Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
First topic message reminder :

Skalny tunel
Jeden z nieodkrytych jeszcze przez przewodników tuneli. Cechuje się on dziwnymi, niebieskimi kryształami, które oświetlają jedyną możliwą drogę.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Astaroth Cabot
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1280-astaroth-cabot#13184
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1304-astaroth-cabot#13706
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1303-poczta-astarotha-cabot#13705
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1305-rachunek-bankowy-astaroth-cabot#13707
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1280-astaroth-cabot#13184
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1304-astaroth-cabot#13706
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1303-poczta-astarotha-cabot#13705
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1305-rachunek-bankowy-astaroth-cabot#13707
Miał wrażenie, jakoby jego ojciec miał zaraz wkroczyć do tego tunelu. I to nie po prostu jego ojciec, zaś jego ojciec niezwykle poirytowany na jego działania, zupełnie jakby znów był małym chłopcem który przypadkiem stłukł jedną z miliona takich samych szklanek. Serce mu przyspieszało, zimny pot zalewał membranę skóry a Astaroth miał wrażenie, jakby niewielka przestrzeń poczęła kręcić się wokół niego. Problem pojawiał się w tym, że nie był już małym chłopcem a mężczyzną który, gdyby tylko chciał, potrafiłby zamordować i ojca.
Położenie w jakim się znalazł wywołuje u niego złość, choćby przez fakt, że jeśli faktycznie miałby poświęcić swój wspaniały żywot wolałby aby nie dzielić tej chwili z nikim innym, a zwłaszcza Carter która najwidoczniej chciała ukraść jego chwałę.
I przez chwilę nie miał najmniejszej ochoty, aby w jakikolwiek sposób jej pomagać w końcu… Śmierć w imię Lucyfera była najlepszym, co mogło ją spotkać, czyż nie?
- Nie obiecuj. – Mruczy, lecz bardziej do siebie niż do niej.
Odsuwa swoją dłoń gdy Judith wzbiera się na wyżyny żałosności wyglądając zupełnie jak jego słodka Elizabeth nim skonała w jego ramionach, powoli rozumiejąc, że to ten który miał ją chronić odebrał jej życie. I w oczach Liz znajdowały się podobne błyski, jakie widział teraz w oczach Carter i którymi całym swoim sercem gardził.
I  jak śmierć wzbiera w Judith tak obrzydzenie wzbiera w Panu Cabot, choć sam musi oprzeć się o ścianę z powodu zawrotów głowy. Obrzydzająca była jej słabość, obrzydzający był fakt iż sądziła, że jej marne życie może dla niego cokolwiek znaczyć. I gdy tak patrzył jak magiczna siła wysysa z niej życie, a Judith później zwraca zawartość żołądka do misy dochodził do wniosku, iż obrzydzającym był fakt, że ten podgatunek chciał posiadać takie same prawa, co męskie.
Nie tak miał wyglądać świat Lucyfera.
Z pewnością nie.
I to on będzie musiał doprowadzić to do porządku.
- Och, Judith gdyby tylko był ktoś, kto mógłby ci pomóc…  Mówi z dziwnym błyskiem w oku przyglądając się temu żałosnemu obrazkowi, w swojej głowie pewien, że sam prezentuje się o niebo lepiej. Łańcuchy pękają, tak samo jak głaz i Astaroth ma ochotę zwyczajnie doprowadzić się do porządku i ruszyć dalej drogą, na spotkanie swojego przeznaczenia.
Zdejmuje więc plecak aby wyjąć jedną kropla wody ze źródełka w Białowieży. Przez chwilę przygląda się niewielkiej fiolce po czym sam ją wypija. Z tego się dowiedział powinna pomóc mu wrócić do sił, miał przecież przed sobą dalszą drogę.  Następnie poprawił pobrudzony przygodami garnitur, pogłaskał psa po łbie… Chyba specjalnie wydłużając chwilę niepewności. I choć żałosna, Carter w obecnym stanie była… cóż, miodem dla jego oczu po tym, jak go potraktowała. Minęły jeszcze dwa uderzenia serca nim wyjmuje drugą buteleczkę z kroplą wody ze źródełka w Białowieży i podchodzi do Carter. Niezbyt delikatnie (wszak z delikatności nigdy nie słynął) łapie ją za włosy, aby unieść jej głowę znad misy. Kropla pozostała mu jedna i nie mógł jej zmarnować na jej… fanaberie. Wlewa kroplę do jej ust, po czym przytrzymuje jej twarz szorstką dłonią, aby przypadkiem jej nie zwróciła. Judith może poczuć jego ciężkie perfumy, tak samo jak świdrujące spojrzenie zielonych ślepi.
- Dasz radę iść? – Pyta, lecz nie z troski a poczucia, iż nie powinni tu dłużej się zatrzymywać.
Astaroth Cabot
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : Diakon, sędzia Sądu kościelnego
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 24
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 190
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 24
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 190
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
A więc tak wygląda śmierć.
To zabawne. Chociaż od siedmiu lat ryzykuję regularnie życiem w imię Lucyfera, chociaż patrzę, jak życie gaśnie w oczach już odkąd skończyłam pięć lat, ta nigdy nie zdawała mi się tak bliska, jak dzisiejszego dnia. Nigdy nie zajrzałam w jej oczy tak głęboko, jak teraz.
Nie musiałam tego robić. Tak naprawdę nie miałam żadnej gwarancji, że przeżyję. Że Cabot nie pójdzie i mnie tutaj nie zostawi. Miał lekarstwo dla siebie, sam tam dotrze. Czy bez problemu? Nie wiemy. Nie wiemy, czy po drodze nie było żadnych innych pułapek, czy to było jedyne, co przygotował dla nas Frejr, czy nie czekał tam, aby nas wymordować, czy da sobie radę sam. Nie wiemy tego. Ale lekarstwo, które miał, z pewnością mu pomoże.
Każda jedna krwinka, każdy centymetr sześcienny krwi palił mnie żywym ogniem. Rozpruwał moje żyły, wysysał ze mnie życie. Pot lał się z mojej twarzy, a ja na zmianę czułam, jak umieram z gorąca i jak bardzo jest mi zimno. Moje nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Trzęsły się pod moim ciężarem i miałam wrażenie, że trzymała mnie już tylko dłoń, którą się zapałam o brzeg misy. I siła, która się mną karmiła.
Zawsze myślałam, że jestem gotowa na śmierć. Byłam gotowa. Byłam gotowa do dwudziestego szóstego lutego, który zmienił wszystko.
Moje życie stało się jedną wielką pokutą. Miałam dzieci odchowane, których jeszcze nie wydałam za mąż ani nie wżeniłam w żadną rodzinę, ale moja matka z pewnością by się tym zajęła. Mój mąż umarł trzynaście lat temu. Moim życiem stał się Lucyfer. On stał się celem i sensem mojego istnienia, jedynym, co mogłam jeszcze zrobić, jedynym, który nadawał moim dniom jakiekolwiek znaczenie.
Do dwudziestego szóstego lutego, kiedy poza jednym ogromem światła gwiazdy zarannej wskazał mi jeszcze jedno światełko, wyblakłe na jego tle, światełko, którego do tej pory nie zauważyłam, a teraz…
Nacieszyłam się nim tylko przez dwa miesiące. Dwa miesiące szczęścia i pożegnanie się z nim to wystarczająco surowa kara za to, co zrobiłam.
Nie miałam już siły. Moje nogi przestały mnie dźwigać. Po prostu wisiałam na misie, trzymając się jej i mając nadzieję, że nie spierdoli się z tej kolumny. Mój świat ograniczył się jedynie do nieprzeniknionej czerni misy i czerwieni krwi, która za moment straciła swój zdrowy kolor, przechodząc w dziwaczny fiolet. Nie widziałam jeszcze takiej krwi, ale nie miałam wątpliwości, co to oznacza.
Misa przestała pić. Kamień pękł wraz z ostatnim łańcuchem. Przejście zostało odblokowane, ale ja tego nie widziałam. Widziałam, że krew przestała cieknąć jak wściekła. Że magia przestała szarpać moje rozprute żyły.
To niczego nie zmieniało.
Zawsze myślałam, że umrę w inny sposób. Że być może padnę w walce, gdy nie zdążę się zasłonić lub będę zbyt wolna. Myślałam, że moja śmierć będzie szybka. Tymczasem wiszę na misie, zbyt słaba, aby stać na własnych nogach, blada jak śmierć, pozbawiona sprawności, pozbawiona słuchu i pozbawiona wzroku – bo obraz zaczyna mi się zamazywać. Umieram jak najżałośniejsza na świecie istota, jak podopieczny Nostradamusów, jak starzec, którego zdrowia nie da się już przywrócić. W aureoli własnych rzygowin, które lądują we wnętrzu misy i nawet nie mam sił czerpać satysfakcji z tego, że może i mnie skurwiel zatłukł, ale zostawiłam mu cuchnącą pamiątkę na bucie.
I mam tylko jedno życzenie.
Aby mnie odnalazł.
Martwą, bez ducha. Ale żeby pochował mnie z godnością. Tak, jak chowa się gwardzistów, którzy zmarli na służbie, pełniąc wolę naszego Pana do samego końca.
A potem zaczekam na niego w Piekle.
Nie słyszę nic. Nie pamiętam już o tym, że do uszu wsadziłam sobie tampony – umieram już wystarczająco żałośnie, żeby dodawać sobie większej groteskowości. Nie słyszę słów, które mówi do mnie Cabot i nie słyszę, jak podchodzi. Czuję, jak łapie mnie za włosy, ale to już nie boli. Całe ciało pali mnie wystarczająco, że to, to zaledwie lekki dyskomfort, jak ukłucie przy zastrzyku. Coś spływa do moich ust i po tyle gardła. Nie wiem, co to, ale uniesiona i przytrzymana głowa nie pozwala mi tego nie przełknąć. Coś więc spływa wzdłuż mojego przełyku, a osłabiony umysł zbyt wolno dochodzi do wniosku, że to obiecana kropla z Białowieży.
Czy będzie w stanie mnie uleczyć całkowicie z utraty krwi?
Ta już praktycznie nie cieknie. Widzę otwartą ranę na swojej dłoni i kilka czerwonych kropel na jej wnętrzu. Ale nic więcej.
Trzeba je zasklepić.
Drżącą ręką, wspierając się wciąż częściowo o misę, częściowo o Cabota, odszukuję wiszącej na szyi zawieszki z kaduceuszem. Miała ogromną moc. Mogła zamknąć dużą dawkę bólu. Potem trzeba ją oczyścić, aby działała dalej, ale…
Oby mnie nie zawiodła.

Nie rzucam na percepcję, gdyż uznaję, że ze względu na stan Judith, nie jest ona w stanie kontaktować.
Nie-akcja: przełykam kroplę ze źródełka w Białowieży, którą częstuje mnie Cabot
Akcja #2: używam zawieszki ze złotym kaduceuszem na obrażenia powierzchowne
Judith Carter
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Sumienna - Czarna Gwardia
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Astarocie, po wypiciu wyrobu z Europy, momentalnie zaczynasz się czuć o niebo lepiej, choć dalej byłeś troszkę osłabiony. Następnie podałeś ten sam specyfik Judith, której życie gasło z każdym jej ciężkim oddechem. Była blada, zimna i po prostu byłeś jedyną osobą, która mogła zapobiec odejściu jej duszy ze świata. Wlałeś jej zawartość naczynia prosto do gardła i pozostało jedynie czekać na efekty tegoż wyrobu.

Judith, nie opierałaś się, gdy poczułaś, jak Cabot wlewa Ci coś do buzi. W agonalnym stanie udało Ci się ją przełknąć i już sekundy potem mogłaś odczuć, że w Twoim ciele dzieje się rewolucja. Czułaś, jak naprawiają Ci się zniszczone naczynia krwionośne w dłoni, jak Twój mózg momentalnie dotlenia się, dzięki czemu odzyskałaś świadomość. Twoje ciało zaczyna nabierać też życiodajnego koloru, choć nie do końca był taki, z jakim się dziś obudziłaś. Niestety obrażenia, jakie odniósł Twój organizm były ciężkie. Nie wszystkie były do tak szybkiego naprawienia, jak zaszło to przed momentem. Ciało masz ludzkie, wciąż nie przystosowane do drzemiącym w nim magii, dlatego nie czułaś się teraz idealnie. Twoja ręka, z której czerpana była krew, dalej jest w posiniaczona od dłoni do mniej więcej połowy przedramienia. Czucie w niej jest zaburzone, tak samo jak napięcie mięśniowe. Czujesz, że Twoja głowa jest niebywale ciężka od bólu, który w niej się zalęgł. Nie musiałaś być medykiem, żeby stwierdzać, iż Twój organizm jest bardzo wyczerpany i osłabiony. Musisz uważać na to, co będziesz teraz robić, bo tych obrażeń magia nie wyleczy, a zrobi to czas i odpoczynek.
Twoja zawieszka, po wcześniejszym ściśnięciu, zaczyna pobierać ból, który został Ci wcześniej zadany. Twoje powierzchowne rany w wyniku tego się zasklepiają, lecz skóra na ich miejscu jest bardzo delikatna - musisz uważać, żeby ponownie ich nie otworzyć.


Przejście przed wami jest otwarte i tylko czeka, aż się w nim zanurzycie, a do tego nagle krzyk ustał. Po prostu znikł z niewiadomego wam powodu.

Dziesiąta tura!

Judith, odzyskałaś wszystkie punkty życia wewnętrzne i powierzchowne, jednakże obrażenia poniesione przez tak poważne niedokrwienie nie będą w stanie być tak łatwo wyleczone. Pozostajesz osłabiona do odwołania, za co dostajesz ujemny modyfikator w postaci 10 oczek do rzutów na sprawność. Do tego w dłoni, z której pobierana była krew, masz zaburzone czucie, jak i napięcie mięśniowe, przez co jesteś ograniczona w jej używaniu. Cała nieprzyjemnie Cię mrowi.

Astarocie, odzyskujesz wszystkie punkty życia wewnętrzne, a ze względu na to, iż Twoje wcześniejsze obrażenie nie były tak poważne, mogłeś już zapomnieć o tym, że kiedykolwiek je miałeś.

Przejście tunelem jest akcją

Punkty życia:
Astaroth Cabot: 125/165 PŻ (-20 M, -10 P, -30 W zawroty głowy, osłabienie, przyspieszona akcja serca, anemia, -10 P głębokie rozcięcie dłoni)
Judith Carter: 166/181 PŻ (-15 M, -15 P, -70 W zawroty głowy, osłabienie, przyspieszona akcja serca, anemia, -15 P głębokie rozcięcie dłoni i te mniej głębokie, klaustrofobia, zaburzone czucie w jednej z rąk, osłabienie)
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Astaroth Cabot
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1280-astaroth-cabot#13184
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1304-astaroth-cabot#13706
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1303-poczta-astarotha-cabot#13705
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1305-rachunek-bankowy-astaroth-cabot#13707
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1280-astaroth-cabot#13184
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1304-astaroth-cabot#13706
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1303-poczta-astarotha-cabot#13705
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1305-rachunek-bankowy-astaroth-cabot#13707
I tak oto Astaroth Cabot, Wybraniec Lucyfera oraz jego Miecz Przeznaczenia ™ ratuje całą misję oraz jej powodzenie podczas piąty podczas tego, jakże dłużącego się dnia. Był dzisiejszym bohaterem i jak nic Carter winna powiesić sobie jego portret nad łóżkiem i codziennie odprawiać do niego modły.
Choć i to zapewne byłoby gestem, który nie uznałby za wystarczająco dziękczynny. Eliksir działa, czuje jak część obrażeń znika i choć niektóre nadal są z nim cóż... On da radę. Jest tego pewien jak niczego innego na tym podłym świecie. Krzyk próbujący zagłuszyć te inne które wygrywały w jego głowie w końcu ucicha i Astaroth jest pewien, że Lucyfer szepczący w jego głowie oddycha z ulgą. Wyciąga więc te dziwne przedmioty z uszu Judith, krzywiąc się przy tym z obrzydzeniem. Już chyba zawsze będzie widział ten żałosny obrazek agonii i miną długie tygodnie nim spojrzy na Judith...
Nie, nigdy nie spojrzy na nią z szacunkiem.
- Pamiętaj, żeby na następną wyprawę zabrać aparat. - Mówi więc z przekąsem, strasznie chciałby mieć na ścianie zdęcie konającej Carter... Cóż, pozostaną jedynie wspomnienia. Zielone oczy przyglądają się jej uważnie, a Astaroth w mało subtelny sposób pomaga jej dźwignąć się do góry. Zabiera jednak ręce gdy tylko upewnia się, że jest w stanie ustać na własnych nogach.
- Spóźnimy się. A ja mam z kimś do pogadania. - Zawziętość wybrzmiewa w jego głosie, gdyż Frejr nagrabył sobie u niego cholernie i Cabot jest gotowy zrobić mu z dupy jesień średniowiecza, gdy tylko ten nawinie się w jego łapy. - Idziemy, Hugo. - Plecak wędruje znów na jego plecy, pies znajduje się przy nodze a Astaroth Cabot przechodzi przez przejście. Bardzo rozeźlony. Gotowy własnoręcznie przegryźć Freyrowi krtań z kręgosłupem jeśli ponownie stanie mu na drodze do dopełnienia misji.
Astaroth Cabot
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : Diakon, sędzia Sądu kościelnego
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 24
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 190
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 24
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 190
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
To wszystko podziałało.
Nie wiem, czym jestem bardziej zdziwiona. Tym, że jeszcze, jakimś cudem, żyję, czy tym, że Cabot mnie tutaj nie zostawił tak po prostu, jak mogłabym przypuszczać każdą zdychającą we mnie komórką ciała, że tak zrobi. Płyn, który spływał po moim przełyku, w rzeczy samej był obiecanym lekarstwem, a ja bardzo szybko doświadczyłam procesu wręcz odwrotnego do tego, co czułam przed chwilą. Naczynia krwionośne nie rozrywały się i nie rozstępowały, a goiły, powracając do poprzedniego stanu. Skóra odzyskiwała dawny kolor, choć nie tak zdrowy jak jeszcze dzisiejszego poranka. I pewnie przez następne kilka dni go nie odzyska – o ile dane mi będzie tych kilka dni jeszcze przeżyć.
Mogłoby się zdawać, że wszystko powróciło na swoje miejsce. Z powrotem mogłam utrzymać się na nogach. Uderzenia zimna i gorąca ustały, ja spokojnie własny ciężar mogłam oprzeć na sobie samej, nie trzymając się Cabota, nieważne jak niedelikatnego (delikatności i cackania się ze mną nie wymagałam od nikogo, włącznie z Sebastianem), spokojnie puściłam misę, a gdy to zrobiłam, dostrzegłam, że rany na rękach także zniknęły. Zawieszka z kaduceuszem także pomogła.
To, co nie pomogło, to coś, czego nie naprawi żadna magia.
Ból głowy. Wyczerpanie. Przeświadczenie, że przed zaledwie chwilą zajrzałam śmierci w oczy. I jednocześnie to, co w tym momencie niepokoiło mnie najbardziej – dziwne mrowienie w ręce, z której upuszczałam krew.
Czułam ją, choć tylko czasem. Czasem nie. Gdy zginałam palce, czułam, jakby cała mi drętwiała.
Nie powiedziałam na głos obawy, która właśnie chodziła mi po głowie.
Zamiast tego stanęłam na nogach przy pomocy Cabota, upewniając się, że mogę to zrobić, że jestem w stanie utrzymać ciężar własnego ciała. Byłam. Chociaż wciąż byłam oszołomiona, a ściany, gdy na nie spojrzałam, znów nieprzychylnie zbliżały się do siebie, sprawiając, że chciałam tylko szybciej opuścić to miejsce i odetchnąć świeżym, leśnym powietrzem, znaleźć się na otwartej przestrzeni.
Spoglądam bardziej ze zdumieniem, gdy Cabot postanowił zatroszczyć się o wyjęcie z moich uszu tamponów. Również ze zdumieniem odkryłam, że krzyk już minął.
Tymczasem ja, mało delikatnie, zabieram mu te, zużyte już, przedmioty z ręki i tak samo mało delikatnie wciskam je do wolnej kieszeni, po czym zapinam ją, jakby nigdy ich nie było i jakby nigdy nie istniały.
Poświęcił na mnie swoje lekarstwo, to prawda, ale to nie znaczy, że ma się ze mną cackać jak z niepełnosprawną.
Zapamiętam, jak będę wybierała się na następną wycieczkę krajoznawczą. – Odpowiedź sama poświadczała, że wróciłam do własnego stanu psychicznego, choć w rzeczywistości nie byłam tego taka pewna.
Dlatego poniekąd z ulgą przyjmuje, że Cabot rusza przodem. Ja jeszcze chwilę poświęcam na to, aby przyjrzeć się lepiej ręce. Była bardziej posiniaczona niż cała reszta mojego ciała. Mogłam nią poruszać. Sprawdziłam. Lekko zgięłam nadgarstek, a potem wszystkie palce. Mogłam nią poruszać, choć czułam coś innego. Mrowienie, dziwne drętwienie… krążenie widocznie wciąż nie wróciło do niej w pełni.
Teraz, do listy moich obaw, mogę dopisać jeszcze jedną.
Mam nadzieję, że wszystko wróci na miejsce. Mam nadzieję, że nie będę musiała się jej pozbywać i nie będę musiała poddawać się amputacji.
Czy to w ogóle było możliwe?
Nie wiem. Nie umiałam stwierdzić i nie miałam nikogo, kto potwierdziłby lub zaprzeczył moim obawom.
Poprawiam torbę i strzelbę na ramieniu, choć wiem, że najpewniej mi się nie przydadzą. W takim stanie będę musiała odstawić strzelanie co najmniej na kilka dni, jeśli nie tygodni. W takiej sytuacji zdecydowałabym się tylko na pistolet, a własnego Glocka zostawiłam w Red Bear Stronghold.
Będę musiała się z nim przeprosić.
Póki co, kilka kroków za Cabotem, decyduję się ruszyć za nim przejściem, modląc się w duchu, abym nie musiała już więcej poświęcać się aż tak bardzo. Bo tym razem mogę już tego nie przetrwać.
Lucyferze, oby ta droga zaprowadziła nas wprost do Surtra.

Akcja #1: idę ścieżką
Judith Carter
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Sumienna - Czarna Gwardia
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Sebastianie, Franku, Imani, z każdym krokiem latarki działały wam coraz gorzej, ale wciąż mrugające szybko światło wystarczało wam jeszcze na kilka chwil, po czym niestety zgasło. Wtedy też mogliście zauważyć, że po drugiej stronie tej wędrówki świeci niebieskie światło. To ono musiało być teraz waszym drogowskazem, a wy nie mieliście innego wyboru, niż iść po omacku.

Doszliście po niedługiej chwili do źródła tej jasnej łuny. Znaleźliście się teraz w czymś, co przypominało kamienną izbę. Była ona sporych rozmiarów. Sufit umieszczony był wysoko, a przestrzeń miała z pewnością ponad sto metrów kwadratowych. W jednym z jej rogów znajdowało się coś, co przypominało klatkę. Ściany jej były jak z półprzezroczystego, grubego szkła. Biła od nich magia, jeśli podeszliście wystarczająco blisko, wasze włosy momentalnie zaczęły się elektryzować i mimowolnie unosić ku górze. Franku, jako teoretyk magii nie wiedziałeś, jakim cudem została ona stworzona, choć domyślać się mogłeś, że dotknięcie jej może mieć wręcz śmiertelne skutki dla ludzkiego ciała.
Jeżeli dobrze się przyjrzeliście, siedział tam człowiek, a przynajmniej ten ktoś przypominał z wyglądu istotę ludzką, choć niebywale wysoką - musiał mieć około 3 metry wysokości. Był w wyraźnym dyskomforcie, cierpiał. Mogliście być pewni, że zauważył wasze przybycie, gdyż zwrócił swoje oczy ku waszym sylwetkom, ale nie zebrał się na otworzenie ust. Ubrany był w jedwabną szatę, która widziała lepsze czasy - była ewidentnie pobrudzona i podniszczona, jakby ten mężczyzna był po bójce.
Nie byliście sami w tym dużym pomieszczeniu. Mogliście wręcz przeoczyć, skrytego w cieniu Gorsou. Siedział on pośrodku pentagramu, a wokół niego rozpalone było pięć niebieskich świec. Zamknięte miał oczy i był wyraźnie nieświadomy waszego przybycia. Mamrotał on coś pod nosem, jakby w transie. Jego dłoń zastygła w rękojeści athame, które wbite było w śledzionę tego samego łosia, który był celem polowania Judith. Wypowiadane słowa były cykliczne i nie były wam one znane - nie mogliście przypisać ich do żadnego znanego wam rytuału. Lepiej mu teraz nie przeszkadzać.
Oprócz klatki z bardzo wysokim mężczyzną, w innym rogu szepczącym Gorsou i wejściami do trzech różnych korytarzy, nie było tu właściwie niczego innego, co przykułoby waszą uwagę.
Do pomieszczenia można było dostać się na trzy sposoby, przez trzy różne ścieżki. Jedną przyszliście wy, ale dwie nie były wam znane. Nie widzieliście też Judith i Astarotha. Pozostała wam jedynie nadzieja, że dalej żyją i mają się dobrze, ale nie musieliście się długo zamartwiać - Ci wyszli zaraz zza rogu jednego z korytarzy. Gdy Astaroth wyglądał w porządku, to zaniepokoić mógł was stan Judith. Widać było na pierwszy rzut oka, że nie jest z nią najlepiej, a do tego dochodziła jej dłoń, która była wręcz cała fioletowa.

Judith, Astarocie, po drugiej stronie znowu znaleźliście te same słabo świecące kryształy, co wcześniej. Widzieliście je tylko przez bardzo krótki kawałek waszej drogi - te później znowu znikły i wtedy widzieliście je po raz ostatni. Droga nie różniła się zbytnio od tej, którą przeszliście do pokoju z misą, ściany były dosyć wąskie i szliście stale w głąb ziemi, choć kąt nachylenia nie był jakoś przesadnie ostry. Wkrótce mogliście zobaczyć niebieskie światło znajdujące się na końcu korytarza, a gdy do niego doszliście, ukazał wam się obraz waszych sojuszników. Frank wyglądał najlepiej z nich wszystkich - na koszuli co prawda miał ślady krwi, ale nie było widać na jego twarzy przesadnego dyskomfortu. Imani i Sebastian byli jednak za to widocznie ranni. Ponownie się zjednoczyliście, ale nie było czasu na odetchnięcie. Mieliście zadanie do wykonania.


Post uzupełniający na prośbę graczy.
Wszyscy macie po 1 akcji. Możecie podjąć rozmowę z mężczyzną, co w tej sytuacji nie będzie akcją, ale proszę o zachowanie realizmu czasu w wypowiedziach - monologi na 500 słów z pewnością nie będą akceptowalne w jednej turze.

Tura trwa dalej. Termin - 17.12. 23:00
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
Zmęczenie, bolączki dnia, lęk i zwątpienie odchodzą w niepamięć, gdy wychodzą z drugiej strony korytarza. Choć latarka całkowicie przestaje działać, co zmusza Sebastiana do schowania jej z powrotem, żadne z nich nie odbiera tego jako zły omen. Frank wyjaśnił, co to oznacza. Oznacza tyle, że są blisko. Bardzo blisko. A gdy znajdują się w nowym pomieszczeniu, w zimnej, oświetlonej bladym światłem jaskini, mogą odetchnąć. Dostrzec, że osiągnęli cel swojej wyprawy. Udało się.
Sebastian wie, że to dopiero początek. Wie, że wcześniejsza pułapka to zaledwie zabawa ciekawego szczeniaka z kociakiem, którego nie uważa za jakiegokolwiek przeciwnika. Dopiero teraz stoi przed nimi prawdziwe zagrożenie, teraz liczą się dalsze losy ich i świata. Teraz nie mogą zawieść.
Podchodzi bliżej, dostrzegając Surtra wyraźniej. Serce mu wali, choć sam nie jest w stanie zdefiniować uczuć, które temu towarzyszą. Nie przechodzi niezauważony fakt, że Judith i Astarotha nie ma tu, co ściska gardło Sebastiana w pierwszej fali niepokoju i wyparcia myśli, która powoli zaczyna kiełkować w przebodźcowanym umyśle.
Dopiero po chwili dostrzega Gorsou. Wie, że nie należy mu przeszkadzać.
Surtrze zwraca się do anioła, a w jego głosie słychać pewne namaszczenie, szacunek, który żywić może czarownik do potencjalnego sojusznika Lucyfera. Do upadłego, który zechce przybliżyć wizję ich Pana, wspomóc ich w tym wspaniałym przedsięwzięciu. Jest pewien, że są w stanie przedstawić swoje racje w sposób, który Surtr zaakceptuje, za którym podąży. — Z woli naszego pana, Lucyfera, jesteśmy tu, by cię uwolnić — zaczyna pewnym głosem, nie wiedząc, ile zdążył powiedzieć mężczyźnie Gorsou. Czy zdążył powiedzieć cokolwiek?
Nie jest w stanie dobrze zacząć swojej mowy, bo kątem oka zauważa, jak z innej strony do środka wkraczają jeszcze dwie postaci. W pierwszej chwili mięśnie Sebastiana się napinają, dopiero w drugiej dostrzega, że nie są to wrogowie. Wręcz przeciwnie.
Ulga zalewa jego serce nim orientuje się, że coś jest nie tak.
Wstrzymuje pierwszy odruch, pragnienie zjawienia się przy Judith, objęcia jej i potrzymania w swoich ramionach choć przez sekundę. Wraca spojrzeniem do Surtra.
Astaroth, nasz drogi diakon, z całą pewnością przedstawi ci nasze cele i motywacje klarowniej niż ja. Wysłuchaj go proszę, my zaś zrobimy co w naszej mocy, by nikt nie przeszkodził w zwróceniu ci należnej wolności. I w czymkolwiek, co uznasz za słuszne zadać Frejrowi za ten plugawy, niegodziwy postępek. Nie wahaj się na nas polegać, Surtrze, zrobimy co w naszej mocy, by cię wesprzeć. — Tu jego rola na ten moment się kończy. To Astaroth jest kapłanem, to on ma największe szanse na zdobycie zaufania upadłego anioła, na przekonanie go, że podążenie ścieżką Lucyfera to jedyna słuszna droga.
Z uszanowaniem na moment schyla głowę, dając tym samym znać, że przekazał, co ma do przekazania, a odwracając się w stronę przybyłej dwójki, zerka przeciągle na Astarotha, nie omieszkując zaznaczyć tym wzrokiem, jak wielkie nadzieje w nim pokładają. Jak ważne ma zadanie. I jak bardzo nie ma prawa zawieść.
Zauważa też samoistnie, że Astaroth Cabot jest w pełni sił. Czego nie można powiedzieć o Judith, do której podchodzi. Na której w końcu może zawiesić spojrzenie, w której oczy może spojrzeć, tłumiąc ból w swoich własnych. Widzi jej cierpienie, wymęczenie i ból, przez który musiała przejść, nawet jeśli nie wie, jak wielki musiał być.
Staje przed nią sztywno i tylko on sam wie, jak wiele go kosztuje nie ująć jej policzków i przelać w gesty wszystkich tlących się w nim uczuć, których doświadcza, znów ją widząc. Zamiast tego delikatnie ujmuje w dłoń posiniaczoną rękę, unosząc ją nieco za nadgarstek. Jego żuchwa drga, jakby sam doświadczył właśnie jakiegoś niezidentyfikowanego bólu.
Nie wie w jak wielkim kontraście jego delikatność stoi z tym, co przed kilkoma chwilami oferował jej Cabot.
I dobrze. Nigdy nie powinien się tego dowiedzieć.
Wszyscy tutaj wiedzą, że Judith i Sebastian pracują razem. Nikogo więc nie może dziwić ta surowa z pozoru troska, milczące objęcie wierzchu jej palców, by zgiąć je kilka razy, obserwując zachowanie ręki. Nie zna się na medycynie, nie ma pojęcia, jak może tu pomóc, widzi przecież, że nie jest to w zasięgu jego kompetencji. Sprawdza tylko, jak źle jest – widział wiele rannych, a także co najmniej kilka odciętych, oderwanych bądź zmiażdżonych kończyn. Widzi po reakcjach ręki, że coś jest nie tak. Co? Tego nie wie.
Oględziny trwałą bardzo krótki moment.
Trzymaj — chwilę czułości w jego gestach mogła dostrzec tylko Judith, bo jego głos, gdy zwraca się do niej, wyciągając z kabury własną spluwę i oferując ją kobiecie, jest twardy i nie przejawia żadnych konkretnych emocji. — Daj mi strzelbęobiecuję, że nie odstrzelę sobie dłoni, mógłby dodać, ale podniosłość tej chwili, obecność Surtra i świadomość wagi tej misji nie pozwalają mu na poddanie powagi i ucieczkę w komfort swoich niewymagających żartów.
Odbiera z rąk Judith jej broń i przerzuca ją sobie przez plecy, w ten sam sposób, w który nosi strzelbę Carter. Wyciąga również zapasowy magazynek i przekazuje go kobiecie.
Spróbuję odprawić rytuał Metus, żeby zabezpieczyć pomieszczenie. Być może nie wzruszy to Frejra, ale może dać nam przewagę wobec innych zagrożeń zwraca się do wszystkich, dając im szansę na wyrażenie swojej opinii w tym temacie oraz zaproponowanie własnych działań. Sam jeszcze raz próbuje rzucić na siebie czar zwiększający sprawność. Do tej pory uparcie nie chciał wyjść, lecz może tym razem… — Celermentis.

#2 k100 Celermentis | Magia odpychania +25, próg 65
Sebastian Verity
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Protektor
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Sebastian Verity' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 8
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Imani Padmore
ANATOMICZNA : 2
NATURY : 20
POWSTANIA : 7
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 13
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t789-imani-padmore-zd-bloodworth#5539
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t871-imani-padmore#6775
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t872-imani#6776
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t846-skrzynka-imani-padmore#6313
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f193-tara
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1143-rachunek-bankowy-imani-padmore#10871
ANATOMICZNA : 2
NATURY : 20
POWSTANIA : 7
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 13
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t789-imani-padmore-zd-bloodworth#5539
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t871-imani-padmore#6775
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t872-imani#6776
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t846-skrzynka-imani-padmore#6313
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f193-tara
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1143-rachunek-bankowy-imani-padmore#10871
Szli, nie bacząc na przeszkody, mając za największego przeciwnika mijający czas. Ranni, zmęczeni, ale zdeterminowali, przeszli sekretnym przejściem, mając nadzieję, że po drugiej stronie już dojdą na miejsce przeznaczenia i spotkają przyjaciół z kowenu dnia, którzy mieli uczestniczyć w misji, a także Surtra. Nic więc chyba nie umiałoby opisać ulgi ani wzruszenia, które poczuła Padmore na widok tylko tego ostatniego. Wyraźnie cierpiał, ale kobieta była pewna, że to niedługo minie. Po otarciu łzy rozejrzała się, zauważając również Gorsou w trakcie rytuału. Wiedziała, że nie powinni mu przeszkadzać ani tym bardziej pozwolić, by ktoś inny mu przeszkodził. Miała jednak nadzieję, że mężczyzna wiedział co robi i przeżyje dawkę magii, jaka zapewne przepłynie przez jego ciało.
Sebastian zaczął przemawiać, a Imani pochyliła głowę w geście szacunku. Nawet jeśli istota przed nimi cierpiała, mogła widzieć więcej, niż się zdawało na pierwszy rzut oka. Gdy jednak usłyszała, że mowa jest o Astarothcie, zerknęła i ledwo powstrzymała westchnienie ulgi. Żyli, nawet jeśli Carter wyglądała gorzej od niej. Poczekała jednak, aż Verity skończył przemawiać, nim sama postanowiła się odezwać. Nie była pewna, czy powinna, ale czuła, że to obowiązek ich wszystkich, by dać odczuć Surtrowi, że są jego sprzymierzeńcami, a on powinien być ich. - Surtrze, jesteśmy tu dla ciebie. Zrobimy co w naszej mocy, abyś mógł się zemścić na Frejru, aby sprawiedliwości stało się zadość i licząc, że spojrzysz na nas łaskawym okiem. Przybywamy dopiero teraz, bowiem przez całe lata nie mieliśmy wiedzy o twoim cierpieniu. Wiedz jednak, że gdy tylko się dowiedzieliśmy, od razu zaczęliśmy się szykować, by pomóc ci uwolnić się z tej pułapki. Ale tak jak powiedział mój przyjaciel, najlepiej niech przemówi nasz diakon - skinęła mu głową na symboliczne zakończenie krótkiej przemowy, nim ruszyła w stronę dwójki przez chwilę zaginionych. Widząc, że Sebastian najpierw zajął się Judith, a także wiedząc, że Cabot zaraz będzie musiał przemawiać, postanowiła zacząć od tego drugiego. - Wszystko w porządku? - spytała zatroskana, a po upewnieniu się, że da radę mówić do Surtra, uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco, nim pozwoliła mu czynić jego powinność. Następnie zajęła się Carter. - Masz - wcisnęła jej kanapkę mając wrażenie, że kobieta bardzo tego potrzebowała. Nie rozumiała tej wymiany broni z ranną członkinią ich wyprawy. Najpierw trzeba było jej pomóc! - Co się stało? - spytała zatroskana. - Wiesz co, mów lub jedz, a ja w międzyczasie spróbuję rzucić zaklęcie. Calidumauxilium - Padmore rzuciła, mając wrażenie, że cokolwiek ich spotkało, zdecydowanie mogło być w jakiś sposób traumatyczne.
Z drugiej strony Astaroth wyglądał niemal śpiewająco...

Rzucam na Calidumauxilium na Judith
Imani Padmore
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : gospodyni domowa, pomaga mężowi
Imani Padmore
ANATOMICZNA : 2
NATURY : 20
POWSTANIA : 7
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 13
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t789-imani-padmore-zd-bloodworth#5539
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t871-imani-padmore#6775
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t872-imani#6776
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t846-skrzynka-imani-padmore#6313
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f193-tara
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1143-rachunek-bankowy-imani-padmore#10871
ANATOMICZNA : 2
NATURY : 20
POWSTANIA : 7
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 13
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t789-imani-padmore-zd-bloodworth#5539
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t871-imani-padmore#6775
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t872-imani#6776
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t846-skrzynka-imani-padmore#6313
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f193-tara
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1143-rachunek-bankowy-imani-padmore#10871
kość mi się nie rzuciła, dorzucam
Imani Padmore
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : gospodyni domowa, pomaga mężowi
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Imani Padmore' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 70
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 24
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 190
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 24
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 190
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
I w dół. I w dół. I w dół…
Ścieżkę oświetlały nam kryształki, dokładnie te same, które towarzyszyły nam wcześniej. Przejście było węższe i niższe niż komnata, z której wyszliśmy. Nie podobało mi się to. Z nieufnością obserwowałam ściany, nie będąc pewna, czy własna świadomość nie płata mi figli z wyobrażeniem, że te zbliżają się do siebie i zaraz nas pochłoną. Miałam takie wrażenie już od momentu, w którym zgasiłam peta, a jednak nic takiego się nie stało. Do tej pory. Minęło całe mnóstwo minut, a ziemia i jej ściany nas nie pochłonęły.
Czyli jednak mi odbiło.
Kiedy szliśmy, czas zajmowałam, spoglądając na rękę i poruszając koniuszkami palców. Czasem je zginając. Wrażenie mrowienia przełamane drętwieniem nie mijało. Nie potrafiło mnie to uspokoić, a ja nie potrafiłam przestać martwić się, że jeszcze tego samego dnia ją stracę. Zajebisty będzie ze mnie wtedy myśliwy, nie wspominając o tym, że Gwardia wyśle mnie na przedwczesną emeryturę. Jednoręka kaleka. Istniały protezy, ale…
Ale pozostaje mi tylko modlić się do Lucyfera, aby ją zachował. Żeby wejrzał na moje poświęcenie w jego imieniu i dla jego chwały, i aby pozwolił mi ujść z życiem, w jednej części.
O ile dożyjemy następnego dnia.
Kiedy żegnałam się z Sebastianem, jeszcze w to wierzyłam, choć się bałam, wyruszając na misję. Obiecywałam mu, że obejrzymy razem wschód słońca. Od tamtej pory zdążyłam się z nim mentalnie pożegnać.
Teraz już nie wiem, czy w to wierzę nadal.
Jak na zawołanie, korytarz zakończył się, odsłaniając przed nami komnatę. Znacznie większą niż ta, przez którą przechodziliśmy i w której prawie zdechłam, ale podobnie obudowaną. We wnętrzu błękitnawe światło oświetlało otoczenie i na pierwszy rzut oka dostrzegało się z klatkę z trzymetrowym mężczyzną, który wyglądał na równie umęczonego, co i ja.
Ale ja i Astaroth nie byliśmy tutaj sami.
Głos Sebastiana dotarł do mnie jako pierwszy, gdy przemawiał do Surtra. Na moment serce mi zamarło, gdy kierowałam wzrok w ich stronę. Cała trójka była w komplecie. Sebastian, Imani, Frank. Frank w zdecydowanie najlepszym stanie, chociaż sądząc po koszuli (i znałam go wystarczająco, żeby wierzyć w jego oddanie i lojalność) sam przeżył tą samą męczarnię, co Sebastian i Imani.
W najciemniejszym kącie dostrzegłam Gorsou, klęczącego pośrodku pentagramu, z athame wbitym w ogromną śledzionę, którą bym rozpoznała wszędzie. Chociaż jemu przydała się ofiara z Białego Łosia.
Żałowałam, że fiolek krwi nie wzięliśmy ze sobą i my.
Nie odzywam się. Chcę usiąść, oprzeć się o ścianę, cokolwiek. Potrzebuję odpoczynku – choć o wiele bardziej potrzebuję wiary, że moja ręka dojdzie do siebie. Patrząc na jej sinawe zabarwienie, nie byłam pełna optymizmu. Patrząc po okolicy, również nie byłam ufna. Klatka, w której przebywał Surtr, musiała być magiczna, skoro pęty zdejmował z niej Gorsou za pomocą rytuału. Nie wiemy, czy całe pomieszczenie nie było wypełnione magią, czy ściany także były bezpieczne.
Te wciąż karykaturalnie zbliżały się do siebie w moich oczach. Jedyne, czemu jeszcze ufałam, to podłoga. Chciałabym poznać luksus i po prostu na niej usiąść, ale nie stać mnie na niego. Jestem żołnierzem. Choć nie w pełni sił, mogę iść dalej i wykonać zadanie. Nie roztkliwiam się nad sobą, chociaż jestem zmęczona i chcę odpocząć, choćby na chwilę.
Zawsze tak robiłam. Tragizm własnej sytuacji maskowałam humorem.
Będzie mi łatwiej, gdy już miałam do kogo żartować.
Pozostaję w cieniu. Nie ja jestem najważniejsza i nie chcę zwracać na siebie uwagi – ale i tak to robię. Pierwszy podchodzi do mnie Sebastian, w ślad za nim podąża Imani (może dostrzegła mnie dzięki niemu). Skupiam się wpierw na Veritym. Widzę troskę w jego oczach, którą tylko ja mogę rozpoznać i tylko ja mogę wiedzieć, jak wiele kosztuje go nie roztkliwianie się nade mną. Cieszę się, że tego nie robi, nie jestem w końcu miękką fają tylko żołnierzem. Choć tylko ja wiem, jak bardzo uderza we mnie delikatność, jaką mi okazuje, chwytając moją dłoń w ręce i sprawdzając, czy jeszcze działa, tak różna od tego, co zaznałam przed paroma chwilami z rąk Cabota. Mimowolnie na usta wkrada mi się lekki uśmiech. Cieszę się, że go widzę. Nawet jeśli widzę, że jego ramię też nie jest w najlepszym stanie – choć zdecydowanie nie wygląda na aż tak… martwe, jak moje.
Czuję jąodpowiadam mu na pytanie, które nie padło i zginam palce samoistnie. Trochę. Tym razem działają słabiej niż przed chwilą w korytarzu i nie zginają się do końca tak, jak bym chciała. Zaciskam krótko wargi, nie patrząc już na niego, a na dłoń. – Czasem… - dodaję ciszej.
Spoglądam, jak Sebastian wyjmuje swój pistolet. Nie chcę protestować. Sama zaproponowałabym to samo – z pistoletu strzelę o wiele pewniej niż ze strzelby. Nie ufam funkcjonalności własnej dłoni i właśnie dlatego wolę posłużyć się mniejszą bronią. Zdejmuję z ramienia strzelbę i podaję jemu, a jego pistolet przyczepiam do własnego paska z kaburami. Kiedy wymieniamy się też amunicją, ja również podaję mu zapas, a poza tym pięć zaklętych pocisków.
Nałożony na nie został rytuał żywych pocisków. Przejdą przez każdy rodzaj żywiołu – dodaję ciszej, bo nikt nie musi słyszeć toczącej się między nami rozmowy. Poza Imani, która właśnie do nas dotarła z pytaniem co się stało i kanapką.
Kanapką, którą od niej odebrałam. Jeszcze mogła dostrzec cień mojego uśmiechu, jaki zarezerwowany był dla Sebastiana od dwudziestego szóstego lutego bieżącego roku. Teraz na twarzy widoczne było rozbawienie. Do tej pory nie nazwałabym go maską, ale chyba tym właśnie był. Często to humorem się zasłaniałam, gdy wcale mi do śmiechu nie było.
Frejr odkrył, że minął się z powołaniem i postanowił zostać komaremodpowiadam jej tonem nie kryjącym rozbawienia, choć wciąż cichym, żeby nie przeszkadzać i Gorsou, i toczącym się dalej rozmowom. – Przeniosło nas do tego przeklętego tunelu, tam była pułapka. Zostawił misę i zastawił wejście głazem, jedynym sposobem na przejście dalej było upuszczenie krwi. – Wzdycham krótko, patrząc wymownie na plecy Astarotha. W szczegóły będę wdawać się później. O ile dożyjemy. – On był bardziej potrzebny.
Krótkie, szybkie wyjaśnienie mojej decyzji i wymijający wzrok opowiada wszystko, co mogłabym im powiedzieć. Mogli domyślić się, jak bardzo decyzja była ciężka. Że otarłam się o śmierć – nie musi wiedzieć żadne z nich. Chociaż Sebastian zna mnie zbyt długo i zbyt dobrze, aby sobie nie dodać dwa do dwóch.
Odpakowuję kanapkę z papieru i patrzę na nią przez krótką chwilę.
Może ta ze mną zostanie. Poprzednia wylądowała w misie razem ze śniadaniem. – Prycham cicho pod nosem, bo dopiero teraz do mnie dociera cała ironia tej sytuacji. – Poza tym, że nachlał się mojej krwi, to jeszcze mu narzygałam na do widzenia.
Z tym smacznym akcentem wgryzam się w kanapkę, mając nadzieję, że choć trochę doda mi sił. Zazwyczaj tak to działało przy jedzeniu, po coś się spożywało to paliwo, żeby iść dalej. Powiedziałabym więcej, ale nie chcę, żeby słyszała o tym Imani. I Frank. Jedna mnie leczyła, drugi oddawał kroplę z Białowieży, tym razem tą moją. Kurwa, musiałam naprawdę wyglądać gównianie.
Na misę nałożony był rytuał z jego głosem. Powiedział, że po nas przyjdzie i nas dobije, gdy już się sami pozarzynamy w imię Lucyfera. Powinniśmy się jakoś zabezpieczyć. Nie sądzę, że żartował, nawet jeśli jest pieprzonym tchórzem. Musi wiedzieć, że tu jesteśmy.
Dziwi mnie tylko, że nie przyszedł od razu.
Musimy chronić Gorsou.
Musi skończyć rytuał. A potem – potem musimy zadbać o to, żeby go przeżył.
Tym razem kończę jeść kanapkę do samego końca, dość szybko, chociaż ostrożnie. Nie wiem, jak zachowa się mój żołądek, nawet jeśli teraz przyda mu się każda forma energii.
Właśnie.
Celermentispowtarzam na Sebastianem.
Niezależnie od efektów, podchodzę powoli do klatki z Surtrem. Astaroth powinien ucinać sobie z nim uprzejmą pogawędkę. Ja też podchodziłam do niego z szacunkiem. Był nam potrzebny, ale nie był samym Lucyferem. Nie będę przed nim aż tak zginać karku. Przyglądam mu się w milczeniu, czując, jak włosy mi się elektryzują. Ale dzisiaj wyglądałam już tak tragicznie, że nie ma znaczenia, czy tym razem będę wyglądała, jakby pierdolnął we mnie piorun.
Wzdycham krótko. Nawet nie wiem, czy Surtr mnie zauważa. Może nie. Może też nie będzie chciał mnie wysłuchać. Nie zamierzam zresztą zanudzać go monologiem.
Nie wiem, czy chciałabym darzyć Frejra szacunkiem, ale wiem na pewno, że nie potrafię. Złapał Cię tutaj i uwięził magią, myśląc, że nikt Cię nie znajdzie. Drogę naszprycował pułapkami, które miały nas wykończyć, albo sprawić, że wykończymy się sami, byleby tylko był bezpieczny.Podnoszę rękę, a rękaw podwija się odrobinę, pokazując jej tragiczną siność. Nie robię tego, żeby wzbudzić w nim współczucie. Robię to po to, żeby wybadać sytuację. – Nie gra fair w tej grze. Nawet nie zamierza. Nie chce stawać sam na sam z przeciwnikiem, który jest w pełni sił. Nas prawie wykończył, gdy tu szliśmy. Co zrobił Tobie?podchodzę krok bliżej. Widzę, że cierpi. Surtr wygląda mi bardziej na złamanego i poddanego, niż na pełnego mocy i potężnego bożka ognia. – Co robi ta cholerna klatka? Sprawia Ci ból? Odbiera moc?
I jak możemy Ci pomóc?

Tl;dr: Judith schodzi z Astarothem do komnaty, rozgląda się, rozmawia przez chwilę z Sebastianem i wymieniają się ekwipunkiem (Judith zabiera jego pistolet, sama oddaje strzelbę, zapas amunicji i amunicję z nałożonym rytuałem), bierze od Imani kanapkę i w trzech zdaniach opisuje, co się im przytrafiło, bo było pytane. Zabiera od Franka swoją kroplę z Białowieży, kończy jeść kanapkę, po czym idzie do Surtra i pyta, jak się czuje, podprogowo pytając czy możemy Ci jakoś pomóc.

Akcja #2: Celermentis (próg: 65 | bonus: +24-5=+19)
Judith Carter
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Sumienna - Czarna Gwardia
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Judith Carter' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 83
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t152-frank-marwood
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t267-frank-marwood
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t289-gosci-we-mnie-przeszlosc
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t269-poczta-franka-marwooda
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f99-gniazdko
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1055-rachunek-bankowy-frank-marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t152-frank-marwood
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t267-frank-marwood
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t289-gosci-we-mnie-przeszlosc
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t269-poczta-franka-marwooda
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f99-gniazdko
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1055-rachunek-bankowy-frank-marwood
Droga zdaje się nie mieć końca. A może ma? Nie wiem. Mgła namieszała Frankowi w głowie i próbował procesować te wszystkie zmiany, te nowe odkrycia i nowe ekscytacje, z którymi się spotkał. Lucyfer wymagał poświęceń, ale nagroda, którą za to obiecał, była warta nawet największej ofiary. Nie chodziło o prywatne pobudki. Odrobinę tylko. Chciał posiąść tę wiedzę, zrozumieć, z czego zbudowane są skalne ściany i w jaki sposób absorbują magię, pojąć jak zadziałała mgła, czym był ten dziwny zielonkawy przedmiot, który przez krótki moment ściskał w dłoniach, w jaki sposób lina, która rozpadła się potem na milion kawałków, była w stanie powstrzymać energię magiczną. Pytania nie zostały wypowiedziane głośno, nie było sensu ich zadawać. Sebastian doskonale radził sobie w terenie, Imani była doświadczoną czarownicą, której posłuchał się las — Judith i Astaroth wciąż mieli status zaginionych. Wejście do groty zwężało się, a on, raz na jakiś czas, patrzył w tył, by nie zostać zaatakowanym. Wdech i wydech. Wdech i wydech. Oddechy łączyły się w jedno, a serce waliło jak opętane w rytmie migotania latarki. Tik-tok. Tik-tok. Tik-tok śpiewał zegarek na ręku.
Potrzebowali jeszcze kilku kroków, paru ruchów nogami, jeszcze dwóch, a może trzech wdechów i... Niebieska łuna w oddali zaczęła nabierać fizycznych kształtów, rozrzucone po podłodze, wryte w nią kryształy, miały oświetlił dziwną kamienną izbę. Wszedł tam ostatni. Szybkie zrozumienie rzeczywistości trwało krócej, niż mógłby się tego na początku spodziewać. To nie kraty zdobią więzienie, zdobił je Surtr milczący i zniechęcony. Czemu miałby go winić? Nikt kto przebywał tak długo w zamknięciu, nie mógł pozostać przy zdrowych zmysłach, o ile w ogóle Upadli Aniołowie takie zmysły mieli. To pierwszy raz, gdy dostrzegł jednego na żywo. Lucyfera nie traktował bowiem jako równego Surtrowi, czy Frejrowi. Obecności tego drugiego nikt nie zarejestrował. Imponujący rozmiar istoty zrobił wrażenie, a setka pytań — w jaki sposób działają wiązania magiczne przy wykonywaniu magii przez Upadłego Anioła? Czy jeśli miałbyś ocenić własne zdolności magiczne w skali od 1 do 5, gdzie 1 to brak zdolności, a 5 to nieograniczona moc, to byłoby to 3? Czy zatrucie magiczne jest ci znajome? Masz znamię? Pokaż mi, proszę — utknęła w ustach. Kiwnął więc głową.
Dzień dobry.
Dostrzeżony kątem oka Gorsou był wyraźnie skupiony. Albo nie zarejestrował ich obecności, albo zwyczajnie zignorował ją na ten moment, odprawiając rytuał. Rozpoznanie materiału klatki było niemożliwe. Obserwował ją przez chwilę, orientując się, że to potężna iluzja — świadczyły o tym niebieskie świece rozstawione na pentagramie wokół Gorsou.
Minęła sekunda, dwie? - gdy w pomieszczeniu znalazły się kolejne dwie osoby. Cień osuwającego się i zmęczonego ciała, drugi wyprostowany i dumny, ale też bez uszczerbków. Nawet nie dostrzegł, jak zadowolony uśmiech spłynął na twarz, goszcząc tuż pod wąsem. Żyli. Żyli, byli cali i mniej więcej zdrowi. Judith wyglądała na znacznie bardziej osłabioną, ale rany na ciele Astarotha świadczyły, że on też podjął się trudów tej wędrówki. Potworne pułapki, labirynty, mieszanie w głowach — to wszystko miało się skończyć teraz, już, zaraz. Obok tkwił Surtr, Frejr pozostawał w nieznanym miejscu, musieli być gotowi na atak z każdej chwili. Marwood zorientował się, że wygląda prawdopodobnie najlepiej z zebranych tu osób, dzięki Winnifred. Była taka niewinna... Taka młoda i taka dobra...
Nie dotykajcie klatki — powiedział jeszcze szybko do wszystkich, gdy kolejne osoby zaczęły zbliżać się do eterycznej ściany. — To potężna magia, zabije przy dotyku — spodziewał się, że towarzysze podświadomie zdawali sobie z tego sprawę, ale wystarczył jeden nieostrożny ruch...
Dlatego im o tym przypomniał.
Przyjrzał się jeszcze okolicy, próbując zorientować w ewentualnych wyjściach, ale nie poświęcił im tyle samo czasu, co Gorsou. Astaroth musiał porozmawiać z Surtrem, przekonać go do naszej racji — do jedynej prawdziwej racji. Inni decydowali się dodać kilka słów, ale Frank odpuścił to, sądząc, że pedagogiczne doświadczenie na nic się zda Upadłemu. Nie płonął, był wyraźnie osłabiony, a przecież za moment mógł się tu zjawić Frejr i całkowicie pokrzyżować im plany.
Calidumauxilium — wypowiedzial kierując czar na Cabota.
Trzymał się, ale ile jeszcze?

akcja #2 Calidumauxilium na Astarotha
Frank Marwood
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Frank Marwood' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 70
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty