First topic message reminder : Korytarz przy bibliotece Ciemny korytarz na drugim piętrze prowadzi prosto do uniwersyteckiej biblioteki. Wzdłuż ścian mieści się kilka par wysokich dwuskrzydłowych drzwi prowadzących do sal wykładowych, gabinetów i toalet. Okna z tego miejsca wyglądają na niewielki zielony skwerek na samym środku kampusu. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
12 marca 1985 rokuUniwersytet w Saint Fall nigdy nie kojarzył się Charlotte tak ponuro, jak dziś. Od wydarzeń w jednej z sal wykładowych minęły już ponad dwa tygodnie, a czarownica nadal nie zdążyła się oswoić z myślą, że nieomal tu zginęła. Nie każdy miał tyle szczęścia, o czym stale przypominały jej suto zakrapiane krwią sny. Marshall Abernathy dokonał tu żywota, otulony językami ognia, z poderżniętym gardłem, przebitym sercem, nieomal pozbawiony duszy. Williamson powraca do niego myślami, mając wciąż przed oczami jego puste tęczówki, twarz nieskalaną myślą, wypalone rzęsy, czy materiał koszuli stapiający się ze skórą. Każdego szkoda, nasuwa się wniosek połączony ze złością i poczuciem niesprawiedliwości. Nie dlatego, że Marshall zginął, ale dlatego, że nikt nie chciał mówić o tym, co wydarzyło się naprawdę. Ostatniego papierosa dopala jeszcze przed przekroczeniem bramy prowadzącej do głównego gmachu. W końcu nie przystoi, aby panna zasmradzała się podobnymi specyfikami, a i z petem w ustach wyglądała mało kobieco. Co z tego, że dotychczas można było ją tu przyłapać na podobnych praktykach, z którymi nigdy specjalnie się nie kryła, ani przed wykładowcami, rodzicami, ani dziennikarzami. Dziś ma być idealna. Spod połów rozpiętego wiosennego płaszcza wystaje elegancki strój złożony z ołówkowej, przyzwoicie sięgającej kolan spódnicy i kaszmirowy sweterek o barwie głębokiego granatu. Nie jest to typowy dla Charlotte ubiór, ale kiedy należy się pokazać, czy zadziałać w imieniu rodu Williamson, staje na wysokości zadania, wszak dobro rodzinnego imienia winno stać ponad wszelkimi innymi potrzebami. Zaklinaczka przypomina sobie o tym od czasu do czasu, głównie wtedy, kiedy czuje na sobie wyczekujące spojrzenie matki, przeradzające się w niechęć i dezaprobatę. Tych wzbudzać zaś nie chce, nawet jeśli doskonale wie, że wszelkie próby wywarcia dobrego wrażenia spełzają na niczym i żadne działanie nie jest w stanie zadowolić Maaike z rodu van der Decken. I pod tym właśnie szyldem zaspokajania próżnej potrzeby dobrej opinii publicznej państwa Williamson Charlotte dociera wreszcie do głównego budynku i szarpie za klamkę, by przedostać się na kolejne piętro. - Cazzo - klnie pod nosem po włosku, bo to jedno z nielicznych słów, jakie w tym języku zna i z zamiłowaniem stosuje, kiedy docierając do przejścia w korytarzu, dostrzega kilka gromadzących się tam osób. Jest tutaj dla nich, by podnieść ich na duchu, pokazać, że jest żywym przykładem na to, że z (niemal) każdego nieszczęścia da się wyjść. Zbiera się w sobie, bo jeszcze nie wie, w jaki sposób ludzi zaczepić, nie dając się szybko wyprowadzić z równowagi, kiedy u stóp schodów widzi zmierzającą w jej kierunku kobietę. Nie od razu rozpoznaje elegancką jasnowłosą, ściąga ciemne brwi w zastanowieniu, próbując skojarzyć twarz z nazwiskiem. Dopiero wtedy przechodzi ją zimny, przebiegający wzdłuż pleców dreszcz. Co za fatalny zbieg okoliczności. - Dzień dobry. Pani Abernathy, tak? Charlotte Williamson, miło poznać - decyduje się odezwać pierwsza i wyciąga do kobiety rękę na powitanie, kiedy ta pokonuje ostatni ze stopni; w końcu głupio trzymać się na uboczu, kiedy pojawia się krewna martwego chłopaka, jaki rzekomo wyciągnął ją z tarapatów. Powinna zachować zimną krew i naturalny, acz współczujący uśmiech. Jeszcze tego brakuje, by ktokolwiek nabrał wątpliwości co do nieskazitelnych intencji panny Williamson. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Myran Abernathy
12 marca 1985Koniec lutego okazał się nad wyraz nieciekawy dla rodu Myran, a spowity mrok oraz czerń wśród członków okazał spore znudzenie tematem śmierci Marshalla. Zresztą niejednokrotnie napomknęła o tym w modlitwach. Czego najbardziej żałowała w śmierci krewnego to cholerne marnotrawstwo. Powód do zmartwień był zgoła inny, więc nie wahała się długo przed dotarciem pod uniwersytet w Saint Fall.Zanim jednak dotarła na miejsce, zdołała wypić gorącą kawę z mlekiem i szczyptą cynamonu, przejrzeć Piekielnik Codzienny i szczątkowo przeanalizować lokalny zamęt. W efekcie czego dowiedziała się niewiele, acz tyle, że wyciek gazu spowodował pożar, a uratowana przez Marshalla dziewczyna, ucierpiała nie bardziej niż pierwotnie przypuszczała. Odłożywszy gazetę, prędko zebrała swoje najpotrzebniejsze przedmioty, a także nałożyła broszkę z wysadzanymi cytrynami, przyczepioną do lewej strony moherowego swetra. Cały ubiór składał się z szaro-białych odcieni. Nie wiedzieć czemu tak lubiła. Jej preferencje i zdanie wobec wszystkiego co dzieje się dookoła nikogo zanadto nie obchodziło, więc mogła wykorzystywać czyjąś nieuwagę do własnych celów. Wiele spraw okazywały się tak proste i nijakie, aż żal było w ogóle wyściubiać nos znad kolejnej lektury. A czasem trzeba, choćby z pozorów. Martwił ją fakt, że uniwersytet w Saint Fall to częściowe zgliszcza, a z oddali wydawało się, że to szpica, aniżeli zwykły wybuch gazu. Widok tłumu zaniepokojonych studentów i niektórych wykładowców traktowała jako swoiste zaproszenie do środka, aczkolwiek nie mając na razie okazji do przemknięcia, po prostu przeczesywała palcami kosmyki złocistych włosów. Jak tylko nadarza się okazja, bowiem strażnik przyuważył jej zimne, puste spojrzenie bez słowa zrobił przejście i wpuścił ją do środka. Nie podziękowała, bo i po co? Przed oczami ukazał się budynek, który dobrze pamiętała sprzed kilku lat. Zimne mury, ściany nieco obrośnięte pleśnią w martwych punktach, jakby nikt nie raczył martwić się o każdy milimetr tego potężnego budynku. W gruncie rzeczy stał tak jak dotąd, bo jeszcze nie dotarła do miejsca gdzie krewniak zabawił się w miejscowego bohatera. Jakież to romantycznie głupie, pomyślała. Szła dalej, tym razem na piętro gdzie stali zebrani wokół przedstawiciele uniwersytetu, a niektórzy z nich poznali jej twarz. Jednego z nich kojarzyła, bo był jej wykładowcą na fakultatywnym przedmiocie, z którym do czynienia miała zaledwie semestr. Edgar Bane, podstarzały, dobijający sześćdziesiątki doktor nauk na kierunku historycznym, potrząsł dłoń Abernathy, jakby składał jej kondolencje. Niedługo później uwagę zwróciła jednak inna osoba, młodsza. Wyciągnęła do niej rękę i wyznała swoje imię. Charlotte Williamson. Dziewczyna, której Marshall uratował życie. Zanim zdołała cokolwiek odpowiedzieć, wypuściła ciężkie powietrze z ust. — Dzień dobry, tak to ja — skinęła głową bez emocji, acz w tym geście był cień przyzwoitości i współczucia. Nie mogłaby sobie wyobrazić co musiała w tej chwili czuć osoba będąca w samym środku tragicznych wydarzeń, choć Myran odniosła dziwne wrażenie, że było na odwrót. W ramach tej niezręczności posłała jej skromny uśmiech. — A więc to ty jesteś tą, która cudem przeżyła pożar? Na chwilę odstąpiła od zgromadzenia prostych ludzi, którzy w tej chwili nie mieli nic ciekawego do powiedzenia. Bardziej interesowała ją historia Charlotte i fakt, że to właśnie ona mogła opowiedzieć prawdę. Z pewnością, gdyby usłyszała choćby fragment, chętnie wspomniałaby o tym przy obiedzie z ojcem, ponieważ to właśnie on od tygodnia grzebał w tym temacie odnajdując w nim nową odpowiedź. Bawił się tematem jak chłopiec, który czasem brał nad rozumiem górę. — Nie powinnaś odpoczywać? To co się stało jest niezwykle traumatyczne — przyznała otwarcie bez ukrytych zamiarów. — Chociaż niektórych to bardzo ciekawi, jakby byli spragnieni zapachu spalenizny i duszącego dymu. Wyjrzała przez okno dostrzegłszy przechadzających się studentów po okolicy, którzy wyglądali najpewniej za ogromną dziurą w dachu. Myran przewróciła oczami. Ludzi ciągnęło do widoku martwych ciał i zgliszczy, choć sami nie mieliby odwagi wejść do środka i doświadczyć tego na własnej skórze. |
Wiek : 27
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : cold hall, eaglecrest
Zawód : opiekunka działu konserwacji
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Ani zdecydowany uścisk dłoni, ani też brzmienie kobiecego głosu nie mówią Charlotte wiele na temat stojącej przedeń czarownicy. Mruży nieznacznie powieki, zastanawiając się, jak wiele może jej powiedzieć, ile zdradzić, czy zawierzyć? Barnaby podkreślał, by trzymać informacje dla siebie, z nikim się nie dzielić, aż do momentu rozwiania wszystkich wątpliwości z Gwardią. - Zgadza się, miałam ogromne szczęście. - Nie odbiega za bardzo od faktów, bo w istocie nie może przypisać wszystkich zasług własnemu sprytowi i umiejętnościom. Na ich sukces złożyło się kilka składowych, szczęście z pewnością odegrało swoją partię. - Aż boję się pomyśleć, co też by się ze mną stało, gdyby nie obecność Marshalla. - Głos Charlotte niknie gdzieś ściszony, zupełnie jakby naprawdę była wdzięczna Abernathy’emu za jego akt heroizmu. To wtedy wchodzą uprzejmości o samopoczuciu i stanie zdrowia, niezbędny element każdej konwersacji. Zwłaszcza w ostatnich dniach Williamson musi niejednokrotnie odpowiadać na te same pytania, niczym zdarta płyta traktować o jednej wersji zdarzeń, do znudzenia. - Czuję się już znacznie lepiej, dziękuję - odpowiada nieco automatycznie, choć dobór słów Myran, nawet jeśli teoretycznie prawidłowy, przywodzi na myśl pewne zwątpienie. Jak wielkie musi mieć w sobie braki wrażliwości, skoro ot tak wspomina o traumie i zapachu spalenizny? Budzi tym zastanowienie Charlotte, którego nie ma jednak czasu eksplorować, bo przecież nie po to zjawiła się dziś w Eaglecrest, by analizować wpół znaną sobie osobę Abernathy. Pobieżnym wzrokiem sięga ku otaczającym ich ludziom, by przyjąć nieco głośniejszy ton, aby jakiś stojący nieopodal student usłyszał strzępek wypowiedzi. Ma chwycić przynętę i pognać za nią wprost do paszczy lwa. - Jestem tu, ponieważ wiem, że wielu niepokoi to, co wydarzyło się tamtego dnia na uniwersytecie - wyjaśnia w kilku krótkich słowach, utkwiwszy spojrzenie w pięknej twarzy czarownicy. - Gdyby nie było mnie tu w samym sercu sprawy, także chciałabym, aby rozwiano moje wątpliwości względem tych wydarzeń. - I tu także sięga do prawdy, bo chętnie dociekałaby, co też stoi za odcięciem kawałka uniwersyteckiego skrzydła. Wybuch gazu połączony z serią innych wypadków w całym Hellridge? Bajeczka dla szarych mas. To wtedy jeden ze stojących tuż obok studentów przestępuje dwa kroki w ich stronę, nieśmiało wciskając dłonie w kieszenie modnych, dżinsowych spodni. - Przepraszam, nie chcę być wścibski, ale czy ja dobrze słyszałem? Byłaś tu w dniu pożaru? - Przynęta złapana. Na twarzy Charlotte pojawia się strapienie — wyraz twarzy, który ćwiczyła wielokrotnie jeszcze w dzieciństwie, kiedy ucząc się manipulować światem zewnętrznym, chciała zawalczyć o uwagę dla siebie. Dziś już nie często sięga po tę konkretną broń, woląc nie wypadać w oczach osób trzecich, jako słaba i beznadziejna istota. Czasem jeszcze tylko, kiedy zmusza się ją do odgrywania tej całej szopki, wedle której kobiety słabsze są od mężczyzn, biedne i bezbronne, staje na wysokości zadania, kłamiąc w żywe oczy. W tej umiejętności osiągnęła biegłość zaraz po tym, jak nauczyła się biegać. - Zgadza się, to było naprawdę straszne, na samą myśl wciąż przechodzi mnie dreszcz, powracają przykre obrazy. - Teatralnie spuszcza wzrok i wbija go w ziemię, oczekując kolejnego kroku ze strony zainteresowanego — jakże niezbędnego pocieszenia. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Myran Abernathy
Z trudem mogłaby powiedzieć coś więcej niż „przykro mi”, chociaż istniała w tym prawda. Nie mogła sobie wyobrazić jak palące ciało czarownika przeinacza się w proch w mgnieniu oka i co musiał wtedy czuć. Podobnie jak Charlotte, która to przeżyła i widziała to na własne oczy. Wbrew pozorom, Myran starała się za wszelką cenę współodczuwać z ludźmi, pomimo że nie zawsze jej to szło. I choć Charlotte mogłaby dostrzec jej zimny, beznamiętny ton, nie chciała wyprowadzać jej z błędu. Przecież już powiedziała parę taktownych słów, więc mogły przejść dalej tejże rozmowy. Uniosła podbródek, odsuwając się nieznacznie od okna, a wzrok utkwił w dziewczynie. Starała się wykryć cień zawahania w jej głosie i oczach. — Nic dziwnego, że się niepokoją. Przecież zginął człowiek — wzruszyła ramionami jakby mówiła o kimś kto nie miał żadnego powiązania z rodem. Gdyby usłyszeli ją bracia, najpewniej szturchnęliby ją w plecy lub łokieć, ponieważ o czym to świadczyło jak nie o jakimś rodzaju wyparcia? Myran nie dbała o mężczyzn z Kręgu. I choć starała się ukryć to pod kotarą żałoby, wolała mówić o tym rzeczowo. Charlotte również mogła mówić o tym mniej oficjalnie, bo na pewno nie zamierzała ją jakkolwiek skrytykować. — Skoro już wyrażasz taką inicjatywę, bardzo chętnie z niej skorzystam. O ile nie masz nic przeciwko. Chwilę później, Myran zwróciła uwagę na młodego studenta lustrującego pannę Williamson. Uniosła brew dając człowiekowi nieco więcej przestrzeni. Przypatrywała się reakcji Charlotte na jego pytanie, choć głos dziewczyny zagłuszyła kolejna osoba idąca w ich stronę. Szła korytarzem, aż dotarły do niej słowa Williamson. Wokół nich zrobił się lekki szmer, który jedynie mogły zagłuszyć głośne myśli Myran. Wypuściła ciężkie powietrze przez nos, a stojąca obok rudowłosa kobieta o śniadej cerze zaczęła wypytywać o szczegóły. Wyglądała na ciekawską i przejętą. — Ja też byłam w dniu pożaru! Kończyłam myć ręce w toalecie gdy nagle zatrzęsły się ściany pod wpływem wybuchu — powiedziała z przejęciem i dziwną fascynacją. Myran ukryła swoją zaskoczoną reakcję, spuściwszy wzrok na zakurzoną podłogę. Rudowłosa z delikatnym uśmiechem popatrzyła na Williamson, próbując jakkolwiek z nią sympatyzować. — Myślicie, że to się jeszcze powtórzy? To znaczy... policja zapewniała, że to jednorazowy wypadek. Minęła dłuższa chwila zanim ostatecznie postanowiła położyć zimną dłoń na ramieniu młodej studentki. Szare oczy zwróciły uwagę na twarz Myran zachowującą pozór współczującej. Ten gest miał temu służyć. — Myślę, że interwencja służb pomoże w zabezpieczeniu następnych takich przypadków. W końcu, tu chodzi o dobro studentów. — Myran starała się zabrzmieć jak najbardziej pocieszająco i udało jej się osiągnąć zamierzony cel. Poza tym, w jej słowach był cień prawdy. Nawet gdyby chodziło o dobro studentów, to bardziej szkoda byłoby marnować tę część historycznych murów, które były nadzwyczaj majestatyczne z bliska. A w tych murach wyszkoliło się wielu światłych ludzi. Niekoniecznie idących właściwą ścieżką. Tego raczej już nie zdołała powiedzieć. |
Wiek : 27
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : cold hall, eaglecrest
Zawód : opiekunka działu konserwacji
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Przecież zginął człowiek, odbija się gdzieś echem w umyśle Charlotte i zaklinaczka wstrzymuje powietrze w płucach, kiedy fantomowy swąd palonego ciała chce wedrzeć się w nozdrza. Ucieka spojrzeniem gdzieś na bok, wiodąc nim po nietkniętym płomieniami korytarzu. Zamknięte w piersi serce łopocze coraz mocniej, a na myśl powracają kolejne obrazy, jakie nachodzą Williamson za dnia, jak i w nocy. Sądziła, że przychodząc na uniwersytet, uda jej się niejako odeń odciąć, zamknąć ten rozdział i pójść dalej z czystym sumieniem, jednak nic bardziej mylnego. Sugestia Myran wskazuje na to, że i ona pojawiła się w tej placówce w poszukiwaniu odpowiedzi. Nikt nie znał szczegółów, nikt, poza czwórką czarowników, z których dwoje, wedle Piekielnika Codziennego, pozostawało zaginionymi — co się z nimi stało? Wedle relacji Blair opuścili uniwersytet wraz z momentem przybycia Gwardii. Także Barnaby nie wspominał, aby zadziała się komuś większa krzywda. Po co te kolejne kłamstwa? - Nikt nie wiedział o tym, że doszło do wycieku gazu - podejmuje się oficjalnej wersji zdarzeń, nie dopuszczając do siebie żadnej innej możliwości. Ma się jej trzymać tak długo, jak to będzie niezbędne. - Byliśmy wraz z Marshallem w tej sali, wymieniając się notatkami. - Abernathy przewraca się pewnie w grobie na samą myśl, że mógłby się czymkolwiek ze swoją rywalką podzielić. - Do wybuchu doszło nagle, ogień prędko zajął ławki, odciął nam drogę do wyjścia, w panice szukaliśmy rozwiązania. - Zieleń tęczówek osadziła się na podekscytowanej rudej, której oczy powiększyły się do rozmiarów herbacianych spodeczków. - Co my możemy z tym zrobić? - wtrąca się przygarbiony chłopak o zsuwających się na czubek nosa okularach, który wraz z innymi studentami dołącza do grupki gapiów. - Przecież jesteśmy bezradni wobec tragicznych nieszczęść, nie możemy się na to przygotować. - Dlatego będę naciskać na władze uniwersytetu, aby przeprowadziły niezbędne naprawy konserwacyjne. - Z domu Williamson wynosi przede wszystkim nienawiść do swoich krewnych, niechęć do wiedzionego na tym padole żywota oraz skłonności do uprzykrzania innym dnia. Rozumie też jednak, jak bardzo istotne jest przemawianie do mas i jak łatwo nimi manipulować, wypowiadając się zdecydowanym tonem w interesujących ją sprawach. Najważniejsze jest jednak składanie obietnic, deklarowanie woli walki i powzięcia konkretnych kroków. Nie ze wszystkich trzeba się wywiązywać, bo przecież wystarczy zdobyć zaufanie i podbić serca, a nic nie łączy tak, jak wspólna tragedia. - Nasza uczelnia jest wspaniałym miejscem o mocnych tradycjach, jednak wszyscy wiemy, że o zabytki należy dbać. Nie należy pozostawiać ich bez odpowiedniej opieki, o czym w dzisiejszej dobie pośpiechu łatwo zapomnieć. Pani Abernathy zna się na tym, jak mało kto. - Odwraca wzrok ku Myran, niejako jej wtórując. Nie ma pojęcia, w czym dokładnie czarownica pracuje i co należy do jej zawodowych obowiązków, jednak domyśla się, że musi mieć związek ze starą biblioteką. W niej wszystko jest wiekowe i wymaga bieżących napraw, więc Myran powinna wiedzieć coś na ten temat. Posyła kobiecie sugestywne spojrzenie, mając nadzieję, że doda coś od siebie, by podnieść młodzież na duchu. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity