Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
First topic message reminder :

Zapomniany totem
Niedaleko od miasteczka, gdzieś, gdzie kiedyś tętniło życie, stoi w lesie drewniany totem wygnanego z tych ziem plemienia Abenaki. Są w nim wyrzeźbione sylwetki różnych stworzeń o ludzkich i zwierzęcych kształtach, które to były prawdopodobnie duchami-opiekunami plemienia, jednak nie pozostał na tych terenach nikt, kto by mógł opowiedzieć ich historię. Co ciekawe, mimo upływu lat drewno totemu nie poczerniało, nie pokryło się mchem ani nie zostało pożarte przez robactwo. Zupełnie jakby duchy plemienia wciąż w nim żyły i czekały, aż będą mogły znowu udać się na polowanie.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Zjawa
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t122-szukam-zjawy
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t180-listy-do-zjawy
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t122-szukam-zjawy
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t180-listy-do-zjawy
post Zjawy dla Sierry


Ridley Gristle nie miała ostatnio powodów do świętowania.
W ramach kadrowych cięć została zwolniona z pracy razem z nowym rokiem. Firma ponoć chyliła się ku upadłości i odcinali zbędne balasty. To nic osobistego, Ridley, ale zrozum moją sytuację, mówił szef, z którym, jak jej się zdawało, dogadywała się świetnie.
Zdawało jej się, że dogadywała się świetnie również z własnym chłopakiem, który zaledwie przed dwoma dniami powiedział jej, że miesiące temu znalazł sobie inną, bardziej atrakcyjną, która nie poświęca każdej chwili na pracę i poświęca mu tyle uwagi, ile chciał. Pieprzony narcyz. Lepiej, że wyprowadził się tego samego dnia, bo udusiłaby go własnymi rękami. Teraz pozostało jej tylko zajadać smutki lodami z plastikowego kubełka w zimę, obżerać się ciastkami i oglądać komedie romantyczne. Nie mogła nawet wyjść do pracy i czymkolwiek się zająć, bo przecież już jej nie miała.
Chrzanić wszystkich facetów.
Na Ucztę Ognia udała się głównie z braku zajęć. Miała jeszcze kota, ale kot też miał ją ostatnio w dupie. Ważne, że ściągał ją z łóżka o piątej nad ranem, żeby nasypała mu do miski. Wychodząc jeszcze znalazła zdechłą mysz na wycieraczce, którą musiała szybko wyrzucić, zanim zbierze jej się na wymioty.
Obecnie bardziej zbierało jej się na płacz. Usłyszała o tym miejscu i miała nadzieję, że pomoże jej się zrelaksować. Ale osiągnęła efekt wręcz odwrotny. Kadzidła, wszechobecne otumanienie działały na nią inaczej niż na wszystkich. Sprawiały, że emocje, które starała się trzymać pod przykrywką, zaczynały powoli kipieć. Ze zdenerwowaniem zauważyła, że nawet z oka poleciała jej łza wśród tych cichych pomruków innych osób i słodkiego zapachu kadzidełek.
I jeszcze jakaś dziewczyna oparła się na nią, prostując nogi.
Hej! – nie wytrzymała w końcu. Była zła, było jej smutno i było jej w cholerę źle. Odsunęła się od niej momentalnie. – Uważaj może.
Ridley Gristle była dziś jedynym przykładem na to, że nie każdy potrafi się odprężyć, nawet gdy naćpa się halucynogennymi kadzidłami.
Może gdyby puściła swoje hamulce byłoby jej łatwiej. Gdyby tylko ktoś jej powiedział, że nie będzie wyglądać wtedy jak ostatni błazen.
Zjawa
Wiek : 666
Sierra Ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t305-sierra-ignacio
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t313-sierra-ignacio
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t314-i-ginie-sierra#922
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t315-poczta-sierry-ignacio
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f73-ulica-znana-z-niczego-1-3
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1072-rachunek-bankowy-sierra-ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t305-sierra-ignacio
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t313-sierra-ignacio
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t314-i-ginie-sierra#922
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t315-poczta-sierry-ignacio
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f73-ulica-znana-z-niczego-1-3
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1072-rachunek-bankowy-sierra-ignacio
Postawa godna mężczyzny, zamknąć się i cicho siedzieć — takie miałam na ten temat zdanie i jeśli miałabym być szczera, to zupełnie nie obchodziło mnie, czy ktoś myśli inaczej (nieprawda, oszukiwałam sama siebie). Byłam tutaj jedynie dla nauki, to wcale nie tak, że miałam ochotę za zupełne darmo skorzystać z dobrodziejstw Kościoła Piekieł w postaci darmowego narkotyzowania się w publicznym namiocie. Mogłoby tutaj dojść do masakry, a nikt nie zwróciłby uwagi — relaks był zbyt przyjemny, a rozkurczające się mięśnie karku znacznie rozluźnione. Przyszłość była zapisana w symbolach. Chleb pęknięty w znak krzyża, chmura na niebie nieco rozciągnięta od wschodu, czy w końcu proste fusy, banalne linie papilarne. Dym świec rytualnych i kadzideł, dziś zmieszanych w tym namiocie powoli zapanował nad moim umysłem, a ja — kompletnie zdezorientowana — prostując nogi oparłam się o obcą mi babę. Białą. Dlaczego najgłośniejsze krzykaczki zawsze były białe?
Ćśśś. Nie krzycz — upomniałam ją szeptem. Byłam kulturalną osobą. Prawdopodobnie. — Uważam przecież, estúpido. Nie ma wina, że tyle miejsca zabierasz... — przewróciłam jeszcze oczami, wcale nie zabierała go zbyt dużo. — Ćśśś. Poczekaj, widzisz to?! — w tamtym momencie sama powiedziałam zbyt głośno, chwytając rękę dziewczyny i wskazując naszymi palcami na wiązki dymu, które ulatniały się z kadzideł. Pojedyncze szare nitki, siwe włosy unoszące się nad całą okolicą w zamkniętej i skupionej wokół ognia jurcie. — Musisz się zrelaksować. Wciągać w płuca, chica. To zadziała, naprawdę — sama czułam, jak napływają do mnie owe wizje, o których słyszałam już wcześniej. Nie sądziłam tylko, że białaska o przesadnie piskliwym głosie, to zrozumie, aż dostrzegłam na jej bluzce jasne kocie włosy. — Masz kota? — też mam kota! Nazywa się Carlos. Jego siki strasznie śmierdzą, a wcale nie żywi się szparagami.
Sierra Ignacio
Wiek : 25
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : stare miasto, Saint Fall
Zawód : medium, wróżbitka za dolara
Zjawa
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t122-szukam-zjawy
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t180-listy-do-zjawy
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t122-szukam-zjawy
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t180-listy-do-zjawy
Ridley zmarszczyła brwi, słysząc słowa dziewczyny. Ona krzyczała? Wcale nie krzyczała! Miała ochotę pokrzyczeć – i to jak – ale nie opanowała. Tutaj. Jeszcze. Wcale jej nie słyszała, jak krzyczeć potrafiła i ta uwaga jedynie wzbudziła jej irytację, gdy zaciskała wargi, żeby nie powiedzieć czegoś więcej, czegoś za dużo.
I jeszcze twierdziła, że zajmuje za dużo miejsca
No tak. To dlatego facet ją zostawił – była za gruba. Proste. Wystarczyło pójść na Ucztę Ognia, żeby wszystkiego się dowiedzieć. Teraz chciała się odprężyć i zapomnieć o wszystkim, a tymczasem dowiadywała się nowych rzeczy i najwidoczniej dostąpiła oświecenia od samego Lucyfera. Jej wizja była dość ironiczna, bo zamiast zabawnych, odprężających obrazków widziała powód swojego życiowego nieszczęścia.
Była po prostu za gruba.
Chciała się odsunąć, ale wtedy Sierra złapała ją za rękę, wodząc palcami gdzieś po powietrzu, gdy przed nimi rozciągał się siwy dym. Może ona coś widziała, ale Ridley – nie. I najwidoczniej nie dane jej było tego wszystkiego doświadczyć, miała serdecznie dość.
To nie działa – stwierdziła agresywnie, ze zdenerwowaniem, zabierając rękę z uścisku Ignacio. A potem spojrzała na nią ze zdumieniem, skąd o tym może wiedzieć, że miała kota. – Skąd wiesz? – Nie mogła się powstrzymać przed pytaniem. Chociaż zaczynała się zastanawiać, czemu wciąż gadała z tą wariatką. Aż tak bardzo potrzebowała towarzystwa?
Zwierzę było jej ostatnim towarzyszem, który wcale nie pomagał w walce z samotnością. Przychodził, kiedy chciał, głównie go nie było i nie pozwalał się głaskać. Koty czasami praktycznie nie różnią się w ogóle od facetów. Jeszcze brakowało tylko, żeby ją zostawił, bo inna panienka karmi go lepiej od Ridley. Tego jeszcze nie grali, ale znając jej szczęście życiowe, to pierwsza taka sytuacja przytrafi się właśnie jej.
Zjawa
Wiek : 666
Sierra Ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t305-sierra-ignacio
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t313-sierra-ignacio
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t314-i-ginie-sierra#922
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t315-poczta-sierry-ignacio
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f73-ulica-znana-z-niczego-1-3
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1072-rachunek-bankowy-sierra-ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t305-sierra-ignacio
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t313-sierra-ignacio
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t314-i-ginie-sierra#922
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t315-poczta-sierry-ignacio
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f73-ulica-znana-z-niczego-1-3
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1072-rachunek-bankowy-sierra-ignacio
Skąd? Jak to skąd? Czy to nie jest banalne? Masz jego włosy na swoich cyckach (na pewno są ładne, nie przejmuj się głupim facetem)!
Bo ja jestem — ściszyłam głos do szeptu, ledwo wypowiadając następne słowa: — jasnowidzką — pokiwałam energicznie głową, tak by dobrze zastanowiła się nad tajemnicą wszechświata, którą właśnie ode mnie otrzymała.
Oczywiście nie byłam jasnowidzką. Nie byłam ciemnowidzką. Byłam prostą meksykańską wróżbitką, która swojego fachu nauczyła się od matki (a ta od swojej i tak dalej i tak dalej). Wiedziałam tyle, co napisali w książkach — która linia co oznacza, za co odpowiada, gdzie należy patrzeć. Wiedziałam tyle, że fusy potrafią zdradzić człowiekowi prawdę o jego przyszłości. Wiedziałam też, że duchy tego miasta i dusze tego Piekła czyhają tuż za rogiem, żeby zemścić się na całym świecie. Wiedziałam wszystko, a nie wiedziałam nic.
Tam w tym dymie, działa! Patrz — przed moimi oczami rosły obrazy, widać mieli rację — najprawdziwszą ze wszystkich racji. — Tam w tle jest człowiek. Humanoidowalny człowiek — angielski nie jest moim pierwszym językiem i nigdy nim nie był. — Pod wodospadem, a jak pięknie ten wodospad uderza. Musisz to widzieć — chmura siwego dymu kotłowała się, opadając mocno w dół pod ciśnieniem i z siłą taką, jaka równała się wodospadom właśnie. Wniosek był dzięki temu banalnie prosty. — A na głowie ma... Albo w głowie ma... Siano. Co to znaczy? Mówi się tak! Pamiętałam, bo w szkole tak mówili. Mieć w głowie siano. Może dlatego czeka na ratunek, a on nie nadchodzi... Czemu nie nadchodzi...? — patrzyłam pytająco na dziewczynę, gdy w moich oczach pojawiały się łzy. Czemu ratunek nie nadszedł?
Konkluzja była taka: kiedy zryw przeznaczenia uderza na głupca, ratunek nigdy się nie zjawia. Nie. Źle. Kiedy nieposkromiona siła niweczy wszystko, co proste i radosne (sielankowe) wtedy ratunkiem jest jedynie silna wola. Nie. Źle.

rzuty na wizje
Sierra Ignacio
Wiek : 25
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : stare miasto, Saint Fall
Zawód : medium, wróżbitka za dolara
Zjawa
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t122-szukam-zjawy
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t180-listy-do-zjawy
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t122-szukam-zjawy
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t180-listy-do-zjawy
Bywali tacy ludzie, którzy emanowali niezachwianą gracją, wdziękiem i taktem. Potrafili chodzić z lekkością, której nie dało się przeoczyć, ale również pewnością siebie, której nie dało się zignorować.

Stevie nie należał do tej grupy osób.

Wychudzony chłopak nie mógł mieć więcej, niż dwadzieścia lat, chociaż niechlujny zarost sprawiał, że u mniej przezornych sklepikarzy (patrzę na ciebie, Phil) mógłby bez problemu kupić piwo. Mógłby, gdyby miał w kieszeni, chociaż złamanego centa. Nie miał, więc przyszedł tu, gdzie za podatki ich wszystkich — nawet Stevie wrzucał w Kościele na tacę — ustawiono darmową maszynę do dobrej zabawy.

Kadzidła wprawdzie nie były tak skuteczne, jak biały proszek, za którym pociągnął z tęsknotą nosem, ale gdy pieniędzy brak, znajomi nie odbierają telefonów, a po wejściu do namiotu dostrzega ładną, nieco głośną dziewczynę — namiot pełen kadzideł prosto od Lucyfera, jest cudem wykonanym z bawełny.

Trzy kroki — wiele może się wydarzyć w trzech krokach — aby Stevie znalazł się przy dziewczynie. Chociaż dopiero wszedł do namiotu, to z pewnością nie wszedł tu pierwszy raz dzisiaj. Można było to łatwo wywnioskować po jego rozszerzonych zielenicach.

Hej, piękna — pociągnięcie nosem i przetarcie opuszkiem palców poranionych nozdrzy. Ze szkłem wchodziło lepiej. — Wyglądasz, jakbyś często wciągała.

Angielski był jego pierwszym językiem, ale na usprawiedliwienie chłopaka (żadne), miał na myśli, że Sierra wygląda, jakby często tu przychodziła. Tu, gdzie można halucynować się kadzidłem, ergo ćpać. Stąd powstały efekt w postaci wciągania. Jego niezbyt sprawnie działający mózg nawet nie zarejestrował faktu, że być może myśli nie zostały przekazane klarowanie. Zamiast tego dodał:

Masz koks?

Tutaj nie było żadnego błędu w translacji.

We Zjawę jednorazowo wcieliła się Lyra Vandenberg. Kiss kiss.
Zjawa
Wiek : 666
Sierra Ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t305-sierra-ignacio
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t313-sierra-ignacio
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t314-i-ginie-sierra#922
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t315-poczta-sierry-ignacio
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f73-ulica-znana-z-niczego-1-3
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1072-rachunek-bankowy-sierra-ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t305-sierra-ignacio
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t313-sierra-ignacio
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t314-i-ginie-sierra#922
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t315-poczta-sierry-ignacio
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f73-ulica-znana-z-niczego-1-3
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1072-rachunek-bankowy-sierra-ignacio
Nie byłam jakąś tam narkomanką. To, co mówiłam, było zresztą prawdą — wszystkie obrazy pojawiały się nietknięte i żywe, formowane z kłębów siwobiałego dymu, jakby ktoś malował je tam pędzlem, albo innym wałkiem. Nie znałam się na malowaniu, za to dobrze radziłam sobie z odczytywaniem znaków — taka umiejętność zawodowa. Dusze rzadko mówiły jasno, linie na dłoniach nie miały wypisanych tłustym drukiem zaleceń. Wszystko zależało od ludzkiej interpretacji i ja — jako ten człowiek podobno — w teorii przynajmniej znałam się na tym, jak to robić. Tak sobie wmawiałam.
Nie byłam jakąś tam narkomanką, a jednak wieść o tym, że w namiocie w Cripple Rock w trakcie Uczty Ognia można było sięgnąć po darmowy ciekawy (żeby nie nazwać tego wyjątkowym) stan, zadziałał na mnie natychmiast. Chciałam sprawdzić jakie sekrety kryją się w kadzidłach i świecach, co takiego oczekuje po drugiej stronie jaźni. Nie spodziewałam się, że będzie tam dawny znajomy ze szkoły (już dwa miesiące później będę modlić się niegorliwie do Piekieł, by dobrze się nim opiekowały), zupełnie przypadkowa kobieta z kocimi włosami na biuście i on... przekleństwo wieczoru.
Wyglądał na takiego, co z niejednego koksownika wciągał dym. Tak bym to mogła ująć. Ale przynajmniej nazwał mnie piękna — widać facet miał oczy.
Hihi — zaśmiałam się jak słodka idiotka. Przestań, Sierra. Za każdym razem się tak czułam, chociaż natura emancypacji była we mnie silna. — Obrzydliwy jesteś — wzruszyłam ramionami. Nie brałam narkotyków w myśl zasady, że moje ciało to świątynia, a do świątyni nie wsypuje się gruzu. Czasem te upadają pod wpływem innych świątyń, ale to opowieść na inną okazję. — Poznałeś już... Czekaj, jak masz na imię? — zaczepiłam kobietę, której opowiadałam o wodospadzie, ten dalej widoczny był przed moimi oczami. — Jest bardzo miła. Może ma koksa.
Sierra Ignacio łączy dwa serca, które nigdy się nie dogadają i zapomną jutro.

z tematu Sierra i Zjawy <3
Sierra Ignacio
Wiek : 25
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : stare miasto, Saint Fall
Zawód : medium, wróżbitka za dolara
Mallory Cavanagh
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t252-mallory-cavanagh
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t449-mallory-cavanagh
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t435-atlas-owadow#1511
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t468-poczta-mallory-ego
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t252-mallory-cavanagh
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t449-mallory-cavanagh
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t435-atlas-owadow#1511
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t468-poczta-mallory-ego
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Trzymanie się sztywnych, kuriozalnie jaskrawych ram rozgrywanego aktu działało jak bufor; odkrył to, gdy ten wyzionął ducha. Jego brak uwidocznił wszystko, co powinno pozostać w cieniu. Cóż, taka najwyraźniej była magia wszelkich końców: eliminowała największe zagrożenie, tym samym zachęcając do opuszczenia gardy. Dlatego tak niebezpieczne było zwalnianie tuż przed końcem wyścigu, gdy meta była tuż tuż, na wyciągnięcie ręki. Patrząc pod odpowiednim kątem, teoretycznie miało się ją w garści, można więc było sobie odpuścić. Zrelaksować się. Wyryć na tych wszystkich orbitujących wokół gałkach ocznych swoje wyszarzone, prawdziwe ja i pozwolić, by zwycięstwo przechwycił przeciwnik. W szkole to podejście się nie sprawdzało - tylko połowicznie dlatego, że wspinał się wtedy na wyżyny kreatywności w unikaniu przymusowych aktywności fizycznych - ale tutaj było zasadne. Konieczne.
I przygnębiająco nieefektywne.
A był przecież spostrzegawczy, momentami bardziej nawet, niż siostra. Dostrzegał pociemniałe spojrzenia rodziców, zwiastujące prędką eskalację agresji. Rozpoznawał niepewność, którą Dahlia skrywała niekiedy za uśmiechem. Wyłapywanie czyhających na zewnątrz niebezpieczeństw było dla niego tak naturalne, jak oddychanie - czasem przychodziło aż za łatwo. Niezbadane jeszcze połacie terenu nie stanowiły przeszkody w wyłapywaniu insektów z mistrzowską precyzją, pomimo ich umiejętności w maskowaniu się. Aspirująca aktorka nie mogła być wyzwaniem większym od znalezienia Phyllium wśród korony drzew. Na pewno nim nie była, po prostu okoliczności jej sprzyjały: falujące gorącem, zadymione powietrze rozmazywało szczegóły, a akrobacje parodiujące azjatyckie sztuki walki brutalnie przypominały o spożytym wcześniej alkoholu. Zniechęcały do dalszego wyszukiwania rys na masce, którymi mógłby podleczyć poniesione po drodze uszczerbki na zdrowiu psychicznym... Które mógłby wykorzystać. Na deeskalacji oboje mieli zyskać i tym razem nie przeszkadzało mu to aż tak bardzo, bo jego woreczek z potencjalnymi korzyściami miał być cięższy.
Zrobiłabyś na moim miejscu to samo, prawda?
Kolejny punkt zaczepienia pochwycił gorliwie, bo idealnie odpowiedział na jego zapotrzebowanie. Trochę zbyt idealnie. Tego jeszcze brakowało, by Lotte zaczęła czytać mu w myślach. Niemal się wzdrygnął. Ponownie, gdy po raz pierwszy z mniejszą nutą fałszu mu podziękowała. Interesujące, niecodzienne zjawisko, choć niewystarczające, by obudzić w nim pokłady empatii czy jej przeciwieństwo: chłodne wyrachowanie. Powód, dla którego przysiadł obok był prostszy, wręcz prymitywny i absolutnie żenujący.
Choć może nie bardziej żenujący niż te dwa słowa, którymi postanowiła go uraczyć.
Aż odczuł lekkie mdłości.
Cóż. Szykowała się niezła przeprawa.
Jesteś narcyzem. - Skorygował jej zakłamane postrzeganie rzeczywistości zaskakująco spokojnym tonem. — To się leczy. Polecam ci zająć się tym jak najszybciej. Im dłużej będziesz czekać, tym gorzej - przede wszystkim dla ludzi wokół. Aktorka nie istnieje bez publiczności. - Bez debiutu. Nie odrywał wzroku od ognia. Nie powinien wyzwalać w nim jakichkolwiek pozytywnych odczuć, ale było coś uspokajającego w oglądanym właśnie tańcu płomieni. Czy te wizje będą podobne do tych, których uświadczył tamtego razu, gdy uznał, że spróbuje bawić się tak nieskrępowanie i nierozsądnie, jak Theo? Na jaki ich rodzaj liczył najbardziej?
Nieważne. Niech po prostu się zaczną.
Nie spieszyły się jednak, co uznał za znak do kontynuowania pierwotnych założeń.
Twoja łaskawość nie zna granic. — Tyle na dobry początek mruknął, gdy przedstawiła mu barwną paletę możliwych do podjęcia działań. Odetchnął głębiej, mocniej zaciągając się dymem. Ignorował fakt, że znowu przywłaszczyła sobie część jego przestrzeni osobistej. Gdy zamilkła, zrobiło się nieco przyjemniej - na ile to w ogóle było możliwe w jej obecności i po tych wielce dramatycznych przeżyciach sprzed chwili.
Z uwagi na zaistniałą sytuację... i ja się nią wykażę. — Reprymenda nie ucieknie, jedynie odwlecze się w czasie. — Kim był ten nieszczęśliwiec, dzięki któremu odkryłaś trik z wodą utlenioną? Czym sobie na taki los zasłużył? — Pomysł, że Lotte mogłaby nie tylko kogoś zabić, ale jeszcze po sobie posprzątać tak umiejętnie, że nie zostałaby za to wtrącona do więzienia, był tak niedorzeczny, że aż prawie śmieszny. Zmrużył oczy, gdy czerwień jęzorów ognia ustąpiła bieli jeszcze niezidentyfikowanego kształtu. Tak to miało wyglądać czy powinien po prostu poczekać?
Robiłaś to już? — rzucił ku Lotte, ale płomienie jako pierwsze udzieliły odpowiedzi. Była wyraźna nawet bardziej od snów. W zakresie wizualnym niewiele miał wizji do zarzucenia - jedynie jej treść nie zrobiła na nim wrażenia, widział bowiem kosz. Najzwyklejszy kosz na śmieci, szary, sięgający kolana, wypełniony do połowy kartkami. Niektóre były zgniecione, niektóre porwane i nic konkretnego nie mógł z nich wyczytać. Spróbował chyba tylko dlatego, że skoro już podjął się tych bzdur, to nie na pół gwizdka. Nachylił się w stronę żaru, łamiąc wszelkie zasady BHP, ale wciąż nie potrafił odczytać ukrytej wiadomości. Chyba, że była po prostu aż tak dosłowna - pokazywała, że wszystkie podjęte wysiłki będzie mógł wyrzucić do kosza.
Mimowolnie zacisnął zęby i miał się już odsunąć, ale wtedy płomienie zadrżały. Szarość straciła na objętości i osiadła na chudych, męskich palcach. Nie były jego. Kierowały się w górę... Brązy w tle były znajome, ale nie na tyle charakterystyczne, by mógł je dopasować do konkretnego miejsca. Dłoń nie wykonywała podejrzanych ruchów, a mimo to miała w sobie coś nienaturalnego, niemożliwego do zdefiniowania. Stanowczo, powolnie dążyła do celu - budowała napięcie jak w dobrym horrorze, tyle że w tym wypadku nie był jedynie obiektywem za obiektywem za obiektywem.
Palce sięgały ku niemu. Ku jego szyi.
Krań ścisnęła się mu boleśnie, zanim w ogóle doszło do kolizji. Świadomość tego, co miało nastąpić, zbudziła nie tak dawno zagrzebany lęk. Niebezpieczeństwo, jakie stwarzał amator lukrowanych wypieków i noży było nieporównywalne z katastrofą, która dopiero co nadciągała. Której smród przebijał się przez zaduch i ograbił z dogorywającej swobody łapania oddechów. Powietrze. Potrzebował powietrza. Dużo powietrza, czystego, zimnego, jakiegokolwiek - by przestać się dusić. Chciał wyjść, nie, musiał wyjść i to jak najszybciej, ale nie był w stanie. Nie mógł się ruszyć. Nie mógł uciec. Serce jakby próbowało - biło tak gorączkowo i nierytmicznie, jakby chciało wyrwać się z klatki piersiowej. Instynkt samozachowawczy w desperacji postanowił podjąć próbę ratunku: jego własne palce podążyły ku szyi, by poluzować zacisk. Odsunąć od siebie nienazwane, nieskonkretyzowane i nieuniknione zagrożenie. Ledwo co widział; całe wnętrze namiotu zlało się w jedną, bezkształtną, wyzbytą kolorów masę. Dym szczypał w oczy. Gdy zaczęły się szklić, skrył je za rękawicą.
Nie... Nie tak to się miało skończyć; pourywane słowa wyartykułował tak cicho i słabo, że nie rozpoznał własnego głosu. Nie w taki sposób miał się ponownie spotkać z Dahlią; dawno odrzucił ten pomysł. To jej miał pomóc, nie sobie.  
Proszę. Błagam. Jeszcze jedna szansa. Tylko jedna. Tej nie zmarnuję.
Mallory Cavanagh
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Zawód : aspirujący entomolog
Lotte Overtone
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t254-charlotte-overtone
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t499-lotte-overtone
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t494-lotte-overtone
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t498-poczta-lotte-overtone
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1390-rachunek-bankowy-lotte-overtone
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t254-charlotte-overtone
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t499-lotte-overtone
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t494-lotte-overtone
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t498-poczta-lotte-overtone
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1390-rachunek-bankowy-lotte-overtone
Nie było braw. Scena jej umysłu obleczona była ciszą, stonowaną, spokojną, może nieco podszytą zawodem. Nie było wiwatów, peanów pochwalnych dla roli, jaką objęła, dla zmyślności słów oraz godnej podziwu postawy wobec jakże wstrząsającego niebezpieczeństwa. Kurtyna opadała w milczeniu, nieistniejąca publika pozostawała w bezruchu. Niepasujący element w postaci bruneta zbyt raził swoją nienaturalnością, by móc wywołać, chociażby oburzony szmer widmowych głosów. W przestrzeniach jej głowy niewyraźne cienie sylwetek zachowywały bezruch, nie rozchodziły się, nie rozpływały. Czekały aż teatr jej życia ulegnie przemianie, skurczy się do wielkości tylko dwóch postaci. Bo może główne przedstawienie właśnie się zakończyło, ale teraz, siedząc tak obok siebie, dwa istnienia niechętne sobie, sztuka ich bytu trwała nadal. Co było śmieszne, bo jeśli podążaliby zgodnie ze skryptem, tak Mallory rzucając jakąś kąśliwą, pseudointelektualną litanię przytyków, winien odejść. Opuścić namiot w poczuciu duchowej wyższości, udając, że wciąż posiada godność oraz ślady poczciwego człowieczeństwa, o które nie śmiała go więcej posądzać po ledwie kilku spotkaniach. A jednak został. Z poczucia niesłusznego obowiązku, czy też to emocje wzięły górę dając ujście nagromadzonemu napięciu? Czy naprawdę chciałaby go o to zapytać? Nie, nie zamierzała. Nauczyła się nader szybko, że im mniej o nim wie, tym łatwiej pielęgnuje się nieprzychylność, dostrzega potknięcia, popełniane z czystej złośliwości przytyki. Nie miała na nie chęci ni siły, teraz kiedy alkohol wreszcie opuszczał organizm, pozostawiając pustkę samotności oraz nieprzyjemność z tym związaną. Maska trzymała się jednak mocno na ślicznej buzi, być może dzięki temu nie skrzywiła się, nie drgnęła nawet, gdy rozpoczął swój wywód. Jesteś narcyzem, oskarżał niczym niemagiczny klecha, rzucając bezpodstawne oskarżenia w stronę dziewczęcia, jakby powtarzanie tego w kółko wreszcie miało sprawić, iż te słowa staną się prawdą. I w pierwszej chwili chciała unieść dumnie brodę, szarością tęczówek niczym ostrzem stali wedrzeć w jego postać, pozwolić pytaniu wybrzmieć w zaciszu namiotu. Kto będzie w stanie pokochać ją bardziej, niż ona sama? Usta pozostają nadal złączone, Lotte nie jest głupia. Rozmowy o tym temacie, ostrożne odsłonięcie się w obecności Cavanagha nie było i nigdy nie będzie możliwe. Sam fakt, że miałby jakąkolwiek wiedzę o uczuciu innym niż zgorzknienie wystarczająco przekraczało granice męskich możliwości.
Jesteś narcyzem — przedrzeźniła go, w ton wplatając zarówno rozbawienie, jak i wyraźną kpinę. Musiał ją wyczuć, tę subtelną melodię zgłosek wyśmiewającą jego jakże dumnie przedstawioną opinię — Niech Lucyfer broni, by kobieta odczuwała pewność siebie i znała własną wartość. Do jakich czasów to doszło, żeby słaba płeć ośmieliła się mieć o sobie dobre mniemanie, którego czyjeś kruche, delikatne ego nie jest w stanie stłamsić na tyle, by móc budować własne na zgliszczach czyjejś dumy — drobną dłoń wzniosła dramatycznie do gładkiego czoła, wzdychając głęboko ze smutkiem. Zatrzymała się jednak, spod rzęs spozierając na Mallorego ze spokojem, o który nie posądzała się w tym przypadku wcale. Być może była to prawdziwa noc cudów — Również ci udzielę rady. Kiedy ktoś nie zna danego tematu, najlepiej zachować milczenie. W innym przypadku twoja jakże przemiła wskazówka wybrzmi protekcjonalnością, którą tak uwielbiasz i twój misternie budowany obraz powagi rozpadnie się, ukazując to, kim naprawdę jesteś — mógł grozić, podważać jej umiejętności, naigrywać się z jej nieszkodliwego egoizmu. To nic. Lotte nadal była Overtonem, samo nazwisko oferowało blondyneczce drogę przez życie usłaną różami. Nie musiała walczyć o rolę, chodzić na przesłuchania, drżeć jak osika na wietrze z obawy, że nie zostanie wybrana. Należała do Kręgu, była córką oraz bratanicą tych, którzy zarządzali teatrem, a nie przypadkową dziewuchą, która uznała, że z przypadku zostanie aktorką. Sława była jej pisana, czy tego chciała, czy też nie. I nie mógł tego zmienić nawet chłopiec, który z taką zawziętością próbował przyczepiać do niej najgorsze łatki z możliwych. Dlaczego? Nie lubił jej charakteru, a przecież w swojej opinii nie była wcale taka najgorsza, ba! Biorąc pod uwagę bycia syrenką, mogła uchodzić wręcz za wzór cnót w tym wypadku. Na dalsze słowa zareagowała jedynie poruszeniem brwi, o dziwo powstrzymując się przed rzuceniem: wiem, przecież jestem wspaniała. Wrogość jednak opuściła drobną sylwetkę, poddawała się relaksującemu działaniu dymu, w końcu tylko on jej pozostał.
Moim bratem — stwierdza krótko, niemal radośnie, przypominając sobie tamtejszą psotę. Opuszki palców zakrywają miękki wargi, kiedy cichutki chichot wymyka się spomiędzy nich podstępnie — To była piękna wojna, trochę tragiczna, swój żywot zakończyła ulubiona rzeźba cioteczki Muriel, ale wyprawiliśmy jej zaszczytny pogrzeb po tym, jak nie udało się jej naprawić nim ktokolwiek by się zorientował. Dodatkowo, klej i dzieci to bardzo złe połączenie — dodaje, bo przecież to nie tak, że ze swoim rodzeństwem walczyła do teraz. Może czasem, ale tylko słownie. Nie była przecież już nastolatką, żeby zachowywać się w ten sposób. Wreszcie patrzy na niego, kiwając jedynie głową na znak, że oczywiście to już robiła. To nie było jej pierwsze święto, głupie wróżby powtarzane były co roku i żadna z nich póki co nie rozczarowała jej jeszcze wcale. Widząc jednak, że zieleń jego oczu skupiła się na płomieniach, tak i ona wzięła z niego przykład. Złoto pomarańczowe języki wiły się między sobą, a im intensywniej się wpatrywała tym powoli ukazywał się w nim obraz. Początkowo przypominał on ramę, ciężką, drewnianą, która zwykła oplatać najwspanialsze arcydzieła. Zaczęła jednak pękać, kruszeć, a jej fragmenty niby pył ułożyły się w różę wiatrów z wydłużonym promieniem wskazującym północ. Nastąpił ponowny rozpad i oto ramowe okruchy układać się zaczęły w tęczę, mogła policzyć dokładnie ilość potencjalnych barw, z tym że tęcza ta z łuku przeszła w okrąg, pulsując tak mocno, błyszcząc tak intensywnie, że w końcu Lotte musiała się odsunąć, kryjąc w dłoniach twarz, kiedy tylko oczy zaczęły ją szczypać. Nieco załzawiona zerknęła na Cavanagha. Och, kolejny błąd w skrypcie. Może gdyby była takim potworem, za jakiego ją miał, tak roześmiałaby się w głos patrząc, z jakim trudem łapie powietrze. Karmiłaby się bladością jego skóry, szeroko otwartymi ze strachu oczami, paniką, jaka zaczęła wkradać się w każdy gest, pojedynczy ruch mięśni. Ku swojemu smutkowi była jednak sobą, więc ten moment pozostawi w kuferku swej pamięci na później. Drobna postać przysuwa się, ciepłym oddechem omiatając płatek ucha młodzieńca, choć przecież on jej nawet nie usłyszy, nazbyt zagubiony w widzianej wizji.
Chodź, chodź ze mną. Mall, idziemy — prosi i gdyby włożyła nieco więcej nacisku, gdyby łagodność tonu przeniknęła w nuty bardziej przymilne, tak lament stopniowo wybudzałby się z głębin jej jestestwa, przekonując go by poddał się jej woli. Ale aktoreczka wie, że nie musi po niego sięgać. Bo kiedy wstaje, kiedy pociąga za sobą sylwetkę Mallorego, tak ten słucha się jej nieświadomie a pociągnięcie za przód płaszcza sprawia, że podąża za nią. Na zewnątrz, ku zimnie, ku świeżemu powietrzu. Nie prowadzi go daleko, ledwie na bok, popychając tak, aby usiadł na pieńku, który został po pracownikach rozstawiających wcześniej atrakcje, tuż obok bocznej ściany namiotu, w którym jeszcze przed chwilą byli. Nie zadając pytań, nie czekając na relacje, małe dłonie sięgają bruneta raz jeszcze i może poczuć, jak chłodny wiatr kąsa nagą skórę przedramienia jednej i drugiej ręki i jak nagle ogarnia go mróz ogromny. To śnieg przywiera do jego skóry, zebrany pospiesznie jeszcze kilka sekund temu przez Overtone, która teraz kucała przed nim. Lód pomaga na ataki paniki, najlepiej działa przyłożony do nadgarstków, jednak wolała nie odsuwać rękawiczek, z którymi tak się nie lubił rozstawać czarodziej. Smukłe paluszki zaróżowiły się, szczypały od białego puchu, jednak zaciskała zęby, pilnując, by śnieg równo został położony a sam chłopak uspokoił się chociaż trochę.
Lotte Overtone
Wiek : 21
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : Debiutantka w rodzinnym teatrze
Mallory Cavanagh
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t252-mallory-cavanagh
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t449-mallory-cavanagh
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t435-atlas-owadow#1511
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t468-poczta-mallory-ego
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t252-mallory-cavanagh
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t449-mallory-cavanagh
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t435-atlas-owadow#1511
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t468-poczta-mallory-ego
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Trzask ognia stanowił przyjemny podkład pod rozmówki (nie)kulturalne, których się właśnie dopuszczali - jakby od niechcenia, machinalnie, z przyzwyczajenia. Patrząc w inną stronę, ominął sygnały ostrzegawcze, wpuszczając w życie nową codzienność. Kawałek po kawałku wypierała tę, która obiecał chronić, ale tak wiele przecież obiecywał i na tym poprzestawał, że nawet się nie zdziwił. Nie zasmucił. Nie obruszył. Pozwolił, by immanentna chęć nadmiernego analizowania przygasła; by kleista ciepłota dotykała przodu butów, spodni i koszuli, wsiąkała w nieosłonięte skrawki skóry i ją parzyła. Nie lubił ognia tak bardzo, jak go teraz potrzebował. Nie nawciągał na tyle dymu, bo to samo stwierdzenie przypasować do Lotte, szczególnie gdy bawiła się w papugę, głodną kolejnych występów. Zakłócała tę namiastkę spokoju, którą jakże niespodziewanie podarowały płomienie; można by rzec, nihil novi. Swoją nieznośną manierą potrafiła na zawołanie zrujnować mu dzień, ale było coś kojącego w fakcie, że mógł odpłacać się jej tym samym.
Nie sądził, by przełamanie tego impasu było dobrym pomysłem: szkoda, że nie pomyślał o tym, zanim się odezwał.
Skąd pomysł... — równie powoli co słowa usta układały się w grymas uśmiechu, byle skwaszony bohomaz. — Że nie o to mi właśnie chodziło? — Cichą wypowiedź wypchał ironią tylko w połowie. Najwyraźniej stopić się musiał w jedno z tą nocą pełną dziwów, przeciągać wypożyczoną brawurę aż do jej rykoszetowania. Nie patrzył na nią; na chwile przymknął oczy, wieńcząc ten ulotny spektakl niecharakterystyczności, na którą sobie pozwolił. I nawet jej nie żałował. Nie wątpił, że moment ten nie nastąpi w przyszłości, może nawet niedalekiej i jak zwykle którejś nocy wyszarpie go ze snu ta przykra myśl o popełnionym głupstwie, ale to było zmartwieniem jego późniejszego ja. To dzisiejsze, wymęczone wydarzeniem sprzed chwili i siedzącym obok istnieniem, wolało podtrzymać zainicjowaną interakcję - a jeśli miałby na niej coś ugrać, tym lepiej.
Dzieci i ich nieokiełznana ciekawość oraz impulsywność to najgorsze połączenie — ni to przytaknął, ni niemal się uśmiechnął w sposób całkowicie wyzbyty radości, ale pełny melancholii, której sam się nie spodziewał. Zamilkł. W namiocie było przecież wystarczająco tłoczno, nie powinien ściągać do towarzystwa kolejnej osoby; choć miał dziwne przeczucie, że siostra na jego miejscu bawiłaby się o wiele lepiej od niego.
Ogień. Wizje. Na tym się powinien skupić, choć wcale nie chciał, ale o wiele gorzej byłoby zrezygnować z zadania w połowie i udowodnić wszem i wobec, że nauki matki naprawdę na nic się zdały.
Tym razem nie poczuł, że wchodzi w bagno, dopóki nie tkwił w nim po uszy. Nie potrafił się z niego wygrzebać o własnych siłach; we własnym ciele był więźniem bez szansy na zwolnienie warunkowe. Szum w uszach, w klatce piersiowej czy nieporadność palców próbował przerwać decyzyjnym ruchem, ale ugrzązł w miejscu. Obrzydliwie powykręcane palce dosięgły krtani i nie mógł zrobić nic, poza czekaniem na koniec. Strach osiadł mu na skórze i wnikał głębiej, coraz mocniej, coraz bardziej dotkliwie... niesprawiedliwie. Nawet gniew nie wystarczył, by przebić się przez ten koszmar na jawie.
Nad upływem czasu również stracił kontrolę; odzyskał ją dopiero pod koniec wędrówki, zainicjowanej przez szept niemal syreni. Pozwolił mu się zwieść, pozwoliłby wszystkim i na wszystko, byle tylko wyrwać się z tej duszącej spirali szaleństwa, feerii barw, dźwięków i zapachów. W jednej chwili otoczenie zmieniło się tak bardzo, że mimowolnie zaczął się na nim skupiać; oddychać pełną piersią, wpuszczając w nie mroźne, orzeźwiające powietrze, nim jeszcze tak bezceremonialnie został pchnięty na, jak się okazało, pieniek. Gest nie był mocny, ale niespodziewany, nie miał więc czasu na wniesienie jakiegokolwiek sprzeciwu. Usiadł, bo główne zagrożenie pozostawił w tyle i z każdym kolejnym, mniej szaleńczym biciem serca czuł się lepiej. Stabilniej. Minimalnie bezpieczniej. Dziwne, bo przecież Lotte kucała obok i uskuteczniała magię, o jaką jej nie podejrzewał. Skrzywił się, gdy mroźny wiatr przybrał na sile, targając ubranie i włosy; dyskomfort się pogłębił, gdy śnieg przywarł do skóry. W pierwszym odruchu chciał go odepchnąć i ją również, tak jak i cały świat, ale zanihilował ten impuls. Spróbował się skupić. Oddychać. Podążyć za tą cienką nicią porozumienia, którą mu ofiarowano zupełnie bez powodu... Bez sensu. W milczeniu kontynuował dzieło, bo to go uspokajało bardziej, niż drażniło. Nie miał siły na kolejną walkę. Zerkając na wolną dłoń, z trudem przełknął ślinę, by w końcu podwinąć rękawicę i odsłonić nadgarstek. Wzdrygnął się, przykładając lód. Kątem oka wciąż dostrzegał Lotte, więc zamknął oczy. Wizje nie wróciły, nawet ich strzępy, co ostatecznie utwierdziło go w przekonaniu, że być może nie był jeszcze całkowicie stracony. Mróz przybierał na sile, ale nie przeszkadzało mu to zbytnio, bo stanowił idealny lek na dogorywające jeszcze bolączki. Otoczony ciemnością, wsłuchiwał się w dźwięki z otoczenia; chciał, by skrzypienie śniegu pod butami tuż obok zagłuszyło odleglejsze, ludzkie szmery, ale nic takiego się nie wydarzyło, choć odczekał z kilka minut.
Czemu jeszcze go tu nie zostawiła?
Wróć do namiotu. Tam jest cieplej. — Odezwał się cicho, jakby nie swoim głosem, wzrok wbijając a to w kolana, a to w oplatające je dłonie. Z każdą kolejną sekundą narastało w nim paskudne poczucie powinności, wzmagające resztki dezorientacji. Słowo cisnące się na usta przypominało przyznanie się do porażki lub coś o wiele gorszego, ale co innego miał zrobić, gdy był jej to winien?
Musiał spłacić rachunek.
Pospiesz się — mruknął, prostując się nieco i poprawiając ubranie, korzystając z chwilowej niedyspozycji wiatru. — Wystarczy ci na dziś atrakcji. Przeziębienie możesz sobie odpuścić. — Zawahał się, po czym zniżył głos do szeptu. — Tak jak i ja odpuszczę sobie powiedzenie czegoś, co mogłoby naruszyć reguły naszej układu. — Cień krzywego uśmiechu zamajaczył mu na ustach. — A tego przecież byśmy nie chcieli. — Niezależnie od tego, co zrobiła, odczekał trochę, nim ruszył do domu.
Po raz pierwszy - i oby ostatni - szczerze pragnął, by zrozumiała, co próbował przekazać.

zt x2
Mallory Cavanagh
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Zawód : aspirujący entomolog
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry

Król lasuI ujrzałem ziemię nową


Komu nigdy nic się nie przywidziało – niech pierwszy weźmie i rzuci kamieniem.
Problem zaczyna się w momencie, kiedy przywidzenie jest całkiem grupowe i przyjmuje formę małych trzęsień ziemi.
Od kilku dni grupy przemierzające te tereny lasu zaczęły je omijać szerokim łukiem w niepokoju. Nigdzie indziej (sprawdzili!) nie wydarzała się takie problemy jak tutaj, nic z tych rzeczy się nie powtarzało. Nigdzie indziej nie pojawiały się przypadki ogromnej liczby turystów zaklinający się na życie, że byli pewni, że drzewa się ruszają. Jedna z grup nawet przysięgała, że widziała, jak drzewo przechodzi z miejsca na miejsce, wywołując tym niewielkie trzęsienie ziemi.
Kiedy Wy zapuszczacie się w te rejony, wszystko zdaje się zupełnie normalne. Nie słychać żadnego dźwięku, żadne zwierzę nie przebiega przez ściółkę, nie śpiewa nawet żaden ptak. W okolicy jest głucha cisza. Niepokojąca, głucha cisza.
Do momentu, aż coś śmiga nad Waszymi głowami. Jedno z leśnych ptaszysk właśnie chciało przeciąć przestrzeń pomiędzy gałęziami, kiedy nagle korzeń jednego z drzew wystrzelił do góry, pochwycił zwierzę w locie, a następnie ciągnął już ku ziemi, aby tam pogrzebać go żywcem.



Do lokalizacji powinny wejść minimum dwie osoby, maksymalna liczba postaci nie jest ograniczona. Podczas rozgrywki przewidziany jest pojedynek, a pomocną może okazać się wiedza z zakresu botaniki lub magii natury, ale ich posiadanie nie jest wymagane.
Lokalizacja ta obarczona jest wysokim poziomem ryzyka, skrywana pośród drzew tajemnica może zagrażać zdrowiu i życiu postaci, a nawet mieć wpływ na zatrucie magiczne postaci, dlatego na czas obecności postaci w lokalizacji rozwój fabularny postaci będzie zablokowany i nie powinny być rozgrywane żadne wątki po obranej przez graczy, dowolnej dacie rozpoczęcia rozgrywki.
Śmiałkowie, którzy zdecydują się wejść na teren tej lokalizacji, powinni zgłosić się niezwłocznie w temacie eventu I ujrzałem ziemię nową po wprowadzenie Mistrza Gry do nowych realiów. Od momentu pojawienia się posta z wprowadzeniem obowiązuje termin czasowy na odpis 48h na osobę. Po przekroczeniu tego czasu, do lokalizacji może wejść inna grupa postaci.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej