Witaj,
Jay Nonemaker
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t802-jay-nonemaker#5761
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t814-jay-nonemaker#5938
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t816-poczta-jay-nonemaker#5956
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f150-pokoj-nr-7-w-hushed-motel
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t802-jay-nonemaker#5761
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t814-jay-nonemaker#5938
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t816-poczta-jay-nonemaker#5956
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f150-pokoj-nr-7-w-hushed-motel
Pokój Jen i Jay'a

Pokój Jen i Jay'a mieści się na parterze. Bliźnięta przez ostatni rok tchnęli w niego trochę życia. Pomieszczenie wydaje się być o wiele cieplejsze i bardziej przytulne niż inne pokoje w motelu. Ściany, które kiedyś były surowe i bez wyrazu, teraz pokryte są kolorowymi plakatami, ulubionymi zdjęciami i różnokolorowymi, haftowanymi obrazkami, autorstwa Jen. Pod oknem stoją dwa fotele i kawowy stolik, na którym leży stosik książek. Z zaoszczędzonych pieniędzy rodzeństwo kupiło małą, używaną lodóweczkę, która teraz stoi pod naprawionym przez Jay’a telewizorem. Jen dba by łóżka każdego dnia zaścielane były kolorowymi kocami i poduszkami. A w łazience, poza wanną, toaletą i kolorowymi ręcznikami, dziewczyna umieściła małą roślinkę, co daje poczucie przyrody i świeżości.
Jay Nonemaker
Wiek : 19
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Hushed Motel
Zawód : pracownik motelu
Jay Nonemaker
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t802-jay-nonemaker#5761
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t814-jay-nonemaker#5938
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t816-poczta-jay-nonemaker#5956
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f150-pokoj-nr-7-w-hushed-motel
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t802-jay-nonemaker#5761
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t814-jay-nonemaker#5938
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t816-poczta-jay-nonemaker#5956
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f150-pokoj-nr-7-w-hushed-motel
03.02.1985

Jay od samego rana czuł się dziwnie. Bezpodstawny niepokój towarzyszył mu cały dzień, sprawiając, że nie był w stanie skupić się na pracy ani zebrać myśli. Przemijał jeden moment za drugim, a on wciąż czuł jakby coś złego mogło wydarzyć się w każdej chwili. Gdy w końcu skończył pracę i wrócił do pokoju, był już całkowicie wyczerpany. Jego ciało domagało się odpoczynku, a umysł wreszcie mógł zwolnić i przestać myśleć o wszystkich możliwych zagrożeniach.
Kładąc się na motelowym łóżku, które zaskrzypiało cicho pod jego ciężarem, Jay czuł, jak całe jego ciało zanurza się w miękkim materacu. Jednak nawet kiedy zamknął oczy, jego umysł pozostawał pogrążony w chaosie. W końcu po kilku godzinach ciągłych zmian pozycji, wyczerpanie zaczęło brać górę i chłopak zasnął.
Z pewnością jednak nie był to odpoczynek, którego pragnął.

Jay przewracał się na łóżku, jego ciało poruszało się niepokojąco szybko, a twarz była zdeformowana od bólu. Głowa poruszała się z boku na bok, jakby walczył z nieznanym wrogiem. Jego skronie były spocone, a policzki bledły. Co jakiś czas wydawał z siebie ciche pojękiwania, jakby wciąż przebywał w jakimś koszmarze. Dłonie kurczowo trzymały kołdrę, a mięśnie na ramionach i plecach były napięte.

Ciemność…

Ciemność otaczała go jak ocean. Głęboki, ciemny i niebezpieczny. Nie wiedział, jak długo otoczony był tylko mrokiem i milczeniem. Szlochał cichutko, prosząc o ratunek, który nigdy nie nadchodził. Kilkunastoletni chłopiec leżał na twardej, mokrej, betonowej posadzce. Czuł się osłabiony, obolały i przesiąknięty chłodem. Jego ciało było pokryte licznymi siniakami i ranami, jakby ktoś bezwzględnie katował go przez wiele dni. Wszystko wokół sprawiało, że bał się nawet mrugnąć, by nie wywołać gniewu potężniejszego od ciemności otaczającej go z każdej strony. Jego myśli, zdominowane przez przerażenie, wciąż powtarzały te same słowa: "nie, proszę, nie".

Wokół niego panowała cisza, a jedynym dźwiękiem były uderzenia dziecięcego serca, które biło tak gwałtownie, że aż bolało. Jay czuł, jak jego ciało drży z przerażenia, a każdy ruch, który próbował zrobić, wydawał się powodować kolejne bóle.
Ciemność była jak okrutna matka, która go dusiła, pochłaniając jego młode istnienie z każdym oddechem. Matka, która podnosiła go z ziemi szarpiąc za włosy by rozpocząć swój własny festiwal okrucieństwa. Co chwilę padały kolejne uderzenia, na które nie miał szansy na obronę. Czuł na sobie ciosy pasa i liny, które piekły niczym gorące żelazo. Czuł, jak ciepła krew zaciska się w jego nozdrzach. Czuł smak żelaza w ustach. Czuł ból w każdej części swojego ciała, próbując zaciskać oczy, aby powstrzymać łzy.  Czuł, że tonie w tym koszmarze bez szans na ucieczkę, będąc uwięzionym w tym mrocznym świecie, gdzie królowały cierpienie i strach.
Trwoga wypełniała jego serce, jak trujący gaz, paraliżując każdą jego kończynę. Ciężko oddychał, wiedząc, że to tylko koszmar, ale jednocześnie czując, że jest to rzeczywistość.

W miarę jak świt zbliżał się do okien, jego oddech stawał się coraz szybszy i płytszy. W końcu Jay wydał z siebie cichy, przeraźliwy krzyk, co spowodowało że jego oczy otworzyły się szeroko. Łzy zebrały się w kącikach, a ręce zacisnęły się jeszcze mocniej na kołdrze. Głos, który wydobył się z jego ust, przeszył go jak ostrze noża i rozległ się echem po całym pokoju.

Zamglony umysł przeplatał jawę ze snem. W głowie rozbrzmiewał burzliwy wir myśli, które krążyły jak sępy wokół niego, drapiąc, gryząc i drążąc jego duszę. Przerażone oczy Jay'a zmieniały swój kształt. Wężowe pionowe źrenice z otoczką złotego koloru chciały uchwycić każdy drobiazg, który mógłby być dla niego zagrożeniem. Metaliczny posmak krwi wypełnił mu usta, a krew zaczęła spływać po języku. Przyspieszony oddech zaczął się plątać w jego gardle, ciało drżało ze strachu i bólu. W końcu udało mu się odkrztusić, a krew z ust zaczęła mu spływać po szyi, zostawiając na skórze czerwoną smugę, która wyglądała jak trop pościgu.

Przepiękny początek wyczekiwanego dnia wolnego.
Jay Nonemaker
Wiek : 19
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Hushed Motel
Zawód : pracownik motelu
Jennifer Nonemaker
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t801-jennifer-nonemaker#6363
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t852-jennifer-nonemaker#6366
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t853-jenny#6367
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t851-jennifer-nonemaker#6364
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/t820-pokoj-jen-i-jay-a
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t801-jennifer-nonemaker#6363
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t852-jennifer-nonemaker#6366
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t853-jenny#6367
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t851-jennifer-nonemaker#6364
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/t820-pokoj-jen-i-jay-a
To był jeden z tych długich dni. Zazwyczaj tak było, kiedy bliźniacy mieli mieć wolny weekend. Wtedy zrzucano na nich tone obowiązków, jakby mieli je zrobić za kogoś, albo co najmniej do przodu. To był najbardziej wyczerpujący piątek od… Cóż… Zeszłego piątku.

To był zdecydowanie zbyt szalony i pracowity poranek. Już w południe Jen z westchnieniem wyczekiwała zachodu słońca, ale jak na złość jeden z pracowników kuchni złapał ją w korytarzu i poinformował, że czeka ją jeszcze nocna zmiana. Nie była zadowolona z tego faktu, jednak nie potrafiła odmówić. Asertywność na pewno nie była jej cechą. Dziś musiała przepracować dwie zmiany. Najpierw przydzielili ją na recepcję, gdzie zastępowała Marry, która już od zeszłego tygodnia była na chorobowym. Ponoć miała paskudną anginę, a klienci skarżyli się kiedy zasmarkana wydawała im klucze do pokoi, więc pomimo szczerej chęci do pracy i ogromnego zapotrzebowania na pieniądze kobieta musiała wziąć kilka dni wolnego. Samotnie wychowywała dwóch nastoletnich synów, którzy raczej nie byli zbyt skorzy do pomocy. Jen widziała ich kilkukrotnie, ale oni za każdym razem ignorowali jej obecność w pomieszczeniu. Wydawało jej się, że Jay maczał w tym palce. Jeden z nich zdawałoby się kiedyś chciał zaprosić ja do kina, a kiedy powiedziała że da mu znać i wymienili się numerami, on nagle pewnego wieczora przestał po prostu jej odpisywać, ignorując później jej obecność za każdym razem kiedy się na siebie natknęli, aby w końcu całkowicie przestać przyjeżdżać odwiedzać matkę w miejscu jej pracy. Pewnie, gdyby to była jednorazowa sytuacja, Jen byłaby zaskoczona, ale nie była… Nigdy nie będzie.
Nie ukrywała, że od kiedy mieszkali w motelu chciałaby w końcu spróbować czegoś nowego, może nawet wyjść z kimś na spacer, aby w końcu poczuć jak to jest być "normalnym".

Nigdy nie będziesz normalna.

Po wyszorowaniu kolejnego zestawu armatury łazienkowej zerknęła na zegarek wiszący krzywo na ścianie nad wejściem do pokoju. Zbliżała się trzecia nad ranem. Jeszcze tylko szybka zmiana pościeli, wytarcie kurzu i będzie mogła wrócić do brata, może jeszcze uda się wymusić na nim tulenie jej do snu, może na nią czekał. Przez cały dzień mijali się obłożeni obowiązkami. Mieli taki mały zwyczaj tulenia do snu od kiedy byli dziećmi. Jay robił z niej kołdrową dżdżownicę wpychając końce kołdry pod boki. Siadał wtedy na skraju łóżka i rozmawiali dopóki nie zasnęła, czasem opowiadał jej bajki albo straszne historie i czekał. Czekał, aż dziewczyna całkiem odpłynie i będzie mógł położyć się do swojego łóżka. Często budził się w pozycji siedzącej z głową oparta o czubek blond czupryny siostry, obolały choć chyba szczęśliwy. Był jej strażnikiem.

Od zawsze. Na zawsze.


Nie zaznała żadnych pozytywnych uczuć poza tymi, które otrzymała od brata. Byli nierozłączni, a ich więź nierozerwalna. Tylko dla niego jeszcze chodziła po tym padole łez zwanym życiem. Często myślała o tym jakby to było przenieść się w niebyt i po prostu dać sobie spokój z tym całym cholernym otaczającym ją chaosem. Wtedy jednak w jej myślach pojawiała się zapłakana twarz Jay'a, a jego smutek uderzał w nią jak fala tsunami. Nigdy nie była egoistką, nie pozwoliłaby, aby jej brat cierpiał, kiedy jej by już zabrakło.
Ułożyła zgrabnymi ruchami poduszki na drewnianym zagłówku i zerknąwszy ostatni raz na pomieszczenie doszła do wniosku, że jest już wystarczająco czyste. Przykładała dużą wagę do szczegółów, w innej pracy pewnie szybko zostałaby pracownikiem miesiąca. Tutaj zaś mogła liczyć tylko na dobre słowo i drobną pensję, która ledwie wystarczała na wegetację. Była jednak wdzięczna za dach nad głową i nowe możliwości, nigdy się nie skarżyła.
Kółka jej wózka z przyborami do sprzątania cicho skrzypiały kiedy szła korytarzem pchając go przed sobą. Od rana czuła dziwny niepokój z tyłu głowy, który promieniował przez całe jej ciało, zaciskając na jej żołądku metalowe obręcze. Cały dzień starała się ignorować te uczucie, nie mogła dać po sobie nic poznać, w końcu miała ciągła styczność z klientami, tak bardzo nie chciała zawieść państwa Anderson, nie mogła sobie pozwolić na słabsze dni. Nie lubiła zawodzić tych, którzy na nią liczyli.

Dziwne uczucie towarzyszące jej cały dzień przybrało na sile. Nagły, wszechogarniający paniczny lęk sparaliżował jej ciało, a dłonie samoistnie zacisnęły się na rączce wózka. plastik żałośnie zaskrzypiał pod naporem uścisku. Kiedy pierwsze sekundy odrętwienia minęły puściła się biegiem w stronę pokoju numer 7. Była tak spanikowana i tak irracjonalnie przerażona, że nie potrafiła wcelować kluczem w zamek. Zaczęła więc walić otwartą dłonią w drewniane drzwi.
- Jay? Jay?! Jestem tu skarbie, zaraz będę, już jestem, jestem tu. - powtarzała te słowa jak mantrę w ogóle nie przejmując się, że niemal krzyczy, jest środek nocy, a goście hotelowi nie będą pewnie zadowoleni, że za ich drzwiami ktoś szamocze się z drzwiami. Kiedy w końcu udało jej się otworzyć, pchnęła skrzydło tak mocno, że niemal odbiło się od ściany i nie zadając sobie trudu, aby je zamknąć dopadła do łóżka brata i usiadła niemal na nim o mało nie łamiąc sobie przy tym nóg.
- Heeeeej słońce. Jestem tutaj, wiesz jaki miałam koszmarny dzień. Marry się rozchorowała, musiałam ją zastąpić. Znasz Jenkinsa, tego starego z dużym pieprzykiem na czole? Dzisiaj znów był tutaj z Agnes, piekło mi świadkiem, że nie przyszli tutaj tylko rozmawiać. - paplała, obejmując zimnymi dłońmi jego rozpalone policzki, zmuszając go do patrzenia w jej twarz. Uśmiechała się, choć kąciki jej ust drgały w napięciu jakby zaraz miała się rozpłakać. Mówiła to wszystko pospiesznie, nieco spanikowana, choć widocznie starając się zachować wesoły ton. Chciała, żeby jego myśli skupiły się na czymś innym niż kolejny koszmar, który wyśnił mu jego mózg. Ignorowała ból i strach, który otaczał ją z każdej strony, był tak irracjonalny, tak potężny, że czuła jak jej nogi drżą, ale uśmiech wciąż pozostawał na swoim miejscu.
Jennifer Nonemaker
Wiek : 19
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Hushed Motel
Zawód : Pracownik motelu
Jay Nonemaker
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t802-jay-nonemaker#5761
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t814-jay-nonemaker#5938
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t816-poczta-jay-nonemaker#5956
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f150-pokoj-nr-7-w-hushed-motel
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t802-jay-nonemaker#5761
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t814-jay-nonemaker#5938
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t816-poczta-jay-nonemaker#5956
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f150-pokoj-nr-7-w-hushed-motel
Jay siedział skulony na łóżku, dysząc ciężko i drżąc od lęku. Pozostawał wciąż w półśnie, a w głowie miał jeszcze rozmyte wspomnienie koszmaru, który przed chwilą panował nad jego umysłem. Przestrzeń wokół niego zdawała się zwężać, jakby duchy przeszłości krążyły wokół, grożąc, że rozszarpią jego duszę.
Czuł, jak traci grunt pod nogami, a jego myśli pogrążają się w ciemności. Zdawało mu się, że jest uwięziony w pułapce, a wszystko, co robi, tylko pogłębia jego zagubienie i przerażenie. W głowie zaczynały się przewracać wizje, a on sam tonął w oceanie swoich koszmarów, bez nadziei na powrót do rzeczywistości.

W końcu ujrzał jak drzwi otworzyły się z głośnym trzaskiem, jakby ktoś chciał je zburzyć, a za nimi ukazała się postać jego siostry. Jednak jej słowa były niemożliwe do usłyszenia, zagłuszone przez hałas, który walił mu w uszy. Jay czuł się jak ofiara, która właśnie padła na łupy swojego oprawcy, a jedyna nadzieja na ocalenie leżała w desperackiej ucieczce, której nie był w stanie podjąć. W tym momencie wszystko się zmieniło, a ciało zareagowało na sposób, który przerażał go jeszcze bardziej. Jay poczuł dziwny, gęsty dotyk na swojej skórze, jakby jakaś siła chciała go owinąć wokół palców. Wcześniej jego skóra była gładka jak porcelana. Dokładniej rzecz ujmując, przez liczne blizny i sznyty nakładające się na siebie w obrębie klatki piersiowej i pleców, to była jak pobita i nieumiejętnie posklejana porcelana. Teraz stawała się twarda, szorstka i chropowata, jakby kryła w sobie niesamowitą siłę, która miała chronić go przed światem zewnętrznym. Na pozbawionym koszulki torsie zaczęły pojawiać się wężowe łuski, błyszczące w mroku niczym perły na czarnej jedwabnej tkaninie.

Jay próbował skupić swe wężowe spojrzenie, ale świat przed nim był jeszcze nierealny i senny. Przestrzeń wokół niego przestała istnieć, a umysł zaczął się przewracać w koszmarze. Nagłe otwarcie drzwi stało się częścią złowrogiego snu, którego nie był w stanie odróżnić od rzeczywistości.
Jego oczy przypominały czeluści piekieł, pełne gniewu i mroku, a jego dusza była zdominowana przez strach. Wszelkie myśli, wcześniej go nawiedzające, wróciły wraz z potężnymi wizjami, które wywołało nagłe otwarcie drzwi. Wszystko, co kiedykolwiek go przerażało, skumulowało się w jednym momencie, a on sam stał się ofiarą własnych lęków.

Krew z ust chłopaka opadała na jego szyję jak ciężka zasłona, malując na nią czerwony pasmo. Z każdym uderzeniem serca krople krwi spływały dalej. Na swej drodze wymieszały się z zimnym potem pokrywającym łuskowatą klatkę piersiową, aż dotarły do prześcieradła, gdzie krew zebrała się w kałużę. Jakby chciała upomnieć go za to, że nie zdążył jej zatrzymać, za to, że pozwolił, by strach zatkał mu gardło.
Jay miał wrażenie, że całe jego ciało drży, jakby chciało uciec, uciec z tej sytuacji, uciec przed samym sobą. Wszystko, co zobaczył, wszystko, co usłyszał, wydawało mu się nierzeczywiste, jakby był w świecie snu. Tylko ta krew, ta uparta krew, przypominała mu, że to wszystko dzieje się naprawdę.

Najgorsze było to, że czuł się całkowicie bezradny wobec własnego przerażenia. Był uwięziony w swojej własnej psychice, w świecie, który sam sobie stworzył. Jego umysł był w chaosie, a serce zaczynało pękać.
Jak demoniczny drapieżnik, strach złapał go za gardło i nie puścił. Jay czuł, jak łuski wciąż rosną, jakby z każdą sekundą przerażenie wyostrzało jego zmysły i oddzielało go od ludzkości. Krew wciąż spływała, a on czuł się tak słaby, jakby wszystko, co dawało mu siłę, opuściło jego ciało. Został sam, sam ze swoim koszmarem, sam ze swoim strachem, sam ze swoją przemianą.

Wtem do łóżka doskoczyła Jen. Przecież nie był sam…
Miał Jen - jedyny punkt stabilny w jego burzliwym życiu. Była światłem, które oświetlało drogę Jay'a, ukazując mu piękno świata i dając nadzieję na lepsze jutro. Była jak promień słońca, który przebijał się przez chmury i rozświetlał ciemne zakamarki Jay'owego serca.
Tak jakby chłopak widział świat tylko w odcieniach czerni i bieli, a Jen była jego kolorem. Jedyną pozytywną nutą w ponurym świecie, którym żył. Jak paleta barw, która dodawała życia i radości jego szarej egzystencji. Była jak fioletowy zachód słońca, który malował się na niebie, gdy wszystko inne było już czarne.
Jej uśmiech, jej gesty, jej głos - wszystko, co nią emanowało, było dla niego drogowskazem, wskazówką by dalej żyć. Ona była dla niego portem na bezkresnym oceanie życia, przyciągającym go do bezpiecznego brzegu, gdy fale burzliwych emocji zagrażały zatopieniem.
Dla Jay'a Jen była wszystkim, co dobre, piękne i szczere. Była jak nadzieja, która nigdy nie gasła, jak radość, która nie znała granic, jak miłość, która przetrwała wszystko. I w chwilach największego przerażenia, gdy krew spływała mu z ust, to ona była tam, przy nim, rozświetlając jego ciemność i dając mu siłę, by przezwyciężyć każdą przeszkodę.

Jay wciąż czuł, jak jego serce waliło jakby oszalało, jak w jego skroniach dzwonił jeszcze szum krwi, jak jego cały drży w przerażeniu. Ale kiedy Jen chwyciła jego twarz w swoje dłonie, ciało zaczęło powoli się uspokajać, jakby jego dusza znalazła ukojenie w jej dotyku.
Jej paplanina dudniła w jego uszach jak kołatanie skrzydeł motyla, który chce się oderwać od ziemi i wzbić się w powietrze. Jej głos był jak łagodny szum fal, które powoli przypływały na brzeg i delikatnie myły jego umysł z chaosu myśli. Powoli słowa Jen przestawały brzmieć jak bełkot, jak gdyby ktoś wyjął mu zatyczki z uszu.
Przerażone spojrzenie na jego twarzy zaczęło powoli znikać. Jen była ratunkiem, oazą spokoju w szalejącej burzy. Jej oczy były jasne jak gwiazdy na niebie, które prowadzą podróżników w ciemnej nocy, a słowa płynęły jak delikatny strumyk, łagodząc jego niespokojne myśli i przynosząc poczucie bezpieczeństwa.

Jay objął Jen w pasie, przyciągając blondwłosą dziewczynę do siebie jakby bał się, że w każdej chwili może ją stracić. Jego łzy i krew, która spływała z ust, tworzyły abstrakcyjne wzory na jej służbowym mundurku. Zbliżył ucho do jej klatki piersiowej i wsłuchiwał się w bicie jej serca, które przy jego własnym, wydawało się tak harmonijne i spokojne, że chciał dostroić swoje do jej rytmu.
Jego ręce drżały, ale mimo to objął Jen jeszcze mocniej, jakby chciał się przylgnąć do niej na zawsze. Pragnął się uspokoić, wiedział że jego ból jest jej bólem, jego przerażenie jej przerażeniem.

-Marry? Znowu? - wykrztusił z siebie łamiącym się głosem, nie podnosząc głowy, jakby próbował ukryć przed nią swą szkaradną, zakrwawioną i pokrytą tu i ówdzie łuską, twarz. Dalej wyglądał jak siedem nieszczęść, lecz Jen mogła wyczuć jak jego oddech staje się nieco bardziej równomierny.
- Może zanieśmy jej rosół? - dodał ochryple – Jej… i tym jej synom… – końcówkę solidniej zaakcentował, trochę jakby z pogardą, głośno przełykając po tym krwawą ślinę. To nie tak, że miał coś do synów kobiety. Miał coś do każdego, kto tylko spojrzał na jego ukochaną siostrzyczkę, a już szczególnie gdy był płci męskiej. Gdyby tylko Jen wiedziała, jak serce bliźniaka pęka w pół, gdy nie wolno mu interweniować, gdy ta rozmawia z klientami…
Jay Nonemaker
Wiek : 19
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Hushed Motel
Zawód : pracownik motelu
Jennifer Nonemaker
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t801-jennifer-nonemaker#6363
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t852-jennifer-nonemaker#6366
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t853-jenny#6367
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t851-jennifer-nonemaker#6364
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/t820-pokoj-jen-i-jay-a
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t801-jennifer-nonemaker#6363
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t852-jennifer-nonemaker#6366
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t853-jenny#6367
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t851-jennifer-nonemaker#6364
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/t820-pokoj-jen-i-jay-a
Bez strachu patrzyła prosto w żółte, rozbiegane oczy brata. Miała wrażenie, że tylko one istnieją we wszechotaczającej ją ciemności, odcinając się od czerni grubą kreską, jak w surrealistycznym śnie. Pewnie gdyby nie była wiedźmą, uciekłaby z krzykiem widząc je, pewnie gdyby nie był jej bratem, a ona sama nie widywała gorszych rzeczy, też by uciekła...
Nauczyła się kontrolować emocje, które nią szargały. Czasem należały do niej, czasem nie, odcinała się od nich stawiając pomiędzy grubą ścianę. Mamusia nie pozwalała na okazywanie słabości, a strach był słabością. Był jednak też słabością, na której żerowała. Jak sęp na pustynnych ostępach. Krążyła nad Jay'em czekając tylko na jego fałszywy ruch.

Jen czasami miała wrażenie, że jest pusta w środku. Jak lalka z porcelany, której ktoś namalował szeroki uśmiech, jednak była tylko przedmiotem niezdolnym do ruchu. Niezdolnym do zamknięcia pierdolonych ust.

Miała nadzieję, że więź, która ich łączy pozwoli czerpać mu jej spokój. Silniejsza emocja zawsze wygrywała, jakby toczyła bitwę w wyimaginowanym świecie. Czerń i biel. Spokój i strach.

Czasami sama nie wiedziała co zrobić, kiedy Jay miewał "te dni" (nie mylić z miesiaczką u kobiet). Wtedy starała się odwracać jego uwagę, usilnie zmuszać go do robienia czegoś innego, byłaby raczej kiepskim terapeutą. Tym z rodziny "masz depresję? Idź pobiegać".

Kiedy przyciągnął ją do siebie gwałtownie, sapnęła, nieco zaskoczona, ale i ona objęła jego głowę mocno, delikatnie gładząc go po zmierzwionych i nieco wilgotnych od potu włosach. Kompletnie ignorowała metaliczny zapach krwi, która gromadziła się pod jej udami i teraz brudziła cały jej roboczy fartuszek. Ciekawe jak wyjaśni jego brak pani Anderson.
Roześmiała się cicho, nieco nerwowo, jakby chciała rozluźnić nieco atmosferę. Jej kobieca intuicja znów jej nie zawiodła i miała rację co do uczuć jakimi Jay darzył chłopców Marry. Lubiła ich, jednak odkąd domyśliła się, że braciszek za nimi nie przepadał, stali się jej bardziej obojętni. Nie było na tym świecie rzeczy, którą wybrałaby zamiast swojego ukochanego braciszka.
- Myślisz, że któryś z warzywniaków będzie otwarty o... - zawiesiła głos spoglądając na ścianę z zegarem - Trzeciej nad ranem? - zmarszczyła nos. Zawsze tak robiła, kiedy obmyślała jakiś kolejny, szalony plan działania. Gładziła go po głowie jeszcze kilka sekund, które nie trwały zbyt długo i wypuściłą go z objęć, kiedy tylko puczyła, że jego uścisk nieco zelżał.
- No dalej kapitanie, czas na przygodę. Kierunek, stacja benzynowa. Proszę pełznąć pod prysznic i być gotów za trzydzieści minut. - wskazała zakrwawioną dłonią drzwi od łazienki. Tak, czasem żartowała z choroby brata i często zdarzało jej się zamieniać zwykłe słowa ich wężowymi odpowiednikami. Jak syczeć zamiast mówić, czy pełznąć zamiast chodzić. Uważała, że z nieszczęścia należy się śmiać, a nie nad nim płakać. Płakać wszak nie było jej wolno. Zeszła z jego kolan, ciągnąc go siłą, której zresztą nie miała zbyt wiele w stronę łazienki. Kołdra, pod którą spał spadła na ziemię, ale nie siliła się na to, aby ją unieść.
Kiedy udało jej się wyciągnąć go z jamy strachu i rozpaczy, jej mięśnie nieco się rozluźniły, wreszcie mogła wziąć oddech pełną piersią, co też uczyniła. Chwila wytchnienia jednak nie mogła trwać długo, bo kiedy tylko rozległ się pierwszy dzwonek stacjonarnego telefonu leżącego na szafce nocnej, znów zesztywniała. Był środek nocy, nie musiała zgadywać kto mógł dzwonić o tej godzinie. Drżącą ręką uniosła słuchawkę i przyłożyła ją do ucha i jeżeli Jay próbował ją jej wyrwać, powstrzymywała go wyciągniętym ramieniem. Odrętwiała zamarła w bezruchu słuchając rozmówcy, który nie czekał nawet na znak, że ktoś jest po drugiej stronie łącza. Ponagliła Jay’a ruchem dłoni, aby szedł pod prysznic.
- To pomyłka, idź już. - machnęła ręką niecierpliwie, jednak nie rozłączyła się, zakrywając słuchawkę dłonią.
Jennifer Nonemaker
Wiek : 19
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Hushed Motel
Zawód : Pracownik motelu
Jay Nonemaker
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t802-jay-nonemaker#5761
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t814-jay-nonemaker#5938
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t816-poczta-jay-nonemaker#5956
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f150-pokoj-nr-7-w-hushed-motel
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t802-jay-nonemaker#5761
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t814-jay-nonemaker#5938
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t816-poczta-jay-nonemaker#5956
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f150-pokoj-nr-7-w-hushed-motel
Jay leżał w ramionach Jen, czując ciepło i spokój. Pragnął, aby ten moment trwał wiecznie, aby świat zamarł w bezruchu, a tylko on i Jen istnieli w tym miejscu i czasie. Chciał, aby trzymała go tak mocno, żeby każdy dotyk był jak zmysłowe uderzenie błyskawicy. Pragnął, aby jego ciało i dusza rozpuszczały się w jej objęciach, aby przestać istnieć jako odrębna jednostka i stać się częścią czegoś większego, piękniejszego i bardziej istotnego.
Jednakże, kiedy Jen w końcu puściła go, Jay poczuł się tak, jakby jego dusza została rozdarta na kawałki. W środku wypełniła go ciemność, a jego myśli przypominały stłuczony kryształ, rozrzucony po podłodze. Był jak martwy ptak, spadający na ziemię w celu odetchnięcia, ale jednocześnie pogrążający się w bezkresie. Był jak pusty pojemnik, który kiedyś pełnił funkcję, ale teraz był bezużyteczny i zapomniany.
Wewnętrznie czuł się jak porzucona maskotka, wyrzucona na bok przez swojego właściciela. Był skołowany i zagubiony, jak dziecko, które zgubiło swoją mamę na ruchliwej ulicy. Jay czuł, że jego serce jest w płomieniach, ale jednocześnie zastygło w lodzie.
Był pewien, że jego sen o tym, by zawsze być blisko niej, właśnie się rozpadł. Ale potem ujrzał ten uroczy wyraz na twarzy Jen, a jej oczy promieniały miłością i troską. Wtedy zrozumiał, że to, co właśnie się stało, było tylko jego wyobrażeniem, wytworem chorego umysłu, który chciał, by to, co jest niemożliwe, stało się rzeczywistością.

Wymusił blady uśmiech na myśl o wycieczce na stację benzynową o trzeciej nad ranem, ale jego umysł widocznie był w tej chwili w innym wymiarze, a to co działo się w rzeczywistości nadal pokryte było gęstą mgłą, przez co sygnały z otoczenia docierały do niego w osłabionej formie.
Bez słowa, z widoczną dezorientacją na twarzy, Jay zaczął powoli wstawać z łóżka, ciągnięty przez Jen. Krzywił się lekko, jego odrętwiałe ciało niemal skrzypiało przy każdym ruchu. Wężowa skóra niemal świeciła, gdy kropelki zimnego potu odbijały dobiegające z zewnątrz światło.
Jego nogi wydawały się chwiejne i niepewne, ale uparcie pełzł w kierunku łazienki. Zatrzymał się na moment, stojąc w drzwiach, położył dłoń na framudze, obrócił delikatnie głowę w kierunku dziewczyny, a jego zżółkłe oczy jakby wyrażały wdzięczność. Wchodząc dalej, rzucił ledwie dosłyszalne „przepraszam”, po czym zniknął w pomieszczeniu.
Tam zamknął się na klucz i oparł czoło o zimną powierzchnię lustra. Jego oczy spoglądały na odbicie, ale nie dostrzegał w nim siebie. Był zagubiony w swoim własnym świecie, gdzie wszystko wydawało się surrealistyczne i nierealne.

Jay był mistrzem kamuflażu, umiał skutecznie ukrywać swoje wewnętrzne lęki i słabości. Na co dzień był twardym i niezłomnym mężczyzną, który udawał, że świat nie może go pokonać. Ale to była tylko fasada, pod którą kryła się jego prawdziwa natura, pełna lęku i niepokoju. To w te samotne noce, kiedy opuszczał swoją mocną postawę i zostawał sam z myślami, Jay odkrywał swoje wewnętrzne demony. Te demony, które zawsze czaiły się w mroku, były jego stałymi towarzyszami, nieustannie dręcząc go swoimi cieniami.
Zwijał się w sobie jak ranny zwierz, uciekał przed własnymi myślami i wewnętrznymi demonami. Był bezbronny i zagubiony, a jedyną ochroną przed ciemnością było jego zmutowane ciało i zniszczony umysł. Zdecydowanie nie lubił nocy, kiedy musiał zmagać się z własnymi lękami i wątpliwościami. W tych chwilach Jay stawał się bezbronnym dzieckiem, czekającym z przerażeniem na nadejście swojego oprawcy.
Dlatego Jay unikał nocy takich jak ta, niczym ognia. Nie lubił ciszy, która pochłaniała jego myśli i wyostrzała zmysły. Nie lubił ciemności, która pozbawiała go orientacji w przestrzeni i sprawiała, że czuł się osaczony. Nie lubił samotności, która zmuszała go do stawienia czoła swoim wewnętrznym demonom.
Jay skrywał swoje wewnętrzne demony przed światem, ukrywając je za maską spokojnego i opanowanego człowieka. Ale kiedy był z Jen, czuł się na tyle bezpiecznie, że mógł odsłonić swoje prawdziwe ja. Pokazywał jej swoje słabości, swoje lęki i wątpliwości, które skrywał przed wszystkimi innymi. To tylko ona znała jego prawdziwe oblicze, tylko ona widziała, jak wewnętrznie rozpada się na kawałki.
Tylko ona miała moc, by zobaczyć Jay'a w jego najbardziej podatnym i bezbronnym stanie. Była to dla niego jedyna osoba, która była w stanie go uspokoić i przynieść mu poczucie bezpieczeństwa w świecie pełnym chaosu i nieprzewidywalności.

Nie wiedział, jak długo stał tam w ciszy. Następnie zamarł jeszcze na chwilę, stojąc przed otwartymi drzwiami prysznica. W końcu powoli wszedł pod strumień zimnej wody, która spłynęła po jego ciele, zmywając pot i krew. Prysznic miał pomóc mu się uspokoić, ale jego umysł wciąż pracował na najwyższych obrotach, przypominając mu o tym, co się stało chwilę wcześniej.
Zamknął oczy, poczuł jak woda uderza w jego twarz i dłonie. Poczuł jej ostrość i zimno, które przeszywało jego ciało. Jakby miała to być kara za jego słabości, za to że musi polegać na innych. Ale jednocześnie ta zimna woda dawała mu ukojenie, przynosiła mu chwilę spokoju. Czuł, jakby jego ciało się oczyszczało, jakby z każdą kroplą wody odpływała z niego niepotrzebna energia.
Jay wiedział, że musi się uspokoić, musi opanować swoje emocje. W końcu otworzył oczy i długo stał pod strumieniem wody, zamyślony. Zimna woda wciąż spływała po jego łuskowatym ciele, zmywając z niego cały strach i niepewność.

W końcu wyszedł, owinąwszy się w zaledwie ręcznik, który zasłaniał to co u mężczyzny zasłaniać powinien. Te dwadzieścia minut spędzone pod wodnym strumieniem pozwoliły mu wyjść ze skorupy zranionego dziecka. Oczy powróciły do swego naturalnego błękitnego koloru, a wężowa skóra w wielu miejscach ustąpiła, tam gdzie została wyglądała raczej jak podrażnienie niż coś nadnaturalnego.
Jay wyszedł z łazienki z mokrymi włosami, które jak strzępki rozwiewały się na wietrze. Machał nimi bez opamiętania, jak pies, który wylewa wodę z futra. Każde jego ruch wywoływał falę, która chlapała na boki, a nawet na siostrę stojącą obok.
- Który kochanek dzwoni o trzeciej rano? – spytał, dalej zwierzęco susząc głowę, przypominając sobie dzwoniący telefon, gdy jeszcze chwilę temu, w amoku ciągnięty był pod prysznic. Oczywiście zapytał z nutką sarkazmu, bo gdyby jakiś kochanek dzwonił do Jen w środku nocy to pewnie by go zabił, nim ten by o tym pomyślał. Chociaż nie… Gdyby tylko się okazało, że Jen ma jakiegoś „kochanka” to mężczyzna ten raczej skończyłby na ostrym dyżurze, a połamane kończyny byłyby jego najmniejszym zmartwieniem.
Chłopak podszedł do szafy i wyjął swoje ubrania, ułożył je ostrożnie na łóżku. Jego umysł nadal krążył wokół pytania, które przed chwilą zadał. Który kochanek dzwoni o trzeciej rano? To musiał być żart, pomyłka. Jay nie miał wątpliwości, że gdyby Jen miała jakiegoś kochanka, to już dawno by go zniszczył. Rozmyślał, czy w ogóle powinien o tym rozmawiać z nią, ale zawsze odstraszała go myśl, że być może jest zbyt opiekuńczy i kontrolujący. Powstrzymywał się przed spoglądaniem na siostrę, czuł wstyd i dyskomfort po tym, co przed chwilą się wydarzyło. Zasłonięty przez drzwi szafy, bez skrępowania zaczął się ubierać, zamyślając się i próbując ukryć swoje wewnętrzne rozterki. Nie chciał jednak, aby jego siostra znała jego myśli. W końcu skończył ubierać się i zamknął drzwiczki garderoby.
- To jak, idziemy? – spytał z uśmiechem, mierząc siostrę wzrokiem, sprawdzając czy i ona jest już gotowa. W rzeczywistości, nie chciał nigdzie wychodzić, ale nie wiedział też co innego mógłby teraz, po takiej scenie robić. Wyjście z pokoju wydawało się być dobrą alternatywą, przynajmniej na chwilę mógł udawać, że nic się nie wydarzyło i odetchnąć.
- Wszystko w porządku?
Jay Nonemaker
Wiek : 19
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Hushed Motel
Zawód : pracownik motelu
Jennifer Nonemaker
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t801-jennifer-nonemaker#6363
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t852-jennifer-nonemaker#6366
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t853-jenny#6367
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t851-jennifer-nonemaker#6364
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/t820-pokoj-jen-i-jay-a
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t801-jennifer-nonemaker#6363
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t852-jennifer-nonemaker#6366
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t853-jenny#6367
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t851-jennifer-nonemaker#6364
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/t820-pokoj-jen-i-jay-a
Kiedy Jay zniknął za drzwiami łazienki w końcu wypuściła powietrze z płuc, które zalegało tam zdecydowanie zbyt długo. Wciąż trzymała słuchawkę telefonu przy uchu z miną pełną powagi i skupienia, słuchając ewidentnie kogoś po drugiej stronie. Jedyną oznaką, że wciąż żyje były zaciskające i na powrót rozluźniające się blade palce wokół słuchawki. Przytakiwała co chwilę udając znudzoną, jakby rozmówca opowiadał jej najnudniejszą historię świata, albo dywagował nad tym co było pierwsze, kura czy jajko.
-Oczywiście… - szepnęła do telefonu rozglądając się gorączkowo po pomieszczeniu jakby chciała upewnić się, że nikt jej nie słyszy.
Czasami cieszyła się, że ich choroba nie dotyka również myśli. Czasami Jennifer, kiedy zostawała sama zastanawiała się, jakby to było gdyby ktokolwiek ich rozdzielił. Czy poradziliby sobie bez siebie? Jak bardzo ich relacja jest toksyczna, czy jest normalna? Nie znała innego świata. Nie znała świata bez Jay’a i nigdy nie chciała go poznać, nawet nie próbowała. Widziała jednak spojrzenia innych kiedy oboje nawzajem otaczali się opieką i troską. Czasem miała problem z relacjami międzyludzkimi nauczona jedynie instynktów i zachowań brata oraz toksycznych rodziców.
Matki, która każdego dnia powtarzała jej stek bzdur o tym co należy, a czego nie. Wiele z tych porad było bezużytecznych, było wytworem chorej głowy rodzicielki. Kiedy przyłapywała się na na takich myślach i odkrywała jak bardzo nienawidziła rodziców za zniszczenie im życia, zaraz potem karciła się w myślach za swoje spostrzeżenia. Nigdy nie odmówiła im pomocy, dlatego nowa sytuacja była dla niej podwójnie trudna.

Zawsze wybrałaby Jay’a. ZAWSZE.
Dlatego zamknięcie za sobą drzwi od rodzinnego domu pomimo wielu sprzecznych targających nią uczuć było słuszne. Poszła za nim. Poszłaby nawet do samych bram piekieł przeklinać Lucyfera w twarz, gdyby było trzeba.

Z trzaskiem odłożyła słuchawkę widocznie rozemocjonowana, jednak z jej ust nie popłynęło nawet najmniejsze przekleństwo. Głupie nauki matki.
Od razu zabrała się za zmianę pościeli pakując ją do dużych worków na śmieci, które składowała w komodzie wraz z innymi środkami czystości. potrzebnymi do normalnego funkcjonowania i bawienia się w dom. Zapakowała wszystko, udało jej się nawet samodzielnie zdjąć pokrowiec z materaca i podkład zabezpieczający przed takimi “wypadkami”. Zmieniła pościel, w międzyczasie zsuwając ze sobą oba łóżka. Niestety, ale będzie musiała wystarczyć im kołdra Jennifer. Jay ostatnimi czasy zużył cały ich zapas koców i kołder. Wpisała kupno nowych na swoją listę rzeczy do zrobienia, którą tworzyła w głowie. Zwinność i doświadczenie w sprzątaniu pozwoliło jej nawet wygospodarować trochę czasu na zmianę fartuszka, względne otarcie rąk i przedramion szmatką. Związała włosy w wysoki kucyk uprzednio sprawdzając czy nie przegapiła żadnej plamy krwii. Zamierzała puścić ten epizod w niepamięć i dostosować ich pokój do poprzedniego wyglądu, aby Jay czym prędzej zapomniał o tym co się wydarzyło. Musiała sama również zająć czymś myśli.
Usiadła na swoim łóżku krzyżując nogi w kostkach i opierajac się na dłoniach. Czekała zastygła w bezruchu z hardą miną, jakby głęboko się nad czymś zastanawiała. Kiedy usłyszała jak skrzypnęły drzwi od łazienki poderwała się na równe nogi, jakby zostałą przyłapana na podjadaniu jedzenia na święta. Przybrała swój naturalny wyraz twarzy i rozlużniła mięśnie przez co jej spięte ramiona opadły znacznie.
- Ach to ten przystojny szatyn z wczoraj, chciał podziękować za gorącą noc. - machnęła niedbale dłonią ocierając z twarzy krople wody, które spadły na nią jak wiosenny deszcz. Uśmiechnęła się promiennie składając dłonie jak do modlitwy.
- Był wspaniały. - zatrzepotała rzęsami i wyminęła go spokojnie idąc w stronę drzwi. Oczywiście, że nie było żadnego kochanka. Nigdy nie zwracała jakiejś szczególnej uwagi na chłopców i nie czuła się z tego powodu jakoś specjalnie samotna. Większośc dziewcząt w jej wieku i tych czasach rozglądała się już za partnerem na resztę życia lub chwilowy, przelotny romans. Ona zaś miała chyba wszystko czego potrzebuje do pełni szczęścia. Może po za normalną rodziną, ale skrzętnie ukrywała ten fakt nawet przed samą sobą. Kiedy nie dasz dziecku czekolady, nigdy nie zatęskni za jej smakiemi, prawda?
Na pytanie czy wszystko w porządku spięła się na moment i zatrzymała w półkroku. Nie chciała o tym rozmawiać, co można było wyczytać z wyrazu jej twarzy.
- Dzwonił tata, kazał cię pozdrowić i pytał co u nas. - skłamała, powiedziała prawdę? Ucięła temat niedbałym wzruszeniem ramion i wyszła z pomieszczenia przytrzymując mu drzwi.

z/t tutaj

Ostatnio zmieniony przez Jennifer Nonemaker dnia Sro Maj 17, 2023 8:43 pm, w całości zmieniany 1 raz
Jennifer Nonemaker
Wiek : 19
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Hushed Motel
Zawód : Pracownik motelu
Jay Nonemaker
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t802-jay-nonemaker#5761
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t814-jay-nonemaker#5938
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t816-poczta-jay-nonemaker#5956
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f150-pokoj-nr-7-w-hushed-motel
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t802-jay-nonemaker#5761
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t814-jay-nonemaker#5938
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t816-poczta-jay-nonemaker#5956
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f150-pokoj-nr-7-w-hushed-motel
Puścił mimo uszu kąśliwą odpowiedź siostry odnośnie kochanka. Chociaż pewien był, że dziewczyna żartuje, gdzieś w tym ciemnym zakątku jego umysłu tliła się iskra niepewności. Gdy tylko myśl ta przekroczyła próg jego umysłu, w jego wnętrzu wybuchł wir gorąca. Czuł, jak jego ciało nagle staje się palące, a krew w żyłach pulsuje coraz szybciej. Oczy przechodzą w stan gotowości, gotowe do wężej zmiany kształtu, gdyby tylko na moment utracił kontrolę.
Próbował zepchnąć te myśli na bok, nie dopuścić ich do siebie, ale jak ognisty język, wydostawały się nieubłaganie z głębi jego umysłu. To nieznośne uczucie, jakby gorący oddech piekł mu skórę, a każdy nerw był napięty jak struna gotowa do pęknięcia. Jay nie mógł znieść tej wewnętrznej walki, która druzgotała go wewnętrznie.  
Walczył ze sobą, starając się utrzymać kontrolę nad swoimi emocjami. Wiedział, że te uczucia nie powinny mieć miejsca, że to niemożliwe i nieodpowiednie. Wziął głęboki wdech i przełknął twardo ślinę, próbując powstrzymać gniew, który wrzał w nim na myśl o nieistniejącym kochanku siostry. Jego ręce drżały lekko, ale wiedział, że musi utrzymać kontrolę nad sobą. Zamiast dać upust wściekłości, śmiech wydobył się z jego ust - gorzki, pełen ironii.
To było jak wyraz buntu wobec tych zakazanych myśli, które kiełkowały w jego umyśle. Śmiech był jak bariera, która miała go ochronić przed niebezpiecznym wybuchem, przed mrocznymi wizjami, w których zemsta malowała swoje ohydne oblicze.
Odpychał te wizje, starał się nie dać im władzy nad sobą. Mimo iż wyobrażał sobie, jak morduje kochanka siostry, jak ciska w niego ciosami pełnymi nienawiści, były to tylko fantazje, które nie miały prawa wyjść poza granice jego umysłu. Jay wiedział, że musi powstrzymać się, że nie może pozwolić, aby siostra współdzieliła z nim te emocje.

Wzrok wbił w podłogę, sięgając po swoje jedynie zimowe buty, które były już przetarte i wyświechtane, ale wciąż stanowiły jedyną ochronę przed zimnem i śniegiem. Założył je, czując ich zimny dotyk na swoich stopach. Następnie złapał z wieszaka kurtkę, która już dawno przestała być odpowiednio ciepła. Była za mała, zbyt cienka, ale Jay nie miał innego wyboru. Zawinął się w nią, starając się jak najbardziej chronić przed mrozem czekającym go na zewnątrz, chociaż wiedział, że to nie wystarczy. Z rękawa wyjął szalik, prezent od Jen. Było to dzieło jej rąk, pełne miłości i staranności. Wzorzysty i ciepły. Jay owinął go wokół swojej szyi, czując ciepło i miękkość materiału, które przywoływały na myśl poczucie bezpieczeństwa, które mu zapewniała.

- Tata? – powtórzył zdziwiony, próbując by ton jego głosu był tak opanowany jak Jen, gdy to mówiła.
Po raz kolejny tego wieczoru, a w zasadzie to już ranka, Jay czuł jak coś w nim wrzało, jakby nie mógł powstrzymać wściekłości, która w nim kipiała. Oczyma wyobraźni patrzył na drzwi domu rodzinnego, które stały przed nim zamknięte, ale w jego umyśle drzwi te były już otwarte i toksyczny zapach alkoholu wylewał się na zewnątrz, obejmując go swym uściskiem.
Czuł się tak bardzo sam, a jednocześnie zdominowany przez te toksyczne relacje z rodziną. Właśnie dlatego uciekł stąd tak szybko, jak tylko mógł. Wiedział, że musi się odsunąć od tego miejsca, aby zacząć żyć swoim życiem i uniknąć ciągłego gnębienia, ale to wciąż pozostawiło go z odczuciem niesmaku, a czasem nawet mdłości. Przede wszystkim wiedział, że musi uratować przed tym wszystkim Jen. Przed całym złem tego świata, przed jadem którym ociekała ta toksyczna rodzina i ich dom.
Jay wyprostował się, uśmiechnął do siebie lekko gorzko i zdecydował, że nie pozwoli, aby te toksyczne emocje go zdominowały. Nie tym razem. Nie da się znowu zamknąć w tej klatce rozpaczy.  
- I zadzwonił by spytać „co u nas” o trzeciej rano? – spytał już spokojnie, chwilę później, wykonując w powietrzu znak cudzysłowu. Jay nie miał podstaw, aby podważać słowa Jen. Jej twarz, przepełniona zaniepokojeniem i lekkim smutkiem, świadczyła o szczerości jej słów. Kiedy powiedziała, że telefonował tata, Jay wiedział, że tak musiało być.
Czy alkohol już do reszty przeżarł mu mózg? – myślami błądził, zastanawiając się, co stanie się, jeśli znowu go spotka. Czy uda mu się zachować spokój i kontrolę nad swoimi emocjami, czy też poniesie go fala gniewu i złości?


zt -> droga do miasta
Jay Nonemaker
Wiek : 19
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Hushed Motel
Zawód : pracownik motelu