First topic message reminder : PUB "THE DIRTY FROG" Saint Fall może i jest niewielkim miastem, ale ciężko znaleźć tu dorosłego mężczyznę, który nie lubi się napić — niezależnie od tego, skąd pochodzi i co wyznaje. Niegdyś The Dirty Frog była najpopularniejszą knajpą w okolicy oferującą tequile. Po śmierci ostatniego właściciela biznes podupadł. Podłogi nie lśnią tutaj czystością, a popękana skóra i poobdzierane drzewo na nogach krzeseł barowych wyraźnie sugeruje lata używalności mebli. Mimo to zawsze jest tu dość schludnie i czysto, a w mieście nie da się znaleźć lepszej tequili. Jest tutaj dość kolorowo, na ścianach wiszą flagi państw Ameryki Środkowej, a w powietrzu unosi się zapach papierosów i potu. Pub jest raczej popularny wśród starszego pokolenia. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Ashena Asselin
ODPYCHANIA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 188
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 7
TALENTY : 9
Może przesadziłam odrobinkę z tym spaniem na ulicy. Benji chyba nie wyglądał na takiego, który dałby radę zasnąć w takich warunkach, ale prawdę mówiąc widywałam ludzi po alkoholu w o wiele gorszym stanie. Więc, gdyby tak upił się do końca, to kto wie. Nie chciałam mu jednak tego mówić, bo jeszcze bym usłyszała, że jedynie mu przeszkadzam. I może tak trochę tak było. Ale póki ja nie pytałam, a on nie odpowiadał, cóż, wszystko kręciło się dalej. Pewnie i tak nadal będą go pilnować, by nie przesadził. Poza tym jakby na to nie spojrzeć, pomijając moich rodziców w Nowym Orleanie, Benji był kimś najbliżej rodziny, kogo tutaj miałam. Choć i tak nie miał pojęcia o połowie rzeczy, które odwaliłam kiedyś czy teraz. I lepiej, żeby nie wiedział. Jakoś wątpiłam, by przyjął to tak spokojnie, jak Arlo. - Mmmm. – potwierdziłam, patrząc mu w oczy znad butelki tequili, zastanawiając się, co mógł dostrzec w moich oczach. Swoje odbicie? A może nawet w cudzych oczach widział jedynie szkielety? Pewnie kiedyś spytam, o ile nie doprowadzi mnie do szewskiej pasji. Przez chwilę, przez ułamek sekundy uwierzyłam mu w te mokre sny, ale przecież to był ściemniacz. Przewróciłam oczami, bo tylko na to było mnie stać. Za dobrze pamiętałam jego wyznanie i jak w pełni akceptowałam różne gusta, tak Ben… czasem mnie wkurzał. Dzisiaj natomiast zbliżał się do granicy, niebezpiecznie szybko, z siłą rozpędzonego pociągu. - Powiedziałabym, że jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz. Ja się nie nadaję do związków, chociaż podatki… welp. Niższe podatki kuszą jak cholera. – roześmiałam się krótko, znowu pomijając jego pieprzenie o ślubie. Nie rozumiałam, co się tak doczepił do tego ślubu i to jeszcze ze mną. Do licha, nawet by się ze mną nie przespał – tylko czy zdawał sobie sprawę, że ewentualnemu mężowi za zdradę wyrwałabym jaja…? No chyba jednak nie. Więc może to dlatego. Pytaniem było tylko, czy go uświadamiać, czy nie. Sięgnęłam po swoją szklaneczkę z alkoholem i powoli zaczęłam ją opróżniać. - Benji, kwiatuszku mój pachnący. – powiedziałam miękko, jednak z błyskiem stali widocznym w oczach. – Nawet nie wiesz, jak łatwa potrafię być. Ale przy okazji jako tako znam swoją wartość, a przynajmniej łudzę się, że zasługuję na faceta, który hajtnie się ze mną dlatego, że mu się podobam i z tego też tytułu całkiem chętnie będzie ze mną spać. – kolejny łyczek tequili, aż wyzerowałam szklankę. – A jeśli tenże facet spróbuje przespać się z inną, wyrwę mu jaja. Więc jak? Nadal jesteś chętny na ślub ze mną i białe małżeństwo bez seksu? – dodałam niewinnym tonem, krzyżując ręce na piersiach, patrząc na niego z bardzo kpiącym uśmieszkiem. Rzadko wstawiałam się na wesoło, ale teraz jakoś mnie wzięło. Zwłaszcza, że naprawdę ciekawiło mnie, jak bardzo Lovell przemyślał sobie temat ciągłego proponowania mi małżeństwa. Bo jeszcze trochę, a się zgodzę – tylko po to, żeby patrzyć, jak się potem ze mną męczy. Bo byłam pewna, że Benji jedynie by się ze mną męczył. Nie miał pojęcia, jaka potrafiłam być. Jaka byłam. I w jakim stanie niekiedy wracałam z pracy. Albo nocne zasadzania się na szantażystów… Który facet to przeżyje? Im bardziej czerwony na twarzy stawał się Benji, tym mocniej ja się uśmiechałam. Jednak pan prokurator miał jakieś swoje ludzkie odruchy, a nawet potrafił się zawstydzić! Dzień ocalony, drodzy państwo, a ja mogłam tak pewnie jeszcze długo. Sam mnie podpuszczał, okey? - Jesteś jak wino, im starszy tym lepszy. I tak, nadal masz piegi. A na siwe włosy jesteś zdecydowanie za młody. – oceniłam swobodnie, sięgając po papierosy i odpalając sobie jednego. – Nieee, wyglądasz, jakbyś miał wszystkie kolczyki. Żadnych przerw. Do twarzy ci w nich. – sądzę, że nawet nie wiedział, jak bardzo się wyróżniał, z taką ilością kolczyków. Na pewno nikt by go nie rozpoznał, dokładnie tak jak mnie w kolorowych chustach i nie tylko. – Polecam się, Benji. Nie tylko obrażam ludzi, coś miłego też umiem powiedzieć. – puściłam mu oczko, nalewając sobie tequili. Szkoda, żeby się zmarnowała… Ale i tak na tej jednej butelce zamierzałam poprzestać. - Kruk jest zdaje się większy…? – zmarszczyłam lekko nos. Kruki były mądre, były atrybutami wiedźm i nie tylko, ale skąd miałam wiedzieć, czym się różni od kosa? Kosy w ogóle występują w Stanach? – Powiedziałabym jednak, że wszyscy się różnią. Czasem tylko ciężko dostrzec te różnice. – uśmiechnęłam się miękko, zaciągając się dymem i powoli wypuszczając go w eter. |
Wiek : 32
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Protektor w Czarnej Gwardii, twórca laleczek voodoo
Benjamin Lovell
WARIACYJNA : 17
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 166
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 17
TALENTY : 9
Niskie podatki wydawały się zawsze kuszącą alternatywą. Jednak czy poradziłbym sobie z jej zgodą? Pewnie tak, chociaż oboje wiedzieliśmy, że jej nie dostanę. Dlatego kontynuowałem wciąż te żarty, bo w mojej pijanej głowie były śmieszne. Ja i Ashena. Ona była bardziej męska niż ja w walce wręcz i nie potrzebowałem tego widzieć i doświadczać, żeby być tego pewnym. Piła też zdecydowanie śmielej niż standardowa niewiasta i nie gryzła się w język jak normalna panna na wydaniu. Cóż. Wdowa na wydaniu. Jeden pies. Nie była typową przedstawicielką swojej płci, co sprawiało, że była nader interesującym towarzystwem dla mojego chorego umysłu, który średnio radził sobie z przeciętnością. Przeciętność mnie niebywale nużyła. Ktoś musiał być ponadprzeciętny w swojej przeciętności, żebym odnotował jego istnienie na dłużej. Była żona mojego byłego szwagra, zdecydowanie nie była przeciętna. Gdyby się zgodziła, na pewno bym się tak przeraźliwie nie nudził. Nawet jeśli sam musiałbym upuszczać sobie spermy do końca życia. - Przestań się tak reklamować Ashy, bo nie będę spał w nocy myśląc o Tobie - puściłem jej oczko i uniosłem szklaneczkę w niemym toaście. Nie chciałem wiedzieć, czy jest łatwa, czy nie. Dla mnie to nic nie zmieniało i ona dobrze o tym wiedziała. Chociaż tak naprawdę nigdy nie przetestowałem się do końca. Czy gdybym wystarczająco długo wstrzymał się z jakimikolwiek aktywnościami natury seksualnej to i dziewczyna z taboru stałaby się łakomym kąskiem? Oto teoria, której nie chciałem sprawdzać w praktyce. Nie znosiłem wszystkiego związanego z cyganami. Siedząca naprzeciwko Asselin była wyjątkiem potwierdzającym regułę. - Czerwiec jest najgorszy. Nie znoszę czerwca - uśmiech znikł z mojej gęby tak szybko jak się pojawił, a dłonią przejechałem po twarzy, chcąc zetrzeć z niej resztki wesołości. Tak naprawdę wcale nie było mi do śmiechu. Byłem już napruty, mogłem wciąż żartować, ale wcale nie chciałem się śmiać. Chciałem płakać, ale przecież tak nie wypadało. Nie w miejscu publicznym. Minęło już wystarczająco dużo czasu, żebym przestał płakać, ale jakaś część mnie wciąż nie pogodziła się z poniesioną stratą. Im więcej czasu upływało, tym większe miałem wrażenie, że już się nie pogodzę z tym co się stało. Zostanę już na zawsze zatruty wspomnieniami lepszych dni, nie pozwalając sobie znów na szczęście. I ona jako jedyna to rozumiała. Nie popłakałem się jednak, bo zajęty byłem dalszym piciem i słuchaniem komplementów wymieszanych z pożytecznymi informacjami. - A łysienie? Nadal nie występuje? - ciężko jest być próżnym gnojkiem bez znajomości swojej aparycji. Lubiłem jednak podejmować się trudnych wyzwań. Chociaż nie no, wiedziałem, jak wyglądam. Widziałem się na zdjęciach raz na jakiś czas. I widziałem dość często aprobatę w oczach kobiet. Dało się na tych zdawkowych informacjach wypompować sobie ego w kosmos. Szkoda tylko, że mój własny brat jak mantrę powtarzał mi, że jestem szpetny. Cóż... sam nie był piękny, ale tak samo jak ja miał problem z weryfikowaniem swojej aparycji. Ja jednak byłem miły i mówiłem mu, że jest najpiękniejszym Cyganem, jakiego świat nosił. - Ashy... to już pora. Weź mnie do domu i rozbierz. Jestem cały Twój - usłyszałem swój błagalny ton i mimowolnie się skrzywiłem. Upadek człowieka. Chociaż nie... upadek zaliczę zapewne na pierwszym stopniu schodów i zacznę swój monolog o tym, że zaczynam swoją drogę krzyżową i jak Jezusowi przysługują mi trzy upadki. Stały repertuar to stały repertuar. - Ashy... jesteś najpiękniejsza - wymamrotałem jeszcze tuż po tym jak wstałem i z kieszeni wyciągnąłem klucze do swojego mieszkania. Za pięć minut nie będę już o tym pamiętał, więc jak na autopilocie ruszyłem szybko do wyjścia, żeby wieczorne czerwcowe powietrze nieco mnie otrzeźwiło. Asselin na szczęście mi towarzyszyła. [oboje z/t] |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : St. Fall
Zawód : prokurator