First topic message reminder : ŁAWKA NA SKWERKU Niedaleko ratusza znajduje się mały skwerek. Drzewa, które tu rosną, policzyć można na palcach dwóch rąk, a ławki, którymi są poprzetykane - na palcach jednej. Jest to dość częste miejsce spotkań zwłaszcza starszej populacji miasta, która lubi obserwować toczące się dookoła nowoczesne życie, głośno narzekając na dzisiejszą młodzież. Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Czw Lip 20, 2023 9:07 pm, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Fiona Cavanagh
POWSTANIA : 20
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 161
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 29
Nie kłamała Johnny’emu mówiąc, że znajdzie jakąś chwilkę, by wyrwać się do miasta. Część eliksirów zdążyła skończyć, a ten, nad którym aktualnie pracowała, musiał i tak przestygnąć, zanim zrobi z nim cokolwiek więcej. Także na pewno nic nie wybuchnie, a Fiona nie była tak głupia, by zostawiać cokolwiek na otwartym ogniu. Nie miała ochoty na żaden pożar w domu, bo wtedy na pewno musiałaby wrócić do rodowej posiadłości i znosić wszelkie trucie tyłka na temat zalegalizowania kwestii narzeczeństwa. Westchnęła w duchu, bo sprawa była zbyt skomplikowana, by o niej teraz rozmyślać. Przestawiła się więc myślami na cel spotkania. Ciekawiło ją, co Orlovsky mógł wymyślić, albo co takiego się stało, że potrzebował jej pomocy. No dobra, zaintrygował ją tym. A już na pewno rozśmieszyła Fio Sun Kissed Cabana, niespełnione jak dotąd marzenie Fionana. Nie zamierzała oczywiście zdradzać pomysłów bliźniaka, jaka byłaby wtedy z niej siostra, ale niejako chciała usłyszeć, co też ten jełop nagadał Johnny’emu na jej temat i co z tego będzie warto sprostować. Może nic, a może wszystko, dlatego wolała się zabezpieczyć słowami o tym, by nie wierzyć we wszystko, co mówiła druga połowa bliźniaków Cavanagh. Byli upiornym duetem, Fionan lubił snuć niestworzone historie, a ona sama… Cóż. Byli w końcu bliźniakami, prawda? Czasami niepozorne słowa miały swoje własne znaczenie, jak chociażby Portland i wszelkie czynności z nim związane. Ale to była taka niewielka tajemnica jej i brata – zresztą chyba nawet dosyć sporo takich mieli. Urok wspólnego wychowywania się, minus szkoła tak zwana podstawowa. Po co komu prywatne placówki dla dziewcząt lub chłopców… Nieważne. Skwerek na rynku jak zawsze tętnił życiem i tym samym tłumem. Znalezienie miejsca było jeszcze trudniejsze niż wczoraj w Mill’s Cafe, Fiona więc zdążyła się pogodzić z faktem, że pewnie będzie musiała poczekać na Orlovsky’ego na stojąco. Na szczęście nie było tak źle – udało jej się wypatrzyć mężczyznę na jednej z zacienionych ławek. No, dobre miejsce, to trzeba było mu przyznać. Dziarskim krokiem ruszyła w jego stronę, uśmiechając się kątem ust, kiedy do niego podchodziła. - Kogo moje piękne oczy widzą. – bez najmniejszych ceregieli usiadła natychmiast obok niego na ławce i cmoknęła go w policzek na powitanie. – Cześć Johnny. Mnóstwo lat minęło. – uśmiechnęła się, swoim zwyczajem nie przejmując się wcale czymś tak trywialnym jak przestrzeń osobista. |
Wiek : 32
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : alchemiczka, barmanka i wokalistka
Johnny Orlovsky
ILUZJI : 17
NATURY : 5
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 7
TALENTY : 15
Prawdę powiedziawszy nie bardzo się przejmował tym, co mu Fionan na Fionę nagadał, bo tyle lat się nie widzieli, że mogło się tak naprawdę zmienić wszystko, co w niej znał. Tak było w jego przypadku. Daleko mu było do chłopca, do którego latem uciekała w czasach liceum. Daleko mu było nawet do osoby, którą był jeszcze dwa, trzy lata temu. Sytuacja może zmienić się dynamicznie przez pozornie drobne uszczypliwości losu. Widząc Fionę skupił wzrok na niej, lekko unosząc dłoń, nie za wysoko, żeby nie zwracać na siebie uwagi, bo - co zrozumiałe - nie miał na to najmniejszej ochoty po ostatnich miesiącach. Nawet na taką, którą mogłyby go obdarzyć tylko amerykańskie cioteczki siedzące na ławkach obok. I przez te lata prawie już zapomniał jak Cavanghowie byli do siebie podobni. I wcale nie chodziło mu o barwę tęczówek, tylko intensywny sposób bycia i wypowiedzi... Z jednym wytrzymać tyle godzin sam na sam nie byłoby mu łatwo, a co dopiero z dwójką? Powitanie, którym go Fiona uraczyła, tylko go utwierdziło w przekonaniu, że może wcale się tak bardzo nie zmieniła i było to w jego głowie dobre stwierdzenie. Posłał jej uśmiech, bardzo swobodny, który się akurat rzadko już na jego obliczu pojawiał, ale tym razem ucieszył się szczerze na czyiś widok, zwłaszcza, że beztroska aura, którą roztaczała wokół siebie Fiona była najwyraźniej zaraźliwa. Zresztą. Nie była mu bliska, żeby mógł sobie pozwalać teraz na cięższe emocje. A też nie samą rozpaczą człowiek żyje. To była miła odmiana, zobaczyć wspomnienie z przeszłości takie uśmiechnięte i jeszcze dostać buziaka, którego kompletnie się nie spodziewał, ale znowu - zdążył zapomnieć, jak bardzo potrafiła być bezpośrednia. - Dobrze cię widzieć. - Nie kłamał, od razu mu się humor poprawił. - I widzę, że przynajmniej jedno z bliźniąt Cavanagh się nie starzeje w ogóle. - Ple, ple, ple, oczywiście, że jej to powiedział, ale fakt faktem była dla oka przyjemniejsza niż Fionan. Oparł się ramieniem o oparcie ławki, siadając trochę bokiem, bardziej frontem do kobiety, bo tak wygodniej było mu rozmawiać. - Co u ciebie słychać? Nad czym pracę ci przerwałem? - Nie wypadało jednak tak prosto z mostu wyskakiwać ze swoją sprawą, chociaż słyszał, co u niej, ale tylko ogólnikowo. Tak, jak ona po prawdzie ogólnikowo mogła wyczytać z gazet co u niego. |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : upadła gwiazda country
Fiona Cavanagh
POWSTANIA : 20
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 161
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 29
Gdyby miała przejmować się wszystkim, co mówiło jej prywatne 0,7 dookoła, już dawno by osiwiała. Możliwe, że i białe pasma pojawiały się na jej głowie i z innych przyczyn – wśród jasnych włosów jednak nie było ich widać – ale na pewno nie za sprawą brata bliźniaka. Jeżeli ktoś chciał wierzyć w plotki, to i tak to zrobi, bez względu na to, z czyich ust by nie padły i na czyj temat by nie były. Po Johnnym, który jeśli dobrze pamiętała z gazet, stał się sławnym muzykiem, spodziewała się nieco więcej w kwestii ploteczek. Jednak mimo wszystko miło było spotkać go po takim czasie. Oczywiście doskonale zdawała sobie sprawę z upływu lat, wcale nie była już tą trzpiotką uciekającą do Wallow, a Johnny nie był tym samym chłopakiem, który wtedy w rzeczonym Wallow mieszkał. Ale nadal potrafił rzucać komplementami, dlatego roześmiała się szczerze, posyłając mu szeroki uśmiech. - Bardzo miło mi to słyszeć. Przykro by było, gdybym po tylu latach zmieniła się w wiedźmę z haczykowatym nosem. – zachichotała na samą myśl o czymś takim, ale do wiedźmy było jej bardzo daleko. Przynajmniej dla osób postronnych. Usiadła w bardzo podobnej pozie, prawie że w lustrzanym odbiciu do Orlovsky’ego, z tą jednak różnicą, że Fio całkiem swobodnie założyła nogę na nogę i oparła wygodnie głowę o wspartą o ławkę dłoń. - Nad zwykłym eliksirem detoksykującym. Na niego zawsze jest zapotrzebowanie. – stwierdziła beztrosko, zwłaszcza, że ten konkretny eliksir działał także na tak zwane zatrucie alkoholem. Sama akurat rzadko musiała go stosować, chociaż czasem się zdarzało. Ale tylko czasem. – Ale jak mówiłam, to nic takiego, poczeka sobie. Zawsze mam jakiś zapas tego specyfiku. – tak, jak starała się mieć zapas Szarego Eliksiru, choć tutaj akurat brała go najrzadziej, jak się tylko dało. Pamiętała do dzisiaj swój epizod depresyjny po regularnych dawkach i nie chciała do tego wracać. - A tak poza tym to jakoś żyję. Nie mam na co narzekać jak sądzę. A u ciebie, Johnny? – czasem, jak teraz, jej akcent stawał się silniejszy, bardziej miękki, przez co twarde „dż” mogło zamienić się w delikatne „ż”, zmieniając wydźwięk imienia mężczyzny. – Co słychać w wielkim świecie, który opuściłeś na rzecz powrotu do naszej wspaniałej mieścinki? – parsknęła w duchu na nazwanie Saint Fall wspaniałym. – Dawno wróciłeś? – zaciekawiła się przy tym, chociaż w sumie czytała jakieś plotki w gazetach na jego temat. Ale wierzyła w nie mniej więcej tak, jak w pijackie opowieści w barze. |
Wiek : 32
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : alchemiczka, barmanka i wokalistka
Johnny Orlovsky
ILUZJI : 17
NATURY : 5
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 7
TALENTY : 15
Gdyby Johnny miał się przejmować tym, co mówiło o nim pół kraju to pewnie nie tylko by osiwiał, ale wyłysiał, a za bardzo lubił swoje włosy, żeby sobie to robić. Owszem, ostatni rok, nawet przed całą aferą, kosztował go dużo stresu, ale był chyba na dobrej drodze, żeby odetchnąć, w końcu. Oczywiście, ktoś mógłby kwestionować czy szukanie sobie pracy jest formą odpoczynku, ale nie potrafił inaczej. Był przyzwyczajony przez całe życie do ambitnych planów, więc nawet, gdyby sobie postanowił, że się na dno stoczy i będzie leżał u Charliego na kanapie, to nie był w stanie. Za bardzo chyba kochał życie, żeby z niego rezygnować. Na komentarz Fiony o haczykowatym nosie uśmiechnął się tylko, chociaż co się za tym uśmiechem kryło cholera wie. Na pewno trochę rozbawienia, a jeśli było coś więcej, to dobrze to maskował. - Rozumiem. - Nie rozumiał. Bo się nie znał na eliksirach. Ale nie o to chodziło, musiał przecież coś odpowiedzieć, aby podsumować to, co do niego mówiła. Rozumiał jedynie pracę nad czymś, ale co do czego z czym i na jak długo w świecie alchemii to już była dla niego raczej wielka niewiadoma. Dlatego ucieszył się, że powiedziała mu co chciała i nie kontynuowała tematu, bo kompletnie nie wiedziałby jak skomentować jej osiągnięcia z dziedziny eliksirów. Bimber, to co innego. Ale specyfiki na... detoksykację? Nie był pewien czy chodzi o tę po alkoholu, czy podczas przeziębienia, ale powstrzymał się od pytania. Nie mam na co narzekać aż miło posłuchać, bo było to stwierdzenie, którym sam mógłby się podzielić, chociaż pewnie znalazłby się krąg, który szczerze wątpiłby w te słowa. Ale taka prawda. Może i spadł z rowerka i chwilowo musiał polegać na bracie, ale wiedział, że się odkuje jeszcze i odwdzięczy. Jest w pyte. - Nie wiem, bo mnie pół roku w tym wielkim świecie nie było. - Przyznał zgodnie z prawdą, bo przez ostatnie miesiące jedyne co miał w głowie to wskazówki Benjiego, a przebiegiem procesu nie chciał się dzielić. A już na pewno nie w tak piękny, słoneczny dzień. - Niedawno, końcem maja. I na razie zostanę na dłużej, mam tu kilka spraw do załatwienia. - I tak wyjął z kieszeni list, który podał Fionie, spoglądając na kopertę, zaadresowaną do Krampusa, a nie do niego. - Miałem to w skrzynce. Trochę z poślizgiem i nie do mnie, ale pomyślałem od razu o Chyżym. - On sam doskonale wiedział jak to jest być smarkaczem marzącym o karierze muzycznej, więc nie mógł zignorować tego listu. Może, gdyby o coś innego prosił, ale nie, gdy chodziło po prostu i aż o koncert. I tak czuł, że jeśli ktoś ma mu pomóc w realizacji marzenia tego chłopaczka, to będzie prędzej Fiona, niż jej brat. I tak się chciał ją spotkać, okazja tylko się nadarzyła. |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : upadła gwiazda country
Fiona Cavanagh
POWSTANIA : 20
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 161
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 29
Delikatnie uniosła brew w górę na jakże lakoniczne „rozumiem”, ale nie skomentowała tego ani tym bardziej nie pociągnęła tematu. Czasem, zwłaszcza w przypadku jej alchemicznych wytworów, łatwo było pomylić zainteresowanie ze zwykłą kurtuazją. No ale tak, przecież nie wysłał jej tej wiadomości, by rozmawiać o eliksirach lub haczykowatym wiedźmim nosie. Westchnęła w duchu, jednak na zewnątrz na jej twarzy widać było cały czas psotny uśmiech, pełen tego samego uroku, co kiedyś. Moment, nawet jeżeli można było go uznać za niezręczny, to bardzo szybko minął. Nie zamierzała także pytać o sprawy prywatne, bo i sama nie zamierzała się dzielić własnymi. Zresztą w jej wypadku życie prywatne było pasmem nieszczęść na stopie uczuciowej, a zawodowej narzekać nie mogła. A że o uczuciach lepiej było nie mówić… Nie miała na co narzekać oczywiście. Reszta była jej słodką tajemnicą, o której nie mówiła nawet bratu, zwłaszcza gdy chodziło o tę „napaść” gdy wracała z Chyżego. - Pół roku to szmat czasu. – oceniła swobodnie. – Tęsknisz za tym światem? Jakby na to nie spojrzeć Saint Fall to nic w porównaniu z takim na przykład Bostonem… – zaciekawiła się, ale bardziej w ramach luźnej pogawędki. Tak, jak to panna z dobrego domu, Fio była dobra w takich small talkach. Inną rzeczą natomiast było to, że naprawdę ciekawiło ją, jak to jest z wielkiego miasta przenieść się tutaj. - Mmmm. Czyli czeka cię pracowity okres. – oceniła pogodnie, choć z nieukrywanym zaskoczeniem, gdy sięgała po list, który jej podał. Krampus. List do Krampusa. Brwi Fiony uniosły się bardzo wysoko, gdy patrzyła to na Johnny’ego to na kopertę, chociaż westchnęła z bardzo teatralną ulgą, kiedy wytłumaczył jej, o co chodziło. - Słodka Aradio, już sądziłam, że uznałeś mnie za Krampusa i nie powiem, bym czuła się z tą myślą zbyt swobodnie. – parsknęła lekko, jednak z zaciekawieniem sięgnęła po list ukryty w kopercie i na kilka chwil zagłębiła się w jego lekturze. Z każdym jednak przeczytanym słowem uśmiech znikał, zastąpiony powagą, aż w końcu Cavanagh dotarła do końca lektury. Złożyła karteczkę i włożyła ją do koperty, oddając list Johnny’emu i popatrzyła uważnie na mężczyznę. - Pan Blodget ma piękne marzenia i najwyraźniej sporo siły, by do nich dążyć, choć nie jestem pewna, czy alkohol mu w tym jakoś specjalnie pomoże. – stwierdziła, nawet jeśli rozumiała kwestię zapijania emocji i odrzucenia, bo chyba właśnie o to chodziło w całym jego liście. – [b]Podstawowym pytaniem jednak, drogi Johnny, jest to, czegóż oczekujesz od mojej skromnej osoby pokazując mi ten piękny list adresowany do Krampusa. – wróciła do swojej nonszalanckiej pozy, opierając się wygodnie o oparcie ławki. |
Wiek : 32
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : alchemiczka, barmanka i wokalistka