First topic message reminder : Las stu szeptów Najbardziej mrożąca krew w żyłach część lasu skąpana w gęstej mgle, która nigdy nie opada. Stopy zapadają się w mchu. Gałęzie drzew - niezależnie od pory roku - to bezlistne kikuty wyglądające jak powyginane ludzkie kończyny. Krążą pogłoski, że w jego czeluściach zaginęło wielu turystów, w tym głównie dzieci i nikt do dziś nie został odnaleziony. Swoją nazwę zawdzięcza nietypowemu zjawisku - szeptom, choć sceptycy sądzą, że to nic innego jak symfonia wyjącego wiatru. Nie da się jednak nie zauważyć, że teren ten ma specyficzną akustykę - pogłos niesie się echem i brzęczy w uszach. Miejsce to jest owijane legendą. W pierwszej wersji Daniel Devall, biegle władający magią natury, przeklął ten las w ramach zemsty za wydziedziczenie i wszystko, co żyje w tym lesie, gnije od środka, więc szepty to skowyt zwierząt, które dokonały w nim żywota. Druga - znajduje się w nim zbiorowa mogiła rytualnych ofiar Fogartych, dlatego często można tam natknąć się na licha, a szepty to zawodzenie umarłych błagających o to, by ktoś w końcu wyświadczył im przysługę i pozwolił ich duszom zaznać spokoju. Rytuały w lokacji (obszar: kotlina Merkurego): Illusio Loci [moc: 59 (54 + złamanie: 5] Accesus Prohibitio [moc: 71] Rytuał bezobcy [moc: 106] Rytuał podszeptu [moc: 116] Rytuał berserkera [moc: 65] |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
Wiara stała się płochliwym stworzeniem tężącym pod sercem. Pogarda od Kościoła była tylko punktem wyjścia. Niechęć do Lucyfera echem wpajanych mu w dzieciństwie wartości. Trudna relacja z Lilith - gromadzącym się od miesięcy rozczarowaniem. Nie potrzebował sacrum. Było tylko pretekstem, by zacisnąć place na nożu i wtopić jego ostrze w kolejne gardło. Słowa Judith pozostawił - na razie - bez odpowiedzi. To nie kwestia jego wiary obecnie zajmowała jego myśli. Ludzie tłoczący się w jaskini zwyciężyli rywalizację o jego uwagę - Carter, ci ludzie- Zamilkł na chwile. W pierwszej chwili chciał złapać ją za ramię, żeby chociaz na chwile się zatrzymała i zasięgnęła opinii swojego zdrowego rozsądku, ale Judith, najwidoczniej otrzymując w genach od przodków nie tylko niezdrowe przywiązanie do strzelby, ale również nieustępliwość, nie oglądała się na nic, jakby eksploracja doliny meneli znalazła się na piedestale jej priorytetów, a wszystko inne było drugorzędne. Bezzwłocznie wsunęła się do węższej szczeliny jakby to był krajoznawcy spacer po dobrze znanym jej Cripple Rock. Tymczasem Fogarty sie zawahał, może to dobry momenty, by rozmówić się z ludźmi, który minęli po drodze? Jak tu trafili? Dlaczego nie próbowali stąd uciec? Nie mogli? Ktoś pozbawił ich pentakli? - Ich twarze przypominają zdjęcia z plakatów - zniżył głos, by ten mógł utorować sobie drogę od uszu idącej tuż przed nim kobiety. – To ci, co zaginęli tamtego feralnego dnia. W którym zrobiliście użytek z miecza Surtr, dodał w myślach. I w którym zginął nestor twojej rodziny. Nie powstrzymał subtelnego grymasu rozbawienia zaciągniętego na wargi. Czujesz wyrzuty sumienia, przyczepiły się do ciebie, jak gangrena do zadymionej brudem rany, Carter? Mgła wątpliwości opadła; nie było innej drogi, nie było innego wyjścia. Zbierz mnie ze sobą, powiedział stanowczo. Pójdzie z nią na samo dno. Gdzie tylko będzie chciała. Był to winny Zuge. I swoim nożom, które wzięła na zakładników. Bez nich nie mógł zasnąć. - Quidhic - wybrzmiało z jego ust, gdy podjął decyzje i dołączył do Judith. Irracjonalne przekonanie, ze coś czaiło się w mroku, zimnym dreszczem spłynęło wzdłuż linii kręgosłupa i nawet magiczna energia, która rozgościła się w segmentach jego ciała, nie była w stanie go wypędzić. Siła woli (st 80), 43 + 15 Quidhic (st 60), 93 - 5 Ja, człowiek z poczuciem misji i obowiązku, idę za Judith |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator, uzdrawiacz
Przejście było nieprzyjemnie ciasne i klaustrofobiczne. Łokcie nieustannie obijały się o kamienne ściany, gdy stopy i dłonie ślizgały się na zawilgoconym wnętrzu tunelu. Judith mogła odczuwać mocniej efekty swojej niezgrabności*, dzięki czemu na pewno po tej przygodzie zostanie jej kilka siniaków i kilkudniowa tkliwość kończyn. Cecil radził sobie lepiej i przez dziurę przedostał się bez większych trudności, ale czy to dobrze? Udane Quidhic pozwoliło mu dostrzec skoncentrowany, oślepiający blask płynący z drugiej strony przejścia, który aż zmuszał do zamknięcia oczu. Cokolwiek znajdowało się za kamienną ścianą, z pewnością nie było „normalne”. Prawdę powiedziawszy, miało z normalnością naprawdę niewiele wspólnego. Wydostaliście się z tunelu, w którym nie czekało na was nic poza fizycznym (i ewentualnie klaustrofobicznym) wyzwaniem i znaleźliście się w kolejnej jaskini – tym razem o wiele lepiej oświetlonej i porośniętej gęstą warstwą mchu. W sklepieniu znajdował się niewielki otwór, zza którego do wnętrza przedostawała się spora plama światła, koncentrująca się na samym środku pomieszczenia. Mogło to wzbudzać naturalne zainteresowanie tym punktem. Tym większe, że wokół wysokiego siedziska wykutego z kamienia gromadziło się kilkoro śmiertelników. Z waszej pozycji niemożliwym było dostrzeżenie ich twarzy, ale ich stroje przypominały nieco te, których właścicieli pozostawiliście za sobą, kręcących się po skalnej podłodze i poszukujących. Jeden ze zgromadzonych wyciągał chudą rękę przed siebie. Podawał mieszek, który wydawał się całkiem ciężki komuś, kto zasiadał na kamiennym tronie. Jego twarz kryła się w cieniu tak długo, aż nie dostrzegł waszych sylwetek po tej stronie przejścia. Wówczas wasza percepcja uległa zmianie. Mogliście poczuć się nadzy i zupełnie bezbronni wobec oceny przeszywających, szarych oczu lśniących w ciemności. Aż nagle tajemniczy mężczyzna poruszył szybko i zwinnie, nawet nie wstając ze swojego miejsca. Wyszarpnął sakiewkę z rąk człowieka, którego strój niegdyś mógł być elegancki. Mogliście zwrócić na to uwagę, gdyż jego rękawy wciąż lśniły nieznacznie, gdy światło padało na złotą nic obszywającą kluczowe elementy skomplikowanego haftu. Niemniej, bardziej interesujące od przyodziewku darującego, mogła być sama sylwetka właściciela szarych oczu. Jego dłoń wydawała się nieproporcjonalnie duża w porównaniu do wypchanego worka ze skóry, a gdy wysypał na palce zawartość, stało się to jeszcze bardziej oczywiste. Pierścionki, amulety, drogocenne kamienie wyglądały przy nim jak dziecięce zabawki zrobione z malowanego drewna. Mężczyzna uniósł dłoń wyżej, przysuwając ją do własnych ust. Wówczas wychylił się również z półmroku, ukazując wam swoje oblicze i pozwalając wam oglądać, jak połyka całą garść grzechoczących kosztowności. Dźwięk, który temu towarzyszył, mógł brzmieć dla was bardzo niepokojąco – trochę jak wrzucenie kamienia do solidnie potrząsanej, metalowej rury. Błogość rozlała się na wąskich, niezdrowo bladych wargach, pasujących do reszty jego aparycji. Jego policzki wydawały wam się nieco zapadnięte, przez co jego twarz przypominała ostrą rzeźbę wykutą z kamienia. Skórę miał chorobliwie bladą, lecz zarazem nieskazitelną, zaś jego ciało skrywał fragment białego materiału przerzucony niechlujnie przez pierś i rozciągający się pomiędzy rozsuniętymi udami. – Ach, a któż to zaszczycił mnie swą obecnością? – Jego głos był wyjątkowo spokojny, ale zarazem emanował tak silnym autorytetem, że oparcie się mu mogło być ogromnym wysiłkiem.** Moc, która za nim stała zmuszała kolana do ugięcia się pod wami, ale Cecil zdawał się mieć pewną taryfę ulgową. Energia zmusiła go wyłącznie do opuszczenia głowy w pewnej parodii ukłonu i okazania szacunku. – Czego tu szukacie? – Zapytał głos, tym razem pozbawiony swej neutralności i pełen rozdrażnienia. Łatwo było zrozumieć, że byt oczekiwał niezwłocznego udzielenia odpowiedzi. Ton, którym posłużył się byt, sprawił, że jeden z mężczyzn zgromadzonych u stóp nieludzkiej postaci drgnął spazmatycznie, a potem zerwał się do biegu. Nieopodal was poślizgnął się na czymś dużym i chroboczącym, upadając boleśnie na podłogę. Kilka portfeli wysunęło mu się z dłoni, przy czym jeden rozsypał na posadzkę kilka sztywnych, ewidentnie nowych jednodolarówek. *MG porównał wasze statystyki sprawności **Judith, jeżeli tym razem pokonasz próg 80 na kości dot. SW, jesteś w stanie znieść obecność bytu podobnie do Cecila. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 190
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 13
TALENTY : 29
Słyszę, jak głos Fogarty’ego coś mi brzęczy z tyłu, ale teraz, po raz pierwszy od dawna, słowa, które do mnie mówi, faktycznie mogą mieć sens. Ich twarze przypominają zdjęcia z plakatów. Co? Rozpraszam się jeszcze na chwilę, nim przyklęknę i zacznę przeciskać się przez otwór w jaskini. Co to znaczy, że ich twarze przypominają… jakim cudem mogą być tu zaginieni ludzie? Do niedawna heretycy Lilith oskarżali nas o ich śmierć. Bo zniknęli bez śladu. Bezwartościowe pionki, tak o nich mówili, gdy zarzucali nam bezkompromisowość, pomimo że to oni pierwsi podnieśli na nas rękę. A teraz miało się okazać, że ci, którzy zginęli, byli… tu? Jakim, kurwa, cudem? Nie jest mi dane dojść do żadnego wniosku. Przepycham się przez niewielki tunel, czując, że ostatnio widocznie sobie pofolgowałam w wymaganiach sprawnościowych. Łatwo mi znaleźć usprawiedliwienie – częściej byłam chora i odpoczywająca niż czynnie biegająca, skacząca czy czołgająca się. Będę musiała to, kurwa, nadrobić, bo sobie tego nie będę mogła wybaczyć, a tymczasem… Wygląda na to, że czekał na mnie kolejny upadły. Czy mam pewność? Nie. Ale widzę biel jego twarzy, widzę wielką łapę obejmującą malutki w tej perspektywie mieszek i widzę, jak… kurwa, zżera biżuterię? Powinnam schować swoją, żeby mu ślinka bardziej nie pociekła? Szok, niedowierzanie i obrzydzenie mieszają się ze sobą, a do wszystkiego dochodzi niemy krzyk protestu, gdy czuję szarpnięcie sprowadzające mnie na kolana. O Ty chuju. Przed oczami widzę Cabota, który zarzynał przede mną cholernego kurczaka Franka, składając tę ofiarę w imię Frejra. Jego herezja, herezja kapłana obrzydziła mnie o wiele bardziej niż niewierność wszystkich tych naiwnych wychowanków Lilith wobec Lucyfera. Nie ma nikogo nad Ojcem, więc kimkolwiek jest ten, kurwa, osobnik, nie będę przed nim klęczeć. Wkładam całe swoje siły, aby zmusić ciało do ruszenia się z ziemi, abym mogła wstać i patrzyć mu w oczy. Ojcze, jeśli mi się nie uda, daj mi siły, żebym nigdy nie ugięła przed nim karku, modlitwa niczym blask świecy rozpala się w myślach, gdy usiłuję podnieść głowę. Jestem córką Lucyfera, nie poddaną jakiegokolwiek innego upadłego, czy, co gorsza, wysłannika Gabriela. — Ludzi, którzy zaginęli w ostatnich tygodniach – odpowiadam mu bezpośrednio. – Zdaje się, że część z nich przebywa tutaj. Czy są magiczni? Czy niemagiczni? Jeden chuj. Nie mogą tu przebywać, pod czyimś pantoflem, na czyichś służbach. Niebo rozświetlać może najjaśniej tylko jedna Gwiazda. Rzut na siłę woli: 33 + 10 = 43 Siła woli, bo próbuję wstać mimo wszystko Ostatnio zmieniony przez Judith Carter dnia Pon 2 Gru - 22:49, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : dolinkowanie rzutu na siłę woli) |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Stwórca
The member 'Judith Carter' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 33 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
Blask rozbłysk przed jego oczami - nieoswojone z takim natężeniem światła, zaczęły łzawić. Zmrużył je, ale po chwili ślady magii znowu wtopiły się w otoczenie, pozostawiając po sobie znamię w postaci plam ćmiących pole widzenia. Podobnie jak Carter, bez słowa, przemierzał kolejne metry kwadratowe jaskini, czując, jak z każdym krokiem, serce bije coraz szybciej i nie zwalania nawet na chwile. Oddech próbował pójść w jego ślad, ale Fogarty nie stracił nad nim kontroli. Jego umysł zalała mgławica myśli. Kto to z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień. Spirala przemocy została zapoczątkowana dawno temu. To ,co działo się teraz, było pokłosiem tamtych zdarzeń. Przerzucenia się winą nie miała dla niego większego sensu, jednak był w stanie pojąć, czym kierowali się oskarżyciele - niezłomną wiarą w to, ze przemoc to lekarstwo na wszystkie problemy. W takim razie kim byli ocaleli? Nadzieją, ze jeszcze nie wszystko stracone? Szansą, ze da się wszystko naprawić? - Słuchaj, to szalone, ale… – zdławił słowa w krtani. Jakim, kurwa, pierdolonym cudem przetrwali? Wniosek nie pojawił się w gąszczu wijących się pod sklepieniem czaszki myśli, ale pojawiło się coś innego – to symbol sprawiedliwości, który mieli wyczekiwać, dowód namacalnej obecności Iustitii? Niewinni przetrwają, nie podzielą losu jej tragicznie zmarłej córki? Z letargu refleksji przebudził go kolejna jaskinia – tym razem przywitała ich mchem, umiarkowanym oświetleniem i…. Patrzył jak olbrzym mierzy w dłoń zawartość sakwy, a potem jej całą zawartość rozsypuje na swojej wielkiej łapie. Obserwował, jak próbuje zabić - zapewne wielki - apetyt biżuterią. Cameilla na ten widok, umarłaby na zwał, on czuł zaciskający się na jego krtani strach wymieszany z obrzydzeniem. Teraz miał pewność, czego szukała na klęczkach łachudra. Kosztowności, które zapewne już dawno zniknęły w żołądku osobliwego jegomościa, rodem z komiksów. Gdyby nie miał styczności z Erosem, być może próbowałby powtarzać w myślach jak mantrę To nie dzieje się naprawdę, by otoczyć się złudzeniem iluzji, ze to tylko sen, który zaraz skończy się, ale wiedział, ze to to nie był sen. Sen dawno się skończył. To była rzeczywistość. Wszystko na raz. Myślałem, ze klęczysz tylko przed Lucyferem, Carter?, chciał rzucić bezczelnie, bo sam nie ugiął sie pod nieznaną siłą - przypominała mu o tej, którą dysponowała Lilith, o tej, która zacisnęła się na krzywiźnie jego czaszki i nakazała patrzeć w jeden punkt. Widocznie do Carter dotarły jego słowa. Widocznie tutaj ich tok rozumowania się rozmijał. - Odpowiedzi – Cecil podniósł głowę, by zerknąć na tą nieludzką istotę. – Uratowałeś tych ludzi przed śmiercią? Zuge tez? Czy możliwie, ze ona- Percepcja, k100 + 10 |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator, uzdrawiacz
Stwórca
The member 'Cecil Fogarty' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 81 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Spojrzenie bytu opadało ciężko na sylwetkę Judith, która chwiała się pod wpływem energii, jaka za nim stała. Podążyło za nią nawet wówczas, gdy po zadanym pytaniu jej kark zgiął się jeszcze mocniej, ale zanim zdążyła ucałować ziemię, bladolicy uniósł palce prawej dłoni ku górze. To, co trzymało czarowników za karki, dało im nieco oddechu. W przypadku Cecila wrażenie bycia dominowanym całkowicie minęło, lecz Judith nie miała tyle szczęścia. Oczy samoistnie uciekały jej na posadzkę, jak gdyby nie chciały dopuścić jej do dłuższego kontaktu wzrokowego z mężczyzną, ale przynajmniej nie musiała już klękać. Doprawdy łaskawy był to gospodarz. Szare oczy przemknęły przez sylwetkę Cecila i zdawały się oceniać, czy godzien jest udzielenia odpowiedzi na tak obcesowo zadane pytanie. – Tak i nie. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. – Zwrócił się do młodego ilustratora, nim skupił wzrok na zagubionych portfelach i dużej, wyschniętej muszli leżącej nieopodal. Niecierpliwy ruch nadgarstka zadziałał ponaglająco na jednego z zebranych sług, który w pośpiechu dopadł upuszczone dolary. Byt skierował wzrok na Judith i niemalże natychmiast mogła to odczuć poprzez nienamacalny ciężar przygniatający kark. – Nikt nigdy nie zaginął. – Sprostował, wydając się wręcz nieco zniesmaczonym taką insynuacją. – Po prostu do mnie przyszli. Wszyscy. Chwila ciszy poprzedziła głośne klaśnięcie w przerośnięte, białe dłonie. Moc wiążąca Judith wreszcie całkowicie zniknęła, ale nie bez powodu. Potrzebował, aby obecni na niego popatrzyli. – Ty – zwrócił się do kobiety, wskazując na nią palcem. – Pachniesz złotem. Daj mi to, co przede mną skrywasz. W tym momencie chciwe spojrzenie objęło jej szyję. – Wtedy oddam ci swoją gildię. – Oznajmił, zaciskając czubki palców na pierwszym z dolarów. – Nie ma nic za darmo. Położył banknot na czubku języka i wsunął do ust, czyniąc tym samym nieśmieszną parodię spożywania opłatka. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 190
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 13
TALENTY : 29
Im dłużej trzymał mnie przy ziemi, tym bardziej byłam wkurwiona. Nie wiem, czemu Lucyfer nie wysłuchał tym razem moich modlitw – wiem, że potrafił. Pojawił się wtedy, kiedy go wzywałam, w Billy Goats. Sam powiedział mi, że wysłuchał moich słów. Osobiście. Teraz tego nie zrobił. Czego chciał mnie nauczyć? Siła nagle puściła, a gdy tylko poczułam taką możliwość, pozbierałam się z kolan jak najprędzej. Optymistyczna była moja wizja, bo wciąż, chociaż siłowałam się z głową, nie byłam w stanie podnieść na niego spojrzenia. Być może powinnam go szanować. Być może. Tak, jak szacunek okazałam Surtrowi. Ale Surtr nie zamierzał nas zniewolić. Być może traktował nas trochę z góry, ale nie wymagał od nas większego szacunku, niż chcieliśmy okazać. Jak zachowałby się Frejr, który zdradził Lucyfera dla służby Gabrielowi? Nie wiem. Nie wiem, co mam myśleć. Teraz i wtedy, gdy kolejno padają odpowiedzi – dla Fogarty’ego, który raczej też z tej konwersacji nie wyjdzie zadowolony, jak i dla mnie. Mam ochotę parsknąć, słysząc, że nikt nigdy nie zaginął. — Ludzie poszukujący tych osób mają inne zdanie na ten temat. Może nie wie. Pewnie nigdy nie wylazł na powierzchnię. Ale dlaczego się tu zalęgł? Dlaczego właśnie tutaj? Miał do wyboru całą kopalnię Hudsonów. Trochę zawaloną, ale może jeszcze trochę tam złota zostało. Ostatecznie mógł się po prostu wjebać do banku Duerów, tam by sobie zeżarł znacznie więcej i smaczniej. Siła zginająca kark puszcza, a ja słyszę propozycję, która jednoznacznie sprawia, że w żyłach krew zaczyna się samoistnie gotować. Wiem o czym mówi. I wolałabym być, kurwa, głupsza. Wiem, co mam na sobie – i za żadnego chuja mu tego nie oddam. Po to, żeby mógł to przemielić, a potem wysrać? Patrzę w jego oczy, chociaż nie powiem, że bez cienia strachu. Jeżeli faktycznie jest tym, za kogo go biorę, nie będę w stanie nic zrobić. Mierzyłam się już z magią upadłego – potem wróciłam do żywych z ledwością, z anemią i wyrzygująca każdy posiłek, który przed chwilą spożyłam. A i tak uważam, że miałam szczęście. — Mam Ci oddać przedmioty pobłogosławione przez Gwiazdę Zaranną tylko po to, żebyś się najadł? – pytam, nawet nie kryjąc zbulwersowania i obrzydzenia tą wizją. Miałabym tak znieważyć Ojca? – Nie znasz żadnego sacrum? Co dalej sobie zażyczysz? Miecz Gabriela? Wrota Niebios? Klucze Piotra? A może boski tron, co? Na pewno jakiś ma. – Nie wiem tego, ale Biblia, której treść musiałam poznać podczas doskonalenia się w swoim zawodzie, o nim wspomina. Przynajmniej w Apokalipsy. Nie wierzę. Po prostu, kurwa, nie wierzę, że podał taką stawkę za istnienia ludzkie. Czy się z nimi nie liczyłam? Oczywiście, kurwa, że się liczyłam. Ale nie dopuszczę się profanacji, bo jakiś gnojek postanawia równać się z Lucyferem, a nawet więcej – chce zdeptać jego artefakty i wysrać je jak najzwyklejszego śmiecia. Nie pozwolę na to. Nie ma, kurwa, opcji. Ale nie mogę odpuścić. Nie wiem, kogo tu trzyma. Swoje dzieci, wyznawców Gabriela – to wszystko jedno. Za moment nie będzie już żadnych podziałów. Skup się. Lucyfer nie postawił Cię na tej ścieżce bez powodu. Wzrok prześlizguje się po nieludzkiej sylwetce. Staram się wychwycić wszystkie istotne szczegóły jego wyglądu – wzrost, ubranie, twarz, oczy, szatę. Cokolwiek, co mi zdradzi coś więcej na jego temat. Czy moja teoria jest słuszna? Kim on może być? Chce się ze mną handlować. Ozdobiony jest klejnotami, wpierdala pieniądze jak popcorn na najnowszym filmie w kinie. No chyba trop za bardzo kieruje mnie w jedną stronę. — Kim jesteś? – pytam wprost. – Mammonem? Hefajstosem? Hadesem? Kuberą? Mammonem – nie sądzę. Nie widziałam jeszcze nigdy demona na własne oczy, na pewno nie w takiej postaci. Najczęściej przyjmowały formę dymu i służyły w jakimś celu. Hefajstos i Hades mi do końca nie pasowali. Kubera? Nie znałam aż tak dobrze egzotycznych mitów, żeby wiedzieć to na pewno. Spokojnie. Muszę to jakoś sensownie rozegrać. Kimkolwiek jest, nie mam z nim żadnych szans. Mówcą też nie jestem najlepszym, ale… może wystarczy ruszyć głową. Skup się, Judith. — Jestem córką Lucyfera – tłumaczę więc jak dziecku, choć przysięgam, nawet do dzieci nie byłam tak cierpliwa. – Oddanie Ci przedmiotów naznaczonych przez Piekło byłoby profanacją. Ale nie zostawię tu tych ludzi. – Nieważne, kim są. Nie mogą być więźniami. – Ale może jest coś innego, czego potrzebujesz bardziej niż złoto. Co Ty na to, nieznajomy bycie? Duer ze mnie chujowy, ale dla większego dobra może uda mi się wykrzesać z siebie cechy jakiegoś Williamsona albo Verity’ego. Na pewno jakieś geny są gdzieś głęboko w moich korzeniach. — Zależy, czy będziesz chciał mnie wysłuchać. Spoglądam krótko na Fogarty’ego. Nie ufam mu, nie sprzedam się od razu, całkowicie. Zresztą, jeszcze chwilę poobserwuję, jak się sam zachowa w obecności tego kogoś. #1 percepcja - na byt | percepcja: +5; talenty: +24 #2 religioznawstwo - na rozpoznanie bytu | religioznawstwo: +20; wiedza: +13 |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Stwórca
The member 'Judith Carter' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 94, 91 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
Czego chciał Carter nauczyć, nie pozwalając jej się podnieść z tej chwili upodlenia? Pokory? Być może, w innych okolicznościach, Cecil napawałby się tym widokiem, ale świadomość, ze znalazł się na radarze istoty, która sprawiła, ze Judith padła przed nim na kolana, a on z trudem utrzymał się na nogach, skutecznie mu to uniemożliwiał. Co kurwa było? Test wiary? Już go dawno oblał. Ponad miesiąc temu, gdy wątpliwości zatruły jego myśli. Nie potrafił modlić się do Lilith tak gorliwe, jak kiedyś. Zazdrościł Carter, ze potrafiła, ze nigdy nie zwątpiła, ze była wierna swojej wierze. Olbrzym zasługiwał na honorowe miejsce w galerii osobliwości. Pod pewnym względem przywodził na myśl Erosa. Wypowiadał się równie enigmatycznie, co upadły anioł. Nikt nigdy nie zaginął padło z ust innowiercy, a Fogarty zdławił histeryczny śmiech w przełyku. Kogo chciał przekonać - ich czy siebie? Kogo mu chciał zamydlić oczy? - Piekło cię wypluło? - bękarcie diabła, miał na końcu języka, ale ugryzł się w niego w ostatniej chwili; to nie czas na wyzwiska; to nie czas na irytacji, złość, strach. Chciał mieć pewność, ze nie pojawił się tu z ramienia Gabriela; o tym skurwysynie nie chciał dzisiaj słyszeć. Musiał zachować trzeźwość umysłu. Myśl o sobie, potem o innych, mruknął w przestrzeń własnych myśli, ale coraz częściej przyłapywał się na tym, ze jego kodeks moralny znowu uległ przedawnieniu; ryzykował życiem dla innych, nie dla siebie. Sam nie był zdolny do takiego aktu szczerości ze samym sobą. Carter, w kilku słowach, potwierdziła, co już wiedział - ona i jej kompani, klub miłośników Gwiazdy Zarannej, wzięli w posiadanie klucze Piotra. - Myślę, ze boski tron szczególnie przypadłby ci do gustu. Jest cały ze złota. Wyżerka na kilka minut, może nawet godzin - wtrącił; jego głos był pewny, choć brakowało mu pewności siebie. Robił wszystko, by przezwyciężyć ściskający go za gardło strach. Kim był ten pożeracz kosztowności? Szukał w głowie odnieść do literatury - ostatnio był wystawiony na ekspozycje mitów. Może na pożółkłych stronach zgromadzonych w księgozbiorze Abernatych odnalazłby odpowiedź na nurtujące go pytanie? Oddał Judith głos. Sam przez dłuższą chwile milczał. Analizował sytuacje. Jeśli czegoś nauczył się na przestrzeni ostatnich miesięcy, to z pewnością to, ze współpraca była inwestycją, która się zwracała. - Jesteśmy dziećmi Lucyfera - zawtórował słowom Carter; nie tego oczekiwał; oczekiwał, ze imię Pana Piekła z trudem przeciśnie się przez ciasny kartel krtani, a tymczasem swobodnie ułożył się na ustach, jakby za tym stwierdzeniem nie kryło się bluźnierstwo; jakby właśnie nie wbijał drzazgi w serce Lilith - i nie możemy wyjść z stąd z pustymi rękami, bez tych, którzy potrzebują naszej pomocy. Ci ludzie - omiótł spojrzeniem hołotę, która zabrała się pod tronem swojego wybawcy - nie mogę tu tkwić kolejnych tygodni, wkrótce umrą. Potrzebują fachowej, medycznej opieki. Zycie bywało cenniejsze do złota. Nie zawsze, dlatego tylko bywała, ale względami etycznymi będzie martwił się później. O ile przeżyje. - Po co ci oni, jak możesz mieć na własność złoża złota? Chciał dodać: Ten tunel łączą się z kopalnią złota. Nikt nie stanie na drodze twojego łakomstwa, ale negocjacje właśnie się zaczęły; nie mógł wyłożyć na stół wszystkich kart. Poczuł na sobie przelotne spojrzenie Judith. Nie odwzajemnił ich. Wzrok zatopił w szarości oczu nieznajomego. 1. literatura, k100 + 5 2. percepcja, k100 + 10 |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator, uzdrawiacz
Stwórca
The member 'Cecil Fogarty' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 92, 100 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
– HA! – Rozległo się głośne żachnięcie bytu, kiedy z rozpędem uderzył otwartą dłonią w swoje nagie udo. Stłoczeni u jego stóp ludzie przygięli pokornie karki, spodziewając się reprymendy, ale żadna nie nastąpiła. Pojawiło się za to ciężkie jak żelazo spojrzenie wwiercające się w Judith. – Córeczka Lucyfera jak się patrzy – zauważył, uśmiechając się szeroko, lecz wesołość nie objęła jego zimnych oczu. Niewypowiedziane ostrzeżenie zawisło gdzieś pomiędzy nimi, bo odmowa była jednym, ale bezczelność to zupełnie inna para kaloszy. – Chce złota. Nic mnie nie obchodzi, skąd je weźmiesz. Możesz nawet odrąbać mu rękę – w tym miejscu wskazał gestem na Cecila – i zamienić ją w grudkę złota, wszystko jedno. Jego obojętność była nieoczywista, bo dobrze widzieliście zalążek podekscytowania osadzony wysoko na jego bladej twarzy. – Przyszłaś tu do mnie, więc handlujemy tym, co posiadacie. – Postawił warunek i tym razem uśmiechnął się szeroko. – Ni mniej, ni więcej. Olbrzymie ciało wreszcie powstało z kawałka szlifowanego na gładko kamienia. Przeróżne kolory przecinały biel niby stróżki wilgoci spływającej po ścianie jaskini, tworząc fantazyjne wzory. Cecil mógł dostrzec to natychmiast, chociaż wówczas braknie mu słów, którymi nazwałby kamień – czymkolwiek był tajemniczy byt, wysiadywał ogromny agat. Nie zdążyliście nawet mrugnąć, a Upadły zmienił swoją pozycję. Cecil zauważył jego pozycję pół oddechu szybciej, ale niewiele to zmieniało. Jego wielkie ciało utworzyło cień odbierający wam dostęp do światła wpadającego do jaskini i wówczas nagle zrobiło się w niej bardzo ciemno i nieprzyjemnie. Byt górował nad dwojgiem śmiertelników, a nadto celował czymś ciężkim prosto w pierś Cecila. Uniósł przedmiot, podparł nim jego brodę i przesunął wyżej, odsłaniając gardło. – Więc przynieś mi boski tron, dziecko, a ja oddam ci tych biednych ludzi, którzy szczerze wierzą w swoje powołanie. – Jego głos już nie brzmiał jak propozycja, a raczej jak stan utrwalony. Łatwo było dostrzec, że nie zamierzał odpuścić tego fragmentu dyskusji. Nie odda ludzi. Nie za darmo. Cecil pierwszy mógł dostrzec, że kij podpierający mu brodę wydaje się poruszać i jakby… syczeć? – Ci tutaj zwą mnie Mercurius – przedstawił się, cofając laskę i wspierając kaduceusz o kamienną posadzkę. Merkury znalazł się tak blisko, że chytrość kryjąca się w jego uśmiechu wcale nie była trudna do zauważenia. Wskazówek było aż nadto, a dopasowanie imienia do tej dziwnie bladej twarzy było kwestią sekund. Oto i rzymski bóg handlu, zysku, kupiectwa – posłaniec bogów, patron złodziei, celników i ludzi przedsiębiorczych. Współtwórca muzyki. – Wysłucham cię – zwrócił się do Judith, wbijając szare spojrzenie w jej twarz z taką intensywnością, że konieczność dbania o własne dobra zaczynała być powolutku poddawana w wątpliwość. Aura Merkurego skłaniała do przekazania przedmiotu na wymianę, ale nie wymuszała tego. To była decyzja ludzi, którzy przebywali w jego pobliżu – magnes na kupców, bankierów, złodziei. Teraz do tego samego skłaniała również Judith i Cecila. – A ty uczyń mi ofertę – zwrócił się personalnie do Cecila, teraz to jego przygważdżając spojrzeniem. – Przynieś mi to złoże, na które się powołujesz. Nie handluję ani mapami, ani wskazówkami i tajemnicami. Oddaj mi to, co masz najcenniejsze. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 190
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 13
TALENTY : 29
Zerkam z ukosa na Fogarty’ego, gdy mówi, że tron Boga jest cały ze złota. A ten skąd wie, widział, był tam? Chuj tam, może wciska mu bajerę, taką, jak słyszę za moment. Jesteśmy dziećmi Lucyfera. Mam chęć parsknąć, ale zagryzam wargi, żeby tego nie zrobić w tym uprzejmym towarzystwie. Mam ochotę spytać – ta? Od kiedy? Powieść o synu marnotrawnym to w Biblii była, nie w Księdze Bestii. Ale się nie odzywam. To teraz jest mniej istotna kwestia – niech go rozlicza Lucyfer, Lilith, Aradia, czy w cokolwiek on tam teraz sobie wierzy, grunt, że sprawiedliwość w końcu dosięga każdego. Tak, jak dosięgnęła Cabota. Ja teraz mam ważniejsze sprawy na głowie – i plan, który rozbłyśnie tym bardziej, gdy wielkolud zabierze nam światło. Unoszę dłoń wyżej z zapaloną wciąż Leviorą, aby być w stanie w ogóle cokolwiek dostrzegać w tej cholernej ciemności. Słowa to jedno, ale skurwiel… szybki był. Wolę wiedzieć, kiedy ktoś zamierza mi wbić nóż w plecy. Drgam lekko, nerwowo, gdy wielka łapa uderza o udo, bo chuj wie, co to może dla nas wszystkich znaczyć. Na szczęście nie stało się nic, padło więcej słów. Może chciał mnie obrazić, ale córeczka Lucyfera nawet w tej obeldze brzmiała zbyt dumnie, abym zgięła karku czy poczuła się głupio. Zerkam na Fogarty’ego po raz kolejny, gdy stwór domaga się kosztowności, a kącik ust drży mi w uśmiechu. Nie kuś mnie, mam na końcu języka, ale nawet ktoś taki jak ja czasem miewa instynkt samozachowawczy. Teoretycznie gramy do jednej bramki. Może mi się jeszcze przydać to dziecko Lucyfera. Poza tym, nie zamierzam za niego dźwigać cały czas noża i athame. Byt poruszył się, za swój cel obierając Fogarty’ego. Mimo wszystko poruszam się nieznacznie w ich stronę, tak dla pewności, że unosząc mu łeb, nie zamierza odrąbać mu głowy. Szkoda by była, chłopak się jeszcze może przyda, żywy bardziej niż martwy. Jestem jednak ostrożna na tyle, żeby nie podchodzić zbyt blisko. Oglądam tylko to, czym mierzy mu w krtań, żeby dostrzec dość znajomy zarys pewnego kształtu… Dzwon w kościele zadzwonił na ułamek sekundy przed tym, jak byt sam się przedstawił. Mercurius. A więc faktycznie upadły. Merkury – jakim cudem tak oczywista kwestia nie przyszła mi do głowy? To po pierwsze. Po drugie – w okolicy kręci się Iustitia. Teraz pojawił się kolejny upadły z panteonu rzymskiego. Czy może być ich wszystkich tutaj więcej? Czy są w jakiś sposób powiązani? Co w takim razie wyróżnia jeźdźca pośród wszystkich innych upadłych? Merkury. Bóg handlu, bóg kupców i bóg kupiectwa według Rzymian. Faktycznie, gdybym była bardziej przedsiębiorcza, powiedziałabym, że mówi językiem zysków i korzyści. Ale ponieważ nie jestem, powiem, że jest po prostu chytry. I najwidoczniej wiecznie nienasycony. Wysłucham cię zaskakuje mnie na tyle, że aż tracę rachubę, o czym chciałam mu gadać. Na chwilę, bo on nadal gada i zwraca się do Fogarty’ego. Przyglądam mu się jeszcze przez chwilę, zastanawiając się, na ile będzie współpracować. Gdyby to był Sebastian, Frank, albo Marvin, nie miałabym żadnych wątpliwości – pozwoliliby mi na realizację mojego planu. Pewnie nawet zrobiłabym im w nim miejsce, aby w ramach współpracy wzmocnić się nawzajem. Na ile mogę polegać na Fogartym? Musiało mi w tym roku naprawdę paść na dekiel, skoro się zastanawiam, na ile mogę ufać Fogarty’emu. Mistrzem historii nie jestem, ale coś mi do łba kiedyś kładli. Podobno. Wróć. Odchodzę spojrzeniem od Fogarty’ego, aby objąć twarz Marcuriusa. Skurwiel jest wielki, dzieli nas trochę przestrzeni, ale nie szkodzi. Gówniany ze mnie negocjator i beznadziejny mówca. Przywykłam do przesłuchań, nie do zawierania paktów i ubijania interesów, na pewno nie z upadłymi. Najwidoczniej czas nauczyć się czegoś nowego. Nie wierzę, że przysłuchiwanie się rozmowie prowadzonej przez Cabota z Surtrem na cokolwiek mi się przyda. W życiu się do tego nie przyznam, ale skurwiel miał gadane, więc może… Sięgam wolną dłonią do łańcuszka i wyciągam asa numer jeden (a może jedynego jakiego mam) – jeszcze przez chwilę buja się na nim złota zawieszka z kaduceuszem. Może nie tak imponującym jaki ma Mercurius, ale jednak. — Coś nas najwidoczniej łączy. Możemy być już przyjaciółkami? Mamy bransoletki przyjaźni, nie? Takie same. Prawie. Tylko że ja mam naszyjnik, on ma laskę. Przymknie się na to oko. — To naszyjnik, który został pobłogosławiony magią Piekła, prosto od Lucyfera – tłumaczę mu cierpliwie. Ostatnio wszechświat mi daje sygnały, że chyba powinnam odnaleźć w sobie jakąkolwiek iskierkę czułości macierzyńskiej, skoro wszystkim dokoła tłumaczę, jak i na czym polega świat. – Nie oddam Ci go, bo przecież chcesz to, co mamy najcenniejsze. – Chowam więc z powrotem zawieszkę za dekolt bluzki i podnoszę wzrok na Merkurego. – A tak się składa, że najcenniejsze mam tylko dwie rzeczy. Wiarę i wolność. I tutaj właśnie Merkury powinien prychnąć i powiedzieć mi, że gówno go to obchodzi, on chce materialne i chce mieć pieniądze. I bogactwa. I wszystko. — Spójrz na siebie. – Nie mówię tego kpiąco. Mam plan, więc nie będę na tyle głupia, aby nie okazywać szacunku swojemu partnerowi w tym planie. – Siedzisz tu w norze jak szczur. Kiedyś byłeś bogiem i ludzie Cię czcili. Miałeś ołtarze i pewnie też tron. A teraz? Teraz siedzisz na jakimś kamieniu metry pod ziemią i przychodzą do Ciebie ludzie zbyt słabi, żeby Ci się oprzeć. – Coś podobnego mówił Cabot do Surtra, nie? Wtedy to działało. – Mogę dać Ci coś cenniejszego niż złoto. Wolność. Nie będziesz musiał się ukrywać i otrzymasz zaszczyty, jakie są Ci należne. Potraktuj to jako inwestycję. Bóg zysków chyba lubi inwestycje? Nie wiem. Patrzę jednym okiem na niego, drugim na Fogarty’ego, modląc się tylko w duchu, żeby tego nie spartolił, bo zagryzę. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
Odrąb mu rękę i zmień ją w grudkę złota. Dla Cater musiała być to kusząca oferta. Spełni fantazje właściciela szarych oczu? Spojrzał na nią z nieskrywanym zainteresowaniem. No dalej, pokaz, na co stać dzieci Lucyfera. Chciał wyciągnąć ku niej swoje ramię, jakby w ramach zachęty, ale w ostatniej chwili wygrał z tą pokusą. Judith widocznie nie była wystarczająco zmotywowana, by zrealizować ten koncept, a Cecil nie chciał kusić losu. Oboje sporo ryzykowali przybywając tu w swoim towarzystwie. Chciał jej podarować, nawet wyimaginowane, poczucie, że może mu zaufać, bo w tej chwili sam chciał jej ufać. Olbrzym wykonywał coraz więcej niepokojący gestów w ich stronę. Cecil sięgnął po jeden ze swoich noży, ale drżąca dłoń zetknęła się z pustką. Teraz był zdany tylko na pentakl i swoją odmienność. - Mówiłeś, ze handlujemy tylko tym, co posiadamy - wtrącił nad wyraz uprzejmie, nadal pozwalając, by na usta zakradł się zarys życzliwego uśmiechu. – Ty nie posiadasz władzy nad ich duszami, ja nie posiadam boskiego tronu. Jedno znajduje się w rękach Lucyfera, drugie zarekwirował Gabriel. Obaj podążali ścieżką chorych ambicji, ale to w tym momencie było mało istotne. Olbrzym tez miał wybrakowany kodeks moralnego. Cecilowy był cały w plamach krwi. A Carter była odpowiedzialna za los ludzi, którzy na dnie jaskini odnaleźli atrapę schronienia. Każdy z nich miał na sumiennie przynajmniej jedno ludzkie życie. Laska, na którym podpierał się osobliwy mężczyzna, wił się i syczał jak wąż. Podejrzewał, ze jak ukąsi, to zaboli, a zatem, podążając tropem tej logiki, opracowywał w głowie plan jak uniknąć tego zagrożenia. Zwą mnie Mercurius, wybrzmiało, a Cecil przeżegnał się w duchu. Zeusie, widzisz i nie grzmisz, rzucił ironicznie w myślach. Co jest, do chuja, w Piekle rozgościł się cały panteon? Był Upadłem jak Eros? - Jesteś Upadłym? Bolało jak strącali cię z nieba? Twój kumpel się wykrwawił, a potem pochłonęła go Ziemia. Nie mieli z nich żadnych szans. Uświadomił sobie to sekundy później, gdy jego monstrualna sylwetka ukazała się im w całej okazałości. Zawadiacki uśmiech był najmniej przerażającym aspektem jego wyglądu. Merkury miał tylko trochę mniejszego pecha od nich. - Złoże tez nie należy do mnie. Jego prawnymi właścicielami są Hudsoni. Oddaj mi to, co masz najcenniejsze. Najcenniejszy był płynący w jego ciele dar magii. Zerknął ku Carter. Wiara i wolność, jej słowa były naiwnie rozczalujące. Wiara przestała być dla niego istotna. Rozpłynęła się w wirze doświadczeń. Wolność była luksem, na jaki nie mógł sobie pozwolić. Już dawno została mu odebrana. Zaczerpnął do ust nowego haustu powietrza. Spójrz na siebie, powiedział Carter, ale Fogarty usłyszał w jej słowach pogardę. - Są dwie wartości, których nie wycenisz. Jedno to wolność - podjął, dołączając do negocjacji Carter. Każdy czegoś pragnął. Eros pragnął miłości. Surtr wolności. Iustitia sprawiedliwości dla córki. Czego, poza złotem, pragnął Merkury? - Drugą jest lojalność. Chcesz pozostać cieniem samego siebie? Wyobraź sobie ile zwolenników możesz sobie zjednać. Nie wiedział, czy tok rozumowania Carter spełnił swoją funkcje, ale, odkąd mężczyzna zasłonił im jedyną drogą do światło, wybór był tylko jeden - połączenie swoich sił. - Sterta ledwo żywych ciał, których budżet i termin ważności się kończy, to szczyt twoich ambicji? Tam, na górze, czeka na ciebie o wiele więcej możliwości. Merkurym nie kierowała ambicja. Kierowała nim pycha. Ego jak stąd do, hehehe, Merkurego. - Tu zaraz nie będziesz miał co jeść. Ludzi zacznie wpierdalać w akcie desperacji? |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator, uzdrawiacz
Judith przewidziała reakcję bytu sekundę przed tym, nim stała się rzeczywistością. Parsknięcie było pełne niezadowolenia, ale to jego szare oczy mówiły najwięcej – zawód, który je wypełniał, z pewnością był głębszy nawet od tej jaskini. – Za wiarę i wolność nie wybudujecie domów. Za wiarę i wolność nie wykupicie żywności, ubrania, błyskotek. – Jego głos nabrał na sile i wydawał się wręcz grzmieć w ograniczonej przestrzeni jaskini. Węże tańczące na końcu laski zasyczały rozgniewane, gdy ich pan prychnął z pogardą i odwrócił się do was plecami, odchodząc ponownie w kierunku swoich poddanych w niepokojąco ludzkim tempie. – Zamierzasz dać mi wolność – podjął, trącając oliwną laską jednego z mężczyzn i popychając go za siebie. – Ty zaś obiecujesz lojalność. Drugi człowiek został wybrany do udziału w pokazie w identyczny sposób co jego poprzednik. Rozciągnięty w poziomie kaduceusz poprowadził ludzi z powrotem w stronę czarowników i nakazał im się zatrzymać. – Wolność i lojalność… dwie wartości stawiane na szali, które równoważyć będzie tylko jedna. Ludzkość wielbiąca Niebo. – Biała ręka chwyciła ramię mężczyzny z szatą obszytą złotą nicią i bezceremonialnie pchnęła go w kierunku Judith, pozwalając mu wylądować w jej ramionach (bądź na ziemi, jeżeli go nie chwyciła). – Lub ludzkość wielbiąca Piekło. – Drugi mężczyzna analogicznie został „podarowany” Cecilowi, lecz był to podarunek pokazowy i wymuszony. Blade wargi zdradzały, że nie przyszło mu to z łatwością, ale jedynie Cecil dostrzegał kryjącą się za tym wszystkim parę odczuć. Strach i żal, oblicze uczynionych Merkuremu krzywd wciąż byłe w nim żywe. – Jeżeli nie podejmiecie zgodnej decyzji, to podejmę ją za was. – Słowa te nie były nacechowane emocjami, ale i tak na myśl mogło przychodzić skojarzenie ich z gniewem. Pewnie z powodu gwałtownego powrotu Merkurego na lśniący agat, który zajął mu nie więcej, niż jeden krótki oddech. Oddał intruzom przestrzeń do dyskusji, a ten wybór był więcej, niż kluczowy. Był jedynym, który Merkury pragnął respektować. Oznaczcie MG po podjęciu decyzji co do dalszych losów wyznawców Merkurego. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej