Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
First topic message reminder :

ALEJKA Z LATARNIAMI
Idealne miejsce do spacerów dziennych, czy nocnych. Szczególnie upodobały ją sobie pary, dlatego często można spotkać tu nastolatków, którzy w poszukiwaniu romantycznej aury, decydują się odwiedzić tąże alejkę, przechadzając się razem za rękę. Legenda głosi, że jeśli przejdzie się ze swoją sympatią za rękę po prawej stronie całego rzędu latarni, to związek przetrwa do końca dni kochanków. Nie wiadomo, skąd wzięła się taka plotka, ale wszyscy czarownicy wiedzą jedno - to zwykła bujda... ale zawsze warto spróbować.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Annika Faust' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 82, 54
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Grozisz czy obiecujesz?
Dziś każde z nich skakało wokół ogniska z prawdą; poparzenie było kwestią nieostrożności, potencjałem potknięcia, zachwianiem o sekundę za długo — żadne nie zamierzało wynosić z tego spotkania nowych blizn.
Łączę przyjemne z pożytecznym — niedobór sensu życia i nadmiar samotności łatwo zacerować łatkami pracoholizmu; był tego — jeszcze — żywym dowodem.
Słów nie formowała obawa, że Annika nie poradzi sobie w takiej rzeczywistości; za płytką zmarszczką troski ukryło się przekonanie, że odnajdzie się w niej aż za dobrze — nie musiała tracić życia na rzecz próby poradzenia sobie z lepkim marazmem; zasługiwała na więcej niż—
Śmiało, Williamson, samotny kamyk czmychnął spod buta — nie ucierpiał żaden przechodzień, wszyscy fruwali w powietrzu — prosto przed nich, nazwij rzeczy po imieniu.
Zasługiwała na więcej niż on; nieudane małżeństwo nie było końcem świata — tę funkcję mogła objąć tylko śmierć i to ją w jego dłoni zobaczyłaby medium; Orestes postawił wróżbę trzy lata temu.
Od tamtej pory Williamson wiedział — nie musiał potwierdzać przyszłości pod lepkimi dłońmi innej wróżki, medium, słuchacza, pierdolonego wskrzeszeńca, który już lizał bramy Piekła, zanim ściągnięto go na ziemię siłą.
Nie każde medium to złodziej; odcisk uśmiechu w kąciku ust — odmienność odmienności nierówna; u podwalin Kręgu leżały trupy nietolerancji — zatarty cichym wydechem.
Nie każda syrena to morderczyni.
W pierwszokwietniowe popołudnie wszystko mogło być żartem; dlatego co, co ważne, spowił woal milczenia. Droga była daleka — nie tylko ta w zasięgu wzroku, usypana z zaprawy i szarego bruku. Dryfujące nad głowami sylwetki wznosiły się i opadały na falach kapryśnej magii; odpowiedzialny za zamieszanie zniknął bez śladu, ale prawda była taka — i była wyjątkowo przykra dla nielubiących się z prawem czarowników — że każdy zostawiał po sobie okruchy obecności.
Wystarczy kilku gwardzistów i wywąchanie tropu; za dwa tygodnie winny prawdopodobnie będzie oglądać świat zza krat — nie, żeby rozciągające się z cel kazamaty widoki oferowały szeroką gamę kolorów.
Lepiej to dobrze.
Zabawa w synonimy trwała, a razem z nią przemijały ostrożnie wymieniane słowa — Williamson nie wiedział, po jakim podłożu się porusza; enigmatyczne powody powrotu kuzynki do Maywater jeszcze nie rozlały się po językach spragnionej alkoholu, plotek i niższych progów podatkowych socjety.
Lepiej to znak, że podjęłaś właściwą decyzję.
Nie do końca prawda, niezupełnie kłamstwo; właściwa decyzja sprzed sześciu lat do dziś zalegała jego w piersi — gruz dobrowolnie sprzedanego życia przesypywał się między żebrami, imitując jednostajne uderzenia serca. Ostatnio rytm ulegał zakłóceniu; zbyt duże odłamki kamienia najskuteczniej kruszyły zaciśnięte w pięści dłonie. Wystarczyłoby złapać za nogę szybującego nad chodnikiem delikwenta; powód zawsze się znajdzie.
Przemoc nie potrzebowała zachęty — ani tym bardziej usprawiedliwień — więc dlaczego kolejne słowa—
Nikt dziś nie zginie skąd ta pewność, Williamson?Nie na mojej warcie.
Nie wiedziała — skąd mogłaby? — że skradziony z taniego serialu frazes balansował niebezpiecznie blisko prawdy; nawet rozbryzgująca się w bezpiecznej odległości, ptasia kupa nie mogła przykryć tego, co próbowało wypełznąć na światło dziennie.
Dywersja ma wiele oblicz; czasem to skuteczne unikanie szybujących czarowników — niekiedy to proste spostrzeżenie faktów i zatrzymany w pół kroku pochód; trochę dlatego, że w ich stronę zmierzał jegomość wymachujący laską — trochę dlatego, że odwrócenie uwagi wymagało chwili skupienia w mięśniach.
Ostatnie dziesięć jardów.
Schody na końcu alejki prowadziły w górę; za moment będą wolni.
Kto na końcu, ten—
Gapa; przez palce przeleciał sypki piach dzieciństwa i beztroska rozpalonych, letnich popołudni. Zamiast szumu fal, powietrze wypełniały naburmuszone pomruki dryfujących w powietrzu czarowników; słyszał tylko połowę z nich — okazuje się, że ogień w uszach nie sprzyja wysłuchiwaniu skarg — resztę zagłuszając rzucanym wyzwaniem.
—kupuje kawę dla obojga. Kierunek Złota Polewka?
Wyścig z przeszkodami; dorosłość była największą z nich.

Anniczko, na ostatniej prostej pobawmy się w wyścigi: jeśli masz ochotę, wykonaj w kostnicy dodatkowy rzut k100 na sprawność z dodatnim modyfikatorem za szybkość — kto z nas uzyska wyższą wartość, unika płacenia za kawę (i będzie żyć w wiecznej chwale).

rzut na unik: k100 + 13 (sprawność) + 20 (modyfikator za szybkość)
rzut na wyścig, ale tylko, jeśli Annika też gra: 93 (k100) + 13 (sprawność) + 20 (modyfikator za szybkość) = 126, to niechcący tak...
[ukryjedycje]

Ostatnio zmieniony przez Barnaby Williamson dnia Czw Lut 01 2024, 19:50, w całości zmieniany 1 raz
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 18
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Annika Faust
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t676-annika-faust-zd-van-der-decken#4113
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t728-annika-faust#4700
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t733-annika#4758
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t729-poczta-anniki#4703
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f205-crystal-waves
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1077-rachunek-bankowy-annika-faust#9424
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t676-annika-faust-zd-van-der-decken#4113
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t728-annika-faust#4700
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t733-annika#4758
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t729-poczta-anniki#4703
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f205-crystal-waves
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1077-rachunek-bankowy-annika-faust#9424
Ptasi desant odfrunął w nieznane — może do innej części Deadberry, gdzie ktoś podobny Annice padł już ofiarą tego samego żartu? Ile nieszczęść napotkają dziś przechodnie w całej magicznej dzielnicy i jak wielu z nich nie utrzyma się na nogach, szorując wreszcie upokorzonym i obitym ciałem po zdziebko zapomnianym chodniku?
Na pewno nie Annika.
Jasnym tego dnia punktem jest wciąż Barnaby — jego obecność i fakt, że nie przystawia jej do twarzy płonących szczap z ogniska, choć sam jeszcze płonie z uszu.
A i ten ogień ma już wkrótce zgasnąć. Nawet najgłupszy żart powinien skończyć się jakąś puentą — jak powiedzenie osobie dotkniętej magicznymi konwulsjami, żeby się wyluzowała.
To brzmi dokładnie jak to, co robię w pracy — łączy przyjemność i pożytek. Gdzie problem?
Annika wie, gdzie; czuje to w każdej sekundzie przebywania poza. Gdy jak bumerang wracają do niej myśli o tym, co jeszcze zrobić, komu przedstawić pomysł. Kogo zaangażować w badania. Rozdrabnia myśli na kawałki co noc, by nad ranem zbierać okruchy pomysłów. Nie grozi jej jednak marazm; w każdym razie nie ze strony pracy.
Ten jest — a może był? — skutkiem ubocznym małżeństwa. Więcej jest echem pustego śmiechu, gdy nie wiadomo, gdzie tego więcej poszukiwać.
A lepiej to znak, że podjęła właściwą decyzję; każdy wyraz wsparcia dołożony do rzeczonego to więcej sił na walkę; o siebie, o wolność, o lepsze decyzje na przyszłość.
O jakąkolwiek przyszłość.
Tego chciała dla nich obojga; i dla wszystkich, których jednak odważyła się kochać. Annika nie jest swoją matką, na pewno nie jest swoim ojcem. A Barnaby nie jest Maaike — a już na pewno nie jest Arthurem. Oni mają więcej czasu, by wyjaśnić innym — i sobie — niuanse. Kradzież jest wyborem. Szał krwi — instynktem. A strach rzeczą przyrodzoną ludziom, którzy na przestrzeni lat pochowali zbyt wielu rozszarpanych krewnych.
Jeśli mieli co chować.
Ich przewagą — w przeciwieństwie do żywych skamielin, jakimi stają (stali?) się ich rodziciele — jest to, że mają więcej czasu; by spojrzeć na świat z innej perspektywy; by udowodnić swoje racje.
I by zrobić w świecie jakąś różnicę.
Oboje nie ustają w wysiłkach, by zrobić różnicę każdego dnia.
Tak długo, jak żyją — bo póki co i jedno, i drugie oddycha. A to wystarczająco, żeby zrobić jakąś różnicę także jutro.
Ostatnie dziesięć jardów i jeszcze jeden uśmiech. Schody wydają się być celem z tych osiągalnych, bo co może się stać, kiedy wymachujący laską staruszek ma tak stabilną trajektorię lotu?
Otóż, może się zdarzyć wszystko.
Ale po kolei—
Annika przyjmuje wyzwanie — pytasz dzika, czy sra w lesie? — nie byłaby sobą, gdyby nie przyjęła. I nie była pewna, że ma szansę wygrać.
Po tych słodyczach mam już ochotę tylko na czarną — parsknięcie. Pamiętaj, Barney, jaką kupić. Jest gotowa — świadczy o tym pewny chwyt na torbie.
Trzy—
Dwa—
Jeden—
Bieg, wiatr we włosach, rozbawione dziecko w sercu—
I kolizja.
Uderzenie w przelotnia — którego? — wydusiło oddech z płuc, a równowagę z ciała; to wylądowało z krzykiem na bruk.
A tam krzyk przerodził się w śmiech balansujący na granicy szaleństwa.
Nie wstaję! Nie wstaję, słyszysz?! — Głośna deklaracja przeszła w chichot, a Annika z pozycji na plecach w wygodniejszą i przeturlała się na brzuch. Torbę zarzuciła na plecy — byle ryś ocalał, dla mojej godności już nie ma ratunku — i tak przeszła kilka ostatnich jardów.
Co wygrałam? — Poważna akademiczka ledwo stłumiła chichot, otrzepując się z pyłu i wstydu — mkniesz jak wiatr, kuzynie. Póki nie podniosłam głowy, byłam pewna, że już czekasz przy ekspresie!
Tylko, że nie.
Słyszała, że jej dopingował.
I — albo to on, albo jej wybujała wyobraźnia — ale usłyszała między jednym wdechem, a drugim coś jak musisz więcej biegać.
Zdecydowanie musi.


Rzuty tutaj
Unik: 15 + 8 + 5 = 28
Wyścig: 13 + 8 + 5 =26
Kaczuszka nie dość, że nie umie biegać, to jeszcze wywraca się na kuperek!
Annika Faust
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Ostatni podmuch ognia z uszu, ostatnie swędzenie zbłąkane między chrząstki, ostatnie momenty przed zrozumieniem, że pierwszy kwietnia zdarza się tylko raz w roku, ale niektóre formy żartu są wieczne.
Dłuższą datę przydatności posiadają tylko gorzkie prawdy.
Teraz trudniejsza część — łatwo już było; czas na gorzej. — Spróbuj osiągnąć to samo poza pracą.
Połączyć przyjemne z pożytecznym tam, gdzie przyjemność bywa kapryśna, pożyteczność odmierzana ilością wydanych na świat dzieci, a jedno i drugie razem budzi wątpliwości co do tego, czy kobiety naprawdę potrzebują prawa głosu. Ich rzeczywistość była rzeczywistością skamieniałych norm i sztywnych ram; tyle, że obrazy przeżywały swoje obramowania.
Mona Lisa jest wieczna; pierwsze drewno, w którym zamknął ją da Vinci, przegniło setki lat temu.
Czas to lekarstwo, ale nie rozwiązanie — zmiana nigdy nie rozpoczynała się od wskazówek zegara; ten jedynie odmierzał ilość godzin, które pozostały im do przekucia prób w rzeczywistość.
Na kilkanaście kolejnych sekund przestały istnieć tarcze, sekundniki, stopery i kwarcowe mechanizmy — było tylko wyzwanie, a razem z nim zapomnienie. Magia pozwalała na drobne ingerencje w czas, ale cofnąć — jeszcze — go nie potrafiła; najbliżsi temu byli Słuchacze, chociaż różnica pomiędzy zajrzeniem w przeszłość, a powrotem do niej, była aż nazbyt wymowna.
Nigdy, przenigdy — ostatnie słowa przed wystrzeleniem przed siebie — mistrz licealnych biegów na milę, rocznik sześćdziesiąty ósmy — były radą cenniejszą od tylko czarnej. — Nie wypowiadaj tych słów przy Richardzie.
Polityczna paradność w najlepszym wydaniu; też pijał tylko czarną, ale nazywał ją noir — pod kolor duszy.
Czas, start zatarł dobre rady i proste stwierdzenia — przez kilka kolejnych sekund był tylko wiatr we włosach, świst w uszach, krew biegnąca w żyłach razem z nimi; kiedy dotarł do schodów, w ustach miał triumf, po prawej pustkę, za sobą—
Bęc.
Echo zderzenia poprzedziło lekki huk upadku — coś strzyknęło w karku, kiedy Williamson odwrócił głowę; śledztwo zajęło dwie sekundy i zakończyło się prostą konkluzją.
Annika nie na mojej warcie to zbyt szeroki zakres czasu; zwłsazcza, kiedy kończy się nigdy. — To była—
Cały przydział szczęścia otrzymała torba; słowa musiały radzić sobie same. Ulatujące w kierunku nieba epitety — lżejsze od czarowników dryfujących przez przestworza Deadberry — to niska cena za ocalenie rysunku legendarnego rysia.  
Widowiskowa próba dotarcia do mety. Próba, bo — wciąż do niej nie dotarła — zapomniałem wspomnieć, że to bieg z przeszkodami.
Ta, na którą nadziała się kuzynka, właśnie radośnie odlatywała w kierunku kamienicy; nieostrożny lotnik wymknął się poza zasięg ramion — ale nie magii, więc dryfuj szybciej, pajacu — sprawiedliwości i tylko potrzeba upewnienia się, że Annika nie odniosła poważnych obrażeń, ocaliła człowieka—balona przed celnym satago. Kok w kierunku kuzynki był odruchem, spojrzenie oceniające rozmiar szkód — nawykiem, a błąkający się w kącikach ust cień czegoś, co przy odrobinie dobrych chęci można nazwać uśmiechem — nowością.
Kawę i tygodniową dostawę bajgli. Wypatruj kuriera ze Starego Miasta — dupa obita, duma przybrudzona, ale jedno i drugie można łatwo otrzepać — poboczni świadkowie upadku to bezimienne balony, które równie chętnie zapomną o tym dniu, co Annika o upadku; nosicielem sekretu został więc Barnaby, a on — nikt jeszcze o tym nie wie, Ben dowie się wkrótce — potrafi ich dochowywać.
Długo, boleśnie, do samego końca.
Widzisz, kuzynko — to żadna tajemnica, więc może wyjawić ją teraz; na głos i ze wzrokiem wciąż poszukującym uszczerbku na powadze akademickiej reprezentantki. — Lubię zapierdalać.
W pracy, w życiu, na drodze, prosto w ścianę — w każdym ze scenariuszy to wyścig z czasem. Musi być szybki; śmierć ma niezłą formę i kilka milleniów doświadczenia.
Alejka z latarniami, swawolne baloniki z czarowników i zmowa lokalnych ptaków została za nimi — przed czekały schody, kawiarnia, cywilizacja i przyszłość, co do której nie mogli mieć żadnej pewności poza tą jedną, nieuniknioną; nadejdzie.
Jakaś musi.

z tematu x2
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
Alejka z latarniami - Page 2 Vlyf7h9

05 maja 1985 | popołudnie

Pomyślał, że ładne, romantyczne wręcz otoczenie latarni i spokój alejki będą sprzyjać rozmowie, do której zbiera się od kilku dni. Ma wrażenie, że w świetle okoliczności moment nigdy nie będzie dobry. Nie mógł powiedzieć jej przed balem ani przed pogrzebem. Teraz, kiedy jest już po, mimo że obydwoje z Judith nadal mają zbyt dużo na głowie, Sebastian liczy na to, że skorzystają z tej chwili, by porozmawiać. Dlatego chciał wykorzystać do tego spacer, skoro Judith sama wyszła z propozycją spędzenia wspólnie tego popołudnia. To trudny temat i nadal waha się czy powinien o nim mówić, ale jest mu niezręcznie z tym, że trzyma kwestię Lyry w tajemnicy przed Judith. Nie tylko dlatego, że nie wie, jak sobie z tym poradzić i nie narzekałby na wsparcie, albo choćby możliwość wygadania się zaufanej osobie, ale także dlatego, że ta sprawa dotyczy również kowenu. Nie ma zamiaru wyśpiewać wszystkim, że jedną z przeciwniczek jest jego córka, ale Judith powinna wiedzieć. Choćby po to, by nie wmawiała sobie niestworzonych rzeczy, gdy dowie się, że Sebastian wymienia listy z Lyrą, a na dodatek spotyka się z nią i zaprasza do swojego domu. Nawet jeśli... na razie tego nie robi. Lyra na pewno potrzebuje czasu, przypomni jej o sobie na dniach, jeśli sama się z nim nie skontaktuje.
Zerka na zegarek już któryś raz w ciągu ostatnich trzydziestu minut. Judith nie ma w nawyku się spóźniać, a jednak, ilekroć rozgląda się po okolicy, nie widzi znajomej sylwetki wśród nielicznych przechodniów. Tym razem również unosi spojrzenie znad zegarka, by posunąć nim wokół siebie, ale efekt znów jest ten sam — Judith nigdzie nie widać i Sebastian musi zacząć godzić się z myślą, że już się nie pojawi. Ma tylko nadzieję, że nic się nie stało.
Robi już krok w celu powrotu do swoich obowiązków, kiedy przed oczami miga mu inna znajoma twarz. Ma wrażenie, że nie widział jej całe wieki — ostatnio ma tyle na głowie, a i jakoś wyjątkowo nie po drodze było mu z oddziałem ratunkowym. Ostatnim razem w szpitalu był po polowaniu na Widmowego Łosia, a i wtedy szybko zmył się z oddziału, przy czym River prawdopodobnie nie było wtedy na dyżurze.
River — zwraca na siebie uwagę kobiety, rzuciwszy jej sympatyczny uśmiech. — Jeszcze trochę i zapomniałbym, jak wyglądasz, kupa czasu. — Być może wyolbrzymia, a być może nie. Naprawdę przez ostatnie miesiące ledwie znajdował czas na odpoczynek, a co dopiero mówić o pielęgnowaniu relacji towarzyskich.

Rzut na konsekwencje po evencie: 6 — nic się nie dzieje
Sebastian Verity
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Protektor
River Silverthorn
ANATOMICZNA : 21
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 167
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1386-river-silverthorn-w-budowie#14858
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1468-river-silverthorn#16520
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1467-poczta-river#16519
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1492-rachunek-bankowy-river-silverthorn#17218
ANATOMICZNA : 21
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 167
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1386-river-silverthorn-w-budowie#14858
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1468-river-silverthorn#16520
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1467-poczta-river#16519
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1492-rachunek-bankowy-river-silverthorn#17218
   Kiedy szła do pracy — mżyło. Teraz, pogoda jakby względnie lepsza, ale idąc ulicami, nie byłaby w stanie powiedzieć, czy minęło dwanaście, czy dwadzieścia cztery godziny. Od jakiegoś czasu, zawsze jak wychodziła na zewnątrz, wydawało się jej, że jest dokładnie ta sama, bliżej nieokreślona pora dnia. Wcale to nie pomagało na pilnowanie faktury tkanki codzienności, ale rutyna miała znajomy smak. Wcale nieprzyjemny, jak tran. Ale znajomy. Niczego więcej nie śmiała chcieć.
   Kupiła w kiosku te same, tanie papierosy co zawsze i zatrzymała się przy jednej z latarni, próbując skrzesać ostatni dech swojej zapalniczki z logotypem marki produkującej farby do ścian. Miała ją od czasu, kiedy George wysadził się w powietrze. Dostała ją w zamówieniu farb do odmalowania mieszkania. Od tamtej pory zapalniczka coraz rzadziej rzygała iskrami i River miała nieodparte wrażenie, że to jakaś dziwnie śmieszna symbolika jej własnej możliwości wzruszeń i żalu po stracie męża. Pewnego dnia zapalniczka już nie odpali, a ona przejdzie do codzienności z faktem utraty najbliższej sobie osoby.
   Szczypiący w czubek języka dym nikotynowy był czasem lepszy niż filiżanka espresso. Usłyszała gdzieś obok swoje imię, kiedy trawersem między latarniami przecinała alejkę i obróciła się, wypuszczając groteskowo dym nosem. Ciemne brwi zmarszczyły się na chwilę, nim w twarzy nieznajomego nie rozpoznała rysów szanownego pana Protektora.
   - Aż tak się starzeję? - uniosła brwi, odpowiadając na jego uśmiech uśmiechem. Uśmiechała się tak rzadko, że aż dziwnie jej było w policzkach od tego zwykłego gestu- Cześć, Sebastian. Rzeczywiście, trudno mi sobie nawet przypomnieć kiedy się widzieliśmy ostatnio. - wsunęła drugą dłoń w kieszeń płaszcza, chowając ją przed nieuniknionym chłodkiem wieczora.
   Rozejrzała się swobodnie, zaskoczona, że spotyka go tu samego, w takim miejscu, stojącego, zdaje się, całkiem bez celu.
   - Czekasz na kogoś? - strzeliła, podsycając rozmowę kilkoma iskrami uwagi. Kto wie, kiedy znów będzie im się dane zobaczyć w niezobowiązujących okolicznościach, w których będą mogli zamienić kilka słów ponad wymianę lekarskich informacji bądź szczegółów jakiegoś przedmiotu, którego miałaby posłuchać.
River Silverthorn
Wiek : 36
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Saint Fall, Hellridge
Zawód : ratowniczka w szpitalu im. Sary Madigan
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
Śmieje się krótko, wcale niewymuszenie na komentarz kobiety. Z ich dwójki to zdecydowanie on postarzał się bardziej. Nie widzieli się zaledwie… Ile? Może trzy czy cztery miesiące. Były to jednak miesiące tak intensywne dla Sebastiana, że musiało się to wyraźnie odbić na jego obliczu. Z pewnością przybyło mu siwizny i kilku zmarszczek, a oczy pozostają permanentnie podkrążone. Gojące się bąble po oparzeniu wychodzą nieznacznie spod niskiego kołnierza lekkiej kurtki.
Pomimo tego, że gwardzistą jest od dwudziestu pięciu lat, ostatnie trzy miesiące zdały się odbić na nim dużo mocniej niż dotychczasowe misje — nawet te, po których kończył na oddziale River.
Absolutnie nie — odpowiada z lekkim uśmiechem, a zapytany o to, czy na kogoś czeka, wzdycha krótko i sam także mimochodem się rozgląda, jakby wciąż miał nadzieję zobaczyć gdzieś na horyzoncie Judith. Nic z tych rzeczy.
Czekałem, ale wygląda na to, że zostałem wystawiony — przyznaje z rozbrajającą szczerością, wyciągając z paczki papierosa, zbyt skuszony widokiem jednego z nich w ustach River. — Śpieszysz się gdzieś? — Oczywista propozycja wspólnej kawy nasuwa się sama. Sebastian i tak zarezerwował najbliższą godzinę na spotkanie z Judith, może więc wykorzystać ją na nadrobienie zaległości z panią doktor. Chętnie usłyszy też czy zauważyła, by ostatnio na oddział przyjmowanych było więcej ludzi. Na pewno miała od zatrzęsienia pracy po dwudziestym szóstym lutego. Ale przede wszystkim jest ciekaw, czy wszystko u niej dobrze. Świat nie jest łaskaw dla ciężko pracujących, samotnych kobiet, choć dla wdów mniej niż dla starych panien. Dla kogoś pokroju River prawdopodobnie nie ma to znaczenia — Sebastian domyśla się, że ma zbyt wiele na głowie, by przejmować się dodatkowo opinią publiczną. No i nie jest z Kręgu, więc jest duża możliwość, że nie wpojono jej wraz z mlekiem matki potrzeby spełniania oczekiwań społeczności.
Sebastian Verity
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Protektor
River Silverthorn
ANATOMICZNA : 21
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 167
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1386-river-silverthorn-w-budowie#14858
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1468-river-silverthorn#16520
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1467-poczta-river#16519
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1492-rachunek-bankowy-river-silverthorn#17218
ANATOMICZNA : 21
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 167
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1386-river-silverthorn-w-budowie#14858
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1468-river-silverthorn#16520
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1467-poczta-river#16519
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1492-rachunek-bankowy-river-silverthorn#17218
   To był już właściwie odruch, takie zboczenie zawodowe, przyjrzała się jego skórze, twarzy, jego oczom, łagodnie, acz zauważalnie dla bystrego oka zarysowującym się cieniom zmęczenia pod oczami. Nie umknęło jej zaczerwienienie nad kołnierzem, odrobinę gęstsze rozsianie bladych włosów w czerni pokrywającej głowę i policzki. Mimo to rozciągnęła usta w kolejnym uśmiechu i pokiwała głową — Verity był jednym z naprawdę niewielu ludzi w tym mieście, przy którym czuła się spokojnie. To się nie zmieniło wcale. Kimś, z którym nie kojarzyło się jej zupełnie nic. Który w żaden sposób nie dotykał żadnego z bolących miejsc w jej głowie. Był jej małą, niewypowiedzianą przyjemnością — czego pewnie nigdy się nie dowie.
   - Z jednej strony cieszę się, że się nie widujemy, z drugiej-trochę mi szkoda. - powiedziała, podtrzymując luźny ton. Nie życzyła mu oczywiście częstszych wizytacji na oddziale ratunkowym, ale poza nim zdawało się, że ani ona, ani on nie mieli szczególnie dużo życia. On prawdopodobnie ze względu na ogrom obowiązków, jaki spoczywał na jego barkach, ona? Bo przykładała wielką wagę do tego, by go nie mieć.
   Nikotyna rozlała się słodką trucizną po płucach przy kolejnym, wilgotnym wdechu, któremu towarzyszyło trzeszczenie palącego się tytoniu. Wypuściła dym z płuc gdzieś w bok, w ziemię, po czym upuściła peta w studzienkę — jaki był sens w wydawaniu pieniędzy na używki, skoro spalała trzy, może cztery zaciągnięcia i wyrzucała je w błoto? Drobne nawyki, małe niepisane tradycje, zasady, których nie umiała obchodzić.
   - Karygodne. - przechyliła lekko głowę, z nieco krnąbrnym uśmiechem. Kto by wystawił takiego mężczyznę? Zacmokałaby z dezaprobatą, w zamian czego jednak pokiwała głową - Dzisiaj? - uniosła brwi, dla pewności jeszcze zerknęła na tarcze małego zegarka wiszącego na za chudym nadgarstku- Absolutnie nigdzie. Spacer? Kawa? - kiwnęła głową w stronę tej części Alejki, z której udać się można było do jakiejś kawiarni czy pubu.
   Nie wpojono jej niczego, poza ciekawością świata. Rodzina zresztą od wczesnych lat dziecięcych próbowała w ogóle uchronić ją przed jakąkolwiek świadomością istnienia magicznego świata, a co dopiero Kręgu. Los potoczył się inaczej, niemniej faktem było, że nawet jeśli, to nie miała czasu ani przestrzeni w głowie, żeby jeszcze brać do niej opinie innych ludzi. Konwenanse nie były jej obce, znała swoje miejsce w społeczeństwie, ale przykładała też ogromnie wiele uwagi temu, by nie mieć jak i kiedy martwić się czymkolwiek.
River Silverthorn
Wiek : 36
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Saint Fall, Hellridge
Zawód : ratowniczka w szpitalu im. Sary Madigan
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
Czuje, że mu się przygląda, a jego uśmiech nabiera przekornej niewinności, jakby zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, w jakim jest stanie. Lekarze i ich zboczenie zawodowe. Kiedy wychodził z domu, mógł śmiało stwierdzić, że nie wygląda najgorzej — równiutko wyprasowana koszula odwracała uwagę od wyłaniających się ran, a ostre jak zawsze spojrzenie trochę łagodziło wyrazistość poddających się zmęczeniu powiek. A jednak pod spojrzeniem River przypomina sobie o tym wszystkim, co dowodzi, jak ciężkie były ostatnie dni. Świeże rany to nic dziwnego u gwardzisty — te miał zawsze, co jakiś czas. Zmęczenie też nie mogło być niczym dziwnym. Jedynie jego spojrzenie, jeśli się przyjrzeć, zdradza, że coś w nim się zmieniło, jakby nagle spadły na niego wszystkie troski świata.
Ale dziś jego oczy błyszczą, na przekór tym wszystkim sygnałom, że powinien zażyć odpoczynku. Długiego, głębokiego relaksu, odcięcia od myśli. Zmęczenie nie ma żadnego znaczenia tego dnia, bo tego dnia, kilka godzin wcześniej klęczał przed samym Lucyferem, a Ojciec przemawiał do niego i zapewniał, że Sebastian jest silny. Wciąż ma w sobie siłę, by być mu przydatnym. I okazał się godnym, by zasiadać z Ojcem przy jednym ognisku.
Nic nie może zepsuć tego dnia.
Wybacz, zdecydowanie zaniedbałem wszelkie relacje towarzyskie. Nie chodzi o ciebie, zapomniałem o wszystkich na równi. — Praca. — Krótkie, zwięzłe wyjaśnienie, które tłumaczy wszystko. Zawsze był pracoholikiem, a teraz… Teraz nie istnieje słowo, które dość oddawałoby jego poświęcenie gwardii i Lucyferowi.
Serdeczny uśmiech rozprasza zmęczenie na jego twarzy, kiedy River wyraża chęć na potowarzyszenie mu tego popołudnia.
Zdecydowanie kawa — zarządza, wyrównując krok z kobietą. Podążają w stronę Złotej Polewki, na której widok Sebastian mimowolnie przywołuje niedawne spotkanie z Lyrą. Nie mieli kontaktu od tamtego czasu. Musi napisać. Jutro. Jutro napisze. Być może to za wcześnie? Może powinien dać jej więcej czasu. Tydzień to może być zbyt mało, by wszystko ułożyła sobie w głowie. Nie chce jej spłoszyć. Ale nie chce też, by tracili kolejne nie-wiadomo-jak-wiele czasu. Sebastian nie wie, jak dużo jeszcze go ma.
Przepuszcza River w drzwiach i zajmuje im stolik. Składa zamówienie, gdy tylko kobieta jest zdecydowana, co chce wypić czy przejeść.
Opowiadaj jak życie — zachęca ze szczerym zainteresowaniem. — Musieliście mieć urwanie głowy po tych wszystkich… nieszczęściach — domyśla się, nawiązując oczywiście do 26 lutego. Gwardia miała i nadal ma. Sprawa pozostaje nierozwiązana, a kolejne katastrofy nie czekają. 26 kwietnia i kolejna śmierć. Giną ludzie z Kręgu, więc można przestać liczyć na to, że sprawa rozejdzie się po kościach. Najpierw Abernathy, teraz Carter, w dodatku nestor. Jak dużo czasu minie nim ta tykająca bomba wybuchnie gwardii w dłoniach? Ale Sebastian musi milczeć. Na razie.

Kawiarnia "Złota polewka" ⟶
Sebastian Verity
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Protektor
Theo Cavanagh
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t210-theodore-cavanagh-w-budowie#484
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t472-theo-cavanagh#1896
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t471-poczta-theo#1894
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t210-theodore-cavanagh-w-budowie#484
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t472-theo-cavanagh#1896
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t471-poczta-theo#1894
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
13.05.1985

Spóźnił się.
Co zasadniczo nie było niczym nadzwyczajnym – nie w jego przypadku. Znanym powszechnie faktem było przecież to, że Theo Cavanagh niespecjalnie posiadał jakiekolwiek poczucie czasu, a wszelkie umawiane z nim godziny należało traktować ze sporą rezerwą. Jeśli gdzieś kiedyś pojawił się punktualnie, to było to kwestią tylko i wyłącznie zwykłego przypadku. I to również było faktem powszechnie znanym. Przynajmniej tym, którym kiedykolwiek przyszło z jakiegoś powodu umawiać się z nim i czekać na niego, wyczerpując przy tym mniej lub bardziej pokaźne zasoby cierpliwości.
Spóźnienia do pracy również były w jego przypadku na porządku dziennym. Co na szczęście nie stanowiło zwykle większego problemu, jeśli pracowało się w rodzinnym pubie i jeśli na co dzień miało się tam do czynienia z osobami niemal tak samo swobodnie pojmującymi kwestię punktualności. Zazwyczaj. Istniała bowiem przynajmniej jedna osoba i przynajmniej jeden temat, który poruszany w obecności tejże stanowił całkiem niezły punkt zapalny. Mógłby prawdopodobnie wymyślić – i to bez większego wysiłku – dowolną wymówkę, która usprawiedliwiałaby spóźnienie. Gdyby tylko miało to jakikolwiek sens i gdyby rzeczona wymówka, nawet jeszcze przed jej wymyśleniem, nie była całkowicie bezwartościowa. Tym razem bowiem – czego był niemal całkowicie pewien – wcześniej już zdążył zakomunikować, że w związku z szeroko rozumianymi uczelnianymi sprawami być może nie uda mu się dotrzeć do pubu na czas. I to był oczywiście podstawowy błąd, w dodatku plasujący się w czołówce tych, których popełniania należałoby się skutecznie wystrzegać. Lokował się pewnie gdzieś zaraz obok tego związanego z mieszaniem ze sobą zbyt dużej ilości podejrzanych trunków – w szczególności, gdy nawet nie było się pewnym nazw i dokładnego składu większej części z nich.
I jednak oba te błędy notorycznie zdarzało się Cavanaghowi powtarzać.
Tym razem przynajmniej nie oba jednocześnie.
Zerkając odruchowo na niedziałający zegarek na przegubie – nie miał pojęcia, kiedy ten odmówił współpracy, jednak prawdopodobnie minęło już chyba dość czasu, by wreszcie zająć się tą kwestią – nie mógł oczywiście stwierdzić, jak bardzo był już spóźniony. Zakładając, że nie trafił akurat na jedną z tych dwóch pór, kiedy to nawet zepsuty zegarek miałby wskazywać dobrą godzinę. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że okolicę rozświetlało blade światło okolicznych latarni, a słońce zdążyło już jakiś czas temu schować się na horyzontem, mógł przypuszczać, że z całą pewnością spóźnił się bardzo. Pośpiech nie zdarzał mu się zbyt często. Tym razem jednak, przełknąwszy wcześniej cisnące się na usta przekleństwo, przyspieszył dodatkowo kroku. Rzecz, która najpewniej i tak nie mogła absolutnie niczego zmienić, a jednak dawała przynajmniej jakieś podświadome poczucie beznadziejnej próby dotarcia na miejsce nieco mniej spóźnionym. Wciąż jednak z łaskoczącą w kark świadomością, że mimo wszystko nadal mając przed sobą konieczność stoczenia kolejnej absolutnie bezsensownej dyskusji dotyczącej życiowych priorytetów.
I chyba właśnie ta świadomość mimo wszystko utrzymywała tempo jego kroków w granicy przyzwoitości, nie pozwalając się spieszyć za bardzo.
Theo Cavanagh
Wiek : 23
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : student magii rytualnej, barman
Arlo Havillard
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1729-arlo-havillard#23861
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1739-arlo-havillard#24099
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1734-arlo-havillard#24078
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1732-poczta-arlo-havillarda#24075
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f236-waterbury-place-5-8
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1733-rachunek-bankowy-arlo-havillard#24076
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1729-arlo-havillard#23861
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1739-arlo-havillard#24099
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1734-arlo-havillard#24078
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1732-poczta-arlo-havillarda#24075
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f236-waterbury-place-5-8
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1733-rachunek-bankowy-arlo-havillard#24076
Akta policyjne zamknął półtorej godziny temu. Dziesięć minut później komisariat zniknął za jego plecami. Od alejki z latarniami, która znajdowała się na mapie jego stałe trasy, mieszkania oddziałał go niewielki, bo dwukilometrowy odcinek drogi. Jak zwykle wracał do niego pieszo. Z papierosem między zębami, pokonywał kolejne metry kwadratowe chodnika. Nie śpieszył się. Tempo kroków odmierzył rytm wybijanego spokojnie w piersi serca.
Zerknął na zegarek. Późny wieczór, ale jeszcze nie noc. Evander był w drodze do Saint Fall. Towarzyszyła mu Stella. Zabrał ją, bo wiedział, że Arlo spędzi cały dzień w pracy i ostatecznie zabierze ją też do domu, gdzie w zaciszu czterech ścian, zapadnie się w miękkich objęciach fotela i zanurzy się w wijących się pod kopułą czaszki refleksjach. Kiedy znajdziesz drogę do domu, Arlo?, pytał samego siebie, gdy w umyśle - kadr po kadrze - kontemplowało miejsce zbrodni. Niewykluczone, ze wówczas, gdy odnajdzie zaginioną przed laty Simone.
Wcisnął dłonie do kieszeni. Chociaż przyszedł maj, a wraz z nim więcej słonecznych dni, wieczory nadal były chłodek, a noce zimne. Czul, jak chłód wślizguje się pod poły jego ubrań, gryzie go w odsłonięte skrawki skóry i doprowadza opuszki palców do mrowienie. Przystanął na chwile, przyjrzał się osiedlonej latarniami uliczce, na ustach mimowolnie wślizgnął się uśmiech. Miejsce, gdzie odżywały wspomnienia.
Pamiętał, jak ledwie kilka dni wcześniej wszedł do kamienicy. W mieszkaniu paliło się światło., widział je z ulicy. Od progu przywitała go z Scarlett, nie promieniowała radością na jego widok. Jej usta poruszyły się, a z gardła wydostały pierwsze słowa. Arlo zapomniał, w jakim celu wrócił do domu. Opuścił go nadal z tym samym papierosem między palcami, nadal słysząc głos siostry wypełniający przestrzeń ucha. Ucichł, gdy przywitał go podmuch chłodnego powietrza i nie mógł rozplątać plątaniny myśli.  
Ona używa na tobie lamentu. Wiesz o tym, nie?, zapytał pewnego razu Evan, ale uznał to za  żart. Arlo, pod wpływem tej refleksji, usiadł na schodach prowadzących do jego z budynku - szczęśliwie kamienicy, w której mieszkał i zaciągnął się dogorywającym między dolną a górną wargą papierosem. Nie chciał wracać do pustego mieszkania, wiec przeciągał tę chwilę, ile się dało, nawet kosztem zapalania pęcherza.
Czyjś obce kroki zakłóciły chwile refleksji. Spojrzał przez ramię, by zlokalizować źródło tego dźwięku. Nie rozpoznał majaczącej na tyle ograniczonego oświetlenia sylwetki. Rzucił pet na bruk i zmiażdżył go kostkę podeszwą buta, a potem sięgnął do kieszeni po kolejną cygaretkę, wsunął ja sobie do ust, a zapalniczka mimowolnie pojawiła się miedzy palcami. Ciche kurwa przecięło cisze, gdy złośliwość rzeczy martwych znowu dała mu sie we znaki.
- Ej – wspiął się na wyżyny kultury osobistej, gdy minął go szybkim krokiem mężczyzna, który zakłócił ciszę na ulicy i przy okazji wyświadczył Havillardowi przysługę, wydostając go z sideł zadumy  - masz ogień?
Być może - co było konkluzją skonstruowaną pod wpływem chwili - mężczyzna podążał w kierunku, z którego Arlo wracał; po drodze zajrzał do mijanego w drodze baru, gdzie nawilżył gardło dwoma drinkami.
Noc była jeszcze młoda, pełna chichotu od losu.
Arlo Havillard
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : detektyw policyjny, zaklinacz
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Arlo Havillard' has done the following action : Rzut kością


'(S) Kość zmroków' :
Alejka z latarniami - Page 2 GVNk96J
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Theo Cavanagh
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t210-theodore-cavanagh-w-budowie#484
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t472-theo-cavanagh#1896
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t471-poczta-theo#1894
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t210-theodore-cavanagh-w-budowie#484
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t472-theo-cavanagh#1896
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t471-poczta-theo#1894
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
W pierwszej chwili nie zauważył nawet postaci tkwiącej na mijanych schodkach. W kolejnej też nie, nawet mimo rzuconego w jego stronę pytania. Z nieodmienną łatwością przychodziło ignorowanie większej części elementów otaczającego go świata. I choć zwykle mogło zakrawać to na zbyt lekkomyślne wystawianie na próbę rzekomo towarzyszącego każdemu Cavanaghowi szczęścia, tak tym razem mogło być to w pełni usprawiedliwione i uzasadnione. Pośpiech sprzyjał przecież ignorowaniu przypadkowo mijanych na ulicy osób. Zwłaszcza, gdy nie miało się nawet okazji zarejestrować ich obecności. I nawet, gdy osoby te wymagały natychmiastowego wsparcia – choćby i rzeczonym ogniem, bo przecież nie należało w żadnym stopniu umniejszać dramatu tylko przez to, że wynikał on bezpośrednio z nałogu.
A jednak zatrzymał się, nie dalej niż pół kroku za schodkami, na których tkwił zagadujący go przed momentem czarownik. Wprawdzie to nie jego słowa zatrzymały Theo w miejscu, choć tego chyba nawet on sam nie był początkowo świadomy. Przez czaszkę przemknęła mu po prostu myśl, że coś tutaj nie do końca pasowało do całości otoczenia – najwyraźniej dość sugestywna, by chwilowo zapomnieć o dotychczasowym pośpiechu. Siłą rzeczy jego spojrzenie skierowało się ku drugiej obecnej na ulicy postaci, Cavanagh zaś mógł zdać sobie sprawę z tego, że rzeczywiście, tamten prawdopodobnie o coś pytał.
Co? – pytanie zwięzłe, treściwe i chyba dość jasno sugerujące, że cokolwiek zostało przed chwilą powiedziane, zdecydowanie nie trafiło do świadomości adresata. Zresztą, nie wyglądało raczej na to, by Theo bardzo chciał ten stan rzeczy zmienić. Zanim bowiem mógłby na swoje krótkie pytanie uzyskać jakąkolwiek odpowiedź, zdążył unieść rękę w wymownym geście, sugerującym tym razem zachowanie ciszy. – Słyszałeś to?
Na kolejne pytanie chyba też nie do końca oczekiwał jakiejkolwiek odpowiedzi. A przynajmniej nie czekał na nią, po prostu ruszając w stronę źródła niepasującego do otoczenia dźwięku, który wcześniej zmusił go do zatrzymania się.
O tym, że jeszcze przed momentem dość mocno się spieszył najwyraźniej zupełnie zdążył już zapomnieć.
A czegokolwiek mógłby spodziewać się poszukując źródła dźwięku – płaczu? – chyba nie do końca była to tkwiąca na pobliskiej ławce dziewczynka. Co prawda nie był ekspertem, jeśli chodziło o odgadywanie wieku poszczególnych dzieciaków na oko – wszystkie do pewnego momentu i tak przecież wyglądały dokładnie tak samo – jednak stosunkowo łatwo można było dojść do wniosku, że ten konkretny dzieciak nie był jeszcze na tyle duży, żeby o tak późnej porze pałętać się samotnie po ulicach. Albo tkwić na ławce. Niewielka różnica.
Hej, co ty tu robisz? – zwracając się do młodej, mimowolnie obejrzał się jeszcze w kierunku wcześniej dostrzeżonego palacza. Po części pewnie w poszukiwaniu wsparcia, po części zaś chcąc może właśnie na niego przerzucić ewentualną odpowiedzialność za młodą czarownicę. Zwłaszcza, że ta – zamiast jakkolwiek komunikatywnie odpowiedzieć na zadane pytanie – na widok Theo postanowiła rozpłakać się jeszcze bardziej. Niewykluczone, że gdzieś pomiędzy kolejnymi szlochami miała znajdować się przynajmniej szczątkowa odpowiedź, jednak jeśli nawet tak było, Cavanagh nie zrozumiał z niej absolutnie nic.
Co się zazwyczaj robi ze znalezionymi na ulicy dziećmi? Jest dla nich jakieś schronisko…? – możliwe, że do rzuconego w stronę Arlo pytania chciał dodać coś jeszcze. Donośniejsze zawodzenie ze strony dzieciaka najwyraźniej jednak uzmysłowiło mu, że nie był to raczej najlepszy pomysł. – Dobra, spokojnie, bez dramatów. Nikt nie podrzuci cię do żadnego schroniska. Pewnie i tak mają już zamknięte.
Oszałamiających efektów wciąż nie było, ale przynajmniej po tych wypowiedzianych żartobliwym tonem słowach i po tym, jak Theo przykucnął obok zajmowanej przez dziewczynkę ławki, obyło się bez kolejnych wybuchów rozpaczy. To znaczy… młoda nadal pochlipywała, pociągała nosem, ale – może było to myślenie życzeniowe – jakby mniej rozpaczliwie.
Ale gdzieś pewnie wypadałoby ją podrzucić? – kolejne pytanie znów rzucone zostało przez ramię, po kontrolnym zerknięciu, czy aby przypadkiem potencjalne wsparcie nie zdążyło się już ulotnić z miejsca. Bo zdecydowanie lepiej byłoby, gdyby w miejscu jednak pozostało i rzeczywiście posłużyło za wsparcie. Zwłaszcza, że dogadanie się z roztrzęsionym dzieciakiem wymagało najwyraźniej nieco więcej cierpliwości. I okazjonalnego gryzienia się w język.
A zdecydowanie i jednego, i drugiego zdawało się Cavanaghowi brakować.

perswazja: 10 + 20 = 30
Theo Cavanagh
Wiek : 23
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : student magii rytualnej, barman
Arlo Havillard
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1729-arlo-havillard#23861
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1739-arlo-havillard#24099
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1734-arlo-havillard#24078
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1732-poczta-arlo-havillarda#24075
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f236-waterbury-place-5-8
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1733-rachunek-bankowy-arlo-havillard#24076
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1729-arlo-havillard#23861
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1739-arlo-havillard#24099
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1734-arlo-havillard#24078
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1732-poczta-arlo-havillarda#24075
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f236-waterbury-place-5-8
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1733-rachunek-bankowy-arlo-havillard#24076
Pytanie o ogień spotkało się najpierw z adekwatnym do okoliczności milczeniem - mowa ciała mężczyzny, w tym szybki krok i wzrok skierowany w bliżej nieokreślony punkt przed sobą sugerował pośpiech. Potwierdzenie swojej teorii odnalazł w odbitym na tafli spojrzenia niezrozumieniem, gdy przechodzień zreflektował się i przystanął z kilkusekundowym opóźnieniem. Wniosek pojawił się sam  - musiał wybić go z rytmu rozmyślań. Już otwierał usta, by je powtórzyć, ale płacz, który przeciął cisze, skutecznie zatrzymał słowa w krtani.
- To chyba płacz- mężczyzna musiał dojść do tego samego wniosku, bo nie czekał na jego odpowiedź. Podążył za źródłem niepasującego do otulającej ciszy ulicy dźwięku. Arlo podążył krok za nim. O tym, że jeszcze przed momentem jego pomysłem na najbliższe minięty był wsunięty w usta papieros, zupełnie zapomniał.
Nie interweniował. Nie podszedł do zapłakanego dziecka, aby nie poczuło się osaczona. Jeszcze nie. Analizował sytuacje. W głowie kłębiło się kilka pytań.
Jak się tu znalazła? Uciekła z domu? Rodzice na chwile spuścili ją z oczu i sama się od nich oddaliła? Została porwana i uciekała? Dlaczego osoba poniżej szesnastego roku życia miała na sobie osobliwą, magiczna biżuterię, jaką był rzucający się w oczy pentakl? Do kogo należał? W świetle obowiązującego prawa nie mogła być jego właścicelką.
Dialog napoczęty przez nieznajomego nie rozwiązał dziecku języka, wręcz przeciwnie  - spróbował do pogłębiania płaczu. Słone lży znowu spływały po napuchniętych policzkach.
Co powinien zrobić? Wylegitymować się? "Arlo Havillard, policja stanowa hrabstwa Hellridge, eskortuję cię na najbliższy komisariat"? Jurysdykcja policji nie sięgała Deadberry. Na komisariacie nikt nie zgłaszał zagniecie, ale opuścił go ponad półtorej godziny temu, wiele mogło się do tamtego czasu zmienić. Tutaj, w magicznej dzielnicy, komisariat zastępowała Kazamata, a karty rozdawała Czarna Gwardia. Zaprowadzenie dziecka do siedziby misternej jednostki kościelnej było z punktu widzenia jego doświadczenia najskuteczniejszą metodą, by pozbyć się uciążliwego problemu i oczyści sumienie z ewentualnych wątpliwości, a czy, w dobie ostatnich wydarzeń, był to na pewno słuszny krok? Gwardia miała ręce pełne roboty. Najpierw 26 lutego, potem seria dotąd niewyjaśnionych włamań na Little Poppy Crest i kolejny 26, tym razem kwietniowe. Zainteresują się jej losem, zapewniają jej opiekę? Wierzył, że tak, bo inaczej sam musiałby zwątpić w funkcje jaką spełniał w społeczeństwie.
- Najbezpieczniej będzie odprowadzić ją do Kazamaty - powiedział ledwie szeptem, gdy poszedł do ławki zarekwirowanej na potrzeby zagubionego dziecka i gdy znalazł się stosunkowo blisko, by jego słowa mogły swobodnie odnaleźć drogę do ucha mężczyzny. Nie zrobił tego na głos tylko z jednego powodu – nie chciał testować skali głosu dziecka; strach, który zakradł się do zapłakanego spojrzenia, był wystarczająco wymowny.
- Zdradzisz mi swoje imię? - zapytał, pozwalając, by na usta wślizgnęła się imitacja uśmiechu. – Moje to Arlo, a ten pan to...? - przechodzień sam musiał wyjść z inicjatywą; Havillardowi, chociaż twarz chłopaka wydała się znajoma - stały bywalec izby wytrzeźwień? - nie był w stanie wydobyć z odmętów umysłu imienia czy choćby nazwiska i przypasować je do rysów jego twarzy.
- L-lily - wyrzuciła na jednym wydechu, w jej oczach znowu pojawiły się łzy. Arlo nie rozłożył w geście bezradności rąk. Wyjął z kieszeni paczkę chusteczek i podał je Lily, czemu towarzyszyło nieznośne uczucie déjà vu. Ledwie dwa tygodnie wcześniej - może nieco ponad dwa tygodnie - miał styczność z równie zagubionych dzieckiem, co te tutaj. To znak od Piekielnej Trójcy, by zainwestować we własne? Już mial jedno. Nazywała sie Stella. I była najcudowniejszą istotą, jaka zamieszkiwała glob.
- A on? - Arlo wysłał ukradkowe spojrzenie pluszowemu misiowi, którego dziewczynka przyciskała do klatki piersiowej, chociaż tak naprawdę chciał zapytać "Czemu szwendasz się nocą po Deadberry i to zupełnie sama?".

Perswazja k43 + 20 =  63
Suma: 93/200
Arlo Havillard
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : detektyw policyjny, zaklinacz