First topic message reminder : Zatoka Syreniego Żalu To urokliwe miejsce owiane ją złą sławą, co na nieszczęście, nierzadko sprowadza w te rejony spragionych przygody turystów. W okolicy na przestrzeni ostatnich setek lat często dochodziło do zaginięć, a ciała zwykle albo nie odnajdywały się, albo woda wyrzucała je na brzeg w nienaturalnych pozycjach. Według miejskich legend to zwłaszcza w tej zatoce zobaczyć można syreny, czule witające się z przechodniami, a potem wabiące ich do wody aby dokonać rzezi. Pomimo wielu plotek, teren pozostaje niezabezpieczony, a oficjalne dowody istnienia tych mistycznych stworzeń nigdy nie ujrzały światłą dziennego. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Stwórca
The member 'Lotte Overtone' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 9 -------------------------------- #2 'k100' : 87 -------------------------------- #3 'k100' : 87 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Vincent Sdunk
Ponownie zapanowała cisza. Trwający do tej pory chaos i zdenerwowanie, wynikające z obecności anioła, nagle ustąpiły czemuś, czego nie dało się jasno określić. Nie wiedziałem, czy jestem bardziej przerażony, czy szczęśliwy, że udało mi się uniknąć większego niebezpieczeństwa. A przynajmniej tak sądziłem w tej chwili. W końcu teraz nie byłem do końca pewny, co się stanie. Obecność anioła dawała bowiem jasną wskazówkę na to, skąd mogło nadchodzić zagrożenie. W tej sytuacji nie widziałem już nic poza nadciągającą i zasłaniającą wszystko mgłą. Jedyne co udało mi się dostrzec, to Xiulan, której postać pojawiła się w moim polu widzenia na chwilę, zanim i ją przykryła rdzawa mgła. Zrozumiałem szybko, że zostaliśmy zupełnie sami, zdani na łaskę mgły-pułapki. – Ventus – powiedziałem, chcąc sprawdzić, czy za pomocą magii uda mi się rozwiać mgłę, by zobaczyć cokolwiek. Nie sądziłem jednak, by miało mi się to udać. Zawsze warto było próbować. – Xiulan, gdzie jesteś? – zapytałem. Zdecydowanie zbyt długo wszyscy staliśmy oddaleni, więc warto było to teraz zmienić. W końcu co dwie głowy, to nie jedna. Miałem nadzieję, że kobieta nie zmieniła swojego położenia, więc powoli zacząłem iść w jej stronę. Nie była przecież daleko. Zanim udało mi się jednak dojść do Xiulan skupiłem swój wzrok na jasnym, świecącym punkciku, który widziałem. Mgła zdawała się wdzierać w moje ciało. Miałem wrażenie, jakby wnikała między moje własne komórki i chociaż nie towarzyszył temu żaden ból, to uczucie to było dalekie od przyjemnego. Wiedziałem, że nie możemy tutaj zostać, jednak nie miałem pojęcia, gdzie iść. Wszystko dosłownie mieszało mi się w głowie. Pewny byłem już tylko tego, gdzie jest góra, a gdzie dół, jednak być może i to było w tym momencie jedynie wytworem mojej wyobraźni. – Absolutvisio – powiedziałem jeszcze, mając nadzieję, że wyostrzony wzrok pomoże mi w jakimś, nawet niewielkim, stopniu zrozumieć, czym może być ten jasny punkt. . #1. Ventus; próg - 45; rzut + statystyka magia natury - 12. #2. Absolutvisio; próg - 35 + moja statystyka magia anatomiczna + 12. |
Wiek : 26
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : kwiaciarka
Stwórca
The member 'Vincent Sdunk' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 3 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Xiulan Yimu
Cisza, która zapadła nie zwiastowała nic dobrego. Powróciła równiez mgła, a w głowie Xiulan wciąż pobrzmiewały słowa Lilith, które z jednej strony dodały jej otuchy, a z drugiej dały pewność, że jak najszybciej należy z tej plaży, która do tej pory tak dobrze się jej kojarzyła i na której czuła się bezpiecznie, po prostu uciec. Ulga z powodu tego, że to nie ją pochwycił ten anioł była spora, jednak nie na tyle duża by całkowicie odpuścić chęć ucieczki stąd i poczucie zagrożenia. Zanim mgła całkowicie przykryła widoczność zobaczyła mężczyznę, który poza nią był jedyny na tej plaży. Cisza, głucha cisza, której miała już zdecydowanie dosyć. Nie miała pojęcia czy to zaklęcie zadziała wobec anielskiej magii, jednak nie pozostało nic poza tym by spróbować. Potraktowała mgłę i plażę tak samo jak swojego rodzaju ściany w pomieszczeniu. W końcu w pewnym sensie zachowywały się jak ściany. -Quadruplator powiedziała na głos, mając nadzieję, że czar przebije się przez mgłę i pokaże co jest za nią, by wiedzieli gdzie trzeba iść. Potem postanowiła odpowiedzieć chłopakowi, w końcu co dwie głowy to nie jedna, jemu również tak samo powinno zależeć na wydostaniu się stąd. -Na prawo od Ciebie, trochę po skosie. Była zwrócona twarzą do wyjścia z plaży. Staram się jakoś przebić przez mgłę albo chociaż coś zobaczyć. westchnęła. Magia iluzji średnio się tu przydawała. Potrafiła tworzyć iluzję, a nie przebijać się przez nią, co teraz byłoby naprawdę przydatne. -Spróbuję otworzyć nam przejście! rzuciła. Nie miała pojęcia czy to wyjdzie, ale nie miała nic do stracenia. Trzeba było stąd uciekać. -Viam Revelare spróbowała otworzyć im drogę wydostania się z tej mglistej pułapki. #1 Quadruplator - 91 (od MG) + 14 (magia iluzji) = 105 - próg 55 #2 Viam Revelare - 88 (rzut) + 10 (magia powstania) = 98 - próg 50 |
Wiek : 32
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Maywater
Lyra i Lotte Mówić, że znalazłyście się w sytuacji bez wyjścia, to tak jakby nie powiedzieć nic. Stwierdzić, że to, co was spotkało, było łatwe, proste, normalne, to tak jakby zełgać. Przy zdrowych zmysłach mogła utrzymywać się myśl, że kiedy tylko opowiecie o swoich przygodach, ktoś zwróci na nie uwagę, ale... kto mógłby wam w to wszystko uwierzyć? Czerwona mgła o metalicznym paskudnym smaku, głosy dzieci oddalających się i przybliżających we mgle, ich dotyk na waszych dłoniach i w końcu On. Anioł o wzroście przewyższającym przeciętnego mężczyznę, o urodzie nieskazitelnej i ostrej, o unoszących się na jego plecach potężnych białych skrzydłach nie upadł na ziemię jak podobni mu przed wiekami. Zszedł tam świadomie, wylądował, a następnie porywając was — ledwie pył w jego dłoniach — wrócił do swojego domu. Biel chmur raziła w oczy, a wyrwany w obłoku tunel z każdą sekundą się zawężał. Na dole pozostawiłyście wszystko. Było zbyt wcześnie by się z tym żegnać. Anioł odwrócił się w momencie, w którym środkowy palec Lotte chował się z powrotem w dłoń, chwytającą następnie Lyrę za nadgarstek. Skoczyłyście. Powietrze uderzyło w wasze twarze niczym fala. Jak gdyby ktoś na waszych słodkich buziach rozwalił właśnie tort. Utrzymanie otwartych oczu graniczyło z cudem, silne porywy wiatru obijały się od waszej skóry, drobnymi igłami raniąc ją, jak gdyby ktoś przeprowadzał właśnie bardzo nieudany zabieg akupunktury. Było zimno, odczuwałyście to dotkliwiej, niż gdy wznosiłyście się w górę. Obserwując siebie nawzajem, mogłyście dostrzec, jak drobinki śniegu osiadają na waszych ustach, jak chłód pokrywa wasze policzki bielą. Rzęsy sklejały się, jakby ktoś wieszał na nich miniaturowe lodowe sople, a potem znów rozklejały z każdym następnym porywem. Jeśli tylko spojrzałyście w górę, nad sobą dostrzegłyście spoglądającą sylwetkę Anioła, oddalająca się z każdą sekundą. Nie ruszył za wami, nie wykonał nawet jednego ruchu w dół, wskazywał tylko na was palcem, ale nie dosłyszałyście wymawianych przez niego słów. Lotte, być może ten chłód na twoim ciele zadziałał kojąco, a być może miało to swoje powody w fakcie, że udało wam się uciec od... no właśnie. Od czego? W waszej głowie mogły zostać jeszcze kolorowe światła, delikatne i pastelowe, ale jednak obecne na chmurze, ale nie było ich już przed wami. Ten krótki moment — moment sukcesu — miał jednak nie trwać wiecznie. Zbliżający się od dołu ocean był coraz bliżej. Woda była głęboka, ale nie to miało okazać się problemem. Spadałyście niczym z samolotu, tyle że żadna z was nie miała przy sobie spadochronu. Ubrania szeleściły, ale nie mogły powstrzymać pędu. Zrobił to zdrowy rozsadek panny Vandenberg. Wiedziałyście, że zaklęcia rzucone zbyt wcześnie mogą zdać się na nic — co z tego, że chociaż częściowo by was to spowolniło, jeśli zaraz potem znów nabrałybyście szybkości, lecąc w dół. Musiałyście poczekać na odpowiedni moment — moment, który nadszedł wkrótce. Na znak Lyry zdecydowałyście się wypowiadać niczym mantrę słowo Ventus, a wiatr się wzmagał. Poczułyście uderzenie. Jedno, drugie, być może trzecie — wszystko zlewało się w jedną całość — igły na twarzy, znacznie silniejsze niż te poprzednie. Coś powstrzymywało wasze ciała przed leceniem dalej, coś jakby chciało spowolnić je — unieść niczym na poduszce w górę, pozwolić wam odpocząć. Nie zatrzymałyście się całkowicie, leciałyście ze zbyt dużą prędkością, a drobne ciała nie były w stanie stawiać oporu powietrzu, ale siła, która odpychała was od oceanu, była potężna. Kolejna sekunda — woda się przybliżała. Kolejna sekunda — fale zaczynały być coraz bardziej szczegółowe, niemal dostrzegałyście już ich wzburzenie. Kolejna sekunda — plaża z tej odległości wyglądała niczym biała nitka położona na horyzoncie, czerwona mgła była gdzieś daleko. Kolejna sekunda — należało złapać głęboki oddech. Kolejna sekunda — należało przygotować się na szok termiczny. Kolejna sekunda — byłyście coraz bliżej. W wodę uderzyłyście z dużą siłą. Na całej skórze mogłyście poczuć pieczenie, ból na krótki moment łaknący wydostać się na zewnątrz z krzykiem, ale... Ale bolało bardziej. Zanurkowałyście głęboko, siła z jaką wpadłyście do wody, przypominała skok z najwyższej trampoliny na basenie i to w wyjątkowo nieporadny sposób, ale... żyłyście. Gdy pod taflą zimnego oceanu otworzyłyście oczy, mogłyście dostrzec siebie nawzajem, tuż obok — w wyniku uderzenia musiałyście puścić się, ale i tak pozostawałyście dość blisko — wystarczająco, aby słyszeć się nawzajem. Kolejna sekunda — Lyra twoje spodnie rozerwały się w szwie, nie były w stanie powstrzymać złączającego się ze sobą ciała, które przybierało łuski. Pęknięcie w biodrach zerwało dżinsy, które popłynęły w głąb oceanu. Lotte twoja spódniczka zareagowała podobnie, ogon był znacznie szerszy niż szczupłe kobiece biodra, a nawet rozciągliwy materiał nie był w stanie wytrzymać narastających w nich łusek. Wasze ogony wykształciły się poprawnie, na tym Lyry Lotte mogłaś dostrzec kilka brakujących łusek — a może tylko zdawało ci się, nie miałaś czasu, żeby teraz się na tym skupić. Kolorowe łuski pobłyskiwały w resztkach słońca wpadających do oceanu, jego drobinki mieniły się w prądach wodnych, jakie wywołałyście swoim uderzeniem. W końcu byłyście w swoim środowisku. Daleko od Anioła, daleko od dzieci, daleko od mgły. Same na otwartym morzu, uratowane własnym sprytem i szybką reakcją. W końcu byłyście bezpieczne. Xiulan i Vincent Znaleźliście się bez problemu. Zmierzanie w swoją stronę i nierozdzielanie się wydawało się najsensowniejszym, co mogła zrobić dwójka zagubionych ludzi w nieprzyjaznym środowisku. Nie mogliście mieć pojęcia czy coś nie czyha tuż obok — mgła tak mocno utrudniała widoczność, że oddzielenie jej od was graniczyło z cudem. Smak metalu na języku był wyraźniejszy, mogliście mieć wrażenie, jak właściwie przeżera się przez was, chociaż oprócz nieprzyjemnego uczucia w kubkach smakowych, nie wywołało to na waszych ciałach żadnego dodatkowego efektu. Przypatrywanie się białemu punktowi gdzieś w tle wydawało ci się Vincencie dobrym pomysłem, był on jedyną wyróżniającą się na jednolitym tle rzeczą. Rzucony wprawnie czar, który przywołał wiatr, na krótki moment wytworzył przed wami korytarz. Nie trwał on długo, ale był wystarczający, byście wyraźniej dostrzegli drogę prowadzącą do przodu — wprost do tego punktu. Mgła odchyliła się, ale pozostawiła za sobą taką samą pustkę, jakiej doświadczaliście jeszcze przed chwilą, gdy niczym grom z jasnego nieba — przed wami zjawił się Anioł. Teraz w samotności miejsce to wydawało się puste, wasze towarzyski zostały zabrane i nie mieliście pojęcia, co się z nimi stało, a także — czy nie będziecie następni, jeśli tylko zdecyduje się po was wrócić. Xiulan, twój czar rozszedł się po okolicy, ale nie napotkał na żadną ścianę. Mgła wyraźnie nie stanowiła formy stałej, nie była zbudowana z muru, tak więc podobny czar nie miał gdzie uformować się, aby odsłonić przed tobą tajemnice. Byliście zdani tylko na swoje instynkty. Wyobrażenie o tym, że mogliście utknąć tu na całą wieczność — a przynajmniej do momentu, w którym ktoś was tu nie znajdzie — wydawało się przytłaczające. Mieliście jednak w tej czerwieni biały punkt, do którego byliście w stanie zmierzać, nawet jeśli miało to zająć czas. Kolejny czar — Viam Revelare — nie odsłonił żadnego tajnego przejścia. Było już ewidentne, od blisko kilkunastu, albo kilkudziesięciu minut, albo nawet godzin (czas płynął tu dziwnie), że ten czar nie odsłoni przed wami nic, nie musieliście próbować ponownie. Ósma tura: Xiulan, czar Quadruplator działa na ściany, nie na mgłę. Dodatkowo przypominam, że dodatni modyfikator nie wyklucza możliwości wyrzucenia na kości wyniku 1. Wykonałam za Ciebie rzut i czar był udany. Lotte i Lyro, wpadłyście do wody. Możecie bez problemu widzieć siebie w przemienionej formie, a także rozmawiać ze sobą (chociaż głos może być odrobinę zniekształcony) i czarować. Wasze punkty życia rosną o 20 w związku ze znalezieniem się w akwenie wodnym. Otrzymujecie też 20 pż P za silne uderzenie w taflę wody. Jeśli chcecie zmierzać w stronę plaży, zajmie wam to dwie akcje. Jeśli chcecie chwycić rzeczy, które wypadły z waszych rozerwanych ubrań — powinnyście poświęcić na to akcję, nie ma potrzeby rzutu kością. Każda z was akcją może złapać tylko należące do siebie rzeczy. Nie ma już potrzeby rzutu na siłę woli. Punkty życia: Lotte Overtone 116/161 (141+20) (-5 W duszenie, -20 P) Lyra Vandenberg 133/173 (153+20) (-20 P) Vincent Sdunk 142/146 (-4 M) Xiulan Yimu 235/157 (-13 M)
Czas na odpis do 17.04 (poniedziałek) do 23:59. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
Nie miała czasu, aby pomyśleć. Gdyby miała, to pomyślała jak nieprawdopodobne, pojebane i niebezpieczne to wszystko było. Ale nie miała. Zamiast tego całe swoje skupienie przelała w rzucanie zaklęcia — w mocny uścisk nadgarstków Lotte. Chociaż bała się jak nigdy jeszcze dotychczas, to spojrzała w dół, musiała wiedzieć, gdy był odpowiedni moment na rzucenie zaklęcia. Obecność dziewczyny jednak dodawała jej otuchy; poczucie, że może być ktoś, kto boi się bardziej niż ona, dodawało jej odwagi. Początkowa chęć pomocy wywodząca się z nadziei, na późniejszą przysługę, przemieniła się w coś szczerego. Naprawdę chciała, by im obu się udało. Naprawdę chciała, aby Lotte była bezpieczna. O upadku, jak zazwyczaj to bywa, świadczył ból. Piekący ból całego ciała, gdy przekroczyły powietrze, uderzając w twardą taflę wody. Ból jednak przyjęła niemal z ulgą — ból oznaczał, że żyje. Chwilowa dezorientacja, jednak środowisko morskie było jej dobrze znajome. Zgubiła gdzieś dotyk Lotte, ale otwierając oczy, zobaczyła ją bez trudu. Czuła, jak ciało się zmienia — znajome uczucie, szybko pożegnała się z materiałem spodni czy bielizny, niedługo potem znajdując się głęboko w oceanie z ogonem. Lotte tak samo. Najbardziej naturalną reakcją było wybuchnięcie histerycznym śmiechem, stłumionym przez wodę. Jedyna godna odpowiedź, na to wszystko. Ktoś kiedyś zapytał ją, czy bolało, jak spadła z nieba. Teraz będzie mogła ze stuprocentową pewnością stwierdzić: Tak. Bolało. — Ładny ogon — skomentowała, widząc połysk jej srebrnych łusek. Syrena u Overtonów, ciekawe, skomentowała już w myślach, nie chcąc, aby Lotte czuła się zbyt odkryta. Jej głos był nieco zniekształcony, ale słyszalny. Panna Overtone nie powinna mieć większych problemów ze zrozumieniem. — Wszystko w porządku? Jak się czujesz? Zakładała, że podobnie jak ona. Obolała, ale szczęśliwa (i zdumiona), że żyje. Rozmowa musiała jednak poczekać, bo chociaż spodni było szkoda, to niespecjalnie jej się do czegoś przydadzą, aczkolwiek znajdujący się w kieszeni scyzoryk — już tak. Podpłynęła do materiału powolnie unoszącego się w wodzie, chudą dłonią docierając do kieszeni i już po chwili odzyskała swoją własność. Scyzoryk wraz z kluczykami do samochodu znalazł się w jej dłoni, resztę rzeczy mogła spokojnie porzucić. Zwróciła się tułowiem ponownie do Lotte. Chociaż pływanie w wierzchniej części odzieży nie było specjalnie wygodne, to zdecydowała się nie ściągać ani kurtki, ani wszystkiego innego, co miała pod spodem z prostej przyczyny — gdy już wyjdą, wypadałoby coś, chociaż na sobie mieć. W samochodzie czekały na nią ubrania na przebranie. Był to dobry kierunek do obrania. — Mam samochód — powiedziała tonem sugerującym, że jest to propozycja. Kolejna oferta pomocy dzisiaj w stronę Lotte. — Wypłyńmy tylko z daleka od tej przeklętej mgły, nie mam zamiaru przezywać tego znowu — dodała. Zamknęła oczy, próbując przypomnieć sobie, z której strony migała im plaża, gdy spadały. Potem spojrzała w górę, zastanawiając się, czy nie lepiej byłoby dla pewności, chociaż na chwilę się wynurzyć i zobaczyć, jaki kierunek najlepiej jest obrać. — Poczekaj tutaj — powiedziała, machając ogonem w kierunku powierzchni. Wynurzyła ledwo głowę — więcej nie było konieczne, aby dostrzec malującą się na horyzoncie plażę. Zanotowała odpowiedni kierunek i czym prędzej powróciła do Lotte, ogonem chlapiąc lekko wodę przy ponownym zanurzeniu. — Musimy płynąć tam — wskazała ręką odpowiedni kierunek. — Więc... chyba nie muszę tego mówić, ale twój sekret jest bezpieczny, tak długo, jak mój pozostanie. Nie była to groźba. Nie miała zamiaru zdradzać tożsamości żadnej syreny, wiedząc doskonale, jak śmiertelne w skutkach mogło to być. Musiała się jednak upewnić, że Lotte ma na to podobny pogląd. Lyra w końcu była gotowa ryzykować swoim sekretem, aby jej pomóc. Gdyby Lotte była zwyczajną czarownicą, Lyra pomogłaby jej dotrzeć bezpiecznie na brzeg. Dobrze, że holowanie nie było konieczne. Płynąc zerkała co chwilę na Lotte, aby upewnić się, że pacha płetwą tuż obok niej. |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Lotte Overtone
W spadaniu tkwiło coś szczególnego. Może świadomość, iż wszelkie błędy oraz porażki, szanse i nadzieje pozostawiła za sobą. A może to, że jak mocno niemożliwym było to, co je spotkało, jak bardzo niewiarygodnie, głupio, dziwnie, cudacznie wyglądały ostatnie godziny, tak nic nie było bardziej szaleńczego niż właśnie to. Jeden desperacki gest, wiara oraz gorycz splecione ze sobą uściskiem. Całkowity upadek. Czy ci o złotej krwi też to czuli w momencie, gdy postanowili porzucić niebiańską ostoję? Czy ich włosy szarpał wiatr, śmiejąc się świstem do ucha? Czy drobiny zimna raniły ich skórę, jak tysiące igieł bezlitosnych? Czy szron osiadał na ich rzęsach, ustach, czy łzy płynęły gęsto po policzkach? Czy ich głos również drżał? Czy tkwiła w nich również ufność, że mimo wszystko to przetrwają? Oczy mają problem z otwarciem, zaklęcie dobywa się spomiędzy warg rozpaczliwie i wszystko w Lotte krzyczy, wyje, wydaje z siebie ryk potworny, że ona nie godzi się na taki koniec, że nie tak ma być. Nie w głowie jej spozieranie do góry, nie widzi więc Anioła co wskazuje na nich paluchem, ni ciemna czupryna Lyry nie przyciąga wzroku. Jest tylko gromadząca się wilgoć, mocny uścisk na nadgarstkach i potrzeba bycia w jednym kawałku. Skupia się za czarach, na tym, żeby powietrze powstrzymało ich ciężar przed skręceniem karku w zetknięciu się z taflą. Słone wody przyjmują je jednak w swoje ramiona niczym stęskniona matka, boleśnie otaczająca ramionami swe pociechy. Nabiera oddechu, odchyla się w całkowitym zaskoczeniu. Czując jak każdy fragment, każdy kawałek składający się na blondyneczkę mrowi, pulsuje tępym bólem, nim skrzela zaczną pracować, zanim żywotność oceanu napełni wnętrze wigorem. Białka nabiegają krwią, żyły wokół oczodołów napinają się wyraźnie, ich błękit w półmroku jest ciemniejszy niż w rzeczywistości. Chociaż promienie słońca przebijają się przez prądy, skrzą się promieniście, tak źrenice rozszerzają się instynktownie czyniąc z szarości tęczówek jedynie cienkie pierścienie. Przez chwilę, jedno uderzenie serca, Overtone zamiera. Jak zwierzę, które wyskoczyło wprost przed nadjeżdżające światło. Zawsze tkwił w niej ten lęk, że ktoś się dowie, że pojmie czym tak naprawdę jest i wydawało się, że oto jej sekret wyszedł na jaw. A potem było pęknięcie. Zarówno materiał spodni, jak i jej własna spódniczka pękają. Dziewczątko może dostrzec nie tylko srebro własnych łusek, tak ślicznie stojące na tle jej złotych loków, kiedy podobny odcieniem ogon pojawia się miast nóg Vandenberg. — Och... — idealnie wypielęgnowane brwi marszczą się delikatnie, usteczka wydymają się dosyć krytycznie. Czyli nie miał na myśli mniejszości azjatyckiej, pomyślała mimowolnie. Pozostała dwójka prawdopodobnie również była odmieńcami, chociaż ich tożsamości nie znała w żaden sposób. Cóż, to nie był już jej problem. Właśnie przeżyła upadek z ogromnej wysokości, martwienie się kimkolwiek innym w tym wypadku byłoby skrajną głupotą — Potrzebuję się czegoś napić. Mocnego — przyznaje, ignorując wzmiankę o ogonie. Jest bardzo niekomfortowo. Pomijając ból kości oczywiście. Nie nawykła do przebywania w towarzystwie syren innych, niż jej ojciec, chociaż to, kim była nie powinno wzbudzać aż takiego zaskoczenia. Od dawna krążyła fama, że Overtonowie z syrenami się bratają. Siłą rzeczy któraś musiała kryć się w ich szeregach — A ty? — pyta, bo wzajemnie uratowały sobie życie i jeśli to w pokrętny sposób ich ze sobą nie wiąże, to nie wie, co bardziej by mogło. Potrząsa głową, sprawdzając, upewniając się, czy na początku przewieszona przez pierś torebka nadal się trzyma, oraz czy jej zawartość nadal jest w tym samym miejscu. Jeśli nie daj Lilith coś wypadło, tak zamierzała to pozbierać, dbając szczególnie, żeby athame oraz butelka z czasem były bezpieczne. Następnie popłynęła do resztek po spódnicy, chcąc złapać większe płaty materiału. Jeśli miała wyjść na plażę, to chociaż chciałaby się czymś zakryć, zamiast świecić pośladkami oraz miejscami intymnymi. Jane Fonda działała cuda jeśli chodzi o tyłek, ale Lottie była z Kręgu, musiała więc jako taką reputację utrzymać. — Tak, wynośmy się stąd. Wydaje mi się, że wystarczy nam na dziś wrażeń — zgadza się, czując jak ramiona z lekka jej w uldze opadają. Brunetka miała samochód, aktorka nawet nie chciała sobie wyobrażać, w jaki sposób miałaby wrócić do domu w takim stanie. Mimo wszystko los był dla niej łaskawy, albo towarzysząca jej kobieta. Wydała z siebie tylko potwierdzające mruczenie, kiedy Lyra zaoferowała się wyjrzeć. Charlotte nie chciała się jeszcze wynurzać, czuła się wreszcie bezpiecznie, chociaż nigdy nie sądziła, że przebywanie z daleka od przystojniaków, kiedykolwiek by ją cieszyła. — Pewne kwestie powinny zostać tajemnicą — zgadza się, powstrzymując się przed przewróceniem oczami. Nie miała aż tak długiego języka, plus za bardzo by się narażała na niebezpieczeństwo. Ba. Nawet teraz ryzykowała zbyt wiele, nawet jeśli obie cierpiały na tę samą przypadłość. A jednak i tak miała wrażenie, że to ona ryzykuje więcej. Nie odzywając się więcej, uderzyła płetwą, pozwalając nieść się prądom, kojącej ciszy oceanu, płynęła obok drugiej syreny, kierując się we wskazaną przez dziewczynę stronę. Ku brzegowi. |
Wiek : 21
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : Debiutantka w rodzinnym teatrze
Xiulan Yimu
-Jesteś cały? rzuciła dp Vincenta, jak tylko udało się im do siebie dotrzeć. Był jedyną osobą wokół, co oznacza, że był jedyną osobą, na której można było polegać obecnie. Mgła przywodziła na myśl najgorsze skojrzenia, opcji było tak wiele. Coś mogło z niej wyskoczyć, sama mgła mogła ich otruć, ta teoria była wzmacniana w głowie Xiulan przez metaliczny posmak na języku, który nir zwiastował nic dobrego, równie dobrze mógł być oznaką zatrucia. Niemniej dopóki może się poruszać i oddychać to nie będzie tak źle. Mgła mogła też ich zmiażdżyć, jakkolwiek głupio to nie zabrzmi, albo sprawić, że utkną w tej dziwnej czasoprzestrzeni na zawsze. Możliwości dla anielskiej magii zapewne było nieskończenie dużo, lepiej byłoby się nad tym nie zastanawiać. Mgła była na tyle gęsta, niespotykanie gęsta, przynajmniej ona do tej pory nie widziała czegoś takiego. Dlatego spróbowała czaru, który pasowałby do ścian. Lecz ten czar nic nie odkrył. Tak samo zresztą jak drugi, który miał odkryć jakieś tajemne przejście. Uważała, że musi być jakieś wejście i wyjście stąd, niestety nic się nie stało. Nic się nie udało, co powodowało frustrację, oraz uczucie uciekającego czasu, szczególnie w obliczu słów Lilith. Jednak najwyraźniej magia angielska była daleko poza jej zasięgiem. Czy zostało coś innego poza podążaniem za tajemniczym punktem? Jak dla niej w obecnej sytuacji, coś tak bardzo podane na tacy, wręcz krzyczało, że to pułapka i powinno się podążać w odwrotnym kierunku. Jednak wygląda na to, że ich ruchy zostały ograniczone do pozostania we mgle albo poruszaniu się w kierunku punktu. -Chyba nie mamy wyjścia, tylko podążyć za punktem. Ale nie podoba mi się to ani trochę! rzuciła, wzięła głęboki i po prostu ruszyła w kierunku punktu, z jak najgorszymi przeczuciami. |
Wiek : 32
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Maywater
Lotte i Lyra Trzask pękającego na rozszerzających się biodrach materiału był głuchy w wodzie. Słyszałyście jedynie jej prąd i własny głos, odrobinę zniekształcony, ale dalej zrozumiały. Dwa odsłonione przed sobą ogony i wyjawienie przed towarzyszką sekretu mogło wydawać się niczym wielkim w porównaniu z konsekwencjami mogącymi płynąć z uderzenia o wodę albo, o zgrozo, zostania tam na górze. Lyro, bez trudu złapałaś odpływające od ciebie rzeczy. Zapalniczka i papierosy miały zaśmiecić ocean, przynajmniej do momentu, w którym się w nim nie rozłożą, ale prawda była taka, że i tak nie zdałyby się już do użycia. Podobnie jak twój puder kompaktowy i guma do żucia, Lotte, bezpieczny w przerzuconej przez ramię torebce. Rolki dolarów jeszcze można było jakoś uratować, o ile nie przedrą się i rozłożysz je do wyschnięcia. Mogłyście swobodnie płynąć do plaży, po drodze mijając kawałki wodorostów i wpatrujących się w was z zaciekawieniem ryb. Im bliżej brzegu byłyście, tym lepiej widziałyście dno tego akwenu, tak spokojne, jak gdyby zupełnie nie zauważało wydarzeń mających miejsce tuż obok. Gdzieś po piasku poruszał się krab, a może homar, a może to była wyjątkowo duża krewetka? Nie miało to znaczenia — żył — tak samo, jak wy. Uderzyłyście w wodę daleko od plaży, dopłynięcie do niej kosztowało was kilka minut, ale ostatecznie byłyście coraz bliżej. Od miejsca, w którym miałyście wypłynąć, droga do samochodu powinna być szybka — przejście przez pustą o tej porze roku plażę, wyłożoną kamieniami ścieżką (podobno peeling stóp bywa przyjemny, ale nie ten) i tuż obok na parkingu miał czekać na was samochód Lyry. Panno Vanderberg, w bagażniku dalej miałaś ubrania na przebranie — przynajmniej ty mogłaś swobodnie wrócić do domu. Panna Overtone była w trudniejszej sytuacji, choć dobre serce nowej znajomej mogło ją uratować. Gdy wypłynęłyście na powierzchnie, mgła znajdywała się jakieś 500-600 metrów od was. Dalej czerwona, dalej ciężka. Mogłyście obserwować ją z boku, wyglądała niczym zawieszona na plaży i nad znaczną (około 40 metrów wgłąb) częścią wody wata cukrowa — truskawkowa, malinowa, wiśniowa — wiedziałyście, że nie taki ma smak. Miała smak krwi, a w niej być może dalej tkwili Wasi wcześniejsi towarzysze. Wiedziałyście jednak, że skoro wydostanie się z niej, nie było możliwe, poprzez zwykłe przejście w bok, tak i wam trudno by było do niej wrócić. Tu byłyście bezpieczne — co najwyżej mewy śmiały się z waszych nagich pośladków. Lotte, twoje futro zostało gdzieś we mgle i już nigdy nie miałaś go znaleźć. Scyzoryk, który tam miałaś — również przepadł. Gdy jednak wynurzałaś się z wody, zauważyłaś na piasku drobny przedmiot, zapewne wyrzucony tam przez falę. Mały nożyk sprężynowy ze złotą rączką. Był misternie wykonany, a na jego powierzchni znajdywały się ładne roślinne zdobienia. Być może służył komuś do cięcia kwiatów lub otwierania listów, ale na pewno miał jakąś wartość. Jeśli zdecydowałyście się wrócić do miasta, to wydawało się pogrążone w swego rodzaju ciszy, która brzmiała niczym cisza przed burzą. Tłum jednak nie biegał w tę i nazad, raczej było go na ulicach mniej niż zazwyczaj o tej porze. Ludzie jakby schowali się w domu. W miarę drogi mogłyście jednak zauważyć, jak zmienia się kolor chmury. Z czerwonego, do którego byłyście przyzwyczajone z rana, przybierał barwy bledsze, jakby ta zamierzała wrócić do swojej oryginalnej formy. Działo się to wolno, ale zauważalnie. Na niebie dostrzegłyście jeszcze jedną dziwną rzecz, chociaż w zdarzeniach dzisiejszych była ona tylko kolejną zagadką. Z chmury, niczym kometa płynąca po niebie, wyleciał jasny punkt, spadający gdzieś z wysokości Maywater prosto nad Saint Fall aż dalej w okolice Wallow. Nie wywołał grzmotu. Po prostu zniknął gdzieś na horyzoncie. Xiulan i Vincent Utknęliście we mgle, z której w żaden sposób nie dało się wyjść. Podążanie za jasnym punkcikiem było jedyną opcją różną od poruszania się na oślep. Wybór strony nie miał tu znaczenia, mogliście uświadomić sobie, że tkwicie w pułapce i tylko jeden punkt na horyzoncie jakkolwiek się wyróżniał. Pójście w jego stronę miało być więc dobrym pomysłem, na co zdecydowałaś się ty Xiulan. Musiałaś zadbać o siebie, przeżyć to wszystko, co miało dziś miejsce, odetchnąć. Chociaż wokół rozpościerały się barwy czerwieni, nikt się nie odezwał, nikt was nie atakował. Vincencie, ty nie ruszyłeś z miejsca. Być może zainteresowało cię we mgle coś, a być może potrzebowałeś dla siebie chwili — Xiulan ruszyła przodem. Panno Yimu, stopniowo zbliżałaś się do jasnego punkciku, który z każdym krokiem stawał się tylko nieznacznie większy. Zagubienie i brak punktów odniesień zaskoczył cię w momencie, gdy wydawało się, że jesteś od niego daleko, a tymczasem, jakby nagle, ten okazał się po prostu drobny. Wyraźnie dostrzegłaś, że było to pióro. Jedno pióro. Było większe niż te, które gubią mewy, bardziej przypominało takie, które mogłoby wypaść ze skrzydeł anielskich, a przecież jednego przedstawiciela tego gatunku spotkałaś całkiem niedawno, porwał on twoją towarzyszkę z Kowenu. Lilith odzywając się do ciebie wcześniej w kilku słowach, dała ci jasny sygnał — należało się stąd wydostać. Pióro było ostre... Było to widać po jego krawędziach. Gdy wykonałaś kolejny krok, to jakby poruszyło się drobnymi drganiami podłoża i opadło miękko na ziemie, wprawnym ruchem rozcinając mgłę, do której było przyklejone, niczym lekką tkaninę. W szparze w tej mgle dostrzegłaś światło dzienne, a za nim ocean. Jeśli tylko zdecydowałaś się przejść przez nie, chociaż wyjrzeć głową w dół — mogłaś zobaczyć ciągnący się pod nogami ocean. To było tak proste. Wystarczyło skoczyć, w dół było może pół metra. Obok nie było plaży, wydawało się, że mgła zawisła nad oceanem, ale przecież tobie nie powinno to przeszkadzać — z uderzeniem w wodę twoje nogi przemieniłyby się w ogon. Pióro odpłynęło gdzieś dalej. Wystarczyło skoczyć. Jeśli to zrobiłaś i odpłynęłaś od mgły na kilkanaście metrów, po czym spojrzałaś w jej stronę, mogłaś dostrzec, że ten kawałek chmury, w którym jeszcze przed chwilą tkwiłaś, był niczym klatka. Wisiał około 40 metrów od plaży i pokrywał też jej część. Mogłaś odpłynąć nieco w bok, to wystarczyłoby, żebyś znalazła tor prowadzący na plażę, a następnie mogła uciec z tego miejsca. Wszystko to, co miałaś ubrane od pasa w dół, nie było w stanie przetrwać, jeśli twoja skora rozszerzała się i pokrywała łuskami. Złapanie przedmiotów, jakie przy sobie miałaś w ręce, powinno jednak wystarczyć. Jeśli uwolniłaś się z jednej pułapki — pozostawało drugie pytanie — jak dotrzesz do domu? Na szczęście mieszkałaś niedaleko, być może należało płynąć tak długo, aż znajdziesz widniejącą przy plaży willę, dzięki czemu nikt nie oglądałby się na twoje nagie pośladki. Vincencie, ty wciąż tkwiłeś we mgle, chociaż widziałeś, jak coś rozcina jej pasmo, a przez nie wlatuje światło dzienne, niczym zza zasłony. Dziewiąta i ostatnia tura: Lyro i Lotte, Mistrz Gry bardzo dziękuje Wam za grę, sprawne odpisy i kreatywność! Xiulan, Tobie również, jeśli zdecydujesz się przejść przez rozcięcie we mgle - wprost do oceanu (w innym wypadku nie jest to Twoja ostatnia tura). Vincencie, Ty dalej jesteś we mgle, co oznacza, że wydarzenie trwa, chociaż jego czas może się kończyć. Lyro i Lotte, a także Xiulan (jeśli zdecydujesz się wyjść z mgły) - macie teraz czas na opisanie wszystkich działań, jakie wasze postacie podjęły w ciągu około godziny-dwóch od mojego posta. Zaznaczcie wyraźnie jakie były wasze dalsze kroki, czy udaliście się do szpitala, czy z kimś się kontaktowaliście, czy uciekliście z tego miejsca, czy próbowaliście kogoś powiadomić itp. Możecie używać NPC z dowolnej komórki Kościoła (Czarna Gwardia, kapłani, szkółka kościelna), służb miasta (policja, szpital, straż pożarna, ratusz), Kręgu (nestorzy rodzin). Jeśli się na to zdecydujecie, nie określajcie ich reakcji, tylko swoje akcje. Dla wspólnej wygody proszę o podsumowanie podjętych akcji w adnotacji na dole posta. Nie ma ograniczenia co do ilości podjętych akcji, ale proszę o rozsądek względem czasu ich trwania - macie tylko 1-2 godziny. Proszę też o pamiętanie, że jesteście mokrzy i nie macie butów. Wszystkie wasze działania i kwestie techniczne zostaną przeze mnie podsumowane w kolejnym poście, który będzie oficjalnym zakończeniem 1. części wydarzenia. Do tej pory proszę Was o niepodejmowanie wątków mających miejsce później dnia 26.02.1985. W tym momencie możecie już dokonywać rozwoju postaci, zakupów i rzemiosła, które będziecie mogli wykorzystać w 2. części wydarzenia. Ewentualne rzemiosło albo zakupy nie muszą być wykonane w trakcie dwóch godzin określonych przeze mnie wyżej, fabularnie mogło to odbyć się wcześniej. Przypominam, że zgodnie z ogłoszeniem w temacie wydarzenia, na 2. część wydarzenia obowiązują zapisy. Lotte, chociaż zgubiłaś scyzoryk, na plaży mogłaś znaleźć opisany przeze mnie w fabularnej części posta nożyk. Jeśli zdecydujesz się go podnieść, proszę o wyraźne zaznaczenie tego w poście. Punkty życia: Lotte Overtone 116/161 (141+20) (-5 W duszenie, -20 P) Lyra Vandenberg 133/173 (153+20) (-20 P) Vincent Sdunk 142/146 (-4 M) Xiulan Yimu 235/157 (-13 M)
Czas na odpis do 24.04 (poniedziałek) do 20:00. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Xiulan Yimu
Podążanie za jasnym punktem, chociaż nie było czymś co by się Xiulan szczególnie podobało, nie ufała wszak już niczemu co tutaj się działo, było jedynym co można było zrobić, żadne wcześniejsze działania nie dawały żadnych rezultatów. Zaciskając zęby ruszyła więc za jasnym punktem. Okazało się, że mgła zaburzała również poczucie odległości, bowiem punkt, który okazał się być piórem spadł prawie dosłownie jej pod nogi. Pióro tego skurwysyna, który chciał ich wszystkich pozabijać. Przez moment myślała, że to samo pióro może ją uszkodzić, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Vincent nie zareagował na jej wołanie, postanowiła więc ruszyć sama przed siebie. Lilith wyraźnie mówiła, że trzeba się stąd wydostać, więc to właśnie trzeba było zrobić. Jak tylko się poruszyła, okazało się, że pióro było tym co skutecznie rozcina mgłę. Oczywiście, że wystawiła głowę przez powstały otwór. Chciała się w końcu stąd wydostać. Jej oczami ukazał się ocean, którego szukała od samego początku. Westchnęła, docisnęła torebkę, zdjęła szybko spodnie, które wcisnęła pod drugą pachę i po prostu skoczyła. Kiedy spojrzała do góry za siebie, zobaczyła, że mgła przypominała klatkę zawieszoną teraz bezpośrednio nad oceanem. Nie poczuli nawet jak się w niej przemieszczają. Najważniejsze, że była teraz w swoim środowisku, spojrzała na wodę i zobaczyła swój mienący się łuskami ogon i po raz pierwszy od dłuższego czasu się uśmiechnęła. W końcu poczuła się lepiej. Dobrze, że byli z daleka od plaży, mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś ich zauważy. Mogła mieć tylko nadzieję, że dwie porwane przez anioła kobiety są nadal w jednym kawałku. Skierowała się w kierunku swojego domu, na szczęście mieszkała niedaleko. Upewniwszy się, że nikogo nie ma w zasięgu wzroku ani słuchu wyszła z wody i przekroczyła próg własnego domu. Przebrała się i pierwsze co zrobiła to udała się do Kowenu Nocy by opowiedzieć ze szczegółami wszystko co się stało, również o Lyrze w końcu nie wiedziała czy dalej jest w jednym kawałku. Kolejnym krokiem był telefon do nestora własnej rodziny Yimu by opowiedzieć co się stało i przekzał to dalej. Na koniec wsiadła w samochód i ruszyła do szpitala, chciała by ją przebadali czy wszystko z nią w porządku, wymyśliła więc jakiś powód by zabrali ją na badania. Podjęte działania: - Poinformowanie Kowenu Nocy - Poinformowanie nestora własnego rodu Yimu - Udanie się do szpitala na badania i ewentualne leczenie |
Wiek : 32
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Maywater
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
Woda była spokojna — cicha i kojąca, a wędrówka przyjemną odskocznią od intensywności wydarzeń. Nie mówiła za wiele, wykorzystując ten moment, aby ułożyć w swojej pamięci to, co się tutaj wydarzyło. Komu powinna powiedzieć najpierw? Pierwszym imieniem, jakie przyszło jej do głowy, była Teresa. Teresa zawsze wiedziała, co trzeba zrobić — do kogo z Kowenu się zwrócić, komu przysiąc skopanie dupy. Z każdym machnięciem ogona zbliżały się do celu, a dno stawało się lepiej widoczne. Rdzenni mieszkańcy wód zdawali się niespecjalnie przejmować ich obecnością. Lyra również nie miała w nawyku ich zaczepiania. Odzyskała nogi na płyciźnie, boleśnie przypominając sobie o drobnym fakcie — braku dolnej części ubioru, butów również. Westchnęła, naciągając mokrą koszulkę spod kurtki tak, aby chociaż trochę zakryć swoje dolne partie i zdecydowała się nie zerkać w stronę Lotte, aby zaoferować jej chociaż trochę prywatności. Syrenkowy kod, czy coś w tym rodzaju. — To niedaleko — zapewniła, zerkając nerwowo w stronę czerwonej mgły. Nawet nie miała zamiaru się tam zbliżać. Dotarły tam po krótkim, aczkolwiek niezbyt przyjemnym spacerze boso przez plażę. Chwilę jej zajęło otworzenie samochodu — w bagażniku czekała na nią torba z suchymi ubraniami i już miała się w nie przebrać, gdy spojrzała na przemokniętą towarzyszkę niedoli. Podała jej dużą, męską bluzę, która dla niej mogłaby być równie dobrze sukienką. — Masz, zakryj się przynajmniej tym. Sama przeszła na drugą stronę samochodu, dla chociaż iluzji prywatności, szybko zmieniając ubrania — sucha kurtka, suche spodnie i bielizna, a pod spodem sucha koszulka oraz (najważniejsze) suche buty. Sucha bluza złożona w ofierze dla panny Overtone — dałaby jej i bieliznę, ale ma ona napis na dupie "I wish you where here" i biorąc pod uwagę, że obie są w dość intymnej sytuacji, mogłoby to zostać opacznie zrozumiane. — Dokąd cię zawieźć? — spytała, starając się zachować spokój, jednak dłonie lekko drżały jej, gdy próbowała odpalić samochód. Myślała tylko o jednym, a właściwie, o trzech rzeczach. Teresa. Thea. Cecil. Te trzy imiona powtarzała jak mantrę, gdy jechała drogą do wyznaczonego przez Lotte celu. Wsunęła kasetę do radia, bo cisza zaczynała osiadać ciężko na masce, a jej niespecjalnie nowy samochód, mógłby tego ciężaru nie wytrzymać. Knockin' On Heaven's Door rozbrzmiało z głośników i gdy dotarły do niej słowa I feel I'm knockin', czym prędzej przełączyła na następny utwór. These Boots Are Made for Walkin' było równie okrutnym utworem, aczkolwiek możliwym do przeżycia. Wysadziła Lotte, jednak zanim ta zniknęła jej z pola widzenia, osunęła szybę w dół i powiedziała: — Trzymaj się i ten — zawahała się na chwilę. Wiedziały jednak o sobie już dość sporo. — w teatrze mają do mnie numer, gdybyś chciała kiedyś, wiesz, pogadać o tym, co się stało. Domyślała się, że Lotte nie miała zbyt wiele osób w swoim życiu, które przeżyły coś podobnego, a Lyra doskonale wiedziała, jak ciężkim ołowiem osiąść może na człowieku trauma. Następnym kierunkiem był dom. Ten prawdziwy, jedyny, do którego mogłaby chcieć wrócić. Jechała szybciej, niż powinna, pędząc przez opustoszałe drogi. Rozglądała się, szukała oznak życia lub jego końca, aż wreszcie ze świstem opon zaparkowała pod mieszkaniem na Sonk Road. Wbiegła po schodach niemal dwa razy szybciej, niż zdrowy rozsądek by na to zasługiwał, jednak w mieszkaniu nie było nikogo. Z każdym kolejnym, pustym pokojem wpadała w coraz większą panikę, ostatecznie niemal rzucając się w stronę telefonu, by zadzwonić do Thei. Upewnić się, że żyje. Wtedy jednak usłyszała przekręcanie zamka i zobaczyła Teresę. Żywą, z jakiegoś powodu spaloną, Teresę. Tkwiły w uścisku długo, nim któraś z nich przemówiła. Bez znaczenia, która pierwsza — Lyra powiedziała jej wszystko (z pominięciem sekretu Lotte), co przydarzyło się w Zatoce; o mgle, o dzieciach, o Aniele, o niespodziewanej relokacji do nieba i bolesnym upadku w dół. Potem zrobiła to, co każda rozsądna osoba, która właśnie spadła z nieba — wyciągnęła paczkę fajek z pokoju i poszła zapalić. Jedną, drugą, trzecią, aż wreszcie zabrała się za kolejną, rozsądną rzecz. — Sanaossa — wypowiedziała cicho w swoją stronę, próbując chociaż trochę uleczyć się z poniesionych ran. Patrzyła, jak Teresa wychodzi z mieszkania, by spotkać się z Zugo i w ostatnim momencie zdecydowała się ruszyć w ślad za nią. — Zawiozę cię — powiedziała jedynie, dotrzymując jej kroku na klatce schodowej. W wolnym tłumaczeniu? Nigdy więcej nie spuszczę cię kurwa z oka, Fogarty. Legenda działań: Odwiozła Lotte do miejsca, gdzie Lotte chce dotrzeć, następnie wróciła do mieszkania Fogartych. Tam spotkała Teresę, opowiedziała jej o wydarzeniach, zapaliła fajkę, rzuciła zaklęcie Sanaossa (rzut na zaklęcie: 98), po czym odwiozła Teresę do Zuge i wraz z nią się tam znajduje. W świeżych, suchych ubraniach (i butach też!). |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Lotte Overtone
Ocean wziął ją w ramiona, niczym matka stęskniona za ciałem swojej pociechy. Morska toń czułym dotykiem otuliła zmęczone ciało, stłumiła ból, który jawił się teraz jako ćmienie, choć jeśli zwróciłaby na nie uwagę bardziej, tak łzy raz jeszcze popłynęłyby z przekrwionych oczu, a drobna sylwetka skuliła się wraz ze srebrzystym ogonem. Nie zasłużyła na to. Żadne z nich nie zasłużyło, ale syrenka była pewna, że na te wszystkie okropności jej należało się jak najmniej cierpienia. A tak została okradziona, jej futerko razem z nożykiem zniknęło, została nazwana bestią — najwyraźniej fakt, że mniejszość azjatycka przeszkadzała aniołowi najmniej stopniowo zaczął do niej docierać — była duszona, obrażana, porwana i jeszcze ten...ten brutal przechwalał się swoim wstrętnym ojcem, jakby to były zawody w mierzeniu swoich...a ona nawet nic takiego nie miała! Co za podłość. Chciałaby siąknąć nosem, ale to skrzela odpowiadały teraz za oddychanie, a poza tym nie zamierzała się rozpłakać przy brunetce. Była Overtonem, musiała mieć swoją godność. Chociaż nie sądziła, że ją zachowa biorąc pod uwagę, że na lądzie dolna część jej urokliwego ciała będzie z pewnością naga. Być może pochwycone fragmenty spódnicy zapewnią jako taką ochronę, mogła się tylko cieszyć, iż torebka była cała i zdrowa. Lubiła ją. Swoje futro również, ale mimo wszystko. Toń przecinała sprawnie, płetwa poruszała się tak naturalnie, iż tylko ból po zderzeniu się z taflą oraz resztki opanowania sprawiły, iż nie obracała się wokół własnej osi, nie wykonywała fikołków, bądź nie robiła śmiesznych min względem zaciekawionych ryb. Kąpiele, chociaż naznaczone lękiem, tak zawsze sprawiały jej ogrom frajdy, możliwość poczucia się wolnym w momencie, gdy pęta dobrych manier zaciskały się na cienkich nadgarstkach oraz szczupłych kostkach. Brzeg zdawał się coraz bliżej, krewetkohomarorak uniósł swoje szczypce na powitanie, a chłód powietrza niemal dech w piersi zaparł, gdy wynurzyły się na powierzchnie. Lotte wciąż zanurzona na tyle, aby widać było jedynie jej oczy oraz mokre złoto włosów, skrzywiła się mimowolnie. Może w innych okolicznościach, gdyby była bardziej zainteresowana naukowymi kwestiami, uznałaby zjawisko za interesujące. Gdyby brakło jej gustu, tak uznałaby, że mgła prezentuje się nader ładnie. Obecnie mogła tylko stwierdzić, że widok truskawkowych kłębów przyprawia ją o mdłości. Lyra mówiła, że ma samochód, tak też osłaniając się jak najbardziej mogła, pomknęła za dziewczyną, przystając tylko na moment, żeby podnieść nożyk. Był ładny, a ona lubiła ładne rzeczy. Przejście po plaży było bolesne. I upokarzające. Wręczona bluza niemal wywołała w niej wzdrygnięcie, jednak kaszmirowy sweter przylegał do jasnej skóry nieznośnie, plus pośladki dzięki treningom miała całkiem jędrne i krągłe, tak wolała ich nie prezentować światu. Przebrała się bardzo szybko, z wprawą osoby, która zmieniała ciuchy na okrągło, zarówno w teatrze jak i życiu prywatnym. Zwinięte ubrania porzuciła, zostawiając tylko torebkę, miała ładniejsze rzeczy, plus może jeszcze przywlecze za sobą jakiegoś anielskiego pecha. Zamknięta w aucie mogła odetchnąć, oprzeć głowę i zastanowić się na moment, co się w zasadzie stało. Lecz w momencie, w którym do głowy blondyneczki zaczęły pojawiać się wspomnienia, tak Lotte uznała, że nie będzie teraz o tym myśleć. W ogóle nie będzie myśleć. — Do domu — poprosiła, zamykając na moment powieki, nim wzdrygnęła się przypominając, że ciemnowłosa może jej nie znać. Co jest skandaliczne swoją drogą, a tym bardziej może nie mieć pojęcia, gdzie mieści się jej prześliczna rezydencja. Podawała więc adres, próbując wspaniałomyślnie ignorować fakt, jak bardzo to wszystko było niewygodne. I straszne. Okropne. I straszne. I w ogóle...wspominała już, że to wszystko było straszne? Tylko co powinna zrobić? Zawiadomić kościół? Czy ktokolwiek mógłby jej uwierzyć? A nawet jeśli, to czy jej odmienność nie wyszłaby na jaw? Nie myśl Lottie. Droga przez miasto upłynęła w ciszy, z policzkiem opartym o szybę obserwowała okolicę, niechętnie wzrok kierując na niebo. A kiedy jasny punkt, jak komenta z tej paskudnej chmury wyleciał, tak Charlotte Olivia Overtone wzniosła wdzięcznie swoją delikatną dłoń i zanikającemu punktowi raz jeszcze pokazała środkowy palec. Rozstania są dziwne. Zwłaszcza kiedy dotyczą one osób, które nie zna się wcale, ale w krótkim odstępie czasu przeżyło się tyle, iż wydaja się niemal bliskie. Nawet jeśli są biedne. Z ulgą wysunęła się z siedzenia, wahając się na moment, nim zamknęła drzwi. Szarość tęczówek spoczęła na Vandenberg z intensywnością łani, która stanęła przed reflektorami świateł. — Yhm...muszę ci oddać bluzę — przytaknęła na jej słowa, czując się niezręcznie. Potrząsnęła zaraz głową, a na wargi spłynął delikatny uśmiech — Dzięki — dodała, machając jej na pożegnanie. Wciągnęła głęboko oddech w pierś, po czym marszem ruszyła przez dziedziniec wprost do wejścia, drzwi otwierając szybciej niż zaniepokojona gosposia. — Zostałam porwana — oświadcza niezbyt subtelnie, po czym odrzucając wilgotny pukiel, ruszyła w stronę swojego pokoju. Świat stał się mniej zły w momencie, gdy istniał ciepły prysznic, markowe ubrania oraz gorąca czekolada, którą przyniosła Martha. Może dzięki temu płakała tylko trochę pod gorącym strumieniem, nim nałożyła swoją perfekcyjną maską i stała się na powrót wspaniałą sobą. Och, należało coś zrobić z tymi obiciami, wzdycha, nakładając czerwoną szminkę na usta. Tak, wizyta u lekarza wydawała się rozsądna. Co więcej, musiała komuś o tym powiedzieć, o tym co miało miejsce, ojciec był prawdopodobnie w teatrze, więc zamierzała zadręczyć sobą swoją kuzynkę. | przebieg zdarzeń: po zabraniu nożyka, Lotte jest bezpiecznie odwieziona prosto pod swój dom. Po bardzo dramatycznym stwierdzeniu, że została tragicznie porwana, bierze ciepły prysznic, gdzie płacze dokładnie siedem minut, zanim zmieni wodę na lodowatą, bo od łez puchną powieki. Bo wysuszeniu się, przebraniu, nałożeniu makijażu oraz spakowaniu nowej torebeczki, panna Overtone odwiedza szpital w celu wyleczenia otarć i obrażeń. Po tym ma zamiar spotkać się ze swoją kuzynką Elianne, bo komuś należało się wygadać o przystojnych trzymetrowych aniołach, aczkolwiek rasistowskie fragmenty nieco zmieni. |
Wiek : 21
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : Debiutantka w rodzinnym teatrze
Xiulan Chociaż pułapki czekały na czarowników na każdym kroku — ty spotkałaś jej inną formę, coś tak mistycznego i nietypowego, że choćbyś pamięcią sięgnała do najdalszych zakątków swojej edukacji magicznej, tak nie znalazłabyś wyjaśnienia tego zjawiska. Chmura, która osiadła nad Zatoką Syreniego Żalu w Maywater była niczym klatka, a wyjście z takiej kosztowało nerwy, strach i ból. Obecność Anioła, który wzbił się pod Niebiosa, porywając ze sobą dwie z was, miała zostać w twojej pamięci jeszcze na długo; głosy dzieci nieuchwytne i wyraźne, które nie niosły za sobą echa podobnego twojemu głosowi, były wyryte gdzieś w tle. To wszystko minęło, gdy tylko wskoczyłaś do wody. Ogon przyjemnie przemienił się, rozszerzając twoje biodra. Połyskujące łuski w ledwie przenikających przez taflę oceanu promieniach mieniły się niczym szczęście — w końcu byłaś wolna. Chłopak został gdzieś za tobą, ale nie mogłaś o tym myśleć. Nie, gdy dom był tak blisko. Droga do willi nie zajęła ci wiele czasu, szczęściem mieszkałaś blisko brzegu, co sprawiało, że mogłaś korzystać z regularnych kąpieli blisko domu. Wciśnięte pod pachę spodnie pozostały bezpieczne — chociaż mokre, a gdy dotarłaś do domu, żeby odrobinę się ogarnąć, należało pomyśleć o następnych krokach. Chociaż wiedziałaś, że należy poinformować swój Kowen, widać w tym momencie nie byłaś w stanie pomyśleć o osobie, lub wskazać tego, komu powinnaś opowiedzieć o tym jako pierwszemu. Telefon do starszyzny Yimu w Stanach nie rozjaśnił ci wiele. Wyglądało na to, że pułapka w formie mgły nie spotkała dzisiaj nikogo z twojego rodu. Nestor jednak wysłuchał twoich trosk, zalecił ostrożność i czujność. Gdy ruszyłaś do szpitala na oddział magiczny, zauważyłaś tam za to tłum ludzi. Jedni siedzieli skuleni na plastikowych krzesłach, czekając na przyjęcie, część osób wyglądała, jakby ktoś wylał na nich wiadro krwi — metaliczny zapach, podobny do tego, który obecny był we mgle, unosił się w powietrzu. Zauważyłaś kobietę z wyłupanym okiem, jakby przebitym ostrym narzędziem, obok niej siedział mężczyzna o poparzonym ramieniu, z którego gwałtownie odchodziła brzydka i śliska skóra. W szpitalu panował względny chaos, który z trudem próbowali opanować ratownicy. Na swoją kolej musiałaś trochę poczekać, ewidentnie nie posiadając żadnych ran powierzchownych ani rozległych, nie byłaś priorytetem na liście oczekujących. Lyra Chociaż wiatr wywoływał nieprzyjemną gęsią skórkę na twoich nagich udach, na reszcie byłaś wolna od tej klatki nazywanej mgłą. Wycieczka na chmurę razem z agresorem, gotowym rozerwać was w pół za samo pochodzenie, była krótka, ale bardzo intensywna. To zimne powietrze działało więc niczym okład, nawet jeśli ostatecznie, zanim zdążyłaś się przebrać, tuż przy swoim aucie, drżała ci warga. Guns'n'Roses postanowili zażartować sobie z ciebie, podobnie jak wcześniej mgła. Mogłaś przeczuwać, że skutki zdarzeń zostaną z tobą na dłużej. Nawet jeśli będzie to oznaczać nowo nawiązaną znajomość z panną Overtone. Odwożąc ją do domu, zostałaś co prawda pozbawiona bluzy, ale kto wie, może zdobyłaś sobie dług wdzięczności od Lotte. Miasto spowite było w dziwnym przerażeniu i ciszy, która grzmiała niczym ta przed burzą. Chociaż na ulicach nie było paniki, tak wynikało to z tego, że i ludzi było mniej. Wszyscy jakby schowali się w domu, woląc nie ryzykować spacerów w trakcie niepewnej pory. Wokół nie było też wyraźnej mgły, jaką widziałaś na plaży. Powrót do Sonk Road nie zajął długo, kilka minut ledwo, w trakcie których zostałaś sam na sam ze swoimi myślami. Teresa, gdy tylko zjawiła się przed drzwiami, była niczym ten zimny wiatr. Jej widok, chociaż poranionej, tak ostatecznie całej i żywej, mógł ostudzić rozedrgane zmysły. Gdy z powrotem wyszłaś na światło dzienne, miasto nie zmieniło się szczególnie. Trasa tym samym samochodem przez te same ulice znów zajęła tak samo mało minut. Lotte Znaleziony przez ciebie na plaży nożyk był ładny. Złoty, zdobiony i zdecydowanie pasujący do którejś z twojej bogatej kolekcji torebek (najlepiej ze złotą sprzączką), chociaż oczywiście damie nie wypadało biegać z nożem po ulicach. Chociaż ostre kamienie przy wyjściu z plaży kuły w stopy, tak ból był zdecydowanie mniejszy, niż migrena, która dopadła cię przed kilkunastoma minutami, jeszcze w wysokich chmurach. Droga do domu, chociaż jechałaś samochodem, którego siedzenie było nieco wysiedziane i nie miało miękkich dywaników, na których mogłabyś bez problemu złożyć obolałe stopy, tak przynajmniej byłyście bezpieczne. Drzwi zamknęły się, odciągając spojrzenia przypadkowych kierowców, obserwujących twoje nagie nogi. Saint Fall spowite było w spokoju, który zwiastował najgorsze. Dało się to wyczuć w tempie, w jakim poruszali się mieszkańcy, jak mało było ich na ulicach, gdy jechałyście w stronę North Hoatlilp. Wyglądało na to, że schowali się w domu, chociaż pojedyncze jednostki zdawały się niewzruszone atmosferą. Prysznic był przyjemny, a miły zapach mydełka działał kojąco na skórę. Wyglądało na to, że ta nie została uszkodzona poprzez mgłę, chociaż jeszcze długo mogło zdawać ci się, że wszystko wokół jest truskawkowe — i to wcale nie jak przez różowe okulary. W szpitalu na oddziale magicznym był tłum ludzi. Niektórzy siedzieli skuleni, czekając na jakiegokolwiek ratownika. Od progu było widać, że czarownicy i czarownice tego dnia w Saint Fall w jakiś sposób odczuli skutki tej czerwonej chmury nad wami. Gdy tam dotarłaś, zauważył cię jeden z lekarzy, rozpoznając w tobie nie tylko aktorkę, ale także córkę przyjaciela — był to jeden ze znamienitych łamaczy klątw — Olivier Devall. Z racji twojego pochodzenia, co szybko stało się dla ciebie jasne, skierował cię na ekspresowe badania. W ich trakcie nikt nie pytał o powody, dla których się tutaj znalazłaś, kilka czarów sprawdzających twój stan orzekło jednak, że wszystko będzie dobrze i należy ci się solidny odpoczynek. Vincencie Mgła otaczała cię z każdej strony. Jeśli wytężyłeś wzrok w górę — była nieskończona. Gdy spojrzałeś w dół — mogłeś mieć wrażenie, że unosisz się na niej, chociaż ewentualny krok miał świadczyć o tym, że podłoże jest twarde. Twoje towarzyszki zniknęły porwane w górę, trzecia z nich ruszyła w przód. Słyszałeś wołające cię słowa, słyszałeś, jak chce, żebyś za nią poszedł, tam mogło być wyjście, tam mogło być cokolwiek, tam mogła być wolność, tam... Niewidzialne ściany zaczęły zwężać się, wokół było jakby gęściej, a twoja jaźń gdzieś odpłynęła. Było ci gorąco, pot nieprzyjemnie spływał po skroniach w dół, uczucie duszności narastało, a wszystko znikało. Przez krótki moment świadomości doszło do ciebie, że to nie mgła — to twój organizm reagował w ten sposób na długie przebywanie w niej. Nie było już odwrotu, była tylko ciemność, a ty zostałeś na jej dnie. Żywy — owszem. Żywy, ale omdlały, niezdolny do postrzegania czasu i przestrzeni. Xiulan, z racji niewskazania w poście co i komu zostało przez ciebie opowiedziane w Kowenie Nocy (sama organizacja nie jest osobą i nie posiada swojej siedziby), nie jestem w stanie zaakceptować tego fragmentu w tej formie. W przypadku, w którym chcesz go rozwinąć, możesz napisać wątek dziejący się w czasie tych 2 godzin z dowolnym członkiem Kowenu Nocy obecnym na fabule, lub pod moim postem dodać swój dodatkowy, szerzej i dokładniej opisujący temat oraz informacje, jakie przekazałaś np. Zuge. Jeśli zamierzasz wziąć udział w 2 części wydarzenia, zarówno wątek, jak i post muszą zostać skończone przed jego rozpoczęciem. W wyniku przebywania przez długi czas we mgle, a także styczności z Aniołem otrzymujesz dodatkowy punkt zatrucia magicznego i od tej pory wynosi ono 3. Oprócz tego do połowy fabularnego marca będziesz odczuwać nieprzyjemne ciarki za każdym razem, gdy będziesz spoglądać na coś intensywnie czerwonego (np. ściana, ubranie, obraz). Ponadto ciasne przestrzenie mogą wywoływać u ciebie zawroty głowy. Za każdym razem, gdy znajdziesz się np. w małej toalecie lub windzie, możesz mieć wrażenie, że ściany zwężają się i zaciskają na tobie. Otrzymujesz ode mnie 100 punktów doświadczenia oraz osiągnięcie Dobrze wysmażony. Lotte, w wyniku przebywania przez długi czas we mgle, a także styczności z Aniołem otrzymujesz dodatkowy punkt zatrucia magicznego i od tej pory wynosi ono 2. Oprócz tego do połowy fabularnego marca będziesz odczuwać nieprzyjemne dreszcze, gdy tylko spojrzysz w niebo oraz będzie nawiedzało cię niespotykane uczucie duszności, któremu towarzyszyć będzie fantomowy ból krtani. W tym czasie za każdym razem, gdy będziesz miała na sobie ubranie pod szyję, będziesz odczuwać problemy z oddychaniem. Ponadto spotkanie z wysokimi mężczyznami (powyżej 185 cm wzrostu) będzie dla ciebie wyzwaniem. Rozpoczynając wątek z taką postacią powinnaś rzucić kością k3. W przypadku wyniku k1 napadnie cię niespodziewany lęk i chęć ucieczki, a także wizja, że mężczyzna chce zrobić ci krzywdę — niezależnie od jego faktycznych zamiarów. Z twojego ekwipunku został odpisany scyzoryk, a dodany złoty nożyk ze zdobieniami. Otrzymujesz ode mnie 150 punktów doświadczenia oraz osiągnięcie Dobrze wysmażony. Lyro, żeby przekazać Teresie wszystko to, co miało miejsce we mgle, powinnaś odegrać wątek lub napisać opowiadanie fabularne, w którym dokładnie przekażesz jej tę wiedzę (możesz to zrobić w waszym mieszkaniu). Pamiętaj, by dokładnie opisać, co zostało przekazane Teresie, najlepiej korzystając z opcji dialogu (lub monologu). Wynika to z faktu, że Teresa jest aktywną postacią, którą jako Mistrz Gry nie kieruję i nie podejmuję decyzji o jej reakcjach, a także kluczowe jest dla mnie jakie informacje fabularne pozyska jej postać. Po napisaniu takiego wątku lub opowiadania poinformuj mnie o tym prywatnie. Jeśli zamierzasz wziąć udział w 2. części wydarzenia, przekazanie fabularnie tej wiedzy powinno odbyć się przed rozpoczęciem wydarzenia. W wyniku przebywania przez długi czas we mgle, a także styczności z Aniołem otrzymujesz dodatkowy punkt zatrucia magicznego i od tej pory wynosi ono 3. Oprócz tego do połowy fabularnego marca będziesz odczuwać nieprzyjemne ciarki, gdy tylko spojrzysz w niebo oraz będzie mieć problem z dotykiem, zwłaszcza w okolicy nadgarstków, dłoni i ramion. Za każdym razem, gdy ktoś choćby muśnie cię w tych rejonach, do twojej głowy będąc wracać obrazy pod postacią czerwonej mgły. Będziesz mieć wrażenie, że ktoś za tobą stoi i że prawdopodobnie jest to jedno z dzieci, z którymi miałaś kontakt. Następnie wrażenie będzie stopniowo mijać. Otrzymujesz ode mnie 150 punktów doświadczenia oraz osiągnięcie Dobrze wysmażony. Vincencie, ze względu na brak uczestnictwa w wydarzeniu, zemdlałeś we mgle. Jesteś żywy, ale obecnie nosisz status zaginionego. W przypadku chęci powrotu do gry — poinformuj mnie o tym. Twój stan do tej pory pozostaje nieznany. W wyniku długiego przebywania we mgle, a także styczności z Aniołem otrzymujesz dodatkowe 2 punkty zatrucia magicznego i od tej pory wynosi ono 4. Otrzymujesz ode mnie 50 punktów doświadczenia oraz osiągnięcie Dobrze wysmażony. Wszystkie kwestie techniczne, punkty i odznaka w najbliższych chwilach pojawią się w waszych profilach, podobnie jak aktualizacja punktów zatrucia magicznego. Mistrz Gry jeszcze raz dziękuje za udział w wydarzeniu i życzy owocnego lizania ran. Wszyscy z tematu |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Xiulan Yimu
Jak tylko Xiulan upewniła się, że można bezpiecznie przebyć krótką trasę do jej domu, to niezwłocznie się tam udała. Wysuszyła się do końca i przebrała, mokre rzeczy wrzuciła do pralki, i bez zbytniego zastanawiania się nad tym co się stało, na to bowiem przyjdzie czas później, sięgnęła po telefon z zamiarem zadzwonienia do kogoś z Kowenu Nocy i przekazania wszystkiego co się stało. Po krótkim namyśle zdecydowała się na telefon do Zuge. Kiedy usłyszała po drugiej stronie głos w słuchawce bez niepotrzebnego czasu zaczęła mówić. -Tutaj Xiulan. Jestem w domu w Maywater, będę niedługo jechać do szpitala, w Zatoce Syreniego Żalu właśnie miałam przerażające i dziwne przeżycie, zresztą nie tylko ja, Lyra również, ona potwierdzi moje słowa, o ile... o ile jakimś cudem przeżyje...jakkolwiek by moja opowieść dziwnie nie brzmiała, przysięgam, że mówię prawdę. Na plaży nagle, w jednym momencie, pojawiła się dziwna, czerwona, gęsta mgła, która objęła mnie i innych znajdujących się na plaży. Zupełnie mnie zdezorientowała, straciłam poczucie kierunku, a kiedy byłam już w niej, wyglądało jakby... ocean zniknął, nie było nic poza tą mgłą. Potem, tez nie wiem skąd i w jaki sposób, zaczęłam słyszeć głosy dzieci, a przynajmniej jednego dziecka. Głosbył dziwny. Poza głosem dziecko, które przedstawiło się jako Mirabelka, próbowała chwycić mnie za ręką, udało mi się jednak wyswobodzić. Dziecko chciało się bawić i wyglądało na to, że jest świadome, że nie ma ciała... Nie to było jednak najgorsze. Mgła po dłuższej chwili się rozstąpiła, pojawił się mężczyzna... a raczej... raczej anioł, którego polecenia te dzieci wykonywały. Czułam jak próbuje wedrzeć mi się do głowy, do tej pory czuję jak mi szuymi w głowie. Mnie, Lyrę.... była tam też Lotte Overtone i chłopak o imieniu Vincent... ten anioł zaczął oskarżać o podło czyny. To bardzo zły znak, że anioł pojawił się akurat tutaj... Potem on złapał i zabrał ze sobą Lotte i Lyrę, dlatego nie wiem czy żyją. Kiedy straciliśmy go z oczy ucichły też głosy dzieci. Mgła jakby... zaczynała co raz bardziej napierać na mnie... do tej pory nie wiem czy faktycznie napierała fizycznie czy było to tylko w mojej głowie. Żadne z zaklęć, które użyłam nie działało. Udało mi się oswobodzić tylko dzięki temu, że anioł zdawał się zgubić jedno ze swoich piór, które rozproszyło albo rozcięło mgłę na tyle, że mogła wyjść. Okazało się, że nie stoimy już na plaży, jesteśmy nad wodą. Ten chłopak Vincent tam został. Zresztą na plaży pewnie zostaną odkryte również zwłoki co najmniej jednej kobiety. To chyba najważniejsze, reszte opowiem na żywo, teraz będę jechać do szpitala na badania, nie wiem w jakim jestem stanie, wciąż czuję się co najmniej dziwnie.... zakończyła swoją wypowiedź, kilkukrotnie obiecując, że pojawi się na spotkaniu na żywo jak tylko wyjdzie ze szpitala, po czym rozłączyła się i właśnie do szpitala się udała. |
Wiek : 32
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Maywater
Cherry Delahaye
2 kwietnia 1985 roku Jej świat zmienił się niemal nie do poznania w przeciągu zaledwie kilku, niedługich tygodni. Impuls doprowadził do wyrwania ze znanej, bliskiej sercu codzienności i wyrzuceniu w miejsce obce, nieprzyjemnie zimne otoczenie które na każdym kolejnym kroku zdawało się rzucać jej pod nogi kłody. Cherry coraz bardziej wierzyła w to, że wszystkie Loa oraz Lucyfer z przyjemnością obserwują jej zmagania, bawiąc się przy tym przednio. W tym całym chaosie jednak pozostawały rzcezy niezmienne, niczym wykute w marmurze posągi jej jestestwa których nawet huragan zmian zdawał się nie ruszyć - jedną z takich rzeczy była syrenia natura oraz regularna potrzeba kąpieli w morskiej toni. Zmierzając na pobliską plażę Cherry miała w sobie sprzeczne uczucia. Z jednej strony lubiła byc otoczona ze wszystkich stron wodą, daleko od obcych spojrzeń… Taka, jaka była naprawdę, bez masek, kłamstw i ciągłej obawy o zdemaskowanie. Z drugiej jednak strony znajdowała się w miejscu zupełnie nowym, do tej pory nienznanym. a to zawsze budziło w niej strach. Przed zdemaskowaniem, przed tymi, którzy chcieli wyrywać łuski z jej ogona… I choć próbowała co nie co dowiedzieć się na temat okolicznych wód, nieprzyjemny prąd rozchodzący się gdzieś wzdłuż kręgosłupa towarzyszył jej przez całą drogę. W ustronnym miejscu wkroczyła w morską toń, a oddech wytchnienia wydała z siebie dopiero, gdy jej cała sylwetka zanurzyła się w morskiej toni, a nogi zamieniły się w dwubarwny ogon, pasujący do nietypowego ubarwienia jej skóry. Nie znała tych wód, obce były jej wybrzeża oraz klify to też szybko zabrała się za eksplorację. Zanosiło się, że przyjdzie jej zostać w tych okolicach na dłużej, znajomość wód była więc równie ważna co znajomość lądu. Nie wiedziała skąd się wzięli. Nie wiedziała, że te okolice znane były z plotek dotyczących pojawienia się syren i zapewne nie były to najlepsze miejsca do kąpieli… Ze spokoju morskiej toni wyrwał ją dziwny hałas oraz ból, jaki rozlał się po jej ramieniu. Krew zabarwiła wodę wokół niej, a Wiśniowa Panienka zrobiła to, co zrobiłaby każda inna syrena na jej miejscu - zaczęła uciekać. Ile sił w ogonie, desperacko próbując znaleźć jakieś miejsce w którym mogłaby się ukryć, uciec przed pościgiem i… - Uciekaj! - Krzyczy, gdy tylko widzi podobną sylwetkę zakończona rybim ogonem i do tej pory jej nieznaną. Nie to jest teraz jedna ważne, liczy się tylko fakt,aby umknać z dala od zagrożenia. Kolejny harpun przecina wode między nimi, a Cherry odruchowo zaciska palce na dłoni syrena, ciągnąc go w kierunku, który jej wydaje się być tym odpowiednim, zupełnie nieświadoma iż parła wprost w ślepy zaułek. |
Wiek : 26
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge
Zawód : Szuka pracy