Wiedziała, gdzie jest Europa i – z grubsza – wiedziała, gdzie leży Anglia, o samym Plymouth słyszała jednak po raz pierwszy. Nazwa nie niosła za sobą żadnych skojarzeń, żadnych obrazów czy kolorów, i choć pewnie mogłaby dopytać, poprosić Mary o przedstawienie jej krótkiej wizytówki jej rodzinnych stron – nie zrobiła tego, uśmiechając się tylko uprzejmie i równie uprzejmie przytakując na wzmiankę Haiti. - Na Karaibach – potwierdziła. – Na wysokości Meksyku, mniej więcej – wyjaśniła na wszelki wypadek, gdyby nowopoznana była trochę bardziej ciekawa świata. Na pytanie modelkę, aktorkę, sławę roześmiała się natomiast szczerze. - Tancerką i iluzjonistką – odparła z uśmiechem. – Liczy się? – Jej zdaniem się liczyło, wszak pragnęła przecież sławy, pieniędzy i ludzkiej uwagi nie mniej niż wspomniane aktorki czy modelki. I tyle było z niezobowiązującej pogawędki – przynajmniej na razie. Nieplanowana kąpiel na płyciźnie poskutkowała prędkim przetasowaniem priorytetów. Nawet jeśli więc Anaica planowała początkowo podpytać Mary trochę o nią samą – nie umknęło jej uwagi, że dziewczyna wyraźnie wolała pytać niż mówić o sobie – teraz plany te szybciutko uległy zmianie, na piedestale stawiając najpierw zdobycie lampionu, potem wydostanie się na jezioro, a wreszcie uporanie z nieprzyjemną wilgocią na tyłku. Pierwsze poszło szybko, drugie – tym razem – też. Laguerre jeszcze przez dobrą chwilę siedziała spięta – nie tyle nie ufając zdolnościom Mary, co raczej zmagając się z demonami własnego a co by było, gdyby... – gdy jednak łódka nie przewróciła się już ponownie, zamiast tego gładko sunąc coraz dalej na wodę, prowadzona wprawną, dziewczęcą ręką, Ana odetchnęła powoli. No, dobrze. Kryzys zażegnany, zdaje się. - Co? – drgnęła lekko, zdając sobie sprawę, że chyba nie dosłyszała pytania Mary, zbyt zaaferowana rozglądaniem się u upewnianiem, że tym razem rejs pójdzie im już bez przeszkód. Skupiła się i prędko przypomniała sobie zignorowane wcześniej słowa. – A, nie. To znaczy – po prostu najbardziej go lubię – przyznała szczerze. Fiolet miał dla niej takie samo znaczenie jak każdy inny kolor – czyli dokładnie żadne. Podobnie jak w wielu innych sferach życia Anaiki, jego wartość – wyższość nad innymi barwami – sprowadzała się po prostu do tego, że Laguerre lubiła go bardziej. Nie było w tym żadnych ukrytych znaczeń, żadnego sentymentu, żadnej łzawej historyjki, którą mogłaby się podzielić. Chociaż mogłaby pewnie jakąś zmyślić. Być może nawet by to zrobiła – może rzeczywiście naprędce stworzyłaby sobie jakąś byłą, wielką miłość; może dałaby jej imię Farah, wplotła kilka cech Charliego, może przyprawiła odrobiną nieokrzesania Valerio i dosłodziła artystyczną smykałką Javiego – gdyby nie problem mokrych ciuchów. Problem, który teoretycznie można by zignorować – było ciepło, ubrania pewnie i tak by wyschły – Anaica jednak nie potrafiła się skupić, gdy pośladki marzły jej od lodowatej wody, a mokre nogawki kleiły się nieprzyjemnie do nóg. Pomysł pozbycia się ubrań był szybki i prosty, a przez to doskonały. Anie nie umknęło jednak wahanie Mary – dostrzegając niepewność dziewczyny, Laguerre zreflektowała się prędko. Nie była w Kolorowych, gdzie podobna swoboda była na porządku dziennym. Nie była w towarzystwie żadnego ze swoich klientów, którzy nierzadko tylko czekali, by odsłoniła trochę ciała. Słowem – nie była w swoim naturalnym, rozkosznie beztroskim środowisku, a wśród ludzi i, co jasne, wśród jakichś zasad. - Hej, w porządku – zapewniła więc teraz prędko, bo choć Mary wydawała się zgadzać na przedstawioną propozycję, Ana nie mogła nie dostrzec, że dziewczyna wciąż jest nieprzekonana. – Nie musisz. Pomyślałam po prostu, że tak wyschniemy szybciej, ale to nie... – Odetchnęła głęboko, zmuszając się, by zwolnić. To było dla niej całkiem częste – pogubić się we własnych słowach, nie wytrzymać zderzenia z regułami, które obowiązywały w społeczeństwie, ale nie za drzwiami Snów. Roześmiała się lekko, potrząsnęła głową. - Wyrwałam się z tym rozbieraniem, przepraszam. Dla mnie to po prostu... No, chleb powszedni, w zasadzie – przyznała i uśmiechnęła się łagodnie. – Pracuję w Kolorowych Snach – dodała, zaraz jednak zawahała się, niepewna, czy Mary w ogóle kiedykolwiek tam była. Bo jeśli nie, to podanie samej nazwy lokalu niczego jej przecież nie wyjaśni. – Jeśli jeszcze tam nie byłaś – to takie miejsce, gdzie ciałem możesz zarobić tak samo, jak talentami. Klienci lubią sobie popatrzeć i na zręczne dłonie, i na piękny taniec, i na trochę nagiej skóry. – Wzruszyła ramionami beztrosko. Na wzmiankę o życzeniach Trójcy Anaica przekrzywiła głowę lekko. - Przecież wciąż jest miło – zaprotestowała śmiało. – Może nie do końca zgodnie z planem, ale miło. Jesteśmy na wodzie. Mamy lampion. – Uśmiechnęła się szeroko. Dla niej to naprawdę było takie proste. Potem, gdy były już dość daleko od brzegu, a Mary zaczęła rozsznurowywać buty – najwyraźniej gotowa spróbować propozycji Any – Laguerre rozpromieniła się i śmiało, bez krzty zawahania, rozebrała się do pasa, pozostając tylko w prostych figach. Nie zamierzała swojej towarzyszki do niczego zmuszać, gotowa była jednak dać jej ten impuls zachęty, którego być może tamta potrzebowała – okruch śmiałości, której Anaica miała czasem aż zbyt dużo. Starannie rozłożyła mokre spodnie w jednym krańcu łódki, przemoczone baleriny odstawiła obok i z cichym westchnieniem przyjemności przeciągnęła się leniwie. Wciąż nie do końca odnajdując się na chybotliwym pokładzie, z dużo większą ostrożnością niż zazwyczaj powierciła się w miejscu, by wreszcie rozłożyć w miarę wygodnie na ławeczce, rozprostowując nogi przed sobą. Odchylając głowę, zerknęła ku ciemnemu niebu i garści pierwszych, nieśmiałych jeszcze gwiazd. - Dlaczego właściwie jesteś tu sama? – spytała nagle, nim zdążyła ugryźć się w język. Uzmysławiając sobie potem bezpośredniość pytania, uśmiechnęła się przepraszająco. – Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz – zapewniła. – Po prostu byłam ciekawa. Jestem. Jestem ciekawa. – Przygryzła lekko wnętrze policzka, przyglądając się Mary przez chwilę, jakby w ten sposób mogła dostrzec w niej więcej – coś więcej niż śliczną twarzyczkę, coś więcej niż tę powierzchowną nieśmiałość, coś więcej niż całą masę wątpliwości, jakie dziewczyna zdawała się mieć. - Pytanie za pytanie - zaproponowała lekko. - Wciąż nie musisz odpowiadać na to poprzednie - zastrzegła. - Ale skoro już tu jesteśmy, równie dobrze możemy... - Wzruszyła lekko ramionami. - Pozdradzać sobie jakieś sekrety. Poopowiadać kompromitujące historie. Albo po prostu trochę lepiej się poznać. Ulubiony kolor, ulubione zwierzę, upragnione miejsce na wakacje. - Wymieniła parę pierwszych rzeczy, jakie przyszły jej do głowy i uśmiechnęła się. W ogóle dużo się dzisiaj uśmiechała. |