Sala Pożegnań Sala Pożegnań to pomieszczenie gdzie wystawia się trumnę lub też urnę z prochami zmarłego. Utrzymana w ciemnych kolorach nawiązuje do przechodzenia na drugą stronę. Krzesła obite aksamitem czekają na żałobników, a przy mównicy zawsze znajduje się pudełko chusteczek. Wnętrze nie posiada zbyt wiele ozdób, poza jedynie rzeźbą młodzieńca, który dłonie wyciąga ku ziemi, a na jego twarzy odmalowany jest spokój. Ma to nieść ukojenie dla pogrążonych w żalu. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Serafino Paganini
05.1.1985 Pamiętał dwa czarne guziki oczu, które Giorgia pewnej zimy spontanicznie oderwała od płaszcza i ułożyła dokładnie w miejscu, gdzie powinny znajdować się źrenice bałwana, którego właśnie udało im się ulepić w ogrodzie. To była pierwsza myśl, która przyszła mu do głowy, gdy zatrzymał wzrok na jej przygotowanym do pochówku ciele. Może to ta sukienka. Ubrano ją w tę niebieską, zapinaną na rząd bardzo podobnych do tamtych, ciemnych guzików o drobnych czterech dziurkach. To pewnie matka ją wybrała. Blada cera Giorgii zawsze doskonale współgrała z tym błękitnawym odcieniem. Szkoda, że ze śmiercią nie było jej równie do twarzy. Wcale nie wyglądała jakby spała, w jej rysach przeglądała się pustka. Wydawało się, że jej udręczona kolejnymi atakami choroby dusza rzeczywiście już jakiś czas temu uleciała z bezwładnego ciała, pozostawiając po sobie jedynie słabe odbicie dawnej Giorgii. Jego małej siostry. Przezornie naciągnął na dłonie rękawiczki. Nie chciał, aby przy najmniejszym dotyku uderzyła go nagła fala cudzych - s i o s t r z a n y c h - wspomnień. Nie dzisiaj. Wystarczyła mu świadomość, że jeszcze niejednokrotnie natknie się w rodzinnym domu na przedmiot, który Giorgia trzymała w dłoni. Jeszcze niezliczoną ilość razy poczuje to dziwne uczucie w okolicy pępka, jego wnętrzności skręcą się w sobie, a głowa zaboli jeszcze bardziej niż zwykle gdy przypadkowy dotyk odkryje kolejną tajemnice, którą w sobie skrywała. Sala pożegnalna była jeszcze pusta. Zapewniono mu tę krótką chwilę odosobnienia, ostatniego sam na sam. Cichy dźwięk zbliżających się powoli kroków sprawił, że podniósł głowę, wbijając wzrok w obserwujące go niebieskie tęczówki. Nie tyle poczuł na sobie jej wzrok - ten wydawał mu się nienachalny, jedynie czujny - co usłyszał brzęczące w jej umyśle myśli. Przypadłość telepaty, skazanego na podobne dolegliwości, gdy nie wzniósł we własnej głowie odpowiednich barier. Nie miał na to siły. Dziwne było to uczucie pustki w sercu, nieznane dotąd ukłucie bólu i bezsilności, bo nie był w stanie przywrócić Giorgii do żywych. Zaskoczyła go myśl, że dałby wiele, aby znowu zobaczyć jej zaróżowione od wysiłku policzki - jak wtedy przed laty, w ogrodzie, gdy mokry śnieg lepił im się do rękawiczek, a do jego uszu docierał jej przyspieszony oddech. - Czy to ty… - zaczął, urywając w połowie zdania, skinieniem głowy wskazując Giorgię. - Czy to nie dziwne? Zajmować się ciałem kogoś, kto kiedyś był ci bliski… |
Wiek : 29
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : LITTLE POPPY CREST
Zawód : SKRZYPEK, EGZEKUTOR CYROGRAFÓW
Tilly Bloodworth
Dookoła jest tak cicho, że aż dzwoni w uszach. Dom Pogrzebowy nie jest cichym miejscem. Każdego dnia wypełnia się słowami, opowieściami o trumnach, urnach, cenach i kolorach. Wspomnieniami, łzami, żartobliwymi anegdotami, złośliwymi przytykami. Często stoi obok tego, przysłuchując się wodospadom słów, często nie rozumie ich znaczeń. Nie wie dlaczego wdowy w jednym momencie zalewają się łzami, by chwilę potem szukać dotyku cudzej dłoni, kusząc obietnicami. Jak jednocześnie żal miesza się z wyrzutami, tęsknota z poczuciem ulgi, żal z radością. Na dole - na dole jest znacznie ciszej. Choć zimno, to właśnie tam czuje bliskość. Nawiązuje swoje kilkudniowe przyjaźnie, często trwające znacznie dłużej niż po sam grób. Często ludzi zaczyna rozumieć dopiero po śmierci. I to takie dziwne. Słyszeć u góry taką ciszę. Przygotować do ostatniej drogi osobę, której wcześniej znało się wszystkie kroki. Nie musiała zgadywać skąd wzięła się mała blizna pod lewym kolanem, bo była tuż obok kiedy rozcięła nogę. Zaplątała się o rozwiązane sznurówki podczas drogi do domu ze szkoły. Krew trysnęła na chodnik, ale Giorgia nawet nie zapłakała. Doskonale wiedziała jak ułożyć jej włosy, jeszcze nie tak dawno temu wzajemnie plotły sobie warkocze, słuchając w radio najnowszych hitów Bananaramy. Kiedy przymnie oczy, widzi jej żywo lśniące oczy i różowe od wysiłku policzki. I po raz pierwszy w swoim życiu nie ma poczucia, że w wyłożonej czerwonym aksamitem trumnie, ktoś spokojnie śpi. Czuje pustkę. Skinieniem głowy przytaknie, podchodząc bliżej do trumny. Nie jest zadowolona ze swojej pracy. Choć próbowała, nie potrafiła oddać różanych policzków Giorgii, nadać jej twarzy spokojnego blasku. Dotychczas nie miała z tym problemów - Inaczej - przyzna cicho, wciąż wpatrując się w jej nieruchomą twarz - Po raz pierwszy czuję… dystans, nie bliskość. Patrzę na jej ciało i nie widzę pełnego człowieka, a tylko jej małą część i nie wiem gdzie znaleźć resztę - podniesie na niego wzrok. Kiedyś nie potrafiła na niego spojrzeć bez zaróżowionych policzków i piekących uszu - Jak Twoja podróż? Włochy to zupełnie inny świat. |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : tanatopraktor
Serafino Paganini
Cisza wydaje mu się pojęciem względnym. Serafino wciąż słyszy szepty, głosy rezonujące w głowie, które człowieka o słabym charakterze już dawno doprowadziłyby do szaleństwa. On nauczył się jednak nie zwracać na nie uwagi, czyniąc z nich nieodłączny element tła, niekiedy stapiający się z brzęczeniem cudzych myśli. Jego umysł nosi w sobie pewnego rodzaju włącznik-wyłącznik, który pozwala mu zakotwiczyć się w realności - własnej lub obcej, zależnie od sytuacji. Potrafi wyrwać się z kakofonii obcych dźwięków, tłumi je echem własnych myśli, a nierzadko wyrafinowanym pociągnięcien smyczka. Może to właśnie dlatego stał się wirtuozem - musiał znaleźć sposób, by zagłuszyć obcość cudzych wspomnień, przekształcając je w broń - muzyka niosła w sobie tę kojącą siłę. Pozwalała mu odpocząć i nie wpaść w pułapkę pomieszania zmysłów. Docenia jednak wysiłek Bloodworthów, próby zapewnienia mu spokoju. Czy to właśnie ona, Tilly na to wpadła? Trudno mu uwierzyć, że ma teraz przed sobą właśnie ją, nie tak już małą Tilly Bloodworth. Czy to nie parszywy (nie)przypadek? Przed dziesięcu laty, sylwetki Tilly i Giorgii były dla siebie wzajemnym cieniem, odbiciem wspólnych zabaw, jakby zrośnięte były czymś więcej niż tylko uściskiem dłoni, gdy przemykały po korytarzach siedziby Paganinich trzymając się za ręce. Teraz to wspomnienie stanie się kolejnym duchem z przeszłości, do którego niekiedy niespodziewanie będzie wracał, kierowany jakimś zaskakującym bodźcem. Refleksem w lustrze, znalezionym pod łóżkiem łabędziem origami, które Giorgia tak robiła składać, zapachem perfum uderzającym w nozdrza, bo pod stertą rodzinnych płaszczy zawieszonych na wieszaku zapodział się jej szalik. Nie podejrzewał u siebie tak wielkiej nostalgii, że będzie próbował szukać odpowiednich słów, że będzie je miał na końcu języka, ale tak naprawdę nigdy nie uda mu się wypowiedzieć swoich myśli na głos. Podobno żałoba to szczególny rodzaj słabości, ból na który należy sobie pozwolić. Każda słabość, nawet najbardziej irracjonalna, irytowała go jednak, pozostawała rysy na wypracowanym przez lata perfekcyjnym wyobrażeniu o samym sobie. - Po raz pierwszy czuję pustkę – odparł zniekształconym echem jej słów, nieznacznie marszcząc czoło, zaskoczony własną szczerością. Może to przez tlące się w sercu podejrzenie, że Tilly chociaż trochę rozumiała, co czuje, z jakimi emocjami właśnie przyszło mu się zmierzyć. Po raz ostatni pogładził Giorgię po twarzy, jakby odgarniał z jej policzka niesforny kosmyk, który wcale się tam nie znajdował. Jej twarz, jej fryzura, chociaż pozbawione życia, wydawały się idealne. - Wciąż czuję się tu jak obcy – odpowiedział zgodnie z prawdą, odwracając się w jej stronę i omiatając spojrzeniem jej twarz. O wiele dojrzalszą niż to zapamiętał, chociaż wciąż nie pozbawioną pewnej charakterystycznej dziewczęcości, rysów, które miały zapewnić jej niemal wieczną młodość, a w każdym razie o wiele dłuższą od tej przysługującej innym kobietom. – To pewnie szybko nie minie. A chociaż Włochy przez lata stały się moim drugim domem, wciąż tkwiłem w pewnym rozerwaniu, nie byłem tam samym swoim, prawdziwym Włochem. – Na jego wargach zadrgał lekki uśmiech. – Chyba już na zawsze pozostaje się odludkiem, człowiekiem bez własnej ziemi, bo obydwa światy pozostają w pewnym stopniu obce. Tutaj wiele się zmieniło, tam nie byłam świadomy, co było wcześniej. – Przesunął się kilka kroków w stronę krzeseł, nie tyle pragnąć zapewnić Giorgii spokój, ale im samym większą przestrzeń. – A ty? Opuściłaś kiedyś granice Maine? |
Wiek : 29
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : LITTLE POPPY CREST
Zawód : SKRZYPEK, EGZEKUTOR CYROGRAFÓW
Tilly Bloodworth
Zapewne spłonęłaby wielkim rumieńcem na wieść, że słyszy jej myśli. Nie wie czy to ta klisza z nastoletnich powieści, gdzie wszystkie główne bohaterki płoną rumieńcami na widok starszych braci swoich przyjaciółek. Czy pewien rodzaj bliskości rodzący się poprzez miłość do tej samej osoby w postaci siostry czy przyjaciółki. A może po prostu Serafino w całej swojej powadze starszego brata, rozbawieniu ukrywanym pod nastoletnią maską irytacji i wspólnym lepieniu bałwana zawładnął jej myślami. I mnie miały na to wpływu ani żadne filmy, ani książki, ani żadne znane historie. Policzki pokrywały się szkarłatem zawsze gdy pojawiał się w zasięgu wzroku. Aż nagle… Zniknął. Stał się jedną z wielu opowieści, historią z otrzymanego właśnie listu, ciepłym wspomnieniem. Pierwszą osobą, która odeszła. Tęsknota to jedno z tych uczuć, których nie potrafi poskromić. Przychodzi falami - każda zdaje się zatapiać, nie pozwalając złapać oddechu. I kiedy już myśli się, że to koniec… nagle woda staje się perfekcyjnie spokojna. By przykryć następną falą w najmniej spodziewanym momencie. Czas nie ma tu nic do rzeczy. Choć historie z listów czy niby to dyskretne zapytania o jego losy, z czasem przestały zabierać dech i ściskać żołądek, tak teraz kiedy stoją naprzeciw siebie znów ma wrażenie jakby tonęła. I nie wie. Czy to cały ciężar współdzielonej żałoby. Pustka wypełniająca nie tylko ten niewielki pokój. Czy może fakt, że przez lata naprawdę się zmienił. Rysy twarzy wyraźnie się wyostrzyły, szczęka zarysowała w męski sposób. Oczy nabrały głębszego blasku, policzki zdobi cień zarostu. Jego skóra, nawet zimą, wydaje się muśnięta słońcem. A mimo to, poznałaby go na każdej ulicy. I nie wie dlaczego, ale jego usta przywodzą jej na myśl soczyste, gorzkie pomarańcze. - Nigdy nie myślałam, że pustka może tak pochłaniać wszystko dookoła - przyzna cicho, obserwując ich pożegnanie. A może po prostu pustka jest równie wielka jak radość jaką wnosił perlisty śmiech Giorgi w każde życie, którego dotknęła? - Mnie nie wydajesz się obcy. Po prostu... inny. Ale nie obcy- zapewni, zanim i ona przysiądzie na jednym z krzeseł - Choć, to zapewne całkowicie odmienny świat. Włochy. Nawet zimą masz opalone dłonie - zauważy - Czujesz się przez to… zagubiony czy bogatszy? - spyta, łapiąc jego spojrzenie. Choć wzrok szyby ko ucieknie w stronę trumny - Ja… nie. Nie opuściłam nawet miasta, to jedyne miejsce, które znam. Ale Mike wyjechał. Na studia - uśmiechnie się smutno na myśl o rozstaniu z bliźniakiem - Ty wyjechałeś. Niektórzy po prostu odchodzą… Ktoś musi na Was czekać. Inaczej. Moglibyście nigdy nie wrócić. |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : tanatopraktor
Serafino Paganini
Nie przywykł ani do nostalgii ani do powrotów - zwłaszcza tych na dobre. Pamięta głęboką konsternację Giorgii, gdy powiedział jej, że wyjeżdża, że już nie będą widywać się tak często jak kiedyś, że dużo wody upłynie zanim znowu ulepią wspólnie bałwana. Już nie będzie codziennie przyjaźnie targał jej za włosy, rozplatając z trudem upleciony warkocz - to pewnie Tilly plotła go potem po raz drugi. Zniknie z jej życia pozostawiając po sobie jedynie pustkę. Czy Georgia czuła wtedy to, co ziało dzisiaj w jego duszy? Czy był to rodzaj jakiejś perwersyjnej zemsty, może przewidziała, że stanie tutaj nad jej otwartą trumną, pod warstwą wyćwiczonych gestów i grymasów skrywając przenikającą do serca bezradność. Pragnęła pokazać mu, że jest tacy jak inni - słaby, że powinien zdać sobie sprawę z własnej pospolitości? Był to chyba najokrutniejszy z możliwych odwetów. Za to, że tak nagle zniknął, bo wydawało jej się, że nic tego nie zapowiadało. Jednak w dwunastoletnich oczach wszystko wydaje się odległe, poniekąd nierzeczywiste, jawi się jak coś, co można wymazać; każdą decyzję można odpukać i wrócić do punktu wyjścia. Giorgia była zawsze pewną stałą, niezmienną, czymś, co nigdy nie przeminie, nie zagubi się gdzieś na osi codzienności. To ona będzie wypatrywać go na horyzoncie, gdy w końcu postanowi wrócić do Ameryki - chociaż wcześniej wcale o powrocie nie myślał, pozostawał sobie wizję ponownej migracji na odleglejsze czasy. Nagle traci ten punkt odniesienie. Może właśnie dlatego absurdalnie ciągnie go teraz do tego, aby się jej uchwycić, na ten krótki moment żałoby. Jej - Tilly, bo jest elementem tamtej przeszłości. Posiada nieuświadomioną umiejętność równoczesnego trzymania go w miejscu, jak i ciągnięcia do wspomnień przechowywanych na kliszach pamięci. Jakby była w posiadaniu ich negatywów, w jej obecności może wykonać z nich wyraźne odbitki. Reminiscencje nabierają intensywniejszych kolorów. Chociaż Tilly jest mu przecież tak naprawdę zupełnie obca. W niej samej musiały zajść ogromne zmiany, takie, których Serafino nie potrafi dostrzec na pierwszy rzut oka. Nie tylko dojrzalsze rysy twarzy, nie parę centymetrów, które od tamtego czasu urosła, chociaż wciąż sięga mu co najwyżej do piersi i to chyba na obcasach… Mimowolnie szuka na jej twarzy dawnych odcieni szkarłatu. Teraz byłyby one już nie tak dziewczęce, bardziej kobiece. Pewnie nie opuściłaby wzroku, uniosłaby podbródek, nie tak jak kiedyś, gdy kątem oka dostrzegał to podszyte zażenowaniem trzepotanie powiek. W tamtych chwilach odczuwał przyjemną falę rozchodzącego się po ciele pochlebstwa, nos sięgał gwiazd, a on sam prostował się mimowolnie, jak każdy nastolatek utwierdzający się w przekonaniu, że zdolny jest wzbudzić w kimś fascynację. Przytakuje ruchem głowy, sam do tej pory nawet o tym nie pomyślał. Żył zachłannie, nie pozwalał sobie na chwilę oddechu, nagła nicość działała jak obuch, nagłe uderzenie w potylicę pozbawiające przytomności, z której przychodzi mu ocknąć się w zupełnym oszołomieniu. Dosyć ma tej nagłej dezorientacji. Musi wrócić do żywych. - Ty też się zmieniłaś. Nie jesteś tą samą Tilly co przed laty. Ale chyba jednak nigdy nie czułaś się wyobcowana? - Z uśmiechem przyjmuje jej zapewnienia. Spuszcza wzrok na swoje dłonie. Ma rację, słoneczną Italie przywiózł ze sobą nawet na skórze, nie nosi jej jedynie w sobie. Marszczy lekko brwi, zastanawia się nad jej pytaniem. Nie tak łatwo przychodzi mu znaleźć na nie odpowiedź. - Sam nie wiem. Zagubiony, bo muszę wydeptać tutaj dla siebie nowe ścieżki, chociaż nigdy nie przerażały mnie wyzwanie. Może to tylko tymczasowy jet lag… Jeden z jego niezdefiniowanych objawów. - Śmieje się lekko, chociaż nie zapomina ani na chwilę dlaczego się tutaj znaleźli. - O wiele bogatszy, bo nic nie dałoby mi tego, co wyniosłem z Włoch. Rozwój wymaga poświęceń, moją ceną okazało się to swoiste rozerwanie. Nigdy jednak nie cofnąłbym czasu, nie zmieniłbym ani jednej decyzji, ani jednego kroku. - Opiera przedramię na oparciu krzesła, zwraca się do Tilly bokiem, nie spuszczając wzroku z jej twarzy. - A ty? Chyba czujesz się spełniona? Chociaż granice Maine wciąż stoją przed tobą otworem - dodaje. Niektórzy nie są na tyle cierpliwi, aby doczekać naszego powrotu, przemyka mu przez myśl. |
Wiek : 29
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : LITTLE POPPY CREST
Zawód : SKRZYPEK, EGZEKUTOR CYROGRAFÓW
Tilly Bloodworth
Serafino musiał być przekonany, że choruje na rumień czy inną przepaskudną chorobę skóry. A przynajmniej żyła kilka lat w tak przeraźliwym przeświadczeniu, które - jakżeby mogło być inaczej - jeszcze bardziej rumieniło jej i tak cało-czerwone oblicze. Pierwsze miłości są zawsze strasznie frustrujące. Dlatego, że wszystko jest nowe. Każde uczucie przeraża swoją intensywnością, każda porażka boli jak nic innego wcześniej. Choć z wiekiem człowiek ani nie staje się mądrzejszy, a uczucia - tylko bardziej zagmatwane. I okazuje się, że ten pierwszy (niby niewypowiedziany, a jednocześnie tak powszechnie znany) zawód wcale nie jest najboleśniejszym. Wraca się do niego myślami często, z wielką czułością. Oraz tęsknotą za czasami kiedy rumiane policzki było największym problemem. Poczuje na sobie jego spojrzenie, rzeczywiście, uniesie wzrok. Złapie ten jego. Poczuje jak policzki robią się gorące, prawie jak za dawnych czasów. Nad tym nie zapanuje. Odgarnie za ucho jasny kosmyk, nieomal pytająco i rozchyli wargi, ale… Uśmiechnie się tylko, choć blado. - Zmieniłam się? Ja?- zdziwi się, unosząc brwi. Nigdy by o sobie tak nie pomyślała. W końcu mieszka w tym samym domu, na tej samej ulicy. Szkołę zastąpił dom pogrzebowy. Wciąż każdego dnia czesze włosy mamy, wciąż piecze, choć ma nadzieję, że lepsze niż kiedy miała dwanaście lat - Wyobcowana? - wyrwie się jej kolejne pytanie. Pożuje chwilę dolną wargę, w końcu... Zawsze była inna. Dziwna. Trochę na uboczu. Zbyt szeroko uśmiechnięta w nieodpowiednich momentach, za bardzo wycofana gdy trzeba wyjść do ludzi. Tyle, że - Tutaj - pogładzi aksamitne obicie krzesła - Czuje się na swoim miejscu. Poza domem i cmentarzem… - pokręci głową. Ale uśmiechnie się - Ostatecznie najważniejsze jest mieć dookoła siebie kilka osób z którymi czujesz się dobrze, pomimo wszystko - zerknie smutno w stronę Giorgi. Nawet jeśli wciąż będzie z nią codziennie rozmawiać, czuje, że to nie to samo gdy odpowie cisza, a nie jej perlisty śmiech - Myślisz, że żadna z dawnych ścieżek nie pamięta Twoich kroków? - podroczy się z nim po chwili milczenia, obracając się w jego kierunku - Zapomniałeś jak wyglądają Twoje ulubione zakątki? - życie przeplata się w tym miejscu ze śmiercią. Zimne ciało przyjaciółki leży tuż obok, w ich żyłach buzuje gorąca krew. Pustka, którą odczuwają, nigdy się nie zapełni. A jednocześnie wszechświat nie znosi pustki - Jeśli zaczniesz się gubić, zawsze mogę Cię oprowadzić. Pamiętam wciąż to i owo - pamięta wszystko - Niewiele się zmieniło przez to… dwanaście lat. Powstało kilka nowych dróg, inne zarosły trawą. Wymieniono rabatki przy kościele… Takie tam. Szczegóły - to wciąż stare, dobre Maine, nie może się równać ze słoneczną Italią, pełną soczystych cytrusów i błękitu nieba - Tu jest mój dom. Nie znam innego. Dom chyba może być tylko jeden… Choć sama nie wiem. Może to po prostu zbyt wielkie przywiązanie, ale tutaj mam wszystko czego potrzebuję - nie ma wielkich potrzeb - Może po latach znajdziesz to, czego szukasz i Ty? - nawet jeśli zmuszony był do powrotu w najgorszych z możliwych okoliczności. |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : tanatopraktor
Serafino Paganini
Dziwny spokój osiada na otaczającej ich zewsząd nie-ciszy. Ta chwila oddechu, oderwania od odczuwanej pustki, zamyka ich wewnątrz swoistej bańki. Powroty do wspomnień, a zwłaszcza do czasów może jedynie pozornej niewinności mają tę szczególną moc chwilowego katharsis. Serafino wie jednak, że musi się mieć na baczności. Bo przecież dotąd wydawało mu się, że nie bywa sentymentalny, spycha gdzieś w najdalsze zakamarki umysłu myśl, że Giorgia zawsze potrafiła wyzwolić w nim podobne emocje - stawał się przy niej zbyt kruchy, zbyt podatny na ludzkie gesty. Tilly nie powinna przejąć po niej tej roli. Dobrze zdaje sobie sprawę z siły ludzkich reminiscencji, pojedynczych momentów utkanych z nici przeszłości, nierzadko mimowolnie zakrzywiających dawne obrazy. Wie jak łatwo można kogoś za ich pomocą zniszczyć, niekiedy naginając je do własnych potrzeb, umiejętnie wynaturzając za pomocą precyzyjnie dobranych słów. Stał się mistrzem oszpecania kliszy przeszłości, jakby wprowadzał obrazy pamięci w zniszczoną poklatkową maszynę, sprawiając, że przeskakują one nierównomiernie dokładnie jak w starych filmach, które ktoś pokazał mu kiedyś we Włoszech. Echo niegdysiejszych dni może przerodzić się w pogłos jego własnego głosu, bo niczym niewidzialny kreator swymi podszeptami potrafi na zawsze oszpecić i zafałszować mgliste odbicia dawnych cieni odbijanych w lustrze umysłu, bo cichy szmer teraźniejszości potrafi zniszczyć przeszłość. Jako ten, który wykorzystuje cudze wspomnienia na własny użytek, nie może tak bezmyślnie wystawić się na cudzy atak, nie może się obnażyć. Mimowolnie broni się przed ciepłem jej spojrzenia, gorącem zaróżowionych policzków i lekko rozchylonych warg, o których nigdy nie pomyślałby, że warte byłyby nawet jednego skradzionego pocałunku. Tilly nie mógłby okraść. Ani z pocałunku, ani z duszy, ani z pielęgnowanych w umyśle wspomnień, poddając je złowieszczej deformacji za pomocą magii iluzji, już na zawsze odbierając jej prawdę dotyczącą dawnych dni. Nie mógłby, bo jako jej przyjaciółka mimowolnie nosiła w sobie cząstkę jego małej siostry. Otrząsa się więc z tej swojej chwilowej bezsilności, ze wspomnień ulotnych momentów. Jak ten, gdy leżeli we trójkę na łące - we trójkę?, może był tam ktoś jeszcze, któryś z jego braci? - zwróceni do siebie głowami, wyciągając na bok ręce, tworząc ze swoich ciał krąg. Słyszał naburmuszone odbicie myśli Giorgii, która dąsała się na niego za jakiś psikus, czuł dotyk szczupłych palców Tilly. Delikatny uścisk drobnej dłoni, który - doskonale to wtedy wiedział - miał podtrzymać go na duchu. Panna Paganini zawsze zrywała w końcu z obrażalską miną. Otrzeźwia go jej blady uśmiech, słyszy wybrzmiewające w jej głosie zdziwienie. Nie przytakuje ponownie, ale i nie zaprzecza. Może każdy inaczej definiuje zmianę. Obcość. Powrót. - Niektórzy nigdy nie wyjeżdżają, a jednak można odnieść wrażenie, że od dawna nie są już przy nas obecni - wtrąca nagle. Myśli chyba o jej matce. Wszyscy w Helldrige znają historię Pani Bloodworth. Za późno, żeby ugryźć się w język. Chwyta się więc jej kolejnej myśli, łapie się jej jak majtek liny na płynącym przez sztorm statku. - Oczywiście, że pamiętam. - Śmieje się, dziwne to czy nie dziwne? Teraz, tak po prostu śmieje się, nawet gdy Giorgia leży zaraz obok.- Chociaż niektóre z nich na pewno straciły na ostrości. - Dwanaście lat. Policzyła, dokładnie. - Może rzeczywiście przyda mi się przewodnik, chętnie odkryję na nowo dawne szlaki. I miło mi będzie, jeśli pokażesz co dzisiejsze Maine ma mi do zaoferowania. - Prostuje się nieco, przerzucając ramię za oparcie zajmowanego przez nią krzesła, zakładając nogę na nogę, odchylając do tyłu głowę i spoglądając w stronę sklepienia.. - Myślisz, że od czego powinniśmy zacząć? - pyta ciszej, zanim na powrót zwraca w twarz w jej stronę. |
Wiek : 29
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : LITTLE POPPY CREST
Zawód : SKRZYPEK, EGZEKUTOR CYROGRAFÓW
Tilly Bloodworth
Nie widzi niczego złego w odrobinie sentymentalizmu. Sama widzi go u siebie naprawdę sporo. Jej pokój przepełnia kolekcja wspomnień. Kamienie idealne do rzucania kaczek, które zbierała z Mikem kiedy byli mali. Czytaną co noc do snu Alicję po drugiej stronie lustra, nigdy nie chciała by Mama sięgała po inną książkę. Pierwszy wianek, który dostała od Giorgii, bransoletkę z zielonych kosmyków miękkiej, wiosennej trawy, uplecioną tamtego dnia na łące. Mike po powrocie do domu trochę jej dogryzał, ale ona czuła się jakby stąpała po chmurach. W końcu tamtego dnia po raz pierwszy dotknęła Serafinowej dłoni. A on wcale jej nie cofnął. Ma też kosmyk włosów Mamy, obcięty chwilę po tym jak zapadła w sen. I flakon jej perfum. Czasem, kiedy bardzo dokucza jej ból głowy, psika nimi poduszkę. Do tej pory nie znalazła niczego… nikogo. Kto tak ukoiłby wywołaną goryczką migrenę jak ucisk ramion Mamy i jej cicha kołysanka mruczana prosto do ucha. Nawet przez myśl by jej nie przeszło, że powinna pilnować przy nim swoich myśli - nawet jeśli czasem patrzył na nią jakby doskonale wiedział co chodzi jej po głowie. Tyle, że łatwo czytać z niej jak z otwartej księgi. I to nie tylko zaczerwienione policzki zdradzają wszystkie sekrety. Kiedy się uśmiecha, to całą sobą. Kiedy czegoś nie rozumie, zakłopotanie wygina brwi i marszczy czoło w charakterystyczny sposób. Smutek od razu wyciska z oczu łzy. Nie potrafi ukryć żadnej emocji. Nigdy nie próbowała. Nawet teraz. Gdy wzrok wyraźnie mięknie kiedy skupia się na jego twarzy. Rysy twarzy łagodnieją, mimowolnie przygryza dolną wargę. Krew krąży w żyłach nieco szybciej, pierś unosi się w głębszym oddechu. Jednocześnie znowu czuje się jak jedenastolatka, która złapała rękę ulubionego chłopca. I wcale nie chce by widział w niej tamtą małą dziewczynkę. Ze zdziwieniem zmarszczy brwi, bez problemu wyłapując nawiązanie do Mamy. Ale mimo to odpowie - Niektórzy nawet nie muszą wyjeżdżać by odejść. Spotykasz ich na ulicy i nagle zdają się być całkowicie obcy - w końcu, i tego doświadczyła w ostatnim czasie - Może ostatecznie nie chodzi nawet o to gdzie się jest. Tylko o to czy ma się do kogo wrócić? - powie bez namysłu. I od razu pożałuje, że nie ugryzła się w język. Tyle, że śmiech przegania wszystkie niezręczności. Sama zawtóruje mu swoim, nawet w takim miejscu i momencie - Tak? To jakie było Twoje ulubione miejsce, huh? - rzuci nieomal, że wyzywająco, wyraźnie się z nim drocząc - Co dzisiejsze Maine ma do zaoferowania… - powtórzy. I cicho zamruczy, jakby naprawdę mocno się nad tym zastanawiała. Ciężko jednak skupić myśli, kiedy czuje jego ciepło blisko swojej skóry - Musimy odwiedzić Little Poppy Crest, ono zmieniło się najbardziej. A potem pojechać nad Ocean. - odpowie ściszonym głosem, patrząc mu w oczy. Zawsze przywodziły jej na myśl wzburzoną wodę oceanu - I do lasu, ale najlepiej wiosną, kiedy trawa będzie już miękka i zielona. Jak wtedy. |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : tanatopraktor
Serafino Paganini
Dotąd nie zadał sobie jeszcze pytania, dlaczego tak właściwie postanawia tutaj zostać. Porzucenie dawnego, prawdziwie włoskiego życia przychodzi mu zaskakująco łatwo, nawet jeśli wciąż czuje się pomiędzy. Zostawia za sobą soczyste, dojrzewające w słońcu pomarańcze, przechadzki po podmiejskich gajach, gdzie zrywał owoce prosto z drzewa. Porzuca jeden sentymentalizm na rzecz drugiego, może wrośniętego i zakorzenionego w nim o wiele głębiej, o wiele mocniej. Może słoneczna Italia była jedynie chwilową przygodą. Może nadszedł czas, aby wrócić do domu. Do rodziny, bo przecież to ona zawsze liczyła się dla niego najbardziej. Aby wkroczyć na ścieżkę godną przedstawiciela rodu Paganinich. Może mimowolnie pragnie tych nagłych uderzeń gorąca, niczym niezapowiedzianych zawrotów głowy i chwilowego zamroczenia, z którymi będzie musiał walczyć, gdy w jego ręce znowu trafi jakiś przedmiot należący do Giorgii. Jej obecność jest tutaj o wiele bardziej namacalna niż tam, tysiące kilometrów dalej, we Włoszech. Może ma szczęście, że dzięki swojej przypadłości, nie pozostają mu po niej jedynie pisane z takim zapamiętaniem listy, czy obraz blaknących z każdym kolejnym dniem wspomnień. Pozostaje mu coś więcej - jej własne reminiscencje, w których jeszcze nie jeden raz przyjdzie mu się zanurzyć. Tilly będzie już na zawsze nosić w sobie tę samą moc. Będzie wyzwalaczem, impulsem, iskrą zapalającą ogień przeszłości. Pewnie niektórzy nazwaliby ją mankamentem, w końcu nie wszyscy godzą się na to, aby dostrzegać w kimś słaby cień drogiej sobie twarzy. Serafino spogląda na jej zaróżowione policzki, na kalejdoskop pojawiających się na jej buzi emocji - Giorgia była taka sama, nie potrafiła przed nim niczego ukryć. I nawet nie chodziło o myśli, które z biegiem czasu nauczył się odczytywać. Raczej o charakterystyczny grymas na moment wykrzywiający usta, lekkie uniesienie brwi czy inne, właściwe jej oznaki odczuwanej w danej chwili emocji. - Masz rację - odpowiada w zamyśleniu. - A ja chyba mam do czego i do kogo wracać, prawda? - dodaje nieco dwuznacznie, wykrzywiając usta w nieco krzywym uśmiechu, nie kryje się w nim jednak ani krzty złośliwości. - Powiem ci szczerze, że boję się jak wielu twarzy nie rozpoznam. Już mi się zdarzyło, a jestem tu przecież zaledwie od kilku dni, że ktoś zagadał do mnie na ulicy, zachowywał się jakbyśmy znali się od lat, a ja kompletnie straciłem głowę, nie potrafiąc przyporządkować do tej twarzy żadnego konkretnego nazwiska… Zerka w stronę wejścia do Sali pożegnań, z daleka w przejściu miga mu sylwetka matki, żałobnicy powoli zaczynają się schodzić. - Ulubione? Zawsze lubiłem zapuszczać się do Maywater. - Z niesamowitą łatwością wygrzebuje z pamięci tę niepozorną nazwę. - Chętnie zagrałbym też w kręgle, pamiętasz… - zaczyna, ale przerywa w pół słowa, gdy kątem oka dostrzega skinienie głowy matki, która przywołuje go do siebie tym delikatnym ruchem. Kręgle, nie podejrzewałby siebie o pragnienie tak banalnej rozrywki, ale właśnie to przychodzi mu teraz do głowy. Podnosi się z miejsca, chwytając Tilly za dłoń i mimowolnie zmuszając ją do podniesienia się z miejsca. - Koniecznie musimy się tam wybrać. Little Poppy Crest to w końcu moje rewiry, tam zmieniło się pewnie jeszcze więcej niż przypuszczam… - Uśmiecha się po raz ostatni, wypuszczając ją z uścisku. - Trzymam cię więc za słowo, podejrzewam, że okolice Saint Fall nie mają dla ciebie tajemnic. |
Wiek : 29
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : LITTLE POPPY CREST
Zawód : SKRZYPEK, EGZEKUTOR CYROGRAFÓW
Tilly Bloodworth
Ma cichą nadzieję, że postanawia zostać, bo czeka tu na niego więcej niż we Włoszech. Nie potrzeba telepatii czy daru słuchacza by czytać z niej jak z otwartej księgi, rumieńce potrafią zdradzić wszystko. Szczególnie kiedy nieśmiałe przyznaje - Wciąż masz do kogo wrócić. I choć chce by pomyślał teraz o niej, dobrze wie, jak bliska jest mu cała rodzina. Utrata słodkiej Giorgi zjednoczy ich w bólu, nie podzieli. Uśmiechnie się jednak szeroko, słysząc jego kolejne słowa. Nachyli się nieco bardziej, w sekrecie wyznając - Mnie się to zdarza nawet bez wyjazdu - ma fatalną pamięć do żywych twarzy! Sama dostrzeże panią Paganini, skinie głową na przywitanie, choć ta zajęta jest pewnie zbierającymi się żałobnikami. Czuje jak pęka ich mała bańka, a mimo to na powrót wbije w niego spojrzenie - Pamiętam - przytaknie. I jak w transie podnosi się razem z nim, zaciskając palce na jego dłoni. Delikatnie. Na krótką chwilę - Musimy pójść we wszystkie z tych miejsc - zapowie - Szczególnie na kręgle - obieca, zanim zniknie w gronie żałobników. To trudny dzień. Choć to piękne, jak wiele osób przyszło towarzyszyć słodkiej Giorgi w ostatnim odcinku jej ziemskiej drogi. Pogrzeby ogląda nieomal codziennie. Niewiele jest takich, które naprawdę ją dotykają. Które sprawiają, że pożegnanie wydaje się tak… ostateczne. A po drugiej stronie już nie słychać odpowiedzi. [ztx2] |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : tanatopraktor