Marshall Abernathy
POWSTANIA : 15
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 167
CHARYZMA : 4
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 8
TALENTY : 13
11.08.1982Boy meets worldLeło Carter, Marshall AbernathyTa schadzka była wyjątkowa, gdyż odbywała się wyjątkowego dnia. Hall przeżywał to w sekrecie i wewnętrznej rozpaczy, że nie ma z kim podzielić się ekscytacją związaną z nadchodzącą godziną zero ani tym, co planuje zrobić. Oczywiście, dwa tygodnie uprzedzone skrywaniem swojego projektu nie łączyły się z pracą w pocie czoła. Nawet jeśli sierpień był na tyle gorący, iż z chłopaka pot lał się nawet przy basenie w skąpym stroju kąpielowym. Ot, wiele do oglądania nie było i z całą pewnością wakacje to nienajlepszy czas dla młodego Abernathy'ego. Biblioteka w tym okresie zdaje się taka ponura, motywacja do nauki zamiera z krótkimi nocami a dłużące się w nieskończoność dni zdają się deprymować wieloletnie autorytety. Jednak kiedy powiedziało się A - należało powiedzieć B, głośniej i wyraźniej. Zatem też tak musiało się stać, a każda przeszkoda na drodze musiała zostać usunięta. Czasem był to niewielki głaz, niekiedy truchło martwej łani, ale ten dzień musiał pretendować do miana idealnego. Dlatego, kiedy tylko, schadzka zaczęła nosić znamię randki, Marshall ciągnął swojego chłopaka za rękę wydeptaną dróżką w stronę lasu. Dzień powoli zakrywał się całunem nocy, a gąszcz drzew kładł chłodny cień na odkryte ramiona chłopaka. Uczucie bardzo przyjemne i orzeźwiające, dodawało mu nowej energii, aby żwawo przebyć te kilkaset metrów. Od czasu do czasu blondyn oglądał się na Leośka, uśmiechając i rumieniąc się przy tym niewiarygodnie wręcz. Jeszcze nigdy się z nim tak dobrze nie bawił. Nie wypił z nim tyle słodkiego wina, nie usłyszał od niego tylu niewinnych słówek szeptanych w uszko i jeszcze nigdy nie dał się pochłonąć jego chamskiej wodzie kolońskiej tak bardzo jak dziś. Wszystko zdawało się przy nim takie lekkie. Kilometry minione na potajemnych spacerach. Spotkania, których świadkiem był jedynie Księżyc i sam Lucyfer. Wszystko to niosło ich do tej jednej chwili. - Zakryj oczy - zaśmiał się - proszę - dodał delikatnie, ale nie zniósłby sprzeciwu. Stanął na palcach, aby obwiązać Carterowi przepaskę wokół oczu i dał mu podążać za jego głosem. Wprost przed wiekowe drzewo, wznoszące się długo w tym lesie przed ich narodzinami. Ostrożnie poprowadził czarownika przez okrągłe schody i znaleźli się w niewielkim domku na drzewie, pamiętającym dzieciństwo bliźniaków Abertnathy. - Jesteśmy - tym samym nieśmiało pozwolił Leonardowi odsłonić oczy. Chociaż słodki zapach dziesiątek świeczek zapalonych w drewnianym pomieszczeniu mógł zasugerować mu coś miłego. Pachniały tak samo, jak perfumy, które on niegdyś chwalił. Na podłodze rozłożony był koc ze stertą poduszek, a całość przypominała turecki buduar. Spojrzał z pełną śmiałością na jego minę i zachęcającym pociągnięciem od żuchwy po tors, mruknął coś pod nosem. - Stwierdziłem, że mamy tu coś do zrobienia - dodał, idąc w stronę posłania, zachęcająco stawiając krok za krokiem. No, chociaż wiadomo, chciał, żeby jego dupa wyglądała zachęcająco. |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownik
Zawód : Zaklinacz