Terence Forger
ANATOMICZNA : 20
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 9
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 9
TALENTY : 10
Gabinet Pokój dumnie nazywany gabinetem ma wielkość znaczka pocztowego. Jakimś cudem zdołał jednak pomieścić kolejny regał z książkami, biurko wyciągnięte prawdopodobnie ze sklepu ze starociami oraz dwie szafy (a może to wszystkie te meble odjęły pomieszczeniu połowę powierzchni?). |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : eaglecrest, saint fall
Zawód : egzorcysta / pielęgniarz
Terence Forger
ANATOMICZNA : 20
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 9
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 9
TALENTY : 10
4 stycznia 1985 Po powrotach z dziennych dyżurów, wieczory wydawały się wręcz dziwnie puste. Prawie tak samo jak mieszkanie w którym ciszę od razu zagłuszał włączeniem wciąż osadzonej w kieszeni kasety Depeche Mode. Obiad stanowiło kolejny raz ratatouille przyrządzone na szybko przy pomocy znalezionych składników i odrobinie własnej kreatywności. Przepis zakładał dwie porcje, ale to nic, drugą pozostawi na następny dzień. Los samotnie żyjącej osoby zakładał, że czasami trzeba jeść odgrzewane, choćby dla własnej wygody. Po posiłku zdążył jeszcze przejść przez całe mieszkanie i podlać kwiaty, które tego wymagały. Sukulenty zostawił w spokoju, zimą domagały się wody wyłącznie raz na pół roku. Przyjrzał się liściom skrzydłokwiatu, sprawdzając czy dziwne plamy nie rozprzestrzeniały się dalej po tym jak zmienił jego stanowisku. Dopiero po codziennych obowiązkach mógł usiąść przed biurkiem w gabinecie, któremu w rzeczywistości do klasycznego gabinetu daleko brakowało. Bardziej sprawiał wrażenie pomieszczenia, gdzie jest wszystko to, co nie zmieściło się w reszcie mieszkania. Składzik i jednocześnie kryjówka, gdzie mógł zamknąć się na dłużej, jeśli tylko wymagane było od niego większe niż zazwyczaj skupienie. Na ten czas zostawił wejście otworzone na oścież, by muzyka z magnetofonu z salonu dobiegała bez problemu do środka. Wyrobione krzesło skrzypnęło na powitanie, a Terence siegnął po jedną z ksiąg wypożyczonych z biblioteki. Nie pierwszy raz po tę konkretną, magia obronna wydawała się najlepszą metodą na trenowanie swoich umiejętności z magii odpychania. Nachylił się nad tekstem, przeczesując blond włosy palcami. Materializowanie zawsze go interesowało, chociaż nigdy nie skłaniał się znacznie w stronę magii wariacyjnej czy iluzji. Teoria nie nudziła go, rozumiał jej rolę i wczytał się uważnie w opisy przykładowych sytuacji w których odpowiednio użyta tarcza ratowała czarownicom życia, unieszkodliwiając przy okazji przeciwnika. “Odbija magię o tej samej mocy”. Zaczął zastanawiać się na ile pozostawia ona szansę osobie atakującej na unik, co również wydawało się istotne. Odnalazł zaklęcie, zapisując je w notatniku obok ołówkiem i opisując krótko “defensywa podczas ataku”. Nie sądził, by prędko miało uciec z jego pamięci, ale przezorności nigdy za wiele. Zeszyt oprawiony w bordową, matową okładkę wypełniony był zapiskami jak ten. Od drobnych porad podchodzących od Venoira, gdy pomagał mu wiele lat temu w osiągnięciu lepszych wyników na egzaminach na koniec ostatniego roku szkółki kościelnej, do własnych obserwacji, które prowadziły go poprzez kolejne regały w bibliotece Abernathych, gdzie znaleźć mógł odpowiedzi na nurtujące go pytania dotyczące magii odpychania. Nauka była ważna, jeśli chciał był skuteczny w rytuałach jakie przeprowadzał na oddziale. Odsunął się na krześle. Nogi szurnęły po panelach głośniej, kiedy Terence wciąż na siedząco obrócił się w stronę wolnej przestrzeni. — Speculorum — powiedział najpierw bez przekonania, bardziej przekonując samego siebie o tym, że potrafi wymówić inkantację. Nie poczuł nic szczególnego, w powietrzu nie zmarterializowała się żadna tarcza. W zasadzie, czy powinien spodziewać się czegoś innego? Jeszcze raz spojrzał do księgi, upewniając się co do rezultatu jaki powinien osiągnąć. Głęboki wdech i odpowiednia intencja, tak jak przy rytuałach. Spróbował więc wyobrazić sobie sytuację, która mogła wymagać od niego użycia czaru. Niebezpieczeństwo, zaklęcie gotowe powalić go na posadzkę z pełną mocą. Musi chronić siebie, musi chronić osobę za swoimi plecami. — Speculorum — powtórzył, marszcząc brwi i czując przyjemny prąd przechodzący od splotu spłonecznego do dłoni. Ni to chłodny, ni to ciepły. Manipulowany z pełnym spokojem przez czarownika utworzył w pełni to, czego pragnął. Lustro pojawiło się pozornie znikąd, wyrosło tuż przed nim, osłaniając go przed potencjalnym zagrożeniem, chwilę postało, a następnie uznało, że pora zniknąć. Zamknął dłoń, wpatrując się we fragment podłogi, gdzie stało magiczne zwieciadło. Interesujące. Tylko co dalej? Wrócił jeszcze raz do rozłożonej księgi. Nie oczekiwał absolutnie, że już przy drugiej próbie rzucenie czaru odniesie zamierzony efekt. Kaseta z “Some Great Reward” odtwarzała ściężkę z “Master and Servant”, a Terence zainteresowany znowu wczytał się we fragmenty opisujące zastosowanie Speculorum. Znajdowały się tam porównania do innych sposobów na odbicie wrogiej magii, opis pola siłowego wykorzystanego przez wynalazcę. W zamyśleniu postukał przyciętymi schludnie paznokciami w blat biurka. Może tak jeszcze raz? Zdawało mu się, że ma na to wystarczająco energii. — Speculorum — trzeci raz spróbował swoich sił w starciu z zaawansowanym zaklęciem. Zwierciadło nie pojawiło się drugi raz. Forger odczekał kilka minut, rozpierając się w siedzeniu i zakładając nonszalancko nogę na nogę. Czyli to już koniec jego szczęścia na dzisiaj? Czwarty raz odczuł zachęcającym mrowieniem w opuszkach palców. Mimo tego nie wydarzyło się nic więcej. Piąty również nie przyniósł wiele. “Party time is here again”, co za ironia. Terence’owi do szampańskiego nastroju było bardzo daleko, ale skoro udało mu się już raz, to nie mógł odpuścić tak szybko. Nawet pełen pewności siebie uśmiech nie pozwolił, by szósta próba odniosła oczekiwany rezultat. Wzniósł spojrzenie ku niebu w lekkim poirytowaniu, ten sukces przyszedł za szybko, by teraz zadowalał się byle czym. Potarł dłońmi, rozmasował spięte nadgarstki. Zdecydowanie potrzebował odpoczynku, ale zanim pójdzie do salonu i włoży nową kasetę… — Speculorum! Ponownie nic. Pokręcił głową, układając wszystko na biurku. Trudno, najwyraźniej to nie był jego dzień. z tematu | Speculorum (próg: 90): 6 (statystyka) + 6 (rzut) = 12 nieudane Speculorum: 6 + 97 (j/w) = 103 udane Speculorum: 3 + 6 (j/w) = 9 nieudane Speculorum: 24 + 6 (j/w) = 30 nieudane Speculorum: 41 + 6 (j/w) = 47 nieudane Speculorum: 6 + 6 (rzut) = 12 nieudane Speculorum: 71 + 6 (j/w)= 77 nieudane |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : eaglecrest, saint fall
Zawód : egzorcysta / pielęgniarz
Terence Forger
ANATOMICZNA : 20
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 9
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 9
TALENTY : 10
14 lutego 1985 cw: self-harm Powroty do domu ostatnio bywały gorsze niż zazwyczaj. Zmęczenie było tym większe, im więcej zmartwień lądowało na jego głowie. Zmartwień innej skali niż dotyczące codziennych obiadów czy tego, żeby mieć czas na odwiedziny w bibliotece albo na basenie. Zmartwień bardziej gryzących niż ciężar pracy spoczywający na jego plecach i wydrenowanie z energii pod wpływem przeprowadzonych rytuałów. Dwa tygodnie okazały się czasem wystarczającym, by uspokoić drżenie dłoni na każdą myśl o dwudziestym szóstym stycznia. To jednak za mało, by przykryć te wspomnienia kurzem zapomnienia, rozmazując obraz palącego bruneta i jego zirytowany głos przy inwektywie. Gdy tylko wszedł do domu, podszedł do magnetofonu i wyciągnął z niego kasetę z “Meat is Murder”. Ołówkiem zaczął przewijać ją, by taśma po stronie A była dokładnie na samym początku zanim na znów wcisnął “play”. Zajechał po nią z Vandenberg parę dni temu, od tej pory był to jedyny album jaki miał ochotę słuchać. Drobna uciecha z zakupu była czymś pozornie małostkowym, ale uśmiech na twarzy Terence’a przy pierwszych dźwiękach “The Headmaster Ritual” był szczery. Coś tak niewielkiego umiało rozproszyć go na moment. Zapach panierowanego kurczaka z baru na wynos zdążył się rozejść po mieszkaniu nim właściciel usiadł na kanapie, rozpakowując jedzenie i plastikowym widelcem zaczął wyjadać z papierowego opakowania co lepiej wyglądające kawałki. Nie było to ani najzdrowsze, ani najsmaczniejsze na świecie, ale nawet on miewał dni w którym brak ochoty na cokolwiek wygrywał. Papierowe opakowania mają to do siebie, że łatwo można o nich zapomnieć wrzucając je do kosza z resztą odpadków. Nieoceniona oszczędność czasu. Przed zajęciem miejsca przy biurku sięgnął do świec zgromadzonych w jednej z szufladek. Wypełniona została kolorowymi zestawami do wykonywania rytuałów, ale dzisiaj nie to było jego celem. Sięgnął po tylko jedną z białych, rzekomo w trakcie spalania mających uwalniać zapach białej szałwii; przynajmniej tak twierdziła sprzedawczyni w sklepie ezoterycznym. Romantycznie, choć Walentynki przyszło mu kolejny rok spędzać samotnie, niech przynajmniej to urozmaici zimne wnętrze. Zapałka przemknęła po drasce, rozległo się charakterystyczne pstryknięcie i główka zajęła się ogniem. Wpatrywał się w płomyk tańczący przez chwilę we własnym, niezależnym od muzyki rytmie, aż zwężył się i spiął w górę, spalając coś więcej niż siarczaną główkę. Wyciągnął zapałkę przed siebie, by podzielić się nim z knotem świecy włożonej w lichtarz, kolejna urokliwa rzecz zakupiona w antykwariacie. Przypomniał sobie słowa profesora Kilby’ego o tym, że powinien przykładać się do magii odpychania. O tym jak ważna była siła jego woli, by wypadki takie jak miały miejsce ostatnio zdarzały się możliwie jak najrzadziej. Nie zamierzał się tłumaczyć przed starszym mężczyzną, osobiste wynurzenia nikogo nie interesowały. O powrotach ludzi i wszystkich konsekwencjach tych spotkań. O sprzecznych emocjach. O księżycu i najpiękniejszej Pani dla której narażał się podczas zabaw w domorosły sabotaż. Płomyk dalej kołysał się pod ruchami powietrza, a Terence sięgnął do bordowego zeszytu złożonego w drugiej szufladzie, kartkując strony i odnajdując inkantację. Prostą, krótką. Ledwo zerknięcie i na nowo ją pamiętał. — Inspirat — szepcze, skupiając swoją uwagę na płomieniu. Delikatne mrowienie w palcach nie oznaczało sukcesu, nie musiało znaczyć nic, ale bez zawahania obniżył palce aż dotknęły ognia. Gdyby się udało, jasny język otuliłby skórę, łaskocząc ją przyjemnie, jednocześnie nie wyrządzając żadnej szkody. Magia jednak nie uchroniła wrażliwej tkanki przed niszczycielską mocą, ta zaczyna palić się, a czerwień w miejscu rany wyraźnie odcina się od bladej skóry. Forger nie odsuwa dłoni od razu, zupełnie jakby receptory bólowe nie działały, ale jest wręcz przeciwnie. Zmarszczone brwi i zaciśnięta szczęka pokazują, że ból dociera w odpowiedni ośrodek przez tych kilka sekund, ale nim odsunie dłoń, by przerwać tę krótką torturę, mruczy od nosem drugi raz: — Inspirat. Wtedy płomień przestaje być bolesny, a Terence zwraca palce ku sobie, przecierając kciukiem obrażenia. Przez głowę przemknęło jedno pytanie – po co to zrobił? Niewielki babęl na jednym z palcu wyróżnia się, ale nawet trzykrotna próba rzucenia Sanaossa Extremum nie przynosi skutku – poparzenie tak jak było, tak jest. Grymas wykrzywiający usta wypływa na twarz wraz z pewną złośliwą myślą, która lubi wyskakiwać znienacka podczas takich drobnych wypadków, wcale niezamierzonych. Tak właściwie, dlaczego miałby tego nie zrobić? Poparzenie nie było wielkie, chociaż dokuczało podczas przerzucania stron książki poświęconej magii odpychania na poziomie średnio zaawansowanym. Dalej tkwił w czarach obronnych, a przynajmniej tak autor je przedstawiał na ogół. “Festinalente” miało spowalniać ruch lecącego przedmiotu, co upatrywane było jako kolejna z metod uniknięcia zagrożenia, tym razem będącego czymś czysto fizycznym poprzez wytworzenie oporu. Syknął cicho, gdy podrażniona ogniem skóra dotknęła ostrej krawędzi papieru, ale zaraz skupił się na nowo na tekście. Czy byłby w stanie zatrzymać w ten sposób pocisk z broni, gdyby atakujący był wystarczająco oddalony, pozwalając na wypowiedzenie chociaż słowa? Zbliżył poranione palce do ust i otulił je ustami. Tak właściwie, dlaczego coś podobnego miałoby miejsce? Czysto hipotetyczne rozważania należało podeprzeć praktyką. Pogrzebał w szufladzie z której wyciągnął notatnik, szukając czegoś, co mogłoby pomóc w ćwiczeniach. Popatrzył na białą gumkę, jaka nawinęła mu się w palce i obrócił ją. Powinno zdać egzamin. Podrzucił przedmiot jak najwyżej, by mieć jak najwięcej czasu na reakcję i nie spuszczając z niego wzroku, powiedział szybko: — Festinalente! Gumka jednak nie usłuchała (albo to znów złośliwość magii) i spadła w takim samym tempie jak zasady fizyki na to wskazywały. Złapał ją i pokręcił głową. Mało kiedy wychodzi za pierwszym razem, najczęściej to tylko łut szczęścia. Nie zdołało go to zniechęcić przed kolejną próbą. Jeszcze raz wyrzucił ją w powietrze, próbując skoncentrować się w pełni. — Festinalente. Nie odniosło to żadnego rezultatu. Biała masa opadła na jego kolana. Zwilżył spiechnięte wargi i pożałował, że nie przyniósł tutaj nawet szklanki wody. Delikatna ziołowa woń uspokajała dodatkowo, a Terence rozparł się wygodniej na krześle. Przesunął po gładkiej powierzchni gumki palcami, próbując wyobrazić sobie jak ta opada wolniej. Tak jak balon wypełniony powietrzem zamiast spadać z prędkością kamienia wpadającego w wodę, leniwie wręcz obniża się. Na tyle, że jest w stanie złapać ją bez pośpiechu. Prawie jak gdyby coś znajdowało się pomiędzy. Trzeci raz gumka wzleciała z drobną pomocą mężczyzny. — Festinalente — powiedział, obserwując jak gumka wbrew przyśpieszeniu ziemskiemu spada wolniej. Na tyle by móc ocenić trajektorię jej upadku i uchwycić ją dużo wcześniej. Satysfakcja pozwoliła mu na chwilę zapomnieć o drobnym bólu w miejscu poparzeń, ale nim sięgnął po książkę dla przyjemności, musiał przejść do kuchni i odkazić te rany. A przede wszystkim nalać sobie coś mocniejszego do szklanki. z tematu | Festinalente: 6 (statystyka) + 29 (rzut) = 35/70 nieudane Festinalente: 6 + 6 (rzut) = 12/70 nieudane Festinalente: 6 + 93 (rzut) = 99/70 udane Inspirat: 6 + 17 (rzut) = 23/65 nieudane Inspirat: 6 + 99 (rzut) = 105/65 udane Sanaossa Extrenum: 20 (statystyka) + 59 (rzut) = 79/100 nieudane Sanaossa Extrenum: 20 + 37 (rzut) = 57/100 nieudane Sanaossa Extrenum: 20 + 30 (rzut) = 50/100 nieudane |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : eaglecrest, saint fall
Zawód : egzorcysta / pielęgniarz