Witaj,
Agatha Rauschenberg
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1267-agatha-rauschenberg#12824
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1281-agatha-rauschenberg#13212
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1283-agatha-rauschenberg#13215
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1282-poczta-agathy#13214
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1284-rachunek-bankowy-agatha-rauschenberg#13216
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1267-agatha-rauschenberg#12824
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1281-agatha-rauschenberg#13212
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1283-agatha-rauschenberg#13215
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1282-poczta-agathy#13214
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1284-rachunek-bankowy-agatha-rauschenberg#13216
Agatha Rauschenberg zd. Yearwoodft.Esther Acebo

nazwisko matki Bover
data urodzenia 27.07.1947
miejsce zamieszkania Salem, Massachusetts
zawód prokurator / adwokat diabła
status majątkowy zamożny
stan cywilny mężatka
wzrost 173cm
waga 52kg
kolor oczu brązowe
kolor włosów blond
odmienność n/d
umiejętność n/d
stan zdrowia zdrowa
znaki szczególne znamię w postaci prostej kreski nad kostką

magia natury: I (0)
magia iluzji: II (5)
magia powstania: I (0)
magia odpychania: I (3)
magia anatomiczna: I (0)
magia wariacyjna: I (0)
siła woli: II (6)
zatrucie magiczne: 1

sprawność: 1
RZEŹBA: I (1)
charyzma: 25
AKTORSTWO: I (1)
DOWODZENIE: I (1)
KŁAMSTWO: II (6)
PERSWAZJA: III (15)
ROZPOZNAWALNOŚĆ: I (1)
SAVOIR-VIVRE: I (1)
wiedza: 21
HISTORIA: I (1)
JĘZYK ANGIELSKI: III (0)
JĘZYK ŁACIŃSKI: I (1)
LITERATURA: I (1)
POLITOLOGIA: I (1)
PRAWO: III (15)
RELIGIOZNAWSTWO: I (1)
ZARZĄDZANIE I EKONOMIA: I (1)
talenty: 9
CELNOŚĆ: I (1)
PERCEPCJA: II (6)
PRAWO JAZDY: I (1)
ZRĘCZNOŚĆ DŁONI: I (1)
reszta: 0


elementary school Freedom Trail Elementary w Bostonie
high school Beacon Hill Academy
edukacja wyższa Boston University - prawo / Harvard Law School (stopień doktorski)
moje największe marzenie to uznanie w oczach Kręgu, zaufanie i wstęp na salony / awans, przede wszystkim finansowy / obecnie rozważa też, czy nie poszerzyć swojej działalności również o edukacyjną (bo choćby chciała, własnej kancelarii założyć już nie może)
najbardziej boję się publicznego linczu / stracenia w oczach opinii publicznej / bankructwa
w wolnym czasie lubię myśleć, że mam jakikolwiek wolny czas / przeglądać gazetki plotkarskie dla odmóżdżenia / zakupy w dobrych markach odzieżowych
mój znak zodiaku to lew

I. KIM JESTEM?


Ludzie kochają bezczelność. Mogą ją publicznie potępiać, ale ostatecznie swój podziw skierują nie w stronę skromności, a wobec tego, kto był na tyle bezczelny, aby bezczelność okryć pięknymi szmatami i okrasić ładnym uśmiechem.
Ojciec także był bezczelny. I jeden, i drugi. Jeden zostawił matkę zaraz po tym, jak zrobił jej dziecko, bo przeraził się konsekwencjami. Teraz zapewne spija śmietankę z cycków jakiejś wynajętej lali, bo nie zmarnował sobie młodości w pieluchach. Drugi wziął matkę za żonę z dzieckiem u spódnicy i sam narobił jej trójki innych. Wraca do domu i leży, bo jest zmęczony pracowaniem na wielodzietną rodzinę. Ma na tyle bezczelności, aby dbać o własny zad i niewiele więcej. Piątki z piwem są święte, podobnie jak soboty z bilardem. Czego nie rozumiesz, kobieto?
Tylko matce zabrakło na tyle bezczelności, aby jednemu i drugiemu powiedzieć – nie. Nie uciekniesz. Ani ode mnie, ani w pracę, ani na piwo, ani na bilard.
Kiedy matka wychodziła za mąż, mała dziewczynka dreptała przed nią po ślubnym kobiercu, nieświadoma, że dopiero tego dnia tak naprawdę rozpoczyna się jej podróż. Nie będzie już tylko jej i mamy – za moment pojawi się ktoś jeszcze. Ojczym, a zaraz za nim trójka rodzeństwa. Była ich więc czwórka, a Agatha była najstarsza. Chodziła już wtedy do szkoły podstawowej, więc była wystarczająco dorosła, aby rozpocząć samodzielne życie. Przecież mama nie mogła poświęcać jej uwagi, kiedy musiała jedną ręką zmieniać pieluchy, drugą ręką karmić, a trzecią kołysać do snu i czwartą gotować obiad, a piątą jeszcze sprzątać. Agatka nie mogła przecież wymagać od niej zbyt wiele – choćby czystych, nowych ubrań, z których dzieci w szkole by się nie śmiały. Nie mogła wymagać, że pomoże jej w pokonaniu prześladowców i wysłucha płaczu, kiedy po raz kolejny wracała ze łzami w oczach i nienawiścią do świata w sercu.
Dzień, w którym jej pięść wylądowała w zębach jednego z tych chłopaków, który chodził za nią od lat i ją drażnił, był dniem, w którym zrozumiała, że nieważne jak długo będzie czekać, rycerz na białym koniu nie przyjedzie i nikt jej nie uratuje – bo nie jest księżniczką, bo świat tak nie działa, a bajki są dobre dla jej młodszego, raczkującego i śliniącego podłogę rodzeństwa. Dzień, w którym wybiła kilka mleczaków jednemu z uczniów był dniem, który pamiętała do dziś – bo to wtedy po raz pierwszy jej wściekła matka zjawiła się w gabinecie dyrektora i wtedy trzeba było wyjaśniać, skąd w dziewczynce tak wiele sił. Wyjaśnienie było proste, ale nie dla wszystkich.
Kiedy o swoim dziecku zapominają rodzice, jeden Ojciec pamięta o każdym z tych najmniejszych. W tamtej chwili, w której Agatha zrozumiała, że dar Lucyfera nareszcie przebudził się i w niej, przestała się bać. Może nie była przesadnie religijna (matka nie zaszczepiła w niej wystarczająco fanatyzmu, aby robić cokolwiek dla Lucyfera poza chodzeniem na czarne msze), ale wiedziała, że nie jest bezbronna.
Chwile spędzone w szkółce kościelnej wspomina jako jedne z tych lepszych, nawet jeśli dalekie były od sielanki. Dzieci pozostaną tylko dziećmi i w swojej naturze potrafią być bardziej okrutne niż niejeden dorosły. Wciąż odczuwała od niektórych, że jest gorsza, szczególnie, gdy nie wychodziło jej kolejne zaklęcie. Czarownicą była nader przeciętną, co doprowadzało ją do szału, ilekroć tylko się starała wspiąć na wyższy stopień. Widocznie Lucyfer przewidział dla niej inną funkcję – ale i do tego musiała dojrzeć, nim w chaosie dostrzegła pewien plan, pomysł na samą siebie.
Pomysł piekielnie trudny dla młodej kobiety z niezamożnego domu.  

Połowa lat sześćdziesiątych jeszcze nosiła w sobie wyraźne odbicie lat pięćdziesiątych z wyraźnym podziałem ról – mężczyzna ma zarabiać na rodzinę, podczas gdy kobieta tym ogniskiem domowym się zajmuje. Mężczyzna pracuje, kobieta żyje, aby wychować dzieci i ugotować obiad mężowi albo posprzątać w domu. Z plakatów propagandowych zieją twarze uśmiechniętych blondynek w princeskach i przewiązanym fartuszku, bo takie życie to przecież szczęście, a jak nie jesteś szczęśliwa, to coś z Tobą nie tak.
Agatha musiałaby być naiwna jak matka, aby sądzić, że może zaufać jakiemukolwiek mężczyźnie. Napatrzyła się na nieszczęście wystarczająco, aby wiedzieć, że wydrukowany na plakacie uśmiech jest sztucznie przywoływany na twarz, a gdy tylko się odwróci, odzywa się przemęczenie, nieprzespane noce, bóle stawów i nieszczęście.
To dość niepopularna opinia, ale co by było, gdyby kobieta sama za siebie odpowiadała, skoro nie może powierzyć swojego szczęścia mężowi?
Dziewczyny takie jak Agatha nie myślały o studiach. Szukały partnera, który zapewni im byt. Kiedy zakładały pierścionki zaręczynowe na palec, Agatha składała podanie o przyjęcie jej do uczelni, jakiejkolwiek, na kierunek dosłownie dowolny, ale miała nadzieję, że przyjmą ją na jeden. W cholerę ciężki, kompletnie zwariowany, który równie dobrze mógł okazać się klapą – ale sytuacje własnej bezradności wyryły się w jej pamięci zbyt wyraźnie, aby mogła naiwnie wierzyć, że inni naprawią świat za nią. Mężczyzna opuszczający ciężarną kobietę, mąż nieszanujący własnej dzieci, czy człowiek znęcający się nad drugim tylko dlatego, że ma gorsze ubrania. Nawet jeśli nie zmieni wszystkiego, będzie miała poczucie panowania nad sytuacją. Własnym życiem. Własnym losem.
To więcej niż przeciętna kobieta z niezamożnej rodziny może kiedykolwiek mieć. Czy choćby chcieć.
Więc kiedy otrzymywała list, że w rekrutacji dodatkowej jednak zadecydowano dać szansę młodej kobiecie, nie posiadała się z radości. Na Boston University została aż do końca magisterium.
W międzyczasie, co poniekąd wymuszone było programem, dostała się na praktyki do kancelarii adwokackiej. Możliwość ta pozwoliła jej na godne spłacanie kredytu studenckiego, specjalnie zaciągniętego, aby poradzić sobie na wymagającym kierunku bez znaczącego wsparcia rodziny. Możliwe, że jej właściciel miał jakieś profity z przyjmowania studentów, bo już nie był tak chętny, aby pozostawić ją w pracy. To był moment, w którym odkryła w sobie kolejny talent – talent do targowania się i skutecznej argumentacji. Wystarczyło jedynie wybadać, czego chciał i pociągnąć za odpowiednie sznureczki. Przy okazji też zaznaczyć, że nikt nie wykona pracy tak dobrze, jak ona.
To były pierwsze, raczkujące kroki w świecie negocjacji, od których zależy być albo nie być.
Te sznureczki zapewniły jej ciepłą posadę aż do egzaminu adwokackiego, a nawet i dłużej. Dzięki pracy mogła przyglądać się pracy na sali sądowej i uczyć się na żywym organizmie. Nie wykonywała może ważnych funkcji, ale czasem i spisanie głupiego protokołu okazywało się kształcące.
I mówiło wiele na temat ludzkiej natury.
Bezczelność była potępiana, ale nigdy tutaj. Tutaj, w świecie, do którego się wepchnęła, była dżungla. Kto lepszy ten lepszy. Kto bardziej skrupulatny, bardziej szczegółowy, bardziej otwarty i bardziej, cóż, nomen omen, bezczelny, ten wygrywa.
Skupienie na pozorach, pracy z umysłem i sztuka okłamywania go do granic możliwości natchnęła ją myślą, że może sobie pomóc przy pomocy... magii. Nie musi grać czysto. Mało kto gra czysto, wycierając sobie gębę sprawiedliwością, a ona, póki będzie miała białe rękawiczki na dłoniach, pozostanie bezkarna. Stąd zakiełkowało w niej zainteresowanie w kierunku magii iluzji. I choć może nigdy wybitną czarownicą nie była, powoli, skrupulatnie zapoznawała się z coraz nowszymi zaklęciami. Swój obecny poziom mogłaby określić jako "nieco powyżej początkującego", co już i tak jest dość zadawalające.
Praca w kancelarii przestała ją ostatecznie interesować. Miała nienajgorszą posadę, ale w hierarchii wciąż była nikim. Małpką, która się uparła utrzymywać na statku mężczyzn adwokatów i prokuratorów. Teraz małpka zdecydowała się zmienić właściciela i zakręcić wokół świeżo wybranego prokuratora, który przecież potrzebował asystenta. Jeszcze nie wiedział, że o wiele chętniej przyjmie na stanowisko… asystentkę. A to z kolei dokładnie ukształtowało jej zainteresowania oraz aspiracje. Obrońcy, naturalnie, byli pożądani. Jej jednak o wiele więcej przyjemności sprawiało wygrzebywanie brudów i plucie prawdą w oczy, szczególnie tym, którzy próbowali się wyłgać przed spotkaniem sprawiedliwości. Z prokuratorem pracowała prawie na równi, samodzielnie interesując się sprawami i oskarżonymi. Nie raz i nie dwa zdarzyło się, że wykopane przez nią asy przeważyły szalę Temidy na jego własną korzyść.
Odpowiednia praca magisterska, zdane egzaminy, a także posada za plecami wpływowego człowieka i jego szczere polecenia, czy też jawne poparcie i doskonałe referencje były wystarczającą argumentacją, aby mogła nareszcie zostać przyjęta w szeregi społeczności Harvardu. Chociaż zajmowało jej to lata i wymagało wykształcenia pewnej umiejętności perswazji, nie chciała wciąż kryć się za plecami wpływowych mężczyzn. To nie było jej miejsce. Wiedziała, że może więcej.
Harvard dał jej podstawę pod rozwój własnej charyzmy. Zaznaczył, że sala sądowa to tylko jedna z najmniejszych części pracy jako adwokat - tak naprawdę liczyło się wszystko, co tylko składało się na słowo: pozory. A więc od wyglądu, po zachowanie, dobre maniery, ładny uśmiech... przekonującą argumentację i pewność siebie. Wszystko to składało się cegiełka po cegiełce na coś, co inni zaczęli nazywać enigmatycznym słowem charyzma. A to i tak dopiero podłoże wobec tego, czego miała nauczyć się później, już po obronionym doktoracie.
Czas studencki zmieszany z niejawną pracą (w końcu dla profesorów Harvardu czas spędzony na uczelni powinien polegać jedynie na nauce) zaowocował znajomością dziwną i nieprzewidywalną, kiedy to w świecie pełnym niemagicznych, ale perfidnych ludzi poznała niespotykaną perełkę, nawet jeśli wyróżniała go jedynie odznaka federalnego i umiejętność posługiwania się magią. Był tak samo ambitny i tak samo zawzięty. Ich przekomarzanki nie wiedzieć kiedy przerodziły się w romans, a z romansu – w dwa paski na teście ciążowym.
Był to absolutnie najgorszy czas na zakładanie rodziny i osobista tragedia Agathy, bo właśnie obroniła stopień doktorski i dzięki nazwie szkoły dostała piękną posadę asystentki sędziego, a teraz dowiadywała się, że za kilka miesięcy będzie musiała zrobić sobie przerwę od idealnie toczącej się kariery. I nawet jeśli nie była przekonana do małżeństwa (w przeciwieństwie do jej wieku oraz matki, która wytykała jej staropanieństwo przy każdej możliwej sposobności), ostatecznie wyszła za mąż jeszcze zanim urodziła syna. W głowie wciąż miała historię swojej własnej matki i jej samotność, a potem trafienie pod skrzydła jakiegokolwiek frajera, któremu dzieciata kobieta nie przeszkadzała. Nie chciała powtarzać jej błędu. Na szczęście mężczyzna, za którego miała wyjść, nie okazał się skrajnym frajerem i nie zabrał nóg za pas, jak jej własny ojciec.
Wesela praktycznie nie było, bo w ciąży ciężko jest się cieszyć i tańczyć – cieszyła się i tańczyła za nią matka, bo przynajmniej w jednym udało jej się uchronić córkę i nie została panną z dzieckiem. Agatha zresztą wiedziała, jaki byłby to strzał wizerunkowy, toteż przyjęła nowe życie z całym bagażem i nowym nazwiskiem.
Niektórzy jednak widocznie nie są stworzeni do dzielenia życia z kimkolwiek innym.
Wybuchy namiętności, kłótnie i różnice działają przede wszystkim w filmach, lecz kiedy zetrą się ze sobą dwa silne charaktery, które nie chcą przyjąć ustępstw, ostatecznie rodzi się z tego cisza. Agatha przez następne miesiące urlopu macierzyńskiego, trzymając w ramionach liche ciałko swojego syna, czuła, że traci sama siebie. Dla wielu to szczyt marzeń i osobiste spełnienie – ona czuła, że staje się dokładnie taka, jak wszystkie inne, jak własna matka, która utknęła w pieluchach i gównach czwórki dzieci. Z całej tej sytuacji najbardziej szczęśliwa była babcia małego Erica – i babcia małego Erica ostatecznie skończyła jako jego niańka, bo młoda pani Rauschenberg stwierdziła, że nie poświęci siebie bardziej, nie stanie się kopią własnej matki i nie straci wszystkiego tego, na co ciężko pracowała.
Wróciła do pracy na zaledwie kilka miesięcy, nim uśmiechnął się do niej Lucyfer. Dosłownie.
Nigdy nie była przesadnie religijna, nigdy nie świętowała jakoś przesadnie, ale wiele się zmieniło od momentu, w którym to Kościół Piekieł złożył jej propozycję przyjęcia jej w szeregi adwokatów diabła. Wyszło to częściowo przypadkiem, bo zgłosił się do niej prywatnie klient, który nie chciał polegać na nikim z urzędu, a ją polecił któryś z dawnych profesorów. Odznaczyła się w pamięci jako dociekliwa, bezpośrednia i bezkompromisowa – dokładnie taka, jakiej potrzebowali na sali rozpraw, lecz nie po stronie oskarżonego, a po stronie, cóż, Kościoła.
Przyjęcie tej posady było zbyt oczywiste, aby mogła zakładać jakiekolwiek wątpliwości i dyskusje. Problem leżał w tym, że wiązało się z przeprowadzką z Bostonu do Salem, co było tym gorsze, że mąż nie mógł zmienić własnej pracy ot tak. Po dłuższych perypetiach i kłótniach stwierdzili, że dziecko wyjedzie razem z nią do Salem, gdzie zaopiekuje się nim babcia, a on pozostanie w Bostonie, ale będą się widywać.
Był to pierwszy gwóźdź do spisanego od razu na straty małżeństwa.
Kościół Piekieł podłożył jej idealny fundament pod dalszy rozwój, który rozpoczęła jakiś czas temu w Harvardzie. Nauka przekuta została w praktykę i ścierała się z rzeczywistością - na własnym, żywym organizmie mogła się przekonać, co działa, a co nie. Działał na pewno nienaganny wygląd i przekonujący uśmiech. Działała dociekliwość. Działała też bezczelność i bezkompromisowość.  To pod okiem prawa Lucyfera, przy szeregu wygranych, ale przede wszystkim przy tych kilku przegranych sprawach nauczyła się, jaką wartością jest kłamstwo i jak je wykorzystywać, aby wygrywać.
Chociaż nie. To zbyt upraszczające pojęcie. Tak naprawdę doceniła, jaką wartością jest prawda i w jak wielu obliczach można ją przedstawić. Wystarczył tylko odpowiedni dobór słówek, aby oprawca stał się ofiarą, odrobina wyobraźni, aby odebrać innym argumenty, i wyszukanie odpowiednich świadków dla poparcia własnej tezy. Było to wątpliwie moralne i zdecydowanie ryzykowne, ale zwykłe, nieinwazyjne czary również okazywały się przydatne. Co prawda atakowanie konkurencji w trakcie rozprawy zakrawało o głupotę, ale podrasowanie historii osoby, w której imieniu występowała przy pomocy, na przykład, niewielkiej dawki dodatkowej paniki, aby tylko wyglądać bardziej przekonująco nikomu nie zaszkodzi. Prawda? Porażki zaczęły przekształcać się w sukcesy, doceniane, a jakże, przez Kościół Piekieł w Salem.
I nie tylko Kościół Piekieł.
Trzy lata później Agatha była zbyt zajęta służbie Lucyferowi przy prawie kościelnym, aby zauważyć, że oficjalna separacja już na nią spadła, a mąż przestał się jakkolwiek starać. Ona też zapominała o rocznicach, urodzinach i ważnych datach. Łatwiej jej było przytoczyć artykuł kodeksu kościelnego o trzeciej w nocy niż w środku dnia przypomnieć sobie dzień rocznicy własnego ślubu. Zresztą, ani mąż ani syn nigdy nie byli dla niej jakąkolwiek motywacją. Najważniejszym było, że sąd i klienci byli z niej zadowoleni. Nareszcie, nareszcie była należycie doceniona i była wystarczająco przekonująca, była zbyt dobra, aby nikt nie próbował deprecjonować jej umiejętności.
W ostateczności syn poszedł do dobrej szkoły podstawowej i jedynie kwestią czasu jest, kiedy rozpocznie edukację w szkółce kościelnej. Poza pracą przy sprawach kościelnych, Agatha zajmowała się także rozprawami cywilnymi (czy też raczej po prostu nie dotyczącymi wierności Lucyferowi). A w ostateczności w tym roku spadł na nią największy zaszczyt – zaufanie mieszkańców i urzędników Salem sprawiło, że wybrano ją nowym prokuratorem.
Zaszczyt przyjęła należycie, jednak jak każdy zaszczyt – i on miał swoją cenę.
Kilka dni później otrzymała papiery rozwodowe.
Kiedy zazwyczaj sama stawała na sali rozpraw, niebawem będzie dobywać się pierwsza sprawa dotycząca jej samej.
I chociaż jeszcze ten czas nie nadszedł, być może niebawem zawiśnie nad nią dzień, w którym się obudzi i zda sobie sprawę z tego, że nie ma przy sobie dosłownie nikogo.
Agatha Rauschenberg
Wiek : 38
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Salem, Massachusetts
Zawód : prokurator / adwokat
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Witaj w Piekle!
W tym momencie zaczyna się Twoja przygoda w Hellridge. Zachęcamy Cię do przeczytania wiadomości, która została wysłana na Twoje konto w momencie rejestracji, znajdziesz tam krótki przewodnik poruszania się po Die Ac Nocte. Obowiązkowo załóż teraz swoją pocztę i kalendarz, a także, jeśli masz na to ochotę, temat z relacjami postaci i rachunek bankowy. Możesz już rozpocząć grę. Zachęcamy do spojrzenia w poszukiwania gry, w których to znajdziesz osoby chętne do fabuły.

I pamiętaj...
Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj.

  


Sprawdzający: Frank Marwood
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Rozliczenie

Ekwipunek


Aktualizacje
05.10.23 Zakupy początkowe (+100 PD)
12.10.23 Zakupy (-30 PD)
23.10.23 Osiągnięcie: Co do słowa (+10 PD)
05.11.23 Surowce: marzec - kwiecień
05.11.23 Zakupy (-200 $)
05.11.23 Osiągnięcie: Jak za darmo, to biorę; Poprszę wszystko (+35 PD)
05.11.23 Osiągnięcie: Siódme poty (+60 PD)
05.11.23 Zakupy (-49 $)
06.11.23 Zakupy (-300 PD)
05.03.24 Wydarzenie: Na rany Aradii (+10 PD)
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej