STOŁY DO GRY Ukryte w podziemiach restauracji kasyno mieści się w dobrze oświetlonym zakątku piwnicy, w którym zmyślnie zadbano o odpowiednią wentylację, dzięki czemu panująca wokół stołów temperatura zapewnia komfortowe warunki każdemu z graczy. Kasyno należące do familii Paganini nie jest duże; przy trzech stołach można zagrać kolejno w pokera, blackjacka lub ruletkę. Nad przebiegiem gier czuwają krupierzy i ochrona, która nie waha się przed wyprowadzeniem co bardziej nerwowych jegomości. Stoły mają charakterystyczne dla danej gry kształty: ten do pokera jest podłużny i wyściełany zielonym materiałem, pozwalając na grę ośmiu osobom. Stół do blackjacka, także zielony, ma kształt półkola i oferuje miejsce siedmiu graczom. Stół do ruletki jest najbardziej charakterystyczny — u jego szczytu znajduje się tytułowa ruletka z eleganckiego drewna, a czerwono—czarne pola na całej długości blatu pozwalają na dołączenie do gry nawet dziesięciu osobom. Każdy ze stołów wykończony jest lakierowanym dębem, podobnie jak krzesła przy nich; dzięki temu nawet hazard sprawia wrażenie sztuki. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Valerio Paganini
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
15 maja, 1985 Nic nie jest tym, na co wygląda. Nic nie jest po prostu tym, do czego zostało stworzone. Szczoteczką można umyć zęby, si, ale to nie wszystko — w więzieniach robią z nich noże. Łyżeczką można wymieszać herbatę, si, ale nie tylko — da się nią wydłubać komuś kogo. Palazzo stworzono do prania pieniędzy i karmienia ludzi, si, ale wszystko ma warstwy. Cebula, ziemia, ściany, atmosfera, ściółka, skóra, kości, mięśnie. Wszystko ma warstwy. Wszystko ma swoje własne, prywatne na wierzchu i pod spodem; na wierzchu mogą być cyki. Pod spodem jest tkanka. Na wierzchu może być Palazzo. Pod spodem jest podziemny klub. Przystań, schronienie dla rozbitków, nowatorska wystawa, na której da się zobaczyć, do jakiego stanu można doprowadzić marynarkę za pięć tysięcy amerykańskich dolarów i jak bardzo można mieć wymiętą twarz. To całodobowy bufet z pieniążkami, rozrywkami i alkoholami, do którego kroki kierują wszyscy, którzy wiedzą, gdzie szukać; idą pod Palazzo na sam koniec nocy, tuż po tym, jak sami już wyselekcjonują w sobie wszystkie pozostałości po dobrym samopoczuciu i wypierdolą je do kratki ściekowej. To tutaj przychodzą im do głowy pierwsze przebłyski świadomości: ile pieniędzy mają w portfelu, ile kokainy w nosie, ile przegrają w ruletkę, ile wygrają w pokera (nic, zero; zawsze wygrywa kasyno). W każdą inną noc, klub dopiero zaczynałby robaczywieć — powietrze zamieniłoby się w konsystencję obłoku, nikt nie byłby przytomny, nikt nie wyjdzie stąd żywy. Brudny, stłumiony puls każdego dnia przeciska się przez betonowe przez ściany i wprowadza we wszystkich uzależnionych od hazardu, ryzyka, kobiet, alkoholu, koksu i przemocy wspólne tętno. W każdą inną noc, powietrze rzygałoby echem śmiechu, rozmów i muzyki; rozpalone cygara tworzyłyby ściany dymu, przez które skąpo ubrane kelnerki przeciskałyby się na obcasach zbyt wysokich, żeby mogły być zdrowe dla kręgosłupa. Za pięć godzin każdy w klubie byłby nie odróżnienia; dryfowałby poza ciałem, poza ubraniami, poza pustymi portfelami. W Europie wszystkie drogo prowadzą do Rzymu; w Hellridge każda zaprowadzi was do jego małej namiastki. Dziś noc jest inna, niż wszystkie — cichsza, pozbawiona tłumu, martwa. Żeby dotrzeć do podziemnego klubu, trzeba dotrzeć do grubych, metalowych drzwi w zaułku za Palazzo; trzeba przejść przez dwóch ochroniarzy; trzeba znać hasło. Dziś, na dodatek, trzeba nosić nazwisko Paganini. Droga w dół jest długa i stroma — surowe schody, śliska barierka, przytłumione światło i narastające echo muzyki. Z głośników pod sufitami wylewa się coś niespiesznego; konsystencja passaty wypełnia powietrze i zamienia się w słowa. Così piccola e fragile trudnie do pomylenia z kimkolwiek innym — Drupi wielkim artystą jest i dla każdego, kto w przeciągu kolejnych pięciu i pół minuty dotrze na miejsce, będzie ewidentnym znakiem; Valerio już czeka. Opustoszały stół do pokera ma osiem miejsc i żadnych kart rozsypanych na zielonej polanie blatu — sprzątnięto żetony, zamknięty drzwi dla pragnących wydać pieniążki hazardzistów, ograniczono obsadę do barmana i kelnerki; ten pierwszy właśnie upewnia się, że nie zabraknie im lodu. Ta druga nadal ma rozpiętą bluzkę — odchylony na krześle Paganini (dwudziesta pięćdziesiąt—coś; palec pod budkę po za minutkę budka się zamyka i w kelnerkę chuja wtyka) cmoka cicho znad trzymanego w dłoni drinka. — Mia bella, cycki ci widać — łyk negroni dla zwilżenia gardła; kwadrans temu Valerio pomógł jej w tym samym, ale nie z pomocą drinka. — Ładnie tak. Zostaw. Allora; zaczynają. Ciao, famiglia — z uwagi na sporą liczbę graczy i dla sprawności przeprowadzenia wątku, czas na odpis w każdej turze wynosić będzie 96h. Niech każdy z Was określi w poście, które miejsce zajmuje przy stole; klub na okazję spotkania jest pusty nie licząc barmana i kelnerki. Możecie zamówić własne drinki lub skorzystać z drobnej sugestii zawieszonej przy barze — jeśli chcecie zdać się na przypadek, kość k6 pomoże w wyborze. |
Wiek : 33
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : szef egzekucji dłużników familii
Elio Paganini
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 10
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 14
TALENTY : 17
Warstwy— Ktoś mówił coś o warstwach? Pierwsza została w samochodzie; kurtka leżała na tylnym siedzeniu, ręczny zaciągnęły, a Elio okrąża maskę odwrotnie proporcjonalnie, jak rucha żonę — szybko. Otwiera drzwi. Jedna ręka na klamce, druga wyciągnięta w stronę seniory Paganini. Dopiero stukot obcasa o chodnik zwalnia go z małżeńskiego obowiązku; dłoń z drzwi zajmuje posterunek na dole pleców — panie przodem. Druga warstwa to ochroniarze czekający przy drzwiach. Elio nie musi nic mówić; ledwo musi na nich spojrzeć. Jeśli nie potrafią rozpoznać originale Paganini z daleka, to robią w złej branży. Drzwi otwierają się same — w tym świecie przed nimi każde drzwi otwierają się albo same, albo pod subtelnym naciskiem buta. Dolce & Gabbana na nogach Genevieve (Versace? Armani? Przepraszam, amore, przestałem słuchać po włoskie—) nie muszą się martwić dziś wdepnięciem w gówno; piwnica oczyszczona jest dziś ze szczurów. Marynarkę ściąga z ramion, gdy pusty (lub pełen Valerio, zależy od perspektywy) stół rysuje się na horyzoncie. W temacie rzeczy pustych; cycki kelnerki zdają się funkcjonować na hel i wbrew zasadom grawitacji. Przyglądał im się trzy sekundy dłużej tylko dlatego, że zastanawiał się, czy wybuchną, jeśli Valerio zbyt energicznie włoży między nie— Nos. — Valerio — rozsuwa ramiona szeroko; uśmiech szerzej. Przeciągnięte samogłoski imienia mieszają się z wybrzmiewającą z głośników muzyką. — Pieno? Po zastanowieniu; powinien o to zapytać kelnerkę. Wyglądała na najedzoną. Klepie brata po policzku — na zdrowie, tak się witamy po słonecznej stronie globu — i kładzie marynarkę na oparciu krzesła obok. Sam siada po prawicy brata. Miejsce wygrzane już z jego imieniem. Elio to człowiek przezorny; gdyby Genevieve chciała usiąść na innym krześle, niż jego kolana, to miała takie zarezerwowane. Jest też człowiekiem zdeterminowanym, dlatego wciąż trzyma rękę na plecach żony; dlatego rozsuwa kolana i oczami mówi — tymi lustrami do duszy, amore — tu wygodniej. — Zaskocz mnie, mia cara. Ale nie tak, jak Valerio. Elio woli francuskie blondynki o długich nogach, obszernej wiedzy o filozofach, imieniu na G i uroczym pieprzykiem na ramieniu, który by właśnie pocałował, gdyby tylko zniżyła się— Kelnerka nie była w jego typie. Ale mogła wrócić z drinkiem w jego typie, a to zawsze coś. losuję sobie drinka oraz zajmuję miejsce numero 1, a dla Genny numero 2. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : LITTLE POPPY CREST
Zawód : specjalista ds. finansów familii
Stwórca
The member 'Elio Paganini' has done the following action : Rzut kością 'k6' : 1 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Francesca Paganini
ANATOMICZNA : 15
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 14
TALENTY : 12
Gdy parkowała motor na tyłach Palazzo, była pewna, że już są. Nie wszyscy, ale Valerio, Elio? Oni zawsze byli. Zawsze, gdy chodziło o rodzinę. Zawsze, gdy chodziło o interesy. O co chodziło teraz? Pewnie jedno i drugie. Też jak zawsze. Zamieniła się grafikiem więc zamiast dwóch nocek pod rząd, zrobiła dobę – i kończyła ją tutaj, w Palazzo, pod Palazzo, w ciasnej klatce schodowej, w sali zdominowanej jej braćmi. Byli. Oczywiście, że tak. Zanim oni jednak – jeszcze ciężkie drzwi, jeszcze ochrona. Valerio nie patrzył, więc Frankie uśmiechnęła się miękko do mężczyzn pod drzwiami. Elio nie marszczył brwi z naganą, więc ochroniarze skinęli głowami nieznacznie. Znali ją. Ona nich. Frankie ze wszystkimi żyła dobrze. Potem – kasyno. Nienaturalnie ciche, puste. Grała muzyka, ale nie ta, co zawsze. Serwowano alkohol, ale nie w takich ilościach, jak zazwyczaj. Na stołach nie szło uświadczyć kart, kości, rzucanych niedbale pieniędzy. Dziwnie. Inaczej. Podobało jej się. Pomachała im od wejścia – nie podtrzymywała południowej tradycji klepania się po policzkach, ramionach, tyłkach w ramach powitania. Nie dzieliła też z nimi upodobań odnośnie kelnerek. Na tę tutaj spojrzała raz, by wyciągną smutny wniosek, że cycki ma raczej sztuczne, raczej źle zrobione, i że prędzej czy później implanty pewnie pękną, pod Valerio albo pod innym mężczyzną zabierającą się za pannę tak ochoczo, że w pierwszej chwili nawet nie zauważy, że coś jest nie tak, że coś dotąd satysfakcjonująco krągłego nagle sflaczało i– Chyba nie chciała o tym myśleć. Chyba nie chciała też patrzeć. Potem z wrodzoną arogancją, do której nie zwykła się przyznawać, robiła więc to, co zawsze w towarzystwie zabawek Valrio. Nie widziała. Ani cycków, ani ich właścicielki. Całus dla Genny, dla Elio, dla Valerio. Do tej pierwszej uśmiechnęła się szeroko. Czuprynę tego ostatniego rozczochrała od niechcenia. Do tego ostatniego przytuliła się na chwilę, przewiesiła przez oparcie jego krzesła, oplotła jego pierś ramionami. Tradycyjna porcja słodkości, jaką zawsze dla nich miała. Nie zamierzała prosić kelnerki, po alkohol pofatygowała się sama. Do barmana uśmiechnęła się szeroko, przewiesiła przez bar i ucałowała go miękko w policzek. Jego lubiła. Kiedyś, gdy braci w Palazzo akurat nie było, Frankie wprosiła się za bar i kazała – nie, poprosiła, Frankie przecież przede wszystkim prosiła – pokazać sobie, jak robić drinki. I robiła, resztę wieczoru bawiła się wśród kolorowych alkoholi. Na koniec dnia dostała swoją działkę z utargu. Ze śmiechem wrzuciła ją całą do skrzyneczki na napiwki dla zespołu. Wracając z bellini do stołu, była tylko częściowo świadoma spojrzenia odprowadzającego ją zza baru. - Dzisiaj bez kolorowanek? – spytała, z głębokim westchnieniem opadając na krzesło tuż obok braci. – Bez oddzielnego stolika? I bez animatorki? – Uniosła brwi znacząco. Kolorowanki były wtedy, tego jednego razu, pomysłem Valerio – Frankie z daleka poznałaby jego ulubione superbohaterki, modelki z rozkładówek Playboya, przerobione na garść mniej lub bardziej krągłych linii i puste przestrzenie złaknione koloru. Oddzielny, dziecięcy stolik w rogu sali z pewnośią był inwencją Elio. Animatorka z kolei... Frankie nie była pewna, czyim była wtedy pomysłem. Może ich obu, tacy byli przecież zabawni. Zresztą, i tak prędko okazało się, że animatorka była jednak dla Valerio. Sądząc po tym, jak entuzjastycznie nazwała go w którejś chwili grzecznym chłopcem, musiał bawić się ładnie – a ona niewątpliwie była kompetentna. O tym też Frankie nie chciała myśleć. - Zanudzę się – stwierdziła kąśliwie. Zsunęła z ramion skórzaną kurtkę i zawiesiła niedbale na oparciu krzesła. Rozczochrała włosy, brzydko przyklepane od motocyklowego kasku. Podwinęła rękawy koszuli, w dłoniach zdławiła szerokie ziewnięcie. Zajmuję krzesełko #7. |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : RATOWNIK REZYDENT W SZPITALU IM. SARY MADIGAN, STUDENTKA
Genevieve Paganini
ANATOMICZNA : 10
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 171
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 22
TALENTY : 10
Warstwy— Ktoś mówił coś o warstwach? Te na Elio — niewspółmierne liczne do potrzeb żony — układały się na ciele w sposób, który sugerował, że po pierwszym założeniu odwiedziły powierzchnię płaską podłogi. Kołnierzyk koszuli był odrobinę wygięty, marynarka delikatnie zmęczona życiem, kark podrapany, usta nadal wilgotne; od odciskania na nich uśmiechu przyjemniejsze było tylko odciskanie samej siebie. Stuknięcia obcasów — Versace, mio caro; powinieneś pamiętać, co zarzucam ci na ramiona — wygrywały marszową melodię determinacji. Świat pod ich nogami był brudny, robaczywy i nagięty do zasad, które tworzyła la famiglia; rozesłane przez Valerio wici nie płonęły plemiennym ogniem, ale miały woń wody kolońskiej i wyblakły, czerwony ślad na lewym górnym brzegu. Krew, passata czy pierwsze składnikiem drugiego? Z Valerio nigdy nie można być pewnym, dlatego Genny musu być pewna za niego — milczała, kiedy wysmarował nieelegancki liścik; milczała, kiedy Elio pytał tutto bene?, chociaż bene nie było nic, a tutto starszy brat jej męża mógł wsadzić sobie w dupę i dopchać grissini. Otwarte drzwi prowadziły w dół; długa droga, stroma droga, niebezpieczna droga — droga, którą odkryła dopiero po ślubie, kiedy z Rousseau zostało w niej tylko to, co najlepsze, a Paganini zaczęli pokazywać to, co najgorsze, chociaż ani hazard, ani bokserski ring nie plasowały się na szczycie kryminalnych dewiacji gospodarza wieczoru. W dole witała ich nienaturalna pustka przestrzeni, muzyka, beton i plastik — trzech pierwszych spodziewała się od początku, na ostatni uwagę zwróciła dopiero, kiedy zrobił to Elio. Trzy sekundy w jego wykonaniu, pięć w Genny; o związkach chemicznych wiedziała tyle, że — w przeciwieństwie do tych Valerio — istnieją, a hel to miejsce, do którego dąży każdy czarownik, nie skład nadmuchanych piersi (ciekawe, czy mogłabym postawić na nich drinka i—) — Mon chéri — złość złością, gniew gniewem, urażona duma w torebkę niewielką tak, że z trudem mieściła szminkę — pocałunek na policzku Valerio zostawił rubinowy podpłomyk czułości. Braterska bliskość była niepodrabialna; kokardka, którą zostali owinięci bracia Paganini w chwili narodzin, coraz częściej przypominała sznur, ale tylko głupiec — Genny poznała w życiu wielu, połowa nosiła kręgowe nazwiska — uznałby, że to destrukcja. — Zaskocz nas. Drobna poprawka w zamówieniu Elio — uniosłaby na niego brwi, gdyby właśnie nie był w połowie rozsuwania ud. Ten widok wzbudzał wyłącznie właściwości opadające; szczególnie bielizny. Ugięte kolana pomogły w zajęciu miejsca na innych — szerszych, stabilnych, znajomych i wygodnych w sposób, w który wygodne potrafią być tylko kończyny mężczyzn, którzy wiedzą, że kluczem do uszczęśliwienia kobiety jest dłoń na plecach i twarde— Postanowienie, żeby zapewnić optymalne warunki siedzenia. Genny również posiadała twarde — głównie spojrzenie, które zatrzymało się na twarzy kelnerki w niemym, uniwersalnym w narzeczu kobiet wyzwaniu. Świeżo przybyła Francesca mogłaby odgadnąć podprogowy przekaz, gdyby nie wizyta przy barze; zmierzwione siostrzaną dłonią włosy Elio zdążyły wrócić do pierwotnego staniu pod kilkoma delikatnymi muśnięciami dłoni Genevieve. Co z tego, że w trakcie musiała obrócić się w jego stronę i przysunąć bliżej torsu? To logistyka, tego nie da się zmyślić. — Nie prowokuj ich, Frankie — uśmiech za ziewnięcie; czegokolwiek nie będzie wymagał od nich Valerio, szybko zatęsknią za stanem (nie)wiecznego odpoczynku. — Wciąż mogą odesłać cię do dziecięcego kącika na górze. W Palazzo był mały, niebieski stolik z małymi, kolorowymi krzesełkami na których siadali mali, zabeczani ludzie — zwykle dzieci, czasem karły. Pierwsze płakały z zasady, drudzy — bo spotkali Valerio. korzystam z uprzejmości męża i siadam mu na kolankach rzuciłam 6 w kostnicy, bom głuptas |
Wiek : 29
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : specjalistka ds. PR w Palazzo, realizatorka przyjęć
Vittoria L'Orfevre
POWSTANIA : 24
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 8
TALENTY : 17
Nic nie było tym, na co wygląda. Z szyldu restauracja, z funkcji pralnia. Z wierzchu stoły nakryte obrusami, z dna wyściełane zielonym zamszem imitującym dolary. Z przodu muzeum, z tyłu liceum, a w środku włoskie nadzienie z drobnymi akcentami kuchni europejskich — francuskie wino, niemiecki wurst i zasłona milczenia na okupacyjne powiązania sprzed czterech dekad. Matteo—Vincenzo—Luigi—Carlo — Vittoria nie była pewna, kto z nich kierowcą był, ważne, że dostali pozwolenie — zaparkował blisko zaułka. Cuchnęło typowo — tą symfonią pomidorów, oliwy i czosnku, pod którą ukrycie niesubtelnego odorku łamania prawa było nie tylko łatwe, ale smaczne. Ciemniało przewidywalnie — była połowa maja, Maine i jego krawcowe czekały na dłuższe dni, w zamian dostając dłuższe migreny i wycieńczenie rzemiosłem. Papieros, wciśnięty w pociągnięte czerwienią usta, nadal płonął; siwy obłoczek dymu zakreślał w powietrzu drogę, którą przebyła Vittoria i sugerował, którędy nie podążać. Obcasy miały czternaście centymetrów i srebrne fleki — na stromych, prowadzących w dół schodach nie zostawiały dziur, ale Toria nie mogła obiecać, że równie łaskawie potraktują cudze stopy (certo, że nie). Echo muzyki i rozmów było maleńkim okruchem prawdziwego potencjału ukrytego przez światem (oraz IRS) wnętrza — podziemny klub, podziemny krąg, podziemne interesy, więc i miny grobowe. Ciemnofioletowa sukienka — krój kopertowy, dekolt karo, biustonosz podnoszący na duchu tak obserwatora, jak i noszącą — i różowa szminka; wojenne barwy tego sezonu były magiczną klasyką w odświeżonym wydaniu — Miei cari — czterech Paganinich za jednym stołem i budynek nadal stoi — przypuszczając po umiejscowieniu Genny na kolanach Elio, nie tylko on. — Co to za miny? Jeśli ktoś umarł, Vittoria — wbrew nazwisku, które, zgodnie z gównianym przeznaczeniem, ciągnęło się za nią smrodem przez czas i przestrzeń — by wiedziała. Ostatnio o śmierci czytała sporo; szczególnie w kontekście upewniania się, ile egzorcyzmów należy odprawić w pomieszczeniu, żeby mieć pewność, że zamordowana tam dusza nie wróci na stałe i nie zmieni się w Blondynę z Bella Donny. Jedna w tym mieście już była, wystarczy. — Jeśli to wina słabych drinków, nawet nie siadam — mężczyzna za barem wyglądał znajomo, kelnerka ani trochę; w Palazzo i pod Palazzo istniała niepisana zasada, że pracowników dzieli się na tych, którym można zaufać i tych, których można zaruchać. Prefiks podobny, funkcjonalność zgoła inna. Wbrew szumnej zapowiedzi, ryzyko zostało podjęte — stuknięcia obcasów obwieściły wędrówkę przerywaną tylko na krótkie uściśnięcie ramienia Valerio, dłuższy uśmiech dla Frankie, porozumiewawcze mrugnięcie dla Genny i różowe, posłane przez powietrze cmoknięcie dla Elio. Jeszcze dwóch Paganinich i zabrakłoby pomysłów na buonasera. — Czekamy na kogoś jeszcze? Paznokieć — długi i różowy tym odcieniem różu, do którego trzeba mieć odwagę, wyczucie stylu albo jedno i drugie — skinął delikatnie na piersiastą dziewoję przy barze. — Złotko, przynieś to, czym płuczesz po Valerio gardło. Gdyby była rozsądna, używałaby płynu do odkażania. zajmuję miejsce numer 4 kelnerka przyniesie mi espresso martini |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : projektantka magicznej mody
Valerio Paganini
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
Allora — od początku. Negroni w dłoni, smak kobiety na ustach, marzenie o sycylijskim słońcu na skórze — przyćmione żarówki nad głową wysysają włoską duszę, mig—mig—migotanie, w rytm którego po surowym betonie skaczą cienie. Uno, due, tre; będzie dziś ich wiele — pierwszy pojawia się ten najważniejszy. Ten rodzony. Ten cywilizowany, ale tylko do momentu. Ten bello, delizioso, perfetto. Ten, którego twarz czasem wraca w snach i pyta Valerio, perché mi stai lasciando? (Valerio nie wie, perché; wie za to, że zawsze wraca). — Elio, mio bello — rozłożone ramiona, rozlane uśmiechy — ciepło braterskiej dłoni na policzku zostawia trwały ślad, odlew taki. Można włożyć w niego palec i poczuć nadtopioną miłością tkankę. — No, sempre fame. Głodu Paganinich nie ugasi nic — zwłaszcza hel w cyckach. Elio siada po prawicy, bo gdyby poszedł na lewo, Valerio musiałby go nazwać un finocchio — wtedy marnotrawiłby potencjał Genny, która podąża obok męża (zawsze obok, nigdy za, che bello) i zostawia po sobie pieczątki miłości. Czasem to zadrapanie, czasem odcisk ust; nigdy nie wiadomo, dlatego to piękne. — Mia cara — gniew Valerio to fale; przypływa, odpływa, wysycha, wraca tsunami. Tusz na listach signory Paganini ledwie obeschnął, a źródło konfliktu przestało być istotne — o co poszło, bella? Znów któraś kelnerka się skarżyła, że musiała szorować kolanami o posadzkę i to nie w celach mopowania podłogi? Wszystkie są takie same — karierę robią ustami. Francesca nie musi; Francesca ma rodzinę, nazwisko, talent i wiedzę. Valerio odchyla głowę w bok, kiedy ciepło na plecach odświeża pakt — wzrok oblepia twarz Frankie, sprawdza stan szkód, nie stwierdza żadnych, va bene. Dziś nikt nie zginie. — Animatorka obecna, ale nie spodobałyby ci się zabawy, które oferuje — szklanka przy ustach ochładza uśmiech; samoobsługa w wydaniu siostry budzi w barmanie pragnienia, których nie ugasi alkohol — Valerio może mu w tym pomóc. Butelka wermutu załatwi sprawę; szczególnie, gdyby wepchnąć ją w dupę zaczynając od szyjki. Stuknięcia obcasów obliczają ostatnie sekundy — godzina zero, godzina próby, godzina, kiedy uśmiech zmienia się w grymas. — Vittoria, jak zawsze spóźniona — jak zawsze uzbrojona; igła zamiast języka wykrwawia kelnerkę powoli. Valerio nie sprawdza, czy ukłucia przebiły balony z helem — szklanka przy ustach kupuje mu sekundy. Une, due— — D'accordo, torniamo al lavoro. Tre. — Trzy sprawy — stół nie jest pełny, a mógłby; bracia Vittorii, ich siostra, wolne krzesła czekają na zapełnienie i pewnego dnia ugną się pod ciężarem świeżych ciał. Nie dziś; dziś sami zaufani, każdy z obecnych oddany rodzinie, nikt nie działający przeciw Emiliano ani nazwisku. — Primo, Little Poppy. Secondo, wybory. Terzo, bezpieczeństwo. Cierpliwość Valerio to płytka kałuża — po długiej suszy, został tylko naparstek. — Każdy z mózgiem między uszami — niewiele takich w tym mieście; niewiele — wie, że za kwietniową falę napaści la famiglia nie ponosi odpowiedzialności. Nie były udane ani subtelne, ani, cazzo, sensowne dla biznesu. Ale? — Ale renoma jest jak gówno na podeszwie, smród ciągnie się nawet po umyciu. Są w tym mieście idioti, którzy wierzą, że mieliśmy z tym coś wspólnego. Efekt? — wizualny — importante; Valerio odchyla się na krześle, nogi przed siebie, drink wsparty o podłokietnik, wzrok przeskakujący z twarzy na twarz. Elio, Genny, Vittoria, Frankie; nawet nie wiecie, co was czeka. — Pozycja rodziny w Kręgu zaczyna się chwiać jak dziewica na obcasach. Kłamstwo powtórzone kilka razy staje się prawdą, no? Lekcje wyciągane od Bena to te, którymi można się zadławić. — La famiglia musi odpowiedzieć. Finezza. Finezyjnie; dlatego Valerio rozmawia, zamiast działać na własną rękę. — Fermamente. Stanowczo; dlatego Valerio siedzi u szczytu tego stołu. — Veloce. Szybko; dlatego Valerio osusza drinka, pstryknięciem żądając kolejnego. — Propozycje? Wzrok wędruje w stronę Elio — mężczyźni mają pierwszeństwo. |
Wiek : 33
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : szef egzekucji dłużników familii
Elio Paganini
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 10
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 14
TALENTY : 17
Valerio, perché mi stai lasciando? Valerio nigdy nie odpowiada; Elio nigdy nie pytał na głos. Zawiłości braterskiej miłości to supeł, którego nie udało im się rozplątać — nigdy nie próbowali, lubią, gdy ociera im się szorstko o krtań. Zamiast pytań jest śmiech i skinięcie głową. Obaj mają w sobie sycylijski głód, zaspokajają go po prostu na różne sposoby. Valerio lubi hel, Elio w końcu cmoknął pieprzyk na ramieniu żony, o którym myślał od rana. Frankie pojawia się w drzwiach chwilę później, a Vittoria przychodzi niemal spóźniona i Elio nie ma wątpliwości, że było to całkowicie zaplanowane. Primo, bo spóźnianie się jest w modzie, secondo, bo Valerio wyraźnie przed nim ostrzegał. A ewidentnie Vittoria nie przyszła tu brać jeńców — zaczęła od kelnerki i Elio nie miał wyboru, jak parsknąć prosto do swojego drinka. Czy fakt, że przyniosła mu to samo, co pije Valerio, powinien uznać za jakąś wiadomość? Chuj; wystarczy, że mu książki każą czytać. Alkoholu interpretować nie będzie. — Frankie jest już dorosła — powiedział spokojnie. W tej rodzinie dorasta się szybko. — Najwyższy czas by zainteresowała się... azienda di famiglia, nie animatorami. Na tym temat można skończyć, bo należy zacząć znacznie ważniejszy — po chuj nas tu, Valerio, wezwałeś? Primo, Little Poppy. Secondo, wybory. Terzo, bezpieczeństwo. Trzy sprawy, które sprowadzić można do jednej. Valerio mówi jak rasowy Włoch (francuskie korzenie w takich momentach giną) — długo, z pasją i idealną nutką dramatyzmu. Gdy kończy, wzrok zostawia na Elio; ten odstawia na stół drinka. Jedna ręka jest zajęta plecami żony, więc do gestykulacji zwalnia tą meno importante. — Haczyk polega na tym — wzrok odpowiada na wezwanie fratello — że to, co nas wybiela najbardziej, nie może zostać upublicznione. Atak na miejsce, w którym siedzą, jest dowodem ostatecznym, że nie mieli z tym nic wspólnego, ale i faktem niewygodnym dla famiglie. Na całe szczęście nie tylko ten przybytek ucierpiał. Na całe szczęście, mieli Vittorię. — Zaatakowane Palazzo do zła— Zerka na żonę i odgarnia jej za ucho jeden z kosmyków. — Jak na to mówisz, amore? Optyka? To Genny znała się na optyce najlepiej i jej pozwoli dopowiedzieć dlaczego. Podstawą dobrego zarządzania jest słuchanie tych, którzy znają się na czymś, kurwa, lepiej. — O tym mówić nie możemy. Możemy za to mówić o tragedii, która spadła na twoje drzwi, cara cugina — spojrzenie zatrzymało się na Vittorii i nie zamierzało jej opuszczać. — Powinnaś publicznie wypowiedzieć się o napaści. Podkreślić panieńskie nazwisko, że rodzina cię w tym wszystkim wspiera i że winni temu zamieszaniu zostali aresztowani. Genevieve ci pomoże to sprawnie ubrać w słowa, prawda, mio caro? Aresztowani, zamordowani — jedno i to samo. — Znamy kogoś z Piekielnika? — Genny wybaczy, ale z pewnością się zgodzi. To nie temat dla Zwierciadła. Kogoś muszą tam mieć, w końcu nestor załatwił piękną wstawkę o tym, jaki bohaterski na wiecu był Valerio. — Zrobiłabyś z nimi ten, no— Pstryka palcami, próbując sobie przypomnieć nazwę. Genny mu kiedyś mówiła, miał ją na końcu języka. — Coś tam na wyłączność. Wraca wzrokiem do Valerio, brew mówi genialne, no? Usta mówią jeszcze nie skończyłem. — Łącząc primo z secundo — dramatyczna przerwa na łyka. Musi zwilżyć gardło, tyle się nagadał. — Richie przyszedł z propozycją. Oczywiście nie za darmo, wszystko z tym cazzone kosztuje. Poparcie za poparcie. Kościół organizuje zbiórkę jedzenia dla poszkodowanych po tym chlewie z lutego. Wjedziemy na białym koniu pełnym calzone, Williamson krzyknie jacyśmy szlachetni, ja odpowiem robimy tylko to, do czego przykład daje nam Kościół i dwa kutasy polizane za jednym zamachem. Krąg to Krąg, ale Kościół to Krąg; nie da się wkraść w łaski jednego, bez lizania dupy drugiego. — Rachunek mamy wyrównać w urnie. Ci sono obiezioni? Zanim zagłosują w czerwcu, muszą zagłosować teraz. Familia działa, gdy działa razem. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : LITTLE POPPY CREST
Zawód : specjalista ds. finansów familii
Francesca Paganini
ANATOMICZNA : 15
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 14
TALENTY : 12
Kołysała nogą pod stołem, sączyła drinka i zastanawiała się, co właściwie tu robi. Było tak, jakby myśl, że nie do końca się do tego nadaje, zakorzeniła się w niej na dobre. To nie tak, że rodzina nie była dla niej ważna – była najważniejsza. To nie tak, że lepiej byłoby jej gdzieś indziej – nie byłoby. I wreszcie – to nie tak, że sądziła, że nie powinni się bronić. Powinni. Finezza, fermamente, veloce. Dokładnie tak, jak mówił Valerio. (Mylił się tylko w jednym. Frankie na obcasach wcale się nie chwiała). Francesca miała jednak ideały, a te były jak tanie okulary z kolorowymi szkłami – wszystko przez nie wyglądało dla niej zupełnie inaczej niż wyglądało dla pozostałych. Kołysała więc nogą i popijała drinka, i czekała – dlatego, że Elio musiał wypowiedzieć się pierwszy, ale też dlatego, że sama nie była pewna, co chciałaby powiedzieć. Co mogłaby zaproponować, żeby wciąż usatysfakcjonować potrzeby la famiglia. Bo, na przykład, sama na pewno nie zaproponowałaby układania się z Williamsonem – i, wbrew temu, w co dała się wrobić na ostatnim spotkaniu z Richiem (teraz już wiedziała; dała się rozegrać koncertowo), wcale nie była przekonana, że będzie chciała na niego głosować. W zasadzie – była pewna, że absolutnie nie. Ideały. Propozycji Elio słuchała jednak tak, jak mogłaby słuchać wykładu na Kompletach – pilnie, z pełną uwagą i gotowością do tego, by się odezwać, gdy przyjdzie ku temu moment. Nie robiła tylko notatek – jedyne ustępstwo, na jakie gotowa była pójść, choć ręce ją świerzbiły. Wodziła wzrokiem między kolejnymi twarzami i, gryząc wnętrze policzka, myślała. Udział w zbiórce żywności jej się podobał, choć z powodów dużo bardziej romantycznych niż praktycznych. - Moglibyście też wysłać mnie z pomocą medyczną – rzuciła wreszcie cicho, trochę niepewnie – wszak dotąd nie uczestniczyła w rodzinnych naradach – ale, z drugiej strony, z cieniem przekonania, że wie, co mówi. Bo wiedziała. Wiedziała, prawda? - To znaczy, pewnie nie tylko mnie, trzeba by to pewnie załatwić ze szpitalem, zorganizować jakąś przychodnię polową, masa ludzi z pewnością wciąż nie pozbierała się po całym tym... – Machnęła ręką. – Po wszystkim – ucięła krótko, bo za dużo by mówić. Po lutym. Po Cripple Rock. Po bardzo wielu dziwnych rzeczach, które ostatnio się działo. Myśl, że byłoby łatwiej, gdyby miała własny gabinet – miejsce dla tych wszystkich sierot, które wolały przychodzić do niej do mieszkania niż szukać pomocy w szpitalu – ta myśl była krótka, przelotna i chwilowo niewarta uwagi. - Charytatywna pomoc medyczna zawsze dobrze wygląda – kontynuowała. –W tym przypadku pokazałaby, że się przejmujemy. Przejmujemy tak strasznie, żeby podzielić się tym, co mamy najlepsze. – Uśmiechnęła się przelotnie i teatralnie zadarła nosa. Ona. Ona była tym najlepszym – przynajmniej tutaj, teraz i, przede wszystkim, we własnym przekonaniu. - Plus jeśli nie będziemy chcieli za to pieniędzy, wszyscy, którzy potracili ubezpieczenia, na pstryknięcie palcami zapałają do nas miłością. Nawet bez pomocy Williamsona – zauważyła nim zdążyła ugryźć się w język. To nic osobistego. Frankie po prostu... Frankie postrzegała świat zupelnie inaczej. Dzisiejsze spotkanie niewątpliwie miało prędko zweryfikować proporcje naiwności do dojrzałości, ufności do zdrowego egoizmu. |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : RATOWNIK REZYDENT W SZPITALU IM. SARY MADIGAN, STUDENTKA
Genevieve Paganini
ANATOMICZNA : 10
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 171
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 22
TALENTY : 10
Dłoń delikatnie musnęła kark, uśmiech załaskotał w policzki — dla wzroku nie zostało nic innego, poza skupieniem. Podziemia Palazzo połykały dźwięki, ludzi i człowieczeństwo, dokładnie w tej kolejności; drink pomagał uśpić napięcie, ciepło Elio wygładzało gęsią skórkę, ciężar słów żłobił w podłodzie maleńkie dziury. Valerio był granatem, z którego ktoś wyjął zawleczkę — to, że nadal nie wybuchł, było przypadkiem, zrządzeniem losu albo brakiem gwałtownych ruchów. Nie licząc tych włoskich, dzięki którym słowa wydobywały się z ust; signora Paganini obserwowała sposób, w jaki wargi męża układały się na sylabach. Wspomnienie tego, do czego używał ich o poranku odżyło i— — Zła optyka, mon cheri — poruszenie na kolanach pomogło znaleźć Genny wygodniejszą pozycję startową; ti amo, Elio. Wykorzystał sytuację, żeby włączyć żonę w wymianę zdań — przy nim nigdy nie była tylko ozdobą. Czasem grała pionka z wolną wolą; tak łatwiej poruszać się po planszy. Tej nocy ma kształt stołu do pokera i składa się z kilku włoskich przypraw. Valerio — arrabbiata. Eli — estragon. Frankie — tymianek. Vittoria — oregano. Genny? Genny — zioła prowansalskie, które oprószają prawdę męża. — Nikt nie wie o tym, że Palazzo zaatakowano. Bez winnych, nie ma zbrodni — winnych nie było, bo w noc napaści restaurację ochraniał Valerio; po winnych do dziś zostało kilka połamanych kości w bezimiennym dole. Genny czekała, aż któreś z nich pojawi się z zaświatów — medium nie bały się śmierci. Medium siedziały śmierci na kolanach, opuszkami palców muskając ciepły kark. Przelotny uśmiech napotkał wzrok madame L'Orfevre; naprawdę powinna popracować nad tym nazwiskiem. — Certo. Vittoria wie, że może na mnie liczyć. Nie zajęły się tym tylko przez wzgląd na samą zainteresowaną; Toria miała dość tamtej nocy, wszystkich zamieszanych, śledztw, krwi, chaosu. Bella Donna była dzieckiem, którego nigdy nie posiadała i Genny mogłaby to zrozumieć, gdyby sama nie to, że nadal miała nadzieję na— Ciche cmoknięcie położyło kres pięknemu tokowi myślenia Elio — kość niezgody rozgryzą razem. — Mój kuzyn pracuje dla Piekielnika, ale wątpię, żeby zgodzili się na wywiad. Nadal lubią twierdzić, że leżą po bezstronnej części prasy, a gdyby zaprosili do prasy Vittorię, o tę samą uwagę mogliby zacząć upinać się inni magiczni właściciele, którzy padli ofiarą napaści. Ci, którzy mogą mieć własne przemyślenia i prywatne urazy wobec familii; a przecież nie dla prywatnych przekonań dziś wznoszą toasty. Frankie — słodka, niewinna Frankie — o tym zapomniała. Świat Kręgu był światem krążków; nachodziły na siebie i poruszały się tylko dlatego, że każdy znał trajektorię własnych działań. Zakłócenie tego porządku budzi tarcia, z tarć rodzą się spotkania pod Palazzo — gdzie nasączone jadem plotki psują smak aperola. — Richard zna się na polityce lepiej niż ktokolwiek z naszego pokolenia. Gra quid pro quo, tym razem przynajmniej znamy cenę — nie zamierzała twierdzić o bezstronności; Richie istniał w życiu Genevieve od studiów i, być może, w popapranej wersji świata dziś piłaby kawę na tarasie w Thornhill Hall. — Kościół nigdy nie był fanem familii, ale nawet kapłani nie będą mogli zaprzeczyć, że nasza obecność na Placu Aradii to gest przychylny Piekłu. Optyka naprawdę miała znaczenie — Palazzo oferujące posiłki było idealnym plakatem uczynności, zgadzało się z linią prezentowaną przez la famiglia, mówiło: patrzcie, jesteśmy tu, kiedy nas potrzebujecie i robimy to, co potrafimy najlepiej. Ze szpitalem tak nie było — rodzina Paganini posyła tam ludzi, nie podpisuje się pod osiągnięciami w leczeniu. W tę narrację nie uwierzyłoby wielu; Genny sama miałaby trudności. — Z pomocą medyczną byłabym ostrożna, Frankie. Zwyczajowo w Saint Fall za tę strefę odpowiada rodzina Devall, a nie chcemy dawać im powodu, by dołączyli do narracji uderzającej w la famiglia — z najstarszych, wpływowych rodzin w mieście, ta była najbliżej do zrzeszenia się z Paganinimi; udałoby się, gdyby narzeczona Valerio nie okręciła samochodu wokół drzewa. — W końcu zabiegamy o przychylność nie tylko Kościoła, ale i rodzin Kręgu. Sedno — Kręgu. Krąg to rodzina Williamson. Jeden z nich właśnie startował na stołek burmistrza; w interesie każdej magicznej rodziny powinno być zadbanie o wygodne poduszki pod pośladkami Ronalda. — Wybór burmistrza jest tylko symbolem. Jeśli zdobędziemy przychylność Williamsona przed zwycięstwem, po objęciu funkcji będzie łatwiej uzyskiwać pozwolenia, przepychać wnioski, planować rozszerzenie wpływów w świetle prawda. Prywatne filozofie spadają z piedestału, kiedy odzywa się polityka — Ronald był zapatrzonym w siebie staruchem, który testował nowe wody, ale Adams przy byle okazji byłby pierwszy do wyplewienia mafii z Hellridge. — Mogłabym zorganizować w Palazzo kolację dla kobiet z Kręgu. Niech poznają rodzinę od najlepszej, możliwej strony. Smaczna kuchnia, eleganckie wnętrza, włoska muzyka klasyczna; la famiglia to nie tylko mafia. |
Wiek : 29
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : specjalistka ds. PR w Palazzo, realizatorka przyjęć
Vittoria L'Orfevre
POWSTANIA : 24
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 8
TALENTY : 17
Elio prycha śmiechem, Genny promienieje, Frankie stara się nie umrzeć z nudów, Valerio wiedzie prym — a Vittoria pali. Ktoś uszył ten włoski haft po zbyt głębokim kieliszku Barolo. Papieros między ustami powstrzymywał słowa i pozwalał mówić innym; piękna wyliczanka obowiązków przygasiła rozpalone oczko tytoniu. Valerio udzielił im dyspensy na mowę dopiero, kiedy sam zamilkł — na scenę wskoczył Paganini młodszy i zamiótł bez szczotki w ręce; to opuszczone z wrażenia szczęki wyczyściły parkiet. Zakręcony wokół języka dym był intensywny i ulotny; spomiędzy rozchylonym warg uniosły się słowa i krótki przerywnik w potyczce słów jedynego szczęśliwego małżeństwa w promieniu kilku mil. — Elio, klękam w tylko jednym celu — jasna brew drgnęła, usta zostały w tym samym miejscu. — I nie jest to spowiedź. To tyle, jeśli chodzi o otwieranie świeżo zasklepionych ran; Vittoria nie zamierzała przypominać światu o napaści, skoro Saint Fall ani myślało o tym zapominać. — Całe miasto wie o napaści na pracownię, więc linia obrony nasuwa się sama — żaden wywiad w propagandowej gazetce krewnych Genny nie osiągnąłby tego, co najstarsza broń świata — logika. — Błąd w ciągu przyczynowo—skutkowym, miei cari. Skoro napaść zleciła la famiglia, dlaczego mieliby atakować jednego ze swoich? Dla zatarcia śladów? Zadziałałoby, gdyby nie to, że tamtej nocy zginął człowiek — Paganini nie dopuściliby do tak bezsensowego trupa na koncie. Dla odwrócenia uwagi? Być może, gdyby nie kolejne zrządzenie losu — gdyby napaść na Bella Donnę była zaaranżowana, co na cycki Aradii robił tam agent federalny? Valerio znał detale; Ben wyszczekał je razem z ilością przysług, które wisieć będą mu bezpośrednio zamieszani w atak. Całe to miasto opierało się na przysługach — każdy, kto zabierał właśnie głos, doskonale o tym wiedział. Wybory były okazją, nie koniecznością dla familii; tylko głupcy rezygnują z możliwości, które pod obcas los rzuca im sam. — Po napaści na Bella Donnę dostałam czek od Ronalda. Nie brzmiał na kogoś, kto przekonany jest o winie rodziny — gdyby był, Vittoria byłaby uboższa o pięćdziesiąt dolarów; niewiele, ale wystarczająco, żeby przykuć uwagę potencjalnego wyborcy. — Nie oszukujmy się. Każde z nas przy urnie zakreśli własny krzyżyk, ale nie prywatne przekonania interesują Richiego. Cała familia mogłaby budować przytułki dla bezdomnych, szpitale polowe, przychodnie, sale dla noworodków i ośrodki dla uzależnionych, ale istniała określona granica bujdy, w którą są w stanie uwierzyć ludzie — Paganini sprawiali, że inni potrzebowali pomocy medycznej. Nigdy na odwrót. — Williamson chce, żebyśmy namówili naszych. Chłopaków z magazynów, obsługę Palazzo, dostawców, włoską mniejszość. Paradoks ubrany w ładną sukienkę — pięć głosów aktualnie zgromadzonych ma najmniejsze znaczenie. — Więc zastanówmy się, na ile wycenić przysługę, a potem— Naprzeciwko siedział człowiek, który miał doprowadzić to do końca; Vittoria odsunęła papierosa od ust. Uśmiech zagościł na nich sam. — Valerio złoży im ofertę nie do odrzucenia. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : projektantka magicznej mody