Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Klub "Midnight Mirage"
Wnętrze klubu jest w dużej zniszczone i zaniedbane, z ostrymi neonami i graffiti pokrywającymi ściany. Aby wejść do środka, trzeba zejść do piwnicy, co jeszcze bardziej potęguje podziemną i brudną atmosferę miejsca. Wystrój jest surowy i szorstki, co przyciąga pewien jednoznaczny typ klienteli. W całym klubie unosi się charakterystyczny zapach wilgoci. Pomimo mniej pożądanego wyglądu, klub ma pewien urok i energię, która sprawia, że odważniejsi, aczkolwiek spragnieni przygód, wracają chętnie po więcej. Sala taneczna jest przestronna, wyglądem przypomina stary magazyn z wysokim sufitem i metalowymi balkonami podwieszonymi nad tańczącym tłumem. Aby zamówić alkohol, należy przejść do niewielkiej sali obok, gdzie oprócz barów znajduje się kilka wąskich, wysokich stolików. Klub, starając się walczyć ze swoją nieciekawą reputacją, okazyjne organizuje wieczorki tematyczne, które mają na celu przyciągnąć mieszkańców lepszej części miasta.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
3 stycznia 1985

Nietrudno było o smutek, w dzisiejszych czasach, podobnie jak radość przychodziła równie znienacka. Wszystko było zmienne jak fale obijające się o brzeg, raz do przodu, raz do tyłu. Zauważyła wzór — bywały dni, które były lepsze, jednak gdy tylko woda cofała się do oceanu, umysł na nowo wpadał w chandrę, wpychając ją w głębiny rozpaczy. Nauczyła się, że gdy dni były dobre, musiała z nich korzystać, czym prędzej, nim wymkną się spod jej palców.

W mieszkaniu był jedynie Cecil — Teresa wyszła gdzieś, być może do pracy, być może nie powiedziała wcale, gdzie się udaje. Od rana byli w nim tylko we dwójkę, celowo bądź nie unikając swojego towarzystwa. Szkicował coś zawzięcie w swoim pokoju, gdy stanęła w progu, opierając się o framugę drzwi. Samotność ją wymęczyła, słychać było to wyraźnie w jej głosie, gdy zaproponowała mu, aby z nią wyszedł. Musiał z nią wyjść, bo ona nie mogła już tu wytrzymać, w tych samych czterech ścianach pokoju, na które patrzyła się na okrągło, gdy miała ochotę zamknąć oczy i nigdy ich już nie otworzyć. Prosiła, błagała, namawiała go zaciekle, jeśli musiała, aż wreszcie uległ i niedługo później szli już wieczorną porą ulicami miasta; bez celu i bez powodu, byle daleko od duchoty mieszkania i obsesyjnych myśli, które ją tam nawiedzały. Wiedzeni rozmową na tematy znikome i nikomu specjalnie niepotrzebne; spytała go z pewnością, co rysował wcześniej, myślami na chwilę wracając do momentu, gdy zdała mu takie pytanie po raz pierwszy. Uśmiechnął się wtedy. Ciebie, odpowiedział jedynie.

Na co masz ochotę? — zagadała, idąc z rękami założonymi za plecy, krokiem zbyt radosnym, aby był prawdziwy. Większość rzeczy szczęśliwych taka była — nieprawdziwa w swojej złudności. Chwilowa jedynie, zanim fala na nowo wróci do morza, tam, skąd przybyła. Przechodzili właśnie obok budynku, z którego lekko uchylonych drzwi rozbrzmiewała muzyka. Był znajomy, z pewnością mijali go nieraz. Lyra zatrzymała się zaciekawiona, łapiąc chłopaka za rękaw płaszcza, aby on również przystanął na moment. — Chodź, sprawdzimy, co to — poprosiła, pokuszona perspektywą, że tam, gdzie jest muzyka, musiała się również odgrywać dobra zabawa. Być może zabawa właśnie była tym, czego potrzebowała, aby wydłużyć ten stan. Nie zważając na zbytnie protesty ze strony mężczyzny, jeśli takowe wystąpiły, udała się do środka, przekonana w słuszności swojej impulsywnej decyzji. Nie pozwoliła mu zbytnio na zostanie w tyle, nadal ciągnąć rękaw jego płaszcza.

Muzyka robiła się coraz głośniejsza, im głębiej w korytarz budynku wchodzili, docierając ostatecznie do miejsca, gdzie zaczynał tworzyć się tłum ludzi. Ubrani byli nietypowo, jednak w tym momencie Lyra niespecjalnie zaprzątała sobie tym głowę. W tym miejscu z pewnością można było spotkać wiele osobliwości, które przyciągały wzrok. Zamieniła uścisk materiału jego płaszcza na uścisk jego dłoni, by wkraczając w rodzący się przed nimi motłoch, nie rozłączyć się w nim całkowicie. Cecil miał tendencję do znikania, często celowo rozmywał się gdzieś z tłem, bywało czasem nawet i tak, że zerkała za ramię, pewna, że zobaczy jego twarz. Czasami, gdy leżała w mroku łóżka w mieszkaniu bliźniaków (wciąż nie potrafiła nazwać go własnym) szeptem pytała go, czy tu jest. Nawet jeśli był, to nie odpowiadał, być może z uporu, być może z czystej złośliwości.

Poczuła charakterystyczny dla tego miejsca zapach wilgoci, gdy światło ostrych neonów uderzyło ją w oczy. Były właściwie jedynym, co dawało źródło światła w tanecznej piwnicy klubu. Lyra nie bywała tu często, aczkolwiek zdarzyło się z raz czy dwa spędzić tu noc na intensywnej zabawie, często następnego dnia żałując, że się na to zdecydowała, cierpiąc na wyjątkowo upierdliwy ból głowy. Tym razem jednak muzyka, która grała na sali, była inna, niż zazwyczaj. Zmrużyła oczy, w irracjonalnym odruchu, aby lepiej usłyszeć, co się dzieje dookoła, gdy dotarło do niej, co właśnie rozbrzmiewa w jej uszach. Pierwsze fragmenty Jailhouse Rock zaczęły grać, gdy ona odwróciła się przerażona w stronę Cecila. Kostiumy ludzi dookoła nagle nabrały sensu, jednak było zbyt późno, aby mogli się wycofać. Gęste tłumy zaczęły zaciskać się wokół nich i pchać w głąb sali, obijając się o ich ramiona z tanecznym impetem. Ktoś obok zaczął wykrzykiwać słowa piosenki, trzęsąc się niekontrolowanie, nieudolnie próbując naśladować ikoniczne ruchy artysty.

Nie było ucieczki od Króla Rock'n'Rolla.
Lyra Vandenberg
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1652-rachunek-bankowy-cecil-fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1652-rachunek-bankowy-cecil-fogarty
Pokój tonął w ciemności. Starnne zasłonięte zasłony udarmniały księżycowej poświecia włamania się do środka. Jedne źródło światła stanowiła świeca, chociaż mroku pomieszczeń nie była w stanie przełamać. Swoim bladym snopem światła obejmowała zaledwie niewielka przestrzeń biurko ugniajace się pod ciężaerem przyborów do szkicowania. Cecil pochylał się nad szkicowaniem. Opuszki palców miał szare, brudne od ołówka. Skutecznie ingorował ból pioronujący z lewego nadgarstka, mrowienie w karku, a nawet piękące spojówki. Oczy przecierał od czasu do czasu, zabłąkane kosmyki jasnych włósów zaczesując za ucho. Nic nie było w stanie wybić go z rytmu. Sprawić, by przerwał zapączątkował przed paroma godzinami czynności.
Nie miał pojęcia, czy poza nim, w mieszkaniu przebywał ktoś jeszcze. Świat zostawiony za drzwiami pokoju, był miejscem, do którego nie miała dostępu żadna z jego myśl. Wszystkie utkwione zostały w procesie twórczym, który pochłonął Forgaty'ego całkowicie. Jedyne, o czym mógł myśleć, to obiekty, jakie kreślił na kartce papieru. Nadawał im kształtu, unikatowego wyglądu. Sprawiał, że przestawały być wyłącznie bezosobowymi, pozbawionymi tożsamości elementami skrytej w jego umyśle wyobraźni. Zanurzył się całkowicie w przyjemności, jaką odczuwał, tonąc w jej odmętach. Zdusił papierosa o gruby rant popielnicy, zaraz wsuwając do ust kolejnego. Zaciągnąwszy się, poczuł, jak dym wypełnił jego płuca, ale nawet wtedy nie przerwał procesu twórczego. Podarowany mu spokój wkrótce jednak dobiegł końca. Głośny, melodyjny głos wypełnił przestrzeń. Cecil rozejrzał się za źródłem tego dźwięku, który w ciszy brzmiał jak krzyk.
Naucz się pukać, Lyra, chciał powiedzieć, ale zamiast tego rozchylił wargi w uśmiechu, sympatycznym i lekkim, przez co papieros dopiero co tlący się w kąciku ust poparzył mu kciuk prawej dłoni. O oddechu przypomniał sobie, gdy jej plecy zniknęły w półmroku korytarza. Skutecznie wybiła go z rytmu.
Pięć minut później, ubrany w płaszcz, z rękoma w kieszeni, towarzyszył w Vandeberg w spontanicznej ekspedycji. Unikał kontaktu wzrokowego z jej twarzą. Palił papierosa ze spojrzeniem utkwionym w przestrzeń przed sobą. Gdy się odezwał, udał, że kontemplacją opuszczonego budynku, zaaferowała go dużo bardziej niż jej osobą. Czasem, kiedy zdarzało mu się wracać tą drogę do mieszkania, wydawało się, że z wybitych okien wydobywają się szepty. Teraz słyszał wyłącznie jazgot uderzającego o poluzowane dachówki wiatru.
Odszukał wzrokiem rysów jej twarz; nawet częściowo skryta w mroku wyglądała równie pięknie, co zawsze.
Pytasz, jakbyś nie wiedziała, odpowiedział w myślach na jej pytanie, na ciebie. Zawsze tylko na ciebie.
Wręczył jej papierosa, nie pozwalając wybrzmieć ciszy.
- To ty wyciągnęłaś mnie z mieszkania - przypomniał cierpko. – I miałaś zapewnić nam rozrywkę. - Prowokacyjny uśmiech zatlił się na wargach, do spojrzenia zajrzały iskry rozbawienia, gdy wzruszył ramionami. Nie mógł cały czas do niej wzdychać, rumienić się, gdy była tuż obok. Musiał wziąć się w garść. Zimno szczypiące w odsłoniętą skórę – nos, policzki i czoło – skutecznie mu to ułatwiało, choć tęsknił za ciepłym wnętrzem mieszkania, ołówkiem między palcami, a nawet zaschniętymi różami w flakonie. – Udowodnij, że nie marnujemy czasu.
I nie musiał jej powtarzać tego dwukrotnie, tak samo, jak nie musiała ciągnąć go za rękaw. Szedł tuż za nią. Nie chciał stracić jej z oczu. Zostawić ją samą w tłumie obcych ludzi i równie obcych spojrzeń. Nic się zmieniło. Przyciągała do go siebie magnetyzmem, który od niej emanował.
(To dlatego, że jest syreną. Ma władze nad twoimi zmysłami, Cecil.)
Wszedł za nią do klubu, choć nie miał nastroju do dzielenia przestrzeni z plątaniną spoconych ciał. Nie przepadał za przeludnionymi miejscami, gdzie muzyka była głośniejsza od rozmów i myśli. Instynktownie splótł ze sobą ich palce, gdy naparł na nich tłum. Czując bijące od niej ciepło, z trudem panował nad oddechem. Serce obijało się boleśnie o żebra, tętno przyspieszyło. Starał się oddychać jak najmniej, by nie wdychać zapachu jej perfum. Chociaż lepszej aromaterapii nie mógł sobie wymarzyć, wiedział, jak to się skończy. Całkowicie zakłóci zachodzący w głowie proces myślowy. Nie mógł pozwolić, by zdrowy rozsądek został zgłuszony przez pragnienie, które falą ekscytacji rozleje się po ciele, sprawiając, że przepadnie w słodkiej chwili zapomnienia, jakby Lyra była afrodyzjakiem dostępnym na rynku w oszczędnych ilościach. Odwrócił wzrok w kierunku, z którego dobiegała muzyka. Ignorował układający się na skórze ciepły oddech.
Cecil Fogarty
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
Dym jego papierosów unosił się wraz z nimi, śledził ich z każdym krokiem, jaki wykonywali niczym cień. Choć duszący, nie przeszkadzał jej zapach tytoniu — sama paliła a hipokryzją się nie pałała. Przyjęła więc papierosa, w chwilowym instynkcie chcąc odpalić go od tlącej się już fajki Cecila, jak niegdyś robiła to nieustannie. Kiedyś było jednak zupełnie innym czasem niż teraz, w którym funkcjonowały zupełnie inne zasady. Odpaliła więc zapalniczką.  

Uśmiechnęła się na prowokację, nawet w mroku biednie oświetlonej ulicy można było dostrzec iskry w jego brązowych oczach. — Sugerujesz, że czas ze mną może być czasem zmarnowanym? — zapytała półżartem. — Ranisz, Fogarty.

Pomimo tego (lub z powodu tego), co ich kiedyś łączyło, lubiła spędzać z nim czas. W ostatnich miesiącach bliźniaki stały się właściwie centrum jej znacznie skurczonego życia i miała nieodparte oraz duszące wrażenie, że poza nimi nie ma nikogo. Okazjonalne znajomości wciąż rozgrywały się gdzieś w tle; czasami na ulicy spotykała kogoś, kogo znała z teatru, jednak nawet krótka rozmowa przepełniona była niezręcznością i spojrzeniami pełnymi politowania (lub strachu). Nie chciała ani jednego, ani drugiego. Nie chciała, żeby ludzie szeptali na jej widok w kawiarni, aby coraz to gorsze rzeczy na jej temat docierały do jej uszu. Chciała…

Dziś chciała się po prostu dobrze bawić.

Złączeni splecionymi palcami zostali osaczeni przez tłum ludzi w kostiumach (bardziej skutecznie bądź mniej) mających emitować Elvisa Presley’a. Ktoś z nieuwagą pchnął Lyrę, a ona tracąc na chwilę równowagę, wpadła w Cecila. Uśmiechnęła się do niego przepraszająco.

Zazwyczaj to miejsce — zaczęła mówić, ale pomimo podniesionego głosu mężczyzna pewnie niewiele mógł usłyszeć. Gestem dłoni wskazała mu, aby się nieco zniżył i szepnęła do ucha: — Zazwyczaj to miejsce wygląda skrajnie inaczej. Nie sądziłam, że zostanie nawiedzone przez ducha Elvisa — zaczęła się tłumaczyć. Z jakiegoś powodu bardzo jej zależało na tym, by Cecil nie pomyślał, że jest to jej typ rozrywki.  — Chcesz iść… — chłopakowi nie było dane już usłyszeć, czy Lyra proponuje iść “stąd”, “pić” czy “zatańczyć”.

Druga połowa Jailhouse Rock rozbrzmiewała radośnie, gdy obcy mężczyzna poszedł do nich z uśmiechem zbyt szerokim i pewnym siebie jak na fakt, że znajdował się w białym kombinezonie z cekinami, o tyle rozmiarów za ciasnym, o ile lat zdawał się być od nich starszym. Lyra zauważyła go dopiero, gdy ten szturchnął ją w ramię.

Panienka zatańczy? — spytał, a w jego głosie było słychać duże ilości taniego alkoholu, który polewali w sali obok. W oddechu zresztą też. Zdawał się całkowicie ignorować fakt, że obok niej, wciąż trzymając ją za rękę, stał Cecil.

Nie — odpowiedziała zirytowana, lekko zażenowana tym, że nie minęło nawet dziesięć minut od kiedy tu weszli, a już ktoś się jej narzucał. Niespecjalnie nawet rozumiała, co w jej aparycji go do tego zachęciło — ubrana była w zwyczajne, proste jeansy i męski t-shit wpuszczony do spodni. Dodatkową warstwą ochronną miał być długi, skórzany płaszcz, który jak widać — zawiódł. Powinna już doskonale wiedzieć, że nieważne pod iloma warstwami ubrań się schowa, jej aura przedostanie się na zewnątrz i jak ćmy do ognia będzie ściągać takich jegomościów, jak on. Dla takich jak on również “nie” rzadko bywa pełnym zdaniem.

Będziesz tu tak stała, dżaga? Tu się tańczy laska, to nie kolejka w sklepie — brnął dalej, myśląc pewnie, że wysnuł właśnie wysokiej klasy argument, który z pewnością przekona Lyrę do swojej racji.
Lyra Vandenberg
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1652-rachunek-bankowy-cecil-fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1652-rachunek-bankowy-cecil-fogarty
- Udowodnij mi, że nie jest - oświadczył z fałszywą pewnością siebie, zęby wykrzywiając w wyzywającym uśmiechu, choć wszystko w nim krzyczało: przeproś ją, powiedz, że nie żałujesz żadnej sekundy spędzonej w jej towarzystwie.
Żałował. Żałował, że nie panował nad swoim emocjami. Były jak żywe stworzenie - krok przed nim, wydostawały się spod prętów żeber, odbiły się o nie boleśnie do rytmu kołaczącego w piersi serca, pompowane były do każdego skrawka organizmu przez wąskie kanały naczyń krwionośnych, czuł ich posmak w przełyku, gdy w nerwowym geście przełykał ślinę, zadomawiały się w klatce, kiedy tak łapczywie zaciągał się haustami powietrza, że aż się nimi krztusił.
Teraz stała tak blisko, że czuł jej oddech na swojej skórze. Pod ubrania wdarło się ciepło, jakie biło od jej ciała. Kiedy wciągnął do płuc świeżą dawkę naznaczoną jej obecnością powietrza, obezwładniająca bezsilność doprowadziło go do bezdechu. Zmarł bezruchu, przytłoczony jej bliskością. Wzrokiem zabłądził ku jej twarzy. Chciał usta wykrzywić w uśmiechu, ale zastygła na nich jedynie parodia tego grymasu. Zacisnął zęby na dolnej wardze, zranił tkankę aż do krwi i dopiero czując metaliczny posmak, przestał ją kaleczyć. Instynktownie objął ją ramieniem, gdy do niego przyległa szturchaną przez napierający zewsząd tłum, a kiedy uśmiechnęła się przepraszająco, miał ochotę zamknąć ten uśmiech w pocałunku. Powstrzymał ją do tego tembr jej głosu i znowu podjął złą decyzje, nachyliwszy, by sięgnęła wargami do jego ucha. Zadrżał, gdy wypełnił go jej szept.
Przez kilka chwil nie był w stanie wydusić z siebie choćby słowa. Otworzył co prawda usta, ale struny głosowe odmówiły mu posłuszeństwa i wydobył się z niego ledwo chrapliwy dźwięk, który nie ukształtował się w brzmiące jak ludzka mowa słowa. A gdy w końcu odzyskał władze nad swoim głosem, pragnienie wyrażony w krótkim "wracaj,  ,nic tu po nas" zatonęło w generowanym przez muzyką hałasie i propozycji, która padła niespodziewanie z obcego gardła. Cecil zalkalizował źródło tego dźwięku zaraz przed tym, zanim z ust Lyry padła odmowa.
- Jestem tu - przypomniał cierpko o swojej obecności, obdarowując natrętnego adoratora Vandenberg spojrzeniem przepełnionym rozdrażnieniem. – Nie będzie twoją kolejną zdobyczą. Nie chce cię, słyszysz?
Nie podobało mu się to, jak na nią patrzył - jak na obiekt pożądania, a nie żywą istotą, stworzoną z tkanek, krwi i kości. Płomień gniewu rozpalony w trzewiach sprawił, że po linii cecliwego kręgosłupa  przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Gdyby dysponował odpowiednia ilością tężyzny fizycznej, zakradłby się za jego plecy i złamałby mu kark. Przez chwile wyobrażał sobie jak kości ukryte pod powłoką szorstkiej skóry pękają pod naporem mocnego uścisku, a twarz mężczyzny wykrzywia grymas bólu.
- Nie jesteś taki pewny siebie, jak ci się wydaję, skoro nikt nie chce z tobą zatańczyć. Odejdź, cuchniesz desperacją - usta skąpane miał w lekkim grymasie drwiny, gdy wypowiedział te słowa. Ulotnym spojrzeniem obdarzył Lyrę, która nadal stała tuż obok, palce nadal splątane mieli w uścisku, który pogłębił tak bardzo, że pobielały mu knykcie, co uświadomił sobie dopiero teraz. Rozluźnił nieco uścisk. – Przyniosę coś do picia - zaoferował, wyplątując swoją dłoń spomiędzy znajomej struktury placów. Nie powinien szukać nieprzeznaczonego dla niego ciepła w dotyku, który od dawna mu się nie należał, tak jak nie powinien się łudzić, że jego uczucia zostaną odwzajemnione. Samotność doskwierała mu nawet, a może przede wszystkim w tłumie.
Cecil Fogarty
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
Lubiła jego uśmiech. Lubiła, gdy nie chował się za swoimi włosami, zgarbiony gdzieś w kącie i przykryty myślami tak intensywnie, że jego twarz nie wyrażała niczego. Gdy uśmiechał się do niej, tak jak teraz, pełen wyzwania i przekory, ścisk w żołądku podpowiadał jej, by mu udowodniła. Lyra nie była osobą spokojną — choć niewątpliwie mogła, to w towarzystwie najbliższych (do których Cecil należał) nie miała zwyczaju się powstrzymywać. Teraz jednak powinna — teraz musiała, aby nie zepsuć tego, co ledwo udało im się między nimi odbudować. Dlatego jedyne, co zrobiła, to mrugnęła w jego stronę, zadowalając się wspomnieniami, gdy niegdyś mogła zrobić więcej — gdy mogła objąć jego twarz dłońmi i udowodnić, że czas z nią nie jest czasem straconym.

Delikatny dreszcz przeszedł jej po plecach, gdy objął ją ramieniem, ale gdy poniosła wzrok, jego ściśnięte usta sugerowały, że jej bliskość go irytuje. Założyła, że jego reakcja była odruchowa — pozostałością po przeszłości i pożałował jej tak szybko, jak się pojawiła. Zostaw go w spokoju, nie wystarczająco problemów już mu narobiłaś?, skarciła się w myślach, odwracając szybko wzrok od jego warg.

Nie usłyszała, co jej odpowiedział — Elvis skutecznie zagłuszył jego słowa, a pojawienie się dodatkowej osoby całkowicie wybiło ją z rytmu. Pomimo jej odmowy, mężczyzna nie ustępował, a jego całkowite zignorowanie Cecila, jedynie go zdenerwowało. Rzuciła mu szybkie spojrzenie, czując, jak jego dłoń zaciska się coraz mocniej na jej, aż w pewnym momencie skrzywiła się lekko od ściskanych knykci, nie powiedziała jednak nic, wiedząc, jak bardzo fakt, że inni go nie zauważają, boli chłopaka bardziej niż wbijające się w jej skórę jego palce. Zazwyczaj nie pomagało to, jak bardzo ona na siebie zwracała uwagę, czy tego chciała, czy nie (nie chciała), sprawiając, że on stawał się jeszcze bardziej niewidoczny.

Doceniała fakt, że stawał w jej obronie, jednak nieprzyjemne uczucie w żołądku ostrzegało ją przed tym, nim sprawa zajdzie za daleko. Sądząc jednak po tonie jego głosu — już zaszła.

I co z tego? — odpowiedział mężczyzna butnie, alkoholem podjudzony, aby nie pozostać Cecilowi dłużnym. Lyra westchnęła ciężko; nie podobało jej się, w środku jakiej sytuacji się znalazła, ale nie mogła winić chłopaka, który jedynie próbował przepędzić natrętnego typa. — A ty co, jej chłopak? Co ci do tego? — dodał.

Lyra poczuła wyraźny rumieniec okrywający jej twarz i spojrzała z lekką obawą na Cecila, bojąc się jego reakcji. Zauważyła jednak wyjście z sytuacji, z którego zamierzała skorzystać, zanim zrobi się nieprzyjemnie, mając ogromną nadzieję, że chłopak nie będzie miał nic przeciwko temu małemu kłamstwu.

Tak, więc lepiej spadaj, bo tańczyć będę tylko z nim— powiedziała, przysuwając się na chwilę bliżej Cecila i kładąc mu dłoń na ramieniu. W przeszłości działało to zazwyczaj, jedynie najbardziej zdeterminowani kłócili się dalej. Ten, na szczęście, do nich nie należał. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, wyraźnie jednak skierowanego w stronę Fogartego, sądząc po jego minie, choć Lyra nie wykluczała, że w jej stronę jedną czy dwie obelgi również skierował. Niemniej jednak — po chwili mężczyzna zniknął w tłumie, zostawiając ich samych sobie, przynajmniej złudnie.

Spojrzeli na siebie, a on rozluźnił uścisk, po chwili całkowicie wypuszczając dłoń Lyry z objęcia. Poruszała nią delikatnie, aby rozruszać zaciśnięte knykcie i przywrócić krążenie. Była już w tej sytuacji — tysiąc razy, może więcej, gdy wciąż byli jeszcze razem. Scenariusz za każdym razem był taki sam — ona dostawała uwagę, której nie chciała, on był całkowicie pomijany. Spojrzała na niego łagodnym wzrokiem. Chciała go przeprosić; za to, że ona zdaje się tylko pogarszać to, co i bez niej mu doskwiera oraz za to, że go tutaj zabrała. Nie zrobiła jednak tego, odstraszona głośną muzyką i ludźmi dookoła. Pokiwała więc głową, uśmiechając się do niego. — Pójdę z tobą — dodała pośpiesznie, bojąc się, że gdy zostanie tutaj sama, tłum w jakiś sposób to wyczuje i otoczy ją w mocniejszym uścisku, nie wpuszczając Cecila z powrotem. W sali obok było również luźniej i ciszej, znacznie bardziej sprzyjało to rozmowie niż stanie pośrodku poprzebieranych ludzi, którzy wypili już o kilka za dużo.
Lyra Vandenberg
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1652-rachunek-bankowy-cecil-fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1652-rachunek-bankowy-cecil-fogarty
Pozornie czułe gesty Lyry, którymi usilnie starała się załagodzić sytuacje, przynosiły odwrotny efekt od pożądanego. Cecil nie szukał w nich ukojenia - otwierała swoim dotykiem schowane głęboko pod skórą rany. Ciepło jej oddechu na skórze sprawiło, że odzywały w nim wspomnienia, niechciane, które spychał na dno świadomości. Łudził się naiwnie, że już nawet pokryła ją płachta kurzu tak gęstego, że nigdy nie przyjdą nienawidzić go jak nocny koszmar zrodzony z kaleczących jego umysł odłamków paranoi. Spiął się przez to jeszcze bardziej, na moment zapominając do czego służy układ oddechowy. Zaciągnął się niedbale trzymanym nadal między palcami papierosem, przetrzymując dym w płucach tak długo, aż zajął całą przestrzeni płuc i nie zabrakło mu tchu.
Sekwencja słów układająca się w siarczystą wiązankę przekleństw rozbrzmiała agresywną nutą gniewu, jednak Cecil całkowicie zobojętniał na niewybredne epitety adresowane w jego stronę - od dawna stały się integralną częścią jego egzystencji. Przez ogniki wściekłości, jakie odnotował w spojrzeniu mężczyzny, pogłębił zarys uśmiechu widniejący na ustach. Stał się teraz bardziej prowokacyjny niż przedtem i równie drwiący, co kilka sekund temu.
- To wszystko na co cię stać? - zapytał tonem niemalże aroganckim, przepełnionym lekceważącą nutą, kiedy spojrzał na niego z góry, a spomiędzy lekko rozchylonych warg wydobyła się krótka imitacja śmiechu, jakby chciał zaśmiać się nieznajomemu prosto w twarz.
Nienawistne spojrzenie jasnych oczu skonfrontowało się z jego własnymi - ciemniejszymi. Prognoza Cecila się nie sprawdziła. Pięść mężczyzny nie wylądował na jego nosie, choć ten scenariusz wydawał się Fogary'emu najbardziej prawdopodobny spośród wszystkich. Natręt posunął się krok dalej - udowodnił Cianowi, że zakres jego umiejętności nie kończy się na kilku obraźliwych określeniach. Zmierzył wzrokiem Lyry, równie pożądliwym, co poprzednio.
- Znam takie ja ty. Jesteś kurwą.  Zwykłą kurwą, którą może mieć każdy - wykrzywił usta w triumfalnym uśmiechu, kątem oka rejestrując lewy profil Fogary'ego, jakby chciał zbadać jego reakcje. Cecil spełnił jego oczekiwania, zacisnął dłonie w pięść i zmrużył gniewnie oczy, wbijając je w sylwetkę mężczyzny. – Zazdrosny ten twój chłopak - zdiagnozował z nutą rozbawienia. – Daj znać, jak ci się znudzi, albo puścisz go z torbami. Zabawimy się. Jestem tu codziennie, skarbie.
I odszedł.
- Para bellum - rozgniwany syk wydostał się z napiętego gardła Cecila, wiązanka zaklęcia, niemal niedostrzegalna przez mieniące się nad ich głowami paletę barw światło, odnalazła oddalające się w tłumie plecy nieznajomego, którego sylwetka, trącona przez obce łokcie, zamarła bez ruchu, a on wpatrzony w jeden punkt, pobladł znacznie. – Chodźmy — szeptem, który brzmiał niemal jak warkot, powiadomił Vandenbderg o swoich zamiarach i w palcach miętosząc rękaw jej płaszcza, kroki skierował ku następnemu pomieszczeniu, gdzie tłum się przerzedził, a muzyka nie dudniła tak w uszach, choć bar był równie zatłoczony, co parkiet.
Podchodząc do kantyny, próbował zapanować nad gniewem, który żarzył się w jego ciele. Słyszał go w swoim przyspieszonym oddechu, widział go w drżeniu rąk - w jednej nadal kurczowo ściskał szorstki materiał płaszcza towarzyszącej mu kobiety. Zęby miał zaciśnięte, twarz - wykrzywioną w wyrazie złości, która nie zmalała nawet na chwile. Ciało drżało w konwulsjach nieprzyjemnych, zimnych drgawek, jakie czuł na całej powierzchni organizmu. Niedopałek papierosa zmiął pod palcami, rozżarzoną końcówką ugaszając na kciuku. Dopiero wtedy przyszła fala ulgi; zalewając organizm, stopniowo ugaszała rozpalony w trzewiach żar paraliżującej zmysły wściekłości, której nie mógł pozwolić przeobrazić się w furię.
- Zmów mi to, co zwykle - zadbał, by w prośbie tej nie znalazło się miejsce na emocje, które nadal zamaszystym ruchem szarpały za układ nerwowy.  W obecnym stanie nie chciał ryzykować, że jego obecność znowu zostanie pominięta.
Cecil Fogarty
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
!TW! wspomnienia o molestowaniu

Shirley była kobietą obyczajów lekkich jak piórko niesionych przez wiatr wzdłuż pokoju, na kolana każdego, kto tylko się do tego chociażby w najmniejszym stopniu nadawał. Lubowała się w wzroku rozpalonych do czerwoności mężczyzn i śmiała w głos, gdy bracia zwracali się ku sobie, rywalizując o skrawek jej uwagi. Była to dla niej rozgrywka — gra, w którą grała tak sprawnie, że samo trzepotanie rzęs zwiastowało już zgubę. Lyra już w młodym wieku nauczyła się zauważać symptomy szaleństwa, które jej matka zasiadała w mężczyznach. Bez skrępowania robiła to przy córce, czasami zostawiając ją samą przy stoliku w barze mlecznym i znikając na parkingu w samochodzie jegomościa, który wygrał pojedynek. Czasami kelnerki litowały się nad widokiem samotnej siedmiolatki i przynosiły jej dodatkową porcję naleśników oblaną syropem klonowym — tak lepkim, że potem jej buzia kleiła się cała. Siadywały obok niej, zagadując. Mówiły często jaką śliczną dziewczynką jest i zanim się obejrzy, będzie mieć wianuszek kawalerów, którzy się będą za nią oglądać. Już wtedy mrużyła swoje małe czoło i kręciła głową, wpychając kolejny kawałek puszystego naleśnika do buzi.

Cały ten zgiełk tworzący się wokół niej napawał ją obrzydzeniem — zarówno do samej siebie, jak i rąk wyciągniętych w jej stronę. Z każdym dniem myślała o nich coraz mniej, jak o ludziach, z coraz większą obojętnością na ich los, jednocześnie z narastającą irytacją, gdy naruszali jej przestrzeń i spokój. Wsłuchując się w ich wymianę zdań, marzyła tylko o tym, aby stąd zniknąć. Chciała móc jak Cecil, rozpłynąć się w ciemności i przez chwilę chociaż egzystować gdzieś poza ludzkim wzrokiem — gdzieś, gdzie nikt nie będzie wyzywać jej od kurew, bo nie ma ochoty z nim tańczyć, gdzie nikt nie będzie szarpał jej za rękę, podwijał spódniczkę, zbłądzoną ręką przesuwając po jej pośladkach. Mężczyzna stojący przed nimi do złudzenia przypominał jej ojczyma, choć z wyglądu nie były do siebie podobni w żadnym stopniu. To jednak jego spojrzenie, pełne nienawiści, jak i słowa sugerujące, kto może ją mieć, jakby była jakimś przedmiotem przechodzącym w posiadanie od rąk do rąk. Nagrodą, którą można wygrać, jeśli drugiemu zrobi się największą krzywdę. Stojąc otoczona tłumem, gdzie każdy jeden z nich z pewnością był taki sam, jak nie gorszy, czuła na sobie ponownie niechciane ręce, które drogę zgubiły na jej kolanie pod stołem podczas obiadu, zaciskając się mocno, aby upomnieć ją, by siedziała cicho.

Oczy zaszkliły jej się, chociaż opinia tego człowieka obchodziła ją mniej więcej tyle, co zeszłoroczny śnieg. Zamiast mu odpowiedzieć, skupiła wzrok w twarzy Cecila, pewna niemal emocji, które się teraz w nim rozgrzewały. Ponownie z jej winy, kolejny raz krzywdzi go, choć nie ma zamiaru, przypominając mu o wszystkim, co go dotkliwie boli. Miała ochotę ścisnąć jego dłoń, spojrzeć mu prosto w oczy i zapewnić, że nie jest to prawda — że wcale jej się nie znudził, że nie zostawiła go dla kogoś lepszego. Nie mogła jednak, nie tutaj i nie teraz. Obcy mężczyzna nie zasłużył sobie na uczestnictwo w ich intymnych dyskusjach.

Z lekkim przerażeniem zarejestrowała, co się stało potem, naiwnie łudząc się, że skoro mężczyzna odszedł, to koniec tematu. Cecil zdecydował jednak, że potrzebuje aby ostatnie słowo należało do niego, głupio korzystając z czegoś, co nie powinno być traktowane z taką lekkością. — Pojebalo cię? — syknęła zirytowana, że z jej powodu posuwa się do takich rzeczy. Nie prosiła go o to, nie prosiła też, by go prowokował uśmiechając się tryumfalnie. Jakby coś wygrał — jakby ona była nagrodą.

Sala obok była spokojniejsza, jednak w jej głowie wciąż, niczym muzyka, pulsowała złość. Na siebie, na nachalnego jegomościa i na Cecila, chociaż w przypadku tego ostatniego zmieszane było to również z wyrzutami sumienia. Trzymał jej płaszcz, trzęsąc się ze złości, którą najpewniej on również odczuwał. — To nie była moja wina — powiedziała drżącym głosem, niemal instynktownie broniąc się przed oskarżeniami, które czuła, że nadejdą. Sama nie wiedziała, kogo bardziej próbowała przekonać — Cecila czy samą siebie.

Ton jego głosu, chociaż opanowany, był chłodny, a słowa, które wypowiedział zabolały ją z jakiegoś nieznanego powodu. Utkwiła w nim wzrok, denerwując się jeszcze mocniej. Minęła go bez słowa, podchodząc do baru i chociaż przez chwilę kusiło ją, aby podjąć się innego wyboru, to ostatecznie zamówiła dwa shoty tequlii, wykorzystując ten czas, aby samej opanować złość, która się w niej kumulowała. Walczysz z naturą, złotko, upominała ją matka. To żywioł, z którym nie wygrasz.

Masz dwa na koszt firmy, kicia — powiedział barman, kładąc cztery kieliszki z tequilą na blacie przed nią. Nie miała siły nawet uśmiechnąć się w odpowiedzi, położyła więc tylko odpowiednią ilość wymiętolonych dolarów i odeszła.

Położyła zamówiony alkohol na stoliku, który w tym czasie Cecil najpewniej zajął i usiadła obok niego, by rozmawiając nie musieli przekrzykiwać, choć stłumionej, to wciąż głośnej muzyki. — Następnym razem naucz się mówić “proszę” — powiedziała naburmuszona, wypijając niemal od razu pierwszego shota, czując jak jej dobry humor z początku wieczora wyparował niemal w całości.
Lyra Vandenberg
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1652-rachunek-bankowy-cecil-fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1652-rachunek-bankowy-cecil-fogarty
Bicie serca w cecilowej piersi odmierzało czas. Dwanaście uderzeń serca, minęła minuta, odkąd Lyra zniknęła w tłumie. Dwadzieścia cztery - dwie. Pod czaszką niosło się echo obcych słów - Daj znać, jak ci się znudzi. Już dawno jej się znudził. Zerwała z nim, gwałtownie i szybko, jakby zrywało się plaster, by mniej bolała, ale bolało, nadal bolało, ale nie to było najgorsze. Najbardziej bolało to, że tak szybko otrząsnęła się po zerwaniu i znalazła pocieszenie w innych ramionach. Twarz Aarona nie wywietrzała z jego pamięci, nadal prześladowała go po nocach. Żywy obraz pamięci wślizgiwał się do snów, zmieniając je w koszmar. Cecil, nadal się łudzisz, że ja uszczęśliwisz?, szydził się z niego wtedy z bezlitosną drwiną w głosie, Co możesz jej zaoferować?, Fogarty nie mógł oderwać wzroku od błyszczącego iskrami pogardy spojrzenia. Trząsł się, ze strachu, ze złości. Nic nie znaczysz. Zupełnie nic., zawsze wykrzywiał zęby w karykaturze okropnego uśmiechu, kiedy wypowiadał te słowa. Ilustrator lubił sobie wyobrażać, jak w szczelinach między zębami Aarona wiją się robaki, a skóra schodzi z kości pod wpływem rozkładu.
Nienawidził tego człowieka. Tak bardzo go nienawidził. Nie tylko  dlatego, że zabrał mu to, co kochał najbardziej na świecie, może poza Teresą - Lyrę. Na jego nienawiść składało się wiele czynników. Kiedy się kochali, mówił na nią "Ofelia". Uprzedmiotowił ja, zabrał tożsamości. Nie kochał Lyry. Nigdy jej nie kochał. Wyobrażał sobie, że jest Ofelią. Zakochał się w wyobrażeniu, jakie dostrzegł na deskach teatru. To nie mogło być prawdziwe, nigdy nie było prawdziwe.
Miłosć? Daj spokój. Miłość to tylko wymówka, którą usprawiedliwiasz swoje szaleństwo.
Szyderczy śmiech Aarona miał towarzyszyć Cecilowi już do końca życia. Przypominał mu o tym, że uczucia, jakimi obdarzył Lyrę, nadal w nim tkwią. Nie wyblakły na przestrzeni minionych tygodni, miesięcy, lat.  Wciąż jątrzyły się w nim, jak ropiejąca rana. Zatruwały myśli, które stawały się nieprzyjemne, natarczywe. Konkurowały o jego uwagę, walczyły z zobojętnieniem, którego wykrzesać z siebie nie mógł, ze zdrowym rozsądkiem, po którym pozostały nędzne ochłapy, z pierwiastkiem człowieczeństwa, który wypalał się w pożodze gniewu. Osądzały się tak głęboko pod czaszką, że Cecil czasem miał wrażenie, że ta wybuchnie od ich natłoku.
Starał się ingerować ich niechcianą obecność. Rozejrzał się po opustoszałym pomieszczeniu. Wybrał miejsce najbardziej na uboczu, gdzie nikt im nie przeszkodzi, choć nie mógł mieć co do tego pewności. Lyra była piękna. Lyra przyciągała spojrzenia. Nie mógł jej trzymać pod kluczem - jak skarb na dnie oceanu. Nie mógł mieć jej wyłącznie dla siebie. Powinien trzymać się od niej jak najdalej, bo nadal - nieustanie - znajdowała się w epicentrum jego wszechświata.
Kiedy Lyra wróciła - po dokładnie pięćdziesięciu dwóch uderzeniach serca, które liczył skrupulatnie, co do jednego - Cecil spojrzenie miał wbite w przestrzeń przed sobą. Nie zawiesił go na żadnym elemencie otoczenia. Zatonął we własnych urojeniach. Swoją obsesje usiłował powitać uśmiechem - lekkim, miłym dla oka i nawet nie chciał wiedzieć, jaki grymas ostatecznie zawitał na jego ustach.
- Przepraszam - powiedział tylko, wzrok spuszczając na przyniesione przez kobietę szoty. W tonie głosu pobrzmiewał smutek, nieuzasadniony, ściskający za gardło, taki, co tworzył gulę w przełyku i paraliżował mięśnie. – Zacznijmy od początku. -  Ujął naczynie w dłoń. – Jak minął ci dzień? - Opróżnił ją na hejnał i dopiero wtedy zainicjował kontakt wzrokowy. Złość w nim powoli dogasała, niknęła w papierosowym dymie, w znajomym spojrzeniu, w którym próbował nie zatonąć, bo tym razem może nie wziąć oddechu na czas i utonie, na dobre.
Cecil Fogarty
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
Cieszyła się, że wybrał stolik z daleka od innych. Zajmując miejsce obok niego, usiadła tak, aby to Cecil znajdował od strony sali, w nadziei, że jeśli ukryje się między nim a ścianą, to nikt jej nie zobaczy już; pożyczy trochę jego niewidzialności i zazna spokoju, choć na chwilę. Jeśli to jednak spokoju chciała, to być może nie powinna była zwyczajnie opuszczać ścian mieszkania. Pokusić by się mogło o stwierdzenie, że wszystko było zamierzoną akcją sabotażu samej siebie, choć takiej intencjonalności nie można było jej przypisać. Grymas Cecila, który zdawać się miał być uśmiechem, wprawił ją w konsternację jeszcze mocniejszą niż przed chwilą. Przebijała się spod niego intencja, inna niż mięśnie twarzy mogły sugerować i na szczęście znała go na tyle, że wiedziała, iż jest to próba pojednania.

Nie miała zamiaru się na niego zbyt długo złościć. Szczególnie gdy ton jego głosu zdawał się chwytać ją wprost za krtań i ściskać w smutku, aż boleśnie musiała przełknąć ślinę, by pozbyć się odrętwienia. — Tak — zgodziła się, uśmiechając lekko. — Zacznijmy od początku.

Początek nie był jednak tutaj, w tym klubie, ani nawet w mieszkaniu bliźniaków. Początek tlił się między ich palcami, ukrywał w drżącym między nimi cieple i spojrzeniach, które oboje sobie posyłali w nadziei, że drugie zrozumie. Początek skrywał się lata temu w nieśmiałym dotyku, słonym powietrzu, rdzy na drzwiach i szeptach "jesteś pewna?". Centymetr po centymetrze zaczynała wtedy być; coraz pewniejsza, aż jego obecność się stała oczywistością.

Nie taki początek miał jednak na myśli.

Dostałam odpowiedź w sprawie tego przedstawienia — oznajmiła, obserwując, jak złość gaśnie w jego oczach i z każdym uderzeniem serca, rozluźniając napięte mięśnie. Bawiła się jednym z pierścionków na jej palcu, dopiero po czasie orientując się, że jest to ten, który kiedyś od niego otrzymała. Był strasznie podekscytowany, gdy jej go wręczał, a jego uśmiech rozszerzył się jeszcze mocniej, gdy w opakowaniu znalazła paragon. Kupił go; nie zwędził go spod nieuważnego wzroku jakiejś ekspedientki. Choćby zapłacił za niego trzy dolary, to w oczach Lyry sam gest był wart tysiące. Tym argumentem to tłumaczyła, gdy pierścionek zaręczynowy od Aarona sprzedała już dawno, ale tego nie mogła się pozbyć. Dopiero niedawno zaczęła wyciągać go z dna szkatułki, gdzie wcześniej zajmował zaszczytne miejsce obok cennych wspomnień i szeptów. — Odmowną, oczywiście, ale przynajmniej pofatygowali się, aby dać mi znać. — Lekko zgorzkniały uśmiech okrył jej usta. Próbowała się oszukiwać, że to chwilowy zastój. Lada moment coś na nowo ruszy, ludzie przecież zapominają tak szybko o skandalach znacznie gorszych. Jej matka nawet dzisiaj dostawała role — upokarzające, małe role. Dawały jej jednak poczucie wyższości nad córką, podczas tych nielicznych rozmów przez telefon, które odbywały.

Shirley chce, żebym wróciła do... — zawahała się, słowo "dom" samo cofało się jej w gardle. — do niej. — Od miesięcy już nie mieszka w rodzinnym domu, choć słowo to na wyrost opisuje ten budynek. Nie potrafi nadal odnaleźć się w mieszkaniu bliźniaków, błąkając się po nim jak intruz. Cecil, jakby uciekał od niej i znikał gdzieś, ale dokładne doprecyzowanie, kiedy i na ile, było poza jej możliwościami. Równie dobrze mógł chować się w ciemności swojego pokoju, aczkolwiek nie sprawiało to, że czuła się, mniej winna. Otworzyła usta, aby powiedzieć mu, że jeśli im się zbytnio narzuca, to się wyprowadzi choćby dziś, ale nie mogła. Za bardzo bała się odpowiedzi twierdzącej.

On nie miał racji — powiedziała zamiast tego, wyrywając swoje myśli z kontekstu ciszy. Podniosła wzrok znad pierścionków zawieszonych na jej palcach i spojrzała mu w oczy. — Nie znudziłeś mi się — dodała ściszonym głosem, niepewnie krążącym od jej ust to jego uszu. Na jego twarzy tańczyło purpurowe światło neonów, odbijały się od jego ciemnych źrenic. W półmroku kąta zapomnianego przez świat, przez chwilę łudziła się, że są sami, rękę w połowie zatrzymując nad jego kolanem, ostatecznie kładąc ją na swoim.  

Nie przychodziło jej to z łatwością — wyrażanie własnych uczuć. Jako aktorka często musiała udawać, że je ma. Czuć coś, co należało do kogoś innego, tak intensywnie, aż przekona tłumy przed nią, że to jej własne; aż przekona samą siebie. Czasem gubiła się w tym, co jej własne, a co cudze, starannie unikając używania pożyczonych słów, gdy chciała szczerze i prawdziwie wyznać swoje uczucia.

Nie potrafiła nazwać tego, co czuła w tym momencie. Wyrzuty sumienia opadały ciężko we mgle jej umysłu, a ona błądziła tam po omacku, za jedyny drogowskaz uznając ciepło jego ciała. Wątpiła, aby kiedykolwiek przestała go kochać; coraz częściej też wątpiła, by kiedykolwiek zaczęła kochać Aarona. Miłość jej się pomyliła, obietnice zamydliły jej oczy i teraz, teraz gdy zmarł, nie mogła ruszyć do przodu, sparaliżowana strachem i ciężarem jego martwego ciała. Dręczona nocami, że pozwoliła mu umrzeć w kłamstwie — że to, co między nimi było, było równie nieprawdziwe, co sugerowała jego rodzina. Nie mogła znieść myśli, że matka Aarona miała rację; bo jeśli miała rację co do nich, to może miała również rację co do niej — może była zwykłą kurwą.
Lyra Vandenberg
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1652-rachunek-bankowy-cecil-fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1652-rachunek-bankowy-cecil-fogarty
Kariera Lyry utknęła w martwym punkcie. Poodgryzały go przez to wyrzuty sumienia za każdym razem, gdy o tym wspomniała, ale los jaki czekał ja u boku Aarona był stokroć gorszy od braku angażu - wmawiał sobie to za każdym razem, ale nigdy nie stłumił ich w pełni. Były z nimi, o każdej porze i dnia, i nocy. Jak cienie. Jak mrok, który zawładnął jego sercem. Jednym źródłem światła w otaczającej go ciemności była Teresa, ale nie mógł własnej siostry obarczać takim brzmieniem. Nie mógł obciążyć go również Lyry. Smutny uśmiech zastygł na jego wargach. „Nie wiedzą, co tracą”, powiedział tylko, oszczędnie, bojąc się, że głos ugrzęźnie mu w krtani. Chciał uchodzić za bezwzględną istotę utkaną z koszmarów, za Cień – ty nic nie czujesz, Cecil, jesteś pustką skorupą, nie powinieneś mieć nawet tożsamości – ale czuł, za dużo na raz. Czasem przyłapywał się na myśli, że wolałby nie czuć nic. Uważaj, czego sobie życzysz, powtarzał jak modlitwę.
- Nie wrócisz do niej, nie ma mowy - gwałtowny protest  wydostał się z cecilowej krtani, ostrzejszy od noża trzymanego w palcach, gdy tamtej pamiętnej, wyrytej w pamięci jak epitafium na nagrobku, nocy, pochylał się nad śpiąca sylwetką wuja. Wyglądał na martwego. Błagam, Lilith, spraw, by taki był.
Tamtej nocy postanowił się go pozbyć, wykreślić ze swoje życia, sprawić, by przestał istnieć. Pochyliwszy się nad nim, poczuł na swoim policzku nieprzyjemny oddech mężczyzny wydobywający się z rozchylonych warg. Cecil miał wrażenie, że nawet wtedy wykrzywił je grymas, który nie mógł pomyli z żadnym innym - pogardliwy uśmiech, jaki pojawiał się tam zawsze podczas ich konfrontacji. Wystarczył krok do przodu, by obudzić się z koszmaru zafundowanego mu przed laty. Ufnie podszedł bliżej. Zbliżył ostrze do jego gardła. Tylko milimetry dzieliły Fogarty'ego od zatopienia niedawno zaostrzonej klingi w skórze stryja, ale wtedy uświadczył żelaznego uścisku, pięć szorstkich palców zakleszczyło się wokół nadgarstka i chwilowo wstrzymały prace serca. Cecil wbił spojrzenie w mrożące krew w żyłach oblicze. Naznaczona szaleństwem twarz przyszłego nestora rodu oświetlana mlecznobiałą poświata sierpa księżyca zerkającego do okna, jak nieproszony gość usiłujący przejrzeć wszystkie sekrety domowników, jeszcze bardziej podsycała nagromadzony w Cieniu strach. Usta wuju wykrzywiły się w uśmiech - tak okropnym i nieprzyjemnym, że nieprzyjemny dreszcz przeniknął do ciała jego bratanka i sprawił, że włosy na karku stanęły dęba. Zakończ to ręka Cecilowi zadrżała, gdy szept mężczyzny wypełnił jego ucho, przypominał szyderczy śmiech - Tak myślałem. Nie masz dostatecznie dużo odwagi. Wytrącił mu nóż z ręki z taką łatwością, jakby kosztowało go to zeru wysiłku. Zaśmiał się. Był to śmiech zimny jak odłamek lustra przekształcający serce w grudkę lodu. Poluzował uchwyt palców, w brązowych oczach malowała się taką odrazą, jakby dotykał czegoś obślizgłego, czegoś, co było skażone, a ta skaza przenosiła się przed dotyk i zarażała każdą komórką w ciele. Sprawił wrażenie, jakby ten kontakt fizyczny urągał jego dumie. Cecil zachłysnął się powietrzem, wycofując się pod same drzwi sypialni, którą dzisiejszego wieczoru wuj nie dzielił z nikim, co czyniło go w teorii łatwiejszym celem. Nie gryź ręki, która cię karmi - ostatnie słowa stryja dudniły mu w uszach, zagłuszały odgłosy kroków i przyśpieszony oddech, gdy wyszedł z jego sypialni i zbiegł schodami na dół, nie dbając już o dyskrecje. Wychodząc na zewnątrz, czuł wyłącznie obezwładniający strach i łzy na policzku. Chciał krzyczeć, ale zabrakło mu powietrza w płucach. Powietrze było gorące, duszące, kontrastowało z chłodem panującym w posiadłości Forgartych. Miejscem, którego powinien nazywać swoim domem, chociaż w jego gmachu nigdy nie czuł się jak w domu. Miejscem, który sprawiło, że znienawidził lata, słońca, życia.
- Nie możesz z nią zamieszkać - włożył wiele wysiłku w to, żeby w jego głosie nie pobrzmiewała błagalna nuta. Słowa te pozostawiły po sobie metaliczny posmak krwi - zęby zacisnął na wewnętrznej stronie policzka, odrywając kawałek tkanki, by zapanować, a raczej ukryć podenerwowanie, jakie wynikało z faktu, że Lyra mogłaby przyjąć propozycje od matki.
Łudził się naiwnie, że nigdy nie odejdzie, że zostanie z nimi na zawsze, że będzie mógł zakradać się nocą do jej pokoju i czuwać nad jej snem, że będzie mógł wykradać z jej kosmetyczki pomadkę, tłuszcz do rzęs, a nawet lakier do paznokci, że będzie mógł wdychać w raz z powietrzem zapach jej perfum, że po prostu będzie, tuż obok, zawsze, częścią jego życia. Chciał słyszeć jej śmiech, tembr głosu. Widzieć w zasięgu wzroku jej twarz - gęste pukle włosy opadające na ramiona, uśmiech na ustach, wesołe iskierki w spojrzeniu, rozmazaną kredkę pod brwiami. Chciał, by mieszkanie pachniało nią. Chciał szukać śladu jej obecności za każdym razem, gdy wzrokiem błądził po wspólnej przestrzeni. Odciski szminki na powierzchni szklanki. Czarny włos w zlewie. Płaszcz niedbale powierzony przez oparcie fotela. Nucone po cichu, niekoniecznie świadomie Take me out tonight, because I want to see people and I want to see life, gdy krzątała się po kuchni, dbając o dietę bliźniaków, a on siedział przy stole kuchni, zerkając na nią ukradkiem, znad szkicu. Chciał móc zahaczać wzrokiem o jedną z jej ulubionych książek spoczywającą  często na stoliku – „Czuła jest noc” Fitzgeradla - do której wracała tak wiele razy, że znała jąna wylot. Cytowała niektóre fragmenty z pamięci.  Jeden szczególnie zapadł mu w pamięć.
Zastanów się jak mnie kochasz - szepnęła. - Nie proszę, żebyś mnie tak kochał zawsze, lecz żebyś zapamiętał. W głębi mnie zawsze gdzieś będzie ta istota, którą jestem dziś wieczorem.
Wtedy nie rozumiał przekazu tych słów, ale teraz, kiedy siedział naprzeciwko niej, z nieprzyjemnym emocjonalnym bagażem doświadczeniem i utrudniającym oddychanie uścisku w klatce piersiowej, zrozumienia zakradło się do jego umysłu. Kochał ją wtedy, gdy rozmarzonym wzrokiem patrzyła w niebo. I kochał ją obecnie, gdy zainicjowała kontakt wzrokowy, uprzednio zawierzając spojrzenie na pierścionku. Wzrok Cecila też tam powędrował. Kosztował krocie. Znacznie uszczuplił jego budżet, ale był cholernie dumny, że go nie ukradł. Nie zdecydował się na proste rozwiązanie ,bo to, co czuł, nie miała nic wspólnego z prostotą.
I nikt nie pokocha ją tak, jak kochał ją on.
- Masz go nadal – odezwał się kilka chwil później, pozwalając, by wyznanie Lyry zalało strumieniem ciepła jego ciało.  Wydawało mu się, że czas zatrzymał się w miejscu, na tej jednej chwili, gdy odszukał pod stołem drżącą od emocji ręką jej dłoń. Musnął jej wewnętrznej strony opuszkami palców. Dotyk jej skóry parzył go niemiłosiernie. Jak rozgrzany węgiel.  – Pierścionek – uściślił. Był pewny, że Vandeberg dawno go wyrzuciła, zastępując pierścionkiem zaręczynowym, ładniejszym, droższym, za którym stała obietnica stabilność. To czego Cecil nie mógł jej dać.  
Zawierzając wzrok na twarzy Lyry, nie dochodziły do niego odgłosy z otoczenia – ani muzyka, ani gwar rozmów. Wszystko ucichło. Pozostały tylko jej słowa. Odbijały się od czaszki, raz za razem. Jak zwolniony kadr filmu.
Błagam ci, Lyra, dużej tego nie zniosę. Nie dawaj mi nadziei. Pozbaw mnie złudzeń. Moje serce i tak jest bezradne. W końcu rozpadnie się na kawałki. Przestań się nim bawić.  
Spuścił wzrok. Przerwał kontakt wzrokowy i kolejnego shota wypił duszkiem.
Powrót do rzeczywistości smakował cierpkim posmakiem alkoholu w ustach. Nieprzyjemny szum wypełnił uszy Cecila, a potem zakradły się do niego słowa – krótkie, zakłócone przez hałas.
- Stracił kontakt z rzeczywistością.  
- Mówią, że zawał serca.
Oddech. Trzy oddechy. Spokojne, miarowe. Na nich chciał się skupić.
- Chyba… nie powinno nas tu być – wydusił z siebie na wydechu. Wstał gwałtownie. Jakby sobie nagle o czymś przypomniał. Przypomniał sobie, że nigdy nie będzie wystarczający, by z nią być, bo nigdy nie daje jej tego, na co zasługuje.
Cecil Fogarty
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
!TW! abusive ojczym

Przysunął ją bliżej, ramieniem ściskając jej talię w piekącym uścisku, nos wciskając w granicę jej włosów na karku, skracając drogę, jaką jego szept musiał pokonać do jej ucha. Zaśmiała się, połaskotana wydmuchem powietrza z jego ust. Złożyła książkę, ołówkiem zabezpieczając miejsce, gdzie skończyła czytać, nim odciągnął ją od niej całkowicie, przerzucając na drugą stronę łóżka. Śmiech stopniowo zamieniał się w przyśpieszony oddech i spragnione pocałunki; taki rodzaj bliskości, który sprawia, że reszta świata niebezpiecznie odchodzi w niepamięć. Być może dlatego żadne z nich nie usłyszało ciężkich kroków na schodach czy skrzypiących lekko drzwi, które zostały otwarte bez wcześniejszego zapukania w ich teksturę.

Krzyki ojczyma rozniosły się po jej pokoju, a oni jak oparzeni odskoczyli od siebie. W pierwszym odruchu Lyra desperacko szukała czegoś, czym mogłaby okryć swój nagi tors, czując, jak twarz piecze ją z upokorzenia. Nie potrafiła rozróżnić słów, które były w nią rzucane — oskarżeń o lekkie prowadzenie się; użycie złego imienia, aby nazwać Cecila, chociaż poznał go już nieraz; wreszcie szarpnięcie ją mocno za ramię, wyciągając ją brutalnie z miękkości pościeli. — Wynoś się stąd, zanim ustrzelę ci łeb, chłopcze — groził Fogartemu, wyprowadzając zapłakaną Lyrę na korytarz. Próbowała ze zbłąkanego oddechu wydobyć wytłumaczenie, że nie robili nic złego, ale słowa gubiły się w sobie, nie potrafiły przebić jego złości. Kazał jej stać i patrzeć, gdy okryta jedynie w koc wbijała wzrok w zawiasy, z których wyciągał jej drzwi. — Prywatność to przywilej, który właśnie straciłaś — wyjaśniał tonem gryzącym od pogardy. Matka stała obok, paląc papierosa i beznamiętnie lustrując twarz córki. Uśmiechnęła się w końcu, jakby w jakiś chory sposób, była z niej właśnie dumna.

Mam nadzieję, że był tego wart, złociutka — zaśmiała się, wydychając dym zza swoich szkarłatnych ust.

Drzwi dalej brakuje; framuga samotnie strzeże jej pustego pokoju, w którym rozbrzmiewa echo utraconego dzieciństwa. Nie, pomyślała desperacko. Nie wrócę tam już nigdy. Prędzej zamieszkałaby w swoim samochodzie, gdyby pewnego dnia bliźniaki zadecydowały, że nadużywa ich gościnności, niż z podkulonym ogonem wróciła na skrzypiącą od tragedii podłogę rodzinnego domu. Jego wyraźne protesty ją uspokoiły; wiedziała, że Teresie nie przeszkadza jej obecność, jednak Cecil to była sprawa zupełnie innego kalibru. Ona lubiła, w samolubnym odczuciu, mieć go obok. Lubiła oboje z nich mieć, obserwować ich bliskość i chociaż zazdrościła im tego, że choćby nie wiadomo co się działo, to mieli siebie, to czuła też komfort w ich obecności; w siadaniu wraz z Teresą przed telewizorem na długie maratony horrorów; w podkładaniu Cecilowi talerza z ciepłym jedzeniem, gdy widziała go zgarbionego nad blatem w kuchni, pogrążonego głęboko w rysunkach swojej wyobraźni.

W pierwszych miesiącach z trudnością przychodziła jej asymilacja do nowych warunków mieszkaniowych, choć z pewnością winowajcą były bardziej nowe warunki życiowe. Właściwie nie wychodziła z pokoju, śpiąc niemal całymi dniami, bez celu włócząc się myślami po zakątkach świadomości. Pierwszy raz uśmiechnęła się od bardzo długiego czasu, gdy przyszedł do jej pokoju z pędzlem i farbami. — Wybierz, którą chcesz najpierw — Fogarty wskazał dłonią na stertę nierozpakowanych jeszcze książek, które walały się wszędzie w pokoju, tylko nie na półkach. W jej spojrzeniu kryło się niezrozumienie, gdy podniosła się do pozycji siedzącej, więc dodał: — Namaluje ci je na ścianie, tylko wybierz, którą najpierw.

On siedział na taborecie, malując okładkę „Czuła jest noc”, gdzie wybrzeże mieszało się z kolorowymi domami i koronami drzew, a ona siedziała na podłodze pod łóżkiem, z podkulonymi nogami wpatrując się w niego w milczeniu. Well I Wonder leciało cicho z gramofonu postawionego w kącie pokoju i nim się spostrzegła, podśpiewywała cicho, machając głową lekko do rytmu. — Nie proszę, żebyś mnie tak kochał zawsze, lecz żebyś zapamiętał. — powiedziała cicho, w obcych słowach wyrażając coś, co bała się sama poczuć. — W głębi mnie zawsze gdzieś będzie ta istota, którą jestem dziś wieczorem.

Zarówno jego głos, jak i wzrok wyrażały zdziwienie, której samo istnienie ścisnęło jej krtań. Smutek, jak całun rozlał się na ułamek sekundy na jej twarzy, na myśl o tym, że podejrzewał ją o to, że mogłaby go tak po prostu wyrzucić. Jakby wszystko to, co w przeszłości było ich wspólne, jej już nie dotyczyło; jakby była kimś, jak jej matka, która potrafiła zgubić drogocenny kamień zaraz po tym, jak go dostała i wzgardzić czyjąś miłością tak łatwo, jakby była nieznaczącym prochem.

Oczywiście — powiedziała, nie przerywając kontaktu wzrokowego, nawet wtedy, gdy złapał ją za rękę, choć powietrze na chwilę uparte nie chciało wcale zawędrować do jej płuc, tkwiąc gdzieś w zawieszeniu między ich ustami. — Nie potrafiłabym… To jedna z najcenniejszych rzeczy, jaką dostałam. — Bardzo liczyła na to, że nadal potrafi czytać z jej twarzy; z ruchu jej brwi, wyrazu spojrzenia, którym próbowała usilnie przekazać mu, że tu nie o cenę materialną jej chodziło — że takie rzeczy nie mają dla niej znaczenia czy wartości. Nie chciała czegoś, co pięknie błyszczy w świetle reflektorów, wolała coś, co nawet tylko dla jej oka przyjemne będzie, ale prawdziwe.

Otworzyła usta, aby coś dodać, jednak od wtedy odwrócił wzrok, swoje zajmując w alkoholu, skutecznie odstraszając ją od dalszych wyznań. Podniosła wzrok nad jego ramię, zatapiając go w jakimś bezwładnym punkcie. Wtem jedna z twarzy uderzyła ją swoją znajomością. Przerażona puściła natychmiast dłoń Cecila, wciskając się głębiej w ścianę, jednak gdy mrugnęła, twarz już zniknęła, jakby nigdy jej tam nie było. Szybko między nami skaczesz, co?, tym razem głos w jej głowie nie był nawet złudnie podobny do jej własnego; znacznie niższy był tembr, należący niezaprzeczalnie w jej pamięci do Aarona.

Co? — spytała, nieobecnym wzrokiem wracając do jego twarzy, gdy wstał gwałtownie od stołu. Przez chwilę bała się, że też to widział; z jakiegoś powodu perspektywa, że trupia twarz była prawdziwa, była znacznie gorsza niż to, że własny umysł płata jej figle. Po chwili zawahania dopiła ostatniego shota i podniosła się wraz za Fogartym, próbując dotrzymać mu kroku. — Co się stało? — spytała, gdy zrównała się z nim, za swoimi plecami kątem oka widząc narastające zamieszanie. Przygryzła boleśnie wargę, czując ścisk żołądka wyjaśniający jej dokładnie, co się stało. Zaklęcie Cecila pozostawiło po sobie… wyraźne skutki. W skrócie — mieli przejebane. Przyśpieszyła kroku.

Gdy znaleźli się na klatce schodowej prowadzącej do wyjścia z klubu, kolejny mężczyzna ubrany w ikoniczny, biały kombinezon Elvisa zaczepił ich, tym razem nie ignorując Cecila, wyraźnie zwracając się do ich dwójki. — Ej, chcecie usłyszeć ciekawostkę o królu? — zapytał pijanym głosem, wzrokiem błądząc gdzieś po ścianach; nie wyglądał, jakby specjalnie zarejestrował ich twarze. — Wiecie, że lubił tosty z bananem i... — reszta już nie dotarła do uszu Lyry, gdyż minęli go bez słowa, kierując się w stronę wyjścia.

z tematu wszyscy
Lyra Vandenberg
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
4 — I — 1985

Dźwięki za drzwiami były stłumione — jakby ktoś przesączał je przez kilogram gipsu i dwa metry grubej waty. Z wnętrza klubu dolatywała muzyka; słyszał ją w kościach, skroniach, stawach — wibrowała na chodniku, pod butami i w ścianie, o którą oparł ociężały łeb. Bezładne, bełkotliwe rzężenie; w jego rytmie dogorywał papieros między ustami i cierpliwość pod czaszką.
Dopiero kiedy tytoń dotarł do filtra, mózg nadał dźwiękom sens. Heart, Barracuda. Chyba zapętlone.
Kurwa mać.
Dogaszony papieros wylądował w malowniczym krajobrazie Sonk Road i dołączył do pojedynczych petów w rzadkiej, brudnej trawie spozierającej spod śniegu; ktoś w artystycznym uniesieniu dorzucił do tego widoku psie gówno i zużytą prezerwatywę. Naprędce narysowany świat paskudnej dzielnicy — uprzejme przypomnienie, że trzeba jak najszybciej skończyć przesłuchanie i wracać do cywilizacji.
Pulsująca w rytm muzyki czaszka uderzyła o zimne cegły budynki — raz, drugi, lekko; każde zderzenie rozniecało w mózgu nowe fale stłumionego bólu. Skup się, Williamson.
Nieznany mężczyzna — brak dodatkowych informacji.
Pozbawione towarzystwa papierosa palce zaczęły swędzieć; niewiele brakowało, żeby sięgnął po kolejnego — którego dzisiaj? Stracił rachubę.
Adrien Belson, ofiara, niemagiczny. Przetransportowany na oddział ratunkowy; zawał serca. Obraz gnijącej matki.
Skup się, Williamson. Czterdzieści dwa lata, zawał serca, brak wcześniejszej historii chorób krążenia. Żadnych problemów z oddychaniem, z chodzeniem, z cukrzycą, z pamięcią. Sekcja zwłok nie wykazałaby nawet czyraka na dupie.
Skup się, Williamson.
Nieznana kobieta — metr siedemdziesiąt, ciemne i kręcone włosy.
Wyjątkowo szczegółowy opis; niewiele brakowało, żeby wybuchnął śmiechem — prosto w pustkę zapadającego mroku, tuż przed wejściem do wciąż opustoszałego klubu. Była osiemnasta, w środku bar i muzyka dopiero przygotowywały się na salwę zachlanych amatorów tańca, a on walczył ze zmęczeniem, sennością, narastającym bólem głowy i zimnem. W ustach miał smak gorzkich trocin, przed sobą — perspektywę przesłuchania oraz wyłaniający się z półmroku kształt znajomej sylwetki.
Dlatego lubię z tobą pracować, Venoir — słowa rzucone w chłód razem z siwym obłoczkiem pary — podobnie jak ona uleciały w kierunku usłanego chmurami nieba; ani śladu gwiazd. — Punktualny jak zawsze.
Williamson wyciągnął dłoń, kiedy Yadriel znalazł się w jej zasięgu; przelotny uścisk rąk, kwintesencja samczej oszczędności, był pierwszym źródłem ciepła od kilku godzin. Barnaby skinął głową w kierunku wejścia — nie mieli powodu, żeby sterczeć na zewnątrz i zachwalać dobór płaszczy, chociaż ten należący do Venoira był godny uznania.
Miejmy to za sobą.
To było szerokim pojęciem — mieściło wiele słów i jeszcze więcej przygotowań. To było zawiadomieniem od Gwardii i przekazaniem niezbędnych szczegółów Yadrielowi; to było ustaleniem godziny, taktyki, przykrywki — to było sekwencją pytań bez odpowiedzi i płochą nadzieją, że przesłuchanie w klubie pozwoli im odkryć przemilczane szczegóły.
Drzwi ustąpiły pod gwałtownym — brutalniejszym niż wymagała tego okazja — szarpnięciem, wypuszczając na świat skumulowane echo dźwięków. Gdzieś pomiędzy skończeniem papierosa i przybyciem Yadriela zmieniła się piosenka; Gwardia wkroczyła do klubu, kiedy Morrisey z The Smiths śpiewał How soon is now? — Williamson zerknął na Venoira i prawie—się—uśmiechnął, poruszając ustami wraz z I am human and I need to be loved.
O, słodka ironii.
Ćwierć refrenu później jego usta zastygły w tym samym — doskonale znanym światu — grymasie znużenia. Ciało skręciło w kierunku bocznej sali, jakby Barnaby bywał tu częstym bywalcem — nie bywał — albo posiadał wyjątkowo dobrze rozwiniętą umiejętność odnajdowania wodopojów — posiadał.  
Emile Brown?
Chłopak za barem — nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia pięć lat, sądząc po mizernej gęstości wąsa — odwrócił się gwałtownie od skrzynek z piwem i po chwili namysłu niepewnie skinął głową. Wystarczające potwierdzenie; o — jeszcze czysty — blat baru gruchnęła dłoń, w dłoni odznaka, na odznace — srebro i herb stanu Maine.  
Policja, oficer Williamson. Mamy kilka pytań — wzrok chłopaka w przeciągu dwóch sekund ze sceptycznego przeobraził się w zaskoczony — oczy z wąskich szparek przeistoczył w spodki filiżanek. — Szef dziś w pracy?  
Pstryknęła zapalniczka, strzyknęły stawy w kolanach; Barnaby opadł na barowy stołek z gracją worka kartofli, podbródkiem wskazując na Yadriela.
Piłeczka po jego stronie.
Jestem pewien, że mój kolega chciałby zamienić z nim kilka słów.  
Zapalony papieros zapłonął wściekle, kiedy Williamson okręcił się plecami do baru wspierając łokcie o blat; dosadna mowa ciała w przedstawieniu, które odgrywał z Yadrielem po raz kolejny.
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Yadriel Venoir
ODPYCHANIA : 20
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 2
TALENTY : 14
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t427-yadriel-venoir#1459
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t461-riel#1799
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t467-poczta-yadriela-venoira
ODPYCHANIA : 20
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 2
TALENTY : 14
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t427-yadriel-venoir#1459
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t461-riel#1799
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t467-poczta-yadriela-venoira
Czy Yadriel Venoir podejrzewał, że tuż po powrocie do Saint Fall po dziesięciu latach jego ścieżka przetnie się najpierw z Williamsonem i że zastanie jego zakazaną gębę w swoim dawnym oddziale Czarnej Gwardii? Na Lilith, w życiu. Pamiętał jeszcze dość dobrze, jak przyuczał Barnaby’ego do policyjnego zawodu, a on z podejrzanym posłuszeństwem wykonywał wszystkie polecenia nie tylko bez mrugnięcia okiem, ale i bez nawet najmniejszego sprzeciwu. Dwa lata później Venoir wyjechał z miasta, a podejrzanym trafem jego ojciec czy siostra również zatrudnieni dla lokalnej policji, nie wydawali się tym szczególnie przejęci i żyli sobie dalej, jak gdyby nigdy nic. Teraz Yadriel próbował dopasować obraz Barnaby’ego zakodowany w jego pamięci długotrwałej i nałożyć go na nowe, przeorane doświadczeniami oblicze Williamsona.
Kiedy Barnaby zdążył zaserwować mu informacje o podejrzanej sprawie z tajemniczą śmiercią zdrowego mężczyzny i zaproponował współpracę, niemal od razu się zgodził. Komu jak komu, ale Williamsonowi by nie odmówił — czy szalę przeważyła jego osobista sympatia do czarownika, czy też wzgląd na stare czasy, to już nie miało w zasadzie większego znaczenia. Tym bardziej że nie była to ani pierwsza, ani tym bardziej ich ostatnia współpraca, biorąc pod uwagę ich niekiedy zgranie i przede wszystkim dotychczasową skuteczność. To czy szczęście miało dopisać im i tym razem, a ludzie mieliby okazać się chętni do kooperacji — pozostawało natomiast niewiadomą.
Gdybym się spóźnił, byłbyś wyziębioną kupką, wkurwionego nieszczęścia — rzucił z rozbawieniem w głosie Venoir w ramach powitania, obrzucając go uważnym spojrzeniem od góry do dołu, a w kącikach jego ust zawitał na moment objaw uśmiechu. Tak naprawdę od swojego powrotu Yadriel wolał angażować się w działania policyjne lub te związane z Czarną Gwardią, żeby odcinać sobie dostęp do wolnego czasu i niemile widzianych, podgryzających go ruminacji. Wypierał ze świadomości też to, że najpewniej znalazł się na łamach jakiejś gazety po swoim zawodowym sukcesie w roli negocjatora policyjnego, traktując to zjawisko za nieistniejące. Pieprzone media, na które zwłaszcza w tym kraju nie można liczyć pod względem żadnej dyskrecji czy poszanowania.
Midnight Mirage ulokowane w piwnicy, najpierw uderzyło w nozdrza nieprzyjemną wonią wilgoci — im bardziej zbliżali się do wnętrza wypełnionego rażącymi neonami i graffiti zdobiącymi ściany, które niekoniecznie mógł uznać za szczególnie gustowne. Na całe szczęście nie znaleźli się tutaj, by czerpać z tych wątpliwych walorów estetycznych, tylko w celu przesłuchania barmana i właściciela tego marnego przybytku. Yadriel szybko przybrał jeden ze swoich przyjaznych uśmiechów, przygotowując się na odgrywanie roli tego dobrego gliny, próbując przy okazji nie zaśmiać się na głos, kiedy Barnaby podążył za tekstem piosenki The Smiths. Musiał bardzo się postarać, żeby skupić uwagę na poszukiwanej, o której wiedzieli na ten moment tyle, co kot napłakał, by te ogólnikowe dane móc jakkolwiek wykorzystać, czy na ich podstawie wyodrębnić potencjalnych podejrzanych.
Możemy zatem liczyć na to, że poprosi pan o dołączenie do nas pana Lincolna, jeśli zastaliśmy go w lokalu? — zapytał przyjaźnie Yadriel Venoir, siląc się na podtrzymanie lekkiego, zachęcającego uśmiechu. Ciemnowłosy podszedł do baru, opierając się o niego i pokazując niedbale odznakę, wyłowioną z kieszeni, jakby dla potwierdzenia, że furiat raczący w najlepsze płuca nałogiem obok wcale się nie zgrywa. Cieszył się, że dym nikotynowy tłumił nieco woń wilgoci, czającej się w kątach tej podziemnej speluny. Może uda im się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, jednak nie było co tego na ten moment zbyt optymistycznie przesądzać. — Jestem pewien, że sprawne odpowiedzenie na nurtujące nas pytania, to nasz wspólny interes, biorąc pod uwagę, że rozpoczęcie wieczoru w lokalu wypełniającym się klientami i z glinami na karku, to coś, czego zapewne chcielibyście uniknąć.
Yadriel Venoir
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : negocjator policyjny
Zjawa
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t122-szukam-zjawy
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t180-listy-do-zjawy
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t122-szukam-zjawy
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t180-listy-do-zjawy
Istniało wiele prawd i jeszcze więcej opinii na temat Midnight Mirage — gdyby ktoś zechciał odłowić te pozytywne z wanny pełnej szlamu, zostałby z naparstkiem wody.
Była więc prawda o tym, że klub nie mieścił się na podium najlepszych przybytków tego typu w Hellridge; ba, z trudem zahaczał o drugą piątkę zestawienia. Była też prawda — bardziej plotka niż fakt, ale nikt o zdrowych zmysłach nie próbowałby dowieść prawdziwości tej hipotezy — na temat tutejszych toalet, w których istniały dwa typy złapań: albo ty złapiesz trypra na muszli klozetowej albo ktoś złapie ciebie za pośladek, kiedy akurat myjesz ręce.
Był też niepodważalny i autentyczny ewenement lokalnych barmanów; za gównianą pensję i żadne napiwki kręcili zabójczo mocne drinki o autorskich nazwach — nie wiedzieć dlaczego, Wyprysk Teściowej sprzedawał się najlepiej.
Emile Brown, dwudziestosiedmioletni — wyglądał młodziej za sprawą wąsa, który u kolegów po fachu zyskał przydomek Dziewiczego Joe — barman, znał opinie na temat klubu, jego lazaretów i wątpliwej jakości alkoholu przelanego do znacznie sympatyczniejszych butelek. Wiedział też, że dzisiejszy wieczór będzie do bólu przewidywalny i wyjątkowo nużący; była niedziela, a w niedziele do Midnight Mirage przychodzili tylko alkoholicy, degeneraci albo policja (nie, żeby jedno wykluczało drugie).
Kiedy więc w zasięgu wzroku barmana pojawiło się dwóch mężczyzn, na dodatek na godzinę przed oficjalnym otwarciem, Emile miał wąski wybór — mogło chodzić o haracz albo przesłuchanie. Krótkie skinięcie głową rozwiało jego wątpliwości; a zatem policja, na dodatek stanowa, jeśli wierzyć odznace i obcym twarzom. Właściciel Midnight Mirage może był skąpy, ale nie był głupi — wiedział, czyje kieszenie napełnić, żeby klub zyskał względy spokój i nieszczególne zainteresowanie władz. Jego korupcyjne macki nie sięgały jednak daleko; żywe dowody właśnie rozpoczynały grę w dobrego i złego glinę, a Emile myślał tylko o jednym.
Płacą mi, kurwa, za mało.
Szef nie przepada za niezap... — barman ugryzł się w język o pół sekundy za późno — rozparty na stołku gliniarz nie wyglądał na kogoś, kogo obchodziły prywatne preferencje dotyczące niezapowiedzianych gości — Emile oderwał wzrok od oficera i przeniósł spojrzenie na policjanta, który wygodnie przemilczał nazwisko.
Mogę po niego zadzwonić — wahanie w głosie barmana przeczyło jego ruchom. Sięgnął po słuchawkę ukrytego pod ladą baru telefonu, na dwie sekundy odwracając się do policjantów bokiem i wypowiadając szeptem — tak, żeby nie usłyszeli — trzy kluczowe słowa. — Szefie, hau hau.
Słuchawka jeszcze nie opadła na widełki, a Emile ponownie spoglądał na Yadriela, najwyraźniej uznając, że z tej dwójki rozsądniej zapytać jego.
O co dokładnie chodzi, jeśli mogę wiedzieć? — trochę ciekawość, trochę obawa, że wkrótce straci pracę; przez pana Brown przemawiało wiele egoistycznych pobudek. — Burdy nie mieliśmy od pięciu dni, nowy rekord. A jeśli chodzi o cięższe używ...

Właśnie wtedy do muzyki, która niestrudzenie wypełniała magazynową przestrzeń echem, dołączyło donośne chrząknięcie — coś spomiędzy odplunięciem flegmą a zadławieniem się nią.
Emile, więcej inwentaryzacji, mniej kłapania dziobem — zza przeznaczonych dla obsługi drzwi wyłonił się mężczyzna, o którym zarówno Barnaby, jak i Yadriel mogli stwierdzić jednogłośnie: był szerszy niż wyższy i na dodatek bardziej owłosiony na odsłoniętych przedramionach niż głowie.
Co nie było szczególnie trudne; jego łysinka błyszczała jak kopytka cielaka.
Owen Lincoln, właściciel tego zacnego lokum — liczący nie więcej niż pięćdziesiąt lat mężczyzna przeniósł kaprawe oczka z jednego policjanta na drugiego i z powrotem — jego lustracja trwała pięć sekund, a kolejne słowa zaprzeczyły przypuszczeniom, że jest pociesznym, uległym jegomościem z zamiłowaniem do wszystkiego, co zawiera przynajmniej dwie szklanki cukru.
Zanim będziecie kontynuować, cokolwiek ma to być — palce grubości serdelków zatoczyły półokrąg, obejmując całą scenę; barmana, gliniarzy, the Smiths którzy nagle ucichli i zastąpiła ich Blondie — Owen pocił się do dźwięków Heart of Glass. — Znam swoje prawa. Bez nakazu nie możecie zajrzeć nawet pod spłuczkę w klopie — jego wzrok utknął w Barnabym — jakby to on mógł być głównym podejrzanym w tak niecnym procederze. — A jeśli to przesłuchanie, mam prawo do adwokata i nie zawaham się go użyć — tym razem spojrzenie pana Lincolna powędrowało na Yadriela.
Nie chcemy żadnych problemów, a w Sonk Road wieści rozchodzą się szybciej niż nowa plaga chlamydii — są też jednakowo paskudne, ale to drobny szczegół. — Więc mają panowie dokładnie minutę.
Dla Williamsona i Venoira sprawa była znacznie bardziej skomplikowana; zamierzali wycisnąć obu świadków jak cytryny, a na ten moment żaden z nich nie był skory do szczególnej wylewności. Powodzenie tej wizyty spoczywało — całkiem dosłownie — na karku Owena.
Bo to właśnie jego szyję oplatał rzemień z pentaklem, który przy geście dłoni właściciela wyłonił się na moment spod obrzydliwie atłasowej, oliwkowej koszuli. Czy gwardziści zdołali go dostrzec?

W Zjawę wciela się: Perseus Zafeiriou

Poznaliście dwóch głównych świadków wydarzeń z 03.01.1985 roku — teraz Waszym zadaniem jest nakłonić ich do współpracy! Barman Emile jest zwykłym niemagicznym, co obaj stwierdzić możecie już na pierwszy rzut oka; chłopak nie do końca opanował trudną sztukę zapinania guzików. Właściciel Owen to trudniejszy obiekt obserwacji — jego pentakl widoczny był tylko przez moment, ale wprawne oczy Czyścicieli miały szansę go dostrzec.

Każdy z Was powinien wykonać rzut k100 na zdolność talentu; jeśli jednemu z gwardzistów uda się przekroczyć próg 70, dostrzeże on pentakl i będzie wiedział, że rozmawia z czarownikiem. Uwaga: do progu, poza wartością kości oraz talentu, pamiętajcie doliczyć ewentualny modyfikator za percepcję. W przypadku niepowodzenia, zyskacie kolejną szansę, lecz wszystkie progi będą rosnąć konsekwentnie o 10.
Powodzenia!
Zjawa
Wiek : 666