First topic message reminder : Autostrada dla traktorów Ciągnąca się przez pola Padmorów szeroka ubita piachem droga popularnie nosi nazwę autostrady dla traktorów. Po jednej i drugiej stronie ciągną się pastewniki dla zwierząt, a dzieląca je ścieżka jest najszybszą trasą dojazdową dla maszyn rolniczych pomiędzy częściami rozległych ziem. W czasie, w którym na polach nie trwa robota, droga stoi pusta, co najwyżej czasem goszcząc rowerzystów albo spacerowiczów i oczywiście myszy polne. Ci mieszkańcy Wallow, który wiedzą o autostradzie lubują się w spacerach, zwłaszcza letnimi wieczorami, po tej trasie, jako że prowadzi ona przez piękne wzgórza, z których rozpościerający się widok zapiera dech w piersi. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Cecil znowu się odezwał, ale tym razem nie po to, żeby zdenerwować Zuge, a po to, żeby podzielić się cennymi wskazówkami. W naszych szeregach panował istny chaos. Magia płatała nam figle, a każdy miał inne pomysły, co powinniśmy teraz zrobić. Kiwnęłam głową tylko na słowa Zuge, która oddaliła się od nas, żeby spowolnić nieprzyjaciół, bo tak ich nazwała. Przekręciłam tylko oczyma, kiedy Lyra nas opuściła i nie poczekała, aż wszyscy się zorganizujemy. Miała tupet, trzeba było jej to przyznać. Już też miałam kierować się we wcześniej wyznaczoną ścieżkę, ale słowa Gill skutecznie mnie od tego zniechęciły. Nie miałam takiej wiedzy w zakresie medycyny, żeby zauważyć, że ślady krwi, przy których stałam, były skrzepnięte, starsze, czy coś w tym rodzaju. Czas nam uciekał, więc nie wiedziałam zbytnio, czy Miałam już ruszać za bliźniakami, kiedy nagle jak burza ze ścieżki numer 4, wróciła zguba, widocznie przerażona. - Co się stało..? - Zmarszczyłam brwi, kiedy ta z przerażeniem spoglądała na mnie i na pielęgniarza. Co skrywała tamta droga? Czyżby Gill i Cecil się mylili w swoich wskazówkach? Zachowywała się dosłownie, jakby straciła rozum. Zbliżyła się też do Fogartych, a potem spoglądając na nich, zaczęła majaczyć coś o tym, że każdy jest martwy. Zaniepokoił mnie jej stan, bo jej aktualne przerażenie i dziwne zachowanie, mogło być najlepszą wskazówką odnośnie do drogi, jaką powinniśmy pójść. Teraz ja podeszłam do niej, kiedy ta dosłownie kręciła się w kółko i miała jakiś dziwny atak paniki: - Lyra..? zatrzymaj się i uspokój... Co się tam stało? co zobaczyłaś? - Próbowałam do niej dojść słowami, ale ta totalnie odpłynęła. - Na miłosierdzie Lilith... - Westchnęłam ciężko i łapiąc ją za barki, żeby stanęła w miejscu, wkrótce posłałam w stronę jej policzka prawą dłoń. Może to ją jakkolwiek otrzeźwi... 1. cios lekki - plaskacz na lyre próg: 20 - 1 ze sprawności 2. moc ciosu (1 + k20) / 2 |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Stwórca
The member 'Blair Scully' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 62 -------------------------------- #2 'k20' : 3 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Gill Collingwood
Bez wątpienia czuje irytację. Ten rodzaj irytacji, który towarzyszy na przykład obserwowaniu małych dzieci kłócących się o ulubioną zabawkę. A ona musi zadbać by nikt nie powyrywał sobie przy tym włosów. - Też mam taką nadzieję - pośle Xiulan zmęczony uśmiech. Czuje, że mają w sobie wsparcie i mogą wzajemnie na siebie liczyć - Nie wiem. Może tak wpłynęło na nas przywołanie przez Zuge? Kiedy wcześniej spotkałaś Anioła również zauważyłaś podobne anomalie? - spyta w zamyśleniu. W najgorszym wypadku pójdą dalej w trójkę, razem z Terrym, choć podszepty siostrzano-macierzyńskiego instynktu nie chcą jej pozwolić pozostawić resztę na pastwę… Zapewne nie tylko losu. - Wiemy, że anioły mogą zmieniać kształt - pstryknie palcami, słysząc Cecila, choć przewróci przy tym oczyma na samą siebie. Już dobrze wiedząc, że jej nie słyszy. Reszta nie ma jednak takich problemów - Nie mamy czasu dalej nad tym dywagować, ruszajmy… - ścieżką za mną. To chciała powiedzieć. Ale przerwie jej… - Kurwa - mruknie na widok wpadającej w popłochu Lyry. Wystarczyło, że rozdzielili się na minutę, a już mają na pokładzie jeden atak furii i jeden paniki. Przynajmniej nie muszą się po nią wracać. Z pozostałymi niedogodnościami też sobie poradzą. Wsunie dłoń do kieszeni płaszcza by wyciągnąć paczkę papierosów… - Kurwa - żachnie się głośniej. Oczywiście, musiała zgubić zapalniczkę. Pokręci głową. Ruszy najpierw do Terry’ego i bezceremonialnie poklepie go po kieszeniach. Zna go na tyle dobrze by wiedzieć, że na pewno ma czego potrzebuje. I tym razem się nie myli. Jest - Pożyczam - mrugnie, wyciągając zapalniczkę. Już ma wsunie papieros do ust i odpalić go, ruszając w kierunku Vandenberg… Przeceniła jednak resztę grupy. Albo na chwilę zapomniała, że pilnuje dzieci - Nie! - powie do Blair tonem niezadowolonego rodzica. Swoim ciałem oddzieli ją od Lyry i uniesie w górę palec - To nie pomaga - doda stanowczo. Wciąż osłaniając swoim ciałem spanikowaną dziewczynę, wsunie wreszcie papieros do ust. Szybko podpalony, zajarzy się gdy wciągnie dym głęboko w płuca. Nikotyna przyjemnie rozleje się po organizmie, uświadamiając, że i jej przydałoby się zapalić. Na to nie ma czasu - Zamknij oczy. I mocno się zaciągnij - poprosi, wsuwając papieros do ust Lyry. Ton ma już uspokajający. Jak wtedy, gdy pocieszała płaczącą Poppy czy Grace, gdy któraś przegrywała bitwę o lalkę - Jesteś już z nami. Jesteś bezpieczna. Nikt nie jest martwy - mruczy cicho, niczym kołysankę. Po czym podniesie wzrok na rozjuszonego Cecila. Zdążyła zauważyć, że jej zniknięcie mocno go poruszyło. Pewnie policzek od Blair zdenerwował go jeszcze bardziej - Zajmij się nią - powie, łapiąc jego dłoń - Potrzebuje Cie - Pewnie wciąż jej nie słyszy, dlatego skinieniem głowy wskaże na Lyrę. Na złość jeszcze będzie pora. Inna. Lepsza. Teraz go potrzebuje. Teraz powinien skupić się na niej i obydwoje to wiedzą, wzrok ma wymowny, zachęcająco kiwa głową. Lyra ponad inne uczucia. Lilith ponad wszystko. Znajdzie spojrzenie jego siostry, Teresy- Zajmijcie się nią. Poprowadźcie ją razem z nami. Zuge nie kupi nam wiele czasu - to już nie jest prośba. Ton ma stanowczy, kiedy się wyprostuje - Zmarnowaliśmy już wystarczająco dużo czasu - spojrzy po wszystkich - Albo ruszamy razem, albo część z was zostaje tutaj skupiając się na swoich niesnaskach - słowo dziecinne ciśnie się na usta - Lilith nie potrzebuje kłótni. Rusza przed siebie. Złapie jeszcze rękę Terry’ego, ciągnąć go w kierunku Xiulan. By wejść na wybraną już wcześniej ścieżkę, ochrzczoną przez grupę jako druga. Idzie pewnie, jako pierwsza, prowadząc wszystkich, którzy zdecydują się pójść za nią. Konkursy piękności i lata w kancelarii na coś się przydają - przynajmniej pomyka w tych szpilkach jak cholerna sarenka. akcja 1: kradnę Terry'emu zapalniczkę (by rozdzielić Blair od Lyry, uspokoić Lyrę i mam nadzieję, zmotywować resztę grupy do ruszenia dalej) akcja 2:Ruszam i wchodzę na ścieżkę numer 2. Idę (na razie) pierwsza, prowadząc wszystkich dalej. |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : asystentka prawna i świetna towarzyszka
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
- Dokąd poszła? Na swoje pytanie odpowiedź otrzymał kilka chwil później. Lyra. Wyłoniła się z jednej ze ścieżek. Wpadła na niego, uderzając barkiem o lewą łopatkę. Towarzyszył jej przyśpieszony oddech, drżenie w głosie i strach w spojrzeniu. Te ostatni stopił cecilowy gniew. Bała się. Czego? Kogo? Demonów z przeszłości? Nawracających wspomnień? Co tam zobaczyła? Dlaczego? Atak paniki. Wiedział, jak postępować w takiej sytuacji. Miewała je Teresa po tym, jak próbowano zakopać ją żywcem w ziemi. Dotykały także jego. Otworzył usta, ale zamknął je równie szybko. Gardło miał ściśnięte, niezdolne do prawidłowego funkcjonowania. Zanim namówił go do współpracy, kontrolę nad sytuacją przejąć próbowała Scully. Nie zdołał ją powstrzymać. Nie zdołał zapewnić Lyrze bezpieczeństwa przed jej zapalczywym tonem i ciosem wymierzony prosto w policzek. Zareagował impulsywnie, zanim zdążył pomyśleć. Podszedł ku niej z ręką zaciśniętą w pięść. Na drodze stanęła mu Gill. - Panie, kurwa, przodem, Scully. Wypierdalaj – syknął zajadle w kierunku Scully. – Mniej oko na tą szajbuskę, bo nie ręczę za siebie – słowa te skierował do Collingwood. Wdech i wydech. Jeden głęboki, drugi płytki. Pomogło tylko trochę. Nie mógł pozwolić, by trzeźwość umysłu została upojona gniewem. Później, odpłaci jej się później. Kiedy nie będzie się tego spodziewać. Kiedy najbardziej zaboli. - Ona z trudem oddycha. Papieros tu nie pomoże. Ludzie, kurwa, co z wami? Nie wiedział, co jej przytrafiło. Podejrzewał, że uległa iluzji. Wiedział przecież, jak iluzje wpływały na umysł. Widział, bo sam był ich ofiarą. Wiedział, bo sam ich używał, czasem w celach podobnych. - Jestem tu, Lyra - powiadomił Vandenberg o swojej obecności, łagodnie, bez wcześniejszej agresji. Papierosa wyjął jej spomiędzy ust. Starał się przy tym nie musnąć opuszkami palców kącika jej warg. Dotyk, zwłaszcza po wcześniejszym popisie Scully, mógł ją jedynie spłoszyć. – Posłuchaj mnie uważnie. To, co widzisz, nie jest prawdziwe. Prawdziwa jest tylko nasza obecność – mówił dalej., starał się panować nad nerwami. – Pamiętasz, jak prowadziłem cię przez fiołkowe pole? Wtedy tez miałaś oczy zakryte opaską. Powtórzymy to? - Cichym szeptem chciał zagłodzić jej atak paniki. Więc – jeśli przytaknęła – naciągnął jej na oczy materiał czapki. Nie musiała dłużej przyglądać się tym okropnością. – Weź mnie za rękę. -Zbliżył swoją dłoń do jej odpowiedniczki, choć nie splótł ze sobą ich palców. Poczekał aż Lyra sama się przełamie. Albo nie. Mogła poczuć pod kciukiem znajomą fakturę, ciepło i wypukłości blizny. Tego samego dnia chciał upleść jej wianek, ale nie zauważył rozbitej butelki w trawie. Odłamek szkła przeciął mu skórę. – Przypomnij sobie, co wtedy śpiewałaś. Zanuć mi to jeszcze raz. Ostatni miał na końcu języka. Podjął, zanim sama zdecydowała się na ten wysiłek. Musiała wybaczyć mu ten fałsz, którego można było uznać nawet za profanacje. Talentem wokalnym pochwalić się nie mógł. Jego artyzm sięgał innych stref. Kiedy oddech Lyry się unormował – a przynajmniej takie były jego płonne, dogorywające z każdą sekundą nadzieje – zwrócił jej papierosa. Zerknął ku Teresie. - Zaopiekuj się nią. – Oddał ją w siostrzane ręce. To nie jego Lyra potrzebowała. Potrzebowała przyjaciółki. Przeniósł spojrzenie na Scully. Tryskał w nim gniew. - Nie wiem, jaka jest twoja interpretacja słowa"współpraca", Scully, ale na pewno nie taka, jak nas wszystkich - spojrzenie miał zimne jak ostrze noża, którą nadal trzymał w dłoni. – Oni są zbyt uprzejmi by ci to powiedzieć, wiec powiem to za nich: jeśli nadal chcesz sabotować nasze działania, wracaj do domu. Nie potrzebujmy zbędnego, bezużytecznego bagażu. Dłonią sięgnął po pentakl wyraźnie wyczuwalny spod materiału płaszcza i golfa. Lilith, przysięgam. Jeśli Blair Scully zrobi komukolwiek z tego towarzystwa krzywdę, zakradnę się do jej sypialni nocą i poderznę jej gardło. Na moment skrzyżował spojrzenie z tym należącym do Gill. Nie protestował. Dłonie uniósł w poddańczym geście. - Spróbuję złapać trop. Zrównał z nimi krok. Obejrzał się za ramię tylko raz. Objął spojrzeniem sylwetki Teresy i Lyry. Zaopiekuj się swoją siostrą wybrzmiewało w jego głowie. Z chęcią odprawiłby je obie do mieszkania, ale nie miał takiego autorytetu. Nie posłuchają. Czasem wydawało mu się, że zgubił swoje priorytety między jedną a drugą misją zaleconą mu z rąk Zuge. Gdyby przed tymi wydarzeniem został zapytany kto zasługuje na ocalenie, odpowiedziałby, że nikt, żaden człowiek na ziemi. Teraz, bez cienia zawahania, odpowiedziałby, że oni. Oni wszyscy. Może poza nim. Jego droga zawsze wiodła ku zatraceniu. Wszedł na drogę numer dwa pierwszy. Obserwował. Nasłuchiwał. Tym razem do dyspozycji miał wszystkie zmysły. Rzucam na tropienie. Przechodzę na ścieżkę numer 2. |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Stwórca
The member 'Cecil Fogarty' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 40 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Terence Forger
ANATOMICZNA : 20
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 9
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 9
TALENTY : 10
Był pewien jednego – było ich zdecydowanie zbyt wiele. Sprzeczki, nieporozumienia, próby oddalenia się od grupy. Nie zdążył nawet zająknąć się, żeby Vandenberg nie poszła samotnie obraną drogą wbrew rozmowom reszty grupy. Nie uważał, by rozdzielanie się było odpowiednim pomysłem. Nie chciał, by osłabieni o część nocnych, którzy podążyliby w nieodpowiednim kierunku, starli się z upadłym aniołem. Zwłaszcza, że sługa Gabriela nie mógł być sam z siebie skory do współpracy z dziećmi Lilith. Musieli czym prędzej wyruszyć, odnaleźć trop skrzydlatego przyjaciela nim rozpoznany przez Zuge małżonek i jego pomocnicy dotrą do niego pierwsi. Matka liczyła na nich. Uznała więc, że zdołają wypełnić to zadanie i nie mogli zawieść. ON NIE MÓGŁ ZAWIEŚĆ. — Gill ma rację, powinniśmy skorzystać z równoległej ścieżki. Statąd przybiegły zwierzęta, więc ma to jak najbardziej sens — pokiwał głową, gdy ta szukała u niego potwierdzenia, co do swoich słów dotyczących świeżości plam krwi na drodze granicznej. Nie mógł się z tej odległości przyjrzeć skutkom jej małego śledztwa. Nie miał przecież pojęcia, że magiczny fluid jest żrący i nawet gumowa prezerwatywa nie zdoła w odpowiedni sposób uchronić Collingwood. Miał nadzieję, że Fogarty szybko znajdą Lyrę, gdy ta oddaliła się zbyt mocno od grupy. Nie mógł jednak przewidzieć, że dziewczyna sama przybiegnie spanikowana. Nie zdążył jej pochwycić, by spróbować samodzielnie uspokoić. Z rana zaklęcie uspokajające nie zadzialało, ale być może teraz zdołałby pomóc aktorce, ulżyć w bólu. Pozwolił, by bliższe jej osoby zbliżyły się do niej, ale ciężko przychodziło mu ukrycie złości, kiedy studentka podeszła do niej i próbowała uderzeniem w twarz przywołać ją do porządku. — Czy możecie się wszyscy, na rany Aradii, uspokoić w końcu i skupić? Nie jesteśmy tutaj po to, żeby się przepychać między sobą jak dzieci, tylko zrealizować bardzo konkretne zadanie. Weźcie się w garść i działajmy. Nie zamierzam wstydzić się przed Zuge, gdy wróci do nas i okaże się, że nie zrobiliśmy absolutnie n i c — warknął nieprzyjemnie w stronę młodszej części ich grupy. Nie wyglądał pozornie na zezłoszczonego, jedynie chłodnie taksując swoich towarzyszy, mimo to w jego głowie wybrzmiewały bardzo wyraźnie nuty słusznej irytacji. Na dłużej zatrzymał wzrok na Scully, która najpierw spoliczkowała Vandenberg. Nie zamierzał nikogo oszukiwać, że nie widział podobnych metod nawet wśród pielęgniarek oddziału psychiatrycznego, chociaż nigdy nie przynosiło to oczekiwanego skutku. Wręcz przeciwnie. — Dajcie jej trochę przestrzeni. Nerwice nie lubią takiego osaczania — powiedział jeszcze. Zachował dla siebie informacje o tym, Dał się zaprowadzić Gill na odpowiednią ścieżkę, a idąc za nią, przejął swoją zapalniczkę. Ba, wyciągnął jeden z papierosów, by odpalić go płynnym ruchem i zaciągnąć dymem. Nie dawało mu spokoju jedno z jego odkryć po użyciu czaru odpychania. To nie powinno w ten sposób wyglądać, ale wciąż nie miał pewności czy rozumie to zjawisko odpowiednio. Magia została użyta przeciwko Zuge? A może sama zastosowała ją na sobie? Nawet Cecil, będacy odmieńcem, nie błyszczał w podobny sposób. — Użyłem zaklęcia na magiczną obecność — zdradził cicho Gill, gdy ta ciągnęła go w stronę ścieżki którą przybiegły do nich zwierzęta. Będąc egzorcystą, musiał znać lepiej magię odpychania i mimo że był świadom swoich braków, próbował je uzupełniać. Użyte zaklęcie nie było tak zaawansowane, ale pamiętał dokładnie jak powinno działać. — Czarownice nie powinny błyszczeć się całe, a Zuge… Ona… — Wiedział, że nie musi mówić więcej. Gill zrozumie po tym, co zdążył jej przekazać, nim znów ludzie zgromadzą się wokół nich i nie będzie czuł się bezpieczny. Powinni sobie ufać, ale Terence nigdy nie był przesadnie ufny. Trzeba zachować bezpieczny dystans. Po tym nie mówił nic więcej. Zamiast tego starał się rozejrzeć lepiej po okolicy, szukając dowodów na to, że anioł faktycznie mógł podążyć tą drogą. | Rzut I: tropienie Adnotacja: Terence idzie razem z Gill ścieżką numer 2 |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : eaglecrest, saint fall
Zawód : egzorcysta / pielęgniarz
Stwórca
The member 'Terence Forger' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 70 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Nie sądziłam, że policzek w stronę Lyry wywoła takie zamieszanie w naszych szeregach. Próbowałam tylko ją uspokoić. To, co zobaczyła na tamtej drodze, mogło być cenniejszą wskazówką, niż to, co zauważyła panna Collingwood i pan pielęgniarz. Odsunęłam się kilka kroków do tyłu, gdy prawniczka stanęła mi na drodze. Parsknęłam cicho śmiechem, jak ta zaczęła wkładać jej papierosa do ust, jakoby jej taktyka miała przywrócić rozum aktorce od siedmiu boleści. - Zawsze mogłeś jej pilnować? Na własne życzenie nas zostawiła... To, co tam zobaczyła, może być ważniejsze od innych wskazówek... - Skrzyżowałam teraz ręce na klatce piersiowej i obserwowałam ich starania doprowadzenia Lyry do stanu trzeźwości. Dopiero kolejny atak Fogarty'ego sprawił, że wybuchłam złością: - I kto to kurwa mówi? To nie ja poszłam sobie gdzieś sama, nie czekając nawet na zdanie reszty grupy i to nie ja wkurwiałam Zuge przez ostatnie dziesięć minut. I wiesz co? w-... - Przerwałam, gdy usłyszałam zza pleców głos Forgera, który oczywiście miał rację w każdym calu, choć jego wzrok skupiony był na mnie, jakbym to ja była wszystkiemu winna. - Whatever... - Westchnęłam tylko ciężko i po daniu Cecilowi wymownego spojrzenia, zostawiłam ich, kierując się w stronę ścieżki numer 2. Słowa Cecila zabolały mnie bardziej, niż powinny. Chyba każdy, po usłyszeniu ich usłyszeniu, nie czułby się za dobrze, szczególnie że chciałam tylko pomóc jej się ogarnąć. Skłamałabym też jeśli powiedziałabym, że nie potrzebuje reszty grupy. Jeżeli istota ta jest tak ważna, jak mówiła Zuge, to bez współpracy cała misja może legnąć w gruzach. Akcja II - idę ścieżką nr 2, zaraz za Gill |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Teresa Fogarty
Obserwowała dotkliwość błędu Gill z kamiennym spokojem. Nie, krew zdecydowanie nie była zwierzęca, ale to już przecież wiedzieli — Teresa wiedziała, czując jak konstelacja strupów pod miękką wełną swetra, zaczyna szczypać w natarczywym geście. Czuła na sobie wzrok Zuge, odwracając policzek w jej stronę niemal mimowolnie. Szepty nie nadeszły, przez krótką chwilę wszystko wokół wydawało się upiornie ciche. A potem matka przemówiła. Ponownie. Oderwała ręce od podłoża, otrzepując je z miękkiej grud oblepiających wnętrza dłoni. Palce Cecila znów splotły się z jej własnymi, choć tym razem miała ochotę się odsunąć. Odsłanianiali swoją największą słabość — siebie. Wystawieni na spojrzenia braci i sióstr z kowenu, czy nie, wciąż było to niezaprzeczalnie głupie, nawet jeśli uderzało w oczy piachem oczywistości. Skorupa obojętności i trzymanie emocji na wodzy — tylko to mogło ich uratować, chłód myślenia był czasem jedyną dłonią, która wyciągała za fraki ciało zesłane w dół przepaści. Zrobiła więc to, co powracało falą na brzeg umysłu Teresy, wyswobadzając się z uścisku Cecila. Słysząc potwierdzenie w jego słowach, odpowiedziała jedynie: —Lilith tu jest. Czuwa nad nami. — Sople zimnego głosu Fogarty zawisły nad zgromadzonymi, tak, by każdy usłyszał — aby wszyscy mieli jasność co do tego, że są obserwowani. Przestańmy zachowywać się jak banda piedolonych idiotów. I już miała ruszać za Lyrą, by nieugięcie chwycić ją za materiał płaszcza i pociągnąć w stronę wybranej przez resztę dróżki jak poirytowana matka nadpobudliwego syna, gdy dziewczyna wyłoniła się sama. Przerażona. Otoczona niemym requiem, które roztaczała między bliźniakami. Coś ciężkiego odłupało się od faktury serca Teresy, upadając na dno żołądka. Zatrzymała się, zamarzła pośrodku pola Padmorów, obserwując jak reszta zaczyna zbierać się koło Lyry chmarą, mówi, radzi, szepta, krzyczy. Każde po swojemu. Każde przeszkadzając, zamiast pomóc. Każde marnując usypujący się wąską strużką czas. Wyjątkiem był jedynie Terry, ze spokojem próbując doprowadzić ich do porządku. Zimny wzrok Teresy padł najpierw na Scully, bursztynowe tęczówki przybrały barwę ciemnego drewna, niemej złości tłumionej z tyłu głowy. Nie słuchała reszty, podeszła do dziewczyny, szeptając proste: — Bonum noctis. — Zastąpiła Blair drogę, pozwalając by opadła na jej ramię, zanim w ułamku sekund znów się wybudziła, wyciągnięta z objęć magicznego snu, pierwszym-lepszym ruchem, czy dźwiękiem. Nachyliła się lekko. - Uważaj, Scully. Nie chcesz, żeby skończyła mi się cierpliwość — wyszeptała jej do ucha, chwilę później odgarniając jeden z kosmyków z policzka dziewczyny i uśmiechając się lekko — niemal przekonująco. Odsunęła się, skupiając swoją uwagę na Lyrze. — Tranquillita scorporis — wypowiedziała słowa kolejnego zaklęcia. Wyciągnęła zwróconego chwilę wcześniej przez Cecila papierosa spomiędzy jej palców, sama zaciągając się dymem. Położyła dłoń na plecach Lyry, popychając ją leciutko, by pokonała pierwszy krok. Nic nie powiedziała. Nie pocieszała, nie próbowała uspokoić jej pustymi słowami. Dotyk spoczywającej między łopatkami ręki ciepłej i żywej Teresy musiał wystarczyć. Ten świat nie wybaczał słabych punktów, celował czubkiem noża prosto w nie. Lyra musiała się nauczyć przełykać własne pecyny słabości, natychmiast zbierając porozbijane kawałki samej siebie, odbudowując mur, by ochronić się przed kolejnym ciosem. W szczególności w takich momentach. Miało być ich przecież znacznie więcej, nadciągały razem z głosem Lilith w iluzorycznych ciemnych chmurach kłębiących się nad ich głowami. — Co ty kurwa palisz, Collingwood? — skrzywiła się na smak tytoniu w ustach, po dwóch wdechach szarawego dymu. Rzuciła nim przed siebie, przygniatając podeszwą wojskowego buta. Rzut I: Bonum noctis na Blair | 73/30 - udane Rzut II: Tranquillita scorporis | x/45 Teresa idzie ścieżką nr 2, popychając Lyrę, jakieś dwa metry za Gill i Terrym. |
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : geszefciarz, szmugler
Stwórca
The member 'Teresa Fogarty' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 34 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Chociaż okolica była spokojna, chociaż wokół wiał chłodny, ale dość przyjemny wiatr, chociaż rozlane wokół was pola nawoływały do spokoju — ich magia zdawała się zupełnie nie działać na grupę pochłoniętych żarliwością ludzi. Pozwalaliście sobie by nie tylko wasze słabości i waśnie, ale też rozkojarzenie brało górę. Misja zlecona przez Zuge i jej istotność zeszły dla części z was na drugi plan, kradnąc wiele cennego czasu, niemożliwego do odkupienia w żaden sposób. Chociaż nacierające na was zwierzęta zostały już tylko wspomnieniem, to kłótnie i nieroztropnie rzucane słowa miały prowadzić do waszej zguby. Wbiegająca z powrotem w granicę waszego wzroku Lyra — wyraźnie rozdygotana — wzbudziła wokół siebie tłoczące się emocje, agresje i wrzawę, zdecydowanie wam niepotrzebną, zważając na to, że dostrzegliście wcześniej grupę, którą Zuge zamierzała przynajmniej częściowo spowolnić. Spowolnienie jej nie mogło pójść na marne, zniwelowane zatrzymaniem się na trasie na zbyt długo i porzuceniu celu tej wędrówki. Nawet jeśli nie wszyscy do końca rozumieliście powody — instrukcje były jasne i klarowne. Być może należało wrócić do słów prefekt Kowenu Nocy, żeby przypomnieć sobie ich wartość. Wrzawa wokół panny Vandenberg zdawała się zażegnana. Rozpraszające się czary działały, podobnie jak dym z papierosa, z osłabioną siłą. To, co widziała Lyra, było w waszych oczach iluzją — w jej najprawdziwszym faktem. Tereso, gdy próbowałaś otumanić Blair, nie wzięłaś pod uwagę ważnej rzeczy, to jest jej gotowości. Scully była w otoczeniu nastawionym do niej zbyt wrogo, by nie mogła spodziewać się nadchodzącego ataku, nie w sytaucji, w której i jej krew się gotowała. Chociaż twój czar wyraźnie się zmaterializował, uderzając w jej ciało, co było widoczne tylko dla ciebie, nie przyniósł jednak efektów. Podobne zaklęcia działały w sytuacjach, w których ich ofiara nie była dostatecznie czujna. Twój drugi czar, być może zgodnie z teoriami reszty członków kowenu, a być może zwykłym niefartem, nie zadziałał. Lyra wciąż dygotała, jej najgorsze wizje iściły się na jej oczach. W końcu zdecydowaliście się ruszyć dalej, nie porzucać powierzonego wam zadania i wytropić istotę, z którą dzisiaj mieliście się spotkać, niezależnie od jej zamiarów. Chociaż straciliście sporo czasu, ślady na ziemi nie znikały. Teren się nie zmienił. Pola dalej rozciągały się wokół was, a drzewa szumiały spokojnie. Na ziemi wciąż widzieliście kolejne kałuże krwi, równie nieregularne i pozbawione jakiegokolwiek sensownego szablonu. W jednych miejscach zagęszczały się, w innych niknęły, jakby ktoś pędzlem zostawił na ziemi kilka kleksów. Ziemia pod krwią czerniała — tak samo, jak wcześniej. Cecilu, podążałeś za śladami potężnych kopyt. Ich ślad prowadził dalej w przód, zgodnie z łysiną ścieżki, omijał kałuże, był nieregularny. Żaden koń — to wiedziało nawet dziecko — nie zostawiał tak bezsensownych śladów, nierzadko głębszych, potem płytszych i tak w kółko. Kopytna istota, która je zostawiła była w ferworze, zachowywała się nietypowo i po samej jego ścieżce mogłeś stwierdzić, że albo spotkało ją coś złego, albo była w ferworze walki, albo... Teorii było zbyt wiele, żeby wszystkie przeanalizować w jednym momencie. Ciągnęły się jednak prosto, widziałeś, że idą do zagajnika oddalonego o wiele metrów, zagajnika, z którego wybiegły wcześniej zwierzęta. Mniej więcej w połowie drogi do tego, oprócz śladów kopyt na ziemi dostrzegłeś jeszcze coś. Garść białych końskich włosów. Miały kilka metrów długości, wyglądały tak, jak gdyby ktoś wyrwał je z grzywy zwierzęcia i porzucił. Nie było ich wiele, ale były grube i bardzo mocne, przypominały raczej wąskie liny. Terence, przypatrywałeś się ziemi z wyjątkową uwagą. Tak samo, jak Cecil wcześniej, dostrzegłeś ślady kopyt. Były dobre trzy razy większe niż te zostawiane normalnie przez konie. Ich nieregularne rozmieszczenie nie było czymś, na czym byleś w stanie się teraz skupić, bo zaraz za połową ścieżki, prowadzącej do zagajnika, dostrzegłeś na ziemi jeszcze coś. Kilka połamanych białych piór — tak podobnych do tych, które widziałeś na placu. Te miały jednak znacznie inny kształt. Były dłuższe, ale węższe. Już na pierwszy rzut oka mogły wydać ci się zdecydowanie miększe, jakby nie należały do tej samej istoty, która zrzuciła je na placu Aradii. Na całej ścieżce było ich ledwie kilka, porozrzucanych nieregularnie, częściowo połamanych. Stworzenie, które je tam zostawiło, na pewno nie zrobiło tego naumyślnie, nie było w nich żadnego szablonu, po prostu leżały jakby zgubione. Nagle, jak gdyby w jednej sekundzie, otoczył was przeźroczysty mur. Wyrastał spod ziemi w zawrotnym tempie, zbyt szybkim byście byli w stanie zareagować, nawet gwałtownie. Złapał każdego z was, oprócz zostającej w tyle Teresy. Mur stworzony był 3-8 centymetrowych kawałków szkła. Te pozostawały w nieznacznej odległości od siebie, unosząc się z pomocą magii w powietrzu. Gdy ktokolwiek z was zbliżył się do niego na odległość mniejszą niż około 20-30 centymetrów, w tych miejscach kawałki szkła spajały się ze sobą, skutecznie uniemożliwiając włożenie pomiędzy nie nawet palca. Już na pierwszy rzut oka było widać, że kawałki są ostre i jakiekolwiek dotknięcie ich rozetnie wam skórę. Byliście w potrzasku. Z pobliskiego zagajnika dobiegł was dźwięk męskiego głosu. Nie krzyczał, nie mówił wyraźnie. Były to jedynie krótkie stęki, bardziej przypominające cierpienie i... szloch. Był niedaleko, wyraźnie to słyszeliście. Tura 5 Wokół wszystkich w wątku oprócz Teresy, która ze względu na wykonane w poprzedniej turze 2 akcje pozostaje na poprzedniej mapie, wyrasta spod ziemi mur stworzony z kawałków szkła. Ma wysokość dobrych 3 metrów. Szkło jest przeźroczyste i nie porusza się, a lewituje w powietrzu. Bez problemu widzicie i słyszycie wszystko, co poza murem. Ma kształt szerokiego okręgu. Zbliżenie się do niego powoduje ściskanie się kawałków szkła, które skutecznie uniemożliwiają przejście, czyniąc je szerszym w innych miejscach. Kawałków szkła jest zbyt dużo, by je policzyć, ale każdy z nich ma około 3-8 centymetrów szerokości/długości. Nie materializują się nowe kawałki. Na mur powinny zadziałać czary tarczy, które normalnie działają na zaklęcia o mocy powyżej 100. Wydostanie się za mur, będzie zależeć głównie od waszej kreatywności. W razie jakichkolwiek pytań technicznych - zapraszam do kontaktu. Tereso, ze względu na wykonane w poprzedniej turze 2 akcje, zostajesz na poprzedniej mapie. Poruszenie się ścieżką do grupy będzie akcją. Pozostajesz poza murem. Możesz zostawić grupę i iść do przodu lub pomóc im z zewnątrz. Lyro, ze względu na otwarte oczy w tej turze zgodnie z efektem krytycznej porażki, otrzymujesz -5 pż M. Ze względu na twoją zgłoszoną nieobecność i akcje Teresy, przesunęłam cię dalej na mapie. Ze względu na brak obrony na akcję Blair (która była chronologicznie jej 1. akcją) otrzymujesz obrażenia wynikające z ciosu lekkiego, wynoszące -2 pż P. Punkty życia: Blair Scully: 156/161 (-5 P) Cecil Fogarty: 149/174 (-5 P, -20 W) Gill Collingwood: 165/171 (-6 P, poparzenia na palcu serdecznym i środkowym) Lyra Vandenberg: 141/153 (-2 P, -10 M (-5M co turę z otwartymi oczami)) Terence Forger: 149/164 (-15 P) Teresa Fogarty: 132/174 (-40 P, -2 W) Xiulan Yimu: 157/157 Aktywne czary: Absolutvisio na Cecila 3/3 (+10 do wzroku)
Termin odpisu do poniedziałku (5.06) do 21:00. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Terence Forger
ANATOMICZNA : 20
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 9
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 9
TALENTY : 10
Cecil nie mylił się. Ścieżka była usłana śladami, które pozornie przypominały końskie kopyta, ale nie zgadzał się ich rozmiar. Prowadziły w stronę lasku rosnącego naprzeciw nich. Śledząc wzrokiem drogę rzucił mu się w oczy widok piór. Rozrzuconych nieregularnie, śnieżnobiałych i zdecydowanie większych niż te, którymi obsypano ich na placu Aradii. Chociaż były podobne przy dłuższym wpatrywaniu się dostrzegał coraz więcej rożnic. Chciał się pochylić, by pochwycić jedno z nich i przyjrzeć z bliska, ale wzdrygnięcie na widok wyrastającej z nicości ściany niedaleko od niego skutecznie wytrąciło go z równowagi. Cofnął się machinalnie o krok i odwrócił do Blair i Lyry, przy okazji dowiadując się, że zostali szczelnie zamknięci w okręgu z odkłamków szkła. Chwycił ostrożnie Vandenberg za przedramię i lekko przyciągnął do siebie. Ostatnie, czego teraz potrzebowali, to żeby dziewczyna zrobiła sobie jeszcze większą krzywdę. Czapka naciągnięta na jej oczy przeszkadzała jej w poruszaniu, ale przynajmniej była spokojniejsza niż przed kilkoma chwilami. — Uważaj, nie podchodź zbyt blisko. Jesteśmy otoczeni szklanym murem — wyjaśnił jej. Nie mogła przecież zobaczyć, co właśnie się wydarzyło. Zmarszczył nos. Widocznie ktoś miał fantazję niczym z królowej śniegu. — Najwyraźniej tamci ludzie bardzo nie chcą, żebyśmy dotarli do anioła jako pierwsi. Teresa?! — powiedział głośniej, kiedy zorientował się, że nie ma ich z nimi. — Jesteś tam? Szybko popatrzył po innych, upewniając się, że nikomu nic się nie stało i nie został pocięty w trakcie tworzenia bariery wokół nich. Cokolwiek by nie miało miejsca, musieli prędko przedostać się na drugą stronę. Popatrzył do góry, mur sięgał jeszcze spory kawałek nad jego głową i chociaż mógł spróbować z “Mons”, by wznieść się w powietrze, to wiedział dobrze, że nie zdołałby pociągnąć za sobą nikogo. Coś podpowiadało mu się, że zbliżanie się do bariery i próba zbadania jej natury byłoby lekkomyślne, dlatego stał w miejscu i — Gill, dasz radę wyczarować tarczę? Spróbuję naruszyć to szkło, ale nie mam pewności czy to nie odbije w nas ani czy nie rozproszy się. Wolałbym nas wszystkich nie poranić — spytał ją, rzucając niechętnie papierosa w upitą glebę. Przydepnął niedopałek, poruszając chwilę kostką i odgarnął włosy z oczu. — Odsuńcie się w jedną część i zakryjcie jak najbardziej, zwłaszcza twarze. Jeśli to nie będzie skuteczne, to zrobimy coś innego. Zaczekał aż Gill podejmie próbę postawienia tarczy, a reszta grupy stanie za nim i zasłoni przed możliwym wybuchem. Nie wiedział jak zachowa się bariera czy odłamki ruszą w ich stronę, czy odprysną w kierunku przeciwnym do wywieranej na ich presji. — Disruptio — spróbował pierwszy raz, skupiając się na fragmencie otaczającej ich przeszkody. Dłoń zadrżała, gdy drugim przedramieniem przynajmniej osłaniał oczy. Wydawalo się, że przepływająca przez palce energia zmaterializuje się, ale chociaż ją czuł, ta nie wydobyła się na zewnątrz. Zacisnął zęby w irytacji tak mocno, aż cała szczęka napięła się i zgrzytnęły zęby. Kolejna, cholerna, porażka w starciu z magią. Czy orzeł Gabriela przeklął go w jakiś sposób na placu Aradii, by magia przestała ulegać jego wpływowi? — Disruptio — powtórzył po chwili, z większym uporem i naciskiem. | Akcja II: czar Diruptio (próg: 65): 42 (rzut) + 5 (statystyka MO) = 47 (nieudane) Akcja II: druga próba – czar Diruptio |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : eaglecrest, saint fall
Zawód : egzorcysta / pielęgniarz
Stwórca
The member 'Terence Forger' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 41 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
Lodowe sople pobrzmiewające w tonie głosu Teresy pokryły powierzchnie jego serce szronem. Miała racje. Nie mógł dłużej odsłaniać swoich słabości. Nie mógł ulegać zwodniczemu wpływowi emocji. Echo bólu czuł w pulsujących skroniach. Przez to miał ochotę zapalić. Drżąca dłoń zniknęła w kieszeni płaszcza, ale nie uległ tej pokusie. Szedł dalej, w palcach drugiej nadal ściskał rękojeść noża; czuł pod opuszkami wypukłość grawera - cinis et manes et fabula fies. Lilith miała dla niego zadanie. Z tego właśnie powodu ignorował dobiegające zza pleców szmery i rozmowy. Zobojętniał na czynniki usiłujące rozproszyć jego uwagę. Wsłuchiwał się w odgłosy wydawane przez otoczenie. Myśl skupił wokół celu, a cel miał przed sobą. Śladów kopyt było więcej, przybyło też plam krwi. Nie wsiąkły w glebę. Czort, który je pozostawił, był ranny, być może ledwo żywy. Błagał Lilith, by druga opcja była bliższa prawdy. - Zmierzamy dokładnie tam, gdzie prowadzą nas ślady kopyt - odezwał się, ale nie zerknął przez ramię, by upewnić się, że jego słowa odnajdą odbiorców. Kroki stawiał ostrożnie, jeden po drugim. Chociaż twarz pokrywała bezemocjonalna maska, walczył z narastającymi w nim wątpliwościami. Jedyną oznaką towarzyszącego mu napięcia było serce bijące mocniej w piersi. Wzrokiem zlokalizował kępę białych włosów. Należeć musiały do właściciela kopyt. Zatrzymał się w połowie drogi, by przejrzeć się swojemu nowemu znalezisku. Miały kilka metrów długości. - Lyra, ten anioł, co go spotkałaś, długie miał włosy? - ledwie szept opuścił jego usta. Znajdowała się matni swojej paranoi. Nie usłyszy. Przykucnę, pod opuszkami palców badając ich fakturę. Pod żadnym względem nie przypominały ludzkich. Mogły posłużyć za linię. Mógł je okręcić wokół szyi Scully i patrzeć jak ucieka z niej życie. W powietrzu zawibrował głosu Terence. -(...) Jesteśmy otoczeni... I dopiero wtedy Fogarty oderwał wzrok od swojego odkrycia, diagnozując źródło nowego zamieszania. Instynktownie zacisnął wolną dłoń na puklu włosów. Zachłysnął się powietrzem. Utknęli w gardle szklanej pułapki. Kwaśny grymas wykrzywił jego spękane od mrozu wargi. Nawilżył je koniuszkiem języka, czując pod nim metaliczny posmak krwi. Blizna pod lewym kciukiem zaswędziła, by przypomnieć mu o swojej obecności. Imię siostry wyrwało go skutecznie z sideł otępienia. Przeklęta Zuge. To miała na myśli? Chciał iść w ślady Terence’a i zawołać siostrę po imieniu, ale nie mógł zapomnieć o zimnej stali jej spojrzenia. Zamiast tego przez chwile tkwił bezruchu, jakby jego mięśnie zostały dotknięte przez paraliż. Kątem oka obserwował poczynienia Terence'a i Gill. Słysząc ostrzeżenie z ust mężczyzny, postawił do góry wysoki kołnierz płaszcza, by prowizorycznie zakryć twarz przed ewentualnym deszczem szkła. Czekał. Nie pozostało mu nic innego, jak czekać, aż zęby zagrożenia zacisnął się imadłem na ich ciałach. Czekał, ale… Cholerna magia znowu pokazała im środkowy palec. Wstał. Gwałtowność tego ruchu sprawiła, że, przez nagłą zmianę ciśnienie na moment zakręciło mu się w głowie. Papieros. Potrzebował tego cholernego papierosa, by nie zwariować. Czuł ciężar paczki w kieszeni, ale nie odważył się sięgnąć po nałóg. Poszedł bliżej osobliwej konstrukcji, dłoń z nożem celując w lewitujące w powietrzu odłamki szkła. Wyczuły jego obecność. Scaliły się w bryłę. - Są wrażliwe na naszą obecność - odezwał się, kiedy echo ostatniej wypowiedzianej przez Foggy'ego inkantacji ucichło. – I mają ostre krawędzie. Mogą na zabić, jeśli spróbujemy przedrzeć się siłą, ostatnia myśl nie opuściła jego gardła. Została z nim, zaszczepiając w nim okrutne w swojej naturze wizje. Zamknął na chwile powieki. Wsłuchał się w szum ciśnienia w uszach. Krew płynęła ciasnym korytem w sieci naczyń krwionośnych wijących się pod skórą. Czuł jak pulsowała. Spróbował wtopić się w otoczenie. Zatonąć w padających na ich sylwetki cieniach. Zniknąć im z oczu. Wiedział, że się nie udało. Oddech zaszeleścił, kiedy go wypuścił. Był równie materialny, co oni wszyscy. Lilith nad nimi czuwała, ale sama jej obecność nie była wystarczająca. Czuł, że jest niekompletny. Na placu Aradii zostawił coś więcej poza plamami krwi. Miał wrażenie, że cząstka duszy odpowiadająca za magią wyparowała, kiedy orzeł zakleszczył szpony na jego ramionach. - Scully - porywisty świst powietrza przerwany został przez pobrzmiewające w tonie cecilowego głosu rozdrażnienie, którego zdemaskować nie zdołał. Współpraca z tą szajbuską była decyzją ryzykowną, ale nie miał wyjścia. Musiał zaryzykować. Dla Lilith. Dla nich wszystkich, co zapędzeni zostali w pułapkę.– Chwilowe zawieszenie broni. Spróbujemy odseparować kawałek muru od reszty. Może straci swoje właściwości. - Sugestia to jedyne, co mógł im zaproponować. W akcie dobrej woli schował nóż. – Tu - wskazał jej miejsce, gdzie należało skupić wiązkę magicznej energii. – Kiedy policzę do trzech, rzuć Ordinato. - Może, przy odrobinie szczęście odetną kawałek muru od czaru, które unosiło odłamki szkła. – Jesteś gotowa? - Zerknął ku niej tylko na chwile. – Trzy... dwa... jeden...Ordinatio. Pierwszy rzut tutaj - nieudany. Drugi poniżej na Ordinatio. Próg 60. |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Stwórca
The member 'Cecil Fogarty' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 9 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty