąc?
O ile wpuszczą go z brudem na dłoniach.
Czarna sadza pokrywająca dłonie ciągnęła się wyżej — to Percy odkrył dopiero po poczuciu pod nogami twardego gruntu. Kiedy Williamson wyszczekiwał rozkazy, polecenia, ostrzeżenia i jeszcze więcej przekleństw, Zafeiriou nerwowo podwijał rękawy kurtki; tatuaże na przedramionach nie zniknęły. Przybyły za to nowe; o kształcie błyskawic, czarne jak tusz, niezamierzające zniknąć nawet pod uporczywym pocieraniem na niezawodny sposób — ślinę i kciuk. Ciche sapnięcie frustracji zlało się z głosami pozostałych ocalałych; nie zdążył nawet zadać kluczowego pytania — jesteś panią czy panną Fogarty? — kiedy Teresa oddaliła się w tylko sobie znanym kierunku.
Pewnie w stronę wolności; coś, czego Perseus miał nie poczuć przez następne kilka godzin.
Bez słowa zgodził się na trwanie przy Williamsonie — chociaż przy było dużym przerostem treści nad formą; Percy orbitował wokół niego oraz przybyłych niespełna godzinę później gwardzistów jak najodleglejsza planeta Układu Słonecznego. Wcześniejsze podzielenie papierosem skwitował wsunięciem między wargi własnego egzemplarza; nawet smak tytoniu w ustach nie mógł przysłonić mdłego widma obaw, które tłukły się pod jego czerepem przez rozciągnięte w nieskończoność minuty. Perseus starał się nie wchodzić w drogę pracującym gwardzistom — dopiero, kiedy Barnaby skinął głową w kierunku drogi, serce Zafeiriou uchwyciło równy rytm.
Nie zamierzał kwestionować tego, czy kazamata ma telefon; nikt o zdrowych zmysłach nie zastanawia się, co skrywa siedziba Czarnej Gwardii.
Pół godziny drogi do miasta później obawy zamieniły się w gęstą maź strachu, całkiem podobną do tej, którą Williamson dzielnie transportował w puszce. Deadberry było pogrążone w chaosie; musieli użyć bocznego wejścia, żeby dostać się do wnętrza gwardyjnej siedziby, a później?
Później nastąpiły pytania.
Przesłuchujący Perseusa rzecznik był — och, zaśmiałby się z tej gry słów, gdyby akurat nie chciało mu się wyć z bezradności — rzeczowy. Na nawracające kiedy będę mógł zadzwonić? padała tylko jedna odpowiedź: wkrótce. Opowiedz nam co wydarzyło się na promenadzie, chronologicznie. Opowiedz nam, kto zareagował pierwszy. Opowiedz nam, kto zginął najpierw. Mogę zadzwonić? Opowiedz nam, co stało się, kiedy oficer Williamson stracił świadomość. Powtórz dokładnie wypowiedziane jego ustami słowa. Brzmiało jak co? Proszę, muszę zadzwonić. Jak nagranie?  Opowiedz nam, co masz na dłoniach. Opowiedz nam, jakich czarów użyto. Tylko jeden telefon, mój kuzyn... Opowiedz nam, kto był z wami. Opowiedz, czy widzieliście coś jeszcze. Opowiedz.
Nieskończoność — tak naprawdę pół godziny — później postawiono przed nim zwykły, czarny telefon z tarczą. Drżąca dłoń wykręciła zapamiętany w wieku siedmiu lat numer; Archaios od zawsze posiadało ten ciąg cyfr.
Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Czwarty. Piąty.
Cisza.
Proszę, muszę spróbować jeszcze raz.
Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Czwarty. Piąty.
Cisza.
Ostatni telefon, przysięgam.
Tym razem palce nie drżały, zamierając nad tarczą — po raz pierwszy w życiu cyfry go zawiodły.
Nie pamiętam, to było tylko jedno z wielu rozczarowań tego dnia, nie pamiętam numeru do Gniazdka.
Ktoś wyrwał telefon ze zgrabiałych dłoni, ktoś inny zaczął zadawać te same pytania: opowiedz nam, co wydarzyło się na promenadzie, ale w jego głowie zabrakło miejsca na słowa. Okazuje się, że trudno ułożyć spójną sentencję, posługując się tylko jednym wyrazem. Winnie.

Podsumowanie akcji ostatnich dwóch godzin: czekam z Williamsonem na przybycie gwardii i staram się nie wchodzić im w drogę. Po dotarciu do Deadberry, rzecznik zabiera mnie na przesłuchanie, gdzie powtarzam wydarzenia z promenady, włącznie z odtworzeniem tego, co działo się z Barnabym, kiedy ten nie był świadomy swoich słów i tego, co działo się w czasie rzeczywistym. Z kazamaty próbuję zadzwonić do Archaios, bezskutecznie.
Perseus Zafeiriou
Wiek : 26
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : SPIKER RADIOWY, ZAKLINACZ, TECHNOLOG MAGII
Leo Carter
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t205-leo-carter#475
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t280-leo-carter#774
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t279-poczta-leo-cartera#773
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t205-leo-carter#475
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t280-leo-carter#774
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t279-poczta-leo-cartera#773
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Kurwa, czyli jednak żyją. Nie sądził że uda się im ot tak przebiec po tych a la ruchomych piaskach, czy tam Lucyfer wie co to właściwie teraz jest. Dobiegł i żył. Reszta też. A to w sumie, było najważniejsze. To że Tereska im przeżyła nawet poczuł, kiedy ta z impetem wleciała na niego i odbiła się jak jakaś piłeczka do tenisa stołowego.
Ledwie zdążył odetchnąć, kiedy czarna bagieta już mu zaczął tłumaczyć żeby się szykował do zeznawania. A co tu dużo do gadania? Coś pierdolnęło na górze, sypnęły się pióra niewiadomego pochodzenia, a z czerwonej chmury zaczęło padać jakieś wrzące gówno. A no i jeszcze nie wolno zapomnieć o glucie spod ziemi, który im Barbiego na moment opętał. Tak, zdecydowanie opowie o tym na przesłuchaniu. A jeśli chodziło o płaszczyk... No od tego to się chyba nie wymiga. Płaszcz Barbie rzecz święta. Jak się zniszczyło, trzeba odkupić. Zwłaszcza że doszło do tego przez gest dobrej woli Williamsona.
Do domu ruszył autobusem, gdzie przebrał się w nowe, świeże ciuszki. Następnie zadzwonił i przekazał informacje o tym co się wydarzyło do nestora rodu, a następnie do matki, która zapewne przekaże to swojej rodzinie. Pióro ukrył u siebie w pokoju i z czystym sumieniem ruszył na miasto w kierunku biblioteki Abernatych by poszukać informacji o tajemniczym znalezisku. Jeśli nie znajdzie tam wskazówek, to zostanie mu chyba tylko uniwersytet. Chociaż nie był pewien czy ktokolwiek wiedział coś na jego temat. Jeśli nie, to sam będzie musiał jakoś przeprowadzić badania.
Pytanie tylko, co dalej? Z chmury która odzyskiwała zwyczajny kolor, coś wystrzeliło hen daleko, a coś mu mówiło że to jeszcze nie koniec dziwów, które nadchodziły.

Podsumowanie: Powrót do domu, przebranie się, ukrycie pióra w pokoju. Przekazanie informacji o wydarzeniach do matki oraz Nestora rodu. Na koniec udał się w kierunku biblioteki, by poszukać materiałów na temat pióra w magicznych księgach.
Leo Carter
Wiek : 29
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Student
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Barnaby
Okolica — jak po burzy — była spokojna. Chociaż z nieba nie padał już ni krwawy, ni czarny czy nawet zwykł deszcz, tak pulchna czarna ziemia nie stygła, nasiąknięta dziwnymi rodzajami magii, o których nie czytałeś nawet w najtajniejszych aktach Gwardii. Byłeś zmęczony i nieprzygotowany na podobną akcję. Frytki zostały we wspomnieniach, podobnie jak obraz Daisy. Oczekiwanie na przybycie patrolu ciągnęło się w nieskończoność. Zwykle działaliście szybciej, zwłaszcza jeśli sprawa posiadała tak wielką wagę. Wykrycie magii na terenie Hellridge, wysłanie kilku oficerów, rozwiązanie sprawy, kawa w drodze do domu. Tymczasem minęło czterdzieści długich minut, aż w końcu dostrzegłeś trójkę ludzi, zmierzających w waszą stronę. Reszta już dawno się rozeszła, zostałeś tam sam z Perseusem, nie wchodząc w drogę tym, którzy wykonywali teraz swoją pracę. Kilka wymamrotanych czarów pod nosem jednego z Rzeczników nie przyniosło rezultatu, co mogłeś stwierdzić po fakcie, że nic się nie zmieniło. Ktoś próbował załagodzić skutki opadu — nic to nie dało. Magia wsiąkła w ziemię niczym w gąbkę i nie zamierzała jej opuszczać. Trwała cisza, a ty mogłeś być pewien, że patrol nie ruszy się stąd, dopóki nie opanuje sytuacji, choćby miało to oznaczać sterczenie przy glebie przez następny rok.
Saint Fall brzmiało inaczej. Na ulicach nie panowała panika, ale ludzi było znacznie mniej. Wszyscy schowali się w domu. Deadberry natomiast — tam wydarzyło się coś strasznego, coś, o czym nie mogłeś mieć jeszcze pojęcia, gdy zaciągałeś Perseusa do kazamaty. Sierżant twojego oddziału — Noam Tenzer — był chudym wysokim mężczyzną o apatycznej szarej twarzy i długim nosie. Rzadko kiedy odzywał się sam z siebie, od lat mogłeś mieć wrażenie, że jakiekolwiek odpowiedzi należy wyciągać od niego siłą — ot zboczenie zawodowe Czyściciela. Zapisał wszystkie podane przez ciebie nazwiska, kiwając ze spokojem głową, gdy jego wyraz twarzy się nie zmieniał.
Williamson, mamy tu pogrom. Na placu doszło do pożaru, są ranni, są trupy. Ustalanie szczegółów trwa. Na uniwersytecie zabito chłopaka Abernathych. Dzień się dopiero zaczyna — wyjaśnił półsłówkami, nie udzielając ci żadnych dodatkowych odpowiedzi.
Rzecznicy przyjęli od ciebie podarunek z nieukrywanym brakiem wdzięczności. Gdy wpisałeś się na listę, wchodząc do laboratorium, w pomieszczeniu dostrzegłeś całą masę dziwactw. Niektóre z nich mogły tam leżeć od lat, inne trafić dopiero dzisiaj, ale na pewno nie było tam fiolek z czarną mazią, która przyniosłeś w puszce po piwie. Jedna z kobiet o siwych włosach w czerwonych oprawkach okularów i poprzecieranym fartuchu laboratoryjnym przejęła od ciebie przesyłkę, przypatrując ci się przez krótką chwilę z cisnącym się na ustach pytaniem „poważnie?”, ale nigdy go nie zadała.
Miałeś dla siebie dosłownie sekundy, żeby wytrzeć pot ze skroni, być może przebrać buty, najlepiej też ubrania, nałożyć zapasową kurtkę wciśniętą do szafy — dzień dopiero się zaczynał. Perseus gdzieś zniknął, ale mogłeś być pewien, że gdzie jak gdzie, ale w kazamacie nie stanie mu się krzywda.

Teresa
Nie potrzebowałaś mieć na karku policji, zwłaszcza gdy wydarzenia tego dnia nie były twoją winą. Posłana kula przeleciała przez stworzenie z czarnej mazi, nieopatrznie trafiając prosto w staruszkę. Przynajmniej skróciłaś jej cierpienie, być może taka wymówka byłaby wystarczająca, żeby pozbyć się wyrzutów sumienia, o ile jakiekolwiek jeszcze miałaś.
Autobus jadący do Saint Fall trząsł się niemiłosiernie, ale przynajmniej dotarł do celu. Ten pogrążony był w swoistej rozpaczy, coś w mieście narastało do rozmiarów tragedii, ale wszędzie panował względny spokój. Nawet na ulicach Sonk Road zostali już głównie bezdomni, kilku kręcących się smarkaczy i ten sam facet spod sklepu, który zawsze żebrał tam o drobne na zimne piwko. Dostrzegłaś Lyrę — być może rozdygotaną, ale żywą i prawdziwą.
Musiałaś jednak ruszyć dalej, poinformowanie Zuge było teraz priorytetem — jeśli sytuacja mająca miejsce z Maywater była jakimkolwiek symbolem, być może to ona była w stanie udzielić ci odpowiedzi. Spotkanie odbyło się szybko na obrzeżach dzielnicy, daleko od wzroku niepożądanych przechodniów. Po rzece obok nie płynęły już kry, kilka ptaków odlatywało w dal niezorientowanych w zdarzeniach.
Zuge wysłuchała cię ze spokojem. Była jak zwykle elegancka i spokojna, a ty mogłaś w miarę upływu historii dostrzec na jej twarzy delikatny uśmiech, jakby akceptowała twoje słowa i chciała wiedzieć więcej. Smukłymi palcami odebrała od ciebie paczkę papierosów, na jej dnie dostrzegając kawałki czarnej mazi, które się tam ostały. Z kieszeni czarnego płaszcza wyciągnęła fiolkę, do której to przelała jej kawałki, następnie szczelnie zamykając, a samą paczkę podpalając zaklęciem, żeby rozpadła się w drobny pył na wietrze.
Wróć do domu i odpocznij. Wezwę cię jeszcze dzisiaj. To, co się stało to dobry znak. Nie dam ci odpowiedzi, sama je poznasz. Wkrótce — dłoń złożyła na twoim policzku. Jej palce były chłodne, ale przyjemne i miękkie. Następnie matczynymi ustami ucałowała twoje czoło. — Módl się gorliwie, a nasza Matka wysłucha twoich próśb — i tak samo szybko, jak zjawiła się — zniknęła, odchodząc na zachód.

Arthur
Niemal uciekłeś z miejsca zdarzenia — nie można się temu dziwić. Pożyczony rower mknął po czarnej ziemi, a w miarę kolejnych ruchów kół czułeś, że ten jedzie coraz wolniej, jakby gleba chciała powstrzymać go, jakby ten chciał ugrzęznąć niczym w ruchomych piaskach. Rzucone przez Williamsona informacje, że zostaniesz wezwany na przesłuchanie, niemal zignorowałeś. Teraz liczyło się dotarcie do bezpiecznej przestrzeni, a nie konwenanse i pożegnania z uściskiem w dłoni, niczym po dobrej imprezie na ławeczce. Porzucony sześcio(piecio)pak utknął pod wiatą, odgrodzony rozległym terenem czarnej ziemi.
Droga na przystanek nie zajęła ci wiele czasu, zostawiony pospiesznie rower nieznajomego właściciela przestał mieć znaczenie w chwili, w której wsiadłeś w autobus. Ten jechał przez Cripple Rock do Saint Fall, ale zostawiłeś dom i pojechałeś od razu w stronę magicznego oddziału szpitala. Tam dopadł cię widok niemal niespotykany.
Był tam tłum ludzi, jedni siedzieli na plastikowych krzesełkach i czekali zniecierpliwieni na przyjęcie ich na badania, inni wyglądali na przerażonych. Część osób oblana była czymś na rodzaj czerwonej farby, ale unoszący się w powietrzu metaliczny smród szybko dał ci do zrozumienia, że to nie farba, a jucha. Nie mieli jednak śladów poparzeń, podobnych do Teresy i Leo na promenadzie, widać spotkało ich coś innego. Nikt nie był chętny do dzielenia się plotkami na ten temat. Nie miejsce, nie czas. Oczekiwanie miało się wydłużać, mogłeś spożytkować je na różne sposoby, ale zdecydowałeś się poinformować nestorkę swojego rodu. Veronica O'Ridley była starszą kobietą, zawsze stojącą po stronie swojej rodziny. Tym razem nie było inaczej. Odebrała telefon z rozedrganym głosem, wysłuchując dokładnie, co masz jej do przekazania. W słuchawce nastała cisza, mierzwiona tylko pełnymi poddenerwowania rozmowami głośnym tonem na korytarzach szpitala.
To, co widziałeś na promenadzie to stara magia... Znacznie starsza niż my. Nie mam wszystkich odpowiedzi, ale będziemy musieli ich poszukać. Arthurze, wróć do domu. W Saint Fall nic na ciebie nie czeka, wyzdrowiejesz dzięki naszym ziołom, a nie sztucznym tabletkom — przemówiła w końcu ciepłym babcinym tonem. Byłeś mile widziany w Walnut Wilds.

Perseus
Razem z Williamsonem miałeś poczekać na tym potwornym miejscu zbrodni. Czarna gleba przez następne kilkadziesiąt minut nie zmieniła się — wyglądała na tak samo spuchniętą i dziwną jak wcześniej. Jej właściwości były niezbadane, nie byłeś nawet pewien czy to jej efektem, czy swojego nieudanego czaru, twoje dłonie przemieniały się w brudnopis. Zgodnie z przewidywaniami Barnaby'ego, po 40 minutach zjawiła się Czarna Gwardia. Mogłeś domyślić się tego w sposobie, w jaki się poruszali, jak obserwowali okolicę, jak bez najmniejszych potrzeb plotek i przywitań od razu zabrali się do pracy. Jeśli chciałeś, obserwowałeś rzecznika, który zbliżył się do granicy z czarną glebą, przyglądając jej się i pod nosem mrucząc zaklęcia mające sprawdzać jej właściwości. Część z nich rozpoznawałeś z ksiąg rytualnych, ale żadne z nich nie dało widocznego rezultatu, który pozwoliłby ci na samodzielne wnioski.
Saint Fall było inne. Chociaż nie było tam teraz tłumów — a wręcz przeciwnie, ludzi było mniej niż na co dzień — w Deadberry stało się coś jeszcze, czego nie miałeś czasu ani sposobności poznać. W końcu ruszyliście do kazamaty. Podziemia Kościoła Piekieł nie były dostępne do zwiedzenia, ale znów Williamson miał rację. Natychmiast skierowano cię na przesłuchanie. Zamknięto cię w małym pokoju o kamiennych ścianach, gdzie nie została podana ci ani woda, ani herbata, ani nawet gorąca czekolada. Człowiek, który cię przesłuchiwał, nie przedstawił się, był za to bardzo konkretny i chciał odpowiedzi. Nie zmieniał się, gdy opowiadałeś dalej albo kłamał niczym specjalista, albo nie był pod wrażeniem. Zaciekawił się mocniej w momencie wspomnienia o tym, co zdarzyło się Williamsonowi. Dopiero wtedy pozwolił ci na telefon. Jeden, potem drugi. Ostatni — trzeci — nie doszedł do skutku.
Mężczyzna opuścił salę, zostawiając cię tam samego z informacją:
Od tej pory obowiązuje pana tajemnica na temat wszystkiego, co miało miejsce w Maywater. Jeśli ją pan złamie — dowiemy się. Ktoś po pana przyjdzie. Potem — i wyszedł.

Leo
Nie zamierzałeś zostawać na promenadzie, żeby zacieśniać więzi. Końcówka lutego w Hellridge, chociaż znacznie cieplejsza niż styczniowa pora, dalej powodowała na twojej świeżo poparzonej i odratowanej skórze ciarki. Trasa na autobus minęła więc pod znakiem gęsiej skórki i chłodu wiatru, aż w końcu dotarłeś do autobusu — znacznie odległego od ekskluzywnego i klimatyzowanego, ale przynajmniej powstrzymującego silne porywy wiatru. Ten zatrzymał się na trasie do Saint Fall, na przystanku przy Cripple Rock. Tam życie wyglądało na względnie spokojne, chociaż jak zawsze nie słynęło z przesadnych tłumów. Zalesiony teren nie witał dzisiaj spacerowiczów, w drodze do domu nie nękały cię dziwne spojrzenia.
W słuchawce usłyszałeś głos Wesleya, nestora swojego rodu, który raz na jakiś czas rzucając „kurwą”, wysłuchał cię bez przerywania.
Jebany... O tym stworze jeszcze nie słyszałem, a do chuja, znam je wszystkie! I mówisz, że nawet kulą nie zadziałało? Trzeba będzie to złapać — marudził pod nosem. Szybko stało się jasne, że znacznie bardziej od ziemi i reszty zdarzeń interesuje go forma żywa. Nie było to dziwne — był w końcu zapalonym myśliwym, a jeśli coś żyło znaczyło, że można to było zabić.
Twoja matka zareagowała znacznie spokojniej, wpierw zajmując się twoim samopoczuciem i zdrowiem, a dopiero potem dopytując o szczegóły. Mogłeś być pewien, że przekaże je Delores Bloodworth. Krąg powinien wiedzieć — wobec tego nie było najmniejszych wątpliwości ani w głosie Wesleya, ani twojej matki.
Chociaż skóra pobolewała, a właściwie nieprzyjemnie się naprężała, zdążyłeś ruszyć w stronę biblioteki w Eaglecrest. Po drodze dostrzegłeś kilka karetek, wozów strażackich i innych służb ratunkowych, które zagościły dzisiaj przy uniwersytecie lub jechały dalej — nie mogłeś tego stwierdzić, zmierzając do Starej Biblioteki, ale pewne było, że coś się działo. Nieważne jak długo wertowałbyś książki Abernathych — odpowiedzi zwyczajnie w nich nie było. Być może gdybyś zagłębił się w schowane w podziemiach woluminy, może wtedy znalazłbyś cokolwiek, ale na to nie było teraz czasu, ani nawet sposobności. Dostrzegłeś w popłochu przebiegającego starszego człowieka, był to Hector Abernathy, nestor rodu. Wyszedł zza zaplecza, szybko udając się w stronę wyjścia, wyraźnie zdenerwowany i zmęczony. Nawet jeśli zdołałeś za nim pobiec — już go nie spotkałeś. Coś się działo i to coś miało mieć długie konsekwencje dla całej czarowniczej socjety.

Barnaby, w wyniku kontaktu z czarną mazią i bezpośrednim jej wniknięciem w twój organizm, otrzymujesz dodatkowe 2 punkty zatrucia magicznego i od tej pory wynosi ono 4.
Oprócz tego do połowy fabularnego marca będziesz odczuwać potworne migreny, pojawiające się nieprzewidywanie, najczęściej w wyniku stresujących sytuacji. Do końca marca, raz na wątek (obojętnie w której turze) powinieneś rzucić kością k6. W przypadku wyrzucenia wyniku k1, do twojej głowy wrócą wspomnienia pod postacią Daisy, tak samo, jak wcześniej wołającej cię i wyciągającej ku tobie dłoń. Obraz będzie mniej realny i łatwy do odróżnienia od iluzji, ale i tak pozostawi w tobie niepokój.
Przypominam, że zgodnie z moimi wcześniejszymi adnotacjami - żeby pozyskać wiedzę o tym, jakie słowa wypływały z twoich ust, gdy byłeś pod działaniem czarnej mazi, powinieneś usłyszeć te informacje od kogoś obecnego w tamtym momencie przy tobie w sposób fabularny.
Otrzymujesz ode mnie 150 punktów doświadczenia oraz osiągnięcie Dobrze wysmażony.

Tereso, w wyniku kontaktu z czarną mazią i krwawym deszczem, otrzymujesz dodatkowy punkt zatrucia magicznego i od tej pory wynosi ono 2.
Z racji kontaktu z krwawym deszczem przez następny miesiąc fabularny będziesz leczyć skutki rozległego poparzenia. Przez najbliższe 3 tygodnie, aż do połowy marca, twoje ramiona i plecy będzie pokrywać sieć brzydkich strupów. Do twojej karty zostały dopisane blizny po poparzeniu na ramionach i klatce piersiowej. Blizny mogą, ale nie muszą zanikać w przypadku stosowania maści lub kremów. O usunięcie blizn ze znaków szczególnych możesz zgłosić się po upływie minimum 2 miesięcy fabularnych, zamieszczając potwierdzenie korzystania z takich blizn (np. wspomnienia w wątkach, opowiadaniach itp).
Oprócz tego do połowy fabularnego marca będziesz odczuwać nieprzyjemne dreszcze przy kontakcie z jakąkolwiek ciepłą substancją (np. kawa, zupa, gorąca kąpiel). Dodatkowo w tym czasie za każdym razem, gdy będziesz rozpoczynać nowy wątek pod gołym niebem powinnaś rzucić kością k3. W przypadku wyrzucenia wyniku k1, w lokacji, w której się znajdujesz, zacznie padać ostry i nieprzyjemny deszcz, który dopadnie cię oraz inne osoby w wątku. Deszcz nie będzie mieć magicznych właściwości i będzie zwykłym zjawiskiem pogodowym, ale może wywoływać w twojej głowie traumatyczne wspomnienia.
Informacyjnie - z racji posta Lyry w jej grupie eventowej, doszło między wami do (jednostronnej) wymiany informacji. Lyra otrzymała od Mistrza Gry zalecenie opisania ich w formie opowiadania lub posta, w którym ma opisać dokładnie jakie wiadomości ci przekazała.
Otrzymujesz ode mnie 150 punktów doświadczenia oraz osiągnięcie Dobrze wysmażony.

Arthurze, w wyniku kontaktu z czarną mazią, otrzymujesz dodatkowy punkt zatrucia magicznego i od tej pory wynosi ono 2.
Oprócz tego do połowy fabularnego marca będziesz odczuwać wstręt na myśl o alkoholu. Ewentualne wypicie go będzie powodować u ciebie mdłości i chęć zwymiotowania (stosunkowo łatwą do powstrzymania). Dodatkowo w tym czasie będziesz śnić koszmary, w których z każdej otwieranej butelki alkoholu będzie wypływać czarna maź, formująca się w potwornego stwora, który będzie podążał za tobą tak długo, dopóki cię nie złapie i nie rozerwie w pół. Sen zawsze będzie kończyć się twoją śmiercią. Nie będziesz pewien, czy to jawa, czy sen. W następnym okresie fabularnym powinieneś odegrać taki sen (do udziału w nim możesz zaprosić Zjawę albo inną postać), a także wspomnieć o nim na fabule.
Otrzymujesz ode mnie 150 punktów doświadczenia oraz osiągnięcie Dobrze wysmażony.

Perseusie, w wyniku kontaktu z czarną mazią, otrzymujesz dodatkowy punkt zatrucia magicznego i od tej pory wynosi ono 2.
Do połowy fabularnego marca będą męczyć cię częste bóle głowy, najczęściej pojawiające się przy stresujących sytuacjach. Dodatkowo będą rozwijać się u ciebie problemy z pamięcią, zwłaszcza w odniesieniu do liczb, statystyk i matematycznych danych. Sposób, w jaki to odegrasz, jest całkowicie dowolny. Zaburzenia będą mijać po upływie około miesiąca. Razem z kością k3 obowiązującą cię za względu na efekty krytycznej porażki, w dowolnym momencie w wątku (niekoniecznie przy jego rozpoczęciu) powinieneś rzucić kością k6. Wynik 1 będzie oznaczał dezorientację w terenie i przestrzeni, a także problemy ze zrozumieniem upływu czasu.
Otrzymujesz ode mnie 150 punktów doświadczenia oraz osiągnięcie Dobrze wysmażony.

Leo, w wyniku kontaktu z czarną mazią, otrzymujesz dodatkowy punkt zatrucia magicznego i od tej pory wynosi ono 3.
Z racji kontaktu z krwawym deszczem przez następne dwa tygodnie fabularne twoje ciało dopiero pokrywające się świeżym naskórkiem, będzie się regenerowało. Do twojej karty zostały dopisane blizny po poparzeniu na ramionach i klatce piersiowej. Blizny mogą, ale nie muszą zanikać w przypadku stosowania maści lub kremów. O usunięcie blizn ze znaków szczególnych możesz zgłosić się po upływie minimum 1 miesiąca fabularnego, zamieszczając potwierdzenie korzystania z takich blizn (np. wspomnienia w wątkach, opowiadaniach itp.).
Oprócz tego do połowy fabularnego marca będziesz odczuwać problemy z poruszaniem ramionami, a ćwiczenia fizyczne mogą sprawiać pewien dyskomfort. Przy każdym gwałtowniejszym ruchu twoja skóra będzie się napinać i śmiesznie mrowić. Przez ten czas będziesz śnić koszmary związane z obdzieraniem cię żywcem ze skóry. Nie będziesz pewien czy to sen, czy jawa, a koszmar zawsze będzie kończyć się twoją powolną śmiercią. W następnym okresie fabularnym powinnaś odegrać taki sen (do udziału w nim możesz zaprosić Zjawę albo inną postać), a także wspomnieć o nim na fabule.
Do twojego ekwipunku zostało dopisane pióro niewiadomego pochodzenia.
Otrzymujesz ode mnie 150 punktów doświadczenia oraz osiągnięcie Dobrze wysmażony.

Wszyscy, wszystkie kwestie techniczne, punkty i odznaka w najbliższych chwilach pojawią się w waszych profilach, podobnie jak aktualizacja punktów zatrucia magicznego. Oprócz tego jako grupa, która w całości i (prawie) nienaruszona dotarła do końca wydarzenia, otrzymujecie ode mnie osiągnięcie W kupie siła. Mistrz Gry jeszcze raz dziękuje za udział w wydarzeniu i życzy owocnego lizania ran.

Wszyscy z tematu
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Annika Faust
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 171
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 29
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t676-annika-faust-zd-van-der-decken#4113
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t728-annika-faust#4700
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t733-annika#4758
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t729-poczta-anniki#4703
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f205-crystal-waves
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1077-rachunek-bankowy-annika-faust#9424
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 171
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 29
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t676-annika-faust-zd-van-der-decken#4113
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t728-annika-faust#4700
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t733-annika#4758
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t729-poczta-anniki#4703
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f205-crystal-waves
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1077-rachunek-bankowy-annika-faust#9424
9 kwietnia 1985, Helen van der Decken i Annika Faust

Ostatnio wstawała coraz wcześniej, często mocno wyprzedzając w tym pierwsze promienie słońca – dziś nie było inaczej. Była jedną z pierwszych spacerowiczek na promenadzie, choć ostatnie podrygi wiosennego chłodu nie dawały o sobie zapomnieć, muskając policzki lekkim, dziewczęcym różem.
Jakby cofnęła się w czasie o dobrych pięć lat.
Wschód słońca przywitała jak za starych, dobrych czasów, spacerując wzdłuż wybrzeża. Nie mogła dłużej spać. Era Trudnych Rozmów przeżywała dopiero swój rozkwit, z tego też powodu Annika w ramach oszczędzania tak potrzebnej jej energii, na Uniwersytecie pojawiała się już tylko w momentach absolutnie niezbędnych, nosząc się z zamiarem podziękowania na dobre za zaszczyt nauczania tam. Na co dzień szukała tej odrobiny spokoju w zwykłych czynnościach – ślęczeniu nad książkami, babskich wieczorkach we trzy... A właściwie  – cztery. Czy też pracy na rzecz czegoś większego. Jak dziś – żywe jeszcze wspomnienia ostatnich dni od Święta Aradii i rodzinnej awantury, na pustej promenadzie straciły na swojej ostrości, blaknąc dodatkowo na intensywną myśl o Najlepszym Śniadaniu Pod Słońcem. Papierowa torebka trzymana w dłoni mieściła dwa takie cuda obtoczone makiem, obficie zasmarowane serkiem i aż pękające od dodatków w postaci łososia, ogórka i świeżej sałaty. Jak amulet na największe traumy.
Poranny spacer tylko pozornie miał być czystą rozrywką – przede wszystkim chciała w jego trakcie przyjrzeć się zniszczeniom. Na zerwany asfalt niewiele mogła poradzić, to zależało od ekipy biorącej udział w odnawianiu nawierzchni, a ci wkrótce się tym zajmą. Za to rytuały czekały na odnowienie, a ziejące rany na tkance portowego miasteczka straszyły największym koszmarem ogrodnika, czyli ubytkiem zieleni. Tym mogły się dziś z powodzeniem zająć i po to Annika przetrząsnęła swoje zasoby, zabierając ze sobą zapas zielonych świec i pozostałe ingrediencje. Athame umocowała przy boku, na grubym rzemieniu – torba już i tak niemalże pękała w szwach.
Nie spieszyła się z dotarciem na umówione miejsce, mając jeszcze dobrych dziesięć minut zapasu. Jeszcze nie zaczęły z Helen porządkować przestrzeni, a Annika już uciekała myślami do spotkania z Elsje i jej niczym nieskrępowaną radością. Nie mogła się doczekać kiedy razem nakarmią żarłoczną Bunniculę. Znalezione w lesie szczenię barghesta skradło serca ich obu w równym stopniu, a młoda Panna Decken miała okazję osobiście nadać jej takie imię, jakie uważała za stosowne. I trafiła w dziesiątkę.

Szwagierkę starała się Annika powitać promiennym uśmiechem – zasłużyła sobie na niego przede wszystkim dlatego, że o tak nieludzkiej porze dała się wyciągnąć na wspólną eskapadę po zniszczonym Maywater.
Dzień dobry! Przyniosłam bajgle – jakby wróciły do liceum i znów w torbach zamiast zestawu małej czarownicy nosiły podręczniki, kilka kosmetyków i drugie śniadanie. Ostatni tydzień był pięknym powrotem do przeszłości – naznaczonym jednak przeszłymi wydarzeniami, o których czasem udało się na chwilę zapomnieć.

Ekwipunek: pentakl, athame, 5 kompletów świec zielonych, mieszanka soli, mąki i popiołu zapakowana w słoik. Dwa bajgle na śniadanie.
[ukryjedycje]

Ostatnio zmieniony przez Annika Faust dnia Sro Gru 13, 2023 10:15 pm, w całości zmieniany 1 raz
Annika Faust
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Helen van der Decken
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t224-helen-verity-w-budowie#523
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t485-helen-van-der-decken#2051https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t486-poczta-helen-van-der-decken#2053
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f125-ulica-staromiejska-9-9
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1080-rachunek-bankowy-helen-van-der-decken#9535
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t224-helen-verity-w-budowie#523
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t485-helen-van-der-decken#2051https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t486-poczta-helen-van-der-decken#2053
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f125-ulica-staromiejska-9-9
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1080-rachunek-bankowy-helen-van-der-decken#9535
Zgrzytliwy dźwięk budzika dzwonił jej w uszach jeszcze długo po przebudzeniu, kiedy dopijała przesłodzoną i zbyt długo parzoną — od miesiąca tęskniła za Marron Glacé na Starym Mieście — kawę, zastanawiając się, co poszło nie tak, że w sobotę o siódmej rano była prawie gotowa do wyjścia z domu.
Jasnobeżowy, wełniany sweter z obszernym kołnierzem był odpowiedzią na złośliwy, wciąż zaskakująco chłodny wiatr, który w Maywater chyba nigdy nie zasypiał, wyszukując u swoich ofiar najsłabsze punkty, takie jak kark czy kolana. Ciemne włosy związane w ciasny warkocz także należały do konieczności, nie dobrowolnego wyboru; do przyjemności tego poranka brakowało tylko, żeby ich zabłąkany kosmyk wpadł w ogień rytualnych świec. Taki obrót spraw nie zdziwiłby pani van der Decken — nie po tym, jak przed kwadransem wdepnęła w kałużę czegoś, co nie pozostawiało wątpliwości, co do swojego organicznego pochodzenia. Nie był to pierwszy raz w tym tygodniu, dlatego rajstopy zmieniała już bez większego obrzydzenia.
Kiedy mówiła szwagierce przez telefon, że jeden z pokoi w domku gościnnym wciąż jest wolny, nie wzięła pod uwagę, że będzie jej towarzyszył ktoś, oprócz Lorenzo. Kot miał tylko dwie wady — białe futro osadzające się na wszystkim wokół, a w szczególności ciemnych ubraniach i pościeli, oraz nadmierne zainteresowanie stopami gości. Bunnicula mogła pochwalić się podobną — jeśli nie mniejszą — ilością zalet, choć w domu tę opinię podzielał wyłącznie śmiertelnie obrażony na Annikę Lorenzo, który zaraz po przybyciu do Maywater, wprowadził się do sypialni Helen — jedynego pomieszczenia całkowicie wolnego od zaślinionego szczenięcia barghesta.
Ostatni łyk letniej już kawy i była gotowa, pomysł spaceru na promenadę odpuszczając po przelotnym spojrzeniu na tarczę zegara, którego wskazówki jasno obwieszczały, że będzie spóźniona. Niepodobne do niej, dlatego chwyciła kluczyki od samochodu, którego silnik zamruczał cicho, kiedy przekręciła je w stacyjce.
Siódma dwanaście.
Nie miała pojęcia, co skłoniło Annikę do spacerów o tej porze; mogła tylko domniemywać, co oczywiście zrobiła, dociskając stopą pedał gazu.
Maywater w przeciwieństwie do Starego Miasta nie spało już od kilku godzin, mimo to ruch na ulicach prawie nie istniał, dzięki czemu parkowała auto przy promenadzie po zaledwie sześciu minutach jazdy. Głośne trzaśnięcie drzwiami przecięło wrzaski mew, a Helen poprawiła na ramieniu pasek torby, w której różnokolorowe świece mieszały się z woreczkami pełnymi rytualnego prochu i kości — w przeciwieństwie do szwagierki nie miała ciągot do przebierania w ziemi i chwastach, ale wciąż mogła pomóc w inny sposób. Zapaliła papierosa, obrzucając okolicę spojrzeniem na dnie, którego przysiadł cień niepewności.
Dwudziesty szósty lutego na stałe wypalił się w świadomości, a ślad po nim wciąż można było dostrzec dookoła nich.
Łatwiej będzie pozbyć się go z krajobrazu, niż pamięci i snów.
Annikę zlokalizowała bez trudu, w duchu podziwiając jej poranny entuzjazm — chyba nie miała wyjścia, była pomysłodawczynią tego przedsięwzięcia, mimo to Helen odwzajemniła uśmiech, ale zanim zdążyła odpowiedzieć na powitanie, grymas zastygł na jej wargach.
— Żadne dzień dobry — z papierowej torby trzymanej przez panią Faust dobiegł przytłumiony, dziwnie zniekształcony głos, a Helen wypuściła smugę szarego dymu nosem, mało co nie upuszczając rozżarzonego papierosa na czubek swojego buta.
Co to, do diabła, było?
Jestem dopiero po pierwszej kawie, dlatego nie wiem, czy chcę wiedzieć, skąd to masz — doświadczenie podpowiedziało, że z Mill's Cafe, ale od Starego Miasta Annika trzymała się od niedawna z daleka. — I dlaczego to coś mówi.
Absurd przyjęty z zaskakującym spokojem człowieka pogodzonego z nierealnością ostatnich wydarzeń.
To coś, bo mimo styczności Helen z zawartością szkolnego plecaka Elsje — ostatnio znalezione ciastko z (chyba) jabłkami było niemal gotowe do podpisania konstytucji — trudno było jej uwierzyć, że w rzeczywistości mogły być to bajgle.

ekwipunek: pentakl, athame, świece czerwone x2, świece fioletowe x4, pierścionek z jadeitem, rytualne kości, rytualny proch
Helen van der Decken
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : siewczyni magii wariacyjnej
Annika Faust
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 171
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 29
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t676-annika-faust-zd-van-der-decken#4113
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t728-annika-faust#4700
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t733-annika#4758
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t729-poczta-anniki#4703
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f205-crystal-waves
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1077-rachunek-bankowy-annika-faust#9424
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 171
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 29
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t676-annika-faust-zd-van-der-decken#4113
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t728-annika-faust#4700
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t733-annika#4758
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t729-poczta-anniki#4703
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f205-crystal-waves
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1077-rachunek-bankowy-annika-faust#9424
Miasteczka portowe rządziły się swoimi prawami.
Tam niemal nic nie było stałe i rządziły przedwieczne zasady przepływu dóbr w każdym możliwym do wyobrażenia kierunku – spora jego część przechodziła przez ręce van der Deckenów, ale niektóre były zbyt drobne, by zawracać sobie nimi głowę. Do tych ostatnich musiał należeć mały, mobilny stragan prowadzony przez bezzębnego staruszka, na który natknęła się Annika zmierzając w stronę promenady.
Miła pani weźmi, spróbuii – wymamrotał łamaną angielszczyzną z akcentem, o jaki kobieta nie podejrzewała nikogo z miejscowych. A ogorzała twarz nieznajomego tylko utwierdziła ją w tym, że to nie w Maine spędził ostatnie miesiące.
W pomarszczoną dłoń włożyła dwa dolary, w zamian otrzymując dokładnie to, czego pragnęło jej serce, stęsknione za dawno nie odwiedzaną piekarnią. Teraz, z perspektywy tych zaledwie kilku feralnych dni, napiłaby się nawet tej absolutnie obrzydliwej kawy, której stary Mordechai chyba nigdy nie nauczy się parzyć.
Tak wiele straciła w związku ze swoją decyzją. Nie tylko twarz i święty spokój.
Żadne dzień dobry – zakrzyknęła torba, czy też może jej zawartość. Tembr przytłumionego skądinąd, jadowitego głosiku wyzwolił w Annice paniczny odruch odsunięcia od siebie torby, co – o mały włos – nie skończyła w ten sam sposób, w jaki wcześniej prawie zrobił to papieros Helen. Spojrzała na szwagierkę z wyrazem niewypowiedzianego szoku.
– Możesz nami tak nie wstrząsać z łaski swojej?! Bo zaraz napaskudzę serkiem, z samego wnętrza!
– Oooch, bez szczegółów, Hektor, bo zaraz ja ciebie zapaskudzę!
– Przez samo siedzenie z tobą w tej torbie ubywa mi dni przydatności do spożycia. Może nas już łaskawie paniusia wypuścić?! – Głośniejsza prośba rozległa się po pustym chodniku, ale Annika dla pewności rozejrzała się jeszcze, czy aby na pewno całemu zajściu nie towarzyszą żadni świadkowie. Coś podpowiadało jej, że mimo poczynionych przez Egona kroków, by nie kręcili się tędy niemagiczni, nie życzyłaby sobie absolutnie żadnej dodatkowej pary uszu i oczu. To byłoby jak danie się przyłapać pod wpływem kwasu – tyle że bez kwasu.
Spojrzeniem wybitnie jak na nią bezrozumnym wodziła chwilę od hałaśliwej torby po szwagierkę i z powrotem.
– To COŚ?! Dooobra, koniec tego dobrego! Wypuść mnie w tej chwili, żebym wiedział, komu mam skopać tyłek! – Agresywny komunikat sprawił jedynie, że lekko uchylone usta Anniki przybrały jeszcze formę idealnego „O”. Wciąż, bez choćby jednego dźwięku.
Ty też to słyszysz? – Szepnęła, by nie podjudzać dodatkowo i tak już agresywnych wyrobów piekarniczych. Annika jeszcze nie piła kawy, łudziła się więc, że była to może wyłącznie projekcja jej zmęczonej głowy. Teraz nabrała wątpliwości.
Annika Faust
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t152-frank-marwood
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t267-frank-marwood
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t289-gosci-we-mnie-przeszlosc
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t269-poczta-franka-marwooda
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f99-gniazdko
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1055-rachunek-bankowy-frank-marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t152-frank-marwood
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t267-frank-marwood
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t289-gosci-we-mnie-przeszlosc
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t269-poczta-franka-marwooda
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f99-gniazdko
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1055-rachunek-bankowy-frank-marwood
kwiecień 12, 1985

Jeden telefon od starego znajomego: Frank, w Maywater źle się zadziało. Jeden telefon i jedna odpowiedź: słyszałem, ta... Pomoc w analizie inżynieryjnej miała być spotkaniem i przysługą. Dawno skończone studia to jedno, ale ciągła praktyka drugie, nawet jeśli na co dzień przedstawia tylko te ograniczone podstawy, które wejdą do głowy dzieciakom.
Analiza inżynieryjna wymaga głębokiego zrozumienia technicznych i magicznych aspektów regionu, a tym razem to Marwood stanął przed wyzwaniem kluczowych połączeń portu, promenady i molo. To znaczy rur.
Przyjechał na miejsce porankiem, od razu wyciągając rękę do uścisku staremu Rickowi. Od lat pracował we Flying Dutchman w części laboratoryjnej, nie dziw, że teraz jego zadaniem stała się pomoc w odbudowie tego pięknego miejsca. Co roku przyjeżdżali tu na wakacje z dziećmi, żal by było to tracić.
Ulica Portowa jako podstawowy łącznik między kluczowymi punktami Maywater już na pierwszy rzut oka przypominała masakrę. Została poważnie uszkodzona — znowu na pierwszy rzut oka — w wyniku kombinacji czynników naturalnych i potencjalnie magicznych. Rozpoczął więc od oceny strukturalnej terenu, który, będąc nadmorskim, był znacznie bardziej narażony na erozję i osiadanie spowodowane pobliską wodą. Wpływy morskich sztormów przyczyniały się do podmywania fundamentów, uszkadzania nawierzchni, jakże istotnej. Ponadto zasolenie wody i powietrza sprzyjało korozji materiałów budowlanych — cała ta wieś, jeśli nieodpowiednio zabezpieczona, mogła dalej popadać w ruinę, ale Deckeni na pewno nie chcieli na to pozwolić.
Marwood w swojej analizie wziął pod uwagę skład gleby, wspólnie ze starym znajomym analizując wszystkie czynniki. Ziemia na nadmorskich obszarach najczęściej bywała piaszczysta lub gliniasta, z różnym stopniem przepuszczalności. Piaszczyste podłoże świetnie odprowadzało wodę, ale było niestabilne, podatne na przemieszczenia, zwłaszcza pod ciężarem konstrukcji, takiej jak cała promenada zawalona wręcz budynkami i budami. Gliniasta gleba, z kolei, miała tendencje do rozszerzania się i kurczenia, co znów prowadziło do nierównomiernego osiadania fundamentów. Tu już nie było pytania „dlaczego to wszystko pieprzło?”, teraz chodziło o „dlaczego tak późno pieprzło?”.
Unikalność Maywater polegała na obecności magicznych aspektów, które Frank po prostu musiał wziąć pod uwagę. Decyzja o zamknięciu terenu na niemagicznych była jasną informacją — Piekło maczało w tym swoje palce. Piekło nie przyczyniło się do tragedii, Judith wspominała przecież o-. Nieważne. Im dłużej przebywał ze starym znajomym, tym bardziej to wszystko było nieważne, bo liczyło się tylko, co można zrobić dalej. Zakłócenia wszelkiego rodzaju magicznych linii przepływających poniżej terenu z pewnością wpływała na stabilność i bezpieczeństwo, ale nie mieli aż tak specjalistycznych sprzętów:
Może trzeba napisać do Ratusza, by kogoś przysłali? — wspomniał, pochylając się nad wystającymi z ziemi przerwanymi rurami.
Jako praktykujący teoretyk (o Lucyferze!), Marwood był świadomy, że magiczne energie musiały koegzystować z materią w taki sposób, że tradycyjne niemagiczne metody analizy inżynieryjnej, byłyby niczym więcej niż straconym czasem. Pogłębione anomalie magiczne były kulminacją lat praktyki — zbyt potężne zaklęcia ochronne, niewłaściwie zintensyfikowane wzmocnienia rytuałów — to wszystko, zamiast chronić, tylko osłabiało strukturę. Z drugiej strony, nie można było zostawić Maywater na działanie jedynie prostej przyrody, gdy kilkanaście mil dalej w Cripple Rock samo Piekło wypuszczało na świat swe bestie.
Łącząc swoje zdolności inżynieryjne z tą szeroką wiedzą magiczną, należało opracować strategię oceny i naprawy uszkodzeń. Cztery wprawne zaklęcia, dwie dyskusje i jedna kłótnia (krótka) później przeszli wraz z Rickiem do detekcji anomalii magicznych z pomocą specjalnych przyrządów. Te miały wykryć zmiany w przepływie energii magicznej. Następnie, korzystając z klasycznych technik geoinżynieryjnych, przeprowadzili szczegółowe badania geotechniczne, aby ocenić strukturę i skład gleby, a także stan konstrukcji.
Praca inżyniera nie należała do przyjemności — była obowiązkiem na studenckich praktykach. Znacznie bardziej wolał księgi, zanurzanie się w niezidentyfikowanych i nigdy nieopisanych problemach, rozwiązywanie skomplikowanych wzorów.
Nie czas na przyjemności, Frank.
Wszelkie technologie sensorowe monitorujące poziomy wilgotności i zasolenia w glebie i powietrzu, pozwalały na zrozumienie wpływu środowiska nadmorskiego na materiały budowlane:
Jak puścicie tędy tę rurę, to przegnije — wskazał palcem, będąc już dobre 3 godziny na nogach.
Na podstawie zgromadzonych danych (kolejną jedną dyskusją później) mogli w końcu dojść do propozycji serii interwencyjnych działań naprawczych. Te uwzględniały zarówno inżynieryjne, jak i magiczne aspekty problemu — przejebane. Wszelkie techniki wzmocnienia podłoża, iniekcje gruntowe czy mikropale, mają wspomóc stabilność fundamentów. Frank w końcu zasugerował kolejne rytuały ochronne, wykonane — rzecz jasna — z głową. Kluczowa była potrzeba ciągłego monitoringu stanu infrastruktury (odpuścicie na miesiąc, znowu pieprznie). Wystarczyły sensory magiczne i fizyczne, aby szybko wykrywać i reagować na problemy, ale jak szybko tak naprawdę można reagować na kataklizm, bo jak inaczej nazwać to, co się stało? Podejście łączące naukę niemagiczną i magiczną to nie nowatorskie rozwiązanie, to prosty i konieczny model dla każdej społeczności borykającej się z dowolnymi wyzwaniami.
Ostatecznie wraz z Rickiem, usiedli na ławce, w promieniach kwietniowego słońca. Brak aut, cisza i daleki szum morza — jak miło.
Zrównoważone zarządzanie zasobami naturalnymi i środowiskiem, podejście zrozumienia, że interwencje w tak unikalnym środowisku powinny być przeprowadzone z największą ostrożnością to podstawa, żeby nie zakłócić równowagi między naturą, magią, a działalnością człowieka.

z tematu
Frank Marwood
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
Annika Faust
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 171
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 29
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t676-annika-faust-zd-van-der-decken#4113
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t728-annika-faust#4700
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t733-annika#4758
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t729-poczta-anniki#4703
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f205-crystal-waves
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1077-rachunek-bankowy-annika-faust#9424
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 171
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 29
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t676-annika-faust-zd-van-der-decken#4113
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t728-annika-faust#4700
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t733-annika#4758
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t729-poczta-anniki#4703
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f205-crystal-waves
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1077-rachunek-bankowy-annika-faust#9424
8 V 1985 || Annika Faust i Penelope Bloodworth

Promenada jest jednym z tych miejsc, w które końcówka lutego uderzyła najmocniej.
Rzut beretem od portu i osławionej — bo przecież nie sławnej — ulicy portowej, ona nieszczęśliwie również znalazła się pod ostrzałem—
Czego?
Tu źródła się spierają, a Annika mogła jedynie uwierzyć na słowo temu, co usłyszała od Johana. Sama była tamtego dnia zupełnie gdzieś indziej. A teraz…
Wciąż niewiele się tutaj zmieniło, a przecież już dawno powinni byli zrobić tutaj porządek, poustawiać śmietniki, ławki, zasadzić nowe drzewa, odmalować witryny i czekać na kolejny sezon. Tak powinno być, a zamiast tego Annika po intensywnym poranku w laboratoriach, wraca pędem do domu, tam czekając na zapowiedzianego gościa.
A odpocznie dopiero, gdy ostatni pyłek zostanie zmieciony z ulic Maywater.
Kochana Penelope zadeklarowała się, by jej w tym pomóc, poświęcając swoje środowe popołudnie, aby przyjrzeć się okolicom promenady od strony tego, w czym jest najlepsza, czyli pielęgnacji roślin. Ozdabiania. Uświetniania. Jej pomoc będzie jak kojąca maść na nieuleczalną brzydotę tego miejsca — Annika potrafi wiele od strony technicznej — umie zasadzić kwiatek, a nawet drzewo. Umie też sprawić, że niekiedy roślina się nawet przyjmie, ale w prawdziwej sztuce botanicznej ustępuje Penelope o całe lata wiedzy i doświadczenia.
Przyjmuje ten fakt z pokorą. I wdzięcznością, że to ona swoim darem do roślin przyłoży się do tej odbudowy. Wcześniej wspólnie ustaliły, czego będzie potrzebowała, by na miejscu znalazła już wszystko, co niezbędne, włącznie z ewentualną siłą roboczą, a Annika zabrała ze sobą dwa własne komplety zielonych świec i słoik z rytualną mieszanką, by na pewno miały wszystko, jeśli zechcą wszystko dopełnić prostym rytuałem.
Mają do przejścia jeszcze zaledwie kilkaset jardów podniszczonego bruku, nim trafią na miejsce, skąd zaczną.
Po wszystkim zapraszam do nas na kolację, mama zapowiedziała lasagne i obawiam się, że nie przyjmie odmowy — no i czy nie będzie dobrze napić się czegoś ciepłego po nieskończonych godzinach grzebania w ziemi i urządzania zieleni na nowo? — Dziękuję ci, że przyjęłaś zaproszenie i tu dziś jesteś, to wiele dla mnie znaczyciocia Penelope może nie jest w prostej linii spokrewniona z Anniką, ale za sprawą Nevella…
Jakby była.
A Pani Faust z pewnością nie zapomni, kto przyjął jej zaproszenie i swoimi umiejętnościami wspomógł odbudowę jej małego domu.
Gdy dotarły na miejsce, przywitał je wóz pełen sadzonek, dwóch pracowników Flying Dutchman — Stan i Gary — z łopatami, oraz kawałek promenady, gotów do obsadzenia. Oszałamiający widok na ocean nie zmienia faktu, że otoczenie wygląda w tej chwili bardzo smutno i niezbyt zachęca do letnich wędrówek.
Annika Faust
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Penelope Bloodworth
ANATOMICZNA : 5
NATURY : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 19
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t153-penelope-a-bloodworth
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t257-penelope-a-bloodworth#659
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t290-penelope-a-bloodworth#833
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t256-poczta-penelope-bloodworth#654
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f64-apollo-avenue-1
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1168-rachunek-bankowy-penelope-blooworth
ANATOMICZNA : 5
NATURY : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 19
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t153-penelope-a-bloodworth
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t257-penelope-a-bloodworth#659
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t290-penelope-a-bloodworth#833
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t256-poczta-penelope-bloodworth#654
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f64-apollo-avenue-1
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1168-rachunek-bankowy-penelope-blooworth
Ostatnie miesiące były naszpikowane taką ilością wydarzeń, jak poprzednie dziesięć lat. Nie pamiętała kiedy ostatnio była tak zajęta jak teraz. Nie miała czasu na swoją popołudniową kawę z gazetą, jaką miała w zwyczaju czytać. Liczne listy napływały do ich domu, a telefon dzwonił niemal cały czas. W naturze Penelope zaś nie leżała odmowa, choć bywała surowa  w obejściu i zdawała się niedostępna tak rozumiała jak bardzo potrzebne jest wsparcie kiedy ktoś ze społeczności czarowników prosi o pomoc. Zwłaszcza wtedy kiedy realnie mogła służyć swoją wiedzą i umiejętnościami.
Nie inaczej było w przypadku Anniki, która zwróciła się o pomoc w Maywater, gdzie potrzebna była roślinność i wsparcie w jej rozrastaniu się. Zabrała więc ze sobą nie tylko swoje ulubione rękawiczki do prac w ogrodzie ale również świece do odprawienia rytuału. Tak przygotowana udała się na spotkanie z Anniką, wcześniej upewniając się, że wszystkie obowiązki domowe zostały dopełnione i każdy członek rodziny, który akurat spędzał popołudnie w domowych pieleszach wiedział co ma robić podczas jej nieobecności.
Przemierzając trasę wzdłuż promenady widziała jak została odbudowana, a jednak nie posiadała swojego ducha, brakowało na niej życia. Brakowało tego co zawsze zachwycało - rozbujana roślinność, zwłaszcza w maju kiedy wszystko powinno kwitnąć i powalać swoim kolorytem oraz bogactwem zapachów.
To w cieniu uginających się od kwiatów gałęzi bzu, forsycji i głogu zasiadali spacerowicze podziwiając okolicę, a inni rozkładając koce cieszyli się przyjemną atmosferą wokół. Dzisiaj nie było nikogo poza pracownikami, o których zatroszczyła się Annika.
-Dziękuję, z ogromną przyjemnością skorzystam. - Odpowiedziała uśmiechając się do czarownicy. Nie wypadało odmawiać takiemu zaproszeniu, a dzięki temu mogła podtrzymywać dobre relacje. Po ostatnich wydarzeniach czuła, że takowe będą wręcz niezbędne.-Oczywiście, skoro mogę pomóc. - Wyciągnęła robocze rękawiczki i zbliżyła się do wozu z sadzonkami. -Co tutaj mamy?
Pochyliła się nad wozem, aby zerknąć na byliny, krzewy oraz szczepki drzew. Nie brakowało czeremchy, tarniny oraz bzu i akacji. Dostrzegła również miodunki, zawilca i mydlnicę lekarską. Od razu sięgnęła zaś ku berberysom, magnolii i rododendronom. Pokiwała głową z zadowoleniem. -Świetna robota. Mamy tutaj rośliny kwitnące w maju oraz późnym latem, do tego zimozielone więc nawet w chłodniejsze dni będą cieszyły oko. - Rozejrzała się wokół siebie, aby mniej więcej zorientować się jaką przestrzenią dysponują. -Rododendrony mocno się rozrastają więc będą stanowić oprawę dla innych roślin. Drzewa i krzewy powinny u swojej podstawy mieć posadzone byliny i rośliny płożące. Dzięki temu stworzymy trzy warstwy, które będą się uzupełniać. - Zaczęła powoli tłumaczyć jednocześnie rozdzielając rośliny. -Na sam początek posadźmy drzewa i krzewy. - Mówiąc to wyciągnęła bez, magnolię, akację, tarninę, czeremchę, berberysa i rododendrona.
Penelope Bloodworth
Wiek : 49
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : Florystka