Witaj,
Jiahao Yimu
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t214-jiahao-yimu#890
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t309-jiahao-yimu#898
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t308-ive-got-a-gift-for-you-poison-in-the-well-jiahao#897
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t310-poczta-jiahao-yimu#900
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f116-dom-jiahao-yimu
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t214-jiahao-yimu#890
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t309-jiahao-yimu#898
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t308-ive-got-a-gift-for-you-poison-in-the-well-jiahao#897
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t310-poczta-jiahao-yimu#900
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f116-dom-jiahao-yimu
Jiahao Jay Yimuft.Manny Jacinto

nazwisko matki Wáng
data urodzenia 4 stycznia 1956 r.
miejsce zamieszkania Cripple Rock
zawód ratownik (pomaga magicznym i niemagicznym); alchemik
status majątkowy przeciętny
stan cywilny kawaler
wzrost 183 centymetry
waga 75 kilogramów
kolor oczu brązowe
kolor włosów ciemny brąz
odmienność rozszczepieniec
umiejętność -
stan zdrowia choruje na syndrom kłamcy
znaki szczególne drobny pieprzyk na lewym policzku; poraniona i poparzona lewa dłoń (zwykle zasłonięta czarną rękawiczką); szczupłe palce ozdobione pierścieniami; znamię czarownika przypomina zasklepioną ranę o nieregularnym kształcie i jest umiejscowione na lewej łopatce.

magia natury: 0 (I)
magia iluzji: 0 (I)
magia powstania: 10 (II)
magia odpychania: 0 (I)
magia anatomiczna: 20 (III)
magia wariacyjna: 0 (I)
siła woli: 5 (II)
zatrucie magiczne: uzupełnia MG

sprawność: 3
RZEŹBA: I (1)
GIBKOŚĆ: I (1)
UDŹWIG: I (1)
charyzma: 7
KŁAMSTWO: II (6)
AKTORSTWO: I (1)
wiedza: 18
ANATOMIA: III (15)
PRZYRODA: I (1)
LITERATURA: I (1)
RELIGIOZNAWSTWO I (1)
talenty: 6 (+2)
ALCHEMIA: II (6)
ZRĘCZNOŚĆ DŁONI: I (1)
PERCEPCJA: I (1)
reszta: 1

curiosity killed the cat, but satisfaction brought it back”

    Tego pokoju nigdy nie mógł otwierać.
   Na końcu wąskiego, skąpo oświetlonego tunelu stały ogromne, metalowe drzwi z połyskującą kołatką w kształcie łba węża. Z punktu widzenia kilkuletniego chłopca musiały wydawać się jeszcze większe; były nie do zdobycia – zawsze zamknięte na cztery spusty, z ciężką klamką osadzoną tak wysoko, że nie pomagało nawet stawanie na palcach i podstawianie drewnianego stołka. Aura otaczająca enigmatyczne pomieszczenie była gęsta, a kołyszące się na boki płomienie świec dodawały całemu złowrogiego wydźwięku.
   Ale przecież zakazany owoc smakuje najlepiej.
   Nic dziwnego, że mimo strachu paraliżującego ciało i gęsiej skórki występującej na rękach tak bardzo chciał się dowiedzieć co kryją tajemnicze drzwi. Jego dziecięca ciekawość pozwalała niekiedy przenosić góry, a niebywała śmiałość i upór dodatkowo pomagały mu dążyć do wyznaczonych celów. Nic dziwnego, że wkrótce odkrycie tajemnic skrywanych przez blaszane przejście stało się swego rodzaju pragnieniem małego brzdąca. Musiał odczekać jedynie na odpowiedni moment...

   Było już bardzo późno – za oknem tylko czerń. Dom pogrążony był w grobowej ciszy, a chłód z zewnątrz dostawał się do środka przez nieszczelne drzwi. Wydawało mu się, że matka i ojciec śpią, dlatego ostrożnie skierował swoje kroki w stronę schodów prowadzących w dół, po drodze zgarniając platformę roboczą taty. Z ogromnym trudem zszedł po schodach – metalowy podest okazał się cięższy niż przypuszczał, ale ostatecznie udało mu się bezpiecznie dostać do tunelu, tego samego, w którym bywał tak często. Świece wiszące wyżej wydawały się nigdy nie gasnąć. Wystarczyło jedynie pokonać ten długi, niby niekończący się korytarz.
   Szedł przed siebie niezwykle dumny, z rękoma wciąż zaciśniętymi na ramach platformy, która miała pozwolić mu na swobodne sięgnięcie mosiężnej klamki. Na piętrze poniżej podłogi było zimniej – czuł się, jakby bosymi stopami stąpał po zamarzniętym stawie, ale nie ślizgał się. Widocznie się spieszył, bo obok metalowych drzwi znalazł się naprawdę szybko. Oparł podest tak, aby się nie przewrócić podczas wchodzenia na niego, wyjął z głębokiej kieszeni pęk kluczy, który dzień wcześniej znalazł w skrytce ojca i ruszył stopień w górę. A później następny i następny – roboczy drabinka pozwoliła dostać mu się znacznie wyżej niż drewniany taborecik, który niegdyś tu przyciągnął. Klucze wsadzał nerwowo, na oślep, aż w końcu po którejś próbie dostrzegł ten jeden, wyróżniający się na tle innych – zgrabniejszy, cięższy i zdobiony.
   To na pewno ten.
   Szeroki uśmiech wymalował się na jego twarzy, gdy drzwi puściły, odsłaniając część od zawsze skrywanego przez rodziców pomieszczenia. W półmroku kreśliły się różne kształty – musiał wytężać wzrok, by zarysy przedmiotów i mebli zaczęły się powoli wyostrzać. Szybko jednak zdecydował się chwycić za jedną ze świec przy wejściu, by to właśnie jej światłem ułatwić sobie rozeznanie się w ciemnościach. Natychmiast zeskoczył ze swojego podwyższenia, odszukując sznurek, którego pociągnięcie zapaliło jedną z żarówek, która rozprysnęła ciepłym, żółtawym światłem.
   W sporej wymiarów sali stał ogromny stół – z szykownym obrusem, dwoma krzesłami, wazonami, dzbanami, fiolkami, szklankami i innymi szklanymi naczyniami. W powietrzu unosił się zapach ziół – roślinna woń, której pochodzenia nie znał. Ale prawie ścięło go z nóg, gdy zaciągnął się porządniej. Oczy mu się świeciły jak lampki, gdy okazało się, że ma przed sobą cały arsenał dziwności, o których istnieniu wcześniej nie miał pojęcia. I wtedy ciekawość znowu wzięła górę, bo już bez jakichkolwiek resztek ostrożności wskoczył na krzesło, dotykając po kolei każdej fiolki, wszystkich ziół. Chciał się pobawić, połączyć płyny w kolorach, które znał i zgnieść w moździerzu kilka ususzonych kwiatów. Przelał płyn z jednego naczynia do drugiego, trochę potrząsł nową mieszanką i odstawił ją na bok. Bawił się wyśmienicie. Od razu urwał z donicy kilka liści z rosnącej w niej rośliny, tracąc zainteresowanie wcześniejszymi substancjami. Nie zauważył nawet, że z jednej z fiolek zaczął ulatywać dym. Odwrócił się w jej stronę i złapał za nią dopiero, gdy z szyjki wydostał się pierwszy płomień.
   Żar buchnął mu prosto w twarz, a nagrzane szkło poparzyło dłoń. Poleciał na ziemię bezwładnie, jakby ciśnięty magiczną siłą. Twarz miał całą czerwoną, podrażnioną. Podobnie z resztą co nos i krtań. Z ręki zaczęła schodzić mu skóra, a z jego gardła wyrwał się pierwszy krzyk. Przeraźliwy, wydarty z najgłębszych czeluści szczypiącej gardzieli. I przerwany, jakby któraś ze strun po prostu pękła.
   Akurat wtedy przeklęta fiolka wywróciła się – ogniste języki pochłonęły cały stół. Zwęglone kwiaty spadały na podłogę, rozpadając się w popiół. Każdy pojedynczy szloch przekierowywał ogień w inną stronę. Wydawać by się mogło, że płomienie w pewnym stopniu są posłuszne chłopakowi – słuchają się go albo omijają go, nie robiąc mu większej krzywdy.
   Przed utratą przytomności usłyszał tylko jedno słowo, które od tamtego dnia pozostało z nim do końca – Viamunda.

Those who don't believe in magic will never find it”

   Wściekłość rodziców musiał łagodzić przez kilka najbliższych lat. Szybko dowiedział się od nich, że cały ten wypadek w pracowni alchemicznej był powiązany z wybuchem jego mocy, o której wcześniej mu nie powiedzieli. Tłumaczyli to tym, że był jeszcze za młody, i tak nie zrozumiałby, że otaczający go świat nie jest taki jak się wydaje. Wkrótce jednak wyjaśnili mu wszystko – musieli, skoro mleko się rozlało.
   Nową wiedzę chłonął z niebywałym zaciekawieniem. Dawał wrażenie skupionego – chciał wiedzieć wszystko, by już nigdy nie doprowadzić do niekontrolowanych niespodzianek. Musiał nadrobić lata dziecięce, kiedy nie dowiadywał się niczego nowego o magicznym świecie. Gdy cała złość minęła rodzice zaczęli go zabierać do uratowanej, odremontowanej, ale wciąż wybrakowanej w składniki pracowni. Pokazywali mu jak obchodzić się z rzeczami magicznymi, których nigdy nie dostał do rąk – mógł tylko stać z boku i cierpliwie obserwować. W tamtym czasie miał też pierwszy atak choroby, którą rodzice nazywali syndromem kłamcy. Czarniejące usta i gorzki smak cmentarnej ziemi w ustach miały sporadycznie występować do końca życia, ale Jiahao poprzysiągł sobie, że kiedyś stworzy napój, który całkowicie zniweluje objawy schorzenia.
   Matka wiele razy opowiadała mu o przodkach – dowiedział się wtedy, że dziadkowie i pradziadkowie są z Kanton, gdzie wychowywała się również mama. Okazało się też, że magiczni ze strony rodzicielki pomagali w budowie pierwszej linii kolejowej w 1904 roku. Chcąc nie chcąc cała rodzina wpakowała się w porachunki i układy z miejscowymi przestępcami/członkami gangów, lecz zawiązane porozumienie szybko zostało zerwane, gdy zmienił się ich lider. Gdy zrobiło się gorąco kobieta musiała uciekać – jej wybór padł na Hellridge. Nawet w Azji słyszała o rozsławionych tajnych kompletach, do których chciała się dostać. W mieście poznała ojca, który szybko ją w sobie rozkochał.
   Yimu zawsze uchodzili za ambitnych i wyrafinowanych, dążących do wprowadzenia rodziny do kręgu, nawet kosztem wygryzienia którychś z aktualnych zasiadających w radzie. W strefie politycznej zwykle działali od zaplecza – wtrącali się, gdy nadarzała się okazja, po cichu ciągali za sznurki, prowadząc najrozmaitsze, pomniejsze gierki dyplomatyczne. Usłyszał kiedyś porównanie, które bardzo mu się spodobało – traktują życie jak rozgrywkę w szachach lub go, każdy jest pionkiem, co oznacza, że można go przesunąć, wykluczyć, usunąć lub przejąć. Wkrótce sam zaczął żyć kierując się tym mottem. Okazało się również, że cała rodzina utrzymuje neutralnie ostrożne relacje z rodzinami rady, próbując wyselekcjonować na boku tych, którzy są najbardziej przydatni, by wkroczyć w odpowiedniej chwili ze starannie dobranymi sojusznikami. Bo zdecydowanie lepiej mieć ich za przyjaciół, zwłaszcza, że swego czasu wiele mówiło się o tym, że poza fiolkami wypełnionymi leczniczymi substancjami posiadają szeroki wachlarz trucizn. A w każdej plotce jest ziarno prawdy.

   Podczas nauki w Northride jego ulubionym przedmiotem szybko stała się przyroda, która wciąż odkrywała przed nim nowe karty. Z niesamowitą ciekawością poznawał mechanizmy działania ludzkiego ciała, robiąc obfite notatki i utrzymując zainteresowanie tematem na bardzo wysokim poziomie. Zaczął się również interesować działaniem poszczególnych organów, chorobami, łagodzeniem ich objawów i ogólnopojętym leczeniem. Słowo medycyna na stałe wpisał do swojego elementarza. Nic dziwnego, że podczas nauki w szkółce kościelnej upodobał sobie magię anatomiczną, którą przyswajał najłatwiej, bez większych problemów. Na wszystkich zajęciach pojawiał się punktualnie, zawsze o coś dopytywał, widać było po nim, że jest zainteresowany tematem. Z zajęć na zajęcia stawał się coraz bardziej niezdrowo ambitny, a niektórzy zaczęli mówić, że byłby zdolny iść po trupach do celu. Dosłownie. A ci, którzy nie potrafili wymówić jego imienia nazywali go Jay – wymyślone imię przylgnęło do niego, stając się jego najczęstszym pseudonimem.
   Z pewnością był uznawany za dziwnego – publicznie wyrażał swoje racje, dzielił się swoim niezadowoleniem, podpadając niektórym nauczycielom i uczniom, ale pierwszy też wpadał na pomysły jak można niektóre rzeczy usprawnić, nawet gdy nie wszyscy chcieli go słuchać. Większość uczniów raczej schodziła mu z drogi. Był wycofany, ale jednocześnie bardzo śmiały, wychodził przed szereg. Nie spędzał zbyt wiele czasu z rówieśnikami, swoje prywatne sprawy trzymał blisko siebie, w ukryciu. Ale kiedy trzeba było coś powiedzieć to gębę otwierał pierwszy. Swoją inteligencję pokazywał tylko wtedy, gdy naprawdę się opłacało, a inni uczniowie stali się dla niego narzędziami, których używał tylko po to, by wspiąć się wyżej. Podmieniał kartki podczas sprawdzianów z przedmiotów, które najmniej lubił, wymyślał najróżniejsze wymówki, gdy nieterminowo oddawał pracę, by ostatecznie wyjść z każdej sytuacji obronną ręką.
   Niemagiczni nigdy nie wchodzili z nim w głębsze interakcje, uznając jego odmienność za zaraźliwą. Wydawać się mogło, że zdecydowanie lepszy kontakt nawiązywał ze swoimi, w czasie zajęć w szkółce kościelnej. Początkowo nawet czarownicy patrzyli na niego z ukosa, ale z czasem udawało mu się do siebie przekonywać coraz to większą rzeszę magicznych. Wciąż był specyficzny, ale dzieciaki z Northride uznawał za nieodpowiednie dla siebie towarzystwo. Nie dopuszczał do siebie nikogo bliżej, aczkolwiek niektóre osoby z tamtych czasów zachował w pamięci na długo. Zajęcia w szkółce najpierw traktował jako dodatkowe, ale te fajniejsze; później stały się dla niego tymi ważniejszymi, choć nie oznacza to, że zaniedbał naukę ludzką. W ramach zajęć dodatkowych udało mu się nawet zapisać na spotkania koła teatralnego, gdzie szkolił swoje zdolności aktorskie. Zagrał nawet w jednym spektaklu, w którym wiarygodnie odegrał postać z ciężkim urazem psychicznym. Wcielanie się w inne role przychodziło mu coraz prościej – w sytuacjach stresujących potrafił uspokoić oddech, z czasem udawało mu się również przekonująco doprowadzać do płaczu.

   Pierwszy eliksir przyrządził w swoje szesnaste urodziny (oczywiście pod czujnym okiem matki, żeby i tym razem nie doprowadzić do spłonięcia prawie całej piwnicy). Po otrzymaniu swojego pentaklu rzucił również pierwsze zaklęcie. Dopiero wtedy poczuł, że faktycznie ma na coś wpływ, że prawdziwa magia płynie w jego żyłach.

only when your soul leaves your body
you see your true face”

   Kiedy gałąź pobliskiego drzewa uderzała w okno nie mógł spać. Snuł się nocą po domu, próbując wymęczyć organizm. Wracał do pokoju dopiero, gdy bateryjki były prawie na wyczerpaniu. Tamtym razem też tak było – po kilkunastu niezwykle nudnych minutach spędzonych w kuchni powieki miał już ciężkie. Z trudem wdrapał się po schodach, odnajdując swoje łóżko. Opadł na nie bezwładnie, zasypiając w moment.
   Wydawało mu się, że śni.
   W tym śnie wędrował po okolicy. Jego ciało unosiło się nad powierzchnią, przemieszczało się przez martwe obiekty – jakby był duchem. Widział nawet swój pokój i własną sylwetkę. Obraz wydawał się załamany, zamglony i niewyraźny, ale poznał swój pokój, więc od razu obstawił, że widzi samego siebie. Przebijając się przez kolejne ściany udało mu się dotrzeć do sypialni rodziców, a później również do kuchni. Wzrokiem wychwycił przewróconą doniczkę z ulubionym kwiatem mamy. Jedno z okien nie zostało zamknięte na noc i prawdopodobnie pod wpływem mocniejszego podmuchu wiatru roztwarło się szerzej, przewracając mały, ceramiczny wazon. I nagle cała wizja prysnęła, sen nagle się zakończył.
   Jiahao obudził wczesnym rankiem lament matki. Wstał z ogromnym bólem głowy, jakby cały poprzedni dzień upijał się do upadłego. Z łóżka zsunął się z ogromnym problemem, ale nie mógł już dłużej słuchać głosu rodzicielki i chciał dowiedzieć się czemu od tak wczesnej godziny krzyczy. Zszedł po schodach, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że wciąż jest jeszcze w progu drzwi własnego pokoju. Usta zadrżały mu niespokojnie, gdy zobaczył rozbitą doniczkę z ulubioną rośliną mamy. Od razu dostał w twarz oskarżeniem, że to pewnie jego wina, bo nocami łazi pod domu zamiast spać.
   To nie był sen.

   Kilka najbliższych dni spędził na poszukiwaniu informacji o samym sobie. Przewertował większość księg, które odnalazł w domowej biblioteczce, aż w końcu natknął się na tekst o medycynie magicznej, w którym opisywane były przypadki czarowników potrafiących opuszczać własne ciało. Całość przeczytał bardzo dokładnie, odnajdując mnóstwo punktów wspólnych. I nie mógł w to uwierzyć do momentu, aż kilka nocy później znowu się to stało. Skupił się, spróbował i dosłownie przez kilkanaście sekund przebywał poza domem, obserwując go z góry i widząc przez okno własne ciało.
   Rozczepienie bardzo go wymęczało, ale przez kolejne miesiące próbował zrozumieć jakim cudem udawało mu się podróżować w duchowej formie. Miewał momenty, w których musiał z całej siły rozdrapywać sobie rękę, by być pewnym, że nie odsunął się od ciała kolejny raz. I robił to zawsze, bo ból uświadamiał go, że żyje. Z czasem udawało mu się coraz bardziej kontrolować swoją własną odmienność. A przynajmniej odnosił wrażenie, że idzie mu coraz lepiej. Przecież był cholernie ambitny, doskonale wiedział, że praktyka czyni mistrza i potrzebuje jedynie trochę czasu. I całkiem długo udawało mu się ukrywać swoją przypadłość przed rodzicami, serwując im wymówki, które za każdym razem łykali. W końcu jednak postanowił podzielić się prawdą z najbliższymi, a prywatne badanie magiczne potwierdziło jego odmienność.

the best doctor gives the least medicines”

   W Paradise High odnowił swoje zamiłowanie do anatomii – szkołę skończył oczywiście z najlepszymi stopniami z przedmiotów ścisłych, zwłaszcza z biologii i chemii. Już wtedy wiedział, że chce się rozwijać w kierunku medycyny, by przy możliwościach i zapleczu swojej rodziny nieść pomoc tym, którzy jej potrzebują. Tym magicznym i niemagicznym. Pierwszym przy pomocy czarów i mikstur, w tworzeniu których stale się doszkalał, a tym drugim wykorzystując swoje umiejętności i coraz większą wiedzę.
   Nikogo nie zdziwiło, że wybierając się na uniwersytet wybrał kierunek związany z medycyną, która od zawsze była jego konikiem. Nikogo nie zdziwiło też, że Jiahao dość szybko dostał się do tajnych kompletów, w których zgłębiał wiedzę medyczną. Ktoś musiał zauważyć w jego oczach wiecznie obecne płomienie i niebywałą ambicję bijącą z jego piersi. Dla uniwersyteckich projektów i badań był w stanie poświęcić naprawdę wiele. Wykazywał się ogromnym zainteresowaniem. Wiedział, że sięgnie wyznaczonego celu. Ostatecznie udało mu się zdobyć tytuł biegłego, po którym zrezygnował z dalej nauki.
   Już w trakcie studiów udało mu się odbębnić praktyki w kilku miejscach związanych ze swoim wymarzonym zawodem, ale dopiero po zakończeniu nauki zasilił szeregi szpitala jako ratownik. Nigdy nie potrafił wysiedzieć w miejscu, wszędzie było go pełno – jako lekarz działający w szpitalu na pewno by się marnował. Zdecydowanie bardziej wolał działać w terenie, życie wtedy zaskakiwało go bardziej. I choć specjalizował się głównie w pomocy magicznym, to nigdy nie odmówiłby ratunku innym. Zresztą... niemagiczni z wielką chęcią korzystali z usług jego rodziny – magiczne napoje w butelkach po lekach rozchodziły się jak świeże bułeczki. Bo w domu jego matka wciąż przekazywała mu swoje dziedzictwo – sztukę warzenia mikstur na najwyższym poziomie.

the future is now”

   Od zawsze był za pomysłem dołączenia do kręgu – najbliższy plan na przyszłość. Poprzysiągł również dbać o dobre imię Yimu. Przysiągł strzec sekretów rodziny, które poznawał na przestrzeni lat. Za pięknie wyeksponowanymi księgami pełnymi leczniczych zaklęć i sposobów przyrządzania mikstur daleko w cieniu skryte były zapiski o truciznach. Niektóre piękne kwiaty były tymi najniebezpieczniejszymi. Ktoś, kto trafiłby do tego domu nie wiedziałby ile tajemnic skrywa. A niektóre z nich były niemalże na wyciągnięcie dłoni – wystarczyło tylko o tym wiedzieć.
   Na przestrzeni lat zaczął bardziej udzielać się w aktywnościach religijnych kościoła. Jego obecność była znacznie częściej zauważalna na czarnych mszach, sabatach oraz ważnych w magicznym półświatku obchodach świąt. Prawdopodobnie musiał nieco dorosnąć i zrozumieć, że eksponowanie swojej osoby podczas uroczystości jest kluczowe. Od zawsze akceptował wszystkie zasady Kościoła i przestrzegał ich – matka zawsze wmawiała mu, że tak trzeba, że nie można odwrócić się plecami do braci i sióstr. Zwłaszcza, gdy chciało się zaistnieć i być kimś. Społeczeństwo lepiej patrzyło na tych, którzy aktywnie wznosili modły do władców piekieł.
   Byli tacy, którzy próbowali czytać między wierszamibyli. Cukier wygląda tak samo jak sól – większość trucizn działa podobnie. Jeśli trucicel jest łaskawy to pierwsza dawka zatrzymuje akcję serca, jeśli nie, to pierwsza jedynie zwala z nóg.
   Jiahao stał się bardziej czujny, gdy jego rodzice wyjechali w interesach, zostawiając mu w opiece całe gospodarstwo (całe szczęście, że czasami dziadkowie przyjeżdżali, by kontrolować czy wszystko jest w porządku). Niepokój ścisnął go za gardło dopiero w momencie, w którym minęła data ich planowanego powrotu, a ich wciąż nie było. Nie wysłali również żadnego listu informującego o jakichkolwiek komplikacjach. Głucho.
Jiahao Yimu
Wiek : 29
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : cripple rock
Zawód : ratownik; alchemik
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Witaj w Piekle!
W tym momencie zaczyna się Twoja przygoda w Hellridge. Zachęcamy Cię do przeczytania wiadomości, która została wysłana na Twoje konto w momencie rejestracji, znajdziesz tam krótki przewodnik poruszania się po Die Ac Nocte. Obowiązkowo załóż teraz swoją pocztę i kalendarz, a także, jeśli masz na to ochotę, temat z relacjami postaci. Możesz już rozpocząć grę. Zachęcamy do spojrzenia w poszukiwania gry, w których to znajdziesz osoby chętne do fabuły.

I pamiętaj...
Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj.


Sprawdzający: Esther Marwood
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Rozliczenie

Ekwipunek


Aktualizacje
2.02.23 Zakupy początkowe (+100 PD)
1.02.23 Osiągnięcie: Pierwszy krok, Mistrz łamigłówek (+150 PD)
5.03.23 Osiągnięcie: Hehe nice (+10 PD)
30.04.23 Wydarzenie: Na całej połaci krew cz.1 (+10 PD)
11.08.23 Wydarzenie: W czasie deszczu dzieci się nudzą (+25 PD)
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej