Witaj,
Astaroth Cabot
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1280-astaroth-cabot#13184
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1304-astaroth-cabot#13706
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1303-poczta-astarotha-cabot#13705
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1305-rachunek-bankowy-astaroth-cabot#13707
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1280-astaroth-cabot#13184
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1304-astaroth-cabot#13706
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1303-poczta-astarotha-cabot#13705
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1305-rachunek-bankowy-astaroth-cabot#13707
Astaroth Cabotft.Jon Hamm

nazwisko matki Verity
data urodzenia 6 Maja 1950
miejsce zamieszkania Salem
zawódDiakon w komórce opieki piekielnej, sędzia Niższego Sądu Kościelnego
status majątkowy Bogaty
stan cywilny Wdowiec
wzrost 186 cm
waga 92 kg
kolor oczu Zielone
kolor włosów Ciemny Brąz
odmienność Brak
umiejętność Brak
stan zdrowia Idealny, jak on sam (narcystyczne zaburzenie osobowości).
znaki szczególne Znamię kształtem przypominające koronę na karku. Blizny na plecack po pasie ojca.

magia natury: 0 (POZIOM I)
magia iluzji: 0 (POZIOM I)
magia powstania: 0 (POZIOM I)
magia odpychania: 11 (POZIOM II)
magia anatomiczna: 0 (POZIOM I)
magia wariacyjna: 0 (POZIOM I)
siła woli: 13 (POZIOM II)
zatrucie magiczne: 1

sprawność: 1
ZDOLNOŚCI: Taniec towarzyski I (1)
charyzma: 14
ZDOLNOŚĆ: PerswazjaPOZIOM II (6)
ZDOLNOŚĆ: Kłamstwo II (6)
ZDOLNOŚĆ: Dowodzenie I (1)
ZDOLNOŚĆ: Savoir-vivre I (1)
wiedza: 28
ZDOLNOŚĆ: Religioznawstwo POZIOM II(6)
ZDOLNOŚĆ: HistoriaPOZIOM II (6)
ZDOLNOŚĆ: PrawoPOZIOM III (15)
ZDOLNOŚĆ: Zarządzanie i ekonomia POZIOM I (1)
talenty: 2
ZDOLNOŚĆ: Percepcja POZIOM I (1)
ZDOLNOŚĆ: Zręczne dłonie POZIOM I (1)
reszta: 1PSo


rozpoznawalność III (osobistość)
elementary school Witchwood
high school Salem Elite Preparatory School
edukacja wyższa Tajne Komponenty, religioznawstwo, praktyk
moje największe marzenie to Zostanie Kardynałem Kościoła Piekieł, pierworodny syn i żeby Williamson się potknął i rozbił sobie ten głupi...
najbardziej boję się Upadku Kościoła Piekieł i rodu Cabotów.
w wolnym czasie lubię Modlić się, zgłębiać magiczną historię, szczerzyć wiarę w patriarchat i Lucyfera, palić cygara, podziwiać własny geniusz i szukać drugiej żony która w końcu da mi syna.
mój znak zodiaku to Byk

I. KIM JESTEM?

Stary, rzeźbiony w drewnie zegar wybijał właśnie dwudziestą trzecią, gdy z ust mężczyzny uleciał kolejny kłąb gęstego dymu. Cała posiadłość zdawała się być pogrążona w głębokim śnie i nawet wierny doberman pochrapywał spokojnie, ułożony u stóp swojego pana. Powinien się położyć, z samego rana mając do odprawienia Czarną Mszę wiedział jednak, że nie mógł zaniechać tej pracy. Gdy w końcu zostanie wyniesiony na piedestały nie będzie miał na to czasu, a ta historia musiała zostać opowiedziana. Umoczył więc wieczne pióro w kałamarzu, by na pergaminie rozpocząć swoje zapiski.

The Life and time of Astaroth Cabot
Autobiography

Zapewne na wstępie należy powiedzieć coś o swym pochodzeniu, jestem jednak pewien, iż mojego rodu nie trzeba przedstawiać. Gdyby ktoś jednak wykazywał się na tyle wielką ignorancją, by wcześniej o nas nie słyszeć, pozwolę sobie zaznaczyć iż wywodzimy się od założycieli Kościoła Piekieł - pierwszych kapłanów oraz wybrańców Czarnego Pana. Dokonania mych przodków można by było spisać w kolejnych trzech księgach, tę jednak pozwolę sobie poświęcić mojej, skromnej postaci. Przyszedłem na świat szóstego maja tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego roku, jako pierworodny syn Obadiah'a Cabot'a III oraz Catherine z domu Verity...

Pomruk zamyślenia wyrwał się z jego piersi, gdy próbował przypomnieć sobie swoje dzieciństwo. Astaroth nie wiedział nawet, iż inni zwykli dorastać pośród ciepła matczynych ramion, beztroskich wojaży pełnych brykania niczym frywolne kucyki i rozbitych kolan. jeśli już kiedyś zauważył podobne scenki, karcił rodziców o brak odpowiedzialności względem młodych latorośli oraz brak zainteresowania ich przyszłością pewien, iż to co dla innych było codziennością, w jego oczach przyjmowało znamiona anomalii.
Jak więc było dorastać w murach posiadłości rodziny Cabot?
Pamiętał zasady, linijki uderzające w jego dłonie gdy podłapał rozbawienie rówieśników od których szybko go odsunięto... Pamiętał odpowiedzialność, Kościół Piekieł oraz zapach starych pergaminów z których informacje wyuczać musiał się na blachę, ponosząc nieprzyjemne kary jeśli zapomniał choćby jednego słowa. Mając lat siedem potrafił wyrecytować z pamięci większość Księgi Bestii. I jedynie czasem, gdy jechali odwiedzić rodzinę matki na Święto Aradii, mógł grzecznie odejść do stołu by pobawić się ze swoim kuzynem który, po za Lucyferem, był mu jedynym przyjacielem. Trudno jednak było nauczyć młodego Astarotha czegoś tak abstrakcyjnego dlań jak zabawa.

... Gdy miałem trzy lata Lucyfer objawił się w śnie memu ojcu obwieszczając, iż wybrał mnie na swojego Mesjasza. Wielka było to radością dla mych krewnych gdyż od pokoleń ciężko pracowaliśmy na rzecz Kościoła Piekieł, a nasze zaangażowanie w końcu zostało zauważone. Dla mego ojca jasnym było, iż ów zaszczyt wiąże się również z niezwykle wielkim obowiązkiem jaki spoczywał na jego barkach i jaki wypełnił najlepiej, jak tylko potrafił.
Od lat najmłodszych zacząłem pobierać nauki w religioznawstwie oraz prawie magicznym, jeszcze na długo nim przekroczyłem progi Kościelnej Szkółki. W mym rodzie znajduje się wielu potężnych czarowników którzy, obdarzeni podobną wizją Lucyfera dołożyli swój wkład w moją edukację. Podstawową wiedzę wynosiłem z najlepszych placówek, a ja uczyłem się chętnie. Spoczywała w końcu na mnie misja, którą należało wypełnić jak najlepiej, a jako iż odkąd sięgam pamięcią byłem osobą stawiającą Lucyfera na pierwszym miejscu, dokładałem wszelkich starań, by jak najlepiej wypełnić jego misję. Brylowałem w Szkółce Kościelnej, już wtedy niosąc na ustach mądrości Lucyfera. Do tej pory pamiętam jak…


Zapytany o szkolne lata zapewne śmiało powiedziałby, iż doskonale sobie ze wszystkim radził, a nauka była jego największą pasją, nawet jeśli w rzeczywistości był uczniem, który starał się tylko i wyłącznie aby ojcowski pas nie rozciął ponownie membrany jego skóry. Strach był narzędziem, które w rękach Cabotów przynosiło zawsze pożądane skutki, w pełni zgodne z ich wolą. Zapewne gdyby spojrzał na to z szerszej perspektywy, pozbawionej zimnego wychowania zauważyłby, iż ojciec zaszczepiał w nim również fanatyzm, wzmacniany za każdym razem gdy udało mu się wymknąć spod pasa. A może fanatyzm płynął w jego żyłach wymieszany z krwią Cabotów? Był Wybrańcem, Mesjaszem Lucyfera który miał głosić jego wielkość i choć misja nie doszła jeszcze do punktu kulminacyjnego, w swych zapiskach zakładał, iż taki dzień z pewnością nastanie. Po nim wyda opis swego życia, będącego najpiękniejszym z dzieł Lucyfera i największą inspiracją dla wszystkich wyznawców Kościoła Piekieł… Od najmłodszych lat żywiony był fanatycznymi kłamstwami rodziny, nasiąkając nimi tak, że stały się z nim jednością, przejmując władzę nad bystrym umysłem. Przyznać trzeba, że jego umysł był niezwykle… mrocznym miejscem.
Trudno było jednoznacznie stwierdzić, co też stało za mrokiem spowijającym jego myśli. Ciągła, ojcowska propaganda wmawiająca mu, iż jest Wybrańcem samego Lucyfera? Zaburzenia wyryte gdzieś głęboko w psychikę? A może sama moc, która pulsowała w jego ciele? Nie był pewien, w zasadzie nie będąc w stanie przypomnieć sobie dni, gdy jej nie posiadał - wspomnienia z tamtych lat już dawno rozmyły się w męskiej pamięci po za dniem, gdy poczuł jej wibracje w swoim ciele. To właśnie wtedy pierwszy i ostatni raz postawił się swojemu ojcu, a szumiąca w głowie magia sprawiała, iż czuł się niezniszczalny. Silny, zupełnie jakby mógł zawładnąć tym światem i zrobić z nim to, na co tylko będzie miał ochotę. To poczucie siły pojawiało się w nim za każdym razem, gdy sięgał do Mocy, za każdym razem upajając tak samo... I chyba zaostrzało to wszelkie defekty jego osobowości.

... Z zawziętością zgłębiałem tajniki magii odpychania, którą z przyjemnością ćwiczyłem z moimi kuzynami. Lubiliśmy ten dreszczyk emocji, gdy mogliśmy testować na sobie kolejne czary. Nadzwyczajna bystrość jaką obdarował mnie sam Lucyfer podpowiadała mi, że gdy przyjdzie mój czas aby walczyć w jego imieniu wielu może próbować mi przeszkodzić. I choć historie opowiadane gdzieś między kątami mroziły krew w żyłach, było to poświęcenie na które byłem gotów. Kimże byłem, aby sprzeciwiać się woli Czarnego Pana? Jedynie pyłem marnym, oddanym sprawie na tyle, iż jeśli musiałbym oddać własny żywot ku Jego czci, zrobiłbym to bez wahania.
Miałem szesnaście lat, gdy Lucyfer sam przemówił do mnie w śnie, dając kolejne wskazówki i przekazując mi swoją wolę. Idąc więc za rodzinną tradycją ale i Jego życzeniem, postanowiłem dogłębnie zbadać wszelkie religie tego świata jak i jego historię, by być gotowym stawić czoła możliwym przeszkodom. Zwykłem mawiać, iż poznanie wroga zapewnia przewagę, skromnie mówiąc, te słowa niosą ze sobą mądrość niezwykłą. W tym celu ukończyłem religioznawstwo w Tajnych Komponentach, osiągając niezwykle wybitne wyniki, na chwałę Lucyfera.


Kontynuował spisywanie swojej historii, co chwilę wrzucając zabawne anegdotki bądź kolejne argumenty potwierdzające iż tak, jest Mesjaszem Lucyfera, wykonującym jedynie Jego Wolę która przemawia w każdym jego działaniu. Opowiadał więc o tych wszystkich rozmowach z Gwiazdą Poranną, o powierzanych mu zadaniach i tym, jak gorliwie je wypełniał, będąc przekonanym, że wydarzyły się one naprawdę i nie były jedynie dziełem prania mózgu, jakie zgotowała mu rodzina.  Religijny fanatyzm pomagał budować odpowiednią propagandę, mającą przedstawić go w odpowiednim świetle. Wbrew wszelkim pozorom oraz narcyzmowi, posiadał również odpowiednie umiejętności perswazji oraz kłamstwa, pomagające mu osiągnąć to, czego chciał. A marzyła mu się chwała u boku Lucyfera jako jego Mesjasza jak i prawej ręki, kto wie, może i przyszłego spadkobiercy jego planów i Piekielnego Tronu.
Kąciki męskich ust uniosły się delikatnie ku górze na wspomnienie studenckich lat. To wtedy zaliczył epizod niewielkiego urywania się z rodzinnej smyczy, zwykle pod przykrywką odwiedzenia kuzyna na wielkich uczelniach. Kosztował życia wiedząc, że gdy wkroczy na kapłańską ścieżkę będzie mógł z ów doświadczenia skorzystać, prowadząc swoje wierne koziołki tuż pod kopyta Lucyfera… Nie robił przecież niczego złego przekonany, że każde jego działanie jest życzeniem Władcy Piekieł.

.. Podążając śladami moich przodków, pokornie wkroczyłem na ścieżkę posługi kapłańskiej. Dzień, w którym przyodziałem szaty Kapłana Kościoła Piekieł był tym, najszczęśliwszym w mym życiu. Każdy winien wykonywać wolę Pana, bez względu na poświęcenia, jakich od nas wymagała…

Fanatyzm sprawiał, że Astaroth Cabot odnajdywał się w roli kleryka niezwykle dobrze, nawet na tym najniższym szczeblu. Dał się wszystkim poznać jako młodzieniec z sercem wypełnionym wolą Lucyfera, niezwykle pomocy oraz skory by zawsze wyciągnąć dłoń w kierunku drugiego człowieka… Grał, doskonale wiedząc jakich kart oczekiwali od niego ci spośród członków kościoła, którzy nie nosili jego nazwiska.  I nie było to dla niego wcale zadaniem trudnym - Astaroth Cabot był nałogowym łgarzem, lubującym się w raczeniu ludzi opowieściami, które chcieli usłyszeć. Już od najmłodszych lat wykazywał podobne zachowania, pielęgnując je z wiekiem. Kłamał, by ukryć rodzinne tajemnice. Kłamał, aby uniknąć ojcowskiego pasa. Kłamał, aby ukazać się w odpowiednim świetle, aby zyskać przychylność drugiego człowieka. Okłamywał również sam siebie, upewniając się, że mgliste sny były wizytą Lucyfera, a jemu pisana jest chwała.
Nie opisał jednak tego w książce, a raczej jednej z pierwszych jej wersji - trzy pozostałe czekały w sejfie, aż połączy je w idealną całość. Modlił się, pomagał, uczył historii oraz prawa, doskonale wiedząc, że to dopiero początek jego drogi.
Takim mężczyznom jak on, nie zwykło się odmawiać.

... Tradycja jest bowiem rzeczą najważniejszą, gdyż to ona buduje naszą tożsamość zaś wszelkie reformacje godzą w dobro Kościoła.

Do tej pory pamiętał jeden, jedyny raz gdy na twarzy jego ojca pojawiła się duma - było to w dniu, gdy Arcykapłan wyświęcił go na Diakona. Latami wmawiał sobie, że zadowolenie ojca nigdy nie będzie w stanie zweryfikować tego, jak się ocenia, w tamtej chwili jednak zrozumiał, że to właśnie tej dumy zawsze mu brakowało.
Swoje obowiązki wypełniał i do tej pory wypełnia niezwykle sumiennie, będąc w stanie znaleźć czas dla każdego z wiernych, gotów w każdej chwili pomóc radą bądź swoja wiedzą. Kazania dobiera odpowiednio do panujących wokół nastrojów i jakoś tak szybko zaskrobił sobie sympatię wiernych i dzieciaków ze Szkółki Kościelnej.
Tradycjonalista i fanatyk.
Ciężko było znaleźć lepszego kapłana niż on. Swoje zainteresowanie poświęcił, oczywiście tradycjom - odznaczając się silnym, pewnym głosem oraz umiejętnością znalezienia odpowiednich argumentów bądź… środków przekazu, jak ładnie lubił to nazywać. Głęboko wierzył, że to właśnie tradycyjne podejście do spraw wielu wiązało się z sukcesem i nie istniał nikt, kto mógłby wyprowadzić go z błędu.

Prawo Kościelne nas chroni a każde jego pogwałcenie można porównać, do przystawienia noża do szyi każdego czarownika stąpającego po tej ziemi.
Wiem, że nie mogę do tego dopuścić.


Zaszczytem dla niego było wyniesienie ponad innych diakonów miejscem w Sądzie Kościelnym. Wiele ciężkiej pracy włożył w to, aby tu się znaleźć - odkąd pamiętał pisana była mu ta droga, będącą kontynuacją dzieła jego ojca, również zajmującego miejsce pośród sędziów. Nic więc też dziwnego, że i Astaroth znalazł tam miejsce - nie pamiętał zabaw z ojcem nigdy nie zaznając od niego ciepła. Pamiętał jednak długie godziny spędzone nad książkami i ojcowski pas, który szedł w ruch, gdy tylko popełnił błąd w recytowanym z pamięci paragrafie. Surowość oraz zawzięcie starego Obadiha wyrobiły w nim nawyk zgłębiania tajników oraz nowinek ze świata przepisów oraz regulaminów, powoli sprawiając, iż stawało się to jedną z jego pasji.
Przyznać trzeba, że Astaroth ma do tego smykałkę. Krew Verity zmieszana z krwią Cabotów poskutkutkowała mieszanka wybuchową, napędzaną fanatyzmem, podstępami oraz przekonaniem iż on jeden może osadzać - wszak był Mesjaszem, słowem Lucyfera oraz jego wolą w czystej formie. Talent kaznodziei sprawiał, iż niewielu podważało jego decyzje. Sędzią Cabot jest niezwykle sumiennym, dokładnym oraz dociekliwym, nawet jeśli sprawy, którymi zajmuje się Niższy Sąd Kościelny pozornie mogą zaliczać się do tych, bardziej błahych. Astaroth tkwi w przekonaniu, iż każda zbrodnia przeciwko magicznemu światu i Lucyferowi jest poważna oraz nie należy jej bagatelizować. Nie zdarzyło mu się, aby kiedykolwiek przyszedł na rozprawę nie przygotowany, nie raz zapoznając się z aktami spraw do późnych godzin nocnych. Gotów jest podjąć się każdej sprawy, zbadać ją dokładnie i wydać wyrok, który w jego opinii jest nieomylny - wszak jego umysłem kieruje sam Lucyfer.
Skreślił na pergaminie kolejne słowo, po chwili zastanowienia skreślił je jednak, nie będąc pewnym, czy będzie chciał wyciągać Kowen na światło dzienne, gdy już osiągnie swój sukces. Nie, tych słów lepiej nie spisywać, jego biografia zawsze mogła zyskać dodatkowy rozdział. To, że dołączy do Kowenu Dnia wydawało się być niemal oczywistym, zupełnie jakby miejsce na niego zawsze tam czekało. Gdy nadszedł odpowiedni dzień, ojciec wtajemniczył go w organizację, rozpoczynając kolejna przygodę na jego drodze.
Astaroth sprzymierzeńcem był… bezwzględnym i cholernie sumiennym. Każde powierzone mu zadanie wykonywał z niezwykła starannością, a jeśli trzeba było pobrudzić sobie przy tym ręce - nie miał oporów. W końcu był Wybrańcem Lucyfera, ten musiał wiedzieć, iż się nie pomylił a Astaroth zrobi wszystko, byleby wypełnić swoją misję. Swym oddaniem zasłużył na chrzest, podczas którego po raz pierwszy miał okazję spotkać Lucyfera we własnej osobie. Jeśli pozostały w nim jeszcze jakiekolwiek cząstki nie zaślepione fanatyzmem umarły właśnie tamtego dnia, podczas którego odbył długą rozmowę z Lucyferem, wyjawiając mu swoje plany. Astaroth wiedział, że jest jego Wybrańcem. Tym który miał odegrać znaczącą rolę w przedstawieniu Lucyfera i miał zamiar odegrać ją najlepiej, jak potrafił.

... Przeciwności losu są dla nas wyzwaniem, sprawdzającym naszą siłę oraz wytrwałość w wierze. Moja wiara została wystawiona na próbę, gdy moja droga żona zaniemogła z powodu kobiecej przypadłości histerii, która doprowadziła do jej śmierci. Dopiero po długich miesiącach zrozumiałem, co chciał mi przekazać tym Lucyfer - że płeć żeńska jest zbyt słaba, by stanąć na czele wiary i nie można ufać jej osądom.

Mokry nos trącił męskie kolano, a Astaroth oderwał się na chwilę od swoich zapisków, aby pogłaskać psa po łbie, wpatrując się w bystre oczy.
- Nie udała nam się żonka, co? - Mruknął do psiego przyjaciela. W domowym zaciszu jedynie czworonożny Hugo było istotą, którą Astaroth traktował z szacunkiem z którą nie mogła się liczyć nawet  żona. Elisabeth była… przypominała mu jeden z mebli, element wystroju przewijający się gdzieś na skraju świadomości.
Poznali się na którymś z przyjęć, Cabot wiedział oczywiście, iż była w kręgu potencjalnych kandydatek. Silna, zdrowa, ładna o szerokich biodrach wprost idealnych do urodzenia mu syna. Tym, co zaintrygowało go w niej najbardziej był fakt, iż jeden Williamson smalił do niej cholewki od dłuższego czasu… A Astaroth nie potrafił odmówić sobie sprzątnięcia mu kąska sprzed nosa. Był szarmancki i czarujący, czar prysnął jednak gdy obrączka już zdobiła dłoń Elisabeth, a ta stała się jego własnością - bo właśnie tylko taka rola kobiety była dla niego słuszna, podobna do ulubionego zwierzątka (to można było mieć tylko jedno, w jego wypadku był to doberman). Zręcznie okłamywał kobietę póki ta nie oddała mu we władanie swojego życia, okłamując również ich otoczenie -  dla publiczności był piękną maską kochającego męża, by wrócić do domu i twardą ręką wprowadzać swoje rządy. I chyba fakt, że próbował zawładnąć Carterówną podobał mu się w tym najbardziej, uznając jej charakter za godnego przeciwnika.
Potrzebował pierworodnego syna.
A rodzinna tradycja doskonale mówiła o tym, jak go pozyskać.
Elisabeth uderzył po raz pierwszy gdy okazało się, że nosi córkę, która zniknęła w fiolce eliksiru, przygotowywanego według rodzinnej receptury.
Gdy drugi raz okazało się, że żona nie nosi pod sercem syna zwyczajnie nie zdążył złapać jej, gdy ciamajda źle stanęła i stoczyła się po wysokich schodach, podczas krótkiej przechadzki po posiadłości z jego ojcem.
Trzecim razem… Cabot był pewien, że tyle cierpliwości nie miałby nawet sam Lucyfer, wobec nieposłusznego i głupiutkiego stworzenia. Elisabeth tym razem użyła podstępu by donosić ciążę, ukrywając jej istnienie nie tylko przed mężem, ale i resztą świata. Do tej pory pluł sobie w twarz, iż nie przejrzał jej gry, choć przyznać musiał, iż więcej uwagi poświęcał psu niż żonie. I choć ta była podstępna, nie mogła przecież ukrywać przed nim niemowlęcia.
Wybaczyłby, gdyby dała mu syna.
Tak się jednak nie stało, a pani Cabot nie przyszło jednak długo cieszyć się dzieciątkiem, które tego samego wieczoru zostało złożone w ofierze Lucyferowi i podane jej w potrawce. Rodzinna tradycja nie mogła zniknąć z powodu opryskliwości jego żony, a Cabotowie... Doskonale wiedzieli, jak pozbyć się niechcianego dziecka, posiadając wielopokoleniowe w tym doświadczenie. Zajęli się tym wspólnie, dopisując tamten wieczór do długiej listy rodzinnych sekretów, a sam nestor dopilnował, by ów zdarzenie nie ujrzało nigdy światła dziennego.
Istniała jedna, jedyna rzecz której Astaroth nie znosił, a był nią brak posłuszeństwa.
Histeria.
Paskudna przypadłość, która stała się oficjalną wersją śmierci jego małżonki, jednocześnie stając się argumentem za utrzymaniem patriarchatu absolutnego.
Pokręcił głową do swoich wspomnień po czym schował swoje zapiski do sejfu. Nie było co płakać nad rozlanym mlekiem, truchło Elisabeth już od roku spoczywało w rodowej krypcie (w najgorszym miejscu, rzecz jasna), mijał czas żałoby, a on winien rozpocząć poszukiwania kolejnej żony. Porządnej - takiej, która da mu pierworodnego syna, aby dziedzictwo Cabotów mogło przetrwać.


[ukryjedycje]

Ostatnio zmieniony przez Judith Carter dnia Nie Sty 28, 2024 1:52 pm, w całości zmieniany 14 razy (Reason for editing : Z)
Astaroth Cabot
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : Diakon, sędzia Sądu kościelnego
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Witaj w Piekle!
W tym momencie zaczyna się Twoja przygoda w Hellridge. Zachęcamy Cię do przeczytania wiadomości, która została wysłana na Twoje konto w momencie rejestracji, znajdziesz tam krótki przewodnik poruszania się po Die Ac Nocte. Obowiązkowo załóż teraz swoją pocztę i kalendarz, a także, jeśli masz na to ochotę, temat z relacjami postaci i rachunek bankowy. Możesz już rozpocząć grę. Zachęcamy do spojrzenia w poszukiwania gry, w których to znajdziesz osoby chętne do fabuły.

I pamiętaj...
Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj.




Sprawdzający: Frank Marwood
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Rozliczenie

Ekwipunek


Aktualizacje
14.10.23 Zakupy początkowe (+40 PD)
17.10.23 Osiągnięcie: Pierwszy krok, Co do słowa (+160 PD)
21.10.23 Zakupy (-20$)
17.11.23 Wydarzenie: Biada ziemi i biada morzu, I część (+10 PD)
20.11.23 surowce: marzec - kwiecień
20.11.23 Zakupy - Na Rany Aradii (-250$)
28.01.24 Aktualizacja rozpoznawalności (+1PSo)
05.03.24 Wydarzenie: Na rany Aradii (+10 PD)
17.03.24 Wydarzenie: Biada ziemi i biada morzu, II część (+100 PD)
18.03.24 Wydarzenie: Biada ziemi i biada morzu (+50 PD)
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej