Stary pick-up W tym miejscu od lat stoi stary pick-up, który kiedyś musiał być dumą swojego właściciela, teraz już bez silnika. Szkielet metalowej karoserii powoli wchłania kolor rdzy. Obok tej przecznicy rozpościera się niewielki plac, a w tle na ścianie budynku przy pobliskiej stacji benzynowej, widnieje reklama producenta napojów gazowanych. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Ronan Lanthier
NATURY : 21
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 187
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
28 maja, 1985 — Co za gówno. W wieczory takie jak te — puste parkingi, zardzewiałe pick—upy, motocykle kopcące z miejsc, z których kopcić nie powinny — elokwencja to luksus bogatych; nie każde kręgowe nazwisko wpada w ten pułap progu podatkowego. — Co za pierdolone gówno. Wężyk — rurka? Mechanik z Lanthiera taki, jak z Bloodworthów organizatorzy wesel — chłodnicy przestaje syczeć, ale z dziury w nim nadal unosi się cuchnąca smużka dymu. Bąbel na kciuku Ronana to dowód rzeczowy w sprawie; dotknął źródła motocyklowego kryzysu i zanim pierwsza kurwa (w sumie było ich osiem; na parkingu zrobiło się tłoczno) opuściła usta, przyswoił lekcję. Dotykanie wężyków — rurek? — kiedy syczą od nadmiaru dymu i w efekcie psują motocykl, nie wpadnie w pulę pięciu najlepszych pomysłów, które miał w ostatnich tygodniach. Puste drogi, późny wieczór nad głową, neonowy blask szyldów po drugiej stronie ulicy — Lanthier zatrzymał się, żeby zatankować i wrócić do Cripple Rock przed zapadnięciem zmroku. Pół godziny później nadal tkwi na obrzeżach Saint Fall, niebo zgubiło słońce za horyzontem, a motocykl jak był spierdolony — tak jest. Spacer na stację benzynową zakończył się widowiskowym fiaskiem; pryszczaty nastolatek za ladą oznajmił, że na stanie nie mają ani pół wężyka (rurki?) do chłodnicy motocykla, ale w ramach urozmaicenia wypatrywania pomocy drogowej, mogą zaoferować nowy numer świerszczyka. Jedno zerknięcie na półkę z prasą — ktokolwiek zaopatrywał stację, był koneserem — wystarczyło. Majowa rozkładówka Playboya nurzała się w wodzie; dwudziestoletni Ronan wyłuskałby trzy dolary z portfela i poszedł popływać razem z mokrą Karen Velez z okładki. Ronan trzydziestoletni kupił Marsa; bez dwóch czterolatków w zasięgu słuchu i szelestu papierka, będzie mógł zjeść w spokoju. Na parkingu — znów przy zardzewiałym od dawna pick—upie i motocyklu, któremu chwilowo życzył tego samego losu — dociera do niego proza trzech faktów. Po pierwsze; zapomniał kupić papierosów. Po drugie — nie wie, która godzina. Po trzecie — tym razem nie jest sam. — Ej, ty — w uniesieniu chwili, Lanthier zupełnie ignoruje (nie)drobny szkopuł; ma prawie metr dziewięćdziesiąt i łapy wytrenowane na szczękach bokserów. Rozpoczynanie rozmowy z przypadkowym przechodniem — rodzaju żeńskiego, na dodatek — od ej, ty to nie jest szczyt marzeń. Dla żadnej ze stron. — Masz zegarek? Nawet Mars w ręce nie pomoże, kiedy po zmroku zaczepiasz kobiety na opustoszałym parkingu; niewinne pytanie — tylko okoliczności niesprzyjające. |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : opiekun rezerwatu bestii, treser
Stwórca
The member 'Ronan Lanthier' has done the following action : Rzut kością '(S) Kość zmroków' : |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Romola Lanzo
ILUZJI : 11
ODPYCHANIA : 4
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 169
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
WIEDZA : 2
TALENTY : 15
Już raz go minęła, prawdę powiedziawszy, ale w pierwszej chwili zignorowała, jadąc dalej. Obraz, wraz ze świadomością doleciał do jej głowy trochę za późno, że tam na poboczu gościu stoi i potrzebuje pomocy. Może dlatego, jej mózg w pierwszej chwili go zignorował, widząc masę mięśniową, bo gdyby filigranowy był i cycaty to zawróciłaby z piskiem opon. Ale mimo wszystko - no zostawisz potrzebującego motocyklistę w potrzebie? No nie. Sama wiedziała doskonale jak to jest być w trasie na wielkim wychujowsku bez perspektywy zakupu wężyka czy innego dinksa niezbędnego, aby dalej ruszyć. A że się jej nie spieszyło akurat, to zawróciła, podjeżdżając w końcu, im bliżej, tym bardziej zwalniając, chociaż ryk silnika nie zapewniał jej anonimowego podejścia, ale też nie było to coś, co chciała osiągnąć. - Potrzebujesz pomocy, Donatello? - Zawołała, w zasadzie w tym samym momencie co padło uniwersalne ej ty i nie jej wina, że pierwsze co jej przyszło do głowy to wojowniczy żółw ninja. Był umięśniony i majsterkował przy pojeździe, znaczy się, że Donatello. Romola może i była osobą o wielu talentach, ale po pierwsze poziom jej wiedzy był zazwyczaj przeciętny w każdym zakresie, po drugie często były to umiejętności dosyć niepraktyczne. Ale nie tym razem. Motocykl na nogi, czy na koła, potrafiła postawić. Bez tego dawno by już zginęła. - Zegarek? - Powtórzyła odruchowo, chociaż nie było to dziwne pytanie, ale zanim zdążyła odpowiedzieć, że nie, nie ma, to dźwięk dziwny odwrócił jej uwagę i Romola rozejrzała się, szukając źródła... szlochu? Zmarszczyła brwi, zmrużyła oczy, jakby mogło jej to jakkolwiek pomóc w nasłuchiwaniu, szczególnie, gdy dostrzegła już dwie sylwetki czające się w uliczce nieopodal. - Och...Nie wiem, co tam do cholery jest, ale cokolwiek to jest, jest dziwne i wkurzone. - Mruknęła, do siebie, do mężczyzny, do nich, nie ma to znaczenia. Chyba jednak do niego, bo spojrzała w końcu na przypadkowego towarzysza, nie na długo, bo słowa stawały się coraz wyraźniejsze. Słysząc coraz większą rozpacz w głosie chłopca zeszła ze swojej maszyny sprawnie i szybko, tak szybko, jak się w niej krew zaczęła gotować, bo Romola lont miała bardzo krótki. - Hej! - Co za kurwy i złodzieje w zimowych płaszczach. Może i nie doleciał do niej szept gwardzisty, ale i bez tego mogła się domyślić, że obrażają chłopaczka, a Romola uczulona była na uciskanie najniższych warstw społecznych, bo sama się z takich wywodziła. Niewidzialnym nikt nigdy nie pomaga. - Co się odpierdala? Zostawicie go czy co? - Może i w swoich jak zwykle zbyt obcisłych i kusych szmatach Romola nie wyglądała na najbardziej cnotliwą, ale gdyby słyszała, jak mu matkę obrażają, to gotowa nawet się podać za jej współpracownicę. - To mój sąsiad! - Powiedziała bezdomna. - Nic na niego nie macie! k100 + kłamstwo (20) + charyzma (12+2) |
Wiek : 34
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : St. Fall
Zawód : grajek uliczny lalala
Stwórca
The member 'Romola Lanzo' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 82 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Ronan Lanthier
NATURY : 21
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 187
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
Jednoślady łączą ludzi — zwykle w rowach, ale życie uczyło zakładania, że zawsze był jakiś w pobliżu. Silnik sprawnego motocykla zagłusza słowa, chociaż nawet gdyby ilość rozchodzących się po okolicy decybeli wynosiła zero, Lanthier na powitanie i tak zareagowałby podobnie. W końcu wszystko, co dobre, zaczyna się od: — Hę? Cztery dekady później (i po drugiej stronie Żelaznej Kurtyny), elokwentne hę? zastąpione zostałoby elokwentniejszym Donatello? Jak ta pizza?, skąd prosta droga do grymasu odrazy. Świat każdego dnia opracowywał pięć innowacyjnych obelg, ale żeby na Ronan rozumie — kiedyś spierdolił się z motocykla i przez tydzień na ropuchę mówił teściowa. — Zegarek. Ma wskazówki, pokazuje czas, kojarzysz ustrojstwo? — stuknięcie w pusty nadgarstek to ostatni, sensowy gest we wszystkim, co spada na nich później. Echo niezrozumiałych słów dobiega z uliczki obok; coś o kradzieżach, pentaklach i zasmarkanych szczylach, których matki pełnią najstarszy zawód świata i nie jest to zbieractwo. Wzrok Lanthiera mimowolnie podąża w tym samym kierunku, gdzie pędzi rozpędzona rakieta lokalnej bohaterki — dwie ubrane w czerń sylwetki to sugestia, żeby trzymać się z daleka. — Kobieto, popierdoliło cię? To— Czarna Gwardia utyka mu w gardle. Krzyczenie przez pół parkingu ma tyle samo sensu, co próba zrozumienia kolejnych słów; Ronan nie ma pewności, czy motocyklista jest czarownicą — po chwili to i tak bez znaczenia. Idąc w ślad za nią, słyszy ciepłe powitanie pierwszego gwardzisty: — A ty, kurwa, kto? Drugi, niższy i brzydki jakby go pies dupą rodził, wybucha krótkim śmiechem; osaczony przez nich chłopak zaczyna ryczeć jeszcze głośniej. — Sam sobie odpowiedziałeś, Louis. Gwardzista — przez kolegę nazwany Louisem, chociaż Ronanowi wygląda bardziej na debila — wpatruje się w kobietę przez chwilę; tylko ktoś głupi (Lanthier bywa, ale bez przesady) albo naiwny uznałby, że zamierza odpuścić. — Twój sąsiad, co? Też mieszka w dystrykcie czerwonych latarni, ulica cztery razy po dwa razy? — drugi z gwardzistów znów zaczyna się śmiać, chociaż twarze obu wyglądają na pozbawione emocji; Ronan powinien zawrócić i odciągnąć motocykl na bok, ale— — Dzieciak sra pod siebie — chłopak ma z dwadzieścia lat i oczy wielkości kołpaków; właśnie zaczyna bełkotliwie szeptać, że niczego nie zwinął i naprawdę jest czarownikiem. — Ktoś taki miałby ukraść pentakl? Historia, która kręci się jak gówno w przeręblu; miesiąc temu to Lanthierowi zapierdolili pentakl — i nie było to rękodzieło pryszczatego nastolatka w glanach, tylko gwardzisty. Ronan ma pełne prawo stwierdzić, że ci na temat przywłaszczania cudzych własności wiedzą więcej od przypadkowych szczeniaków. — Bezdomny skunks pewnie zamierzał sprzedać go w Sonk Road — wzrok Lanthiera przesuwa się z przerażonego chłopaka na kobietę; jeśli rozumiała słowo pentakl, jest magiczna, a cała rozgrywka zaczyna przybierać nowych barw. To dobra okazja na udowodnienie, ile warte są czarne psy Lucyfera. — Słyszeliście. To jego sąsiadka. — Ta? — gwardzista—Louis przesuwa wzrokiem po dwójce nowoprzybyłych; wygląda na to, że łyknął kłamstwo kobiety. — Więc pewnie wie, czy gówniarz ma lepkie ręce? |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : opiekun rezerwatu bestii, treser
Romola Lanzo
ILUZJI : 11
ODPYCHANIA : 4
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 169
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
WIEDZA : 2
TALENTY : 15
Szkoda, że rozmowa takich dwóch mózgów musiała zostać przerwana przez szloch i gwardię, bo od pizzy Donatello i tłumaczenia działania zegarków na pewno doszliby oboje do jakiegoś komicznego nieporozumienia. Romola nie spogląda na gesty tłumaczące czym zegarek jest i gdzie na ciele się powinien zajmować, bo za bardzo ją absorbuje sytuacja zastana w uliczce. Nie dociera więc do niej też pytanie czy ją popierdoliło, bo gdyby dotarło musiałaby się zatrzymać i zapytać w jakim zakresie dokładnie, bo odpowiedź mogłaby od tego zależeć. Marszczy brwi na widok pyska gwardzisty, który nawet by się nie nadawał, żeby go wypchać i powiesić na ścianie w formie trofeum, ale Romola robi co może, żeby w tej uliczce słabo oświetlonej zapamiętać jego twarz bo już się nauczyła, że na wszelki wypadek najlepiej było zapamiętywać twarze większości mężczyzn, z którymi mogła wejść na wojenną ścieżkę. - Cztery razy po dwa razy czego niby? - Słoni? Koni? Trampek? Durne pytania zadaje gwardzista, zakładając odważnie, że Romola zrozumie ten żarcik z jego strony ale w jej głowie nie miał sensu. Zerka na niespodziewaną pomoc ze strony żółwia Donatello, bo po prawdzie nie sądziła, że się dołączy, ale widać chodzili po tej ziemi czasami honorowi mężczyźni. Albo mieli przebłyski. Nie na długo tak zerka, bo jednak ryje gwardzistów bardziej jej uwagę przyciągają, szczególnie jeden ze swoim rechotem. Nie ma pewności, czy pentakl w dłoni gwardzisty nie był przez chłopca ukradziony, ale czy gdyby go nakryli na gorącym uczynku to w ogóle by z nim dyskutowali? Nie, na pewno nie. Od razu zgarnęliby go do aresztu czy... gdziekolwiek tam zgarniali takich biedaków, Romola nawet nie chciała sobie tego wyobrażać. Prawie ją jej własny oddech zaczyna parzyć, tak się w niej krew gotuje i nic nie poradzi na to, że spogląda na gwardzistów spod byka, ale po niej widać wszystko zawsze, stety niestety takim jest człowiekiem już. - To twój pentakl? - Spogląda na chłopaczka, który nosem pociągając tylko głową kiwa, bo chyba ze stresu nie jest w stanie dalej z siebie nic wydusić i Romola ma ochotę potrząsnąć nim trochę, żeby się wziął w garść, chociaż nic by to nie dało i tak. - Nie, nic mi o tym nie wiadomo. To uczciwy chłopiec. Przyłapaliście go na czymś? - Może ich tonem prowokuje, ale modli się Romola w duchu, żeby w rzeczywistości zaczepili go tylko z powodu bo tak, profilaktycznie, żeby nakarmić swoje zatęchłe ego, bo znudzeni są na warcie, co innego mają do roboty. Na samą myśl, że inni (bo przecież nie ona) płacą podatki na gwardię tylko jej się goręcej zrobiło. - Oddajcie mu pentakl i wypuśćcie go, odwiozę go do matki. - Może, być może, gdyby to było starcie jeden na jeden to odważyłaby się swoje skrzela odsłonić i spróbować szans, ale nawet Romola nie jest tak głupia, zwłaszcza przy tylu latach dbania o własny ogon, żeby się teraz tu obnażyć i narazić. W głowie jednak zapisuje sobie twarz Louisa najdokładniej jak może, nigdy nie wiadomo, czy jednak nie postanowi go odnaleźć. Niższy gwardzista i głupszy chyba, łyka te słowa o sąsiedztwie zerkając na - Jak odwiezie do starej to chyba dobrze, nie? |
Wiek : 34
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : St. Fall
Zawód : grajek uliczny lalala
Ronan Lanthier
NATURY : 21
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 187
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
Dobre złego początki — godzina spotkania na zawsze pozostanie nierozwikłaną zagadką, podobnie jak czyjaś (wątpliwa) umiejętność obsługi zegarka. Zepsute wężyki motocykli, nieodczytanie wskazówki, niezakupione świerszczyki; wystarczy kilka kroków, żeby zostawić za sobą prostą, pozbawioną smrodu psów Kościoła rzeczywistość. Ronan wciąż ma szansę zawrócić — tyle, że odjechać w siną dal niezbyt może, bo rozpierdolona rurka domaga się naprawy, a próba kradzieży należącego do kobiety motocykla byłaby durna z dokładnie trzech powodów. Raz, dwa, trzy — Gwardia patrzy. — Czego, czego — nie—Louis brzmiałby na urażonego niedocenionym dowcipem, gdyby tylko potrafił zdobyć się na tak skomplikowane procesy myślowe. — Gówna psiego. Po tym wieczorze dwóch nieznajomych od pizzy i wojowniczego żółwia Donatello utwierdzi się w przekonaniu, że do Gwardii nie rekrutowano za elokwencję. Louis marszczy brwi, kiedy karabinek pytań przecina ciężką ciszę — klekot słów skutecznie odciąga jego uwagę od czujnego spojrzenia, którym obdarza go kobieta. Lanthier to zauważa; ten sposób, w jaki domorosła bohaterka przypatruje się twarzy gwardzisty, jakby próbowała wydrukować sobie jego podobiznę pod powiekami, by w przypadku kolejnego spotkania nie mieć wątpliwości, komu przypierdolić w pierwszej kolejności. — My tu jesteśmy od zadawania pytań — odpowiada w końcu Louis i gładko ignoruje imperatyw szczerego wyznania, co właściwie doprowadziło do zatrzymania chłopaka. Ronan się domyśla — ten sam domysł po kilku sekundach wytacza się spomiędzy ust drugiego z gwardzistów. — Znamy ten typ szczylów. Nie mają Lucyfera w sercu. I słusznie, niepowetowana szkoda, że Ronan nie może podzielić się tym przemyśleniem na głos, powinni mieć go w dupie. Teraz to kolej Lanthiera na próbę zapamiętania twarzy; Kościół był skorumpowany, a Gwardia sprzedajna, ale jeśli każdy z nich był jak Verity i zamienił się w sługusa kowenu dnia, problem okazywał się większy, niż zakładali wyznawcy Lilith. W tym czasie Louis znów zerka na chłopaka; młody kurczy się pod ciężarem tego spojrzenia i próbuje zlać z tłem. Kobieta żąda zwrócenia mu pentakla — gwardzista tylko uśmiecha się bez cienia wesołości. — Sam nie wiem, wygląda, jakby tylko czekał na okazję do nadużycia magii. Trudno mu się dziwić; to zaklęcie z iluzji, które zmusza przeciwnika do uderzenia samego siebie w twarz, nagle brzmi na rozwiązanie całego problemu. — Więc oddajcie pentakl mi — Ronan nie do końca wie, w którym momencie zrównał się z kobietą; ramię w ramię przeciwko kundlom Lucyfera — o taki świat nie robił nic. — Zwrócimy go matce chłopaka, będzie miała na niego oko. — Aż tak wam zależy na losie gówniarza? Lanthier do ostatniego momentu nie ma pewności, czy przez gardło przejdzie mu ta bujda; po powrocie do Cripple Rock będzie musiał odkazić się od środka. — Bardziej na waszym czasie — prawda jest taka, że bardziej zależało mu na losie mrowisk w Paragwaju niż czasie gwardzistów, ale wygląda na to, że do skłonienia ich, by wypuścili chłopaka, oddziela go ostatnie pchnięcie. — Jeszcze ze strachu zarzyga wam sukę. Jak na zawołanie, młody pozieleniał — Ronan zerka na kobietę i myśli— Dobra robota, Donatello. |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : opiekun rezerwatu bestii, treser
Romola Lanzo
ILUZJI : 11
ODPYCHANIA : 4
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 169
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
WIEDZA : 2
TALENTY : 15
Romola brwi marszczy na tę odpowiedź wulgarną (jakby ktokolwiek tutaj potrafi zastosować inną), bo po tym psim gównie to jeszcze mniej rozumie z nie-louisowego pierdolenia i zgubiła się już, o czym w zasadzie rozmawiają, o co oni zapytali ją, a o co ona ich, ale to i tak nie ma znaczenia, bo z pałami każda rozmowa tak wyglądała. Romola, to się jeszcze nigdy z żadną służbą mundurową nie dogadała i była przekonana, że z ich winy, oczywiście, przecież nie z jej. Krew się w niej gotuje, ale to nic nowego, musi więc trochę ciężej powietrze wypuścić nosem, zniecierpliwiona, że tyle już czasu minęło jej w towarzystwie mężczyzn w płaszczach, albo mężczyzn w ogóle, kropka. Nie jest łatwo powstrzymać chęć wyłupania gwardziście gałek ocznych szponami (a ma ich Romola osiem, na dziesięć palców) kiedy ignoruje jej pytania, ale to nie pierwszy raz przecież, zetknęła się z takim traktowaniem ze strony władz, nie ona jedna. - Aha. - Pada z jej ust wymowna odpowiedź na brak Lucyfera w sercu, chociaż bardziej na to, że już oni znają takich szczyli. Których do jednego worka pakują, co ją irytuje tylko bardziej, bo nic tak Romoli nie wkurwia jak niesprawiedliwość i podział społeczny. Znowu więc usta już otwiera, żeby dodać coś, ale ją towarzysz uprzedza i Romola zerka na niego, po tej propozycji, ale nie może z nią konkurować, bo ma pełną świadomość, że jeśli komuś mają oddać tego chłopca i pentakl, to nie jej, a jemu. Zostali więc rodzicami chrzestnymi młokosa, który pewnie nawet nie do końca rozumie, co się dzieje, a Romola, jak pokorna matka, postanawia się wycofać na chwilę, po pierwsze żeby sobie dać moment na opanowanie nerwów, żeby jednak za chwilę nie palnąć impulsywnie czegoś, co przekreśli ich szanse na wydostanie się z tej sytuacji, po drugie, żeby mogły psy skupić się na rozwiązywaniu sytuacji jak chłop z chłopem, bo przecież dyskusja z nią była poniżej ich poziomu. Milczy więc, czekając co panowie psy na to oddanie chłopięcia w męskie ręce i niemarnowanie ich czasu cennego dłużej. Na pewno się żadnemu z nich nie uśmiecha sprzątanie rzygów, nawet szybkim zaklęciem, bo ciężko byłoby do tego zmusić smarkacza, skoro był w stanie w jakim był. Czekając na decyzję, a ewidentnie im się nie spieszy, więc własnego czasu wcale nie szanują (bo i co innego mają do roboty), podnosi wzrok na pomocnika, żałując, że nie ma na sobie swoich Ale brodę gęstą ma i wcale nie tak paskudnie splątaną jak u większości ochlapusów, z którymi miała do czynienia. Ktoś jej kiedyś powiedział, że brody to taki pełen makijaż dla mężczyzn. Być może. Nie była ani mężczyzną, ani nie potrzebowała nigdy intensywnej tapety, bo odziedziczyła po ojcu naturalne piękno i nazwisko, nic więcej. Przynajmniej niższy znowu zaczyna, że może by sobie już spokój dali (co Louis? Weź już kurwa, bo cierpliwość tracę), bo z chłopięciem to jeszcze szło łatwo, ale jak się dwie dorosłe pijawy uczepiły, to jemu się już nie chce i w ogóle. - Skoro facet ręczy... Romola brew unosi jeszcze chwilę towarzyszowi w oczy zaglądając, dopóki nie przenosi spojrzenia na gwardzistę, co to się faktycznie zaczął łamać, bo samej babie to by przecież nie odpuścił. |
Wiek : 34
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : St. Fall
Zawód : grajek uliczny lalala
Ronan Lanthier
NATURY : 21
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 187
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
Louis albo nie—Louis — Ronan nie ma pamięci do imion, zresztą chuj z nimi; nikt, kogo matka nazwała od francuskiego króla—Słońce (hatfu; przydupas Lucyfera) nie zasługuje na szacunek — mieli procesy myślowe z werwą muła skubiącego trawę. Niewiele zostało do powiedzenia; kłamstwo kobiety przemknęło przez przełyki gwardzistów szybciej od nadzienia w walentynkowych pączkach — problem przestał polecać na tym, czy wypuszczą chłopaka, ale kiedy to zrobią. Lanthier liczy, że wpadną na to, zanim pod starego pick—upa doczołga się laweta. Czasem w podejmowaniu decyzji pomaga presja; problem pojawia się w wieczór, kiedy dwóch ubranych nieadekwatnie do pogody gwardzistów pod tą samą presją może zacząć strzelać do ludzi. — Słowo, zabierzemy go do matki, więc przez tydzień będzie srać — w pozycji skoczka narciarskiego wiadomego nazwiska, z tym, że to lata osiemdziesiąte w Stanach, więc na narty jeździ się do Aspen — na stojąco. Przeniesienie wzroku na kobietę trochę pomaga; Lanthier podskórnie przeczuwał, że będzie patrzeć na niego w ten sam sposób, co na wszystko z kutasem w spodniach, ale musiał zyskać punkty poparcia w prywatnym rankingu. Ona też zyskała — głównie szansę na aresztowanie przez Gwardię, ale za rolę patronki—wstawienniczki w hierarchii Ronana dostaje wysokie noty. — Dobra tam, chuj tam. Mniej papierologii, Louis — głos gwardzisty przerywa konkurs na gapienie; Lanthier przenosi spojrzenie na szacownych sługusów Kościoła i stara się nie zastanawiać, którego z nich dzieci biły w przedszkolu pluszową gąsienicą, że postanowili poświęcić życie służbie Kościołowi. — Jak go znów spotkam, rodzona matka szczyla nie pozna — Louis wygląda na takiego, co musi mieć ostatnie słowo i rzeczywiście — mamrota groźbę, wypuszczając pentakl chłopaka z dłoni prosto na ziemię. Ronan zna ten typ; tę popapraną potrzebę podkreślenia wyższości sztuczkami podpatrzonymi w niedzielnej powtórce Starsky and Hutch. Jeśli Louis myślał, że Lanthier schyli się po pentakl, rzeczywistość musiała go rozczarować — nie pierwszy, nie ostatni raz. Po kawałek metalu schyla się chłopak; ściska zarekwirowaną zgubę między palcami, jakby metal mógł opowiedzieć mu najbrudniejsze sekrety Louisa. Gwardziści nie zwlekają z odejściem — pod nosem niższego pada soczysta kurwa i Ronan nie potrafi zdecydować, czy to znak interpunkcyjny, imię zastępcze dla jedynej kobiety w towarzystwie czy zawód matki chłopaka. Po kilkunastu sekundach są sami — trójka ocalałych ze starcia, którego przyczyna na zawsze skiśnie w kałuży sekretów. Lanthier czeka, aż ciszę przerwie warkot silnika; psy przyjechały suką, która tak naprawdę jest Fordem — po chwili nie zostaje po nich nic poza smrodem spalin. — A teraz słuchaj, młody — powinien wstrzymać się z tym kazaniem, aż kobieta odejdzie, ale nie miała powodu, żeby zostawiać ich samych; to ona ruszyła na ratunek, kiedy Lanthier liczył, ile zapłaci za tego pierdolonego wężyka. — Od dziś każdego wieczorka będziesz modlił się do Lilith za to, że ocaliła cię przed zgniciem w kazamacie. Takie są fakty, taka była prawda; to nie Matka spierdoliła rurkę w motocyklu Ronana, ale nie istnieją przypadki — tego wieczora Lanthier jest dokładnie tam, gdzie chciała, żeby był. — Co—? — Powiedziałem im, że zabiorę cię do Matki i dokładnie to zamierzam — zabawa słowa, ktoś na pewno doceni; między matką a Matką nie ma aż tak dużej różnicy. — Psy Lucyfera próbowały cię zaciągnąć do pierdla, a wolność zawdzięczasz Lilith. Zrozumiano? Chłopak — w szoku, ale z pentaklem na szyi — kiwa nerwowo głową i przenosi niepewne spojrzenie na kobietę. Lanthier podążą jego śladem; w oczach ma dużo zmęczenia, masę wkurwienia, sporo wdzięczności — wyciągnięta łapa jest wielka, szorstka i ciepła. — Ronan — bez nazwiska; w tym momencie to nieistotne. — Zawsze bawisz się w Batmana czy to specjalna okazja? Lokalny nocny mściciel nadrabia niedobory wzrostu ilością włosów — Lanthier poświęca im dwie sekundy namysłu i tyle samo uznania, że nie próbowała nimi zadławić gwardzistów. |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : opiekun rezerwatu bestii, treser
Romola Lanzo
ILUZJI : 11
ODPYCHANIA : 4
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 169
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
WIEDZA : 2
TALENTY : 15
Naubierali się w te płaszcze jakby grudzień był, chyba chcąc przybrać bardziej groźny wygląd, ale w efekcie w głowie Romoli wyglądali tylko jeszcze bardziej jak dwa pajace i pewnie śmierdzieli okrutnie. Dobrze, że na powietrzu jakoś się to rozchodziło. Mogłaby nawet współczuć ich współpracownikom, ale pewnie już się wzajemnie nie czuli. Żonom nie, bo ich nie mieli, kochanek raczej tym bardziej. Odlicza w duchu ile razy Louis mrugnie, zanim dotrze do niego, że faktycznie, aresztować młodzika łatwo by było, nawet im tu sprzed nosa, ale panie kochany wypełniać jeszcze potem tę papierologię, a nie daj panie Lucyfereczku, że może młody matkę ma jednak jakąś mądrą i jeszcze narobi rabanu? Nie, to im się jednak nie opłaca. Romola obserwuje jak się na twarzy gwardzisty te wnioski rysują. No dalej. Pentakl ląduje na ziemi uderzając w nią głucho i Romola wydycha powietrze ciężej, bo musiała się w język ugryźć, żeby nie zapytać, czy się zesrał już w te ciężkie spodnie. Ale odchodzą w stronę Forda, a ona obserwuje ich sylwetki oddalające się jeszcze przez chwilę, na wypadek, gdyby im się zachciało zawrócić i coś odjebać. - Fiuty zawszone. - Musi wypluć z siebie tę żółć, co to się jej nagromadziła na języku przez ostatnie kilka minut, kiedy umilkła taktycznie, ale szkoda strzępić ryja na więcej, zresztą przenosząc wzrok na mężczyznę skupia się na jego słowach. Zdziwiłaby się, gdyby chwalił Lucyfera, ale nie spodziewała się, że o Matce młodemu będzie robił wykład. Obstawiałaby, że raczej opierdoli go, że ma teraz w podskokach do domu i uważać na siebie i tyle. Spogląda więc na chłopca, nie wtrącając się, zupełnie, jakby ona tu z tą samą misją przyszła, albo znała tego człowieka i jego poglądy, bo w to ani myśli się wtrącać. Jeśli ktoś tego chłopca miał dzisiaj w opiece to Lilith właśnie, zsyłając dwóch wojowników z albo dostatecznie wysokim poziomem empatii dla uciskanych, albo niechęci do mundurowych pionków. W nienawiści do gwardii, tak mnie wychowano. Dłoń, którą Lanzo wyciąga jest drobniejsza od ronanowej zdecydowanie, ale podobnie grzeje. Paznokcie pomalowane na czerwono ma długie, ale tylko w ilości sztuk trzy. Na środkowym i serdecznym palcu brakuje szponów, oczu by nimi gwardziście nie wydłubała. - Romola. - bez nazwiska, chociaż jej na tyle nic nie znaczy, że nie robiłoby to żadnej różnicy, gdyby je poznał. - Tylko, jak wyczuję takie szmaty jak Louis. Nic mnie tak nie wkurwia jak uprzywilejowanie. Jeszcze tu jesteś? - Ostatnie zdanie kieruje do chłopca rzecz jasna, który nie miał już żadnego interesu, żeby tutaj z nimi dalej stać. Ale pewnie nie wiedział, co ma ze sobą zrobić w zasadzie i czego doświadcza dalej. Romola cofa dłoń, spojrzeniem wracając do Ronana, czy Robina chyba, skoro ona jest Batmanem. Nie jest pewna. - Chcesz go podrzucić? Bo ja tego nie zrobię. - Wskazuje głową, ale jej się przypomina, czemu w ogóle zatrzymała się w tej okolicy w pierwszej kolejności. - Co ci w maszynie padło? |
Wiek : 34
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : St. Fall
Zawód : grajek uliczny lalala
Ronan Lanthier
NATURY : 21
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 187
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
Fiuty zawszone — mądrego zawsze miło posłuchać. Po gwardzistach nie zostaje im nic; tylko niesmak, trochę smrodu kłamstw, skwaśniała nutka potu, sporo spleśniałego testosteronu. Wiatr zaraz rozwieje te cuchnące kołduny — jutro będą wspominać ten wieczór bez łezki tęsknoty w oczach, za to z wrażeniem, że duch w narodzie nie zgnił doszczętnie. Nadal trafiali się tacy, którym przetrącony kręgosłup moralny nie wychodził dupą; Romola — pojebane imię, ale kim był Ronan, żeby osądzać? — w uniesieniu momentu wypowiada słowa—kluczyki. Nic mnie tak nie wkurwia jak uprzywilejowanie. To dobrze; są w tym hrabstwie tacy, którzy próbują to zmienić. Lanthier wyciąga ostrożne wnioski — fakt, że kobieta nie spruła się na dźwięk imienia Matki może być przypadkiem, wylinką religijnej ignorancji albo rozsądkiem; jest przecież noc. Kto ma wtedy pomagać swoim dzieciom, jeśli nie Lilith? — Skoro wkurwia cię uprzywilejowanie, wybrałaś chujowe miejsce na życie — po nitce słów do kłębka; podział społeczeństwa to żaden sekret. Krąg to symbol rozwarstwienia. Hellridge to kolebka Kręgu. Nawet przestraszony dzieciak przed nimi — Ronan czuje się staro; próbuje rozczytać logo zespołu na koszulce chłopaka i wychodzi mu jakieś Queensr—coś—tam — dodałby dwa do dwóch, gdyby właśnie nie próbował wydukać odpowiedzi na pytanie Romoli. — N—nie wiem co— Lanthier ma ochotę podpowiedzieć mu, żeby zaczął od pilnowania pentakla i trenowania łydek, bo tylko tak da radę szybciej spierdalać przed Gwardią; w takich momentach czuje ulgę, że jego synowie mają po cztery lata i w dawaniu nogi z miejsca zbrodni nie mają sobie równych. Ta myśl — że dzieciak jest przecież czyimś synem; że może w domu czeka na niego ojciec — przesądza plan na resztę wieczoru. — Młody, gdzie mieszkasz? Ronan zna odpowiedź, zanim ta nadchodzi. — W S—Sonk— Grzeczne dzieci z Eaglecrest o tej porze siedzą w domu; źli chłopcy z Sonk Road chcą poczuć wolność na ulicach i buta Gwardii na żebrach. Ciche westchnienie zamienia się w słowa — Lanthier zaraz wymyśli plan odwiezienia gówniarza pod drzwi, chociaż jeszcze nie wie, czym; Romola uczciwie przypomina mu o unieruchomionym motocyklu. — Wężyk? Rurka? Jakieś chujostwo od chłodnicy. Na stacji nie mieli zamiennika, a z magią powstania mam tyle wspólnego, co Kościół z uczciwością. Znakiem tego — niewiele. Niedługo powinna doczołgać się tu pomoc drogowa i rozwiązać problem albo spakować motocykl na pakę; bez względu na to, co przyniesie najbliższy kwadrans, Lanthier wie, że zostało do zrobienia coś jeszcze. Ma imię, nie przepada za Gwardią, rzuca się na pomoc dzieciakom — dobry grunt pod zasianie wiary. — Romola — usta dopiero oswajają się ze sposobem, w jaki sylaby jej imienia układają się na języku. — Jaką masz opinię na temat browara? Musi być zimny i najlepiej niechrzczony, ale to nie przygodę na kubkach smakowych zamierza zaproponować Ronan. — Chłopak jest za młody, żeby postawić ci kolejkę w ramach podziękowania. Więc zrobię to za niego wisi między ich trójką niewypowiedziane — to od Romoli zależało, czy złapie za luźną nitkę propozycji. |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : opiekun rezerwatu bestii, treser
Romola Lanzo
ILUZJI : 11
ODPYCHANIA : 4
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 169
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
WIEDZA : 2
TALENTY : 15
Imię pojebane, a czy pasuje do właścicielki to już sam musiał ocenić. Pech taki, że imiona nadawano jak ludzie byli w fazie fasoli, więc albo było to przekleństwo, albo się człowiek do swojego jakoś dopasował. Bądź syreną, nadaj córce imię po chłopie wychowanym przez wilczycę. Coś się tu mocno nie zgadzało, tak, jak w każdym aspekcie życia Romoli. Obojętnie, jakie miejsce sobie do życia wybrała. Dlatego słysząc słowa mężczyzny parska i to wcale nie złośliwie, tylko szczerze, na chwilę rozbawiona, bo, kurwa, które miejsce było dobre? Nie myśli o Hellridge konkretnie. Myśli o całym stanie. O Stanach. Nie wie, jak w reszcie świata, ale podejrzewa, że całkiem jest podobnie. - Czy wybrałam? Dawno ktoś tę decyzję podjął za nią, ona tylko złakniona odpowiedzi na temat swojej rodziny ruszyła w końcu dupę w rodzinne strony ojca. Czy ktokolwiek wybrał gdzie mu przyszło żyć? Z ich trójki na pewno młody miał najmniej do powiedzenia. Romola znowu skupiła na nim wzrok, czekając, aż wyduka swoje odpowiedzi. Nie zdołała poznać Saint Fall dostatecznie, ale Sonk Road tyle razy się jej o uszy już obiły, że sama, jako obca, wcale nie jest zaskoczona, że to stamtąd gagatków najbardziej gwardia gnębi. Najszybsze i najprostsze łupy. - Szkoda. - Przenosi wzrok na motocykl majaczący po drugiej stronie ulicy. Szkoda, bo sama o magii powstania wie tyle co on. - Gdybyś miał ten wężyk to bym ci pomogła. - Prawda. Chociaż Romola kłamie często i gęsto, zwłaszcza nieznajomym, to teraz nie ma ku temu najmniejszego powodu. Mogłaby zerknąć, ale po prawdzie skoro mężczyzna chce się chłopcem zająć to już czuje, że nic tu po niej. Ona swoje odbębniła. Dopóki nie pada zaklęcie pod tytułem "browar". Romola jak na zawołanie wzrok przenosi z motocykla na właściciela, prezentując rysujące się na jej twarzy zainteresowanie w odcieniach czemu nie. - Bardzo pozytywną. - Szczególnie na temat browarów kupionych na czyiś rachunek, to już w ogóle. Splata dłonie za plecami, jak ma w zwyczaju, kiedy ją temat zaczyna interesować, posyłając Ronanowi uśmiech, który można określić po prostu miłym. Rzadkość. Ale też nie często się zdarza, że ktoś z nią ramię w ramię podejmuje się takiej brawurowej akcji uratowania smarkacza z rąk zapchlonej gwardii. Może jednak był w tym mieście jakiś kutas nienajgorszy. Przydałby się w końcu, bo ile mogła się utwierdzać w przekonaniu, że wszyscy są hehe, chuja warci. |
Wiek : 34
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : St. Fall
Zawód : grajek uliczny lalala
Ronan Lanthier
NATURY : 21
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 187
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
Czy wybrała? Drgnięcie w kąciku ust wygląda na skurcz, paraliż albo uśmiech — tyle, że ktoś złapał za rozpuszczalnik i wymazał z niego całego rozbawienie. Romola Donatello zmienia rolę z bohaterki wieczoru na figurę dramatyczną; co może powiedzieć Lanthier na dźwięk tego czy wybrałam? Nic mądrego, ani odkrywczego — w takich momentach lepiej trzymać gębę na kłódkę, bo przejebane to bardziej diagnoza niż empatia. Nic tak nie łączy, co niedola; uspokajający się chłoptaś i pozbawiony rurko—wężyka motocykl im świadkiem. Lanthier zerka w kierunku porzuconego obok pick—upa sprzętu — motor nie wygląda na coś, co spontanicznie wyhodowało w sobie umiejętności samonaprawy, więc Ronan nadrabia za niego. Wyhodował w sobie umiejętność docenienia pomocy; to samcze skinięcie głową oznacza dzięki. — Dam radę, pomoc drogowa powinna niedługo się doturlać — rada na przyszłość; nie ubezpieczać pojazdów mechanicznych w Cripple Rock, bo później stary Tim telepie się przez godzinę do miasta i po drodze sam dwa razy łapie gumę. Lanthier pociera dłonią policzek i poważnie rozważa kupienie tego świerszczyka; przynajmniej urozmaici sobie czas. Potem zerka na chłopaka — może ma z dwadzieścia lat, ale ze strachem wytatuowanym na twarzy wygląda na mniej — i przypomina sobie, że etap nudy zostawili za sobą w momencie, w którym Romola zeskoczyła z motocykla. — Zostaniesz ze mną, młody. Odstawię cię pod drzwi. Stary Tim zrobi rundkę po Sonk Road, zanim skręci na stanówkę do Cripple Rock — to nie tak, że ktoś będzie próbował gwizdnąć mu kołpaki z lawety, bo ich zwyczajnie, kurwa, nie ma. Z daleka słychać głuchy wystrzał z rury wydechowej; Ronan rozpoznałby ten dźwięk we śnie — zgodnie z oczekiwaniami, pomoc zbliża się w tempie schlanego ślimaka. A skoro o chlaniu mowa— — Pub Fine Nine w Sonk Road, trzynastego czerwca po dwudziestej? — istnieje niewielkie ryzyko, że po wizycie w tej spelunie Romola może zmienić pozytywną opinię na temat browara. — Opowiesz mi, co cię w tym świecie wkurwia, a ja pomyślę, czy da się temu zaradzić. Laweta wyłania się zza zakrętu w pełnej chwale zardzewiałej maski i podrygującego na wertepach haka; czas herosów właśnie dobiega końca. Lanthier klepie lekko młodzieniaszka w ramię i wskazuje mu drogę do motocykla, przy którym zatrzymuje się Tim i jego dwustuletni pojazd z wyblakłym Naprafy Cholowanie na karoserii. — Pakuj dupę na pakę, chłopaku. Lanthier ma zamiar ruszyć w ślad za nim — dla pewności, że młody nie popisze się wyobraźnią i nie podejmie próby spierdolenia w pobliskie krzaki — ale zanim pójdzie, zostaje mu jeszcze jedno. — Do zobaczenia, Donatello. Wyciągnięta na pożegnanie dłoń nie musi symbolizować niczego — może też oznaczać, że jej właściciel postrzega Romolę jako równą sobie. Interpretacja — w przeciwieństwie do planów na trzynastego czerwca — pozostaje dowolna; Ronan wie, że po treningu w Stalowej zajrzy do Fine Nine i zamówi tanie piwo. Postanawia uwierzyć, że Romola się pojawi; w końcu wiara to wszystko, co im pozostaje. Ronan i Romola z tematu |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : opiekun rezerwatu bestii, treser