First topic message reminder : Mglista plaża Na całej długości Maywater ciężko jest znaleźć bardziej mistyczną i dziwną plażę niż ta. Krótki odcinek piaskowego wybrzeża otoczony jest z trzech stron skałami, a od strony nieba - gęstą mgłą. Niezależnie od pory roku zawsze panuje tu przenikliwy chłód raczej zniechęcający do spacerów. Pomimo to plaża ma swoich amatorów, najczęściej szukających ustronnego miejsca do oddania się samotności. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Nevell to jej największy kibic w pozostawaniu wiernej wyłącznie sobie i tego zawsze starała się trzymać, choć ostatnio absolutnie nic jej nie ułatwiało sprawy. Mistrzyni wciskania palców między drzwi, a futrynę nie zatrzymała na długo skutków całego rozpętanego bałaganu dla siebie – gdy tylko po raz ostatni wychyliła nos zza drzwi kamienicy Faustów, a ostatnie rzeczy znalazły swoje miejsce w domu rodzinnym Deckenów, plany zafundowania sobie choćby chwilowego spokoju runęły, jak domek z kart. Albo to jej naiwny optymizm kazał wierzyć, że wyprowadzka jest najtrudniejszym z kroków, jaki ją będzie czekał, albo jej los był już dawno przesądzony i wisiało nad nią ciężkie fatum. Szum w głowie spowodowany szeptami z końcem poprzedniego miesiąca co prawda ustąpił, a nawet pozostawił po sobie pustkę, ale to nie było wszystko, co krążyło wokół niej od czasu wylądowania w tunelach. Tę pustkę szybko zapełniły bowiem inne słowa, a nawet gesty – nie musiała długo czekać, przyroda nie znosi próżni i pokazała to po raz kolejny. Tę część swojego mrocznego sekretu uparła się jednak zabrać do grobu, a przynajmniej nie wspominać o tym więcej, niż konieczne dla zachowania spójności własnej historii. To, jak wiele ostatnio się u niej wydarzyło i ile z tych rzeczy mogło być w istocie powodem do niepokoju, zatrzymała w tej chwili dla siebie – najpierw sama musiała zrozumieć, co się tak naprawdę dzieje i czy jest się czym martwić. – Moriarty ustąpił bez walki. Może to i lepiej. Oszczędzi nam czasu na sali sądowej – powiedziała to, znów. I jak poprzednio, słowa pozostawiły na końcu języka cierpki posmak. Ile by nie przeprowadziła rozmów o okolicznościach i o tym, co ją czeka, obraz wyłaniał się jeden. Jeszcze mogła wyjść z tego z twarzą, ale jak wszystko, i to miało swoją cenę – bo odbywało się kosztem kogoś innego. Przywilej i przekleństwo. Tak czy inaczej to kwestia czasu, gdy rodzina uprze się na innego kandydata, co do tego nie miała wątpliwości. Przy całej swojej użyteczności, była kapryśnym balastem, do którego ojciec nie miał już cierpliwości. I wciąż mogła zostać powtórnie wydana. Zmusiła mięśnie twarzy do bladego uśmiechu. – To dużo dla mnie znaczy, naprawdę. Przez pewien czas będzie jeszcze… zabawnie, ale może z czasem… – spuściła głowę, podążając spojrzeniem za Bunniculą, której misją na dziś było przegonić z plaży każdą mewę, jaka tylko znajdzie się na drodze – Annika z każdym spotkaniem z nową osobą uczyła wdzięczne stworzenie, kto należy do jej stada, a także zwracała uwagę na wystarczająco przestrzeni do tego, by mała mogła być po prostu szczenięciem. Ale jak każde szczenię – i Bunnicula miała wyznaczone pewne granice. Te nieszczególnie obejmowały gonienie za ptactwem, ale zezwalała na to tak długo, jak w każdej chwili będzie w stanie ją odwołać. Jak dotąd szło nieźle. Kapryśna córeczka kapryśnej córeczki znała limity. I konsekwencje. – Dziękuję ci za to, Nev. Naprawdę, ale– Spojrzała na niego – po raz pierwszy zrobiła to na tak długo, odkąd weszli na tę plażę. Brwi niemal zbiegły się w wyrazie tęgiej zadumy. Od śmierci Michelle minął rok. Zaś od zaginięcia Maxa sześć lat, podczas których maman nie posunęła się w swojej żałobie choćby o krok, wciąż upierając się, że pewne rzeczy – i miejsca – powinny pozostać takie, jakimi pozostawił je środkowy z rodzeństwa. Nevell był odważniejszy, niż którekolwiek z nich – nawet Annika. – …Jesteś na to gotowy? To znaczy… Mam nadzieję, że nie będziesz czuł się z tym źle, jeśli ktoś inny od czasu do czasu się tam pojawi – wiedziała, nie musiał o tym wspominać. Wokół ich rodziny śmierć krążyła już wystarczająco nisko, a Anniki pogodzenie się z naturalną koleją rzeczy być może nigdy nie dobiegnie w pełni końca. Dobrze zna też smak przywiązania do każdego absurdalnego śladu po bliskich i pamięta doskonale, jak w rok po zaginięciu trudno było jej utrzymać na twarzy pieczołowicie dopracowywany makijaż i jak spektakularnie poległa w tych wysiłkach, gdy w połowie wieczoru zrozumiała – na swoim ślubie zatańczy tylko z jednym bratem. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka we Flying Dutchman
Nevell Bloodworth
ANATOMICZNA : 10
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 8
TALENTY : 13
Nevell miał gdzieś z tyłu głowy, że decyzja, którą podjęła ciocia Annika wbrew pozorom wymagała odwagi i na swój sposób deptała idealne ramki tradycji pożądanej przez rodziny przynależące do Kręgu. Sam spostrzegał to w jakimś stopniu jako relikt przeszłości, trudny do ruszenia i poddawania zmianom, nawet jeśli kruszał pod wpływem obróbki czasu — nie pozostał przecież nietknięty. Z drugiej jednak strony ciężko było przed tym uciec, nawet jeśli jako flagowy przykład niezależności, który Nevie od zawsze podziwiał to ciocia Penelope Bloodworth, oddająca ich nazwisku wiele i dysponująca niebagatelnym doświadczeniem. Jego własna matka sama próbowała złapać kontrolę nad swoim potencjalnym zamążpójściem, nawet jeśli miał on charakter prośby, która mogła spotkać się z brakiem zainteresowania, ale postawiła na dobrą osobę. Ciocia Annika poszła jednak o krok dalej, podjęła decyzję o rozstaniu, a to mogło podnosić falę nieprzychylnych komentarzy, o które nikt nie prosił, jednak Nevie wychodził z założenia, że wiedziała co jest dla niej najlepsze, więc ufał jej w tym bezgranicznie. Skrzypek wychodził z założenia, że nawet jeśli miałby być jedynym świetlikiem w ciemności, który może dałby jej to minimalne wsparcie, ale wolał trzymać się kurczowo myśli, że to zawsze coś. — Skoro tak, to nie będzie wadził i utrudniał. Jeśli nie chciał walczyć o tę relację, to wiele mówi — odpowiedział rzeczowo Nevell Bloodworth, jednak zupełnie nie czuł się kompetentną osobą do wyrażania takich osądów, zwłaszcza, że i tak było jasne jak słońce, że nieważne, co by się działo: on i tak będzie stał murem za Anniką. Sama po trosze obudziła w nim w młodym wieku ten odruch; może odrobinę podsycany przez nieżyjącą już matkę Neviego. Nie ulegało jednak wątpliwościom, że student medycyny obstawał za tym, że ostatnie czego potrzebowała przy takich zmianach i zawirowaniach życiowych to stres na sali sądowej, a także zdarte nerwy przy potencjalnym darciu kotów. — Teraz na skrzypcach mogę grać tylko dla ciebie — dodał, posyłając jej lekki uśmiech i zerkając na nią nieco wymownie, jednak tak naprawdę starał się chociaż odrobinę poprawić jej humor. Oczywiście, że nawiązywał poniekąd do tego, że grał na skrzypcach na ślubie młodej pary. Młody Bloodworth z kieszeniami wbitymi w czarny płaszcz przy wietrze bawiącym się kosmykami jego włosów, utkwił wzrok w pędzącej po plaży z miejsca w miejsce Bunniculi przepędzając mewy. Sam ten widok dołożył cegiełkę do tego, że uśmiech skrzypka pogłębił się odrobinę, poświadczając kolejny raz, jak dużą słabość ma do wszystkich żyjątek. Ciekawiło go, czy wybawiona Bunnicula zużyje swoją energię tą bieganiną za ptactwem, pokazując im gdzie ich miejsce. — Wierzę, że dasz sobie radę i będę się modlił gorliwie do Lilith, aby wyjątkowo nad tobą czuwała — powiedział bez większego namysłu Nevell, pozwalając sobie na swobodę, na którą mógł pozwolić sobie w kontakcie z ciocią Anniką, która nigdy nie maglowała go pytaniami i nie poddawała w zwątpienie tego, co mówił. Do tego zawsze mógł na niej polegać. Ich spojrzenia się przecięły, gdy wypowiedź jeszcze pani Faust urwała się w połowie i została podjęta z wahaniem. To wciąż był dla studenta medycyny świeży temat, nawet jeśli wszystkie pamiątki i zdjęcia zostały pozamykane w kartonach, a następnie wsunięte do szaf, gdzie pozostały wiszące sukienki Michelle i uszyte samodzielnie ubrania jego Augusta. Trzy miesiące od tej tragedii spędził po wypisaniu ze szpitala w potężnym domu Bloodworthów położonego na Broken Alley pod czujnym okiem cioci Penelope i innych członków rodziny. — Czasem nocuje u mnie mój przyjaciel, więc to wcale nie aż taka nowość — ominął zręcznie fakt, że nie sypiał w sypialni jego rodziców i że do owego przyjaciela miał nieco bardziej zawiłe emocje niż w pierwszym odruchu chciał zdradzać. Młody Bloodworth westchnął, bo o ile przeszkadzało mu myszkowanie Pana Ravencrofta w tamtym pokoju, zawijanie się w ścignięte pazurami z podskoku tkaninach, to bardziej za złe miał możliwość niszczenia tych rzeczy i sam fakt, że tego wrednego kocura nie chce tam widzieć. Nevie był na tym etapie pogodzony ze stratą i wydawało mu się, że teraz po upływie czasu radził sobie z tym całkiem dobrze. — Zresztą jeśli nie przełamię tego teraz, to kiedy i jaki właściwie cel miałoby odwlekanie tego? Przecież oni nie przekroczą już tego progu i dobrze o tym wiem, bywam dość często na magicznej części cmentarza. Poza tym, że to może świadomość nieuchronności, z którą oswaja się Bloodworthów, po prostu chciałbym czasem spędzić z tobą czas. Nawet jeśli uprę się na wyciągnięcie cię do kina. |
Wiek : 21
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : student medycyny
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Zawsze coś już przerastało najśmielsze Anniki oczekiwania. Z czasem potrzebnym na zaadaptowanie się w nowej rzeczywistości i w oczekiwaniu na konsekwencje podjętych decyzji dowiadywała się bowiem, że ma wokół siebie większe wsparcie niż kiedykolwiek gotowa byłaby w takiej sytuacji oczekiwać. Mogłoby to oznaczać, że wszystko było dzięki temu łatwiejsze, ale— Nie do końca. Nawet cała rzymska kawaleria u jej boku nie zmieniała faktu, że największe walki — bo te ze sobą — będzie zmuszona stoczyć sama, bez niczyjej pomocy. O tę nigdy nie umiała poprosić. — Może też nie jestem tak łatwa do zniesienia, jak mi się wydaje — zdanie okraszone uśmiechem, jaki w pewnych warunkach można było uznać za niewinny przytyk do własnej niedoskonałości. Ale kobiecie, jak ona, daleko było do niewinności — i to nie tylko w oczach ludzi. Długo pozostawała na to ślepa i głucha, a jej natura od początku nie była tym spokojnym i nudnym wyrazem akademickiej powagi, jakie odgrywała w kamienicy Faustów i w murach Uniwersytetu — niczym teatr. Od dziecka chłonęła opowieści, a już wtedy zapatrzyła się w prababkę Margriet, dowodzącą swoją załogą i przemierzającą ocean nawet z dzieckiem przy piersi. Jak mogłaby być kimś innym, kiedy wciąż marzyło jej się zapakowanie swojego życia w jedną, małą kajutę i obserwowanie niezmierzonego błękitu, wsłuchiwanie się w jego szum, jak w muzykę. A gdy już o muzyce mowa... — Zawsze chętnie posłucham, jak grasz — na krótko objęła go, głaszcząc plecy. Do serca Anniki prowadziło kilka dróg — jedną z nich była właśnie muzyka. Nie potrafiła zagrać na niczym, zawsze chętnie za to wsłuchiwała się w talenty innych. Jak wtedy — bo na występ Nevella przeznaczyli kluczowy moment ceremonii i choć z początku Annika nie życzyła sobie angażować członków rodziny w tę stronę organizacji — wychodząc z założenia, że powinni wyłącznie zająć się świętowaniem tego dnia — to młody Bloodworth sam zaoferował się jako oprawa muzyczna, a w końcu przekonał do tego także Annikę. — Dziękuję. Sama też to robię, kiedy tylko znajduję czas. Kobieta kobietę zrozumie… Mam nadzieję — Anniki występek przeczył dogmatom o nierozerwalności raz zawartego małżeństwa, a przez to był niemile widziany przez Kościół. Kwestią czasu będzie stanie się ofiarą kościelnych plotek, choć jeszcze nie teraz — na dziś wieść ta pozostawała wyłącznie w bardzo ścisłym gronie. Przede wszystkim ta o krokach, które zamierza podjąć Annika, by zburzyć nieświęty spokój tej mieściny. O to toczył się w tej chwili bój największy. I niezbyt wyrównany. A od Anniki wymagało pozostania wzorem cnót w okresie jej życia, gdy jedyne, na co miała ochotę to zapomnieć o wszystkim, zatracić się. W czymkolwiek. W kimkolwiek. Poczuć coś więcej, niż lęk — ten zawsze lokalizował się w okolicy mostka. Przypadkowo w tym samym miejscu, gdzie Piekło wypaliło jej magiczne znamię. Jakby od zawsze przeznaczone jej było przeżywać to właśnie w taki sposób. — Cieszę się, że masz kogoś, kto jest przy tobie częściej, niż ja — ktoś z naprawdę dobrym słuchem mógłby w tej wypowiedzi wysłyszeć pewien wyrzut sumienia, choć w istocie nie o to Annice chodziło — naprawdę cieszył ją fakt, że Nevell ma się kim otoczyć, gdy bywa trudniej i nie musi — ba, wręcz nie powinna — doglądać go w każdym momencie jego życia. Sama by sobie tego nie życzyła. — Tak, masz rację. Czasem zapominam, że Bloodworth ma wszelkie powody do tego, by podchodzić do śmierci inaczej — mniej dramatycznie, w końcu był oswajany z jej obecnością od dziecka. Zamyśliła się na moment — może, gdyby jego propozycja padła nieco wcześniej, uniknęłaby bardzo krępującego poranka kilka dni temu. To tego zaś ostatnio wracała w głowie częściej, niż sobie tego życzyła. Z drugiej strony zaś— Sapnęła, zirytowana. Nie chciała teraz o tym myśleć. Bunnicula zdawała się nie tracić energii ani przez moment — właśnie grzebała łapami w piasku — te w ciągu zaledwie półtora tygodnia urosły tak, że stały się już pełnoprawnymi narzędziami destrukcji, o czym może zaświadczyć kilka odrapanych paneli w pokoju i jeden zniszczony dywanik. Kolejne dwa miesiące i zdobędzie uprawnienia naczelnego kopacza grobów. Ale bestii Annika nie zamierzała oddawać nikomu — choć matka patrzyła na stworzenie krzywo, a raz wprost zasugerowała, że może powinna pomyśleć nad pozbyciem się barghesta. To prawdziwy cud, że po tych słowach u ich stóp skonał tylko jeden talerz. — Poszłabym na cokolwiek z dużą ilością sztucznej krwi — dodała po namyśle. Tyle w kwestii kina — Annika słynęła z niewygórowanych wymagań. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka we Flying Dutchman
Nevell Bloodworth
ANATOMICZNA : 10
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 8
TALENTY : 13
Może też nie jestem tak łatwa do zniesienia, jak mi się wydaje — Nevell momentalnie porzucił obserwowanie widoków charakterystycznych dla Maywater, przemknął nim przelotnie po Bunniculi płoszącej ptaki ( — Jeśli ktoś nie docenia tego, jaka jesteś i miałoby się to sprowadzać do znoszenia, to zasługujesz na coś o wiele lepszego. — Bloodworth zdawał sobie sprawę, że były to mocne słowa, zwłaszcza gdy padały ze strony kogoś, kto nie mógł wykazać się podobnym doświadczeniem życiowym. Był również świadom tego, że w tradycjonalistycznym spostrzeganiu Kręgu – rozwód stanowił powód do zawstydzania, a w układzie nawet jeśli nieszczęśliwym należałoby trwać w imię idei. Inaczej w cenę samostanowienia i nie podejmowania decyzji w obrębie pudełka, należało liczyć się z plotkami, od których mogły czerwienieć uszy. Tyle że Nevie jako ostatnie chciałby oglądać, aby ciocia Annika usychała z tytułu bycia nieszczęśliwą. To doświadczenie mogło zostać równie dobrze zbroją, która umocni z czasem jej pewność siebie, a wszelkie pogłoski zaczną po niej spływać jak po kaczce. Skrzypek wolał trzymać się tej myśli, a jako pewnik stawiać silny charakter swojej cioci. Być może z czystej przyzwoitości nie przekaże w przyszłości Annice plotek, które dotrą do niego pocztą pantoflową, choć w wersji na papierze, że Johan zrobił dziecko jakiejś koleżance Cecila. Bloodworth nie uzna za zasadne, aby zawracać cioci głowy tymi rzeczami, nie kiedy jej rozwód będzie tuż-tuż. Słysząc aprobatę wobec propozycji, zagrania czegoś na skrzypcach — Nevell uśmiechnął się jedynie w odpowiedzi. Powstrzymał się przed żartem, który cisnął mu się na usta, dotyczący tego, że dorabiał sobie w zakładzie, grywając niekiedy na pogrzebach w ramach pożegnania czyichś bliskich, bo przecież cioci Anniki nie zaprosiłby na takie wydarzenie. Kameralny występ w mieszkaniu, które odziedziczył po zmarłych rodzicach, nie mogło zagwarantować tak odpowiedniego nagłośnienia, jak mury kościoła, ale to nadal coś. — Nie jestem już dzieckiem, które musisz doglądać — mruknął z rozbawieniem w głosie, choć dosłyszał w głosie cioci Anniki subtelną nutkę żalu. Każde z nich było w końcu dorosłe i mieli na głowie swoje obowiązki, a także kąsające zmartwienia. — Muszę sobie jakoś radzić. Teraz musimy wybrać dogodny termin, który nie koliduje z naszymi grafikami — dopowiedział Nevell z perlistym śmiechem, zerknąwszy na Annikę. Ciocia miała na głowie pracę na uczelni, a on poza uczelnią i uczeniem się, dorabiał sobie w zakładzie pogrzebowym, mającym monopol na ten biznes. Zawsze zręcznie przemilczał sprawy dotyczące kowenu, choć w trakcie spotkania z Anniką nie wiedział jeszcze, że początkiem maja Lilith we własnej osobie wręczy mu powody do zwątpienia. — Mój przyjaciel po wypadku zaczął tworzyć dla mnie komiksy, więc mogę ci je pokazać. Myślę, że mogą ci się spodobać — zaproponował pogodnie, gdyż Cecil do dzisiaj kontynuował ten projekt, czyniąc z Pana Ravencrofta największego antagonistę serii. Poza tym ilustrator tworzył mu najlepsze rysunki z zakresu anatomii, a zdarzało mu się również tworzyć dla Bloodwortha notatki, gdy na już musiał znaleźć się poza murami uczelni, a przekaz z wykładów bywał na wagę złota. To, że z Fogartym od lat łączyło chyba coś, co rozmywało granice przyjaźni, nie zamierzał w ogóle wspominać. — To skutek ekspozycji — stwierdził spokojnie skrzypek, wzruszywszy do tego ramionami. Tematyka śmierci zdawała się dla Bloodwortha naturalną koleją rzeczy, czymś zwyczajnie nieuniknionym. Nie każdy jednak miał okazję oglądać w takim natężeniu oblicza osób zmarłych, ulokowanych w trumnie w sali pożegnań, co on. Często przecież snuł się po cmentarzu, choć w odległości, gdzie mógł dosłyszeć wołanie swojego imienia – taka była niepisana zasada między nim, a rodzicami. Nevell nie mógł jednak przyznać podobnego poziomu oswojenia się ze stratą w przypadku babki Denise van der Decken (zd. Kepler). Być może łączone zaburzenia osobowości utrudniały jej pogodzenie się z tym, dlatego szukała winnych w miejscu, w którym zwyczajnie nie wypadało tego robić. — Brakuje mi ich, ale jestem świadomy, że nie jest to coś, na co mam jakiś wpływ. — Jedynie będzie mógł pojawić się nad ich grobem, najpewniej w towarzystwie Cecila Fogarty’ego. Kiedy trwał pogrzeb Michelle i Augusta, Nevell wciąż znajdował się w szpitalu w Salem. Skutki powypadkowe były na tyle uciążliwe i utrudniające normalne funkcjonowanie, że to najlepszy przyjaciel studenta medycyny przemycił mu dużo informacji z samej ceremonii. W tamtym czasie miał w sobie wiele żalu, poczucia niesprawiedliwości i rozpierającego smutku, jednak te z czasem rozłożyły się na czynniki pierwsze, tracąc na swojej wyrazistości. Czasem zastanawiał się, czy byłyby w stanie zagrać na ich pogrzebie marsz pogrzebowy. — Zorientuję się, co obecnie leci w kinach i może wspólnie zdecydujemy? Te kryteria nie wydają się trudne do spełnienia. — Bloodworth posłał jej szeroki uśmiech; łapanie każdej możliwej chwili z ciocią Anniką, prezentowało się jako coś, co należało czynić. |
Wiek : 21
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : student medycyny
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Plaża tak bardzo otulająca poczuciem prywatności popycha do wynurzeń, a młody barghest popycha jeszcze bardziej granicę wytrzymałości swoich łap i zębów, chwytając nimi jakiś wykopany korzeń, który powarkując, szarpie. W tym miejscu pozornie dzieje się niewiele, ale gdzieś głęboko pomiędzy ziarenkami piasku ktoś wcisnął odwagę, której część Annika odnajduje na własny użytek. Jeszcze nie wszystko stracone, wielu ludzi mimo mnóstwa zastrzeżeń co do ich prowadzenia się, jakoś funkcjonują, rozwijają kariery, cieszą się życiem rodzinnym i próbują przetrwać. Żadne rozstanie nie jest końcem świata — nawet tak huczne i niewątpliwie kontrowersyjne. Pół twarzy rozświetlił pogodny uśmiech, gdy drugie pół jeszcze na moment pozostało w czarnych myślach. Nie będzie się kryć za fałszywą skromnością, kiedy niejeden raz myślała o tym, że owszem — zasługuje na więcej. A przynajmniej na prawdę — z terminem dostawy krótszym o pięć lat. Swoboda, jakiej zaznała u Faustów miała przecież taką jedną, malutką cenę. — Niewątpliwie, ale kiedyś podjęłam złą decyzję — to fakt — a teraz przeżuwa jej do bólu gorzkie i łykowate konsekwencje — Moriarty również, ale na koniec dnia zostaniemy z nich rozliczeni — i wszystko zależeć będzie od tego, jak wiele dowodów zbiorą na poparcie swoich słów i jak daleko się posuną, by w jak najgorszym świetle przedstawić drugą stronę. Czy nie tak to właśnie działa? Jednocześnie, trwanie w imię wyższej idei w czymkolwiek, co jej nie służyło, nie miało dłużej racji bytu. A jednak, Annika również podziwiała Penelope, że potrafiła się przeciwstawić życzeniom rodziny — nawet, jeśli ona miała w tym względzie łatwiej. Panna van der Decken znana była ze swojego uporu, powinna więc postawić się bardziej — wtedy ich dzisiejsza rozmowa wyglądałaby zupełnie inaczej. — Nie jesteś — tym razem uśmiechnęła się całą twarzą. Nie jest już dzieckiem, ona również — nie dzieli ich aż tak wiele lat, ale w kwestii życiowych doświadczeń rozminęli się już dawno temu, choć życiorysy obojga znaczyła jakaś strata. Zyskanie kogoś w zamian brzmiało jak należna sprawiedliwość — jeśli będzie trzeba, przesunę coś mniej ważnego — kalendarz Anniki potrafi być zaskakująco elastyczny, gdy chodzi o spotkanie z kimś, z kim szczególnie pragnie dzielić czas, nie było więc w tym żadnej przesady, kiedy wspomniała o wykopaniu czegoś z grafiku — inną sprawą jest, że końcówka miesiąca wykopie większość kalendarza za nią. Jeden z najgorszych tygodni jej życia zaledwie o kilka dni poprzedzi wiadomość, którą Nevell tak skrzętnie ukryje przed Anniką. Nie będzie go za to winić — bo awantura jaką z tej okazji urządziłaby Johanowi, zburzyłaby Maywater raz jeszcze. — Teraz jestem mocno zaintrygowana — zarówno komiksem, jak i zmianami w życiu Neva, o których między wierszami dowiadywała się wystarczająco dużo — a wystarczało jej to, że dzieje się dobrze. Że coś wywołuje w nim radość. I że nie pozostaje za długo w ponurej stagnacji, jaką śmierć najbliższych potrafi sprowadzać na ludzi — taką, jak śmierć—nie śmierć sprowadziła na jej matkę. Może gdyby tylko była z Bloodworthów… Wszystko mogłoby wyglądać inaczej — wszystko już byłoby domknięte i zakończone. Chociaż… — Cieszę się, że oprócz liczenia na rodzinną ekspozycję, po prostu myślisz o sobie — łatwo można się zapędzić w liczeniu tylko na własny charakter, bo nawet najtwardsze mogą czasem skruszeć. Annika odniosła wrażenie, że wiele przymiotów Bloodworthów rzeczywiście nie zniosło jednej, zasadniczo prostej próby, kiedy zdecydowali się tak szybko pochować Michelle i Augusta, nie czekając, aż Nevell dojdzie do siebie. Za dobrze znała ten rodzaj desperackiego zaklinania całego świata, że wszystko jest pod kontrolą. Z perspektywy czasu nadal uważa, że popełnili wtedy wielki błąd, że nie pozwolili synowi należycie pożegnać rodziców. Nie wspomina o tym, by — zgodnie z własnym zwyczajem — pogrzebać przeszłość i zająć się tym, co czeka jutro. — The Stuff wygląda szczególnie okropnie, a jeszcze go nie widziałam — i nie jest pewna, czy Nev ma wystarczająco samozaparcia, by spędzić z nią czas i pójść akurat na coś takiego. Czasem naprawdę bywa trudna do zniesienia. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka we Flying Dutchman
Nevell Bloodworth
ANATOMICZNA : 10
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 8
TALENTY : 13
Powarkiwanie małej barghestki i zacięcie w siłowaniu się z wykopanym korzeniem na chwilę ściągnęło na siebie uwagę, a także spojrzenie studenta medycyny. Beztroska i ciekawość wszystkiego, co stanie na jej drodze, sprawiało, że kąciki ust Nevella unosiły się w mimowolnym uśmiechu. Bunnicula budziła w skrzypku sympatię, choć dopiero się z nią po prawdziwe zapoznawał. Daleko jeszcze tym początkom było do jego oczarowania, jakim obdarzył Picasso — białego królika należącego do Cecila Fogarty’ego. Nevie miał tendencję do rozpieszczania go, podając Pico smakołyki, gdy tylko ilustrator nie patrzył. Pan Ravencroft przegrywał jednak ten wyścig z kretesem i z uroczym Picersem i z żywiołową Bunniculą. Nevell chciał upatrywać w powrocie cioci Anniki przynajmniej minimalną szansę na to, że przeprowadzka do Maywater pozwoli jej złapać oddech i przygotować się do rozprawy rozwodowej, która w tym przypadku wydawała się nieunikniona. Bloodworth zawsze wolałby, żeby któryś z członków jego rodziny był szczęśliwy i zadowolony ze swojego stylu życia niż uwikłany w coś, co przypominało pętlę na szyi. Wspierał więc w podjętej decyzji, niezależnie jaka by ona nie była, Annikę, choć z drugiej strony wiedział, że na ciekawskoś innych czy znalezienie się na czyichś językach w ramach plotek — po prostu sobie nie zasłużyła. — Poradzisz sobie — odpowiedział ze spokojem Bloodworth, odnosząc się do rozliczenia obojga na wokandzie sądowej. Ciocia Annika miała nie tylko dar do snucia opowieści, które w dzieciństwie zapalały ogniki ekscytacji w oczach Nevella, lecz potrafiła skutecznie walczyć o swoje. Ta umiejętność postawienia się i walczenia o siebie okazywała się wyjątkowo istotna. A nuż na sali sądowej stres zostanie stłamszony przez doświadczenie przemawiania przed innymi w uczelnianych budynkach. — Na pewno nie będzie to przyjemne przeżycie, ale wierzę, że Lilith cię w tej walce wspomoże. — Bo w końcu jeśli nie Annika to kto? Któż inny miałby połamać sztywne konwenanse, za którymi przykrywano może i więcej nieszczęść wynikających z przymuszania do ożenku czy zamążpójścia. Utarcie pewnej drogi zawsze wymagało pierwszych śmiałków i to nigdy nie szło gładko, bez oporu społecznego. Nie bez przyczyny występował nacisk na młodych wychowanków Kręgu i poniekąd liczył się szybki czas, coby to odhaczyć ten tradycjonalistyczny obowiązek i dokonać pewnej transakcji pomiędzy danymi rodzinami. Nawet jeśli na koniec dnia piękne fotografie z zaślubin okazałyby się długofalową pomyłką, która ciągnęłaby się latami, tworząc coraz głębsze pęknięcia. — W takim razie coś wspólnie pomyślimy i wtedy opowiem ci więcej. Mój grafik bywa sztywniejszy, ale to już urok studiowania w pełnym wymiarze, dorabiania w zakładzie pogrzebowym i grywania od czasu do czasu na ceremoniach pogrzebowych. Nevell przygryzł dolną wargę, tym samym powstrzymując się przed powiedzeniem czegoś więcej. Cieszę się, że oprócz liczenia na rodzinną ekspozycję, po prostu myślisz o sobie, aż za dobrze wiedział, że Hiram Laffite nigdy, by się z tym nie zgodził. Tyle że z jego zdaniem Bloodworth nie liczył się wcale, udowadniając mu w znacznym stopniu, że na szacunek i uznanie należało sobie zapracować, a nie oczekiwać go bezpodstawnie. Przedstawiciel rodziny dyplomatów miałby wyuczać jego? Nie byli spokrewnieni i Laffite myliły się miejsca, zresztą nawet Michelle nie lubiła Hirama. Zapewnienie po wypadku jednoosobowej sali szpitalnej dla samego Nevella nic nie znaczyło — ot, było miłym gestem, który na koniec dnia miał odciągnąć od niego pytania i spojrzenie ciekawskich w Salem, jednak czy to było jakkolwiek istotne w tragedii, którą wówczas doświadczył? — Więc to już oficjalne, wybieramy się na The Stuff. — Nevie posłał jej wymowne spojrzenie i wesoły uśmiech. Nevella jako naczelnego miłośnika Halloween nie trzeba było namawiać na horrory, lubił znajomy dreszczyk pędzący wzdłuż pleców, kiedy na ekranie budowano klimat grozy i bawiono się strachem. |
Wiek : 21
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : student medycyny
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Nie wątpi, że sobie poradzi. Za to z całą pewnością nie poradziłaby sobie dłużej z ukrywaniem samotności za tą kruchą fasadą, której jedynym spoiwem była kiedyś wspólna pasja. Z tej fasady nie pozostało już nic, jakby ktoś całe lata temu ustawił na sobie cegły, zapominając o zaprawie. Jakby z całego oceanu powodów do zawarcia tego związku został już tylko ocean. A z nim pojawiająca się w Annice potrzeba zawieszania pustego spojrzenia na horyzoncie i walka z kompulsywną myślą o zrobieniu tego jeszcze jednego kroku, który zakończy wszystko. Wybrała ucieczkę, która ostatecznie przyniesie znacznie mniej szkód — co najwyżej pociągnie na dno czyjś wizerunek w oczach innych. — Będę się o to modlić — do Lilith. Do Lucyfera. Przede wszystkim zaś będzie prosić o wstawiennictwo samej Aradii, by zaufała jej wyborom tak samo, jak wieki temu powierzyła swoją misję ich wspólnym przodkom. Morska sól we krwi Bloodwortha jest czymś nieco innym, niż ta płynąca przez żyły Anniki, ale Michelle zaszczepiła w chłopcu fascynację, której echa pani Faust nadal w nim dostrzega, mimo upływu tylu lat i niemal pełnego roku bez matki u boku. Wie, że ma w tym swój udział. Dłoń Anniki odnalazła tę należącą do siostrzeńca, by spleść ich palce w mocnym uścisku. Kontakt fizyczny wydusił wreszcie z jej płuc długi wydech przepełniony ulgą, że mimo beznadziejnego położenia i skandalicznej decyzji, znajdzie w kimś oparcie. To, czy zamierza z tego oparcia korzystać, jest osobną kwestią. Świadomość wystarczy. Jest lekarstwem na samotność. — Będę czekać na wiadomość i nie martw się o mnie. Wszystko będzie dobrze — zdobyła się jeszcze na lekki uśmiech, podskórnie wiedząc, że najgorsze dopiero przed nią. Zbieranie dowodów, dobieranie zaufanych świadków i stos papierów nie przeraża jej tak bardzo, jak utrzymywanie tej równie papierowej fasady, pod którą najchętniej sama podłożyłaby ogień. Jeszcze w tym polegnie i będzie przyglądać się pogorzelisku, ale teraz— Teraz towarzyszą im tylko fale i przybrzeżny chłód nie zapowiadający niczego, co jeszcze ma się wydarzyć. Teraz jest tylko ramię przy ramieniu i psi nos oblepiony mokrym piaskiem. Teraz jest tylko spokój, którym pani jeszcze–Faust zamierza nacieszyć się na zapas. / Annika z tematu |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka we Flying Dutchman
Nevell Bloodworth
ANATOMICZNA : 10
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 8
TALENTY : 13
Bloodworth bardzo chciałby mieć moc sprawczą, aby nastawić się na to, co przyszłość mogła przynieść i jakkolwiek się na to przygotować mentalnie. Fala przyczajonego stresu w życiu cioci Anniki i nagłe znalezienie się na językach lokalnej społeczności, wypatrującej na horyzoncie kontrowersji na tle uklepanej tradycji, jednak to wciąż stanowiło nierozerwalny element pójścia pod prąd. Jedyne co Nevell mógł zrobić, to być i wspierać ją w podjętych wyborach, a te doświadczenia powinny w ostatecznym rozrachunku uodpornić ją wobec nadchodzących wyzwań. Po burzy przecież zawsze przychodzi upragniona cisza i spokój. — Oby ta modlitwa niosła za sobą ukojenie — dopowiedział Nevell, jednak nie wtrącał, że najsłuszniej byłoby się modlić do Matki Piekielnej. Nie raz i nie dwa poczynił na coś podobnego nacisk przed ciocią Anniką. Tyle że nawet Bloodworth potrafił ocenić moment, zwłaszcza taki, gdy nie wypadało stawiać na piedestale konkretnego przedstawiciela bądź przedstawicielkę trójcy wyznawanej w równym stopniu przez Kościół Piekła. Student medycyny dotychczas wszelkie gorliwe modlitwy składał do samej Lilith, które po spotkaniu z nią twarzą w twarz nie przejdą mu już przez gardło. Ani na mszy, ani później. Z kolei Aradia pojawiała się w matczynych legendach o van der Deckenach i choćby z tego względu okazywała się tak ważna, to przecież jej czarownicy zawdzięczali dostęp do swoich magicznych talentów. To, że te opowieści w efekcie pobudzały dziecięcą wyobraźnie Nevella i w linii prostej skierowały go na fascynację o znalezieniu się na statku, a przynajmniej… do momentu aż się na nim faktycznie nie znalazł i okazało się to szokująco nudne. Skrzypek skinął jedynie głową, nie mając nic istotniejszego do powiedzenia, a chcąc dać dodatkowe zapewnienie dla cioci Anniki, czując przyjemne ciepło splecionych palców. Wyjątkowym pocieszeniem było to, że mieli w sobie oparcie i mogli na siebie liczyć. Nie było szczególną tajemnicą, że to właśnie Annika byłaby jednym z pierwszych wyborów, gdyby Nevell znalazł się w jakiejś kryzysowej sytuacji. z tematu dla Nevella |
Wiek : 21
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : student medycyny
Melusine Lanzo
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 156
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 10
TALENTY : 23
27. maja 1985To miejsce było idealne na szybkie kąpiele albo gdy chciała lub musiała to robić w pojedynkę, chociaż tyle lat było jej wbijane do głowy, że jednak najlepiej gdy sobie wzajemnie i rodzinnie pilnują ogony. Mel wolała być z kimś, bo bliskość oceanu bardzo ją przyciągała, rozpraszała, że naprawdę musiała bardzo się koncertować, żeby jeszcze na lądzie wszystko zrobić, jak trzeba, jak była nauczona. To było trochę, jak trans i oczywiście każdy reagował indywidualnie. Jedna z jej kuzynek, którą już jakiś czas wywiało z Saint Fall, patrząc na sporadyczne kartki i jeszcze rzadsze listy z dołączonymi zdjęciami, to dryf ją zaniósł w ciepłe wody u brzegów Meksyku, mówiła jej, że to przez to, że właśnie ogranicza wizyty nad oceanem. Natury nie oszukasz. Niemniej ta plaża była odpowiednia, mało się tu ludzi kręciło, na pewno nie tak wcześnie rano, a dym z kadzidła też nie powinien przyciągnąć niczyjej uwagi, tym bardziej z osłoną ze skał i mgły. Mel zdjęła kask, który użyczyła jej Romola i przeczesała włosy, odklejając kosmyki, które przylgnęły do jej czoła, nie była przyzwyczajona do jazdy na motocyklu. Starała się nie przeszkadzać drugiej Lanzo, aby jej nie utrudnić kierowania, ale mimo wszystko trochę była zestresowana. Stanęła na sztywnych z napięcia nogach, tupnęła w miejscu, jakby chciała strząsnąć z siebie to odczucie, zresztą zaraz minie kompletnie. - Zejdziemy za te skały, jest tam kilka naturalnych skrytek, żeby zostawić rzeczy, a poza tym kadzidło uchroni nas przed zauważeniem przez kogoś postronnego - miała na myśli oczywiście niemagicznych. Kiedy po kilku minutach dotarły na plażę, Mel po wyjęciu kadzidła i ręcznika, złożyła swój plecak na półkę skalną i zajęła się rozpalaniem kadzidła, które położyła na płytkim naczyniu, które wyglądało, jakby było przeznaczone do kuchni, faktycznie tak było, chociaż nigdy go nie używała w celach kulinarnych. W warunkach polowych nie było miejsca na nadmierną estetykę, zresztą Mel była pod tym względem bardzo praktyczna i wystarczało, że coś spełniało swoją funkcję, więcej nie było jej potrzebne. Prawie na sam brzeg suchego piachu położyła ręcznik, który przecisnęła kamieniem do podłoża, gdyby przypadkiem wiatr miał go zwiać do wody, przyda się do szybkiego w razie czego opuszczenia plaży. Wszystkie te czynności wymagały znacznie większej koncentracji, choć były wielokrotnie powtarzane. - Potrzebujesz coś zrobić przed zanurzeniem? - zwróciła się do Romy, jednocześnie zrzuciła z siebie wierzchnie ubranie, rozpuściła włosy. odpalone kadzidło świętej opończy - 1. użycie, trwanie 5 tur |
Wiek : 31
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : wytwórczyni kadzideł
Romola Lanzo
ILUZJI : 11
ODPYCHANIA : 4
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 169
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
WIEDZA : 2
TALENTY : 15
O tej porze dnia jedyne osoby, które nie spały, to one dwie i wieśniaki z Wallow. Dawno temu Romola o takiej godzinie byłaby jeszcze na nogach, albo nie wstałaby z łóżka za żadne skarby świata. A była przecież biedna. Ale nigdy aż tak, żeby stawiać swój własny komfort ponad pełen portfel. Dlatego całe jej dotychczasowe życie wyglądało jak wyglądało. Ale przyszła trzydziestka, a wraz z nią problemy. Tu się spać nie da, jeść już na noc też tyle nie można, smażone nie zawsze, po kawie żołądek boli. Problemów dużo, różnych, które miały jej przecież nigdy nie dotyczyć. Dlatego o piątej nad ranem, rześka, jakby była już godzina dziesiąta (czekając, aż przyjdzie miesiąc, w którym o tej porze będzie jasno) odebrała Meluzynę spod kamienicy, w której mieszkała i ruszyły w drogę, a im bliżej Maywater tym ładniej (i tym bardziej cuchnęło oceanem). Starała się jechać ostrożnie, bo nie miała piętnastu lat, żeby się popisywać jazdą na motorze, zwłaszcza, że Mel wcześniej żadnym nie jeździła. Może się zacząć przyzwyczajać, jeśli mają być szczęśliwą rodziną. Zaparkowała nieopodal zejścia na plażę i ruszyła za hihi młodszą siostrą, obejmując spojrzeniem teren, zasłonięty z trzech stron skałami. - Ty sama te kadzidła zaplatasz? - Romoli wiedza na ten temat była zerowa, ale to nic nowego. Najlepiej radziła sobie z rzeczami, które nie wymagały od niej szlifowania umiejętności magicznych. Tak było przynajmniej do tej pory, bo jedyny dar, który wykorzystywała w Bostonie to lament. A to i tak w ostateczności. Przyglądała się, jak Mela odpala kadzidło i naczynie wcale jej nie zdziwiło, bo sama najpewniej posłużyłaby się czymś codziennego użytku, jakąś salaterką zwiniętą z komody landlordki. - A potrafisz robić takie, które wspomagają rytuały? - To ją interesowało, bo odkąd zaczęła stałą pracę i wynajęła to mikroskopijne mieszkanko, to zrozumiała, że zaczęła się na tych terenach osiedlać, rozpoczynając w życiu nowy rozdział. A w nowym rozdziale przydałoby jej się zabezpieczyć. Rzuciła na skalną półkę plecak, do którego zaczęła wciskać byle jak ubrania, które zdejmowała z siebie w też dosyć chaotyczny sposób, jak to Romola. Koszulka i jedna nogawka szortów wywinięte na lewą stronę, tak samo tylko jedna ze skarpet, butów nawet nie otrzepała z piasku, tylko dorzuciła do tego wszystkiego. Na dnie plecaka biedne notatki z konsekracji zaplątane w ręcznik płakały przygniecione ciężarem, zasypane piaskiem. Może nawet jakaś muszelka wpadła. Na pytanie pokręciła głową, pogrążona we własnych już myślach, bo przeszło jej przez myśl a co jeśli... Ale nie było co wilka z lasu wywoływać. Ostatni raz pływała z drugą syreną kiedy jeszcze była w liceum, więc teraz nie była pewna jak ma się czuć. Nie chodziło o krępację, bo to, że stoi tak w samym pentaklu przed obcą w zasadzie kobietą jej nie przeszkadzało. Nie wiedziała jak czuć się z tym, że właśnie rodziła się przed nią okazja, żeby komuś zaufać. W dodatku komuś, kto był z nią naprawdę spokrewniony. - Chodźmy. Ostatnia w wodzie płaci za benzynę. zew krwi: 6 |
Wiek : 34
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : St. Fall
Zawód : pracownica antykwariatu, grajek uliczny
Melusine Lanzo
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 156
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 10
TALENTY : 23
Mela z kolei była przyzwyczajona do wczesnego wstawania, bo o tej porze często biegała a czasem szła na plażę. Nie wspominając o czasach, gdy musiała dojeżdżać do szkoły z Cripple Rock, a lepiej było nie zasypiać w trakcie jazdy autobusem pełnym uczniaków, łupiny słonecznika w kapturze bluzy czy kurtki to była najniższa cena za brak uwagi. Dzieciaki są pod kilkoma względami gorsze, niż syreny, które może złośliwe i egoistyczne z natury, ale przynajmniej nie było to tak bezinteresowne. Praca również wymagała od niej bycia na nogach o różnych porach, może u O’Ridley’ów nie zdarzało się często siedzieć po (lub przed) godzinach, ale prywatne zlecenia już tak. Na jej pytanie pokiwała twierdząco głową, racja nie zwierzały się wzajemnie co robią, lubią, ani z czego się utrzymują. - Tak, takie w sumie najczęściej wykonuję, obok ochronnych - dodała. Trochę leczniczych, trochę wpływających na nastrój, właściwie te drugie były częścią pierwszych, skoro zdrowie to dobrostan fizyczny i psychiczny, a w przypadku magii to umysł miał wyraźny wpływ na nią. - Coś potrzebujesz? - Właściwie się nie znały i mogły nie być nawet spokrewnione, po cichym zrozumieniu odnośnie wypadu na plażę, wiedziała, że obie łączą łuski, a też nie było tak, że każda syrena nagle i z automatu stawała się częścią pełnej zrozumienia i wsparcia społeczności, wręcz było przeciwnie z ich naturą szarpiącą za nerwy gdzieś z tyłu głowy. Jednak za wspólne zanurzenie mogła się odwdzięczyć w sposób, który był dla niej łatwo dostępny. Na jej plecak wylądowały poskładane ubrania na wierzchu zostawiła luźną i dłuższą koszulę, którą w najgorszym wypadku mogłaby się okryć, gdyby musiała szybko stąd ulotnić i jednocześnie nie przyciągać uwagi nagością, Alfonso powinien nadać jej drugie imię asekuracja. - Dobra - zaraz się poderwała do biegu, po piasku trochę ciężko, z dwa razy to bardziej ślizg. Woda nie była ciepła, ale takie szczegóły i niedogodności nie miały znaczenia, gdy pojawiał się ogon. Z impetem dotarła do poziomu gdy woda już sięgała jej ponad pępek, ta przemiana była jak skok, twarz na chwilę jej zdrętwiała, wrażenie, jakby skóra się przesuwała, z boku musiało wyglądać to źle, ale wewnętrznie nic się nie zmieniło, poza postrzeganiem niektórych rzeczy lepiej. - W porządku? - zapytała się Romoli, bo przecież tego jak ta panuje nad sobą, też nie wiedziała. Która więcej wyrzuci na k100, ta była szybciej w wodzie, skoro obie mają szybkość na I Mel 30 |
Wiek : 31
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : wytwórczyni kadzideł
Romola Lanzo
ILUZJI : 11
ODPYCHANIA : 4
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 169
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
WIEDZA : 2
TALENTY : 15
Jeżeli drugim imieniem Meluzyny powinna być Asekuracja, to Romoli Chaos. I to by się zgadzało, była starsza, a na początku był Chaos. Dopiero potem Alfonso przekazał lepszy zestaw genów, pierwsza próba (o ile naprawdę była to pierwsza) skończyła się chodzącym zamętem. Z którym w starciu, a przynajmniej tym obecnym, Meluzyna nie miała szans, bo Romola widocznie dobrze wiedziała co robi, proponując wyścig do wody. Ledwo Mel ruszyła, to starsza Lanzo z szybkością błyskawicy już była na brzegu, już wbiegała do wody no i masz. Dźwięk dolarów opuszczających twój portfel. Tak naprawdę miała moment, kiedy się zawahała, kiedy jeszcze zdejmowała z siebie warstwy ubrań, jak to w tej wodzie będzie, bo wiedziała, że bywało różnie. Ale kilka sekund w trakcie przemiany upewniło ją w tym, że wolę ma dzisiaj silną. Bardzo możliwe, że wpływał na to fakt, że odczuwała komfort, mając świadomość, że plaża jest bezpieczna i nie była sama, a Melusine zrobiła na niej swoją obojętnością dobre wrażenie, w gruncie rzeczy. Zanurzyła się cała, czując, jak zmiany zachodzą w jej ciele, nogi wydłużają się, zasklepiając w potężny kawał - Och. - Uśmiechnęła się do niej, studiując jej nieludzką twarz i zaczerwienione gałki oczne. - Jesteś bardzo ładna nawet w wodzie. - Nie chciała mówić po przemianie bo nie lubiła tego określenia po prawdzie. To dzieliło życie w wodzie i na lądzie, a Romola nie uważała, żeby przestawała być syreną mając nogi. - Odpłyńmy trochę. - Zaproponowała i nie czekała nawet na potwierdzenie, bo i po co. Chociaż jej "trochę" a ludzkie mogło się znacznie różnić, ale miały tę przewagę, że mogły się bezpiecznie oddalić na spore głębokości. Dlatego przez dobrych kilka minut po prostu płynęła przed siebie, w końcu dając Meluzynie znak, aby się wynurzyły. Odgarnęła dłońmi mokre kosmyki włosów za uszy. - Potrzebuję takich kadzideł, które mi pomogą w magii iluzji. Potrafiłabyś mi takie zrobić? Romola: k96 |
Wiek : 34
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : St. Fall
Zawód : pracownica antykwariatu, grajek uliczny
Melusine Lanzo
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 156
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 10
TALENTY : 23
Odkąd dowiedziała się, że ma przyrodnią siostrę, to nieraz przemknęło jej przez myśl, że mogli mieć więcej rodzeństwa. Co prawda nie potwierdziła, że na pewno łączy je pokrewieństwo, ale trzeba spojrzeć prawdzie w oczy - Romola naprawdę niewiele mogła zyskać na tym, oczywiście poza emocjonalnym wsparciem. Mel myślała też, skąd i jak bezpiecznie wyciągnąć trochę informacji o przeszłości Alfonso, może jakiś album, korespondencja by się znalazły u kogoś na strychu. Delikatnie musiałby się zakręcić wokół ciotek i wujków, szczególnie tych członków rodziny, którzy lubowali się chaotycznych i głośnych imprezach świątecznych. Przegrała wyścig definitywnie, nie obeszło to ją specjalnie, tyle co kilka dolarów, nie odczuła też żadnej ujmy na honorze, porażki też potrafiła przyjmować bez problemu. Trochę inaczej było w przypadku komplementów. Sprawa była bardzo złożona, Mel prawie od zawsze nie lubiła przyciągać uwagi innych, czuć spojrzenia na sobie, chowała się za natapirowanymi włosami, ubraniami tak wygodnymi, jak często obszernymi na tyle by móc się w nich niejako rozpłynąć. Poza tym nie była w stanie uznać je za szczere, a właśnie wymuszone jej odmiennością. Dlatego, gdy Romola odniosła się do jej wyglądu, nawet w zanurzeniu, poczuła zmieszanie, więc skinęła tylko głową. Na jej znak wynurzyła się, choć nie mogła zaprzeczyć, że ocean ciągnął jej dalej. Im dalej, tym łatwiej było się zatracić, czuła delikatną chęć do śpiewu, do wplecenia lamentu w szum wody i liczne dźwięki wydawanych przez otaczające je zwierzęta. Położyła się na plecach na powierzchni, poddając się falom, spojrzała na niebo. - Potrzebujesz do rytuałów? Ale tak, potrafię takie splatać. Dawno nie pracowałam z lśniężnią - dodała, bo z tego co pamiętała, to właśnie ta roślina stanowiła serce kadzidła. - Postaram się, jak najszybciej to zrobić, ale najczęściej dopiero po wysuszeniu można ocenić czy kadzidło nadaje się do wykorzystania. Lubisz iluzje czy się w nich specjalizujesz ze względów zawodowych? |
Wiek : 31
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : wytwórczyni kadzideł
Romola Lanzo
ILUZJI : 11
ODPYCHANIA : 4
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 169
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
WIEDZA : 2
TALENTY : 15
Bardzo możliwe, skoro Alfonso taki kochliwy, że miały jeszcze zestaw rodzeństwa starszego od Romoli, albo gdzieś pomiędzy nią, a Mel, ale to by musiały postarać się prześledzić życie starego, a też pytanie, czy w ogóle miały na to ochotę. Romola kiedyś myślała, że chciałaby go poznać, ale kiedy się nad tym ostatnio zastanawiała, to uznała, że na ten moment taka siostra to jej w zupełności wystarczy. Znaczy się, że rzeczywistość przytłoczyła Romolę jednak bardziej, niż mogłaby podejrzewać. A to coś nowego, ale czas pokaże, jak bardzo Saint Fall potrafiło jej jak nic innego od dawna w głowie namieszać. Romola ogonem leniwie macha do przodu, do tyłu, utrzymując się na powierzchni, obserwując, jak Melusine kładzie się na plecach. Lśniężnia. Nie potrafiła tego nawet wypowiedzieć poprawnie. - Mhm. - Zgodziła się. Nie miała pojęcia co wchodziło w skład takich kadzideł, nie znała się na nich w ogóle, mogła jedynie wprost poprosić i wytłumaczyć, do czego jej to potrzebne. Zwykle do projektów, które z zarobkiem niewiele miały wspólnego, ale też nie korzystała z kadzideł zbyt często, bo w Bostonie miała zwykle problem żeby znaleźć zaufanych handlarzy (wszelkich). - Lubię. Najlepiej się w niej czuję. Ja zawodowo robię... różne rzeczy. Ale teraz szukam pracy ogólnie na stałe jakby? - Co jakiś czas powracała do szukania pracy na stałe i przez pewien moment nawet jej dobrze szło, ale ostatecznie zawsze przychodziło zmęczenie materiału i Romola uciekała, zwijając manatki, paląc za sobą mosty (i wydając wypłatę na raz). - Ostatnio jeździłam po targach staroci, ale szybko mnie to zmęczyło, dużo gratów do wożenia ze sobą po stanie. Sprzedałam wszystko z magazynem. W sumie mogłam sobie go zostawić. - Przenosi wzrok na horyzont, mrużąc na chwilę oczy i dokonując kalkulacji, ale w końcu kręci głowa. - Nie. I tak tam bym pewnie nie wróciła. |
Wiek : 34
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : St. Fall
Zawód : pracownica antykwariatu, grajek uliczny