First topic message reminder : KAWIARNIA „ZŁOTA POLEWKA” W buzującym magią Deadberry nie mogło zabraknąć kawiarni, której nazwa sugeruje szczęśliwe zakończenie wizyty w jej wnętrzu. Co prawda w Złotej polewce goście nie napiją się przynoszących szczęście eliksirów, ale właściciele tej niewielkiej, za to urządzonej z gustem kawiarenki dwoją się i troją, żeby w filiżance każdego czarownika miejsce znalazł napar idealny. Poza szerokim wyborem kaw z najdalszych, magicznych zakątków świata, można się tu napić również herbat i gorących czekolad — te ostatnie są, niestety, ledwie znośne. Kilka większych oraz mniejszych stolików umożliwia wizytę zarówno samotnych wędrowców, jak i grup znajomych, którzy w pochmurny dzień zamarzyli o ciepłym napoju i miejscu na podzielenie się plotkami. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Sebastian mi łeb upierdoli przy samej dupie, jak mu powiem, że o nim zapomniałam, ale, no kurwa. Na dzisiejszym spotkaniu widziałam minę wszystkich. Overtone akurat tam przeżywał życiowe olśnienie, ale widziałam minę Godfreya. Ja go wprowadziłam w struktury, ja jestem za niego odpowiedzialna – więc ja pojechałam do niego do Wallow, po krótkiej wymianie listów. Musiałam to załatwić jeszcze zanim wyjadę. Jutro mnie nie będzie, znikam na weekend. Nie będę o tym rozmawiała z nim przez telefon. Musiałam tam pojechać i wyjaśnić sprawę. Sprawa została wyjaśniona, Godfrey zostaje w Kowenie, został uspokojony, przetrawi sobie te informacje i będzie grzecznym chłopcem. Dobrze, lubię, gdy chłopcy są grzeczni. Ci chłopcy, którzy są pode mną- wróć. Ci chłopcy, którzy mi podlegają. Czy to w Gwardii, czy w Kowenie. To ułatwia pracę. Jeszcze zanim wyszłam od Godfreya, przypomniałam sobie, że czeka na mnie jeszcze jeden chłopiec. Byliśmy umówieni na zwykły spacer, niby nic nadzwyczajnego, ale przez całą drogę z Wallow do Deadberry plułam sobie w twarz, że wypadło mi to z głowy. Ostatnio nie jestem sobą. Jestem roztargniona, przemęczona, ciągnę pięćset srok za ogon i jestem w chuj niepocieszona, bo w robocie wsadzili mnie w papiery. Po następnym tygodniu się to zmieni, wiem. Ale nie zmienia to faktu, że jestem tym zmęczona. Tym, co przeżyłam w Cripple Rock, w jaskini. Tą całą organizacją pogrzebu. Tym balem, na którym musieliśmy się pojawić. Robotą. I jeszcze dzisiejszym spotkaniem, na którym pojawił się sam Ojciec. Sam Ojciec odpowiedział na moją modlitwę! Jak to wszystko nie zamieszałoby normalnemu, zwyczajnemu człowiekowi w głowie? No jak? Porzucam samochód przy granicy do Deadberry, resztę przechodzę pieszo, jak zwykle. Niemal biegnę, chociaż nie do końca, na miejsce spotkania – do tej alejki z latarniami, która jest tak samo ładna, jak i jest ponura. Przechodzę przez nią, szukam spojrzeniem Sebastiana, ale go nie widzę. Kurwa, poszedł już sobie. Będę musiała do niego zadzwonić, albo podjechać. Albo porozmawiać w samochodzie, przecież jutro i tak jedzie ze mną i Frankiem do sanatorium. Zdyszana, zziajana, z włosem rozwianym po całej mordzie wzdycham głęboko i z poczuciem kompletnego spierdolenia zamierzam zawrócić do samochodu, kiedy- Wzrok zatrzymuje się na przeszklonej ścianie pobliskiej kawiarni. Siedział tam. Sebastian tam był. Nie sam. Sebastian siedział tam, a obok niego siedziała kobieta. Był umówiony ze mną, miał poczekać na mnie, a tymczasem już znalazł sobie pocieszenie w postaci innej kobiety. I to nie byle jakiej! Przecież znam tą gębę. Ona mi oglądała rękę. To też ona skierowała mnie na tydzień do sanatorium. Sebastian powiedział, że będzie ze mną tylko dwa dni. A więc to tak? Znaleźli sobie lukę, żeby się mnie pozbyć? Mam pracę, Judith, bez pracy nie dam rady. Ja mu, kurwa, zaraz dam radę! Włosy przeczesuję tylko z nerwów, ale i tak słabo się układają, kiedy popycham drzwi do tej pożałowania godnej kawiarni i idę do stolika. W pierwszym odruchu chciałam odejść, ale nie… Nie! Nie będzie ze mną tak grał. Nie ze mną! Na usta ciśnie mi się uśmieszek tak słodki, że mógłby zabić swoją jadowitością każdego, kto tylko by na niego spojrzał. — Dzień dobry. – Nie wiem, kiedy ostatnio powiedziałam komuś szczerze i serdeczne dzień dobry. Ale, chwila. To też nie jest szczere i serdeczne. – Przepraszam za spóźnienie. Wyskoczyło mi coś w Wallow. Nie powiedziała Judith Carter nigdy. Spojrzenie przenoszę z River na Sebastiana. Spojrzenie pod tytułem zrób albo powiedz cokolwiek, to przekonasz się, że dorywczo jestem bazyliszkiem i Cię tu, kurwa, ukatrupię. — Na szczęście widzę, że długo nie zostałeś bez opieki. – Prawda? Ładna ta Twoja nowa dziewczyna, Sebastianie. – Nie będę Wam przeszkadzać, przyszłam dać Ci znać, że wszystko w porządku. Nic, kurwa, nie jest w porządku. — Do zobaczenia – mówię do River, nie dopowiadając w Piekle. Albo po śmierci; Twojej. W tył zwrot to podstawowa komenda Czarnej Gwardii, umiem wykonać ją doskonale. Niech tylko spróbuje ze mną jutro pojechać do tego sanatorium i wepchnąć mi się do łóżka. Prędzej, kurwa, zatańczę z Lanthierem niż mu na to pozwolę. Niech się gździ ze swoją nową kochaneczką. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Sumienna - Czarna Gwardia
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Dzwoneczek przy drzwiach odzywa się po raz wtóry, odkąd tu usiedli. Ludzie wchodzą i wychodzą, Sebastian przywyknął już do drażniącego dźwięku, więc nawet na moment nie kieruje spojrzenia ku jego źródłu. Wzrok ma skupiony na River, oczekując odpowiedzi, ta jednak nie pada, bo uwagę ich obydwojga skrada zbliżająca się do stolika sylwetka. Padający na stół cień w pierwszej chwili kazał Sebastianowi sądzić, że kelnerka czegoś od nich chce, choć przecież niczego nie potrzebowali, a i kawy również jeszcze nie dopili, by miała co zabierać ze stolika. Niebieskie spojrzenie unosi się na niespodziewane towarzystwo, a brwi mkną ku linii włosów drobnym ruchem, kiedy rzekoma kelnerka okazuje się być Judith Carter we własnej osobie. Nieco po czasie, co? Będzie niespełna godzina. Sebastian zostawia zastanawianie się nad tym, skąd Judith wiedziała, gdzie go znajdzie i już ma powiedzieć River, że oddzwoni do niej, by dokończyć rozmowę i chętnie pomoże w poszukiwaniu mieszkania, lecz jego głos zostaje zagłuszony przez brzmienie głosu Judith, jeszcze nim pierwsze głoski formują się w sensowną całość. Uprzejme „dzień dobry” i grzeczne wyjaśnienie skierowane w stronę Sebastiana, tym razem zmuszają jego brwi — będące zdecydowanie najbardziej aktywną formą ekspresji na jego twarzy — do ściągnięcia się ku nasadzie nosa w niemej konsternacji. Nie wie jeszcze, jaki Judith ma problem, ale pretensję i kłopoty widzi gołym okiem. Wściekła jak osa, tylko użądlić nie może, bo ludzie patrzą, co zapewne tylko mocniej ją wkurwia. A tej co znowu? I ot tak, po prostu wychodzi. — Wybacz, River — mówi spokojnie, uśmiechając się przepraszająco do swojej towarzyszki, gdy wstaje i kładzie na stoliku banknot pokrywający oba zamówienia. — Zadzwoń proszę, masz mój numer. Chętnie pomogę ci z nowym mieszkaniem, tymczasem niestety na mnie już czas. Jego ruchy nie zdradzają pośpiechu, dopóki nie wychodzi z kawiarni. Wzrok przebiega po okolicy, w ostatniej chwili łapiąc znajomą sylwetkę. Podbiega do Judith, znajdując jeszcze w locie szansę na włożenie fajka w wargi i zaciągnięcie się. Zwalnia, równając z nią krok, choć wcale niezbyt mocno, bo Judith sama niemal biegnie. Przyspieszyła, orientując się, że ją dogonił? — A tobie co? — Proste pytanie z nadzieją na prostą odpowiedź. Nadzieja matką głupich. Nigdy się nie nauczy. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Protektor
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Kiedyś byłam szybsza. Kiedyś byłam też młodsza i, jak się okazuje, mądrzejsza, bo nie dawałam się wodzić żadnemu, kurwa, facetowi za nos. Na żadnym mi specjalnie nie zależało, więc humory i inne pierdoły mogłam mieć legalnie w dupie i nikt mi nic, kurwa, zrobić nie mógł. Teraz jestem stara, głupia i zakochana. I powolna, bo gdyby nie spadek kondycji i starość, Sebastian by mnie nie dogonił. Bardzo się o to starałam. A tobie co? Przysięgam, dadzą mi przydomek Judith Czarna Wdowa, bo za moment zamorduję kolejnego faceta, którego wpuściłam do łóżka. — Nic. Wszystko jest w porządku. Nic się, kurwa, nie dzieje. Wcale nie złapałam go właśnie na kawce z lafiryndą ze szpitala, która mnie wysłała osobiście do sanatorium. A babka kiedyś mówiła, trzymaj chłopa, bo ledwo się odwrócisz, już za następną spódniczką poleci. Miałam to w dupie. Obecnie też mam. Nie zależy mi. Nie mam mu nic do powiedzenia, wcale mnie to nie obchodzi. Teraz już wcale nie- No dobra, kogo ja oszukuję. Gdybym miała to w dupie, nie wlazłabym jak pieprzony Overtone, żeby odstawić scenę, tylko bym poszła i odcięła go ze swojego życia. Ale… Ale. Myślałam, że… że mimo wszystko… że po tym wszystkim… — Idź sobie do koleżaneczki. Pewnie jej smutno, że nie dopiłeś kawki. No idź, pokaż, jak bardzo Ci na mnie zależy. Idź, olej mnie i przestań, kurwa, kłamać, że jestem jakkolwiek warta zainteresowania. Teraz jeszcze jest czas na odwrót. Jeszcze potrafię wrócić do swojej nory, gdzie nie jestem kobietą, a żołnierzem. Nie patrzę na niego. Patrzę przed siebie, zastanawiając się, dlaczego to Deadberry nagle stało się takie, kurwa, wielkie? |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Sumienna - Czarna Gwardia