Witaj,
Jay Nonemaker
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t802-jay-nonemaker#5761
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t814-jay-nonemaker#5938
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t816-poczta-jay-nonemaker#5956
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f150-pokoj-nr-7-w-hushed-motel
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t802-jay-nonemaker#5761
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t814-jay-nonemaker#5938
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t816-poczta-jay-nonemaker#5956
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f150-pokoj-nr-7-w-hushed-motel
Jay NONEMAKERft.Lucky Blue Smith

nazwisko matki FAUST
data urodzenia 28.02.1966
miejsce zamieszkania HUSHED MOTEL, OKOLICE HELLRIDGE
zawód PRACOWNIK MOTELU
status majątkowyUBOGI
stan cywilny KAWALER
wzrost 182 cm
waga 60 kg
kolor oczu niebieskie
kolor włosów BLOND
odmienność ZWIERZĘCOPODOBNOŚĆ - WĄŻ
umiejętność N/D
stan zdrowia SYNDROM DIOSKURÓW, NERWICA KRWIONOŚNA, magiczne konwulsje mięśniowe, choroba lokomocyjna
znaki szczególne znamię w kształcie węża na prawej kostce, liczne blizny po biczowaniu na tułowiu, plecach i udach  

magia natury: 0 (I)
magia iluzji: 4 (I)
magia powstania: 0 (I)
magia odpychania: 0 (I)
magia anatomiczna: 0 (I)
magia wariacyjna: 0 (I)
siła woli: 15 (II)
zatrucie magiczne: 1

sprawność: 13 (11+2)
Walka wręcz: II (6)
Szybkość: II (6)
Gibkość: I (1)
charyzma: 1
Kłamstwo: I (1)
wiedza: 1
Zarządzanie i ekonomia: I (1)
Język angielski: III (-)
talenty: 7
Wróżbiarstwo: I (1)
Zręczność dłoni: II (6)
reszta: 11 PSm


elementary school Stonewall w Sonk Road
high school Whitewater Technical School w Sonk Road
edukacja wyższa N/D
moje największe marzenie to zapewnić bezpieczne, szczęśliwe i dostatnie życie siostrze
najbardziej boję się krzywdy lub utraty Jen
w wolnym czasie lubię wszczynać bójki bez powodu, uprawiać sport
mój znak zodiaku to Ryby

Księżyc w pełni wisiał nad krajobrazem, rzucając na wszystko swoje jasne światło. Odcień żółci, który widoczny był wcześniej, ustąpił miejsca bieli, dzięki czemu cała okolica wydawała się jeszcze bardziej magiczna. Z daleka dochodziły odgłosy cykad i świerszczy, co tylko potęgowało spokojną atmosferę wieczoru. Powietrze było ciepłe, jednak wyczuwało się już nadejście chłodniejszych dni. Zbliżająca się jesień dawała o sobie znać delikatnym powiewem wiatru, który muskał liście drzew. Amelia stała tam, czekając niecierpliwie na nadejście nowego okresu. Lato nie było jej ulubionym sezonem. W zasadzie to nie przepadała za żadną z pór roku. Tak samo jak nie lubiła swojego zakłamanego życia. Stojąc na krawędzi klifu technicznie rzecz biorąc było jej już wszystko jedno, jaka jest pogoda. Zamierzała już nigdy więcej się tym nie przejmować. Jeżeli nie dane jej było umartwiać się nad tym z ukochanym mężczyzną, wolała odebrać sobie życie, aniżeli trwać w kłamstwie i zgodzić się na zaaranżowane małżeństwo z nic nie znaczącą dla niej osobą.
Amelia patrzyła w dal, pochłonięta myślami. Jej serce było zranione i pełne bólu. Miała wrażenie, że jej życie przypomina obraz oświetlonej przez księżyc w pełni okolicy - na pierwszy rzut oka piękny i magiczny, ale gdy spojrzy się uważniej, można dostrzec mroczne zakamarki i skrywane cierpienie.
Zbliżająca się jesień była dla Amelii jak symboliczny zwiastun nadejścia końca. Była gotowa odejść i pozostawić za sobą wszystko, co ją raniło. Pragnęła odnaleźć spokój i szczęście, które zawsze jej umykało. Zastanawiała się, jaką przyszłość przyniesie jej samobójstwo. Czy odnajdzie to, czego tak bardzo pragnęła? W głębi serca czuła, że to jedyna szansa na wolność i spokój. Była gotowa na wszystko, byle tylko uwolnić się od bólu, który ją nękał.
Zdawało się, że wszystko jest już stracone i nie ma już dla niej ratunku, gdy nagle usłyszała znajomy głos. Mimowolnie zwróciła się w stronę, z której dobiegał dźwięk. Na skraju lasu ujrzała Adriena, ukochanego, którego jej rodzina miała nigdy nie zaakceptować. Stał tam, patrząc na nią z miłością i troską w oczach, gotów zrobić wszystko, by ją uratować.
Kobieta poczuła łzy napływające do oczu. Miłość, która niespodziewanie zjawiła się w jej życiu, teraz miała uratować ją przed tym tragicznym końcem. Mężczyzna powoli, unikając gwałtownych ruchów, podszedł do niej. Wziął ją za rękę i przyciągnął do siebie. Ich spojrzenia się spotkały i w tym momencie Amelia poczuła, jak wszystkie jej wątpliwości i obawy znikają, zastępując je spokojem i miłością.
Nie trzeba było już słów, by zrozumieć, co czują do siebie nawzajem. Stał tam, trzymając ją w ramionach, a ona czuła się bezpiecznie, jak nigdy dotąd. Amelia wiedziała, że jej rodzina nigdy nie zaaprobuje ich związku, ale nie przeszkadzało jej to. Właśnie teraz miała obok siebie swojego ukochanego i to wystarczało.
Amelia uśmiechała się, czując się szczęśliwa. Była gotowa na to, by żyć swoim życiem, z ukochanym u boku, bez względu na to, co myślała o tym jej rodzina.

~***~

Amelia była piękna i uroczą dziewczyną, której wdzięk i uśmiech sprawiały, że z miejsca przyciągała uwagę innych ludzi. Jej długie, złociste włosy wprost mieniły się na słońcu, a szafirowe oczy emanowały tajemniczą mocą. Choć zwykle spokojna i opanowana, potrafiła być niezwykle żywiołowa, kiedy czuła, że trzeba bronić swojego zdania lub swojego ukochanego.
Była ceniona przez swoją rodzinę i sąsiadów, którzy podziwiali jej pracowitość, uczciwość i dobre serce. Zawsze służyła pomocą potrzebującym, nie wahając się nawet przez chwilę, aby poświęcić swój czas i energię dla dobra innych. Wszyscy uważali ją za wzór do naśladowania i podziwiali za jej cnotliwe zachowanie.
Jej życie zmieniło się nieodwracalnie, kiedy dokonała wyboru między byciem idealną panią domu, marionetki poruszającej się tylko dzięki woli swojego męża, a miłością, która przyniosłaby jej szczęście. Amelia wybrała ukochanego i zostawiła swój rodziny dom oraz nazwisko, z którego zawsze była dumna. Odsunęła się od swojej rodziny i społeczności, której była częścią. Była gotowa na poświęcenie swojego życia dla osoby, którą kochała, a nawet gotowa była walczyć z całym światem, jeśli tylko miałaby go przy sobie. Tak jej się wtedy wydawało…
Amelia musiała zmierzyć się z ostracyzmem i niesprawiedliwością, jakiej doświadczała ze strony otoczenia. Jej życie nabrało trudnego obrotu, gdyż była zmuszona zmagać się nie tylko z ciążą, ale także z trudnymi emocjami, którymi kierowali się jej rodzice i najbliżsi. Teraz, gdy sama miała stać się matką, musiała zmagać się z samotnością, odrzuceniem i bólem, które nie przestawały jej towarzyszyć.
Niestety, niespodziewana ciąża była dla Amelii trudna i ciężko znosiła nową sytuację życiową. W końcu większość dnia spędzała w łóżku, ubolewając nad swym losem. Od samego początku doświadczała częstych mdłości, bólu głowy i osłabienia, co wpędzało ją w coraz większą depresję. Nawet miłość Adriena nie mogła ukoić jej złego samopoczucia fizycznego i psychicznego.
Mężczyzna kochał swoją żonę nad życie i czuł się bezradny wobec tej sytuacji. Zaczęło mu brakować sił i pomysłów, a jedynym sposobem na ucieczkę stał się dla niego alkohol. Co raz częściej sięgał po kieliszek, aby zapomnieć o nawarstwiających się problemach, dostrzegając ich zaledwie czubek góry lodowej.

~***~

Dawniej Adrien nie miał w zwyczaju uciekać przed problemami, ale sytuacja z Amelią sprawiała, że czuł się bezradny. Chciał zrobić wszystko, co w jego mocy, aby pomóc żonie w trudnym czasie. Mężczyzna był przekonany, że tylko ciotka Violetta, znana z niezwykłych darów wróżenia, będzie w stanie pomóc jego zmartwionej żonie. Violetta była osobą wyjątkową - nie tylko posiadała niezwykłe umiejętności, ale również wyglądała jak postać z innej epoki. Jej długie, srebrne włosy zawsze były splecione w misterny warkocz, a na nosie nosiła okulary z grubymi szkłami.
Gdy Adrien i Amelia weszli do ciemnego, zadymionego pokoju, w którym Violetta przepowiadała, poczuli przeszywające dreszcze. Na stole w samym środku pokoju stał kryształowy kielich z błyszczącą, zielonkawą cieczą.
- Proszę usiąść. - powiedziała ciotka Adriena, wskazując na dwa skórzane fotele ustawione przed nią. - Co was tutaj sprowadza?
Adrien krótko opowiedział o sytuacji, w jakiej znaleźli się on i jego żona. Amelia siedziała obok niego, trzymając rękę męża, a jej oczy pełne były łez. Violetta przysłuchiwała się z uwagą, a na jej twarzy pojawił się smutek.
- Więc chcecie poznać swoją przyszłość? - zapytała po chwili milczenia.  –Macie świadomość, że nie wszystko, co usłyszycie, będzie po waszej myśli?
Adrien potaknął głową, a Amelia przecierając bawełnianą chusteczką oczy, wydusiła z siebie zachrypłe i niepewne – Tak…
Violetta wzięła do ręki jej dłoń i wpatrywała się w nią intensywnie. Jej oczy miały dziwnie błyskotliwy połysk. W powietrzu unosił się zapach kadzideł, a wokół zaczynała tworzyć się jakaś aura tajemniczości.
- Wasz syn będzie zwierzęcym odmieńcem. Będzie żył w samotności, a jego myśli będą inne niż myśli zwykłych ludzi. Ludzie będą się go bać, a was jako jego rodziców, będą traktować jak wybryk natury. - powiedziała nagle, przerywając ciszę – Ale nie martwcie się, to nie oznacza, że będzie zły. Będzie po prostu inny niż inni. Inaczej myśli, inaczej działa. To może przynieść mu nie tylko ból, ale i wiele radości.
Amelia wydała z siebie stłumiony jęk, a Adrien poczuł, jak serce zaczyna mu szybciej bić.
- A wasza córka… - kontynuowała Violetta – Będzie mieć w sobie niezwykłą moc…  Moc naprawienia tego, co zniszczył syn. To ona będzie waszą nadzieją na odkupienie.
Amelia czuła, jak jej serce bije szybko niczym galopujący koń, gdy myślała o tym, co usłyszała od wróżbitki. Jej syn, zwierzęcopodobny? To nie mogło być prawdą. Nie chciała słyszeć o żadnych odmieńcach ani dziwakach. Jej dzieci musiały być doskonałe, tak jak ona sama. W końcu, czyż nie była doskonałą żoną dla Adriena i doskonałą córką dla swoich rodziców? Miała nadzieję, że jej dzieci odziedziczą po niej doskonałość.

~***~

Amelia leżała na łóżku, zaciśniętymi zębami trzymając się poręczy łóżka. Pot okrył jej czoło, a mięśnie ciała drżały z bólu. Obok niej stała akuszerka, ostrożnie prowadząc proces porodu, jej dłonie delikatnie masowały brzuch matki, aby pomóc dziecku przyjść na świat.
Adrien czekał na zewnątrz, słysząc jedynie skrzypienie łóżka i przeraźliwe krzyki jego żony. Serce biło mu jak młot pneumatyczny, a krew w żyłach krążyła z coraz większą szybkością. Nie mógł sobie pozwolić na to, żeby pokazać żonie swoje zdenerwowanie. Musiał pozostać silny i trzymać się razem z nią, mimo iż nerwowo wydreptywał kolejne ślady na korytarzu.
Nagle usłyszał cichy, ale zdecydowany krzyk Amelii, a jego serce stanęło. Czuł się jakby ktoś uderzył go w brzuch. Przybiegł do drzwi, ale zanim zdążył wbić się do środka, usłyszał kolejny krzyk. Zdenerwowana Amelia zacisnęła zęby i pięści, starając się skupić na oddychaniu. A Adrien zaczął się modlić do najdalszych odmętów piekieł, licząc na to by wszystko poszło dobrze.
Najpierw urodził się Jay - dziecko o delikatnej skórze i małych rączkach. Chłopiec urodził się w ciszy, nie wydając z siebie najcichszego dźwięku. Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że nawet przez moment Amelia nie poczuła, gdzieś głęboko w sercu, ulgi, licząc na ucieczkę od przeklętej wróżby. Gdy jednak dziecko cicho zapłakało, kobietę dopadły wewnętrzne wyrzuty sumienia. I chociaż nie była tego świadoma, to był początek jej nienawiści do syna. Nie minęło dużo czasu nim na jej zmęczonej twarzy pojawił się kolejny grymas bólu. Jej ciało przeszył bolesny skurcz, zwiastujący przyjście na świat kolejnego dziecka. To była Jen. Mała dziewczynka urodziła się z uśmiechem na twarzy, prawie jakby wiedziała, że świat jest dla niej piękny i pełen możliwości.

~***~

Choć na zewnątrz Amelia próbowała zachować pozory silnej i szczęśliwej matki, w jej sercu tliło się niepokojące pragnienie. Pragnienie, by jej syn był taki jak każde inne dziecko, by nie przysparzał problemów i nie rzucał się w oczy swoim zachowaniem. Pragnienie, by jej córka była wystarczająco doskonała, by spełniła jej marzenia o powrocie do szanowanej społeczności Hellridge.
Jednak każdego dnia Amelia budziła się z myślą o Jay'u i jego nieprzewidywalnym zachowaniu. Chłopiec był niepokojąco cichy, z jego twarzy nigdy nie znikał delikatny uśmiech, który przyprawiał matkę o mdłości, czasem jednak wybuchał nagłymi atakami agresji, podczas których niszczył meble i przedmioty w domu.
Kobieta nie chciała przyznać przed sobą, że czuje ulgę, kiedy słyszy, że Jennifer jest grzeczna, chłonie wszelkie nauki jak gąbka i jest niemal idealna we wszystkim, co robi. Była przecież matką, kochała obydwoje swoich dzieci równie mocno i chciała dla nich jak najlepiej… Ale czasami zdarzało się, że nie mogła oprzeć się myślom, że gdyby Jay nie istniał, jej życie byłoby łatwiejsze…
Przy każdym problemie, który zdarzył się z jej synem, Amelia czuła, jakby cały świat patrzył na nią z wyższością i osądzał ją za to, że nie radzi sobie z Jay'em. Jennifer była taka łatwa w wychowaniu, tak piękna i dobrze wychowana, a Jay... Jay sprawiał, że Amelia czuła się niewystarczająca.
Często karała swojego syna za wszystko, co robił, za najdrobniejsze błędy, a nawet za rzeczy, za które nie był odpowiedzialny. Karciła go przy każdej okazji, nie przebierając w słowach i gestach, a każda kara i każde nieuzasadnione upomnienie sprawiały, że Jay czuł się coraz bardziej wyobcowany i niezrozumiany.
Chłopiec od zawsze różnił się od siostry. Nie tylko z powodu swojego nieprzewidywalnego zachowania, ale także dlatego, że u niego moc magiczna objawiła się znacznie później. Nie wykazywał żadnych magicznych oznak, aż do pewnego dnia, gdy podczas jednego z agresywnych napadów matki. Kilkuletni chłopiec nieumyślnie skorzystał z siły swojej woli, aby zatrzymać ją przed dalszym krzywdzeniem go i niszczeniem przedmiotów. Zrobił to nieświadomie i instynktownie. Jego matka zamarła w miejscu, a on sam poczuł dziwną, nową moc przepływającą przez jego ciało. I chociaż efekt był niesamowity, przyniósł mu tylko podwójne manto ze strony rodzicielki.

~***~

W tym wszystkim Jen była jak światełko na końcu tunelu, jak promień słońca w pochmurny dzień, jak wisienka na gównianym torcie, który zaserwował mu ten podły świat.
Kiedy Jay był karcony przez matkę za błędy całego świata, Jen cierpiała razem z nim, odczuwając jego ból i cierpienie. To, co zwykłoby być jedynie sprawą jednego z bliźniaków, stawało się również problemem dla drugiego, co skłaniało chłopaka do skruchy i poczucia winy. Pokornie przyjmował baty i przez zaciśnięte zęby przepraszał, byleby tylko matka odłożyła swe ukochane narzędzie tortur i w końcu zamknęła go w tej przeklętej komórce pod schodami, licząc na rychłą normalizację przeklętego odmieńca.
Choroba, na którą cierpi rodzeństwo, sprawia, że łączy ich bardzo silna emocjonalna więź, przez co odczuwają nawzajem to, co dzieje się z drugim bliźniakiem. To powodowało, że Jay nie tylko cierpiał z powodu kary matki, ale również dlatego, że wiedział, iż jego siostra również musi przeżywać trudności z jego powodu. Wiedział, że to on był przyczyną jej bólu, a nie mógł zrobić nic, by temu zapobiec. Czuł, że zawodzi swoją siostrę i że to jego winy są powodem, dla którego ona musi odczuwać jego ból. To wszystko tylko pogłębiało jego poczucie winy.
Matka, skupiona na krzywdzeniu syna, nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo rani przy tym swoją idealną córkę. A może wiedziała, lecz w niczym jej to nie przeszkadzało…
Z kolei Adrien zaniepokojony zachowaniem żony wobec dzieci, nie zgadzał się z jej postępowaniem. Nie mógł patrzeć, jak jego małżonka ciągle krzywdzi syna, dlatego próbował jak najlepiej zająć się chłopcem, kiedy tylko miał na to czas. Starał się znaleźć dla niego inne zajęcia, które pomogłyby mu wykorzystać swoją nadpobudliwą energię i agresję w pozytywny sposób. Postanowił nauczyć go sztuki walki, aby pomóc mu kontrolować swoje emocje i zbudować siłę wewnętrzną. Z czasem znalazł też dla niego nauczyciela, który nauczył chłopca solidnych podstaw. Dzięki temu zaczął czuć się pewniej, znalazł sposób by chociaż trochę kontrolować swoją agresję i mimo iż potrafił się bronić, nigdy nie podniósł ręki na matkę, w odwecie na jej zachowanie.
Mimo wszystko przy kolacji, szklanka ojca zawsze wypełniona była trunkiem, od którego w całym pomieszczeniu unosiła się nieprzyjemna woń. Im więcej wypił, tym bardziej przymykał oko na niestabilność małżonki. Wielogodzinne rozmowy, które niegdyś prowadzili, dziś były już tylko krótką wymianą zdań i obojętnych spojrzeń.
W czasie, gdy rodzicielka zajęta była kształceniem Jen, chłopak gdy tylko skończył domowe obowiązki, spędzał czas z ciotką. Violetta, częściowo targana poczuciem winy za sposób, w jaki traktowany jest pierworodny przez Amelię, zainteresowała go wróżbiarstwem i iluzją. Chciała pomóc mu zająć czas i zainteresować go czymś, co może pomóc mu zrozumieć świat. Jay niejednokrotnie pożyczał od niej stare książki, w skórzanych oprawach, ucząc się kolejnych czarów. Od teraz magia iluzji była jedyną obroną w starciu z matką.

~***~

Jay od małego był twardy, a „miłość” matki sprawiła, że stał się znacznie odporniejszy na ból, bardziej niż niejeden dorosły. Nigdy nie narzekał na swoje problemy, zawsze starał się udawać, że wszystko jest w porządku, nawet gdy było zupełnie inaczej.
Siostra była jedyną osobą, przed którą otwierał się całkowicie. Razem z nią mógł mówić o swoich strachach i słabościach, razem cieszyli się z każdego udanego czaru. Dlatego też, gdy bliźnięta zaczęły cierpieć na magiczne skurcze mięśniowe, Jay mimo, iż niemożliwy do opisania, ból przeszywał i jego ciało, był dla Jen nie tylko bratem, ale też opiekunem i przyjacielem.
Właśnie wtedy dziewczyna zaczęła krzyczeć z bólu, a jej ciało zaczęło drżeć. Jej twarz zbladła, a potem pokryła się zimnym potem. Cierpienie silniejsze niż kiedykolwiek przedtem rozlało się po całym ciele Jay’a. Patrząc z przerażeniem na siostrę, poczuł dziwny, znajomy już metaliczny posmak. Nagle jego usta pokryły się czerwoną mazią, a z ich kącików zaczęła wyciekać krew. Był oszołomiony, przerażony i nie wiedział, co robić. Nie martwił się o siebie, utrata krwi w jego przypadku nie była niczym niezwykłym, wtedy nawet nie spodziewał się, że może to być objaw kolejnej choroby, które kolejno przyczepiły się do ich rodziny jak gówno do podeszwy. Jedyne, co chciał w tej chwili zrobić, to pomóc Jen…  Chciał przynieść wody, podać leki, uczynić cokolwiek, co złagodziło by jej konwulsje… Jedyne, co mógł zrobić to osunąć się nieprzytomnie na podłogę, a po przebudzeniu zebrać manto od rodzicielki za zabrudzenie krwią podłogi…

~***~

Czy to w miejscowej szkole, czy to w szkółce kościelnej, Jen i Jay musieli stale stawiać czoła chorym wymaganiom matki. Jen była pilną uczennicą, która zawsze dostawała dobre stopnie, a nauczyciele lubili ją za jej pracowitość i zdolności. Jay natomiast miał trochę trudniej, często był otumaniany przez matkę lekami lub silnymi ziołami, które tylko go otępiały i sprawiały, że nie czuł już nic. A wszystko po to, aby przypadkiem nie dostał „ataku” w szkole. Dlatego często wydawał się wycofany i małomówny, a na jego bladej twarzy malował się delikatny uśmiech i nieobecne spojrzenie.
Musieli udawać, że nie mają problemów, że wszystko w porządku, że są szczęśliwi i spełnieni, że ich świat to kraina mlekiem i miodem płynąca. Byli skazani na stworzenie pozorów idealnych, ułożonych dzieci, którymi Amelia tak bardzo chciała się szczycić. I chociaż takimi chciała ich widzieć matka, w rzeczywistości byli wyrzutkami. Przeważnie trzymali się na uboczu, chcąc chociaż w szkole unikać kłopotów. W wolnym czasie Jen zatapiała się w lekturze, często uspokajającym tonem czytając bratu, który spędzał przerwy siedząc tuż obok niej lub drzemiąc na jej kolanach. Kolejnym idealnym sposobem na przetrwanie tej krótkiej chwili między lekcjami było angażowanie się w bójki. Nie, żeby sam je prowokował, ale zawsze znajdował się w pobliżu, kiedy coś się działo.  A dodając do tego problemy z kontrolą gniewu… Przeważnie wystarczyło nieodpowiednie spojrzenie na niego lub jego siostrę, a już tracił panowanie nad sobą i uderzał pięścią w ścianę lub czyjąś twarz. Często był to impuls, który wypływał z jego ciała bez jego zgody. W tych krótkich momentach, owładnięty wewnętrznym demonem, tracił z oczu to, o co walczyć powinien. Spotęgowana adrenaliną gonitwa myśli przesłaniała niczym kurtyną stojącą obok, w ciszy cierpiącą Jennifer, która przy każdym jego ciosie, powstrzymywała się przed ujawnieniem na swej twarzy bolesnego grymasu.

~***~

Jay od dawna odczuwał, że coś z nim nie tak. Pewnego dnia, gdzieś w okolicy dziesiątych urodzin, częściowo zrozumiał nienawiść rodzicielki względem jego osoby… Chcąc uniknąć jej spojrzenia, czym prędzej skrył się w najdalszym zakamarku domu. Ciało chłopca zaczynało się zmieniać.
Skóra nie była już tak gładka i delikatna jak kiedyś. Przypominała skórę węża - szorstka, chropowata i jednocześnie niesamowicie elastyczna. Barwą stawała się coraz ciemniejsza, a w miejscach, gdzie kiedyś widniały blizny, pojawiały się nagle łuski, które stawały się coraz grubsze i twardsze, jakby miały ochraniać go przed światem zewnętrznym.
Początkowo były one ledwie zauważalne, ale z czasem zaczynały przypominać wyraźnie skórę gadów, pokrywając już całą powierzchnię ciała. Wzdłuż pleców i ramion biegły czarne pasy, a na nogach pojawiły się ciemne plamy, które z czasem zlewały się w jedną całość.
W porównaniu do ludzkiej skóry, wężowa jest o wiele bardziej wrażliwa i może wykrywać nawet minimalne zmiany temperatury. Gdy Jay skupi swoją uwagę na określonym miejscu, jego oczy stają się intensywniejsze, a ciało nabiera specyficznego napięcia, co pozwala mu precyzyjnie określić położenie źródła ciepła.
Jego kości i stawy stały się niesamowicie elastyczne. Mogłaby to być przerażająca zmiana, ale Jay poczuł się silniejszy i bardziej zwinny niż kiedykolwiek wcześniej. Teraz mógł bezszelestnie przemieszczać się po pomieszczeniach, omijając meble i przeszkody bez żadnego trudu. Jego ruchy były płynne i eleganckie, jakby ta postać była dla niego naturalna.
Najbardziej przerażające były jego oczy. Od teraz gdy wpadał w gniew, jego źrenice zwężały się, stając się niewielkimi, wężowymi szczelinami, gotowymi do ataku. Patrząc w te oczy, czułeś, jakby całe twoje ciało było przesiąknięte grozą, a na plecach pojawiały się ciarki. Mimo iż początkowo były to tylko subtelne zmiany, takie jak zmiana koloru tęczówki na złocistą, z czasem zaczynały przypominać wężowe pionowe źrenice z otoczką złotego koloru. Kiedy patrzył na kogoś intensywnie, jego oczy miały zdolność hipnotyzowania. Jay czuł, że jego wzrok staje się ostrzejszy i bardziej skupiony.  
Narząd wzroku węża jest niezwykle skomplikowany, zawierający wiele różnych receptorów, pozwalających na odbieranie różnych rodzajów informacji o środowisku. Jednym z nich są receptory ciepła, umożliwiające wężopodobnemu wykrywanie ciepła emanującego z innych organizmów. Ponadto jego zmysł widzenia zostaje zmodyfikowany, by umożliwić mu widzenie w szerokim zakresie spektralnym.
Gdy otworzył usta, wyciągając język, mógł zebrać informacje o zapachu i smaku otaczającego go świata, co pozwalało mu na precyzyjne określenie kierunku i odległości do potencjalnych źródeł pożywienia lub zagrożeń. Nie tylko węch, ale i słuch uległ wyostrzeniu, umożliwiając chłopakowi na doskonałą orientację w terenie nawet w warunkach ograniczonej widoczności.
Spędził miesiąc w ciemnej piwnicy, o samej wodzie i niewielkiej ilości suchego prowiantu, kiedy jedyną rozrywką dla przywiązanego do grzejnika chłopca, były wizyty matki z pasem, stalową linką lub innym przywracającym do porządku narzędziem. Dni te po dziś dzień odbijają się echem w jego umyśle, w postaci nocnych koszmarów, z których budzi się z krzykiem, krztusząc się własną krwią.
Takie przemiany zdarzały się Jayowi coraz częściej, zwłaszcza gdy doświadczał silnych emocji, takich jak gniew czy frustracja. Wtedy jego wewnętrzne demony przejmowały kontrolę, a on sam stawał się niebezpiecznym zwierzęciem, gotowym do walki i zadawania cierpienia.
Bolesnym „naprawom” matki zawdzięcza jednak jedną rzecz – siłę woli. Dzięki jej staraniom, zamierzonym bądź nie, jest w stanie chociaż częściowo kontrolować przemiany.

~***~

Matka, dla której obrazek idealnej rodziny był najważniejszy, dbała o to, żeby jej dzieci wyglądały jak najlepiej w oczach społeczeństwa. Nawet jeśli cierpiały, nawet gdy do utrzymania pozycji stojącej trzeba je było nafaszerować silnymi ziołami, musiały pokazywać się na zewnątrz w najlepszym świetle. Dlatego też nie było mowy o opuszczeniu jakiegokolwiek święta czy spotkania społeczno-magicznego, bo to mogłoby zepsuć pozory i zburzyć jej plan idealnego życia.
Nawet w te dni, kiedy dla bliźniaków zwykłe wstanie z łóżka wiązało się z tysiąckrotnym wbijaniem noża tnącego skórę, wbijającego się w mięśnie i kruszącego kości, matka nie pozwalała im się wykręcać. Siłą wciskała bliźniaki w odświętne ubrania, by ze sztucznym uśmiechem na ustach, zaciągnąć ich do miasteczka. Wszystko po to, by w kościele i w oczach innych ludzi wyglądali dobrze.
Dla Amelii nie miało znaczenia, czego w tamtym momencie potrzebowały jej dzieci. Ważne było tylko to, żeby nie zepsuć obrazu idealnej rodziny i aby w oczach społeczeństwa była matką doskonałą, której dzieci są piękne i zdrowe. Wszelkie cierpienie i ból, którymi były obarczone, nie miało znaczenia, wobec tego, co inni myślą o niej i jej rodzinie. Mimo iż społeczność znała prawdę o jej pochodzeniu, o panieńskim nazwisku, które tak szanowała i ochoczo podkreślała, a które w jej przypadku mówiło tylko o zdradzie i oszustwie.
Amelia była mistrzynią pozorów. Swymi opowieściami sprawiła, iż ludzie podziwiali ją za piękny dom, wspaniałą rodzinę i kochającego męża. Nikt nie podejrzewał, że za zamkniętymi drzwiami panowała tak surowa atmosfera. Kobieta zawsze uśmiechała się opowiadając o swoim szczęściu i nikt nie podejrzewał, że za tą fasadą kryje się taki ból i cierpienie niewinnych dzieci.

~***~

O tym, że Jen i Jay’a od dzieciństwa łączyła szczególna relacja jest już powszechnie wiadome. Z wyjątkiem siostry chłopak miał w swoim życiu jeszcze jednego towarzysza.
W pewien letni poranek chłopak usłyszał szelest w krzakach. Z zaciekawieniem zbliżył się, by zobaczyć co się dzieje. Wśród liści i gałęzi ukazał mu się mały wąż o białych łuskach, który zwrócił na niego uwagę swoim syczącym głosem. Jay szybko zauważył, że ten gad był inny niż wszystkie pozostałe, które do tej pory spotkał. Miał niezwykle błyszczące, białe łuski i spojrzenie pełne inteligencji.
Chłopak często spędzał czas rozmawiając ze zwierzęciem przemawiającym do niego w języku, którego nikt inny nie mógł zrozumieć. Gad opowiadał mu o życiu w lesie i o tym, jakie zwierzęta są jego wrogami. Jay miał wrażenie, że wąż jest bardziej rozwinięty intelektualnie niż wiele innych zwierząt, z którymi miał do czynienia.
Pewnego dnia, gdy Amelia to zobaczyła, wybuchła gniewem. Z obłąkaniem wymieszanym z obrzydzeniem, wymalowanym na twarzy ruszyła w ich kierunku. „odmieniec” Z jej ruchów trudno odczytać było, do którego ze stworzeń pała większą chęcią mordu. Ostatecznie matka zaczęła dusić gada. Jay krzyknął i padł na kolana, próbując uratować swojego przyjaciela, ale było już za późno. Wąż leżał na ziemi, a jego białe łuski stały się czerwone od krwi. Dziecko patrzyło na swoją matkę ze łzami w oczach, a Amelia tylko rzuciła zimnym i bezwzględnym spojrzeniem, po czym po raz kolejny zamknęła syna w „izolatce”.

~***~

Jay patrzył na siostrę z oddali, przysłaniając oczy przed blaskiem jasnego światła. Pamiętając, jak jeszcze dzień wcześniej traci kontrolę nad swoim ciałem, jak jej twarz zmienia się zdeformowana bólem, a skóra staje się blada i spocona. Widok Jennifer, która nie mogła sama chodzić, a nawet oddychać, był dla niego nie do zniesienia. Teraz oglądał, jak matka usiłuje zapiąć klamerkę w czarnych skórzanych pantoflach, które cisnęły Jennifer w palce. Z bliska, skóra jego siostry wyglądała inaczej niż zwykle. Była bladej barwy, a na twarzy widoczne były ślady wyczerpania. Włosy spięte w kok były matowe i niezdyscyplinowane. Z bliska, jego siostra wyglądała jak ofiara wypadku, a nie jak dziewczyna, która właśnie miała przeżyć jeden z najważniejszych dni w swoim życiu.
Bliźnięta zmuszeni byli wyruszyć na ceremonię chrztu, wiedząc, że ich matka nie cofnie się przed niczym, aby mieć pewność, iż ten dzień będzie doskonały. Dla Jay'a był to prawdziwy koszmar, a jego ciało z trudem znosiło stres związany z konwulsjami mięśniowymi. Gdyby tego było mało, jego gardło co chwilę zalewane było metalicznym płynem, który raz za razem próbował połykać, usilnie starając się nie zabrudzić krwią, starannie wybranego przez matkę, ubrania.  Z każdym krokiem, który stawiał, czuł, jak jego mięśnie się kurczą, a ból szarżuje przez jego ciało. Jednakże, nie mógł przestać myśleć o siostrze i jej cierpieniu, co tylko potęgowało tę tragiczną sytuację.
Gdy w końcu dotarli do kościoła, Jennifer wyglądała jak żywy trup, a Jay trząsł się jak osika. Ich matka nie zauważała jednak niczego poza swoimi własnymi ambicjami i pragnieniami, aby dzień chrztu był perfekcyjny. Jay czuł, jak krew szybciej krąży mu w żyłach, kiedy przypominał sobie, jak jego rodzicielka trzymała go przez całą noc, zmuszając do picia dziwnych, gorzkich mikstur, które miały go uleczyć. Pamiętał, jak czuł, jakby ogień rozprzestrzeniał się w jego żyłach, a jego skóra zaczęła się kurczyć, zmieniając kolor na odcień bladego szarego. Spojrzał na siostrę, której uśmiech wydawał mu się jedynym jasnym punktem w całym tym chaosie. Wiedział, że musi być dla niej silny i podtrzymywać ją, nawet jeśli jego własne ciało i umysł krwawią w bólu.
Usiadł obok niej, czując frustracje i rozgoryczenie. A w tle słyszał krzyki matki, która kazała Jen się uspokoić, co tylko pogarszało sytuację. Szesnastolatek czuł się niesamowicie zmęczony i osłabiony, podczas gdy jego umysł nadal pracował na pełnych obrotach. W jego głowie toczył się chaotyczny wir myśli, które nieustannie się zmieniały i wtrącały w siebie, tworząc jednocześnie wspaniałe wizje i koszmarne obrazy. Z uśmiechem adekwatnym do okoliczności odebrał swój pentakl i athame, a wzrok matki chyba po raz pierwszy nie był przepełniony obrzydzeniem.

~***~

Sielanka idealnego życia Nonemakerów trwała.
Adrien był pracownikiem fabryki od ponad 20 lat. Był dumny ze swojej pracy i ciężko pracował, aby utrzymać swoją rodzinę. Jednak pewnego dnia, gdy zakład ogłosił restrukturyzację, jedyny żywiciel rodziny stracił swoją pracę. Został zwolniony wraz z kilkoma innymi pracownikami i otrzymał jedynie skromne odszkodowanie. Mężczyzna bardzo to przeżył. Z czasem zaczął coraz częściej pić, przesiadywał w barach i nie wracał do domu aż do późnych godzin nocnych.
W tym samym czasie, Amelia zachorowała na ciężki przypadek zatrucia magicznego.
Jay czuł się winny. Winny, że nie potrafił pomóc matce. Winny, że nie potrafił zebrać się w sobie i pomóc ojcu, który każdego dnia staczał się po równi pochyłej na samo dno. Winny, że zaczął kraść, żeby Jen nie musiała iść do szkoły głodna. Ale jednocześnie, choć to brzmiało okropnie, czuł ulgę. Matka nie miała już sił, by ciągle na niego krzyczeć. Ojciec z kolei zaczął się zupełnie poddawać. Pił, pracował tylko od czasu do czasu i zupełnie tracił nad sobą kontrolę. A Jay? Jay czuł się jakby wreszcie mógł złapać trochę oddechu.
Wiedział, że to źle. Wiedział, że to nie jest normalne. Ale z dnia na dzień stawało się coraz trudniej. Kłopoty rodzinne gromadziły się, a on sam każdego dnia bardziej tonął w chaosie. Coraz trudniej mu było opanować swoje emocje, a jeszcze trudniej podjąć jakieś decyzje.
Jedynym sposobem na przetrwanie było kraść. Jay nie czuł się z tym dobrze, ale nie miał wyboru. Wiedział, że jak tylko ktoś odkryje, co robi, to skończy źle. Ale jak mówi stare przysłowie - potrzeba matką wynalazków. Jay uczył się kradzieży od innych ludzi, którzy już mieli więcej doświadczenia. Z czasem stał się coraz sprawniejszy, ale to nie zmieniało faktu, że każda kradzież była dla niego koszmarem.
Jednakże wiedział, że nie może trwać to wiecznie. Musiał znaleźć jakiś sposób na wyjście z tej sytuacji. Wiedział, że musi coś zrobić, zanim będzie za późno. Ale jak to zrobić, skoro każdy dzień był dla niego kolejnym wyzwaniem?

~***~

Gdy tylko bliźniaki ukończyły szkołę, postanowili odejść z domu. Rodzice byli już dla nich ciężarem, a ich dom stał się jedynie przypomnieniem o traumach, jakie przeszli w dzieciństwie. Chociaż wiedzieli, że to niewłaściwe, nie mieli już siły, by tam zostać.
Znaleźli niedrogi motel w okolicy, gdzie wynajęli pokój. Na początku nie było łatwo. Drobne, które wcześniej, niekoniecznie legalnie, nazbierał Jay nie miały wystarczyć na długo.  
Rodzeństwo podjęło się pracy w miejscu, w którym się zatrzymali. Zadaniem Jay’a było przede wszystkim utrzymanie porządku. Sprzątał pokoje po gościach, zmywał naczynia w restauracji i pomagał w utrzymywaniu ogrodu w dobrym stanie.
Z czasem chłopak zauważył, że wykonywanie monotonnych i wyczerpujących prac fizycznych pomaga mu w porządkowaniu myśli i zmniejszeniu częstotliwości napadów zarówno agresji, jak i niekontrolowanych przemian. Czuł, że praca jest dla niego nie tylko sposobem na zarabianie pieniędzy, ale także na utrzymanie równowagi emocjonalnej i psychicznej. W miarę upływu czasu zaczął również brać na siebie cięższe prace, aby Jen nie musiała się przemęczać i nie narażała się na stres, który mógłby spowodować atak choroby.
Chłopak zaczął regularnie ćwiczyć, co dawało mu poczucie kontroli nad własnym ciałem i emocjami. Z początku były to proste ćwiczenia rozciągające, ale szybko zaczął dodawać do nich coraz to nowe elementy. Zainspirowany sztukami walki, kontynuował samodzielnie naukę różnych technik i stylów. Trenował w swoim motelowym pokoju, wykorzystując różne przedmioty jako przeszkody i narzędzia do ćwiczeń. Wychodził też wieczorami na zewnątrz, by biegać po okolicy i zwiększać swoją wytrzymałość.
Podczas ćwiczeń wężopodobny pozwalał sobie na całkowite skupienie się na sobie i swoim ciele. Odczuwał, że to daje mu spokój i równowagę. Po powrocie do pokoju zazwyczaj spędzał jeszcze kilka minut na medytacji, czując jak energia krąży w jego ciele i przynosi mu ulgę.
Jay starał się kontrolować swoje przemiany jak tylko mógł. Czasami jednak, gdy emocje wymykały się spod kontroli, wężowa łuska zaczynała pojawiać się na jego skórze. Przeważnie starał się ją ukryć pod warstwami ubrań lub kapturem, aby nie budzić podejrzeń wśród innych pracowników lub gości motelu. Zawsze zakładał długie rękawy, niezależnie od temperatury. Gdy jednak łuski objawiały się na jego twarzy lub dłoniach, a jego oczy przybierały wężowego kształtu, unikał wszystkich, próbując pozostać jak najbardziej niewidocznym, często zaszywając się na zmywaku lub brał się do innych zadań, które wymagały mniej kontaktu z innymi. Mimo że Jay nie lubił ukrywać swojej prawdziwej natury, zdawał sobie sprawę, że musi to robić, aby nie stracić pracy i utrzymać siebie oraz siostrę.
Jen od zawsze była dla Jay'a jakimś rodzajem anioła stróża, który pomagał mu kontrolować swoje wewnętrzne demony. Gdy chłopak tracił panowanie nad swoimi emocjami, tylko ona potrafiła go uspokoić. Chociaż czasem wystarczyło jedno jej spojrzenie, by zahamować jego agresywne zachowanie, umiała do niego trafić, wiedziała, jak mówić, co robić, żeby jej brat zaczął myśleć logicznie i nie działał pod wpływem impulsów.
Właściciele motelu, państwo Andersonowie, okazali się nie tylko dobrymi pracodawcami, ale też doskonałymi nauczycielami. Po paru tygodniach pracy w motelu, Jay i Jen zaczęli regularnie uczestniczyć w prywatnych lekcjach magii prowadzonych przez małżeństwo. Byli oni bardzo zainteresowani nowymi umiejętnościami i szybko chłonęli nową wiedzę.
Po pewnym czasie Andersonowie stali się dla bliźniaków niczym druga rodzina. Nie tylko pomagali im w doskonaleniu umiejętności magicznych, ale też zaczęli traktować ich jak dzieci, których nigdy nie dane im było mieć. Często zapraszali ich do swojego mieszkania na herbatę lub kolację, a w wolnym czasie pomagali im w nauce. Jay i Jen czuli się z nimi swobodniej, aż w końcu zaczęli nazywać ich "ciocią" i "wujkiem".
Całkowite odcięcie się od przeszłości nie było jednak możliwe. Wpajane im od dzieciństwa wartości religijne i społeczne, nakazywały im uczestniczenie w życiu Kościoła. Nadal pojawiali się na czarnych mszach. Starali się jednak unikać rodziców i sąsiadów. Każdego, kto mógłby zadać niewygodne pytanie. Tym samym narażając się na szepty za plecami i pogardliwe spojrzenia ludzi, w przekonaniu których niewdzięczne dzieci porzuciły rodziców w chwili, gdy ci najbardziej ich potrzebowali.
Jay Nonemaker
Wiek : 19
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Hushed Motel
Zawód : pracownik motelu
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Witaj w Piekle!
W tym momencie zaczyna się Twoja przygoda w Hellridge. Zachęcamy Cię do przeczytania wiadomości, która została wysłana na Twoje konto w momencie rejestracji, znajdziesz tam krótki przewodnik poruszania się po Die Ac Nocte. Obowiązkowo załóż teraz swoją pocztę i kalendarz, a także, jeśli masz na to ochotę, temat z relacjami postaci. Możesz już rozpocząć grę. Zachęcamy do spojrzenia w poszukiwania gry, w których to znajdziesz osoby chętne do fabuły.

I pamiętaj...
Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj.

       

Sprawdzający: Frank Marwood
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Rozliczenie

Ekwipunek


Aktualizacje
01.05.23 Zakupy początkowe (+100 PD)
02.05.23 Osiągnięcie: Pierwszy krok (+150 PD)
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej