FLEURS DE NUIT PERFUMERIE Perfumeria działała krótko w Saint Fall, znajdując się na rynku wśród kamiennej zabudowy. Ma drewniane drzwi wejściowe, a także ramy okna zostały odnowione, zachowując swój naturalny ciemny kolor. Klienci pamiętają, jak wchodząc do środka, uderzała ilość zapachów unosząca się w powietrzu. Wyczuwalne były słodkie nuty, drzewne, korzenne czy nawet morskie. Od czasu śmierci właścicielki, został wystawiony na sprzedaż, lecz do tej pory nie znalazł się nowy właściciel. Perfumeria aktualnie jest zamknięta. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Narcissa Laurier-Hart
ODPYCHANIA : 4
POWSTANIA : 20
WARIACYJNA : 4
PŻ : 152
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 22
TALENTY : 7
20.01.1985 Dla Narcissy był to spokojny poranek. Wyspała się, wypiła kawę i kupiła śniadanie w pobliskiej piekarni. Skusiła się jeszcze na dodatkowe ciasto. Nie mogła narzekać na jakość tutejszych wyrobów. Może to kwestia życia w małym miasteczku. Miało one swoje plusy i minusy. Musiała się przyzwyczaić do ciszy panującej tutaj. Wychowywała się w zgiełku miasta. Odkąd pamiętała na ulicach zawsze był tłok ludzi. Latem, gdy otwierała okno w swoim pokoju słyszała głośne rozmowy, stukanie kieliszków i auta. Tak zapamiętała też Paryż. Miasto, które rzadko kładło się spać, pełne ciekawych miejsc i dobrych ludzi. Anglię wspominała gorzej, ale to był personalny uraz. Saint Fall było ciche, spokojne. Gdy wracała wieczorami nieswojo jej było, często oglądała się za siebie, czy nikt czasem za nią nie podąża. Ciężej było się ukryć w takim miejscu, wtopić w tło. Ostatnie miesiące to właśnie tego najbardziej chciała, wyparować, zniknąć i mieć spokój. To miejsce dawało jej wytchnienia jakiego potrzebowała od dawna. W perfumerii jak zawsze była sporo wcześniej przed otwarciem. Musiała przygotować sklep. Sprzątała, uzupełniała paski testowe, olejki. Wcześniej kupiła cukierki dla gości, które musiała wyłożyć. Sprawdziła niektóre zapachy, które tworzyła. Co jakiś czas kontrolowała w jakich sposób zapach się rozwijał. Sama skropiła się mieszaniną fiołka, różowego pieprzu, szafranu i gruszki. Zapach leżał na niej świeżo i słodko z ostrą nutą. Fiołek był stworzony dla jej francuskiej skóry, pachniał niczym świeże pranie, które dopiero co wywiesiło się na sznurku za oknem. Gruszka była słodka i soczysta, mogła nosić ją każdego roku. Różowy pieprz wraz z szafranem dodawał charakteru, zachowując słodką tonację, intrygował i kusił. Włosy noc wcześniej zakręciła, rano te loki rozwaliła, by dodać włosom jak najwięcej objętości. Teraz próbowała je sensownie upiąć. Nie lubiła pracować w rozpuszczonych, przeszkadzały jej. Miała dzisiaj ze sobą szpilkę do włosów po swojej babci. Nieważne, z której strony je łapała, wyglądała niczym czupiradło. Z poprawiania się przed lustrem odciągnął ją dźwięk pukania do środka od zaplecza. Kto dzisiaj miał do niej zajrzeć? Zapomniała spojrzeć w kalendarz. Bubbles, malutki jamniczek poderwał się ze swojego łóżka, szczekając donośnie. Otworzyła drzwi i widząc Arthura rozpromieniła się. Wpuściła go od razu do środka. Pies, który zdążył już poznać mężczyznę radośnie zamerdał ogonem, łapkami opierał się o jego nogi, zaczepiając go. Wcześniej otarła mu je ze śniegu, Arthur nie musiał się martwić ewentualnym poplamieniem. Pamiętała, że nie każdy witał się tutaj jak francuzi. Wstrzymywała się z odruchem, by złożyć dwa całuski na jego policzkach. - Bonjour!- powitała go z entuzjazmem - Co chcesz do picia? Mogę zrobić kawy, mam też ciasto czekoladowe- zaoferowała mu od razu poczęstunek. Dla niej to było tak normalne, że od tego zaczynało się rozmowę. Gdy do domu przychodził elektryk czy hydraulik najpierw robiło się mu kawę, następnie narzekano na ceny podatków, pogodę, a dopiero potem mógł pracować. Uśmiechnęła się do niego i zamknęła drzwi, by czasem jej pies znów nie zwiał. Za zimno było na gonitwę za parówką. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Perfumiarz/Alchemik
Arthur O'Ridley
20.01.1985 Kolejny dzień w jego zielarskiej branży. Czerwony rower z odrapaną farbą przemierzał ulicę miasta, aby dostarczyć kolejną porcję suszonych roślin do klientki. Arthur robił dużo takich przejazdów w ciągu ostatnich tygodni, ponieważ większość kupujących osób zamawiała pojedyncze rzeczy. Kilka grzybów, garść jakichś liści czy chociaż ozdobne gałązki - małe, lecz różnorodne zamówienia. W cieplejsze dni lubił te wycieczki, wtedy słońce przyjemnie grzeje, pęd pojazdu ochładza spocone czoło, a po całym dniu można zatrzymać się na zimne piwo w jednym ze sklepów. Teraz jednak była zimna - chłodny okres na północy Ameryki, który również łączył się z krótszymi dniami oraz wszelkiej maści utrudnieniami na drodze (szczególnie dla jednośladów napędzanych mięśniami nóg). Jednak śnieg i mróz, nie mógł zatrzymać go, bo w końcu musiał za coś jeść. Po godzinie jazdy, w końcu dotarł na rynek, gdzie znajdował się sklep o francuskobrzmiącej nazwie, którą O'Ridley nie był w stanie wypowiedzieć. Zajechał od strony zaplecza, zaparkował swój pojazd przy kontenerach, po czym chwycił tekturowe pudełko z bagażnika. Otarł twarz z nadmiaru wody i zapukał do drzwi perfumiarki. Spodziewał się, że ta radośnie będzie próbowała go na europejską modłę pocałować w policzek, ale chyba zrezygnowała z tego. Za to postanowiła uraczyć go poczęstunkiem. Za każdym razem czuł się głupio, lecz już nie walczył z tym i powiedział krótko: -Cześć, tylko wypiję kawę.-potem przywitał się Bubblesem. Faktyczny właściciel sklepu wpychał swój ryjek pod rękę mężczyzny. Jednak po kilku głaskach, musiał odejść do futrzarskiego znajomego, aby odłożyć paczkę z suszonymi roślinami. -Jak tam u Ciebie? Chyba z kilka miesięcy się nie widzieliśmy -rzucił Arthur. Jego poczucie czasu było strasznie zaburzone przez ostatnią, samotną serię w domu oraz zimowy czas. Czekając na kawę, oglądał się w szybie - jego włosy były mokre oraz niepoukładane. Próbował ułożyć je z pomocą palców, lecz to nic nie dawało, bo były splątane od wiatru. Ciągle wzbraniał się od wizyty do fryzjera, bo zawsze były jakieś ważniejsze rzeczy. |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : sprzedawca i hodowca roślin
Narcissa Laurier-Hart
ODPYCHANIA : 4
POWSTANIA : 20
WARIACYJNA : 4
PŻ : 152
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 22
TALENTY : 7
Ucieszyła się na jego widok. Lubiła jego towarzystwo nawet jeśli zazwyczaj zamieniali z sobą kilka zdań. Zawsze miło było jej gdy zostawał chociaż na chwilę i mogli porozmawiać. Zależało jej, by poznać nowe osoby w mieście. Część już dane było jej poznać o wiele wcześniej. Cieszyła się, że nie była tutaj całkowicie sama. Już przeszkadzało jej mieszkanie samemu co gdyby nikogo nie znała? Zanim położyła się spać sprawdzała dom kilka razy. Musiała się upewnić, że zamknęła drzwi i wszystkie okna. Nie mogła pojąć jak niektórzy amerykanie mogli spać z otwartymi drzwiami. Mówili wtedy zazwyczaj o broni o wolności i innych swoich odzywkach. Amerykanie byli tak przewidywalni i nudni czasami, a jednocześnie tykające bomby. Komplikowali sobie życie własnym prawem i nawykami. Mieli mało chodników, a woda dziwnie smakowała. Mogła tak wymieniać w nieskończoność co było tutaj nie tak. Jednak był to teraz jej dom i należało się przystosować. Poszła do pomieszczenia socjalnego gdzie nastawiła wodę. Jej kawa nigdy nie była zbyt dobra, ale to był brak umiejętności przyrządzania jej, nie jakość ziaren. Wiele rzeczy samodzielnie nie umiała zrobić. To był wynik tego, że zawsze w domu ktoś robił to za nią. Nasypała kilka łyżek kawy rozpuszczalnej i zalała gorącą wodą. Nie za dużo kawy? Chyba nie, da radę, najwyżej go wykręci. Samej zrobiła sobie dokładnie taki sam napój. Po wzięciu pierwszego łyku to ją wykręciło z gorzkości jaką poczuła. Dosypała na szybko cukru, a następnie dolała mleka. Dalej wykręcało, ale nie było takie złe. Wyglądała niczym wiedźma z kreskówki dodając na oko składników do kotła. Prędzej, by mu dobry eliksir zrobiła niż kawę. Ukroiła mu ciasta. Mówił, że chce tylko kawę? Miał problem, dzisiaj jedli wspólnie ciasto. Poczekała na niego w socjalnym i usiadła przy stoliku. Gdy zajrzał do pomieszczenia, wskazała mu dłonią drugie wolne krzesło. Pewna siebie wzięła łyk kawy, niech myśli, że to zaplanowane i miało być takie słodko-gorzkie. Na jego pytanie zastanowiła się mocno. Zdążyła z trzy razy dostać kryzysu, chciała zrobić sobie trwałą i dokonała kilku przemeblowań. Czyli nic absolutnie nie było w porządku. - U mnie wszystko dobrze, a u ciebie?- zapytała z uśmiechem. Bubs przyszedł do nich dlatego wzięła go na kolana i pogłaskała. Widziała, że kątem oka czaił się na ciasto czekoladowe, więc musiała go pilnować.- Rzeczywiście minęło trochę czasu, włosy ci urosły. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Perfumiarz/Alchemik
Arthur O'Ridley
Arthur chwilę czekał na zapleczu, w towarzystwie czworonożnego przyjaciela. Zdał sobie sprawę, że już miał okazje zapomnieć o odczuciach jakie wiązał z tym miejscem. Po zakładzie, produkującym perfumy, spodziewał się większej koncentracji zapachów, wręcz przytłoczenia nimi. Jednak w miejscu, gdzie stał, nie czuł tego. Co najwyżej przebijała się delikatnie woń z samej części sklepowej oraz alkohol, który najwidoczniej służył w produkcji specyfików. To było miłe zaskoczenie dla O'Ridleya, który spodziewał się ciężkiego, słodkiego zapachu, zabierającego zdolność oddychania. Podziwiał zaplecze, było schludne, wręcz na swój sposób eleganckie. Coś co może kiedyś Arthur uzyska w swojej sieni, jeśli włożyłby trochę wysiłku w organizację narzędzi i roślin, to może by wszystko lepiej wyglądało. Choć aktualnie pozbywa się nagromadzonych śmieci, więc i tak jakiś progres. W końcu Narcissa zaprosiła go na kawę. W sumie nie prosił o mleko czy cukier do niej, ale szanował gościnność. Arthur lubi kawę mocną, czarną, aby rozruszała zatrzymane serce. Zanim usiadł przy stole, odwiesił swoją kurtkę licząc, że wyschnie trochę. -Po staremu, trochę roboty przed sezonem, ale dam radę.-zaczął zielarz, nie chcąc zalewać kobiety swoimi ostatnimi przeżyciami-Wiesz, rzadko wpadam do miasta zimą, niestety rower nie jest najwygodniejszy na śniegu.-upił łyk kawy, która wydawała się wręcz deserem dla niego-Jak żyje Ci się na tym zapominanym kawałku Ameryki? Dalej się aklimatyzujesz?-dopytywał się pamiętając, że to zupełnie nowy świat dla kobiety z Europy. O'Ridley słyszał, że tam można wszędzie jechać oddzielnymi drogami dla rowerów i pić wino w ciągu dnia. Może to był jakiś plan na emeryturę dla niego. |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : sprzedawca i hodowca roślin
Narcissa Laurier-Hart
ODPYCHANIA : 4
POWSTANIA : 20
WARIACYJNA : 4
PŻ : 152
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 22
TALENTY : 7
Narcissa lubiła gdy było schludnie. W księgarni Laurier zawsze panował porządek. Wszystko miało swoje miejsce i miała tam się znajdować. Jej matka za to lubiła wszystkiego szukać na ostatnią chwilę. Gdy o tym teraz myślała, rozumiała czemu nie dogadała się z francuzami. Podejście Felicii przekładało się na wszystko, co nieco przejęła Nars. Perfumeria była zadbana, musiała być żeby jej się dobrze pracowało. W domu za to miała spory bałagan, nagromadzony tygodniami. Nie sprzątała na bieżąco, a potem było tego tak dużo ze zwyczajnie nie dawała rady tego ogarnąć. Czasami nawet myślała czy kogoś nie wynająć, by zrobił to za nią. Na zapleczu nie pachniało perfumami, ale to dlatego, że wieczorem i rano wietrzyła pomieszczenie. Jej nie przeszkadzało wiele zapachów na raz. Nie była nadwrażliwa na nie. Starała się trzymać psa raczej na zapleczu. Widziała czasami jak próbował z siebie zmyć zapach gdy wyjmowała konkretne olejki. Napiła się kawy, skrzywiła się mimowolnie. Spojrzała na Arthura z nadzieją, że okaże wyrozumiałość na jej brak zdolności do codziennych umiejętności. - Nigdy nie próbowałam jeździć rowerem przez śnieg. Naprawdę doceniam, że przyjeżdżasz tutaj. Mi czasami nie chce się iść do pracy, a mam całkiem niedaleko- odpowiedziała z uśmiechem. Nad jego pytaniem musiała się chwilę zastanowić. - Nie wiem? To dobra odpowiedź? Jest inaczej niż myślałam, że będzie. Bywałam w stanach niejednokrotnie, ale gdy jest się tutaj na wakacje pewnych rzeczy się nie odczuwa. Po co wam tyle dróg? Legalna broń? Czemu używacie aż tyle tłuszczu gotując? Wcześniej nie zwracała na to uwagi, nie dotyczyło ją to na co dzień. Była tylko turystą, który zawsze mógł udawać, że nie mówi po angielsku. Trochę była przytłoczono życiem w tym miejscu. - Chyba wydawało mi się, że przeprowadzka tutaj sprawi, że wszystkie problemy znikną. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Perfumiarz/Alchemik
Arthur O'Ridley
Kolejne łyki kawy wydawały się mocniejsze, jakby cała gorycz opadała na dół. To była ta przyjemniejsza część napoju, bo pobudzało to zmęczony umysł mężczyzny. Nie miał okazji za często, cieszyć się darmowym posiłkiem. Zwłaszcza, że była to też pewna forma uprzejmości ze strony właścicielki sklepu. Dalej uważał, że to było miłe, Arthur czuł się trochę jakby był w gościach, a nie w pracy. -Nie ma sprawy.-rzucił krótko, popijąc kawę-Albo rower albo cisnę z buta z Cripple Rock, więc za dużego wyboru nie mam.-odpowiedział nerwowo. Nigdy nie zrobił prawa jazdy, a co dopiero mieć auto. Czasem myślał o tym, po czym przypominał sobie, że w lasie pojazd momentalnie zakopałby się gdzieś. Czasem nawet rowerem było mu trudno wyjechać. Słuchał uważniej wyznań kobiety na temat mieszkania w Ameryce i miała rację w wielu aspektach, ale tłuszcz wszędzie gdzie się da był najmniej zrozumiały. Tylko to zamieniało miałki kawałek ziemniaka, w pyszne danie przystępnej cenie. -Znam to.-rzucił to O'Ridley, na ostatnie zdanie odnośnie przeprowadzki-Sam też myślałem, że jak wyjadę z miasta, ucieknę od ludzi i zostanę w Cripple Rock, to magicznie świat będzie inny. Jednak opuszczając dane miejsce, zabieramy ze sobą nie tylko kartony z książkami czy inne bibeloty, ale też cały nasz bagaż. Przeszłość, problemy, dobre i złe chwilę, w skrócie to wszystko co nas ukształtowało. Tego nie schowa się nigdy do szafy, aby zapomnieć.-dopił kolejny łyk kawy i dopytał się już dla swojej pewności-Wszystko zgadza się paczce? Wiesz, jeśli coś pomyliłem, to daj mi znać - jutro podrzucę Ci braki.-współpraca ze sklepem z perfumami była lepszą z fuch jakie miał. Przyjemne towarzystwo, ciepło, brak konieczności załatwiania totalnie dziwnych okazów. W ogólności, chciał zadbać o dobre stosunki biznesowe. Do tych prywatnych nie miał głowy jeszcze, może na wiosnę trochę poukłada mu się pod kopułą i lepiej zacznie funkcjonować. |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : sprzedawca i hodowca roślin