Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
First topic message reminder :

Bar „Champagne Party”
Lokal sprawia wrażenie typowej dla Sonk Road pijalni alkoholu: kilka stolików ustawionych pod stołem oraz stary, obdrapany kontuar za którym stoi ponury barman wycierający szklanki nie najczystszą ścierką. Jeśli uśmiechniesz się do niego i zadasz odpowiednie pytanie, zostaniesz wpuszczony na tyły baru. Tam do dyspozycji klientów zostały oddane trzy automaty do gier hazardowych. Barman zapytany o to, czy „Champagne Party” ma na nie pozwolenie, zawsze udziela twierdzącej odpowiedzi, ale każdy nieco bystrzejszy wie, że to nie jest prawdą. Ostatecznie co jakiś czas automaty są rekwirowane przez policję, a na właściciela nakładane wysokie kary, ale te jakimś sposobem zawsze wracają na swoje miejsce.

Nieobowiązkowa kość k3 na grę na automacie:
1 - Ojoj, automat zjadł twoją gotówkę i zepsuł się.
2 - Jedna siódemka, druga... I klops! Spróbuj ponownie.
3 - To twój szczęśliwy dzień! Udało ci się wygrać kilkanaście dolców. Spiesz się, by je wydać!
[ukryjedycje]

Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Pon Kwi 01, 2024 10:58 pm, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 19
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t244-orestes-zafeiriou#592
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t357-orestes-zafeiriou#1067
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t356-poczta-orestesa-zafeiriou#1066
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f82-archaios-2-1
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1176-rachunek-bankowy-orestes-zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 19
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t244-orestes-zafeiriou#592
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t357-orestes-zafeiriou#1067
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t356-poczta-orestesa-zafeiriou#1066
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f82-archaios-2-1
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1176-rachunek-bankowy-orestes-zafeiriou
Demony przeszłości z tysiącem oblicz i milionem zagrzebanych pod mułem minionych dni intencji. Noc w Sonk Road — dziś nieprzerywana echem ucieczki — próbowała odtworzyć czas zaprzeszły; wyblakła klisza, zacięta na ostrych klatkach wstydu, przez kilka sekund wyświetlała się na przedniej szybie samochodu.
(Mniej tatuaży, mniej lat, więcej promili we krwi; czternastoletni Percy i łzy w oczach, i—)
Xanthippi to piękne imię, Lyra. Po żonie Sokratesa — uśmiech trochę zbyt zmęczony — nie miał prawa do zmęczenia; dopiero zaczynali — i trochę zbyt wymuszony; aktorskie umiejętności wyczerpały się gdzieś pod koniec roli już nie tak młodego ojca. — Mogę ewentualnie zgodzić się na Nikephoros. To akurat po mojej babci.
Nigdy nie poślubiła mężczyzny i umarła bardzo szczęśliwa; czego innego mógłby życzyć własnej córce?
Plamki światła prześlizgujące się przez samochodowe szyby odtwarzały podróż — drogą wprost, później pierwszy zakręt w prawo, na kolejnym skrzyżowaniu w drugie prawo, aż samochód przestanie być zagrożony kradzieżą kołpaków; im głębiej w Sonk Road, tym większe prawdopodobieństwo, że zostanie gwizdnięty z silnikiem, karoserią, skrzynią biegów i każdym piekielnym mechanizmem, który składa się na auto (straty oszacowano na czterdzieści dziewięć dolarów). Lyra milczała przez większość drogi — Orestes próbował złapać stację Perseusa, ale radio znów oszalało; dziś łapało tylko kanadyjskie stacje i śpiewało po francusku.
Francuskiego szyku zabrakło za progiem Champagne Party — nazwa była okrutnie myląca; gdyby docierali tu turyści, szampańskie nastroje prędko by ich opuszczały — gdzie siwy barman zdecydowanie nie przypominał Koziej Bródki, a—
Josh?
Gdyby Lyra rozważała powrót do teatru i w nowej roli miała zagrać zszokowanego Greka stającego w pół kroku, właśnie otrzymała inscenizację na żywo — Orestes wpatrywał się w siedzącego za stolikiem mężczyznę, jakby ten był duchem.
Zafeiriou i Vandenberg dzielili dziś więcej niż córkę.
Myślałem, że—
Stosunkowo młody — gdzieś pomiędzy trzydziestką a pięćdziesiątką; z alkoholikami zawsze trudno stwierdzić — mężczyzna obojętnie machnął ręką. Na dłoni nosił ślad tatuażów, chociaż wyglądały na amatorską robotę; jeden miał przypominać nagą kobietę, w efekcie upodabniając się do krasnala tańczącego na dwóch sterczących pagórkach.
— Tak, tak, plotki o mojej śmierci. Trzeba znacznie więcej niż kieliszek metanolu, żebym wykitował — z uśmiechem pogłębiły się zmarszczki na twarzy — ciężar wzroku Josha oblepił Lyrę i nie było to spojrzenie z kategorii respektujących. — No? Przedstawisz nas sobie czy mam czynić honory?
Nie było za późno, żeby odwrócić się na pięcie i wyjść; po prostu nie odhaczą Champagne Party na mapie poszukiwań Koziej Bródki, ale Josh mógł coś wiedzieć — ich szansa zionęła alkoholem i niezdrowym zainteresowaniem tym, gdzie kończą się nogi Vandenberg.
To—
— Josh Hickey, nazwisko nieprzypadkowe. Stary kompan tego tutaj — wyciągnięta nad lepkim stolikiem dłoń była szorstka, ale gest szarmancki; pijaczki już tak mają. — Ores, napijemy się, co? Za dawne czasy. Ricky!
Barman ewidentnie próbował ignorować Josha; nikt nie potrzebuje aż dziesięciu sekund na otworzenie kapsla.
— Ricky, przynieś no po piwku dla damy i dawnego wygi.
Uniesiony znad butelki wzrok był osądzający, ale — zaskakująco — osąd spadł na Orestesa i Lyrę. Małe kufle poszły jednak w ruch, a rozcieńczone piwo zalało szkło, które lata świetności miało dawno za sobą. Josh w tym czasie mówił; dużo, chętnie i bez skrępowania.
— Opowiadaj, Zafikaka. Podobno siedziałeś? I gdzie żeś zgubił Joy? Nie mówię, że ta tutaj jest zła — mrugnięcie w kierunku Lyry miało być zalotne, ale coś się Joshowi poplątało i wyglądał na ofiarę paraliżu — ale blondynki. Sam rozumiesz, Ores.
Nie rozumiał.
Zerwaliśmy.
Chyba; nie do końca pamięta przebieg ostatniego spotkania.
Orestes Zafeiriou
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
Oreses wyglądał, jakby zobaczył ducha. Różnił się od jej własnego ważną funkcją; był prawdziwy.

Historie o żonach jednych filozofów i babciach innych zostały w zamkniętym (sprawdzili) samochodzie przy krawężniku. Nikephoros brzmiało znacznie wdzięczniej, gdy powtarzała wymowę pod nosem, niż wcześniej zaproponowany lek na zgagę. Lyra swojej babci nie pamiętała; Shirley nie lubiła o niej mówić, najwyraźniej rodzinną klątwą Vandenbergów jest pokoleniowa niechęć do samych siebie. Wiedziała o niej trzy rzeczy — była aktorką, nosiła najpiękniejsze perły, jakie Lyra widziała w życiu i jej oczy błyszczały podobnym złotem, co jej wnuczki.

Nie o babciach jednak ta opowieść. Złotem pierwszoplanowym w zapyziałym barze były przelewane właśnie do kufli (małych) piwa. Główną linią fabularną wymiana zdań między przeszłością Oresa w personifikacji powstałego z grobu (ironiczne, biorąc pod uwagę kogo szukacie / Zamknij się, Aaron) Josha. Lyra dokłada wbrew woli swojej — i przede wszystkim Oresa — kolejne strzępki faktów o jego życiu sprzed dwóch ostatnich lat. Dużo wiedziała sama; dużo było jednak wierzchołkiem góry lodowej, która teraz topniała na ich oczach, rozlewając się po lepkiej podłodze baru.

Obleśne spojrzenie napięło mięśnie jej twarzy bliżej ku sobie. W niecharakterystycznym dla siebie tonie siedziała cicho, aż—

Nie trzeba, nie przyszliśmy tu—

Słowo nie zostało chyba w pewnym momencie wycofane ze słowników. Mało kto je ostatnimi czasy respektował. Josh machnął ręką, jakby odganiał muchę — z pewnością odmowa była podobnym dźwiękiem bzyczenia w jego uszach — a barman w ogóle nie zdawał sobie nic robić z tego, stawiając dwa kufle przed nimi.

— Ja stawiam, nie martw się, zło—ciutka.

Pijacka czkawka wkradła się w ostatnie słowo, a Lyra zatrzymała wzrok na pustych kuflach przed mężczyzną. Barman z pewnością większość z nich już sprzątnął, a ich liczba i tak była niepokojąca. Miała dwie opcje, a tak naprawdę, miała tylko jedną opcję. Chwyciła pierwszy kufel i rozpoczęła proces przedstawiania kolejnego ducha na deski tego teatru. Duszkiem.

— Wo—

Brzdęk szkła uderzającego o blat rozbił dźwięk zachwytu na dwa. Drugi kufel powędrował za swoim, wypitym już, bratem.

— ah.

Zawsze była dobra we flanki.

Otarła dłonią pianę, która została w kąciku ust i skrzywiła się, udając uśmiech. W alkoholowych okularach Josh mógł nie zauważyć różnicy.

Dzięki, było pyszne — a komplement przesiąknięty potrzebną ironią. Całkowicie jednak niezrozumiałą dla kolegi, który już podnosił łapę, nie odrywając wzroku od Lyry.

— Ricky, jeszcze—

Coś w niej pękło. Naprężona mocno nić samokontroli zaczynała się pruć. Świadomość stojącego obok Oresa oraz tego, co teraz musiał przeżywać w środku, nie tylko z winy Josha, ale i jej. Zapach piwa z oddechu ciężko wyplewić, alkohol we krwi zostaje na długo, a posmak chmielu na języku, szybko został zastąpiony czymś innym. Znajomym, równie gorzkim i równie zdradliwym.

Nie — najbardziej stanowcza głoska, jaka do tej pory wybrzmiała. Usta mężczyzny zamknęły się w połowie zdania, a on całkowicie zapomniał, co chciał teraz zrobić. Wpatrzony jeszcze mocniej w Lyrę opuścił rękę na stół; jej głos był mocniejszy, niż przed chwilą, a twarz straciła wszystko, co miała z łagodności.

Nie przyszliśmy tu pić. Szukamy Koziej Bródki, nikt nie wie, gdzie jest od pożaru Piwniczki. Słyszałeś coś?

Zamrugał dwa razy, jakby potrzebował chwili, by dotarło do niego pytanie. Alkohol nie był już jedynym, co szumiało w jego głowie. Nie powinien jednak wiedzieć, co się dzieje; był pijany, a lament łagodny. Zadała tylko pytanie, mógłby na nie odpowiedzieć i bez tego, ale—

Skoro już zaczęła.

— Johnny?

Lyra pokiwała głową. Josh jakby się rozpromienił, szczęśliwy, że faktycznie może odpowiedzieć na pytanie dziewczyny.

— Ano, chlałem z nim kiedy to— Miesiąc temu? — alkohol to kwas; alkohol może wyżerać poczucie czasu, więc powinni chronologię wydarzeń mężczyzny traktować z przymrużonym okiem. — Straszno przybity był tym pożarem. Musiał brać na kreskę, hajsu nie miał nawet na wódeczkę.

Faktycznie; koniec świata. Postanowiła zignorować fakt, że dla niektórych świat faktycznie tego dnia się skończył. Bynajmniej nie dlatego, że nie mieli już za co zalewać się do nieprzytomności.

I co, znalazł jakąś pracę?

Mężczyzna się rozluźnił, lament już nie był konieczny (czy w ogóle był, Lyra? Wygodna wymówka, by— / Zamknij się, Aaron); raz pociągnięty język łatwiej wylewa sekrety. Szczególnie jeśli mężczyzna sam nie postrzega ich jako sekretów.

— A nie wiem. Naciągnął straszny dług w tej, no, spelunie prezydenta. Właściciel nie chciał go wypuścić i coś krzyczał o odpracowaniu kredytu, ale ja już spie—

Spojrzał na nich, jakby było mu trochę wstyd, że zostawił kolegę samego sobie.

— Wychodziłem — poprawił się, patrząc prosto na Oresa, jakby szukał w nim zrozumienia. — Wiesz, jak to jest, Zafikaka. Każdy za siebie. Jak wtedy, gdy nas zostawiła w tyle, gdy przyjechały bagiety. Rozumiesz.

Lyra, pierwszy raz od kilku minut, spojrzała na Orestesa. Bała się, że zobaczy tam świadomość tego, co właśnie zrobiła, ale troska bywała silniejsza niż strach. Kimkolwiek była Joy, nie brzmiała na dobrego partnera — w żadnym tego słowa znaczeniu.

lament Josha; st. 40
63 + 24 + 5 (pierścionek) = 92
Lyra Vandenberg
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 19
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t244-orestes-zafeiriou#592
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t357-orestes-zafeiriou#1067
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t356-poczta-orestesa-zafeiriou#1066
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f82-archaios-2-1
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1176-rachunek-bankowy-orestes-zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 19
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t244-orestes-zafeiriou#592
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t357-orestes-zafeiriou#1067
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t356-poczta-orestesa-zafeiriou#1066
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f82-archaios-2-1
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1176-rachunek-bankowy-orestes-zafeiriou
Spierzchnięte usta (tylko łyk; to nawet nie dolar) zadrżały w podwalinach kącików — strach zaczynał się od lekkiego tąpnięcia pod skórą i statecznie zmieniał w tsunami wzbierającego w piersi przerażenia.
Wdech był wiatrem; fale pod nim przybierały na sile.
Wydech był próbą wytchnięcia z płuc przeszłości — dawno temu pogodził się z myślą, że nigdy nie wymyje smrodu alkoholu z nozdrzy; tania whisky, podły rum, rozcieńczona wódka przypominały o swojej trwałości w marazmie zwykłych dni. Płyn do mycia naczyń cuchnął znajomo, roztwór do mycia podłóg nadawałby się do wypicia po przefiltrowaniu, buteleczka wody kolońskiej, którą Percy ukrywał w pokoju — Ores czuł wstyd za każdym razem, kiedy zapach świadczył o jej obecności, a puste miejsce na łazienkowym regale krzyczało nie ufam ci; nie w ten sposób — nie musiał być filtrowana wcale.
Tej nocy zjawy zstąpiły na świat i ciałem się stały; makrós gar aión myríois tíktei pónous.
Eurypides nie mylił się nigdy — Orestes pomylił się w momencie przekraczania progu knajpy.
Złoto w kuflach było ambrozją; nieśmiertelność z pianką, powiedziałby na głos i zaśmiał się nerwowo, ale Lyra była profesjonalistką w zakrzywionych nutach słów i kłamstwach wycenionych na dwa małe, podłe browary. Nie zauważył, kiedy zacisnął prawą dłoń na lewym nadgarstku; zbyt dotkliwie obserwował palce obejmujące kufel.
Znajoma ścieżka blat—usta, znajomy widok piany w kącikach warg, znajome wo— zakończone westchniętym —ah.
Ile sekund minęło od pierwszego łyku, który wzięła Vandenberg?
Dość, żeby opróżnić jeden kufel; wystarczająco, by rzucić wyzwanie kolejnemu.
Lyr—
Za późno, język zamieniony w kołek, niezgrabny i nieposłuszny; za późno, zaciśnięty z pragnienia żołądek, który pamięta ulgę upalnych, sierpniowych dni — zimne piwo w gardle, kropelki na chłodnym szkle, gorzka pianka na języku, jeszcze jedno, bo dlaczego nie? Był młody, lżejszy o dwa dolary i pięć zbyt ciężkich na swój wiek trosk.
Puste szkło stuknęło o blat; ciężkie dziękuję zapukało w zaciśnięte gardło — przeniósł wzrok na Lyrę, na czubku zdrętwiałego języka układając pierwszą sylabę, ale—
Nie.
Josh nigdy nie respektował słowa nie; pomimo wąskiego zasobu słów, to jedno sprawiało mu największe problemy, ale to nie zakaz przykuł go do krzesła, a uwagę do Vandenberg.
Nie; wszystko, co później, brzmiało zwyczajnie — stwierdzenie faktu, krótkie przedstawienie powodu wizyty, konkretne pytanie. Zwykłe słowa, powszechne sylaby, nic niepokojącego, to tylko—
Nie, powiedziała Joy, zatrzymując go w pół kroku; nie wracasz do domu, masz zostać ze mną do rana.
Posłuchał, chociaż (muszę wrócić, Percy miał gorączkę, kiedy wychodziłem) coś (muszę wrócić, Joy; nie ma nawet szesnastu lat, nie mogę—) mówiło mu (masz zostać ze mną do rana), że nie tego chciał (muszę wyjść; pozwól mi wyjść) chwilę temu.
Nie, Josh wpatrywał się w Lyrę zaskoczony; dwa mrugnięcia, wszystko w porządku, przecież spędził życie na poważaniu nie kobiet.
(Nie)prawda.
Chłodne liźnięcie na karku — i co, kocie, wygląda znajomo? — było pocałunkiem; Joy zawsze miała zimne usta.
Rozumiem, Josh — rozumiał; dawno temu to było jego życie.
Dawno temu Joy mówiła barmanowi następną kolejkę postawisz ty i słuchał nie tylko dlatego, że była ładna; słuchał w ten sam sposób, w który teraz Josh—
Speluna Kennedy'ego? — poluzowane śrubki głosu zgrzytnęły o siebie, poleciała rdza, powinien je naoliwić; najlepiej czymś gęstym, może tequilą. Jeśli stąd nie wyjdą, zwymiotuje przeszłością; jeśli stąd nie wyjdzie, zacznie lamentować.
— Ta, tam właśnie — krótkie potrząśnięcie głową przypominało odruch mokrego psa — Josh wyrzucał z głowy resztkę wrażenia i okruchy informacji. Wyciągnęli z niego (siłą; podstępem; lame—) to, co się dało — pora ruszać dalej. — To co, Ores? Zostaniesz na jedno? Koleżanka stawia, skoro wypi—
Tak właściwie chętnie; chętnie wyżłopię piwo, a potem kolejne, a później to i tak bez znaczenia musimy wracać. Nocna zmiana w remizie.
Brwi Josha wystrzeliły w górę; po chwili zarechotał, szczerze ubawiony tą wizją.
— A ty co, kurwa? Straż pożarna?
Żebyś wiedział, Josh. Zdziwiłbyś się, ale po czasie można przywyknąć do dźwięku syren; prawda, Lyra? Zamiast odpowiedzi, było wzruszenie ramion i smutny uśmiech; kiedyś wierzył, że każdy może z alkoholizmu.
Prawda była taka, że z niego nie wychodziło się nigdy — ale warto zacząć od wyjścia na prostą.
Chodźmy, zanim zamówi kolejne.
Nawet, jeśli mogli uciec przed dostawą kufli, nie przed wszystkim w życiu się dało; prawda, Lyra?

udajemy się do ulubionej speluny Kennedy'ego
z tematu oboje
Orestes Zafeiriou
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios