Czarownicy szykują się do świętowania Nocy Walpurgii. Zaobserwowano wybuchy magiczne na terenie Hellridge, a w Saint Fall zaczyna robić się coraz bardziej niebezpieczne. Coraz częściej słyszy się o radykalizacji Kościoła, ale pojawiają się głosy przeciwników tego nurtu. Co zmienią nadchodzące wybory?
Lepszy pokój najgorszy Niepewne czasy wymagają pewnego działania. Na którą stronę przechyli się szala?
I ujrzałem ziemię nową Cripple Rock przeżywa kolejny wstrząs, wypluwając dziwactwa, jakich świat nie widział.
Czarna Msza Oto nastają ciężkie czasy – módlmy się do Piekielnej Trójcy.
Niech żyje bal Na wystawnym balu Krąg świętuje sabat pośród tańca i plotek.
Noc Walpurgii Najważniejszy z sabatów zaprasza wszystkich atrakcjami na wzgórza Cripple Rock.
Wybory Los Saint Fall leży w Twoich rękach – wybierz swojego kandydata na burmistrza.
Pomożecie Pomożemy! W odbudowie Hellridge potrzebna jest pomoc. To jak? Pomożecie?
Człowiek jest jak ćma Zwyczajnego dnia czarownicy poznają niezwyczajne istoty, stając przed moralnymi wyborami.
Spotkanie Kowenu Dnia Wrota Piekieł zostały otwarte – Kowen bez prefekta musi się naradzić co dalej.
Spotkanie Kowenu Nocy Wśród śmiertelnych zamieszkała Lilith – Matka wzywa swój Kowen na spotkanie.
nazwisko matkiToussaint data urodzenia 27.01.1955 miejsce zamieszkania Wallow zawódgospodyni domowa pomagająca mężowi na farmie status majątkowy zamożna stan cywilny mężatka wzrost 165 cm waga 62 kg kolor oczu brązowe kolor włosów czarne odmienność - umiejętność przywołanie chowańca stan zdrowia zdrowa znaki szczególne ciemny kolor skóry, jasne znamię na lewym żebrze pod piersią przypominające koło o poszarpanych brzegach
magia natury: 20 (III) magia iluzji: 0 (I) magia powstania: 7 (II) magia odpychania: 0 (I) magia anatomiczna: 2 (I) magia wariacyjna: 0 (I) siła woli: 6 (II) zatrucie magiczne: 4 sprawność: 3 gibkość: POZIOM I (1) sport (pływanie): POZIOM I (1) gimnastyka: POZIOM I (1) charyzma: 8 kłamstwo: POZIOM I (1) perswazja: POZIOM II (6) savoir-vivre: POZIOM I (1) wiedza: 13 botanika: POZIOM II (6) zoologia: POZIOM II (6) zarządzanie i ekonomia: POZIOM I (1) talenty: 10 voodoo: POZIOM I (1) malarstwo: POZIOM I (1) celność: POZIOM I (1) gotowanie: POZIOM II (6) celność: POZIOM I (1) reszta: 6 PSo
rozpoznawalność II (społeczniak) elementary school Northride w Broken Alley high school Paradise High w Little Poppy Crest edukacja wyższa - moje największe marzenie to szczęśliwe życie z moją rodziną najbardziej boję się zagrożenia dla niej w wolnym czasie lubię zgłębiać voodoo, hodować rośliny, ćwiczyć fizycznie mój znak zodiaku to wodnik
I. KIM JESTEM?
Historia mojego powołania na ten świat jest krótka i prosta – jestem owocem miłości i małżeństwa Tajuany z domu Toussaint i Cadena Bloodwortha. Choć moja matka nie należała do Kręgu, ten związek dał radę zaistnieć chyba dzięki faktowi, że była jego drugą żoną. Pierwsza zmarła przedwcześnie, osieracając moje przyrodnie rodzeństwo. Czasami mama opowiadała mi, jaka to była między nimi wręcz miłość od pierwszego wejrzenia. Myślę jednak, że połączyły ich wspólne zainteresowania – od zakładu pogrzebowego do voodoo nie jest znów wcale tak daleko, choć nigdy nie wnikałam, co dokładnie razem lubili w związku z tym robić. Przyjęłam to za oczywistość, że o pewnych rzeczach się nie mówi nawet bliskim. Choć o pierwszych przejawach mojej magii było w rodzinie głośno, bowiem każdy czekał, aż się wykażę talentem. Nie był to jednak jakiś niezwykły moment - jeden z rówieśników nachalnie mnie zaczepiał tak, że miałam dość. Odczuwane przeze mnie emocje musiały uwolnić mój potencjał magiczny, bowiem nagle na jego głowę spadła lampa. Chłopak trafił do szpitala, a całą sprawę uznano za nieszczęśliwy wypadek. Moja rodzina domyśliła się jednak wszystkiego, kiedy opowiedziałam im przebieg zdarzeń.
Jako dziecko chodziłam do Northride w Broken Alley. Mimo mieszanego pochodzenia, wiele dzieciaków patrzyło na mnie z góry, tak jak ich rodzice, którzy zdecydowanie nie mieli nic przeciwko, gdy obrywałam z rąk ich dzieci papierowymi kulkami lub wyzwiskami, nawet gdy za to pogarszały się wyniki ich podopiecznych. Następnie z okazji zmiany stopnia edukacji, a wraz z nią już doroślejszym zachowaniem rówieśników, poszłam do Paradise High w Little Poppy Crest, czyli szkoły, która również się niczym nie wyróżniała. W końcu moje wykształcenie nie było aż tak istotne – ważniejsze było, bym miała czas na naukę w ramach szkółki kościelnej, pomocy w domu, a także nauki voodoo od matki. To ostatnie było naszą wspólną tajemnicą, a przynajmniej myślę, że ani moje rodzeństwo, ani mój ojciec nie wiedzieli, że matka przekazuje mi to, co sama wie. Może to wynikało z tego, że byłam jej jedynym dzieckiem – niestety miała problem zajść w kolejną ciążę. Koniec końców rodzice się z tym pogodzili, ale nie byli zadowoleni. Ale życie toczyło się dalej - przed niewtajemniczonymi udawaliśmy zwykłych ludzi, przed czarownikami ujawnialiśmy swoje zdolności (oczywiście nie wszystkie i nie każdemu). Ten stan rzeczy dalej był dla mnie normą, choć rodzice czasem mimochodem i bardzo cicho, tylko przy nas wspominali, jaki piękny byłby świat, gdybyśmy mogli wszyscy iść ramię w ramię bez ukrywania się między nie-czarownikami.
Gdy byłam starsza, mój tata zaczął również zabierać mnie ze sobą na naukę do rodzinnego zakładu pogrzebowego, licząc na ujawnienie moich talentów w tej dziedzinie. Nie bałam się trupów – w naszym domu była o nich mowa od zawsze. W końcu życie i śmierć to dwie strony tej samej monety – łatwo do tego dojść, hodując rośliny w przydomowym ogródku bądź rybki, którym niewiele trzeba, by pożegnały się z życiem. I choć życie jest kruche, przecież po nim czeka nas drugie życie, wieczne. Nie było wię się czego bać. Dzięki jednak obcowaniu z przyrodą (a może przez naturalne predyspozycje zaczęłam z nią obcować? Nigdy do tego nie doszłam) wykazałam szczególny talent we florystyce pogrzebowej i kontakcie z klientem, nakłaniania go, gdy był niezdecydowany czy pomijania niewygodnych faktów. Choć nie wiem, czy to nie ta słabość ojca do mnie spowodowała, że wolał, bym unikała bezpośredniego kontaktu ze zmarłymi. Z czasem jednak zaczęłam również pomagać szykować zmarłych w ich ostatnią podróż, malując ich twarze tak, by ich bliscy wiedzieli, że byli w dobrych rękach. To cudowna praca – możesz rozpogodzić ludzkie oblicze idące do piekła, nawet jeśli ktoś całe życie był naburmuszony. Nie robiłam jednak tego i dalej nie robię za często. Prócz tego załapałam wtedy podstawy zarządzania własnym przedsiębiorstwem.
Po moim chrzcie ojciec zaczął mnie testować – byłam tego pewna. Zadawał pytania, które pewnie niektórzy uznali mnie za heretyckie i sprawdzał moją reakcję, rozważał ze mną różne teorie, a w pewnym momencie również bez większego wyjaśnienia brał gdzieś i sprawdzał, czy usłucham, czy komuś powiem o naszych wycieczkach, czy jakoś zareaguję. Potem odkryłam, że sprawdzał, czy może ze mną dzielić tajemnicę, tak jak dzielił swoją z matką i jak ja z mamą dzieliłam swoją. Najwyraźniej był zadowolony, bo po ukończeniu przeze mnie edukacji szkolnej zaczął mnie wciągać do Kowenu Dnia. Nie broniłam się przed tym, wprost przeciwnie – czułam, że wartości tutaj omawiane są właściwe i słuszne. W końcu to Lucyfer dał nam moc i to on może przekazać ją dalej niemagicznym. A wtedy wszyscy zrozumieją matactwa Gabriela.
Dołączenie do kowenu miało też jeszcze jeden istotny dla mnie wpływ – poznałam tam swojego przyszłego męża. Miał takie piękne włosy!
Ach, szkoda, że już ich nie ma.
Ale prócz tego miał farmę, na której łatwiej mogłam zaznajamiać się z magią natury, a także po prostu był dobrym człowiekiem, więc bardzo łatwo coś między nami zaiskrzyło. Mój rodzice też nie mieli nic przeciwko emu związkowi, tata wręcz wydawał się zadowolony, że znalazłam sobie kogoś w Kulcie. Nic dziwnego, że jakiś rok później z panny Bloodworth stałam się panią Padmore. I choć musiałam zrezygnować z ukochanej pracy, byłam szczęśliwa, uczestnicząc na tym etapie życia bardziej w życiu niż śmierci. Lucyferowi również musiało się to podobać – pobłogoslawił nas w końcu czwórką dzieci, a kto wie, czy nie dojdą kolejne?
No i nasz Pan pozwolił mi zostać prymicjantką. Kilka lat temu miałam chrzest, podczas którego objawił mi się z kozią głową i sporej wielkości rogami. Słuchałam go urzeczona faktem, że miałam z nim tak bliski kontakt. Zdradził mi wtedy tak wiele! A ja przyrzekłam zachować to w tajemnicy poza Kowenem Słońca, jak wcześniej nie zdradziłam się z tym, czego uczyła mnie mama i w co wciągał mnie ojciec.
I choć czasami tęskniłam za rodzinnym biznesem, życie na farmie dawało naprawdę wiele możliwości. Choćby w kwestii zgłębiania magii natury, by pomóc mężowi - uczyłam się od niego, kiedy mogę przyspieszać zbiór plonów, jakimi czarami odstraszać szkodniki czy jak zaklinać zwierzęta, by te chroniły naszą ziemię. Przyznaję, wciągnęłam się w tę dziedzinę magii, ucząc jej w wolnym czasie, tak na wszelki wypadek - nie każdemu musiała się podobać w okolicy sąsiadka o takim kolorze skóry jak ja. Koniec końców poczułam również, że mogłabym się podjąć nauki przyzwania chowańca w postaci pięknej, dzikiej gęsi - wiedziałam, że to zwierzę dla mnie. W starożytnym Rzymie to gęsi, nie psy ostrzegły Rzymian przed wrogiem. Dzika gęś również w razie czego mogła z góry obserwować, czy nie zbliżają się drapieżniki. No i to zwierzę, jak prawdziwa matka, nawet jeśli nie była szczególnie silna, tym co miała broniłaby swoich dzieci.
Życie stało się dla mnie monotonne, ale mimo to wcale nie nudne, jak cykl natury – odprowadzanie dzieci do ich babci lub szkoły, praca, robienie obiadu, pomoc przy farmie, działalność w Kulcie, od czasu do czasu randki z mężem lub wyjście z przyjaciółmi, ćwiczenia dla utrzymania zdrowego ciała oraz udzielanie się w kole gospodyń wiejskich czy Kręgu, w którym często angażuję się w dyskusję, jak najlepiej byłoby coś zorganizować albo choćby piekę ciasta na festyny. Wiedziałam, że to wszystko, ta cała beztroska rutyny kiedyś przeminie, że umrze mój tata, moja mama, moje rodzeństwo, moi sąsiedzi, nas z mężem też kiedyś zabraknie, ale nie przeraża mnie to. Póki śmierć nie jest nagła, nienaturalnie szybka, gwałtowna lub związana z cierpieniem, należy ją przyjąć ze spokojem, jak przyjaciółkę. Gdyby coś zaczęło się dziać w okolicy... Nie wiem co bym zrobiła. Ale z pewnością musiałabym wyjść poza swoją rutynę, aby dać swoim bliskim możliwość przeżycia swoich dni z uśmiechem na ustach.
W tym momencie zaczyna się Twoja przygoda na Die Ac Nocte! Zachęcamy Cię do przeczytania wiadomości, która została wysłana na Twoje konto w momencie rejestracji, znajdziesz tam krótki przewodnik poruszania się po forum. Obowiązkowo załóż teraz swoją pocztę i kalendarz , a także, jeśli masz na to ochotę, temat z relacjami postaci i rachunek bankowy. Możesz już rozpocząć grę. Zachęcamy do spojrzenia w poszukiwania gry, w których to znajdziesz osoby chętne do fabuły.
I pamiętaj... Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj.