Colette Carter
sierpień 1981AnhedoniaColette Carter + Terence ForgerDzisiejszy papieros smakował zwątpieniem. Nieprzyjemna myśl, że popełniła błąd, nie dawała jej spokoju. Całą noc nie spała. Wieczorem gdy się położyła, przywracała się z jednego boku, na drugi. Patrzyła w sufit, na zdjęcie na szafce nocnej. Wyglądała za okno. Mogło, by chociaż padać. Mogłaby posłuchać kropli, rytmicznie obijających się o parapet. Lubiła ciszę, ale ta dzisiaj gryzła jej myśli. Wstała, musiała się czymś zająć. Poszła do kuchni, umyć naczynia. Przewracała je w zlewie, jakby pierwszy raz wykonywała tę powinność. Na stertę talerzy, kubków brudnych od kawy, kieliszków od wina, wylała płyn do naczyń. Sięgnęła w głąb, by założyć korek. Nie przemyślała, że na dnie może leżeć nóż. Przeciął jej skórę, zaklęła. Odkręciła kran, by napuścić ciepłej wody. Poszła do łazienki, tam trzymała apteczkę. Sterta prania, część leżała już na podłodze, a kosz jakby zaraz miał pęknąć. Wybrała czarne kolory, wrzucając je niedbale do pralki. Gdy sięgnęła po proszek, a świeża rana zapiekła, przypomniała sobie, że przyszła ją opatrzeć. Przemyła ją i niedbale owinęła bandażem. Usłyszała, wodę, lejącą się na podłogę. Pobiegła do kuchni. Zakręciła kran, spojrzała na podłogę, cała zalana. Złapała za mop i wiadro, przydałoby się umyć cały dom. Zaczęła od salonu, a później łazienka. Miała zrobić pranie, prawda? Nasypała proszku, włączyła pralkę. Była zmęczona, nie miała już siły. Wchodząc do kuchni, przypomniała sobie o naczyniach. Nie czekając chwili dłużej, chwyciła za gąbkę do naczyń. O ranie i bandażu, zapomniała. Gdy ten przemókł i nieprzyjemnie, przywarł do jej skóry, zdenerwowała się. Koniec. Bałagan był jeszcze większy, a jej myśli nie były wcale spokojniejsze. Przybrały na sile, zaplątały się. Tego supła tak łatwo, nie będzie, odplątać. Wyjęła butelkę whisky, usiadła na podłodze, głowę opierając o kanapę. Na stoliku, leżały papiery ze szpitala. Ponownie przeczytała całość. Jej wzrok zatrzymał się na nazwisku, Forger. Cholera, by go wzięła. Widziała po jego spojrzeniu, że on jeden, jedyny nie brał się na jej kłamstwo. Co ją zdradziło? Gdyby tylko wiedziała, miałaby pewność, że następnym razem tego błędu, nie popełni. Ćwiczyłaby przed lustrem, jak wcisnąć kolejny kit ze swojego życia. Tyle już tego było, powinna prowadzić specjalny zeszyt, by się czasem nie pogubić w swoich słowach. Nie dopuściła do siebie myśli, że Terence, zwyczajnie się domyślił. Łatwiej było, podążać za znanym jej schematem. Obwinić siebie, katować się za mały błąd. Nie wiedziała czemu, nikomu o tym nie powiedział. Milczał, nie pisnął nawet słowem. Jaką cenę będzie musiała zapłacić? Colette nie wierzyła w dobroć serca czy zwykłą chęć pomocy. Oczywiście, była mu wdzięczna, ale ile ta wdzięczność ją wyniesie? Nie lubiła być nikomu nic winna. Stąpało to po jej dumie. Trzymała w ustach, ostatniego papierosa, a w dłoni szpitalny papierek. Sięgnęła po zapalniczkę, podpaliła świstek, rzucając go na blat, by się wypalił. Następnie odpaliła papierosa, jej ostatni. Pusta paczka leżała obok jej stóp. Ostatni łyk whisky i wróciła do łóżka. Rano obudziła się obolała. Ze stresu od kilku dni, napinała mięśnie i te już miały dość. Rozmasowała kark, poczuła pieczenie. No tak, rozcięła sobie dłoń. Podniosła się, darowała sobie śniadanie, wypiła tylko kawę. Zaczęła porządki z samego rana, a skończyła gdy słońce zaczęło już zachodzić. Niechętnie zadbała o siebie. Umyła, pomalowała. Wychodząc z domu, miała jeszcze lekko wilgotne włosy. Związała je czarną frotką, by jej na oczy nie nachodziły. Wyszła po papierosy, nie była głodna, ale musiała zapalić. To jedyne co trzymało ją jeszcze w ryzach. Będąc na stacji, nie mogła się oprzeć zakupowi czerwonego wina. Schowała je do torebki. Miała w planach wrócić od razu do domu, ale skręciła, raz i drugi. Nogi praktycznie ją same poniosły. Spojrzała na znaną jej kamienice. Odchyliła głowę do tyłu, wydając z siebie bliżej nieokreślony dźwięk podirytowania. Zerknęła na jego okno, światła zgaszone. Usiadła na ławce, garbiąc się. Ręce skrzyżowała pod biustem, obrażona na swój własny los. Patrzyła w górę, na niebo, ostatnie odcienie dnia, które powoli pochłaniał granat nocy. Słysząc kroki, podniosła się. Dostrzegła jak mężczyzna, na którego czekała, zmierza w stronę swojego mieszkania. Wstała, przeciągnęła się, a kości głośno strzeliły. Uśmiechnęła się gdy stanął obok niej. - Hej Terence. |
Wiek : 30
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Właścicielka Strzelnicy
Terence Forger
ANATOMICZNA : 20
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 9
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 9
TALENTY : 10
Dni znów zaczynały przypominać siebie nawzajem. Wstanie z łóżka, zorientowanie się, który to dzień tygodnia, jak ma wyglądać jego grafik, jedzenie, a potem praca. W wolne dni zastygał czasami na dłużej na łóżku, w jednej pozycji, wsłuchując się w dźwięki muzyki rozdzierające brutalnie ciszę. Książka w dłoni prędzej spełniała rolę akcesorium niż rzeczywistego środka na zapełnienie pustki. Może niedługo Gill znów uzna, że to niedopuszczalne, by większość dni spędzał samotnie. Wyciągnie go na wyjazd do jakiegoś większego miasta, a wtedy Terence pomyśli, że pora zapomnieć się, posmakować czegoś więcej i nie wypominać sobie tego. Teraz znowu głównie był Forgerem-pielęgniarzem, wenflon do założenia pacjentce spod dwójki, operacja o dziewiątej, nie spóźnij się. Forgerem egzorcystą, zajmij się starym panem Grahamem, pomóż w rytuale, bądź gotowy wieczorem. Wyszedł, gdy słońce znajdowało się tuż nad horyzontem, ale nie czuje z tego powodu wyrzutów sumienia jak niegdyś – na progu nie przywita go żaden znajomy głos, nikt nie przyjdzie, by spytać, co dzisiaj przyszykował na obiad. Zdołał jeszcze kilka chwil temu przynieść kobiecie jej kilkugodzinne dziecko. Chwilę przygląda się jak matka lekko kołysze zawiniątkiem z uśmiechem i na parę sekund jego uprzedzenia tracą na znaczeniu. Po to tutaj przyszedł kilka lat temu – chciał pomagać, a później widzieć rezultaty swojej pracy. Gdy tylko traci ich ze swojego pola widzenia, na usta wypływa grymas zniechęcenia. Kamienica nie jest daleko, poprawia marynarkę na ramionach, gdy rusza chodnikiem. Droga ze szpitala do jego mieszkania nie była długa, zajmowała kilkanaście minut podczas których do głosu dochodzi głód nikotynowy. Zrobił jeszcze kilka kroków nim zatrzymał się pod jedną z latarni, mrugających i bliskich dokonania żywota. Ręka trzymająca papierowe opakowanie papierosów zastygła w połowie drogi, nim druga zareagowała, by otworzyć pudełeczko i wyciągnąć jeden z papierosów. Dostrzegł kobietę z opóźnieniem, gdy zmęczone oczy przysłonięte częściowo przez ciężkie powieki spoglądają w stronę blondynki. Znał ją, imię nasuwa się samo. Przecież nie raz rozmawiali, kiedy pierwszy raz przybywali na spotkania Kowenu Nocy, wsłuchując się w nauki najbardziej wtajemniczonych. Tych, którzy obcowali z Lilith najczęściej, do których ich Pani przemawiała najwięcej. Pięć lat temu nie byl przekonany, trzymał dystans i z lekko zmrużonymi oczami przyglądał się wszystkim zgromadzonym. Nie utożsamiał się z nimi, a ich świadectwa brzmiały absurdalnie, ale czy nie tak samo brzmiało świadectwo gwardzisty, który przybył pewnego dnia do domu Forgerów? Teraz wiedział, że Księżycowi poznali prawdę odrzucaną od nich, a jego niechęć była w rzeczywistości strachem przed herezją. Ale to nie oni byli tutaj w błędzie. — Witaj, Colette — przywitał się z lekkim uśmiechem. Tylko na tyle było go stać, gdy po dwunastu godzinach od momentu wejścia na oddział usiadł na dłużej raz, nie dopijając nawet kawy. Zbliżył się do niej, odpalając wreszcie papierosa i zaciągając ciężkim dymem drapiącym w podniebienie. Wypuścił go powoli spomiędzy warg. Ich ostatnie spotkanie poza spotkaniem kowenu miało swoją specyfikę. Wiedział, co zrobiła. Wbrew pozorom pewnych rzeczy dało się domyśleć. Mimo to – nie powiedział nic. Nie skomentował tego na głos, nie uśmiechnął się nawet wymownie. Przeszedł nad tym do porządku dziennego jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie. Być może taka była? — Czymś sobie zawdzięczam tę niespodziewaną wizytę? — zapytał, stając na pozór rozluźniony. Nie domyślał się o czym chciała rozmawiać, a nie zamierzał nieuprzejmie uciekać. Skoro pofatygowała się aż tutaj, da jej tę chwilę. |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : eaglecrest, saint fall
Zawód : egzorcysta / pielęgniarz