Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Skalne zejście
Skalne zejście to mało popularne wśród turystów wejście do oceanu głównie dlatego, że bardzo często jest zalewane oraz wskakując do wody, wskakuje się niemal od razu na głębiny. Samo zejście znajduje się z daleka od popularnych plaż czy ścieżek, będąc niemal na granicy obrzeży Maywater. Ciężko jest spotkać tu przypadkowych przechodniów, raczej amatorów ekstremalnych wrażeń. Jedna ze skałek w połowie zanurzona jest w oceanie, pozwalając na powolne moczenie nóg przy ładniejszej pogodzie.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
kontynuacja z kuchni

Torba w bagażniku, Lyra na tylnym siedzeniu i męska reprezentacja z przodu. Patrzyła na odbicie skroni Williamsona w lusterku i nerwowo obracała zawieszonymi pierścionkami na palcach. Im bliżej byli, tym trudniej było jej usiedzieć w miejscu; pomimo zmęczenia wciąż poprawiała pas, otwierała i zamykała okno czy bawiła się papierkiem po cukierku w kieszeni.

Ocean na horyzoncie, Lyra czekająca do ostatniej chwili, by wyjść z samochodu i męska reprezentacja czekająca na zewnątrz. Torba, którą wzięła ze sobą, była cięższa, niż powinna. W środku były tylko ręczniki, ubranie na przebranie i pierwsza lepsza książka, jaką chwyciła z półki Williamsona — dla niepoznaki, powinniście wyglądać, jakbyście spędzali dzień na plaży. Mimo tego ciążyła jej na ramieniu, więc gdy doszli do pierwszego zejścia skałami w dół, bez słowa podała ją Barnabie.

To nie był jedyny bagaż, który pomagał jej nieść.

Uwaga na kroki — ostrzegła, idąc przodem. — Jest ślisko.

Nie tak, jak na pirsie, ale wciąż należy patrzeć pod nogi. Lyra nie chodziła tu często. Miejsce było idealne do wchodzenia, a to, jak ciężko dostępne i na uboczu było, było tylko plusem. Niestety z wychodzeniem było już ciężej — brak płycizny był problematyczny, gdy nie było nikogo, kto mógłby podać pomocną dłoń. Całe szczęście tym razem miała ze sobą cztery takie.

W dół; niżej po skałkach, w dół.

Odwróciła się — wbrew rozsądkowi i zachowaniu równowagi — by sprawdzić, czy idą za nią. Wzbierająca w gardle niepewność sprawiała, że w tym momencie doskonale rozumiała Orfeusza.

Oczy Orestesa musiały być naprawdę wróżbą, bo ocean był dziś spokojny — nie obijał się gniewnie o skały, nie moczył ich powierzchni i nie domagał się ofiary z człowieka. Słońce przebijało się przez nieliczne chmury i na skórze można było poczuć pierwsze promienie słońca. Słony zapach mieszał się z powiewem wiosny i z pewnością gdyby nie okoliczności, Lyra zatrzymałaby się na moment, zamknęła oczy i próbowała nacieszyć się momentem. Ale im niżej schodzili — im bliżej oceanu była, tym głośniej w niej coś krzyczało, że musi się w nim zanurzyć.

Co do zasady ignorowała ten głos. Co do zasady im głośniej krzyczał, tym uparciej go nie słuchała.

Zatrzymała się dopiero na samym dole, na najdłuższej skale wysuniętej wgłąb wody.

To tutaj — oświadczyła, jakby fakt, że nigdzie dalej nie da iść, nie był oczywisty. Na prawo od nich był jedynie fragment kamienia, który częściowo przykryty był wodą. — To może trochę zająć, więc polecam wam rozłożyć sobie ręczniki.

Będzie to też wyglądać mniej podejrzanie, dodała w myślach. Zachowała to jednak dla siebie. Nie musiała ich obarczać swoją syrenią paranoją.

Najpierw ściągnęła bluzę, potem buty, potem spodnie, potem koszulkę, potem bieliznę i ułożyła ubrania w niepotrzebnie równą kostkę, jakby próbowała odroczyć moment wejścia tak długo, jak tylko mogła. Bycie nagim nie było przeszkodą; im bliżej oceanu, tym bardziej naturalny zdawał się jej ten stan. To nie tym się denerwowała.

Dobrze, więc—

Przeciągasz, Vandenberg, powiedział głos należący do kogoś, kto stał zaraz przed nią.

Wiem, odpowiedziała spojrzeniem na słowa, których wcale nie powiedział.

Wchodzę.

On to powiedział.

Odwróciła się do nich plecami, wzięła głęboki oddech, zrobiła dwa kroki w tył i rozbiegła się do przodu. Chłodna woda uderzyła jej twarz i otuliła ciało; przez sekundę wciąż była człowiekiem.

Przez sekundę była tylko człowiekiem; ale sekundy szybko przemijają, a wraz z nimi złudna nadzieja, że tym razem mogłoby być inaczej. Skóra piekła, pękała i bolała niemiłosiernie, gdy na jej miejsce pojawiały się złote łuski; kolejna sekunda i zamiast nóg, był długi, rybi ogon. Zanurkowała niżej; potem jeszcze niżej, zrobiła obrót i płynęła w stronę światła.

Naprawdę rozumiała Orfeusza.

Oparła się rękami o zamoczoną w wodzie część kamienia i machnęła ogonem, rozchlapując wodę dookoła.

Ładny? — spytała, wpatrując się w ich twarze, głosem bardziej melodyjnym, niż zazwyczaj.

Bardziej magnetycznym.

Bardziej—

Za bardzo.

rzucam k3 na to, kogo ochlapię wodą:

k1 — Barnabę
k2 — Orestesa
k3 — obojga
Lyra Vandenberg
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Lyra Vandenberg' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 1
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t244-orestes-zafeiriou#592
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t357-orestes-zafeiriou#1067
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t356-poczta-orestesa-zafeiriou#1066
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f82-archaios-2-1
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1176-rachunek-bankowy-orestes-zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t244-orestes-zafeiriou#592
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t357-orestes-zafeiriou#1067
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t356-poczta-orestesa-zafeiriou#1066
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f82-archaios-2-1
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1176-rachunek-bankowy-orestes-zafeiriou
Szarość nierówna szarości — szare budynki wymienione na szary błękit nieba, gdzie ocean styka się z horyzontem, a cienka linia mówi dość.
Dość niedomówień, dość sekretów, dość strachu, że wyjawiona w nieodpowiednim momencie tajemnica zamieni się w ostrze, które przetnie przyjaźń w pół. Strach wsiąkał w siedzenia samochodu i milknął pod dźwiękami muzyki; wyścig do auta był kolejnym zwycięstwem tego dnia — to pierwsze, najważniejsze, zostało w kuchni razem ze stygnącym w piekarniku ciastem.
Cichy szelest papierka z tylnego siedzenia oznaczał nerwowość; delikatne postukiwanie palców o deskę rozdzielczą na miejscu pasażera było kwintesencją niepewności.
I tylko zmiana biegów — pierwszy, drugi, trzeci, czwarty; do piątego dotarli tylko raz, kiedy Saint Fall zostało w tyle, a Maywater zbliżało się z każdą milą — była stanowcza, uchwyt na kierownicy pewny, wzrok wędrujący w kierunku tylnego lusterka nieprzypadkowy. Orestes nie pytał, Lyra nie odpowiadała, Barnaby i tak nie wysiliłby się na słowa — współdzielony sekret był lżejszy.
Co nie znaczy, że był łatwy.
Jak znalazłaś to miejsce? — trzask zamykanych drzwi zniknął w szumie fal; niestrudzone żłobienia brzegu były akompaniamentem dla przemarszu — powietrze, wypełnione wilgocią i solą, obiecywało, że wszystko będzie dobrze, przynajmniej dla jednego z nich. Czasem tyle musiało wystarczyć; dziś Orestes cieszył się, że przydział przypadnie Lyrze.
Ostry szlak odłamków skał prowadził w dół, a każdy krok był bolesnym przypomnieniem samotności i strachu, do którego cyklicznie dochodziło na tym brzegu; Vandenberg nie mogła istnieć bez oceanu tak, jak Zafeiriou nie istniał bez książek, tak, jak Williamson znikał bez magii odpychania. Integralna część Lyry rozbijała się z hukiem o skalisty brzeg i przerażała — może słusznie?
Może strach był sposobem na przetrwanie; ludzie bez sumienia, zapatrzeni w siebie i własną pogardę, chcieli zamienić białą pianę fal w krew.
Strach był najlżejszą karą, która powinna ich spotkać.
Na samym dole skał — gdzie wilgoci było więcej, a pojedyncze słone krople zostawiały na policzkach ślad w imitacji łez — rozpoczął się kolejny etap. Orestes zerknął na Lyrę, kiedy zaczęła ściągać bluzę; znał ten schemat — Joy też nie lubiła, kiedy bluzki były mokre, a spódniczki potargane. Prywatność, ofiarowana przez bezkres oceanu, zaburzyła obecność niemych obserwatorów; Zafeiriou i Williamson otrzymali miejsca w pierwszym rzędzie na show, w którym naga skóra była symbolem zdania się na łaskę żywiołu.
Żaden z nich nie patrzył na obnażone ciało z głodem — oczy wypełniała niepewność.
Do błękitu greckiej toni tęczówek po chwili dołączyła obawa; o nią? O siebie? O to, ile razy wejście do oceanu może zostać użyte, zanim zostanie odkryte?
Duma i uprzedzenie — zanurzona w plecaku dłoń uchwyciła grzbiet książki z należną czcią; Orestes zgarnął ze stolika w salonie pierwszy tytuł z brzegu. — Trzymaj, Williamson. Protagonista przypadnie ci do gustu.
Też lubił snuć się z ponurym wyrazem twarzy i miał potężny problem z komunikacją.
Nerwowe ukłucie u nasady karku skierowało wzrok w kierunku zejścia; Vandenberg była coraz bliżej wody — zarys łopatek pod skórą wydawał się zbyt kruchy, żeby mogła stawić czoła falom, ale—
Ostrożnie, Lyra — nie był pewien, czy szept można usłyszeć w huku oceanu; co, jeśli wypowiedział to w głowie?
Po sekundzie było za późno na powtórkę — plusk wypełnił powietrze, pustka horyzont, strach usta. Krok w kierunku Williamsona był bezwarunkowym odruchem troski; kto kogo miał pocieszyć, gdyby Lyra jednak nie wypłynęła, tylko—
Głaz obaw stoczył się z serca razem z pluskiem ogona.
Zniknęły ostre skały, surowe wejście, odległy horyzont, spienione fale.
Było tylko złoto — w oczach, na łuskach, wokół mokrych loków, które spowiła aureola słońca.
Jest—
Nie chciał mówić; wolałby, żeby mówiła ona.
Tak ładnie i lekko, i lepko, i miodowo — niech powie coś jeszcze; niech oblepi ich słowami.
Inny, niż zapamiętałem go u—
Spojrzenie nie było pewne, gdzie się zatrzymać — ogon był długi i złoty; twarzy była niezmieniona i piękna; wzrok był wyczekujący i utkwiony w nich. Orestes uśmiechnął się mimowolnie, kiedy rozbryzg dotarł do falochronu zwanego Williamsonem — Barnaby musiał przesunąć się krok do przodu, kiedy Zafeiriou przeżywał prywatną reminiscencję syreny sprzed wielu lat.
Jest ładnyi?I celny.
Wszystko dobrze, mógłby powtórzyć i okłamać samego siebie.
Wszystko dobrze; dopóki Lyra posiada kontrolę, wszystko—
Będzie dobrze.
Orestes Zafeiriou
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Linia horyzontu zamieniona na majestat bezkresu.
Majowe słońce załamywało się na lśniącej płachcie oceanu inaczej, niż w styczniu, kiedy ostatnie promienie zachodu rozchlapywały na falach złoto, a on — nieświadomy wielu rzeczy; tego, co przyniesie kolejna godzina; tego, co z jego życiem zrobi tamten dzień (naprawi; poskleja; zreperuje?) — próbował odnaleźć prawdę.
Dziś — prawie cztery miesiące i wiele prawd później — prawda z początku roku była nieistotna; od tamtego momentu zmieniło się wszystko — pogoda, pora roku, oni.
Tylko wiecznie ruchomy ocean — zatrzaśnięty w szklanej butelce paradoksu — nie zmienił się wcale.
M—hm — męska reprezentacja na zewnątrz, damska wywlekająca z bagażnika torbą; ramię ugięło się pod  jej ciężarem, usta trwały w poziomej linii, wzrok obserwował okolicę i tylko odruch — dziwne określenie na troskę — odrywał go od linii horyzontu na linię spiętych łopatek.
Głazy w dole przypominały ten, który zalegał na piersi Williamsona; powietrze było słone i rześkie — chyba.
Chyba, bo nie potrafił wypełnić nim płuc.
Chyba, bo oddech był przypomnieniem ukrywanych prawd.
Chyba, bo zamiast trzymać dłoń na pasku torby, wolałby zaciskać ją na smukłych palcach.
Jest ślisko, ostrzegałby go Lyra, gdyby potrafił rozmawiać z nią o tym, co było jej nierozerwalną częścią; jak wątroba, jak krwinki, jak serce. Trzymam cię, odparłby, naprawdę trzymając — ramię splecione z ramieniem, kciuk zataczający drobne kółka na wewnętrznej stronie nadgarstka, wzrok utkwiony w horyzoncie w poszukiwaniu zagrożenia.
Utracone co, gdyby—
Co, gdyby czuła, że może powiedzieć mu o kąpielach?
Co, gdyby powiedział, że zawsze będzie czekał na brzegu?
Co, gdyby dowiedziała się, że nie powinien znać prawdy, bo ma krew kogoś, kto prawdę karał śmiercią?
Co, gdyby.
Nie wpadnij do wody, Vandenberg.
Co, gdyby w styczniu nie poślizgnęła się na pirsie; co, gdyby nigdy nie dowiedział się o ogonie?
Co, gdyby Orestes nie był głosem sumienia, którego Williamson nie posiadał.
Wciśnięta w dłoń książka nie odstręczała grubością; w dłoniach duetu Vandenberg i Zafeiriou — spółka z ograniczoną odpowiedzialnością za pogarszający się przez czytanie o dziwnych porach wzrok — widywał potężniejsze tomiszcza.
Dumni jesteśmy wszyscy, uprzedzeni—
Nie odpowiadaj, Williamson, powiedział ktoś, kto mówił aktualnie coś innego — o ręcznikach, o podejrzeniach? Nieistotne; od momentu, w którym Lyra zaczęła ściągać bluzę, niewiele było istotne.
Osamotnione promienie słońca przesączyły się przed grubą kołdrę chmur akurat na czas, by zabłądzić na równinie blizn — odwrócona plecami, odświeżała wspomnienia wczesnomarcowych nocy i dłoni, która muskała otworzoną na nowo ranę po raz pierwszy.
W maju stracił rachubę, ile razy ta sama dłoń muskała tę samą ranę; zasklepioną, zamienioną w cienką bliznę, cierpliwie traktowaną maścią.
Naga skóra była stęskniona za słońcem — egoistycznie chciał, by tęskniła też za dotykiem. Nagie pośladki przechodziły w smukłe nogi; wzrok zgubił się na połaci ud i nagle oprzytomniał.
Orestes stał tuż obok; Williamson nie mógł patrzeć na nią w ten sam sposób, gdy byli sami.
Gdyby coś się działo, będę—
Będę czekał; wzrok dopowiedział to, o czym milczały usta.
Będziemy tutaj.
Rozbieg i naga sylwetka na bezkresnym horyzoncie były pożegnaniem; od tego momentu głaz na piersi przestał być tylko imieniem.
Zamienił się w imadło.
Odruchowo krok do przodu przybliżał go do oceanu i końca, który mógłby odnaleźć, gdyby nie zaufanie — świadomość umiejętności Vandenberg powinna zatrzymać lawinę nawyku; kiedyś czytał, że syrena w wodzie była potężniejsza.
Kiedyś wierzył, że nie potrafiły panować nad zewem krwi.
Kiedyś był przekonany, że nigdy żadnej nie spotka.
Teraz—
Pamiętał ten blask; złoto zgubione w czarnej kipieli styczniowego oceanu jak światełko na końcu tunelu — gdyby wtedy naprawdę wskoczył do wody, z metafory stałoby się faktem. Dziś wiedział, co było źródłem blasku, ale pomiędzy wiedzą, a rzeczywistością istniała wyraźna granica.
Podobna do tej, która odcinała kobiecy tułów od kruchych łusek.
Dawno temu trzymał jedną w dłoni; dziś patrzył na tysiąc i czuł—
Vande—
Nie możesz czuć; głos — ton, który jak echo powtarzał słowa sprzed lat, z dzieciństwa, z pogrążonej w mroku sypialni; głos, któremu towarzyszył uginający się pod ciężarem ciała materac łóżka i ciche zaklęcia próbujące naprawić to, co godzinę temu zepsuł ojciec.
Zawsze najpierw upewniała się, że Arthur nie będzie widzieć; dzieci nigdy nie były priorytetem.
(Kiedyś czekałeś na nią całą noc; pamiętasz, jak bolało?)
Rozbryzg słonych kropel przypominał łzy; koniuszek języka złapał jedną z nich w kąciku ust.
(Pamiętam).
Istnieją łatwiejsze sposoby, żebym był mokry — kolejny krok; chciał być bliżej, musiał być bliżej, potrzebował być bliżej — blisko melodii głosu, złotego blasku łusek i—
Ładny.
Jej oczy miały ten sam kolor; zwłaszcza teraz.
Boli, kiedy—?
Musiało boleć; wierność sobie nigdy nie była łatwa.
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii