— Cześć — odpowiedziała z drobnym uśmiechem. — Kayla — również się przedstawiła, a następne pytanie zupełnie jej nie zaskoczyło. Więc dobrze jej się wydawało. Nie za bardzo chciała przyciągać do siebie uwagę wypadkiem, ale z drugiej strony dziwnie byłoby udawać, że nie wie, skąd się kojarzą. — Tak. Pracujesz w Madigan, prawda? — Winnie wyglądała bardzo młodo, ale z drugiej strony Frankie również, a przecież pracowała w szpitalu. Los zdecydował, że atakować miała Winnie. Pan Williamson znów zabrał głos i Kayla robiła co mogła, by skupić się na jego słowach oraz instrukcjach, naśladując ruchy ręki. O atak chyba nie powinna się martwić, ciosy będzie wyprowadzać prawą ręką. Ale co z obroną? Pewnie podświadomie będzie chronić lewe ramię... Powinna przypomnieć Panu Wiliamsonowi i zapytać, jak tego uniknąć? Nie była pewna, nie chciała szczególnie zwracać na siebie uwagi. No i jeszcze Winnie by zaczęła się obawiać atakować. Nie, bez sensu, nie będzie nic mówić, może tylko niepotrzebnie martwiła się na zaś. Postarała się przyjąć obronną postawę zgodnie z instrukcjami trenera, a przed tym poprawiła jeszcze opadające kaskadą na ramiona włosy. Były strategicznie ułożone i pospinane wsuwkami, aby zasłaniać odrastającą część, która choć nie była już nagim plackiem po tych czterech miesiącach, to wciąż wyglądała dość śmiesznie. Uśmiechem próbowała zachęcić Winnie do ataku. Była gotowa... Chyba. |