First topic message reminder : Leżaki widokowe Dwa blisko stojące obok siebie leżaki są ulubionym punktem widokowym wszystkich, którzy wiedzą o ich istnieniu. Miejsce to mieści się na uboczu, daleko od głównej ulicy we wsi, dzięki czemu najczęściej można spotkać tu mieszkańców, zamiast turystów. Romatyczna sceneria zachęca do podziwiania z tego miejsca wschodów i zachodów słońca. [ukryjedycje] Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Czw Lip 20 2023, 21:08, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Arthur O'Ridley
Sytuacja na plaży robiła się gęstsza, wręcz napięta jak plandeka na pickupie. O'Ridley czuł w sobie chęć walki i palenia, a papieros się kończył się. Nie planował bić kobiety lub być przez nią pobity, ale z drugiej to był Carter. Drapieżnik, szkodnik żerujący na ekosystemie Cripple Rock, który najchętniej wyciąłby cały las i zabił znajdujące się tam zwierzęta. Świat ludzi potrafił być bardziej okrutny niż ten zwierząt czy roślin. -Mam swoje powody.-zaczął Arthur-Widzę, że lubicie się rządzić poza Cripple Rock też, ale hej - czego mogłem spodziewać się. Co dalej ? Będziesz chciała, abym grzecznie merdał ogonem i przynosił Ci każdą zarżnięte zwierzę pod stopy ?-gotowało się w mężczyźnie na samą myśl, ile ta banda myśliwych wybijała żywych istot w Cripple Rock. Nie rozumiał jak krąg i ród O'Ridleyów pozwalał na to, ale cała sprawa go niemiłosiernie wkurzała. To nawet nie chodziło o samych Carterów, ale każda osoba, która polowała na żywe istoty świętego lasu. Oczywistym było, że nie każde napotkane zwierzę, to była przyjazna wiewiórka czy mysz, ale też czego można się spodziewać gdy losowo poluje się na mięsożerne zwierzęta lub wybija się okoliczne gatunki, będące ważnym elementem okolicznego środowiska. Pomiędzy kobietą, a czarodziejem był tylko 1 krok, aby doszło do rozlewu krwi, jeszcze przed wschodem słońca. Rzut na otrząśnięcie się: k100 + 0(siła woli), próg: 60 |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : sprzedawca i hodowca roślin
Stwórca
The member 'Arthur O'Ridley' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 60 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Ten mały wypierdek chyba myślał, że mnie tym obrazi. Tymi swoimi śmiesznymi pociskami, które wyniósł z przedszkola. Moje pięcioletnie dzieci miały bardziej cięty język i większą wyobraźnię do obrażania ludzi niż on. Ale czego miałam się spodziewać po O’Ridleyu, jeszcze w dodatku jakimś naćpanym, bo nie sądzę, że wszystko z jego główką jest w porządku. A jeśli ma tak na co dzień, to pozostaje mi tylko współczuć rodzinie. Ale jakoś mi ich nie żal. — Pierwszy raz byś się do czegoś przydał – rzucam w odpowiedzi. – Ale wypieprzyłbyś się na pierwszym wystającym korzeniu. Jeszcze by sam się złapał w sidła dla zająca i byłby tylko problem go rozplątywać. Ech, wszyscy pierdolą jakieś farmazony na Carterów, ale gdyby świat miał się zaraz skończyć, to ciekawe do kogo by niby przyszli. — Powiedziałam, żebyś siadał na dupie. – Powtarzam, bo widocznie nie dotarło, a ten zaraz wyleci z zębami jak ten groźny szczeniak yorka. – Magipugnus – inkantuję, choć zaklęcie nie chce mnie słuchać. Świetnie, wszystko przeciwko mnie. Ten gówniarz musiał mnie wyprowadzić z równowagi, więc ja postanawiam wyprowadzić jego. Po staroamerykańsku, zwyczajnie wyciągam rękę, żeby go popchnąć na leżaki, żeby usadził tą swoją dupę i się uspokoił. — I przemyśl swoje zachowanie, zanim zaczniesz skakać do innych ludzi. Ten przypadek widocznie był wybitny, skoro nie przeszkadzała mu strzelba na ramieniu, choćby w formie straszaka. A może wiedział, że i tak jej nie mogłam użyć. Nie chciałam większych kłopotów dla rodziny, nawet jeśli jeden O’Ridley mniej sprawiłby, że świat byłby piękniejszy. rzut z zaklęciem tutaj Judith z tematu |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Sumienna - Czarna Gwardia
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 3
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 25
2 czerwca 1985 Annika wprawdzie wspominała w liście, że nie czuje się do tego odpowiednią osobą, ale… całe życie spędziła w Kręgu. I tak wie więcej niż wie Allie, a tak poza tym, było bardzo niewiele osób, którym mogłaby zaufać. Szczególnie w tak delikatnych kwestiach. Annika już wiedziała. Maurice wcale się nie krył podczas ich ostatniego spotkania, odnośnie uczuć, które pomiędzy nimi zakwitły, i intencji, jakie wobec niej miał. Wprawdzie ostatnie wydanie Zwierciadła nieco zachwiało wiarą Allie (zachwiało o wiele mocniej wiarą jej rodziców), ale nic się nie zmieniło. A oni mogli pisać sobie przecież, co tylko chcieli, prawda? Nawet to, że Allie nie ma w tym „wyścigu” szans. Tak… Właśnie dlatego prosi Annikę o spotkanie, żeby postawiła jej wykład na temat dobrego zachowania. Żeby ładnie wypaść przed rodzicami Maurice’a, skoro i tak nie ma u niego żadnych szans. Tak. — Cześć – uśmiech rozświetla buźkę Allie, choć widoczne jest to tylko przez chwilę, bo za moment podchodzi, żeby przywitać się z nią serdecznym buziakiem w policzek. Za dużo? Skąd taka wylewność? – Dziękuję, że chciałaś się spotkać. To właściwie dla niej bardzo ważne, ta cała nauka. A żeby nie było, że przyszła z niczym… Koszyczek jest chyba stałym elementem krajobrazu, jakim jest Alisha. — Przyniosłam nam parę przekąsek. Mogą się przydać. Ciasta pieczone dzisiejszego poranka jeszcze nie pozbawiły się zupełnie kuszącej, zapraszającej woni. Wyszły całkiem dobrze, zaczynała nabierać coraz więcej wprawy w gotowaniu, chociaż teraz już chyba nawet nie musiała, skoro zmieniła pracę. To znaczy, rzuciła pracę. Wspominała o tym Annice? Chyba nie, a widziały się tyle razy… — Wspominałaś w liście, że gorzej się czułaś. Ale też mówiła, że szybko jej przejdzie. Przeszło? |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Annika Faust
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 10
Lepszego dnia na babski wypad nie mogła sobie wymarzyć. Po wczorajszej wycieczce badawczej do Cripple Rock i po nabraniu wiatru w żagle, niewiele rzeczy byłoby w stanie popsuć jej nastrój. To najlepsza możliwa okazja na czekającą ich rozmowę, dlatego z radością przyjęła uzgodniony wcześniej termin, a do wyjścia na plażę była przygotowana już od samego rana. To będzie łatwe, tak. To będzie łatwe, bo Alisha ma już w zasadzie wszystko, czego potrzebuje. Musi tylko w siebie uwierzyć. A Annika ma wobec dziewczyny obowiązek podniesienia jej na duchu tyle razy, ile tylko będzie potrzebować. Ten obowiązek jest w zasadzie przyjemnością, której poświęci swój czas wolny. Jeśli będzie trzeba, zrobi to jeszcze raz. I kolejny. Plażowa torba na ramieniu mieści ręcznik, parę gadżetów i coś do picia — jedzenia mogą poszukać w porcie, z tą myślą Annika nie szykowała niczego więcej. Alisha jak zwykle zaskoczyła ją własnym poczęstunkiem, co można było dostrzec już z daleka, bo co innego dziewczyna mogła trzymać w tym koszu? Przecież nie szczeniaczki. — Ciao, bella! Co tak pachnie? — Odwzajemniła zarówno uśmiech, jak i całusa, chcąc utwierdzić pannę Dawson, że może czuć się swobodnie i pozwolić sobie na taki poziom poufałości — ona również ucierpiała w wyniku tych absurdalnych plotek, co na pohybel wszystkiemu i wszystkim, tylko je do siebie zbliżyło. W tej najważniejszej kwestii, Annika od początku nie miała nic przed Alishą do ukrycia, przy okazji dodając od siebie kilka ciepłych słów pod adresem redakcji tej karykatury poważnej prasy. Panna Dawson mogła wtedy usłyszeć, że w całym Saint Fall i okolicach żyje może sześć osób zasługujących na wyjaśnienie tej sprawy — całej reszcie nie trzeba nic objaśniać, albo mogą od razu iść się pierdolić. Bo nikt, kto naprawdę zna Annikę, nie uwierzyłby, że mogłaby zrobić coś podobnego drugiej kobiecie, wychodząc ze słusznego założenia, że żaden mężczyzna nie byłby tego wart. O całej reszcie mówić nie chciała. Jej prywatne przeboje nie są i nie były aż tak istotne. — Uważaj, bo się przyzwyczaję — uścisnęła ją jeszcze na powitanie i wskazała kierunek, gdzie czekały na nie dwa stałe elementy przybrzeżnego krajobrazu, skąd rozwidlenie ścieżki prowadziło niżej, na skalisty kawałek plaży. — Tak… Złapałam trawiastą grypę. Wolałam oszczędzić ci tego widoku i ryzyka złapania ode mnie tego paskudztwa. Już jestem zdrowa i mogę normalnie pływać — uspokoiła Alishę. Przed zajęciem leżaka po lewej stronie, przykryła siedzenie ręcznikiem — ale chciałaś wcześniej o czymś porozmawiać? — Zachęciła pannę Dawson do zajęcia miejsca obok. Woda może jeszcze chwilę poczekać. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 3
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 25
Uśmiech nieznacznie się rozciągnął – pod wpływem pytania czy odwzajemnionego buziaka? Właściwie od obu na raz. — Och, to – uniosła nieznacznie wyżej koszyk piknikowy. – Zanim tutaj przyszłam, upiekłam w domu trochę ciasta. Biszkopt z galaretką i winogronami, i odwrócone ciasto z ananasem. Pomyślałam, że przyda nam się kilka wypieków, tak… na odwagę. I osłodę. Mam nadzieję, że lubisz winogrona i ananasy. Albo chociaż jedno. Właściwie nie wiedziała, nigdy Anniki nie spytała, a Annika tez nie wybrzydzała, nie narzekała, nie marudziła. Nie, żeby miała ku temu wiele powodów – wypieki Alishy jadła do tej pory tylko raz, podczas spotkania naprawczego w Maywater. Teraz jej było nawet głupio, że nie spytała o to, co lubi, tylko przyniosła tak po prostu takie ciasta… ale chyba wszyscy lubią galaretki… prawda? — Ten z galaretką musimy zjeść szybko, żeby nam się nie rozpuściła – mówiąc to, zajmuje wolny leżaczek, żeby wyjąć z koszyka pudełeczko z dwiema porcjami biszkoptowego ciasta z winogronem, a następnie jedną z porcji podała Annice. Jeszcze jeden uśmiech, obie zajmują miejsca i z odrobiną ciasta w dłoni mogą przejść do pogaduszek, które… Trawiasta grypa? Och! Prawdziwe zmartwienie, zmieszane ze zdumieniem, maluje się na twarzy Allie, bo chociaż na medycynie się za bardzo nie zna, to przecież wie, że najczęściej choruje się zimą. Czy grasował jakiś groźny wirus? Oby nie. Ale mówiła, że już była zdrowa, więc… to dobrze. To dobrze. — Mogłaś zadzwonić, przywiozłabym Ci trochę ciepłej zupy. – Zupa wprawdzie ma zerowe właściwości uzdrawiające, ale zawsze trochę niweluje ból gardła. Chciałaś o czymś porozmawiać. — Ach, tak. – Tak napisała? Czemu nie pamięta? – Bo… wiesz… tak się trochę składa, że Maurie chce mnie przedstawić swoim rodzicom. Opowiadał mi o tym tak ogólnie, jakie zachowania są akceptowalne z Kręgu, jakie osoby lubi jego mama, ale… chyba czuję, że mnie to wszystko przerasta. Nie umiem tak udawać osoby, której nie jestem, a już w ogóle nie ogarniam tego, jak zachowywać się w towarzystwie. Ostatnio, gdy mnie ze sobą wziął, narobiłam mu strasznego wstydu. A potem doprowadziłam niemal do własnej śmierci, bo pozwoliłam komuś przyjechać i się dotknąć, zapomniała dodać. — Zamroziłam świeczkę, a potem zdeptałam jakiegoś starszego pana obcasem – wzdycha bezradnie, opuszczając bezwiednie głowę. – Nie dziwię się, że piszą, że nie mam szans już na starcie. Piszą prawdę. Łatwiej było jej uwierzyć, że Maurie naprawdę by tego nie zrobił. Ani Annika. Ani Charlotte. Że nie było żadnych romansów, a Zwierciadło po prostu sobie dopowiadało, żeby więcej czytelników śledziło plotki z zapartym tchem. Mniej uwierzyli w to jej rodzice, którzy zaczęli się baczniej i z większą czujnością przyglądać Mauriemu. Ale to, czego nie potrafiła wyprzeć z myśli, to właśnie to jedno zdanie. Biedna panna Dawson, będzie musiała obejść się smakiem. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Annika Faust
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 10
Słodka Alisha nie zasłużyła na to wszystko, co spotyka ją od czasu, kiedy zaczęła poświęcać swoją uwagę Overtonowi… Czy też może on jej — w szczegóły Annika nie zamierza wchodzić, w myśl największej z oczywistości. A tą oczywistością jest, że prywatne stosunki dwojga ludzi nie są jej sprawą, co nie jest tak absolutnie jasne w towarzystwie złożonym z osób tak znudzonych swoimi życiami, że chętnie wtykającymi swoje nosy w cudze. Witamy w socjecie Hellridge, w której mniemaniu różnica pomiędzy pieprzeniem się po kątach, a publicznym zażartowaniem z przyjacielem jest tylko symboliczna i wprost proporcjonalna do liczby par oczu przyglądających się widowisku. Na pewno chcesz w tym uczestniczyć, Allie? Pytanie czysto teoretyczne nigdy nie wybrzmi, bo Annika nie znajdzie na nie miejsca w obliczu spraw ważniejszych. A dziś mają takich dwie i nim z obydwiema skończą, na pewno zgłodnieją, dlatego w duchu podziękowała sobie za to, że mniej więcej po szóstym roku życia przestała grymasić przy stole i wypluwać kwaśne owoce na talerz — a to wszystko z powodu tego jednego plasterka cytryny, który kiedyś wywołał u niej niespodziewany krwotok z oczu. Życie Anniki to od zawsze małe, gastronomiczne tragedie — dzisiejszy kawałek ciasta jest niczym opatrunek na te wrzodziejące rany. — Jestem wszystkożerna — i chętnie zjada wszystko, co podsunięte pod nos, pod warunkiem, że naprawdę przypomina jedzenie. Wypiekom Alishy ufa w ciemno, dlatego kiwa skwapliwie głową, jeszcze nim dostrzega, co kryło w sobie pudełko numer jeden. Nie rozczarowała się ani trochę, gdy słone powietrze wypełniły słodkie nuty winogronowego ciasta. — Nie chciałam nikogo zadręczać chwilową niedyspozycją, zresztą szybko przeszło. I była ze mną Emily — ta sama Emily, której tożsamość osłoniła prywatność Anniki. Działo się wokół niej już zdecydowanie zbyt wiele, by angażować w sprawę więcej osób, niż było to konieczne. Nawet, jeśli chodziło o osoby wyjątkowo jej życzliwe. — Ale zapamiętam na przyszłość, że gotujesz także zupy — pewnego dnia chętnie zgłosi się do Alishy o oddanie przysługi, kiedy dojrzeje już do tego, by wejść do kuchni po coś więcej, niż przetopienie porcji wosku na kolejny zestaw świec. To tylko kilka niezobowiązujących planów na przyszłość, w której Annika uwzględnia kolejne spotkania z Alishą. Pojawienie się publicznie we troje miało rozwiać wątpliwości i odpowiedzieć na kilka ważnych pytań. Pokaz czułości Maurice’a i panny Dawson miał dopełnić całą resztę. Żeby już nikt nie musiał rozprawiać się z tym stekiem absurdów. Ale to przecież nadal nie wszystko. Być może Annika swoją przyszłość brutalnie odcięła, ale ktoś nadal ma ją całą przed sobą. Wysłuchała wywodu Alishy w milczeniu, nie spuszczając spojrzenia z linii horyzontu. Zdobyła się na krótkie przytaknięcie. Ja też nie umiem, Allie. Najlepszym dowodem na to są słowa cisnące się same na usta po usłyszeniu ostatniego zdania. Przygryzienie wargi powstrzymuje odruch wyrzucenia z siebie tej najbardziej trywalnej z odpowiedzi. Lekcja pierwsza — w Kręgu nie ma miejsca na odruchy. Zdław je, jeśli możesz. — Szkoda, że czekał na to tak długo — teraz to Annika spuszcza wzrok, wypatrując pojedynczych fal, lekko bijących o kamienisty brzeg pod nimi. Byłoby im znacznie łatwiej, dużo łatwiej, bez ciężaru wiszącego nad nimi skandalu. Westchnęła cicho, by zaraz kontynuować — Maurice ma sobie za nic konwenanse i nawet biorąc to pod uwagę, towarzystwo będzie oczekiwać od ciebie doskonałości. Tym większej, im bliższy tobie będzie Maurice. Ale nawet wtedy znajdzie się grupka malkontentów. Brzmi jak próba odradzenia Alishy dalszych kroków? Być może, ale to jednocześnie najoczywistsza z prawd, jakimi rządzi się ten świat i na co panna Dawson będzie musiała być przygotowana. Dalszy ciąg wymaga od Anniki kolejnej pauzy pełnej zastanowienia i zaczerpnięcia jednego, głębszego wdechu. — Będą ci wytykać pochodzenie, podejrzewać nieczyste intencje. Będą oceniać każdy twój ruch i porównywać do innych, ale to wszystko już wiesz. Nie będę ci mówić, jak bardzo musisz być pewna, że wytrzymasz jeszcze jeden komentarz o tym, że Maurice może spotkać taką Alishę na każdym rogu. — I jesteś pewna. W to Annika nie zamierza wątpić, a jednym z powodów jest fakt, że właśnie o tym rozmawiają. Wyprostowała się i odłożyła na chwilę talerzyk z ciastem. Ujęła dłoń Alishy w swoją, by zaraz kontynuować, tym razem odrobinę ciszej. — Nie udawaj kogoś, kim nie jesteś, ale jednocześnie pamiętaj, kim się stałaś. Dla tej rodziny i dla ich teatru. Nawet ja słyszałam, że zadebiutowałaś w wielkim stylu i nie znam nikogo, kto doceni to bardziej, niż właśnie Overtone. Jesteś w stanie subtelnie to przekuć na swoją korzyść — pokrzepiający uśmiech to pierwsza łyżka miodu wlana do słoika pełnego dziegciu, ale od czegoś trzeba zacząć. Zmarszczyła brwi, świdrując dziewczynę niecierpliwym spojrzeniem. — Nie cofniecie czasu. Ani ty, ani Maurice. To, co się stało, już się nie odstanie, ale jesteś aktorką, czy nie? Przekieruj uwagę dokładnie na to, na co chcesz, żeby patrzyli. Na to, jaką jesteś artystką. I na to, jak dobrze do siebie pasujecie. Małżeństwa w Kręgu to zazwyczaj transakcje. To umowa pomiędzy dwiema rodzinami, z których każda czerpie jakieś korzyści i zespala ze sobą. To narzędzie interesu, dlatego pokaż się jego rodzinie jako korzyść. Nawet od tej do bólu wsobnej reguły o małżeństwach w obrębie Kręgu istnieje pełno wyjątków. Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyście stali się takim wyjątkiem. I nie daj sobie wmówić, że to jakiś wielki precedens. — Większym precedensem jest unieważnienie małżeństwa po pięciu latach, ale spójrz na mnie — miała ochotę powiedzieć, nim ugryzła się w język. Nie chce dziś o tym rozmawiać. — Ale to postawa Maurice’a liczy się tutaj najbardziej. W ich oczach jesteś tylko kobietą i tak pewnie pozostanie. On również musi pokazać swoje zdecydowanie. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy