22 — III — 1985Salve, BarnabyBądź — co bliższe memu sercu kulturowo i naukowo —
Γεια σου! Zanim uznasz, że próbuję wyłudzić od Ciebie zwrot podręcznika do łaciny (jest Twój; jak radzisz sobie z trzecią deklinacją?), przejdę do sedna — jest piąta nad ranem i nie zdziwiłbym się, gdybyś też nie spał.
Nasza ostatnia wizyta nad miejscem (niegdysiejszego) spoczynku skutecznie spędzała mi sen z powiek; twarz dowodzącego tamtą trójką mężczyzny była charakterystyczna nie tylko przez wzgląd na brak oka — zapamiętałem go przez okoliczności. Dwudziestego szóstego lutego wybiegł z Piwniczki, kiedy pożar zaczął rozprzestrzeniać się po piętrze; byłem akurat na etapie samobójczego wbiegania do wnętrza płonącego budynku, ale jestem pewien, że należał tamtego dnia do klienteli. Gdyby nie wczorajsza wizyta w Deadberry, zgubiłbym ten szkopuł w nurtach wspomnień; niezbadane są wyroki losu, nie sądzisz?
Stąd kolejny wniosek — jeśli ktokolwiek mógłby wiedzieć na jego temat więcej, będzie to barman w Piwniczce. Niechętnie rozmawiam o wersji samego siebie sprzed lat, ale z każdego upadku płynie lekcja; jeśli istnieje uniwersalna, światowa prawda dotycząca barów, to brzmi ona: klient mówi, barman słucha. Johnny Kozia Bródka może wiedzieć coś na temat
nasze Twojego podejrzanego — kto wie, może po kilku głębszych, ten chlapnął przy barmanie o kilka słów za dużo?
Barman będzie skłonny do rozmowy, ale tylko przy kieliszku; uważa, że prawdę o człowieku można poznać wyłącznie przez pryzmat butelki. Jeśli chcesz go przepytać, będziesz potrzebować alkoholu, ładnej kobiety i mocnej głowy — mogę pójść z Tobą, ale jedynie w ramach skłonnego do ucieczki towarzystwa. Być może wciąż mnie pamięta i chętniej zgodzi się na wychylenie kilku kolejek.
Jakub nakazał przekazać pozdrowienia,
Ores