POKÓJ PRZESŁUCHAŃ Z DZIURĄ W ŚCIANIE Pokój przesłuchań w pełni oddaje surowy charakter siedziby Czarnej Gwardii. Jest to jeden z wielu, znajdujący się na wyższych poziomach, do których okazjonalnie wstęp mają cywile, najczęściej, gdy przesłuchiwani są w charakterze świadków bądź podejrzanych. Ta sala ma na ścianie wyjątkową pamiątkę po jednym z przesłuchań — dziurę w kształcie pięści w ścianie, której pochodzenie może być o tyle zastanawiające, że mury Kazamaty z pewnością nie są z tektury, a grubego kamienia. W środku znajduje się biurko, dwa krzesła i mocne, jaskrawe światło, które wcale nie sprawia, że goście czują się tu mile widziani. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
25 marca, 1985 roku. godzina 9:13 Zapalona przez O’Carolla żarówka w pokoju przesłuchań, dygotała pod wpływem podmuchu powietrza otwieranych drzwi. Światło kręciło się chwilę nad stołem, sprawiając, że wpatrywanie się w nie mogło przyprawić kogoś o lekkie mdłości. Rzecznik ze spokojem udał się w stronę dwóch krzeseł po jednej stronie stołu i usiadł, czekając, aż goście zostaną do was przyprowadzeni. Wiedziałeś, po co on tu jest, a po co jesteś ty. To twoim zadaniem, Sebastianie, będzie zadawanie pytań — odpowiednich pytań, abyście razem mogli dojść do prawdy tego, co wydarzyło się dwudziestego szóstego lutego. Wiedziałeś również, że chociaż sierżant głównie będzie tylko obserwować oraz notować, to nie będzie się bał zabrać głosu, gdy poczuje taką potrzebę. Rozłożony blok papieru oraz długopis przed nim był tego najlepszym potwierdzeniem. Jeśli chciałeś jeszcze o coś zapytać, póki jesteście sami — ta okazja już minęła. Już niedługo po tym do środka została wprowadzona jedna osoba z dwójki, którą zgodnie z aktami znajdującymi się w twojej dłoni, miałeś przesłuchać — Blair Scully. — Panna L'Orfevre została zatrzymana w celu dopełnienia formalności — wyjaśniła kobieta na korytarzu, co powinno być dla ciebie wystarczającą informacją, aby zaczynać bez niej. Blair, wchodząc do pomieszczenia, czułaś przede wszystkim wszechobecny chłód, jaki panował w Kazamacie. Coś, do czego być może pracujący tu gwardziści byli już przyzwyczajeni, jednak twoje włosy na skórze, pomimo niewątpliwie rozsądnie dobranych ubrań, stały dęba. Wszystko to, co widziałaś, było dla ci obce — mało który “cywil” ma okazję wejść do siedziby Czarnej Gwardii i — cóż — wyjść. Nie mogłaś również wiedzieć, jak dokładnie przebiegnie twoje przesłuchanie, czy jak wyglądała hierarchia między mężczyznami. W magicznym społeczeństwie, Czarna Gwardia owiana jest nie tylko strachem, ale i tajemnicą. To od ciebie, Sebastianie, zależy, jak potoczy się dalsza część przesłuchania. Notka od Mistrza Gry: Rozpoczynamy w tej turze przesłuchanie. Sebastian, masz pełną dowolność zadawanych pytań oraz podejmowanych działań odnośnie przesłuchiwanych świadków. Obecny na przesłuchaniu Rzecznik, zgodnie z Twoją wiedzą oraz doświadczeniem, nie będzie Ci przeszkadzał, aczkolwiek może zareagować (chociaż nie musi), gdy dojdzie do jawnych nadużyć z Twojej strony. Aby jednak zachować realizm upływającego czasu, Mistrz Gry prosi o zachowanie zasady dwóch pytań na posta oraz dwóch akcji, jeśli takowe będziecie chcieli podjąć. Mistrz Gry pragnie przypomnieć o terminowości odpisów — jeśli nie jesteście w stanie się w nim wyrobić, proszę o taką informację przed wyznaczonym terminem. Brak odpisu, w przypadku niezgłoszonej nieobecności czy braku informacji dla Mistrza Gry o ewentualnym opóźnieniu, będzie miało konsekwencje fabularne i skutkować będzie wyprowadzeniem postaci z przesłuchania. Ponieważ gwardzista prowadzi przesłuchanie, pozwoliłam sobie wyznaczyć osobny deadline dla Sebastiana, a osobny dla reszty osób w wątku. Elianne, jest to twoja ostatnia szansa, aby dołączyć do przesłuchania. Fabularnie możesz uznać, że Twoja postać została zaprowadzona do osobnego pokoju, gdzie zadano jej pytanie o to, jak się nazywa i poproszono o pokazanie formy identyfikacji, a następnie została przyprowadzona do tej sali na przesłuchanie. Sebastian: 48 h od posta Mistrza Gry, tj. do 19.09 do godziny 22:00 Blair i Elianne: 48 h od posta Sebastiana, tj. do 21.09 do godziny 22:00 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 212
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Jarzące się światło i chłód pomieszczenia nie robią na nim wrażenia. Choć postronnym ludziom może wydawać się to niemożliwe, to tak naprawdę bardzo szybko idzie się przyzwyczaić do tych warunków. Gdy przychodzi się tu codziennie i gdy większość czasu spędza się w kamiennych, surowych ścianach Kazamaty, nagle to przyjemne świeże powietrze i uroki natury zaczynają być dziwnie nieswoje. Wyjątkowe. A po tylu latach, ile spędził tu Sebastian, Kazamata z całą tą swoją nieprzystępnością i złowrogim nastrojem, stała się mu drugim domem. Zapewne dlatego nie czuje się dobrze z tym, że musi spiskować przeciw swoim braciom i siostrom z gwardii. Może spisek to złe określenie, ale ma wrażenie, że robi coś podobnego, zatajając prawdę. Będą jak dzieci błądzące we mgle, bo nawet jeśli uwierzą w zestąpienie aniołów i ich udział w kataklizmach, to nie będą potrafili wyjaśnić, co to tak właściwie oznacza. Ale Kowen Dnia jest wierny kościołowi i nie działa przeciw niemu. Gdy uzna, że stosownym jest podzielenie się wiedzą z resztą czarowników, wtedy i tylko wtedy się to stanie. Gwardia jest wydziałem Kościoła, a Sebastian jest wierny Kościołowi, nawet jeśli musi zataić prawdę. To nie zdrada, to nie spisek, to twoja powinność, tłumaczy sobie, gdy drzwi uchylają się i do pomieszczenia wchodzi trzecia osoba. Młoda dziewczyna. Dziewczyna, której twarz kojarzy i potrzebuje tylko kilku sekund, by odnaleźć w pamięci skąd. Nie daje po sobie poznać napięcia, jakie wywołuje ta świadomość. Patrzą sobie w oczy, gdy siada i żadne nie może być pewnym czy się rozpoznali. Sebastian woli założyć, że tak. Czy jej przynależność do drugiej grupy to zaleta czy przekleństwo? Działają przeciw kowenowi, a skoro kowen na tę chwilę chce zatuszować prawdę i ukryć swoje tajemnice, to czy ci drudzy nie zechcą na przekór wszystkiego ujawnić? A może przeciwnie, może też mają interes w tym, by prawda nie wyszła na jaw? Dotąd nie widział, by ktokolwiek z tej drugiej grupy, nie zaś z postronnych obserwatorów, rozpowiadał o wydarzeniach z dwudziestego szóstego lutego. Jeśli więc w tym przypadku wyjątkowo stoją po jednej stronie barykady, być może mogą sobie pomóc. Poprowadzić to przesłuchanie tak, by dochować tajemnicy. Sebastianowi nie podoba się to, że ktoś z nich wie, że przynależy do gwardii. Ale być może dziś obecność jednego z nich mu pomoże. Oby tak było. – Proszę opowiedzieć o wydarzeniach z dwudziestego szóstego lutego. – Daruje sobie wstępy, powitania i uprzejmości. Tych nie oczekuje się od gwardzistów, w końcu nigdy nie słynęli z potulności. Zaczyna standardowo. Należy usłyszeć wersję wydarzeń świadka raz jeszcze i porównać z tym, co mówił wcześniej. Z tego co mu wiadomo, do tej pory nie miało miejsca żadne szczegółowe przesłuchanie, nie liczy więc na to, że dziewczyna poplącze się w zeznaniach. Ma za to nadzieję, że te będą treściwe i zwięzłe. Nie ma całego dnia. Ponadto im mniej słów, tym więcej będzie w stanie zataić w kwestii aniołów. Jeżeli tylko zechce. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Kiwnęłam tylko głową na słowa Charlotte. Jasne było dla mnie, że mam powiedzieć, jak najmniej. Musiałam postawić się w sytuacji, jakbym zapomniałam wydarzeń z Wallow, choć po takim czasie pamięć szwankowała. W głowie miałam już jednak pewien plan, który mógł się udać i do jego zrealizowania potrzebowałam tylko odrobiny szczęścia. Pojawili się wkrótce i oni. Blondynka i Mallory. Odprowadziłam ich wzrokiem, a resztę wolnego czasu spędziłam dalej opierając się o szklaną witrynę plecami, dopóki nie pojawiła się kobieta. Dzięki niej dowiedziałam się, że ta trzecia dziewczyna również należała do Kręgu, co wcale nie poprawiało mojej sytuacji. Wręcz przeciwnie. Chwilę później po krótkiej rozmowie zaczęła nas prowadzić w głąb Kazamaty. Nigdy w niej nie byłam i szczerze wolałam, żeby tak pozostało. Życie jednak pisze różne scenariusze i przez to musiałam teraz przejść przez te potężne drzwi. Kolejne instrukcje, Charlotte na prawo, ja na lewo. Wysłałam jej ostatnie spojrzenie i bez słowa weszłam do wyznaczonej sali. Dwóch mężczyzn, każdy wpatrzony we mnie. Ja raz rzucałam spojrzenie jednemu, raz drugiemu, nie będąc do końca pewna, co powinnam teraz zrobić, może przedstawić się? Ale przecież wiedzieli, kim ja jestem. Usiadłam więc, teraz przypatrując się jednemu z nich, który wydawał się nadto znajomy i dopiero po chwili uderzyła we mnie prawda. Rozpoznałam w nim wroga, o którym mówiła Zuge. Mieli swoje wpływy nawet w kazamacie? Ugryzłam się ze stresu w wewnętrzną stronę policzka, próbując rozładować nieprzyjemne emocje. - Wychodziłam właśnie z damskiej toalety, razem z Charlotte Williamson, kiedy chyba równo o dwunastej? przedarł się ogromny huk przez uniwersytecki kampus, a potem był jeszcze drugi. - Zaczęłam niezbyt pewnie. - Panna Williamson wspięła się na parapet, kiedy z nieba zaczęły spadać te śnieżnobiałe pióra i wychyliła się przez okno, żeby złapać za jeden, ale wraz z nimi zaczęła obniżać się też ta czerwona mgła. Przestraszyłam się, bo nie byłam pewna, czy nie jest ona trująca, dlatego zgodnie z poleceniami jednego z profesorów, ukryliśmy się w jednej z sal. Ja, Charlotte, Mallory, Marshall i ta L'Orvefre - nie pamiętam, jak ma na imię... - Wędrowałam znowu wzrokiem po twarzach mężczyzn, jakby próbując się dopatrzeć jakiejkolwiek reakcji na moje słowa. - i teraz.. pozwolę sobie mówić zgodnie z prawdą, a nie tym, co zostało napisane w Piekielniku. Myślałam, że byliśmy tam w piątkę, ale wkrótce z rogu sali zaczęło dobiegać znajome wołanie... Było tam o jedną osobę więcej, ale to... była druga Charlotte Williamson.. identyczna. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Elianne L'Orfevre
Chłód korytarzy i dezorientacja po chwili krążenia po nich. Przestrzenie w pewien sposób przywodziły Elianne na myśl tunele, w których utknęła z Mallorym, Byalem oraz tamtą dziwną kobietą. Czuła się nieswojo i nie podobało jej się to miejsce ani trochę. Gdyby nie to, że musiała złożyć zeznania gwardii, na pewno nie szłaby za resztą tymi korytarzami, a wyszłaby na zewnątrz. Do pewnego momentu w miarę pamiętała drogę, jednak im dalej, tym bardziej się gubiła i tym bardziej przypominały jej się tamte przeklęte tunele. Miała ochotę poprosić o wypuszczenie jej z tych ścian, które wydawały jej się do niej przybliżać. Może powinna wtedy w liście poprosić o przesłuchanie w pomieszczeniu, które będzie sporych rozmiarów? Teraz jednak mleko już się rozlało i nie sądziła, żeby jej prośba miała jakkolwiek zostać rozpatrzona pozytywnie. Zdziwiło ją, że muszą ją wylegitymować. W kościele pojawiała się już dużo wcześniej niż inne osoby w jej wieku, ze względu na swoją odmienność, dodatkowo była z rodziny należącej do kręgu, więc sądziła, że raczej jest w tym miejscu kojarzona. W duchu wzruszyła tylko ramionami i poszła do wskazanej sali, aby odpowiedzieć na pytanie o jej imię i nazwisko oraz wylegitymować się. Spodziewałaby się, że prędzej to tamta poza kręgowa osóbka będzie musiała się legitymować, a jednak to ją zgarnęli od razu na przesłuchanie, a Elianne musiała przejść przez procedurę. Siedziała jednak cicho, nie komentując nic, a po prostu podążając za wskazówkami, uznając, że nie warto się rzucać, czy irytować otoczenia, skoro będzie ich potrzebować, żeby wyjść z budynku. Bo znalezienie drogi powrotnej na własną rękę mogłoby być upierdliwe. Po przejściu wszystkich procedur, jakich wymagano, przeszła do wskazanego pokoju przesłuchań. — Dzień dobry. Elianne L'Orfevre. — Przywitała się i przedstawiła osobom, które miały ich przesłuchiwać, z czystej kultury, wiedziała, że skoro ją przesłuchują, to pewnie mają informacje o niej w papierach przed sobą. Zakładała również, że sami gwardziści nie zechcą się przedstawiać, a nawet jeśli to rzucą pierwsze lepsze imię i nazwisko, które nijak będzie się miało do prawdy, więc po prostu ruszyła do wolnego krzesła i usiadła na nim. Trochę była zawiedziona, że nie była w sali z Mallem. Czułaby się pewniej, gdyby był obok, zamiast tej.... Blair? Dobrze pamiętała to, jak Mall ją nazywał? Nie była pewna, za to wiedziała, że gdyby nie to, że pewnie zostałoby to odczytane jako bardzo niekulturalne, odsunęłaby swoje krzesło jak najdalej od dziewczyny. Jakoś nie bardzo chciała siedzieć w zasięgu jej rąk. Chociaż, anioło-niewiadomoco-opętanego-Marshalla ta dziewczyna dobiła, manipulując ostrzem za pomocą magii, więc pewnie i tak odsunięcie się od niej na bezpieczną odległość nic by nie dało. Siedziała więc na tyle spokojnie, na ile potrafiła, czując się nieswojo i starając się kontrolować swój oddech, żeby nie świrować przez ciasne pomieszczenie. |
Wiek : 22
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Jubiler, zaklinacz
Wraz z pierwszym słowem Blair, do ambientu pomieszczenia dołączył dźwięk cichego skrobania długopisu o kartkę papieru. Siedzący obok Sebastiana mężczyzna, zdawał się zapisywać każde wasze słowa, choć nie mogliście mieć pewności — w końcu to, co zostawało zapisywanie, pozostawało poza zasięgiem waszego wzroku. Opowieść Blair była przepełniona szczegółami. Szczegółami, które tobie, Sebastianie, w większości brzmiały obco. Chociaż mogłeś rozpoznawać część elementów wspólnych, z tym, co już do tej pory słyszałeś lub widziałeś odnośnie wydarzeń w innych miejscach Hellridge z tego dnia, to ostatnie zdanie dziewczyny powinno być dla ciebie zaskoczeniem. Nie słyszałeś nigdy o magicznym sposobie, aby całkowicie przyjąć czyjąś formę. Istniały rytuały, które pozwalały na częściową zmianę wyglądu, ale nawet biokineza nie byłaby w stanie wyjaśnić tego, co opisywała kobieta. Wraz z wejściem Elianne, wzrok sierżanta podniósł się znad stołu, chociaż nie trwało to długo. Drobne zamieszanie, mogłoby wyrwać was chwilowo z rytmu pytań i odpowiedzi, ale nie na zbyt długo. Przesłuchanie trwało dalej. Sebastian: do 25 września, 22:00. Blair i Elianne: do 27 września, 22:00. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 212
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Podczas gdy panna Scully mówi swoją wersję wydarzeń, Sebastian otwiera teczkę, gdzie ma również pustą kartkę na notatki. Ma dobrą pamięć, a raport dla sierżanta będzie musiał napisać zaraz po zakończeniu przesłuchania, ale z nawyku i tak kreśli krótkie, zwięzłe notatki. Również dlatego, że działa to w pewien sposób na psychikę przesłuchiwanych. Świadomość tego, że wszystkie ich słowa są zapisywane, zniechęca do kłamania, w końcu w nieprawdzie łatwo się pogubić. Skrobie sztywnym ruchem wymienione nazwiska, a także kilka pojedynczych słów, do których wróci, gdy przyjdzie czas na bardziej szczegółowe pytania. Woli ich nie zadawać w trakcie relacji świadków czy podejrzanych, bo to zaburza tok przesłuchania i wprowadza niepotrzebny zamęt. Łatwo wtedy zejść z tematu i pominąć ważne szczegóły czy zapomnieć o poruszeniu pewnych kwestii. Pozwoli sobie mówić zgodnie z prawdą, a nie tym, co zostało napisane w Piekielniku. Już to, co powiedziała do tej pory, brzmi absurdalnie dla niewtajemniczonych, ale kolejna kwestia, którą wspomina, mogłaby wywołać w kimś nietaktownym śmiech. Twarze gwardzistów pozostają jednak niewzruszone, jakby ktoś zaprogramował ich tylko na tę jedną, bezosobową minę. Sebastian nie zna czaru czy rytuału, który byłby w stanie skopiować w pełni wygląd drugiej osoby. Wierzy, że anioł mógłby mieć taką moc, ale nie zamierza się tym dzielić i wolałby, by panna Scully również pozostawiła tę kwestię dla siebie. Jest ciekaw, dokąd to zmierza. Wraz ze słowami dziewczyny, Verity traci nadzieję na to, że będą w stanie sobie pomóc. Będzie ratować swoją dupę. Byle tylko nie kosztem tajemnicy kowenu. Nie jest pewien jaki właściwie mają cel fanatycy Lilith, więc nie wie, czego się spodziewać. Ale w zasadzie, jeśli ci chcą przeszkodzić w jakiś sposób w uwolnieniu Surtra… Dobrze byłoby osłabić ich szeregi. Zamknięcie jednej z nich choć na jakiś czas, pomogłoby sprawie. Takie relacje, jakimi się dzieli, tak nieprawdopodobne, muszą przecież zostać zbadane. Brzmi jak coś wymyślonego, jak chronienie swojego tyłka albo ustalona wersja wydarzeń. Sebastian jej wierzy, bo wie, że niemożliwe stało się możliwym, ale czy pozostali gwardziści będą skłonni uwierzyć na słowo w coś zupełnie nieprawdopodobnego? Wątpi. Mogą być potrzebne czary i rytuały, które zbadają jej wspomnienia czy też prawdomówność, a to wymaga czasu. Przy odrobinie szczęścia stanie się to w zamknięciu, jeśli przesłuchanie wykaże, że panna Scully nie zetrze z siebie miana podejrzanej. Opowieść dziewczyny przerywa dźwięk otwieranych drzwi, w których pojawia się druga podejrzana. Elianne L’Orfevre – dzieciak z Kręgu, ale to nie ma żadnego znaczenia. W Kazamacie każde nazwisko traci swoją moc, niezależnie od tego, po której stronie się siedzi. Nie odpowiada na przywitanie, a tylko krótkim gestem dłoni wskazuje dziewczynie drugie krzesło, na którym ta zaraz siada. Zatrzymuje wzrok na niej, dając tym samym znak, że panna Scully może przez moment odsapnąć. – Proszę opowiedzieć, co wydarzyło się dwudziestego szóstego lutego. – Celowo nie przytacza relacji wyznawczyni Lilith, by nie podsuwać drugiej podejrzanej żadnych sugestii, a tym samym, by porównać ich wersje wydarzeń. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Szmer pisania niemalże od razu zaczął mi przeszkadzać w mówieniu. Stres narastał z każdą kolejną linią tuszu, a ja tylko starałam się nie odwracać wzroku, żeby nie spróbować zerknąć w ich notatki. Przez moją pozycję i tak wiele bym z tego nie wyczytała, ale byłam ciekawa, czy robią tylko i wyłącznie transkrypt moich słów, czy może także zapisują od razu tam swoją opinie. Nie znałam się na prawie, ale miałam nadzieję, że dadzą mi w najgorszym przypadku przynajmniej prawo do sprawiedliwego procesu, zanim założą na mnie kajdany. Gill by mi wtedy pomogła. Nie wiem, czy zrobiłaby to bezpośrednio na sali, jako mój obrońca, ale na pewno ma kontakty w tej dziedzinie. Ale czy do takowego procesu by doszło? Wersja oficjalna jest zupełnie inna, więc nie zdziwiłoby mnie to, jeżeli po prostu zostałabym zamknięta w przytułku u Nostradamusów. Miałam już zaczynać kolejne zdanie, kiedy to do pokoju weszła ta blondyna. Zdziwionym wzrokiem spojrzałam na gwardzistów, jakby nie rozumiejąc, czemu przerywa moje przesłuchanie, ale szybko zdałam sobie sprawę, że będziemy zapewne przesłuchiwane razem. Muszę teraz zapamiętać jej imię, które niemalże od razu skojarzyło mi się z tamtym numerem Piekielnika. Czyli to ona wtedy zaginęła z Marshallem, a fakt ten mogę obrócić na moją korzyść nawet na tej sali. Odprowadziłam ją moim najzimniejszym wzrokiem na wyznaczone przez członka wrogiej grupy miejsce. Jej obecność tutaj pokrzyżowała mi mój wcześniejszy plan, ale z drugiej strony w głowie zrodziły się kolejne pomysły, które będę mogła przetoczyć na moją korzyść. Wystarczy tylko kilka jej słów. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Elianne L'Orfevre
Próbowała oddychać i nie zwracać uwagi na to, że ściany wydawały się być bliżej niż jeszcze chwilę wcześniej. Skoro reszta nie reagowała na nie, to znaczy, że te ściany to tylko wymysł jej umysłu w związku z traumą, jakiej doznała przez uwięzienie w tunelach. Próbowała racjonalizować to, co czuła i widziała i przesiewać to bazując trochę na zachowaniu osób dookoła. Chwilę po tym, jak usiadła, padła prośba o opowiedzenie, co się działo tamtego dnia na uniwersytecie, więc pozbierała się do kupy na tyle, na ile mogła i zaczęła opowiadać. Przećwiczyła to w głowie chyba tyle razy, że wykuła na pamięć szczegóły. — Byłam na korytarzu niedaleko biblioteki. Zegar wybił południe, a chwilę później usłyszałam huk, który zaraz się powtórzył. Marshall przy drugim huku przewrócił się prosto pod moje nogi i to on zwrócił moją uwagę na to, że za oknem, z nieba zaczęły spadać pióra, których biel aż bolała, kiedy się na nie patrzyło. Niebo wydawało się jakby gęstnieć i opadać, a i widziałam, jak coś podłużnego przeleciało nad dachem uczelni przez te czerwone chmury, nie jestem jednak w stanie sprecyzować co, to dokładnie było, bardzo szybko zniknęło. Charlotte Williamson podjęła próbę wychylenia się przez okno i złapania jednego z piór, co jej się udało. Zaraz też odezwał się jeden z niemagicznych wykładowców, który był obok na korytarzu i kazał nam wejść do sali i poszedł dowiedzieć się, co się dzieje. W tym czasie Charlotte złapała pióro, a chmury opały na tyle nisko, że wydawało się, jakby zamieniły się w czerwoną mgłę, próbującą dostać się na korytarz. moja bransoletka z kryształem górskim zaczęła świecić, więc w końcu posłuchaliśmy profesora i przenieśliśmy się do klasy, zamykając za sobą drzwi. Przez chwilę odgłosy z korytarzy wydawały się normalne, jednak po chwili wszystko nagle ucichło wręcz w nienaturalny sposób. — Drobna, ledwo zauważalna przerwa nastąpiła przed tym, co miała zaraz powiedzieć, jakby niechcący przyciągając uwagę do tego, że właśnie miała przyznać się głośno, że jest słuchaczem. Wiedziała, że na pewno mają to w swoich papierach, w końcu uczyła się kontroli pod opieką kościoła, jednak mówienie o swojej odmienności głośno dalej nie było czymś, co chętnie by robiła. — Widząc, że Charlotte ma pióro, poprosiłam ją o pokazanie mi go. Nie wiedzieliśmy, w jakiej jesteśmy sytuacji i co się dzieje, więc uznałam, że odczytanie go może nam coś podpowiedzieć odnośnie tego, co się właśnie działo. Zanim jednak udało mi się to zrobić, pojawił się klon Williamsonówny. Wyszło z tego zamieszanie, Charlotte, ta prawdziwa, próbowała postawić między nami a klonem barierę, Blair próbowała uwięzić tę istotę, sama rzuciłam vesimenta sua, mając nadzieję na to, że trochę to pomoże zablokować ruchy temu czemuś, co podszywało się pod Williamsonównę. — wydała się niepewna imienia Scully. Znała je tylko dzięki Mallowi, a i minęło trochę czasu, od kiedy je usłyszała, więc nie mogła być w stu procentach pewna, że dobrze je zapamiętała. |
Wiek : 22
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Jubiler, zaklinacz
Opowieść Elianne zawierała te same elementy, co historia Blair opowiedziana sprzed chwili — nawet zatrzymana została w tym samym momencie, jakby dla obu panien fakt spotkania sobowtóra Charlotte, był niezwykle istotnym elementem układanki. To jednak twojej ocenie, Sebastianie, podległo to, które informacje odnośnie tego dnia, były najważniejsze. Mogłeś poczuć na sobie chwilowe spojrzenie sierżanta, gdy panna L’Orfevre skończyła mówić. Było dokładnie takie samo, jak podczas odprawy przed przesłuchaniem, mając na celu przypomnienie ci, jaki jest jego cel. Nie trwało jednak długo — zaraz po tym otworzył raport, który oboje mieliście ze sobą, jakby chciał coś zweryfikować i zanotował coś na swojej kartce. Notka od Mistrza Gry: Mistrz Gry przeprasza za lekkie opóźnienie ze swojej strony, tym samym wydłuża Wam kolejkę w tej turze. Sebastian: do 5 października, 22:00. Blair i Elianne: do 8 października, 22:00. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 212
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Na co czekają? Na oklaski? Może rzeczywiście powinien obdarować nimi przesłuchiwane dziewczyny, bo te wyrecytowane opowieści, urwane dokładnie w tym samym momencie, tworząc dramatyczną pauzę, wydają się wprost stworzone pod publiczność. Nie chodzi już tylko o nieprawdopodobność tego, co opowiadały, ale to, jak dokładnie ich wersje się pokrywają, jak przemyślanie są przedstawione i wyuczone na pamięć. Obie postarały się o to, by podkreślić kwestię rzekomej drugiej Charlotte, zupełnie jakby zmówiły się na to jeszcze na korytarzu, oczekując na przesłuchanie. Kto wie, może tak było? Sebastian przestaje szorować piórem po kartce, gdy panna L’Orfevre robi pauzę na tyle długą, że Verity ma czas na wyłapanie spojrzenia sierżanta i skomentowanie go w duchu. Cierpliwości, stary pryku, chciałby rzec, ale oczywiście nie może. Ludzie, którzy oczekują raportów w sześć godzin po przesłuchaniu, nie słyną z cierpliwości. Sebastian wie, że ma wypytać o pochodzenie krwi i zaczyna sądzić, że gwardii zupełnie nie obchodzi ukaranie winnego. Cóż, nie może winić tego toku myślenia – czymże jest jedna śmierć w obliczu ostatnich kataklizmów, których nie da się jednoznacznie wyjaśnić? Później do tego dojdą. Gwardii zależy na tym, by odkryć pochodzenie krwi, Sebastianowi na tym, by ukryć tyle ile się da, aby przypadkiem ktoś nie połączył kropek i nie odkrył, że właśnie weszli w czas apokalipsy. No i udupić Blair Scully, żeby grzecznie przesiedziała czas, w którym Kowen Dnia pójdzie uwolnić Surtra. Może i ta banda dzieciaków nie jest szczególnym zagrożeniem, ale nawet bzyczenie muchy potrafi nieźle rozsierdzić i przeszkodzić w przytomnym kalkulowaniu oraz podejmowaniu trafnych działań, gdy ta jest szczególnie zacięta. Bariera, nieszkodliwe zaklęcie wiążące – nic specjalnego, nic podejrzanego. — Panno L’Orfevre, opisuje pani, jak mniemam, działania obronne, ale nie wspomniała pani, z czego one wynikły — zauważa szorstko, miarowo, powoli stukając piórem o teczkę. Dźwięk do złudzenia przypomina krople, które we wszechobecnej ciszy tworzą echo jazgotu, odbijając się od ciała torturowanego. Stukot ustaje, a pióro spokojnie zamiera w miejscu, gdy kontynuuje. — Czy rzekoma istota zaatakowała was? Proszę nie pomijać niczego, co mogą uważać panie za zbędne szczegóły — zwraca się teraz do obydwóch dziewczyn, choć zaraz znów skupia swoją uwagę na Elianne. — Opisała pani działania trzech osób. Co w tym czasie robili Cavanagh i Abernathy? — Panna Scully zostaje tymczasowo (czy na pewno?) odsunięta na bok, nie dostając szansy na kontynuowanie swoich zeznań. Ale cóż jest winien Sebastian? Przecież nie może przesłuchiwać obu panien jednocześnie. A kolejność, naturalnie, jest zupełnie przypadkowa. W końcu „kto pierwszy ten lepszy” działało tylko za gówniarza. Prawda? — Proszę odpowiedzieć i kontynuować swoją relację. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Słuchałam dokładnie, co do powiedzenia ma Panna L'Orferve. W głowie przepracowywałam jej każde zdanie, jakby próbując się do czegoś przyczepić, lecz nie było mi to dane. Całe szczęście blondynka nie doszła do tej części wydarzeń, w której przez rozpętany przeze mnie ogień. Bałam się, co może powiedzieć na mój temat. Równie dobrze mogła tak samo jak Sługa Jedynego wskazać na mnie palcem i powiedzieć tylko: "morderca", choć w mojej intencji nigdy nie było zrobić czegoś, czym mogłabym zaszkodzić jakiejkolwiek innej osobie tamtego feralnego dnia na uniwersytecie. W sumie na razie mogłam odetchnąć. Gwardzista z wrogiego ugrupowania skupiał się dalej na blondynce. Czy to przypadek, że nie był zainteresowany moim zdaniem? Może tak, może nie. Na razie ten stan rzeczy mi pasował, bo czułam się trochę tak, jakbym to ja była w twierdzy, w której to ten mężczyzna i ta z Kręgu przybyli z trebuszami, próbując naruszyć jej mury. Wygrany bierze wszystko, ale niestety to ja byłam w przegranej sytuacji, choć historia jest świadectwem, że ludzie wygrywali w gorszych sytuacjach. Chociaż do Lacedemończyka mi daleko. Masowałam sobie jeszcze palce u rąk, patrząc to raz na Elianne, raz na gwardzistów. Było tu zimno, zdecydowanie za zimno, żebym mogła poczuć się komfortowo. Czy to jakiś element gry psychologicznej? W takich warunkach trudno było się skupić, gdy czubek nosa zdawał się powoli przybierać kolor pękniętego naczynka w oku. Zastanawiałam się jeszcze, co mówi Charlotte. Broni mnie? Usprawiedliwia? Może próbuje odwrócić uwagę od tego, że to ona poderżnęła gardło Marshallowi..? Z całego serca chciałam spojrzeć z utęsknieniem na drzwi do tego pokoju, ale rozum podpowiedział mi, żeby lepiej tego nie robić. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Elianne L'Orfevre
Inspektor, który je przesłuchiwał, skupił się na niej, jakby Blair w ogóle nie zaczęła pierwsza składać zeznań. Było to dla niej odrobinę dziwne, ale nie zamierzała wnikać w system pracy gwardii. Nie było możliwe, żeby jej zdanie jakkolwiek miało się liczyć w tej kwestii, nawet jeśli należała do kręgu. — Ze strony innych? Nie mam pojęcia, sama dołączyłam do tego, nie czując się w tamtej chwili bezpiecznie oraz widząc, że kryształ górski osadzony w mojej bransoletce w tamtym momencie dalej świecił. Trudno było zinterpretować, czy chodziło o to, że to tamta czerwona mgła jest niebezpieczna, czy może jednak o nagłego sobowtóra Charlotte, a może chodziło o oba te zjawiska. Moje działania były podyktowane zabezpieczeniem się przed potencjalnym niebezpieczeństwem, aby potem próbować wyjaśnić, czym w ogóle było to... coś. — Stwierdziła, nie chcąc domyślać się, czy tworzyć teorii, o motywacji innych osób do rzucania zaklęć. Z całej grupy najlepiej znała Malloryego, więc próby dorobienia teorii do działań reszty osób, które wtedy były na uczelni nie wydawała jej się rozsądna. Prawie na pewno nie trafiłaby w ich tok rozumowania. — Początkowo raczej chciała nas zwabić wgłąb w sali, stała gdzieś na górze sali, prowadziła do niej smuga krwi od okna, do najwyżej położonej ławki. Już sama tamta krew była dziwna, nie było nigdzie jej źródła, ale na pewno było jej całkiem sporo. — Stwierdziła, próbując sobie przypomnieć dokładnie, jak to wszystko się rozgrywało. — Abernathy usiadł na ziemi pod ścianą z boku i przyglądał się sytuacji. Cavanagh zaś stał koło mnie, rzucił clarumcaelum, sprawdzając, czy mgła jakoś na to zareaguje. — Potrzebowała chwili, aby przypomnieć sobie, co robił wtedy Marshall. Mallory zaś przez cały ten cyrk trzymał się niedaleko niej, więc z nim nie miała takiego problemu. — Na czym skończyłam... a rzucanie zaklęć. Żadne z zaklęć rzucanych na tamtą istotę nie zadziałało. To rzucone przeze mnie na pewno było rzucone prawidłowo, jednak nic się nie stało. Istota zaczęła po kolei wskazywać na nas i nazywać nas czarownicami. Stwierdziłam, że lepiej będzie w tamtym momencie odczytać pióro, co też zrobiłam, ufając, że w razie potrzeby Mallory zadba, żeby mi się nic w tym czasie nie stało. Podczas odczytu udało mi się dotrzeć aż do źródła, jednak "tworzenie" nie wyglądało normalnie. Był nienaturalny jasny blask... i tyle. Później widziałam biel zmieszaną z niebieskością i narastający szmer, który okazał się w końcu chórem złożonym z wielu głosów. Ciężko ocenić jak wielu, musząc zgadywać, powiedziałabym, że z tysiąca na pewno. Nie znam pieśni, którą wtedy słyszałam. Następna scena, którą odczytałam, była niebieskością zlaną z kolorem perłowym i wrażeniem przebywania w chmurze, kiedy nagle wszystko zaczęło wirować, a wcześniej wspomniane kolory zaczęły mieszać się ze sobą. W końcu usłyszałam krzyk, nie powtórzę dokładnie słów, jaki były wypowiadane, bo po prostu ich nie rozumiem, więc i pewnie zapamiętałam je niepoprawnie. Ciężko mi nawet ulokować ten język w jakąś konkretną kategorię, nigdy czegoś podobnego nie słyszałam, a jedyne co zrozumiałam, brzmiało podobnie do "Gabriel". Było to na pewno wykrzyczane, później obraz zmienił się w szkarłat, a szkarłat w ogień. To wszystko, co byłam w stanie odczytać z pióra. Po odczytaniu potrzebowałam chwili, żeby zebrać swoje myśli i siłę, żeby wstać. Rzuciłam tylko, że ta istota jest jakoś powiązana z Gabrielem, bo to w moim odczuciu była jedyna ważna wtedy informacja odczytana z pióra. Zakładałam, że walczył z Gabrielem, ale po chwili to coś poprawiło mnie, że walczyło u jego boku, dla Garbiela, przy okazji nazywając mnie plugawą czarownicą, co raczej rozwiało ostatnie wątpliowści, że tamta istota nie jest po naszej stronie i chce nam zrobić krzywdę. Kiedy otworzyłam oczy, cała sytuacja z tą istotą nabrała tempa. Nagle zamiast Charlotte zduplikowany był Marshall, tyle że z pleców wystawały mu kikuty, jakby miał tam kiedyś skrzydła i zostały mu one urwane, albo odcięte. Istota znajdowała się przy prawdziwym Marshallu, trzymając go w powietrzu za szyję. Rzuciłam pomysłem, żeby unieruchomić tę istotę, zgarnąć Marshalla i zwiewać z sali uznając, że mgła nawet jeśli jest niebezpieczna, to jest mniejszym zagrożeniem niż wojownik Gabriela, jednak dziewczyny nie były zachwycone tym pomysłem. Mall powstrzymał mnie przed wyjrzeniem na korytarz, postanowił sam to zrobić i sprawdzić, czy mamy wolną drogę. Marshall trzasnął sobowtóra butelką, którą miał w ręce w głowę. Z drugiej strony w tę istotę poleciała Flamma, którą rzuciła Blair i jakimś sposobem nagle oboje, prawdziwy Marshall jak i jego duplikat stali w ogniu. Ja i Mallory zostaliśmy rozdzieleni z Charlotte i Blair ścianą ognia, Marshall i ta istota stali w jego środku. Ogień rozprzestrzeniał się zdecydowanie za szybko jak na tę sytuację. Marshall i ten stwór mieli nieobecne spojrzenia, jakby nie do końca kontaktowali w tamtej chwili ze światem. Mallory próbował stworzyć przejście w ogniu rzucając Viamundę, jednak mu to nie wychodziło. Blair kilka razy próbowała rzucić cellulę na tamtą istotę, aż w końcu jej się to udało. Ja rzuciłam magipugnus celując w rękę podduszającą Marshalla, mając nadzieję, że może to jakoś zadziała, aby tamta istota przestała dusić Marshalla. Zapomnieliśmy z Mallem o otwartych drzwiach do sali, dlatego dostało się do niej więcej mgły, która zaczęła zostawiać posmak krwi w naszych ustach. Przy okazji okazało się, że na usunięcie mgły dobrze działa podniesiona temperatura powietrza. Charlotte znalazła gdzieś gaśnicę i zaczęła gasić Marshalla i tę istotę. Pył gaśnicy sprawił, że każdy musiał zamknąć na chwilę oczy, do tego dusił trochę, kiedy dostawał się do dróg oddechowych. kiedy pył opadł zobaczyliśmy na ziemi tylko Abernathyego. Był... dosyć mocno poparzony, miejscami wręcz spalony. Nienaturalnie się uśmiechał i miał nieobecny wzrok, jednak było widać, że jeszcze oddycha. W klatce z zaklęcia Blair znajdowała się tylko zwinięta, spalona skóra. Nie było innego śladu tej istoty. Blair rzuciła Absolutivo i stwierdziła nagle, że to coś nie przestanie, póki wszyscy oddychamy i że mamy jej w tej kwestii zaufać bez pytań. Charlotte podeszła do Marshalla i poderżnęła mu gardło swoim athame. Mallory, kiedy się zorientował, co zamierza zrobić Charlotte, chciał do niej podbiec i pewnie ją powstrzymać, jednak nie zdążył. Marshall... nagle zaczął się poruszać bardzo szybko, jakby w ogóle nie czuł swoich obrażeń. Złapał Charlotte za nadgarstek dłoni, w której miała athame. Odsunął ją od siebie i potem rzucił Williamsonówną przez pół sali tak, że z dosyć sporą siłą uderzyła w tablicę. W tej chwili Charlotte straciła przytomność. Marshall wydawał się zachowywać nienaturalnie, a po chwili, kiedy wstawał, przytrzymując poderżnięte gardło, jakby tamował upływ krwi, widać było również kikuty skrzydeł wystające marshallowi z pleców, tak samo jak wcześniej wystawały z pleców jego sobowtóra. Nie wydawał się mieć siłę, żeby za nami nadążyć, więc poprosiłam Malloryego, żeby mi pomógł zgarnąć Charlotte z sali i krzyknęłam do Blair, że wychodzimy z sali. Nie chciałam zostawiać Williamsonówny w sali z tą istotą. Blair chciała zająć się tą istotą do końca, kazała nam zabrać Charlotte z sali. Sama rzuciła dormi na athame Charlotte, które leżało na ziemi, bo upuściła je kiedy ta istota rzuciła nią przez salę. Blair pokierowała ostrzem, starając się trafić nim w tę istotę. Mallory mniej więcej w tym samym czasie rzucił eximpresivo, dzięki czemu istota rozproszyła się i nie miała możliwości zasłonić się na czas przed lecącym w jej stronę athame, które trafiło ją prosto w serce. Zdążył jeszcze tylko stwierdzić, że przeklina Blair. Nie byliśmy pewni, czy istota nie pokaże się zaraz ponownie, więc zgarnęliśmy Charlotte na korytarz, na którym próbowaliśmy z Mallorym rzucić calidum, aby pozbyć się mgły. Nie do końca wychodziło nam to zaklęcie, ale temperatura wzrosła na tyle, aby jakoś udało się pozbyć mgły, która zamieniła się w krew i oblepiła wszystko dookoła. Krew wydawała się delikatnie szczypać skórę. Nagle usłyszeliśmy, że profesor, który na samym początku otworzył salę, zaczął nas wołać. Przeraził go widok Charlotte na podłodze, więc wykorzystaliśmy to w trójkę, żeby odwrócić jego uwagę od sali i tego, co się w niej znajdowało. Woleliśmy, żeby zajął się Charlotte i zabrał ją do szpitala, niż zaglądał do sali i chciał wyjaśnień, co się tam stało. Okazało się, że na zewnątrz była już policja i karetki, więc z profesorem poszła Blair, a ja i Mall zajęliśmy się zamknięciem sali za pomocą calusy, aby nikt niemagiczny nie dostał się do środka. Jeszcze przed tym spojrzałam do sali, chcąc się upewnić, że wszystko jest, jak było i czy nie ma dalej niebezpieczeństwa. Kiedy już zamknęliśmy drzwi, zaproponowałam Cavanaghowi, że go podrzucę do domu, kierowca rodziny miał po mnie podjechać na ustaloną godzinę, która akurat się zbliżała. Jeszcze, kiedy szliśmy korytarzem i spojrzeliśmy przez okno, widać było przez nie jakąś kulę światła, która przeleciała z zachodu na wschód. Jakoś z okolic Maywater do Wallow. — Podjęła opowieść mniej więcej w miejscu, w którym ją skończyła i pociągnęła do końca. Czasami głos jej lekko drgał, czy załamywał się, przy co gorszych wspomnieniach, jednak mówiła dalej, nie przerywając już swojej opowieści, stwierdzając, że gwardzista z wcześniejszej przerwy nie był zachwycony, nawet jeśli sama jej potrzebowała, aby trochę zebrać myśli. Wszystko wtedy działo się tak szybko, że nie była pewna, czy na pewno wszystko pamięta w dobrej kolejności. Nie byłą też pewna, jak zareaguje Blair siedząca obok niej. Bo przecież, niejako to ona odpowiadała za całkowitą śmierć istoty. Nie była pewna, jak w ogóle to interpretować. Czy marshalla dałoby się jeszcze w tamtej chwili uratować, czy może Blair postąpiła w rozsądny sposób, zabijając istotę, która zawładnęła ciałem Abernathyego? |
Wiek : 22
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Jubiler, zaklinacz
Rzecznik zazwyczaj nie przerywa przesłuchania — nie jest to coś, o czym może wiedzieć którakolwiek z panien, aczkolwiek ty, Sebastianie, jesteś tych procedur świadomy. Zazwyczaj nie przerywa przesłuchania, chyba, że— — Skąd jest panna — zapauzował, musząc upewnić się co do nazwiska przesłuchiwanej. — L’Orfevre w stanie stwierdzić, brak źródła wspomnianej krwi? W połowie opowieści poddał się z notowaniem i ziewnął dość wyraźnie. Gdyby w pomieszczeniu znajdował się zegarek (nie znajdował się), mijałoby właśnie dziesięć minut, gdy jedyne, co rozbrzmiewało w pomieszczeniu, to głos panny L’Orfevre. Nawet jemu ciężko byłoby zapamiętać każdy szczegół jej wypowiedzi, a słuchał jej w dość komfortowych ku temu warunkach. Nie był wystraszony, czy niewyspany, a wokół nie rozpływała się trująca, czerwona mgła. Kwestionował zdolności pamięciowe panienki przed nimi. Jej historia była pełna szczegółów; szczegółów, których normalny umysł nie byłby w stanie zapamiętać. Nazwy rzucanych przez nią czy jej kolegów zaklęć, skrupulatne przywoływanie toku rozumowania oraz podjętych działań niemal z teatralną precyzją — z doświadczenia wiedział, że jeśli świadek opowiada o czymś zbyt szczegółowo, to ta historia jest najprawdopodobniej zmyślona. Z jej opowieści wynikało również, jakby była w stanie jednocześnie skupiać się na rzucaniu zaklęć oraz obserwowaniu czterech innych osób w pomieszczeniu i ich poczynań. Nawet wysoce wyszkoleni gwardziści mieliby z czymś takim problem. — Dziękuję za tę wyczerpującą wypowiedź. Sebastianie, znałeś już jakiś czas sierżanta, doskonale wiedziałeś, że nie był niepotrzebnie uszczypliwym człowiekiem, aczkolwiek miał małą tolerancję na bajki wyssane z palca. Interpretacja jego niezbyt uprzejmej wypowiedzi była więc dość prosta. — Jedno pytanie. Co panna bierze na pamięć? Przydałoby się rozdać to w Kazamacie. — Ta historia brzmi na, cóż, niespecjalnie wiarygodną. Oraz bardzo mocno przećwiczoną. Nikt, kto opowiada potencjalnie traumatycznie wydarzenia, nie jest w stanie przywołać aż tylu szczegółów. Ładny scenariusz musiała sobie panienka wcześniej przygotować — otworzył teczkę z aktami, jakby musiał coś zweryfikować szybko. Cokolwiek to było, nie znajdowało się również w twojej, Sebastianie, kopii. — czyżby kuzynka Overtone pomogła go przećwiczyć? Spojrzał w stronę Blair, jej imię dość często w snutej na ich oczach opowieści, jakby czekał, czy dziewczyna ma coś do dodania na ten temat. Wraz z końcem swojej wypowiedzi, Elianne, mogłaś poczuć, jak panika, która towarzyszyła ci na korytarzach, zaczyna powracać. Wciąż przecież znajdowałaś się pod ziemią, której klaustrofobiczność nie zniknęła, nawet w nieco szerszej niż korytarz, sali do przesłuchań. Być może stres związany z kwestionowaniem twoich słów oraz wysiłek po tak długiej wypowiedzi, dołożył swoje. Ciężko było ci się w tym momencie skupić, a irracjonalny lęk przyśpieszał twój oddech. Notka od MG: Mistrz Gry uprzejmie przypomina o ograniczeniach ludzkich umysłów, jeśli chodzi o przytaczane szczegóły wydarzeń sprzed miesiąca. Ze względu na statystyki postaci Elianne (percepcja na niskim poziomie; statystyka wiedzy wynosząca 3), naturę wydarzeń z dwudziestego szóstego lutego oraz ogólny chaos sytuacji, w której się wtedy znalazła, opowiadanie historii z aż takimi szczegółami, jak wymiana kolejno rzucanych zaklęć przez nią czy inne osoby w wątku, jest niemożliwe. Sebastianie, twoja postać może podjąć decyzję samodzielnie, odnośnie wiarygodności słów panny L’Orfevre, aczkolwiek zostało ci jasno przekazane, że wpisanie ich do raportu nie spotka się z przychylną reakcją. Blair, twoja postać, ze względu na podjęte przez Sebastiana w narracji decyzje, pozostaje teraz w sytuacji zagrożenia zdrowia oraz życia i nie powinna mieć żadnych wątków z późniejszą datą niż 25 marca 1985 rok. W przypadku kiedy takie wątki zostały już przez ciebie rozpoczęte, należy przesunąć je na wcześniejszą datę lub skontaktować się z Mistrzem Gry w celu wypracowania optymalnego rozwiązania. Elianne, Mistrz Gry rzucił za ciebie w kostnicy na psychotyczne szepty, których udaje ci się w tym wątku uniknąć. Na przyszłość przypomina, że z racji posiadania siły woli na poziomie II, powinnaś na początku każdego wątku rzucić na skutki uboczne odmienności. Mistrz Gry przypomina również o zachowaniu realistycznego upływu czasu wypowiedzi. Sebastian: do 12 października, 22:00. Blair i Elianne: do 14 października, 22:00. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 212
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Przez długi czas w pomieszczeniu słychać jedynie delikatny głos panny L’Orfevre i sporadyczne szuranie pióra Sebastiana o notes. W którymś momencie zeznań, powietrze przecina wymowne ziewnięcie O’Carrolla, ale patrząc na Sebastiana, można byłoby pomyśleć, że to tylko majak. Mina Veritiego pozostaje skupiona i wciąż nie wyraża nic, co mogłoby zdradzić jego nastawienie do tego przesłuchania. Stara się nie rozproszyć, bo choć O’Carroll dość szybko uznał wypowiedź dziewczyny za stek bredni i jasno dał do zrozumienia, co o tym sądzi, Sebastian postanowił wysłuchać do końca. Nawet jeśli wie, że te słowa nie znajdą się w raporcie, a zostaną co najwyżej krótko przytoczone w charakterze argumentu, dla którego zeznania panny L’Orfevre wydają się podejrzane. Podejrzanie dokładne. Rzecznik daje upust swoim kpinom, a także dzieli się tym, jak bardzo uważa historię dziewczyny za zmyśloną bajeczkę. Sebastian również zapewne tak by ją odebrał, gdyby nie wiedział, jakie wydarzenia miały miejsce w ostatnim czasie. Jest skłonny jej uwierzyć. Dziewczyna jest słuchaczem, być może przechadzała się po terenie uczelni i odtwarzała te wydarzenia? Sebastian nigdy nie dociekał, gdzie zaczynają się ograniczenia słuchaczy i kończą ich możliwości, dlatego nie jest pewien na ile byłaby w stanie to wszystko odtworzyć. Jeśli jednak potrafiła dojść do źródła energii niebiańskiej tworzącej pióro, to dlaczego miałaby nie odczytać gwałtownych wydarzeń z murów uczelni? O ile oczywiście miała ku temu okazję, siły i możliwości. Musiałby podpytać brata jak to wygląda z perspektywy słuchacza. Nie jest to jednak na tyle istotne, by rzeczywiście miał zamiar dociekać. Dla Sebastiana ważne jest to, że w historii tej dość mocno zarysowała się rola Blair Scully. I choć Verity osobiście nie ma tej nic do zarzucenia, a Gorsou wprost nazwał bandę tych dzieciaków małpkami w cyrku, to nie potrafi przepuścić okazji, by unieszkodliwić potencjalnego wroga. Dzieci nie powinny mieszać się do spraw tak poważnych jak apokalipsa. Widać, że nie są w stanie pojąć tego wszystkiego i dlatego podążają za fałszywym autorytetem, negując wyższość Lucyfera, która jest mu należna i dlań naturalna choćby przez fakt powołania do życia Lilith i Aradii. Tak jak Sebastian jest nikim w zestawieniu z Lilith, tak Lilith znaczy o wiele mniej w zestawieniu z Lucyferem. To naturalny porządek rzeczy i może Blair Scully miałaby czas to sobie przemyśleć, gdyby odsiedziała jakiś czas w podziemiach. Charlotte Williamson poderżnęła Abenathiemu gardło i nie jest to scenariusz, który mógłby podpasować gwardii. Chłopak zginął i trzeba znaleźć winnego, a oficjalna przyczyna jego śmierci nie może wskazywać na kataklizmy, które wymknęły się spod kontroli Kościoła i gwardii. Na anioły, niezidentyfikowaną mgłę i inne nieznane im wszystkim dotąd zagrożenia. To wywołałoby panikę i mogłoby oddalić wiernych od Kościoła. Zaczęliby wyglądać na słabych, bezradnych, niezdolnych do ochrony społeczności. Oczywiste więc, że to, co zostało powiedziane w tym pokoju, pozostanie w tym pokoju, a opowieści o aniołach wpisane będą pomiędzy bajki, które dyskretnie badać będzie gwardia w swoich tylko szeregach. Gdyby od Sebastiana zależał dalszy tok sprawy, wybrałby Blair na główną podejrzaną. Jej nazwisko nie należy do Kręgu, na dodatek została wskazana jako ta, która przejęła inicjatywę. Jest łatwym wyborem. Gdyby za zabójstwo zamknięto L’Orfevre lub Williamson, sprawy by się pokomplikowały, a nieprzychylni Kręgowi zyskaliby argument, by podważać jego autorytet, a tym samym autorytet Kościoła i jego głównych reprezentantów. Czy wspominał, że nazwisko nie ma znaczenia w gwardii? Nie ma. Jeśli przymknie się oko na tekst zapisany drobnym druczkiem. — Panno Scully. — Przenosi chłodne spojrzenie na milczącą dotąd dziewczynę, najwidoczniej nie zamierzając skomentować zeznań panny L’Orfevre wzorem rzecznika. — Czy potwierdza pani słowa swojej koleżanki, z których wynika jak następuje: — zerka krótko w zlepek słów naniesionych na kartki notesu — nie bacząc na ofiary postronne, rzuciła pani Flammę na potencjalnie wrogą istotę, która dokładnie w tym momencie znajdowała się w fizycznej bliskości z panem Abernathym, co w oczywisty sposób skazało również jego na podpalenie. Następnie zachęciła pani pozostałych do atakowania pana Abernathiego, przekonując ich do bezrefleksyjnego zaufania pani, że ten będzie dążył do zamordowania wszystkich obecnych i tym samym zasugerowała, że nie należy szukać innych rozwiązań, które brałyby pod uwagę uratowanie także pana Abernathiego? — pytania zadaje, zerkając w notes, gdy jednak robi pauzę, znów podnosi wzrok na podejrzaną. — „Blair chciała zająć się tą istotą do końca” — cytuje na szybko nakreślone w notesie słowa, patrząc w oczy Blair Scully twardo i nieprzejednanie. — Ze słów panny L’Orfevre wynika, że to pani atak zakończył życie pana Abenathiego. Wynika z nich także, że była pani bardzo w tej kwestii zdeterminowana. Proszę wyjaśnić skąd wynikły te decyzje i powiedzieć, czy zgadza się pani z przytoczoną przez przedmówczynię wersją wydarzeń. Nie pyta o krew, jako że tę kwestię poruszył już O’Caroll. Dziewczyna wspomniała, że to mgła przemieniła się w ciecz. Na pewno nie jest to wyjaśnienie satysfakcjonujące sierżanta, ale Sebastian nie sądzi, by mieli doczekać się innego. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia