EAGLESTONE RESTAURANT Eaglestone Restaurant otworzono stosunkowo niedawno, na miejscu niecieszącej się dobrą sławą piekarni. Od tamtej pory restauracja stała się ulubionym miejscem mieszkańców Deadberry, szybko zyskując sławę dzięki tanim i pożywnym opcjom żywieniowym. Porankami najczęściej zamienia się w śniadaniownie, serwującą najlepsze naleśniki z borówkami i przeciętną kawę. Wieczorami restauracja zmienia swoje oblicze, przystrojona jest w białe obrusy i świece unoszące się magicznie nad sufitem. Skosztować tu można specjałów magicznej kuchni, chętnie przyrządzanej przez ubranych w czarne fartuchy kucharzy. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Thea Sheng
ANATOMICZNA : 5
ILUZJI : 5
ODPYCHANIA : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 176
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 10
TALENTY : 9
04 marca 1985 Niecałe pięć minut po godzinie dwunastej w południe, Thea stawiała pierwszy krok w wrzącym rozmowami i kawowo-śniadaniowymi oparami Eaglestone. Wczesno marcowe światło odbijało się od wyprasowanych obrusów bladymi refleksami, gdy ta doszukiwała się filiżanki espresso na ich lewym krańcu. Pięć minut po godzinie tak wyczekiwanej od momentu pochwycenia w dłoń popielatej koperty z obiecującą zawartością—otwartej osiem minut i dwadzieścia trzy sekundy po godzinie dziesiątej. Cmentarna enigma rozgrzebanych grobów kroczyła za nią od dnia, w którym stanęła przed ich sprofanowanym obliczem. Zesłała na nią gorzkie rytuałowe reperkusje, gdy ośmieliła się sięgnąć po substytut samodzielnej inwestygacji, a wraz z rezydującą na cmentarzu duszyczką, sprowadziła gorączkowe bóle i senne mary. Wszystko to rezydowało gdzieś w zmordowanej podświadomości, którą od niedawna przytłaczało dodatkowo pasmo lutowych nieszczęść. Wobec długotrwałego szeregu niepowodzeń i klęsk, nieuchronnie nabierała przekonania, że wiążący ją bezwład ciągnął się za długo. Mimo bolączek i otępiającego mętliku (w ostatnich dniach do listy dołączyło również wyjątkowe natręctwo od strony umarłych), wydarzenie sprzed niespełna dwóch miesięcy nie opuszczało jej myśli. Niczym uparcie partnerujący ciału cień, odmawiający ustępu nawet w blasku nocy. Podobnie jak nie mogła uwolnić się od wendetowego pragnienia, równie mało określić umiała źródła palących ją uczuć, wrzących na samo wspomnienie tej cmentarnej kradzieży. Przyczyny nakładały się na siebie do powstania mętnego bezwładu przyćmiewającego zmysły. Złość spowodowana zwandalizowanym miejscem pracy kolidowała z tą, która zaistniała wraz z zaczątkiem rytualnego niepowodzenia. A to wewnętrzne, niespokojne wzburzenie, stało w opozycji do pragnienia mściwości wobec tych, którzy zakłócili spokój nie tylko pochowanych przez nią zmarłych, ale i jednej żyjącej, ponadto, istotnej dla niej osoby. Mimo mglistości kierowanych nią bodźców, niepodważalnym było, że wyzwoliły w niej stanowcze i niezachwiane ruchy, które nie poddawały się wobec nijakiej przeciwności. Popchnęły ku krokom, które stawiała coraz pewniej w stronę upatrzonej, zapisanej w myślach filiżanki. — Pani Paterson? Stanęła tuż koło jednego ze stolików, uważnie przyglądając się grubym oprawkom okalającym niebieskie spojrzenie. |
Wiek : 26
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : saint fall, deadberry
Zawód : grabarz
Wendy Paterson
ILUZJI : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 7
PŻ : 167
CHARYZMA : 18
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 9
TALENTY : 16
Cudem zwróciłam uwagę na to niepozorne ogłoszenie na tablicy, gdy akurat wychodziłam z piekielnej mszy. Miałam wcześniej wrażenie, że jestem jedyną osobą, która zainteresowana jest dojściem do prawdy. W sumie nic dziwnego, bo nie zakładam, że wiadomość o rozkopanych drogach doszła do większej grupy odbiorców. Dziwne jednak było to, iż pomimo mojej porażki tamtego dnia, redakcja nie wykazała żadnej inicjatywy w tym temacie i tu rodziło się pytanie. Ktoś to zatuszował? Prawdopodobnie. Piekielnik jest w moim mniemaniu coraz bardziej komórką kościelną niżeli redakcją. To kapłani i rody Kręgu zapewne dyktują im, jakie tematy mogą poruszać, a jakich nie, a oni tylko przekazują nam - dziennikarzom, o czym możemy pisać, a o czym mamy zakaz. Czysta cenzura. Moim zdaniem jest to pogwałcenie wszelkich norm etycznych naszego zawodu, ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie ma tu alternatywy. Wszystko kontrolowane jest przez Harrisów i ich drukarnie, dlatego zastanawiało mnie, jakby sprawy się potoczyły, gdybym redaktorowi naczelnemu na biurku położyła zdjęcia rozkopanego grobu. Przez cholernego Cavanagh'a na razie się tego nie dowiem, ale może z pomocą Pani Sheng uda mi się zdobyć jakieś dowody. Przed dwunastą pojawiłam się przed progiem restauracji. Komplet modnej marynarki z poduszkami i spódnicy do kolana w kolorach beżu przeplatanego cienką, jasną kratą, dawał jasno do zrozumienia każdemu, że przyszłam tutaj na przerwę w pracy. Czarne czółenka rytmicznie stukały o podłogę, gdy skierowałam się zająć jeden z wolnych stolików i zanim się obejrzałam, udało mi się złożyć zamówienie. Pozostało czekać tylko na tajemniczą Panią Sheng, która listownie zapewniła mnie, że pojawi się dzisiejszego dnia w tejże restauracji. Nie powiem, że jej nieobecność by mnie nie rozsierdziła, bo znalazłabym sobie w takim wypadku towarzysza do posiłku i nie spędziłabym przerwy sama. Kiedy już wytrawny naleśnik ze szpinakiem i serem wraz z kawą pojawił się na stoliku, zaczęłam rozmyślać na temat prawdopodobnie Azjatki. Kim jest, czemu też jest zainteresowana tym tematem? W sercu pojawiło się pierwsze ukłucie niepewności, czy dobrze zrobiłam, umawiając się z nią pod wpływem tego impulsu, ale mimo wszystko nie zamierzałam się teraz wycofywać. Nawet w torebce znajdował się wcześniej przechwycony przeze mnie list, który tylko potwierdził, że coś się na cmentarzu działo. Z rozmyśleń podczas przeżuwania wyrwał mnie dopiero nieznajomy głos kobiety. Spojrzałam się w jej stronę, zaraz poprawiając okulary i gdy tylko połknęłam kawałek posiłku, odezwałam się z uśmiechem: - Tak, Wendy Paterson - Wstałam też ze swojego miejsca i wystawiłam dłoń na zapoznanie się. - Proszę usiąść - Wskazałam jej jeszcze wolne miejsce naprzeciwko i wróciłam na swoje miejsce. Wyglądała młodziej, niż się spodziewałam, ale nie było to dla mnie też żadną przeszkodą. - Wybacz, że będę teraz dojadać, ale niedługo będę musiała wracać do pracy, a potem nie będę miała niestety możliwości zjedzenia czegoś innego. - Kolejna porcja naleśnika trafiła do moich ust, zaraz po tym jak skończyłam mówić. Przy pisaniu trzeba być skupionym, a głód to najgorszy rozpraszacz. - Jeśli mogę spytać, to czemu jesteś zainteresowana tym styczniowym aktem wandalizmu? - Uniosłam teraz jedną brew i zaczęłam prześwietlać ją wzrokiem. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Dziennikarka w Piekielniku Codziennym
Thea Sheng
ANATOMICZNA : 5
ILUZJI : 5
ODPYCHANIA : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 176
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 10
TALENTY : 9
Ujmując dłoń kobiety, nie mogła oprzeć się wrażeniu, jakoby twarzą w twarz stała ze spersonifikowaną postacią własnych obłud—błyskający zza ciężkich oprawek błękit nie obwodziła żadna głębsza rysa, a pęki ciemnych, kręconych włosów ubarwione były niczym prócz glansem sięgającego zza okien słońca. Żadna ze składających się na formę Wendy Paterson cech nie równała się tym, które malowały się w jej imaginacji z dniem otrzymanego listu. Stała więc, twarzą w twarz, z niczym innym jak sprzecznością realiów z własnymi wyobrażeniami i kobietą, która wyglądała co najwyżej na jej rówieśniczkę. — Miło mi poznać — odpowiedziała uściskiem ręki i szczerym uśmiechem. — I proszę się nie krępować. Śniadanie to w końcu najważniejszy posiłek w ciągu dnia. Jej ojciec zwykł przypominać jej o tym, gdy z uśmiechem przelewał do misek doufunao. Na przekór tradycji, Thea wychodziła z założenia, że zgłębianie wartości informacji jak i podążanie ich tropem ku konkluzjom, najdokładniej przychodziło na pusty żołądek. Dlatego też, piklowana kapusta chrupie jedynie w parujących na wzór ciepłego bulionu wspomnieniach. Zasiadłszy naprzeciwko czuła, jak towarzyszące jej ostatnimi czasy wahliwości i skołowania odnośnie faktów, które może wyjawić, wracają wraz ze swoją inwazyjnością. Dziwność zdarzenia, którego przesłanki próbowała rozwikłać, od początku sugerowała zachowanie przezorności. Jakoby osobliwość ta cechowała się rozstawianiem wkoło jej stóp iluzyjnych pułapek potencjalnych powiązań i gryzących nieprzyjemnie sekretów. Tajemnica cmentarnej grabieży, nie wiła się w końcu wyłącznie między nią a zmarłymi. — Pracuję na cmentarzu — odpowiedziała, ręce składając na blacie stołu. Okrywający go obrus przywitał ją bawełnianym szelestem, gdy mentalnie raz jeszcze odpakowała owity w kopertę list. Chwila namysłu, w jakiej ugrzęzła, spowodowana była mnogością otrzymanych tamtego dnia wiadomości skrajnie śmieciowych, bądź, pieszczotliwie nazywanych przez nią gów– — Przyzwyczajona jestem do uporczywych dzieciaków i ich “kawałów”, jednak nie do czegoś utrudniającego mi wykonywanie zawodu na taką skalę. Zainteresowanie zbezczeszczeniem miejsc spoczynku ze strony służb było jasno nieproporcjonalne do liczby zakłóconych beztrosk. Rdzewiejący w bezczynie scyzoryk samoczynnie otwierał się na myśl, ilu martwych i żywych dotkniętych zostało tą sytuacją. A jedna łysa glaca, blizna jak i towarzyszący im pies, wciąż chodzą bezkarnie ulicami Saint Fall. — Jestem zwyczajnie zirytowana brakiem reakcji na to, co zastałam w styczniu. Dlatego postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. |
Wiek : 26
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : saint fall, deadberry
Zawód : grabarz
Wendy Paterson
ILUZJI : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 7
PŻ : 167
CHARYZMA : 18
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 9
TALENTY : 16
Uważnie słuchałam słów młodej dziewczyny, tylko czasami odwracając od niej wzrok, gdy akurat skupiałam się na pokrojeniu swojego posiłku. Wydawała mi się nadto zdeterminowana, żeby dowieść prawdy. Nawet zbyt zmotywowana, jak na targającą ją irytację. Mogło to być złudne przeczucie, ale musiałam wziąć pod uwagę też to, że Azjatka nie mówiła mi całej prawdy. - Hm... na cmentarzu..? - Zmrużyłam oczy, kiedy jej słowa wzbudziły we mnie ciekawość. Patrząc na jej delikatne rysy twarzy, nigdy nie posądziłabym jej o pracę fizyczną, a o grzebanie trupów to już w ogóle. - Domyślam się, że dla administracji cmentarza, takie wybryki muszą być bardzo uciążliwe... - Uśmiechnęłam się teraz pokrzepiająco w jej kierunku, choć nie rozumiałam, czemu akurat dzieciaki miałyby jej przeszkadzać. Może w tamtejszych biurach sprawy mają się różnie. - Na styczniu się skończyło, czy pojawiły się kolejne... akty wandalizmu..? - Zastanawiało mnie jeszcze, czy hieny zabrały, co miały zabrać, czy skończyło się na tych kilku przyjazdach na początku stycznia. Jeżeli to było tylko kilka grobów, to może nazwiska nieboszczyków będą miały jakieś znaczenia w tej sprawie. - Mnie też to zdziwiło. Ktoś musiał się bardzo postarać, żeby ta sprawa nie wyciekła, ale fakt, że teraz rozmawiamy, znaczy mniej więcej tyle, iż mu się nie udało. - Zaczęłam, kiedy skończyłam posiłek, odsuwając talerz na bok stołu tak, żeby nie zawadzał mi w dalszej rozmowie. Zastanawiające było, kto stoi za tym wszystkim, ale jeszcze bardziej intrygujący był fakt, komu niewygodne było to zdarzenie na cmentarzu. Zakładałam, że był to spisek kilku nestorów. - Jacyś gwardziści pojawili się na miejscu? - Uniosłam znowu brew, próbując się dowiedzieć czegoś więcej. Zajrzałam teraz do swojej torby, która zawieszona była na krześle zaraz za moimi plecami. Chwilę grzebania i w mojej ręce znalazł się przechwycony list. - W tym liście jest to, o czym wspominałam Pani w naszej korespondencji. Nie wiem, czy ma Pani jakieś inne poszlaki, ale wydaje mi się, że ten skrawek papieru ma duży potencjał w tej sprawie. - Nie kłamałam. Mimo że adresat listu nie podpisał się nazwiskiem, to użył godności swojej sąsiadki, przez co łatwo namierzyć tajemniczą Isabellę. Mówi też nam o czasie, kiedy to się wydarzyło i o częstotliwości tych sytuacji do daty nadania. - Proszę przeczytać, jeśli ma Pani ochotę... - Położyłam rozerwaną kopertę po jej stronie stolika. - Jeszcze... jeśli mogę spytać, to mogłaby mi Pani podać nazwiska... z nagrobków? - Specjalnie ściszyłam głos, żeby nikt postronny nie zainteresował się tematem. Miałam nadzieję, że za ten list Sheng zgodzi się uchylić rąbka tajemnicy. TREŚĆ LISTU |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Dziennikarka w Piekielniku Codziennym
Thea Sheng
ANATOMICZNA : 5
ILUZJI : 5
ODPYCHANIA : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 176
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 10
TALENTY : 9
Zdziwienie, które odbijało się w jej zmrużonych oczach, nie było pierwszym z jakim spotykała się w momencie wyjawienia obejmowanej profesji. Była to, krótko mówiąc, reakcja oczekiwana. Każde zaskoczenie, jak też pierwotny pracodawczy opór przed zaufaniem jej żarliwym ambicjom, zawdzięczała pozorom delikatności, spadającej po linii urody typowej południowym rejonom natywnym rodzinie od strony matki. Choć Thea większość mankamentów i innych uprzykrzających jej życie cech, zwykła przypisywać zmarłej rodzicielce—możliwym było, iż znaczna część była zwykłym urojeniem i kultywowaną zawistnością. — Z tego co mi wiadomo, ktokolwiek był za to odpowiedzialny, działał wyłącznie w styczniu — odpowiedziała, dłonie składając na blacie stołu. — A wszystko zostało zamiecione pod dywan tak, by nie dowiedziały się o tym władze. Nie widziałam ani jednego gwardzisty zainteresowanego tą sprawą. Wątpię też, aby w obliczu kataklizmów i wstrząsów sejsmicznych z końcówki lutego, zdecydowali się zwrócić uwagę na cmentarz. Drwina przylepiona do określenia widniejącego w najnowszym wydaniu Piekielnika była ciężka do zamaskowania. Nie cięższa, co prawda, niż waga wspomnień towarzysząca jej od pamiętnego, lutowego dnia, który Piekielnik zdołał zbagatelizować z efektownie lekkim, dziennikarskim polotem. Ciekawiło ją, czy w przypadku tunelowej dekapitacji dziennikarza z własnych szeregów, wydźwięk drukowanych przez nich artykułów byłby inny. Listy wydawały się być nadzwyczaj kluczowe w tej grobowej aferze. Z zainteresowaniem przyjęła otwartą kopertę, studiując zawartą na skrawku papieru treść z miejscami przesadną dokładnością. Prócz wspominanych w ich prywatnej korespondencji autach natarczywie odwiedzających cmentarne bramy o stanowczo zbyt późnych porach, w liście znalazło się nazwisko, które szczególnie przykuło uwagę Thei. Nie była to bynajmniej dopuszczająca się zdrady na narzeczonym niejaka Eleanora Motyimer. Od upajającej pozorami detektywistyczności i tajemnych intryg lektury, wyrwała ją dość nietypowa prośba Paterson. Wzrok ponownie powędrował ku kobiecie siedzącej po drugiej stronie stolika, a bezdenna, tęczówkowa czerń reflektowała uczucie bezsilności i zmartwienia. — Proszę wybaczyć, ale, chyba rozumie Pani, są to dość... Wrażliwe informacje — odparła, składając list z powrotem do koperty i z powrotem podając ją Paterson. — Mogłabym przysporzyć sobie sporych problemów, gdybym podała Pani jakiekolwiek nazwiska. Jako grabarza wywodzącego się z wyjątkowo prostej, nierespektowanej rodziny, w problematycznych sytuacjach pokrewnych tej, o której właśnie rozmawiały, obowiązywała ją niepisana żelazna zasada—"zakopuj, nie zadawaj niewygodnych pytań." Samo dążenie do zgromadzenia informacji rozjaśniających styczniowe grabiestwo, wiązało się z konsekwencjami, których niebagatelna miara sprawiała, iż z całą stanowczością optowała za ich uniknięciem. Chociaż, z samego uczucia przyzwoitości, pragnęłaby móc zrekompensować kobiecie przekazaną informację czymś równie intrygującym, wolała nie nadstawiać karku na kolejne zawodowe kompromitacje i nieprzyjemności. Jednak już samo następujące pytanie mogło poprowadzić ją w kierunku wiodącym, mniej lub bardziej, w stronę oczekiwanej odpowiedzi. — Może wie Pani coś na temat osób wymienionych w tym liście? Szczególnie... Kim jest wspomniany Cavanagh? Nazwiska rodów wpisujących się w szeregi kręgu przewijały się wśród opustoszałych grobów zbyt swobodnie, by być jedynie zwykłym zbiegiem okoliczności. Chociażby na to wskazywałyby posiadane przez nią strzępy dowodów i pogłosek. |
Wiek : 26
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : saint fall, deadberry
Zawód : grabarz
Wendy Paterson
ILUZJI : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 7
PŻ : 167
CHARYZMA : 18
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 9
TALENTY : 16
Tylko początek stycznia? Musiała być to bardzo szybka i też zorganizowana akcja. Może jeden grób na dzień? Przez dzień sprawdzali ciała, ograbiali zwłoki, a potem wracali po kolejne? Ta tajemnica wzbudzała we mnie dreszczyk emocji. Czemu? I co najważniejsze - kogo? Te dwa pytania mną panowały, ale rozmówczyni nie była na tyle rozmowna na tyle, jak bym chciała. - Piekielnik rządzi się swoimi prawami - Dodałam do jej wywodu. Nie bez powodu nie chcieli o tym pisać, a zakładam, że im to nie umknęło. Nie zdziwiłabym się, jakby ktoś dał redakcji w łapę, ale pewnie nawet nie musieli. Harrisowie są z Kręgu, więc zrobią wszystko, żeby utrzymać tę paczkę masonerii, która przy użyciu ą i ę podcierają nawzajem sobie dupę kosztem zwykłych obywateli. Ich władza nie jest boska i wierzę, że kiedyś się to wreszcie zmieni. - Och... - Moja twarz widocznie posmutniała, gdy Pani Sheng nie chciała podać godności tych, których spoczynek został przerwany. - Rozumiem... Niemniej jednak, choć wiem, że to tylko słowa bez pokrycia, ale nie zrobiłabym niczego, co mogłoby Pani zaszkodzić. - Uśmiechnęłam się delikatnie po tych słowach, mając nadzieję, że jednak ta uchyli rąbka tajemnicy. - Wiem jedynie, o którego Cavanagha chodzi. Spotkałam go na cmentarzu. - I zapadła cisza. Ta znaczyć miała tylko jedno: nazwisko za nazwisko. Patrzyłam bez słowa w jej czarne ślepia, choć mój wzrok był przyjazny, wręcz zachęcający do wylewności z jej strony, jakbym była jedyną godną zaufania osobą na tym świecie. Jednak skupienie moje zostało przerwane, gdy akurat jej głowa z mojej perspektywy była przed dalej ustawionym zegarem na ścianie. Zaraz będę spóźniona bardziej od białego królika. - W geście dobrej woli - Mallory Cavanagh. Mamy wspólną przeszłość, przez co nie darzy mnie sympatią. Wątpię, żeby był z tym wszystkim połączony, bo nasze spotkanie odbyło się jakiś czas po... zniknięciu zawartości. Burzliwie zakończyło się to nasze spotkanie, bo można właściwie powiedzieć, że padły strzały... - Zaśmiałam się teraz, wspominając mój strzał ostrzegawczy. - Bliska mu osoba jest pochowana na tym cmentarzu, dlatego często go odwiedza. Ale kto wie? Nie możemy być pewni, że nie ma z tym nic wspólnego. - Zdecydowałam się jej powiedzieć większość tych szczegółów i w głębi duszy liczyłam, że ona też mi coś przekaże. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Dziennikarka w Piekielniku Codziennym
Thea Sheng
ANATOMICZNA : 5
ILUZJI : 5
ODPYCHANIA : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 176
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 10
TALENTY : 9
— Ciężko nie zauważyć. Równie ciężko, co powstrzymać nieprzychylne komentarze względem gazety, która traciła w jej oczach wraz z narastającą stronniczością drukowanych artykułów. Najciężej, natomiast, było nie połączyć nazwiska zdobiącego wysłany jej list z tym nierzadko okraszającym strony Piekielnika. Tożsamość pani Paterson nie była tajemnicą dla żadnego raczącego się magicznymi mediami czarownika—bynajmniej nie dla Thei, której przerwa na kawę i papierosa w owitej monotonią pracy, zwykle zakładała obecność rozłożonego na kolanach splotu gazetowych stron najnowszego wydania Piekielnika Codziennego. Rozmówczyni w obyciu nijak nie nasuwała na myśl obłudy i dwulicowości związanych z nią mediów, jednakże sam fakt jej afiliacji skłaniał (choćby podświadomie) do zachowania namiastek ostrożności i wstrzemięźliwości. Posłała jej równie subtelny uśmiech, wyrażający zrozumienie. Nie tylko zawody wykonywane przez obie kobiety zakłócały częstotliwość, z jaką przekazywane były informacje—prywatne powiązania, sympatie, czy animozje, wydawały się stać ością w gardle, tłumiąc względnie istotne zbiory faktów i pogłosek, które w innym przypadku byłyby podane bez osłonek. Fortuna uśmiechała się jednak do Thei nieco szerzej, niż do pani Paterson. — Być może nic go nie łączy z grabieżą, ale zawsze mógł być świadkiem czegoś niecodziennego — grabarz zastanawiała się na głos, dokładnie trawiąc otrzymane informacje, nim spojrzenie ponownie utkwiło w siedzącej naprzeciw Wendy. — Wie pani może, czy odwiedził on cmentarz na początku stycznia? Czy widział coś– albo kogoś, kto mógł wzbudzić w nim podejrzenia? Nierównowaga w tym, co Thea otrzymywała i tym, co była gotowa wyjawić, nie wskazywała na optymistycznie obszerne szczegóły, jakimi mogła uraczyć ją dziennikarka. Jednak troska o dobro i komfort Lyry ciasno oplątywała jej ręce. — Osoba, z którą podobnie łączy mnie wspólna przeszłość, poprosiła o szczególną dyskrecję — wyjawiła niechętnie. — Dlatego nie mogę podać pani nazwisk. Wiedziała, że bez ustanku trzymany za zębami język nie poskutkuje korzyściami, które miała nadzieję pozyskać po spotkaniu. Na jej szczęście, dysponowała kilkoma dodatkowymi kartami, które nie zdradzały godności żadnej ze stron, a których mogła używać bez większych oporów. — Natomiast nic nie łączy mnie z duszą, która była świadkiem grabieży. Styczniowe wspomnienia ponownie nawiedziły jej umysł pod postacią sylwetki Śpiącej Królewny. Jej zeznania były szczątkowe, choć bynajmniej nie pozbawione wartości. — Jestem medium i w styczniu wykonałam rytuał, na który odpowiedziała dusza młodej dziewczyny. Widziała grupkę mężczyzn, którzy rozkopali jeden z grobów. Uciekli w stronę Sonk Road. |
Wiek : 26
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : saint fall, deadberry
Zawód : grabarz
Wendy Paterson
ILUZJI : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 7
PŻ : 167
CHARYZMA : 18
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 9
TALENTY : 16
- Mógł być, bo może mi Pani w tym zaufać, że cmentarz odwiedza raczej często na przestrzeni ostatnich miesięcy, ale równie dobrze może nie chwalić się tym nie bez powodu. - Wzruszyłam jedynie bezradnie ramionami. - Tak jak mówiłam - jego trop to raczej ślepy zaułek. Nawet jak coś wie, to tego nie powie. Przynajmniej ani mi, ani Pani, bo jakby to ująć... nasze nazwiska nie mają szczególnej wartości... Czego oczywiście nie możemy powiedzieć o jego godności - Krąg to zamknięta społeczność. Trzeba mieć tam wtyk i to bardzo mocny. Czy Pani Sheng ma takowy? Wątpiłam w to szczerze, patrząc na jej osobę. Pracuje na cmentarzu, mongolska fałda zdobiła jej powieki, a tęczówki miała tak samo czarne, jak włosy. Ubiór również nie wskazywał, żeby była osobą ustawioną wyżej w naszej magicznej enklawie... Wystarczyło tylko kilka słów, żeby przyłapać ją na kłamstwie. Nie ufała mi, co mnie bardzo nie zdziwiło. Nie bała się o siebie, a o kogoś. Wątpię, żebym poznała tożsamość tejże osoby, ale miałam najzwyklejsze przeczucie, że połączyłoby to wiele niewiadomych. - Rozumiem i do niczego nie zmuszam - Przytaknęłam jej, poprawiając przy tym grube oprawki okularów. Westchnęłam jedynie ciężko, gdy wspomniała o Sonk Road. Kolejny zgubiony trop, choć fakt, że dziewczyna jest medium, jest niezwykle przydatny. - To będzie jak szukanie igły w stogu siana... - Oparłam się jedynie mocniej o drewnianą ramę krzesła. W niczym to nie pomogło, choć każda informacja jest na wagę złota. - Jesteś pewna, że na cmentarzu żadna z ektoplazm, czy innych dziwów, nie widziały nic więcej? I... czy próbowałaś wezwać, czy cokolwiek robisz z tymi duchami, w Sonk Road? Nie rzadko ktoś tam ginie. - Uniosłam brew, zadając to pytanie. - Jeżeli nie, to spróbuj może gdzieś przy rzecze Restless. Może znajdziesz jakiegoś topielca, który coś widział... - Uśmiechnęłam się jeszcze, czasami zerkając na zegar. Byłam już bardziej, niż poważnie spóźniona... |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Dziennikarka w Piekielniku Codziennym
Thea Sheng
ANATOMICZNA : 5
ILUZJI : 5
ODPYCHANIA : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 176
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 10
TALENTY : 9
Ledwie powstrzymała lgnące na usta przekleństwo. W obietnicy nowin i rzucenia połysku nadziei na owitą tajemnicami grabież, jaką początkowo niosła listowna wzmianka o Cavanagh, skrywał się wyłącznie ślepy zaułek—na dodatek spowodowany niczym innym jak bezwartościowością własnego nazwiska. Krąg, jak i składający się na niego członkowie, dalej pozostawał kolektywem daleko poza zasięgiem, jak i względnym zainteresowaniem Thei. Jednakże sama przekazana jej informacja o samochodach rutynowo nachodzących cmentarz była czymś nad czym mogła się pochylić. Spotkanie pani Paterson w żadnym wypadku nie było stratą czasu. Czego nie można było powiedzieć o swoistym zastoju, który ogarnął ją zaraz po przesłuchaniu pierwszego ducha. Porażka, która przypieczętowała niepowodzenie w przywołaniu Helen Cook, plamiła dumę po dziś dzień, niosąc za sobą chwilową przerwę w prywatnych inwestygacjach i dociekaniu prawdy. Thea wybuchnęła krótkim śmiechem na medialną aberrację ze strony Wendy. Łatwo było zapomnieć jak tajemnicze mogą być jej umiejętności, kiedy raczy się głównie obecnością nieżyjących. — Jestem pewna — przytaknęła. — Choć, co prawda, po jednym przywołaniu byłam zmuszona wziąć dłuższą przerwę od wtykania nosa w zaświaty. Zmarli potrafią być uporczywi. Zwłaszcza po wizycie w nowo odkrytych podziemnych tunelach, którymi tak szczycił się Piekielnik. — Sonk Road roi się od podejrzanych typów, tak samo jak z resztą od zmarłych, dlatego początkowo potraktowałam te informacje po macoszemu. Jednak rytuał by nie zaszkodził. W najgorszym wypadku, odejdę z Sonk Road z pustymi rękoma i migreną. Ewentualność bycia wciągniętą w zaświaty przez ów hipotetycznego topielca wolała przemilczeć. W końcu była to tak skrajna rzadkość… Wzrok Thei również skierował się ku naściennemu zegarowi, kwitując wskazywaną przez niego godzinę cichym westchnieniem. — Muszę się zbierać — ogłosiła, podnosząc się z zajmowanego siedzenia. — Luty zebrał w tym roku spore żniwo. Obowiązki wzywają. Jej dłoń ponownie wyciągnęła się ku Wendy. — Miło mi było poznać, pani Paterson. Dziękuję za wszystko. Pożegnała się sympatycznym uśmiechem i silnym uściskiem dłoni, nim opuściła restaurację. z tematu |
Wiek : 26
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : saint fall, deadberry
Zawód : grabarz