Sala rozpraw Na przedzie sali znajduje się podwyższony podium, ze stołem sędziowskim oraz pulpit dla stenografa. Po bokach znajdują się dwa stoły dla stron procesu: jeden dla oskarżyciela lub powoda i jego prawnika, a drugi dla obrony lub pozwanego i jego prawnika. Po lewej stronie od sędziego jest miejsce dla ławy przysięgłych, składające się z krzeseł dla 12 przysięgłych, odgrodzone niską barierą od reszty sali. Z tyłu znajduje się miejsce dla publiczności. Na drewnianych ławach zasiadać mogą obserwatorzy, rodzina stron oraz media. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
30 maja 1985 roku Satanistyczny sąd kapłański jest nieodłączną częścią Kościoła Piekieł, stojącą na straży prawa kościelnego. To do niego zwracają się wszyscy w sprawach konfliktowych oraz blasfemii, mając pewność, że kapłani na podstawie dowodów i zeznań świadków wydadzą sprawiedliwy wyrok. Czwartek trzydziestego maja jest zwyczajowym dniem pracy, kiedy w przynależącym do kościoła budynku gromadzą się interesanci. Dzień ten należy do wybitnie upalnych, zwłaszcza jak na warunki stanu Maine. Szczęśliwie grube, kamienne ściany kościoła izolują panujący na zewnątrz skwar, pozwalając wszystkim cieszyć się odrobiną chłodu. W korytarzu prowadzącym do sali rozpraw stoją po przeciwległej stronie dwie drewniane ławy. Tuż obok drzwi zawieszona jest pozłacana tabliczka z numerem sali oraz harmonogram. Na rozprawę Faust vs. Faust przeznaczono trzy godziny. Sprawy o unieważnienie ślubu są rzadkością, jednak to właśnie z tego powodu pojawiają się tu dzisiaj bliscy Faustów. W korytarzu zaczęli zbierać się już pierwsi powołani przez sąd świadkowie. Na ławie zasiada z posępną miną Bernard Faust, nestor rodu, bez słowa słuchając nachylającego się ku niemu mężczyzny. Jego obecność w przestrzeniach publicznych jest rzadkością, bo nie zwykł opuszczać swojej pracowni w sklepie Faustów, jednak wezwanie od sądu kościelnego jest sprawą najwyższej wagi, więc nie mogło go tu zabraknąć. Nieco dalej stoją Katniss Rosendale i Harald Katz, rozmawiając ze sobą ściszonym głosem. Wkrótce zbierają się także oboje milczący i rozglądający się po korytarzu Lucas Wilson oraz towarzysząca mu Christine Jenkins. Panująca tu atmosfera daleka jest od euforycznej, jak i nikt nie podnosi głosu, mniej lub bardziej cierpliwie czekając na rozpoczęcie. Wskazówka zawieszonego wysoko na ścianie zegara przesuwa się na godzinę dwunastą, oznajmiając nadchodzący czas rozpoczęcia rozprawy. To wtedy otwierają się drzwi sali i wszyscy zgromadzeni zostają zaproszeni do środka. Na przedzie sali znajduje się podwyższony podium, ze stołem sędziowskim oraz pulpit dla stenografa. Po bokach znajdują się dwa stoły dla stron procesu: jeden dla oskarżyciela lub powoda i jego prawnika, a drugi dla obrony lub pozwanego i jego prawnika. Po lewej stronie od sędziego jest miejsce dla ławy przysięgłych, składające się z krzeseł dla 12 przysięgłych, odgrodzone niską barierą od reszty sali. Z tyłu znajduje się miejsce dla publiczności. Na drewnianych ławach zasiadać mogą obserwatorzy, rodzina stron oraz media. Te zaś mają w większości pozostać dzisiaj puste. Wystosowana przez oskarżycieli prośba zamykać ma tę sesję dla osób postronnych, pozwalając stronom sprawy na zachowanie prywatności. Nieopodal pulpitu sędziowskiego znajdują się drzwi, przy których stoi mężczyzna w czarnym garniturze o beznamiętnym wyrazie twarzy. Wpatruje się w wejście, którym wchodzi się na salę, cierpliwie czekając, aż wszyscy znajdą swoje miejsca. | Mistrz Gry wita wszystkich zgromadzonych graczy na rozprawie sądowej. Proszę, by w pierwszym poście każdy opisał wejście do sali rozpraw i zajęcie miejsc, jest to także moment, aby pomówić z innymi na korytarzu. W tej turze można wymienić dowolną liczbę postów. Czas na odpis jest do 20:00 5.06. Rozgrywkę prowadzi Charlotte, w razie pytań zapraszam na priv. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Benjamin Verity II
ODPYCHANIA : 15
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 28
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 20
TALENTY : 3
Drastyczne przeżycie polegające na zjawieniu się tutaj po dwóch miesiącach przygotowań to tylko wisienka na torcie, bo Benjamin — kolejny tego imienia, pierwszy dokonujący takich cudów własnym językiem — zjawia się w doskonale skrojonym garniturze tuż przed salą rozpraw. Jedna aktówka w prawej dłoni — skórzana teczka ciężka od opasłych dokumentów, dowodów i wszelkich notatek potrzebnych do wygrania sprawy, która jak sobie założył, i tak wygra. To przesadna butność i wielka pewność siebie okalająca ciasne korytarze, które widział już dziesiątki lub setki razy. To prosta myśl, że sprawy piekielne są jakże ciekawsze od prostych podatkowych problemów bogatych klientów. Teraz kiedy Barnaby'ego nie ma już na komisariacie, a cała władza spoczywa w rękach Kościoła, należało się zastanowić, czy cokolwiek poza obszarem Deadberry ma sens. Ale to myśl na inną okazję, bo teraz Benjamin wprowadza do środka Annika, otwierając z kulturą drzwi. — Jak się czujesz? Gotowa? — pytanie bez dna, bo: a) urodziła się gotowa, b) na to nigdy nie jest się gotowym. — Potrzebujesz jeszcze czegoś? Chcesz wody? Skorzystać z toalety? — mówi cicho, nachylając się ledwie nad kobiecą niską sylwetką. To ostatni moment na sprawunki, chociaż jest zdecydowanie zbyt późno by się wycofać. Słowo się rzekło, dokumenty zostały złożone, a krystalicznie biała koszula i ciemny garnitur jurysty aż garnie się, żeby wejść na salę sądową, zająć ulubione miejsce i — przesądnie — postukać dwa razy knykciami w pierwszą ławkę. Gdy pani-jeszcze-przez-chwilkę-Faust była gotowa, otworzył jej drzwi do sali sądowej, wprowadzając do środka. Ta powoli napełniała się postronnymi. Bernard Faust — przyjrzał mu się na moment, kiwając łagodnie głową w ramach przywitania. To nic osobistego, panie Faust. Taka praca. Znów popisując się resztkami kultury obecnej w długich palcach, jasnym spojrzeniu, ogolonych policzkach i ułożonych włosach, odsunął krzesło Annice w ławie im przeznaczonej. Wciąż nie było widać Moriarty'ego — w najlepszym przypadku po prostu się nie pojawi, a sprawa stanie się jeszcze prostsza, ale Benjamin nie lubił wygrywać łatwych rund. Nie miały smaku zwycięstwa, były błotniste i nudne. Sędzia jeszcze się nie zjawił. — To ostatni moment na pytania — nachylił się do kobiety, zasłaniając usta wyciągniętymi z teczki dokumentami. Przyzwyczajenie i nawyk, zupełnie naturalny w tym miejscu, kiedy szept miał paść tylko do uszu klienta. Klientki, pardon. — Sala będzie praktycznie pusta. Pamiętaj, by odpowiadać na pytania jasno i konkretnie. Tak jak się uczyliśmy. Mógł jeszcze liczyć, że Johan nie zacznie przeklinać albo wyciągać historii z wieczoru kawalerskiego, że Vittoria się zjawi, że Bernard Faust pogrąży się w próbach wybronienia bratanka, a sąd będzie łaskawy. Mógł liczyć, że rozpisana mowa początkowa zda rezultat, a końcowa ustanowi nowy rekord majowych wygranych w kancelarii. klasycznie przy sobie pentakl i klucze do auta |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : adwokat twój i diabła
Annika Faust
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 10
Głęboki wdech i powolny wydech. Dopiero w trakcie drugiego zrozumiała, że przez zaciśnięte powieki zaczyna widzieć gwiazdy. Przy trzecim wydechu pojęła, że z napięcia bolą ją barki, a piąty jest uświadomieniem sobie bólu, jaki sama sobie sprawiała przez ostatnie minuty, szczypiąc się po przedramieniu — na szczęście ukrytym pod materiałem beżowej marynarki. Gdy dotarła na miejsce, została na trochę dłużej, by wypalić przed gmachem jednego papierosa — minuty do godziny dwunastej dłużyły się nieubłaganie, upał wyciskał z ciała ostatnie krople wody, ale od kojącego chłodu korytarza pełnego spojrzeń Faustów i tak wolała skwar i duchotę tego, co na zewnątrz. Aż do ostatniego, odwlekanego w nieskończoność momentu. Gdy wreszcie ruszyła do drzwi sali rozpraw, nie mogła okazać niepewności. Determinacja zaklęta w stukocie obcasów i napiętej sylwetce skrywa jedyną liczącą się dziś potrzebę — by zakończyć ten dzień tak zrelaksowaną, jak nie było jej dane być od tygodni. I naprawdę mając wreszcie co opijać. Korytarz i zgromadzeni w nim ludzie nie mają znaczenia. Jeśli z kimkolwiek chce teraz rozmawiać, to wyłącznie ze swoim adwokatem. Gotowa? Wypuściła powietrze nosem jak wściekły byk, choć w istocie daleko było jej do gniewu. Obecny nastrój Anniki leży raczej gdzieś pomiędzy zaraz wybuchnę nerwowym śmiechem, a zaraz się rozpłaczę. Deadberry na pewno będzie śmiać się bardzo głośno i bardzo długo, gdy to wszystko już się skończy. Pytaniem jeszcze–otwartym pozostaje — z kogo. — Bardziej już nie będę — odpowiada, choć głos zaczyna drżeć na ostatniej sylabie. Wdech.— Chcę już tylko stąd wyjść. Dostrzegła Bernarda dokładnie w tym samym momencie i w gardle zaschło jej jeszcze bardziej. Może jednak powinna poprosić o tę wodę. Posłane nestorowi Faustów krótkie spojrzenie miało w sobie coś przepraszającego. To nic osobistego, panie Faust. Takie życie. A Annika chce swoje jeszcze przeżyć. I nie umierać dzień po dniu, jak już od lat robił to Moriarty. Jest tu tylko po to, po nic więcej. Na pewno nie przyszła tu w celu upokorzenia kogokolwiek — włącznie z samą sobą. Jednocześnie musiałaby być bardzo naiwna, by wierzyć, że tak będzie. Naiwności pozbywa się przecież po kawałku każdego dnia. Nareszcie weszli do sali, gdzie szybkim dziękuję kwituje odsunięcie krzesła, a w pełnym napięcia momencie oczekiwania nie chce już patrzeć na nikogo. Przygląda się więc drewnu starego blatu zastanawiając się, ile podobnych spraw już widziało. I ile łez — choćby krwawych — gdyby nie pokrywający je lakier, do tej pory wsiąknęłoby pomiędzy te słoje. Próżnia w głowie wybiera sobie odpowiedni moment na przejęcie inicjatywy — nie ma żadnych pytań do adwokata, ma za to kilka refleksji i mnóstwo nerwowych impulsów, desperacko tłumionych. Annika nie jest ze stali — i nigdy nie była. Trzydziesty maja w samo południe ma stanowić w tym względzie wyjątek. — Nie mam pytań. Powinnam już wiedzieć, co robić — i wiem — dało znać spojrzenie. Im mniej słów, tym lepiej. Im bardziej precyzyjna odpowiedź, tym lepsza. Prawda stoi po twojej stronie, więc mów ją. Mów tylko prawdę. Jak mantra, jak modlitwa. Czy ktoś jeszcze wysłuchuje modlitw na sali rozpraw? Zapytałaby o to Bena — ale ma pewne podejrzenie, co usłyszałaby w odpowiedzi. Zamiast tego zamiera jak posąg w chwili potrzebnej na zebranie emocji do kupy i ściśnięcie ich w supeł dostatecznie solidny, by od razu się nim nie udławić. Byłoby szkoda, gdyby zalały salę rozpraw już na samym początku, gdy nie wszyscy jeszcze zajęli swoje miejsca. Gdy na sali wciąż nie ma Moriarty’ego. Czy będzie? Czy Bernard zdołał go przekonać? Czy stan zdrowia mu na to pozwolił? Odliczanie się rozpoczęło — za chwilę wszystkiego się dowiedzą. A niedługo później całe Hellridge również dostanie przynależnym mu ochłapem informacji prosto w ryj. I każdy będzie miał własną, unikalną teorię na to, co zaszło między Fausta— Nie. Między van der Decken i Faustem. Nic nie zaszło — odpowie Annika na sali rozpraw. I odpowie zgodnie z prawdą. Południe już prawie wybiło, a amunicja spoczywa bezpiecznie w aktówce Bena. Jeden rzut oka na niemal puste ławy. Co byłoby gorsze — szepty towarzyszące każdemu z zeznań, czy echo własnych słów odbijające się w pustej sali? Za chwilę będzie miała okazję się o tym przekonać. Mam przy sobie pentakl |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Johan van der Decken
ANATOMICZNA : 1
ILUZJI : 3
NATURY : 8
ODPYCHANIA : 12
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 189
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 13
TALENTY : 2
Jest przedostatni dzień maja, a słońce świeci w najlepsze na niebie. Jest przedostatni dzień maja i jest gorąco, a on ma na sobie pełen granatowy garnitur. Jest przedostatni dzień maja, i to właśnie dzisiaj ma się odbyć rozprawa rozwodowa jego siostry. Ben zagra wszystkim zebranym na sali koncert, bo będzie w swoim żywiole. Towarzyszyć mu będzie akompaniament słów przesłuchiwanych świadków, skrzypienie stalówki pióra, którym ktoś będzie robić notatki i paleta min, które zaprezentują członkowie rodziny Faust. Podobnie jak Annika był zdania, że to nic osobistego; tak po prostu musi się stać. Ostatni wdech tytoniowego dymu z tlącego się papierosa, ostatnie spojrzenie na zapięty na nadgarstku drogi zegarek. Papieros gaśnie przyciśnięty do metali śmietnika, w którym po chwili sam znika. Ja pierdolę, ochujam zaraz. Chłód odnajduje dopiero we wnętrzu Kościoła Piekieł. Grube mury są zimne, nie rozgrzewają ich promienie słońca. Sala rozpraw znajduje się Korytarzem na wprost; na dół pewnie schodzi się do kazamaty, obok znajduje się świątynia. W holu przy wejściu do sali rozpraw zebrało się już sporo osób, w tym sam nestor rodu Faust. Świadkowie obu stron, zwarci i gotowi i zapewne każdy liczy na to, że rozprawa zakończy się szybko i gładko. Mija Bernarda Fausta witając się z nim skinięciem głową. Nie zamienią dziś nawet kilku słów, bo czas i miejsce są nieodpowiednie. Dziś nie mają o czym rozmawiać. Milcząco wita się również z Benem, który niedługo pokaże wszystkim, że jest u siebie i czyje się jak kraken w wodzie. W tym przypadku nie zamieniają kilku słów, bo nie ma już czasu. Niedługo potem drzwi do sali rozpraw zostają otwarte. - Będzie dobrze - nachyla się jedynie do Anniki kładąc dłoń na jej ramieniu. Czy spodziewał się niewygodnych pytań? Jak najbardziej, również tych, które będą dotyczyć jego samego. Pranie brudów? Nie dzisiaj. - Trzymaj się - rzuca na koniec, kiedy siostra razem z Verity'm wchodzą do sali. Jako świadek, van der Decken będzie musiał poczekać na korytarzu aż zostanie wezwany. pentakl, zapalniczka, paczka papierosów |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : członek zarządu Flying Dutchman
Kiedy wszyscy uprawnieni do zjawienia się na początku rozprawy znaleźli się wewnątrz sali, drzwi zamknęły się z głuchym trzaskiem. Benjamin Verity II wraz z Anniką Faust zajęli miejsca przy jednym z przygotowanych dla stron sporu stołów. Przy sąsiednim zasiadł Sebastien Nemeroff, będący adwokatem diabła, którego Benjamin mógł kojarzyć ze wspólnego kręgu prawniczego. Znany jest on ze swej skrupulatności i niechęci wobec korupcji. Mężczyzna o bystrym spojrzeniu i równo przystrzyżonym, poprzetykanym siwizną zaroście nosi elegancki garnitur w cienki prążek. Opasła skórzana teczka ląduje na sąsiednim wolnym krześle, a wyjęte z nich dokumenty zostają ułożone na blacie stołu. U jego boku nie ma śladu Moriarty'ego. Tuż przy pulpicie dla sędziego zasiada szczupła brunetka w średnim wieku o potężnych, modnych w tych czasach okularach, przygotowując maszynę do pisania. - Proszę wszystkich o powstanie, sąd zacznie rozprawę - odzywa się mężczyzna stojący przy bocznych drzwiach i te otwierają się szeroko. Na salę wchodzi starszy wiekiem czarownik w oficjalnej todze. - Sędzia wikariusz Opieki Piekielnej, Larry Martin - zostaje przedstawiony i przechodzi na przygotowany dla siebie podest. - Witam państwa na rozprawie Anniki Faust przeciwko Moriaty’emu Faust. - Głos ma niski, acz nieco skrzeczący, jakby nabawił się infekcji gardła. - Módlmy się. - Nie zasiada w swoim fotelu, a unosi wysoko ręce. - Wielki Lucyferze, Strażniku Prawdy i Panie Piekieł, zebrani przed Twoim obliczem, wzywamy Twoją mądrości i sprawiedliwość - padają słowa modlitwy, jaka zgodnie z protokołem rozpoczyna każdą rozprawę. - Ty, który rozjaśniasz mroki niepewności swoim przenikliwym światłem, przewódź nam, by nasze działania były odzwierciedleniem Twojej nieugiętej woli i bezwzględnego dążenia do sprawiedliwości. Aradio, która odkrywasz ukryte intencje ludzkich serc, daj nam siłę, abyśmy mogli postępować zgodnie z wiecznymi prawami. Lilith, Najwyższa Matko, niechaj Twoje wszechmocne oko spocznie na nas, rozpoznając fałsz od prawdy i zdradę od lojalności. Wy, który strzeżecie ładu i moralności w chaosie wszechświata, dajcie nam odwagę, by podążać drogą prawdy, nawet gdy jest ona trudna i pełna przeciwności. Niechaj każde słowo wypowiedziane w tej sali sądowej będzie oddaniem czci Waszemu imieniu i dążeniem do osiągnięcia sprawiedliwości. Niechaj decyzja, która zapadnie w Waszej obecności, przyniosła pokój i ukojenie duszom zebranym tutaj. Larry Martin opuszcza ręce i zajmuje swoje miejsce, otwierając ułożone na pulpicie dokumenty. - Czy pana klient zjawi się na dzisiejszej rozprawie? - Sędzia zwraca się do obrońcy Moriarty’ego, a na jego twarzy nie można dostrzec żadnych ruchów, które wskazywałyby na odczuwane przez niego emocje, czy określone oczekiwania. Sebastien Nemeroff podnosi się z miejsca, odruchowym gestem przesuwając dłonią wzdłuż krawatu. - Nie, Wysoki Sądzie, mój klient ze względów zdrowotnych nie będzie dzisiaj obecny - padają suche wyjaśnienia i otrzymawszy skinienie głową od kapłana, zajmuje na powrót miejsce przy swoim stole. Larry Martin chrząknięciem oczyszcza gardło, spuszcza na moment wzrok na swoje notatki, po czym na powrót unosi go, by spojrzeć na zebranych. - Rozprawa jest utajniona na prośbę złożoną przez oskarżycieli. Zaznaczam, że oświadczenia wstępne nie są dowodami. Czy ktoś z państwa chciałby przedstawić swoją mowę? - pyta zgodnie ze zwyczajem, jakby któryś z prawników bądź sama oskarżycielka posiłkowa zdecydowali się zabrać głos. Tymczasem w korytarzu pozostali powołani na świadków czarownicy. Ze względu na rzucone na salę rozpraw czary zabezpieczające, nikt nie jest w stanie dosłyszeć padających za drzwiami słów. Katniss Rosendale przestępuje z jednej nogi na drugą, ewidentnie stresując się nieuchronnie upływającym czasem, zaś Lucas Wilson wysuwa z kieszeni chusteczkę i dźwięk oczyszczanego nosa niesie się po wysokich ścianach. Bernard Faust wzdycha ciężko, kiedy naychlający się ponad jego ramieniem kontynuuje swój wywód. Nestor sięga do kieszeni i wyjmuje zeń przenośny zegarek astronomiczny, obraca go chwilę między palcami, po czym chowa go z powrotem, odpowiadając swemu towarzyszowi równie ściszonym tonem. | W tej turze jest czas na przedstawienie przemów wstępnych. Johan, aby podsłuchać prowadzone w korytarzu rozmowy możesz wykonać rzut na percepcję ST 80. Opis efektu znajdzie się w następnym poście MG. Czas na odpis jest do do 20:00 09.06. W razie pytań zapraszam na priv. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Annika Faust
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 10
Cykanie świerszcza procesowego przecinało ciszę jeszcze przez długą minutę, nim wrzawę na nowo wzniósł mężczyzna przy drzwiach, zapowiadający przybycie sędziego. Akcja wzbudza reakcję, wszyscy podnoszą się z miejsc, podnosi się również Annika by szybko zorientować się, ile wysiłku kosztuje ją tak prosta czynność. Zmiana pozycji wraca do niej wspomnieniem tego, jak twardy jest bruk podjazdu Veritych, a zawroty głowy zwiastują wieczorną gehennę, gdy już zniknie przepływający radośnie przez jej żyły koktajl leków przeciwbólowych, a ona znów zapragnie napompować nim krwioobieg, by spokojnie przespać noc. Pozwala sobie jeszcze na jedną, krótką słabość, a dłoń oparta o stół stabilizuje ciało na czas, gdy błędnik powraca do równowagi. Moment, by stanąć pewniej na nogach. Chwila, by przyjrzeć się sędziemu i adwokatowi drugiej strony. I wieczność spędzona na modlitwie, którą Annika wykorzystuje co do sekundy. Módl się o pomyślność i dziękuj za sposobność, że możesz to zrobić — głowę ma zarazem pustą i pełną myśli. W stronę bram Piekła zanosi tylko kudłaty pęk wszystkich sprzecznych emocji, które nie formułują się w żadną głębszą intencję, poza jedną. Zwyczajną, prostą. Dajcie mi siły. Wszyscy zajmują miejsca, rozprawa zaczyna się na dobre, a z pulpitu sędziowskiego padają trafne pytania. Tym razem dla odmiany to nie ona się tłumaczy i nie ona pisze usprawiedliwienie nieobecnemu Moriarty’emu. Ta myśl daje ulgę i jednocześnie napawa ją odrazą. To już jej nie dotyczy, dlatego wpatruje się tylko w blat i swoje splecione palce, a unosi wzrok dopiero, gdy pada pytanie o mowę wstępną. Bierze głęboki wdech i ponownie wstaje, choć kosztuje ją to wiele — chce zabrać głos, właśnie po to tutaj przyszła mimo zawrotów głowy, niewyspania, migreny i lęku. Żadna ilość wykładów o aksolotlach nie mogła w pełni przygotować ją na recytację mowy początkowej na rozprawie o unieważnienie jej własnego małżeństwa, ale gdy się nie ma, co się lubi, korzysta się z tych minimalnych zdolności do krasomówczej improwizacji. Czeka na potwierdzenie, że może zacząć. Gdy je otrzymuje, rozpoczyna mowę jako pierwsza. — Piekielny sądzie — gardło wyschnięte na wiór błaga o pierwszą pauzę, która trwa dokładnie tyle, ile przełknięcie śliny — nazywam się Annika Faust i staję przed sądem jako oskarżycielka w sprawie przeciwko Moriarty’emu Faustowi. Ale przede wszystkim stoję tu dziś jako kobieta, która została oszukana. Nazwisko, które noszę od pięciu lat zostało mi nadane w wyniku manipulacji, a tego oszustwa dopuścił się Moriarty Faust. Jesteśmy małżeństwem od pięciu lat, a ja stoję tu dziś nie mając pewności, czy tak naprawdę kiedykolwiek nim był. — Pauza druga to zaciśnięcie ust i kompulsywnie wstrzymywany odruch otoczenia się ramionami. Ręce opuszczone wzdłuż ciała drgnęły tylko na chwilę, by złączyć się — a właściwie spleść w nerwowym uścisku — na wysokości podbrzusza — Minęło pięć lat, odkąd złożyłam przysięgę małżeńską, mając piekielną Trójcę za świadków, a ta przysięga mówiła nie tylko o wierności i miłości, ale też o uczciwości. I te same słowa wypowiadał Moriarty Faust, jednocześnie łamiąc przyrzeczenie dane nie tylko mi, ale także Piekielnej Trójcy. — Jeszcze tylko jeden wdech, nim skończy. — Piekielny sądzie, nazywam się Annika Faust i staję przed sądem jako kobieta, która pragnie sprawiedliwości. Wierzę, że Sąd Piekielny wnikliwie rozezna sprawę i wyda sprawiedliwy wyrok. Dziękuję. Moment ciszy po tych słowach przygniótł ją do siedzenia bardziej, niż ciężar oskarżeń rzuconych przed chwilą. Wzrok ponownie spuściła w dół w oczekiwaniu na pozostałe przemowy. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Benjamin Verity II
ODPYCHANIA : 15
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 28
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 20
TALENTY : 3
Niedługi i bezdźwięczny uścisk dłoni — korytarz przed salą sądową to nie miejsce na wysublimowane opowiastki z Monako, z wieczorków, z poranków. Wita się z Johanem skinięciem głowy i poczciwym uśmiechem. Na pewno słyszał historie z tej sali — musiał je słyszeć, ale niewielu miało możność obserwować spektakl rozpierdolu na żywo, właściwie w pierwszym rzędzie. Świadek spóźnia się tylko na mowę początkową, ale i ta miała ustąpić miejsca tej końcowej. Wszystko ma być perfe-kurwa-cyjnie. Wszystko ma być tak, jak sobie zaplanował. Scenariusz A, scenariusz B, B1, B3 — nieważne. Szachista myśli 3 ruchy w przód, prawnik kalkuluje całą partię, a ta dopiero się rozpoczęła. Sebastien Nemeroff — przecież się znali. Środowisko nie jest aż tak duże, niewielu specjalizuje się w wykwintnej sztuce procesów kościelnych, którym to coraz częściej Ben się poświęcał. W skali kraju pojawiały się kolejne nazwiska, niektóre nawet wybite, ale w skali wybrzeża? Verity zawsze wygrywali, bo do tego stworzył ich Lucyfer. Nieskorumpowany, nieustannie honorowy, prawie godny swojego miana — w kuluarach szeptało się o Nemeroffie tyle, że jest nieprzekupny. Nie jest słaby, ale jest stary. Benjamin wie, że jatka może być ciężka. Benjamin wie, że trywialne walki są nudne. Trzy... Dwa... Jeden... Proszę wstać, sąd idzie. Klasyczny scenariusz. Stały punkt programu, który jest niczym odsłonięcie grubej i ciężkiej szkarłatnej (szkaradnej) kurtyny. Przychodzi jedyny widz, który się dzisiaj liczy — Larry Martin. Tradycjonalista — gdy Verity zobaczył to nazwisko w liście, już wtedy zdał sobie sprawę, że wszelkie neoliberalne i wyzwoleńcze wolnościowe kobiece ruchy zwyczajnie nie zadziałają, bo Opieka Piekielna niczego tak sobie nie ukochała, jak starego i konserwatywnego prawa. To nic. Istnieje przecież tak wiele strategii, a w dokumentach znajduje się każda z nich (plan A, B, B1, B3). Pocznijmy od tego pierwszego. Klasyczna modlitwa. Nie wypowiada żadnych słów, przymykając oczy jedynie minimalnie, tylko po to, by spuścić głowę i powtarzać w głębi serca mantrę o zwycięstwie, które po prostu mu się należy. To nie tak, że chodzi o Annikę, chociaż naprawdę, serio-serio, poważnie sądził, że wyjdzie jej to na zdrowie. Wybrała go nie dlatego, że ma być wsparciem i głaskać ją po głowie w trudnych chwilach. Nie dlatego, że był najtańszy (nie był). Nie dlatego, że był przyjacielem Johana (był). Dlatego, że zwycięża. Biada tym, którzy sądzą inaczej. Brak Moriarty'ego to pierwszy z wielu punktów, jakie zamierza tu dzisiaj zdobyć. Rzecz jasna na korzyść pani Faust. Nie uśmiecha się w radosze, chociaż wzrokiem spuszczonym na Annikę próbuje jej dodać otuchy z myślą „idzie tak, jak chcieliśmy” (idzie tak, jak ja chciałem). Teraz jeszcze kobieta ma wygłosić przygotowaną drobiazgowo mowę początkową. Pierwszy jej rys był niewystarczająco emocjonalny. Niewystarczająco uderzający w czułe punkty sędziego. To nie jest gra o to, kto ma gorzej — to gra o to, komu Larry Martin uwierzy i co bardziej opłaci się w długofalowej wizji supremacji kościoła nad wiernymi służebnymi owcami. Jeszcze przez krótką chwilę czuje niepokój, gdy ta wstaje, aby powiedzieć, dlaczego tu jest. Niepokój, bo mogłaby nie trzymać się poukładanego planu i postawić na zupełnie zbędną improwizację. Klienci uwielbiali przeszkadzać. Na szczęście tak się nie dzieje. Panna van der Decken jest grzeczna. Panna van der Decken zdaje sobie sprawę, że nie wszystko musi zrobić sama, a czasem wystarczy posłuchać kogoś Zamiana miejsc. Wstaje Benjamin Verity drugi. Gdzie aplauz? Gdzie brawa? — Piekielny Sądzie, panie Nemeroff, szanowni państwo. Nazywam się Benjamin Verity II i jestem adwokatem diabła reprezentującym panią Annikę Faust — drobna przerwa, podczas której nieznacznie wysuwa się z ławki. Mowa to nie tylko słowa, to ruchy ciała, które muszą odpowiadać powadze sytuacji i przekonać sędziego, że to on właśnie jest stroną, która powinna zająć pierwsze miejsce. Stroną, która ma rację (racja nie ma znaczenia). — To nie będzie proces rodem z filmów oraz sztuk teatralnych. Nie będzie świadków wchodzących na salę rozpraw w ostatniej chwili. Nie będzie łzawych wyznań. Nie będzie druzgoczących scen. Nie będzie mrożących krew w żyłach opowieści. Złożyłem wniosek, ku naszemu zadowoleniu rozpatrzony pozytywnie, o utajnienie rozprawy przed świadkami i mediami publicznymi, bo naszym celem nie jest sensacja wokół dwóch potomków Kręgu. Chcę zapoznać Sąd z prostym faktem. Annika Faust została oszukana. Nie miała możliwości świadomego i dobrowolnego wyrażenia zgody na małżeństwo, będąc wprowadzoną w błąd co do istotnych cech swojego partnera życiowego. To jest sedno naszej argumentacji — brak autentycznego konsensusu. Usłyszy Sąd dwa wyjaśnienia — nasze i ich — wskazuje otwartym gestem dłoni na ławkę obrony, gdzie siedzi tylko jeden człowiek. Nie zazdroszczę, panie Nemeroff. — Pewne punkty muszę udowodnić. Pierwszy: Moriarty Faust przedstawił wykreowany fałszywy obraz siebie i zataił kluczowe informacje dotyczące swojego stanu zdrowia. Drugi: Moriarty Faust celowo wprowadził Annikę Faust w błąd na temat planowanego pożycia małżeńskiego. Trzeci: Moriarty Faust wzbraniał się przed posiadaniem potomstwa, które stanowi fundamentalny cel instytucji małżeństwa. Czwarty: Moriarty Faust złożył fałszywą przysięgę nie tylko wobec swojej małżonki, ale też całego Piekła, a nawet samego Lucyfera — tradycjonaliści kochali Lucyfera. Powoli dochodzimy do punktu kulminacyjnego. — Piekielny Sądzie, nie będę rozważać Moriarty'ego Faust w kategoriach moralnych i ludzkich, ale pozwolę sobie zacytować doskonale znany Sądowi dogmat. Jesteśmy jednością, społecznością złączoną siłą magii. Zdrada jednego jest zdradą wszystkich — wspomina fragment, na którym opiera swój wniosek, mówiąc żywo i na tyle płomiennie i treściwie, aby wygrać, ale pozostać w pełni profesjonalnym. Nie da się ponieść emocjom. — Punkt piąty: Moriarty Faust złamał Dogmat o Braterstwie — pozwala chwili wybrzmieć, wypuszczając lekko powietrze z nosa. Pora na spadek emocji. To nie dowody — oczywiście, że to nie dowody. To wstęp. To prolog. To preludium. To opis w broszurce przedstawienia, opowiadający o tym, o czym będzie fabuła występu. Spokojnym krokiem wycofał się do ławki oskarżycielskiej, nie patrząc już na Nemeroffa. — Piekielny Sądzie, wnoszę o unieważnienie małżeństwa pomiędzy Anniką Faust, a Moriartym Faust. Wierzę, że Sąd podejmie słuszną decyzję, mając na względzie ochronę praw i stanie na straży prawdy i sprawiedliwości. Dziękuję — siada. Tadam. |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : adwokat twój i diabła
Johan van der Decken
ANATOMICZNA : 1
ILUZJI : 3
NATURY : 8
ODPYCHANIA : 12
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 189
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 13
TALENTY : 2
Drzwi się zamykają, a Johan zostaje na korytarzu z pozostałymi osobami, które zostaną prędzej czy później wezwane na rozprawę. Znów czuje chęć, by zapalić, ale tym razem się powstrzymuje, żeby w razie czego nie musieć gasić go w ostatniej chwili przed wejściem do środka. Poprawił mankiety marynarki i przesunął niebieskie spojrzenie po zebranych tuż obok ludziach. Części z nich nie kojarzy i obstawia, że są to współpracownicy Anniki. Faustów zna, siłą rzeczy. Ich rodziny nigdy nie miały ze sobą złych stosunków. Dobrych też, były neutralne, i dzisiejszy dzień mógł wiele zmienić. Spojrzał na złoty Rolex zapięty na nadgarstku zaczynając się niecierpliwić. Liczył na to, że wszystko zakończy się na jednej rozprawie. A także na to, że będzie rozwiązane polubownie, tak by było najlepiej dla wszystkich. Gdyby to zależało tylko od niego samego, gdyby nie miał żadnych zobowiązań ani ograniczeń, zapewne podczas składania zeznania wytoczyłby najcięższe działa Kątem oka widzi, jak Faust wyciąga z kieszeni klepsydrę i obraca nią palcami. O czym rozmawiał? Spróbował podsłuchać, choć odgłos wydmuchiwanego nosa wcale w tym nie pomagał. Połowa zebranych na korytarzu osób wyglądała, jakby dziś nie srała. Na pewno Katniss Rosendale, która przebierała z nogi na nogę sprawiając wrażenie, że zaraz popuści. Chuj wam wszystkim w dupę, pomyślał spoglądając na zamknięte drzwi sali rozpraw. Ben pewnie już zaczynał swój prawniczy walc. Pysk mu się nigdy nie zamykał chyba, że akurat dostawał szczękościsku. Był do tego stworzony, genów się nie oszuka. rzut: percepcja: K100 |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : członek zarządu Flying Dutchman
Stwórca
The member 'Johan van der Decken' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 61 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Po korytarzu przed wejściem do sali rozpraw niosą się trudne do rozróżnienia szepty poprzecinane pojedynczymi kaszlnięciami i dźwiękiem czyszczonego nosa. Johan pomimo prób skupienia się na rozmowie nestora Faustów z doradcą, nie jest w stanie dosłyszeć ich słów. Żaden z mężczyzn nie zorientował się, że ktoś stara się ich podsłuchać, bez skrępowania nadal prowadząc rozmowę. - Niech to się wreszcie skończy - dociera za to głos Katniss Rosendale, sprawiającej wrażenie, jakby denerwowała się rozprawą zdecydowanie bardziej, niż wszyscy inni zebrani w korytarzu świadkowie. Na sali rozpraw rozpoczęły się przemowy wstępne. Sędzia z uwagą słuchał najpierw słów Anniki, a później także i Benjamina. Nie sposób rozpoznać, co też kłębi się w jego głowie, bo kamienną twarz ma wypracowaną do perfekcji. Otrzymawszy wreszcie chwilę na zabranie głosu, z miejsca ponownie tego poranka podnosi się Sebastien Nemeroff, by rozpocząć swoją przemowę. - Piekielny Sądzie, szanowni państwo. Ja, Sebastien Nemeroff, staję tu przed dziś w imieniu mojego klienta Moriarty’ego Fausta, by bronić jego dobrego imienia przed niesłusznymi oskarżeniami - mówi monotonnym, głosem pewny jest swoich słów. - Jednakże, aby w pełni zrozumieć tę sytuację, musimy przyjrzeć się kontekstowi tego małżeństwa. Moriarty Faust i Annika Faust zawarli związek małżeński nie z miłości, lecz jako porozumienie stron. Ich relacja była oparta na wzajemnym szacunku i wspólnych celach, a nie na głębokim uczuciu. Wedle krzywdzących opinii pan Faust miał wykreować fałszywy obraz siebie i zataić kluczowe informacje dotyczące swojego stanu zdrowia, jednak zawsze dążył on do pełnej przejrzystości w związku. Jego stan zdrowia nie był tajemnicą, a Annika Faust była świadoma jego kondycji przed ślubem, więc jakiekolwiek zarzuty o zatajenie są bezpodstawne i wynikają z reinterpretacji znanych wcześniej faktów. W kwestii posiadania potomstwa, państwo Faust wspólnie uzgodnili, że nie będą od razu starali się o dzieci, aby Annika Faust mogła skupić się na swoich studiach i późniejszej karierze zawodowej. Ich decyzja była świadoma i wspólna. Pragnę przypomnieć, że fundamentem małżeństwa jest nie tylko pożycie cielesne, ale także wzajemne zrozumienie i wsparcie. - Przelotnie tylko zerka w kierunku sąsiedniego stolika, a jego spojrzenie jest puste i beznamiętne, nie do końca wspierające podejmowaną przez Annikę próbę wyjaśnienia swoich argumentów. - Przysięga małżeńska jest świętym zobowiązaniem, które Moriarty Faust zawsze traktował z największą powagą. Niestety, intensywne zobowiązania zawodowe Annikki, jej studia i późniejsze badania, sprawiły, że ich relacja ucierpiała, ochładzając ich stosunki. Pomimo to, Moriarty Faust nieustannie dążył do zachowania przysięgi małżeńskiej i wspierania swojej żony, wierząc, że wzajemne zrozumienie i lojalność są fundamentami każdego małżeństwa. - Sebastien Nemeroff wcale się nie spieszy, tylko nabiera więcej powietrza w płuca. - Piekielny Sądzie, wnoszę o unieważnienie małżeństwa pomiędzy Anniką Faust a Moriartym Faust z uwzględnieniem, że oskarżycielka posiłkowa obrała drogę zniesławienia mojego klienta, będącego przykładnym członkiem Kościoła Piekieł, od lat pełniącego zaszczytną pozycję profesora na Tajnych Kompletach. Dziękuję - kończy swoją przemowę, na powrót zajmując swoje miejsce. Larry Martin, wysłuchawszy wszystkich przemów, kiwa im tylko głową, sporządzając niespieszną notatkę w otwartym przed sobą notesie. Następuje szelest notatek. - Dziękuję państwu. Sąd Piekielny zanotował złożone wnioski i przejdzie teraz do otwarcia przewodu sądowego. Proszę wprowadzić na salę pierwszego świadka, Johana van der Deckena. Otwierają się drzwi do sali, a stojący przy nich mężczyzna ponownie wyczytuje nazwisko pierwszego świadka, zapraszając go do środka, po czym drzwi ponownie się zatrzaskują. Johan prowadzony jest do krzesła znajdującego się na prawo od stołu sędziowskiego. Po zajęciu przez niego miejsca i głos znów zabiera Larry Martin. - Proszę przysiądz na Piekło, że będzie mówił pan wyłącznie prawdę i tylko prawdę. Jedno cześnie pouczam świadka, że za złamanie przysięgi złożonej Piekłu grozi odpowiedzialność karna. Czy zrozumiał pan treść pouczenia? - zwraca się on do Johana, a gdy otrzymuje od niego potwierdzenie, przechodzi do dalszego etapu. - Pan Johan van der Decken, lat trzydzieści pięć, pełniący funkcję członka zarządu Flying Dutchman, będący spokrewniony z oskarżycielką posiłkową Anniką Faust, jako jej brat, czy to się zgadza? - Następuje pauza na otrzymanie potwierdzenia. - Proszę powiedzieć, co pan wie w sprawie małżeństwa Anniki Faust i Moritaty'ego Faust. | W tej turze post Johana powinien pojawić się przed postem Benjamina. Po złożeniu wstępnych zeznań prawnik ma możliwość zadania świadkowi pytań. W tej turze można wymienić dowolną liczbę postów. Czas na odpis jest do do 20:00 14.06. W razie pytań zapraszam na priv. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Johan van der Decken
ANATOMICZNA : 1
ILUZJI : 3
NATURY : 8
ODPYCHANIA : 12
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 189
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 13
TALENTY : 2
Próbował podsłuchać, o czym rozmawiał Faust, jednak nic nie usłyszał. Siedział zbyt daleko, więc zaniechał kolejnego podejścia. Jego uwagę zwróciła jednak misternie wykonana klepsydra w dłoni mężczyzny. - Ładny zegarek, panie Faust - skinął ku niemu głową. - Życzmy sobie dziś lepszego dnia, niż się na razie wydaje. Pochylił się, opierając przedramiona na kolanach od czasu do czasu zerkając na zebrane na korytarzu osoby. Biorąc pod uwagę ich ilość, wszystko pewnie będzie trwać kilka godzin. Spojrzenie w końcu zawiesił na zamkniętych drzwiach prowadzących do sali rozpraw. Verity pewnie już zdążył się rozkręcić. Annika - miał nadzieję, że zachowywała spokój. Pieprzony Moriarty. W końcu z sali wychodzi mężczyzna trzymający w dłoni kartkę, na której spisane są nazwiska powołanych świadków. Nim wyczytuje pierwsze, wszyscy milkną i patrzą w jego stronę. Johan van der Decken, proszony na pierwszy ogień. Jego poważna mina, nie mająca żadnego wyrazu irytuje Johana, który przechodząc obok ma ochotę trącić go ramieniem, ale nie robi tego. To w końcu ani miejsce, ani powód do zaczepki. Wchodzi do pomieszczenia i zajmuje wyznaczone miejsce, po prawej stronie sędziego. - Przysięgam na Piekło, że będę mówić prawdę i tylko prawdę. Tak, wszystko się zgadza, Annika Faust to moja młodsza siostra - krzesło, na którym siedzi jest niewygodne i dobrze wie, że tak ma właśnie być. - To było małżeństwo aranżowane, choć niekoniecznie podobało się to naszej rodzinie. Moriarty Faust był wdowcem, sporo starszym. Sam też podchodziłem do tego sceptycznie, ale Annika wydawała się wiedzieć, czego chce. I myślę, że dalej wie - niebieskie spojrzenie zatrzymało się na Jeszcze-Faust-Ale-Już-Niebawem... - Wiem, że początkowo nie planowali mieć dzieci. Annika chciała dokończyć edukację i zająć się pracą w oddziale naukowym naszej firmy. Od ślubu minęło już jednak trochę czasu. - starał się ważyć słowa; po chwili spojrzenie przeniósł na Benjamina, przesunął je też po prawniku Fausta. Oczywiście, Moriarty nawet się nie zjawił. Nihil novi, pomyślał. Najwyraźniej do samego końca mąż jego siostry nie przejmował się tym, co jest i będzie. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : członek zarządu Flying Dutchman
Benjamin Verity II
ODPYCHANIA : 15
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 28
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 20
TALENTY : 3
Słowa zostały wypowiedziane, kurtyna podniesiona, a Benjamin Verity — drugi w kolejności mówienia, ale na pewno nie ostatni — usiadł swobodnie na krzesełku w swojej ławce, oczekując, aż ta przeciwna strona czymś go zaskoczy. Zbyt prosta walka to nudna walka, Nemeroff nie mógłby przecież pozwolić, by proces przebiegł po myśli oskarżyciela, prawda? Prawda. Przesuwając palcami o wiecznym piórze, zapisuje na górze strony prostą notatkę z nazwiskiem obrońcy. To nie miejsce na transkrypcje, a główne zasady, jakie będzie stosować przeciwna strona. Spis reguł pojedynku, spis mocnych stron przeciwnika. Przysłuchuje się mu więc z uwagą, nie spoglądając nawet kątem oka na Annika, tylko po to, by w mowie ciała konkurenta wykryć możliwie wiele ułomności. Cały jest ułomny. Jego nazwisko stanowi nie więcej niż mit. Błahą historię, która nie ma żadnego znaczenia w obliczu wielkich imion, z jakimi przyszło im tu dzisiaj obcować. Ma jednak przewagę: Larry Martin — chociaż zaznał smaku poważania i społecznej reputacji opierającej się na czcigodnych tytułach kościelnych — dobrze wie, co to znaczy mieć trudniejszy start. Coś, czego Verity nigdy nie pojmie. W najgorszym wypadku Nemeroff powinien zrzucić winę za tę sytuację na Annika. Potencjalne odnowienie małżeństwa nie wchodzi w grę i obydwoje zdają sobie sprawę, że skończyłoby się wdowieństwem (pozostaje pytanie „której strony”). Zbłąkane owieczki należy więc wyciągnąć z opresji wszelkim kosztem, również moralnym, a rywal właśnie po nie sięga, wypowiadając smutne i bezlitosne słowo „zniesławienie”. Benjamin niemal uśmiecha się w duszy, lecz pozostaje niewzruszony. Nie ma do czynienia z idiotą. Ten dobrze wie, co robi i próbuje ugrać możliwie dużo dla własnej strony. Annika i Moriarty nie wyjdą stąd jako małżeństwo, o ile wszystko pójdzie po myśli jednego lub drugiego adwokata. Plany może pokrzyżować co najwyżej sąd, uznając, że złożona przysięga była ważna i chuj wszystkim w dupę, a teraz sio płodzić dzieci. Nie odzywa się, nie bije braw, nie spogląda w kierunku Nemeroffa, zapisując na kartce kilka prostych słówek. Wspomniane wcześniej „zniesławienie” uzupełnia „praca Anniki”, „uzgodnienie wstrzymania się od potomstwa”, „bazowanie na reputacji Moriarty'ego”. Za ostatnim idzie strzałka, a obok niej krótki dopisek „rykoszet”. A pod tym wszystkim króluje podkreślone podwójną kreską „aranżowane małżeństwo”. Ale o tym zaraz. Teraz na scenę wchodzi on. Ze złotym VIP-owskim biletem, powołany przez Benjamina na świadka, wąsaty ćpun i choleryk. Szanowny pan Johan van der Decken. Na tej sali nie będą wspominać wypadu do Monako ani planować kolejnej przejażdżki do Vegas. Na tej sali będzie tak poważnie, że Johan się zrzyga. Skrót zdarzeń — przygotowywanie świadka na każdą ewentualność było w złym guście, a chociaż zasady należało łamać, Ben wolał rozegrać to na spokojnie, wspominając tylko przyjacielowi kilka tygodni wcześniej „mów prawdę i słuchaj moich pytań, poradzisz sobie”. Nie ma innego wyjścia. Cała ta sprawa jest szyta cieniutkimi jedwabnymi nićmi i zaraz może się rozerwać. — Panie van der Decken — zaczyna, wstając i zapinając marynarkę w iście dżentelmeńskim geście, tylko po to, by wyjść na środek sali. — Wspomina pan o aranżowaniu małżeństwa, podobnie zresztą jak obrońca oskarżonego. Czy rodzice pani Faust albo pan sam kiedykolwiek wyrazili sprzeciw wobec tego małżeństwa? — daje mu czas, choć przecież doskonale wie, jak brzmi odpowiedź. Pamiętał tamte wojny i kłótnie. „Ja sama, ja chce”. — Nim przejdę do reszty pytań, pozwolę sobie, za zgodą Sądu — spogląda w górę na wielmożnego pana decydującego o losie wiernych, szukając niemego pozwolenia na dalsze słowa — przypomnieć czym jest aranżacja małżeństwa. Aranżowanie małżeństwa odnosi się bowiem do sytuacji, w której to osoby trzecie, najczęściej rodziny, podejmują decyzje dotyczące zawarcia takowego, często bez pełnej zgody przyszłych małżonków. Jednakże wspomina pan — mówi wolniej, unosząc brwi w górę, wpatrzony w przećpane oczy świadka (byłeś już w toalecie, Johan? Pudrowałeś dzisiaj nosek?) — że rodzina Anniki wyrażała dezaprobatę. Trudno więc mówić o klasycznym aranżowaniu, zgodzi się pan? — nie czeka, mówi dalej: — Sugeruje to raczej, że ostateczny wybór narzeczonych opierał się na ich własnych decyzjach, a nie na przymusie ze strony rodziny. Wobec tego, czy to nie Annika i Moriarty byli odpowiedzialni za podjęcie ostatecznej decyzji o małżeństwie, co wyklucza typową formę aranżowanego małżeństwa? Proszę o adnotowanie tego w aktach — mówi w stronę protokolanta.— Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę fakt konieczności uzyskania zgody rodziny w sprawie tak ważnej, jak małżeństwo pomiędzy synem i córką Kręgu, czy ród van der Decken zdawał sobie sprawę ze stanu zdrowia Moriarty'ego Faust przed wyrażeniem zgody na owo małżeństwo? Czy uważa pan, że zatajając takie informacje Moriarty Faust dopuściłby się oszustwa wobec pańskiej rodziny? Świadek już się nie wycofa. Już Ben złotousty tańczy jak jebana baletnica. Już pierwszy argument Nemeroffa jest odbity jak piłka tenisowa na korcie. Teraz lecą pytania — tutaj wstaw analogię do piłeczek golfowych. — Czy Moriarty Faust kiedykolwiek wspominał panu o swoich problemach zdrowotnych? Jeśli tak, to dlaczego Annika nie została o tym poinformowana? — wie, że nie, ale znów daje Johanowi chwilę na odpowiedź. — Czy może pan z czystym sumieniem powiedzieć, że Annika była w pełni świadoma wszystkich problemów zdrowotnych Moriarty'ego Faust przed zawarciem małżeństwa? — kolejne kilkanaście sekund. Dasz radę, van der Decken. „Tak” czy „nie”? — Czy uważa Pan za uczciwe, że Moriarty Faust zataił tak ważne informacje przed swoją przyszłą żoną? Zadając ostatnie pytanie, spodziewa się, że za moment zza jego uszu padnie słodkie „sprzeciw”, a sędzie przychyli się lub nie do tego wniosku. To bez znaczenia. Nie będzie nawet naciskać. Pozostaje nieprzyjemna sprawa dzieci. Opierał na tym wiele i fakt, że Annika na początku „wzbraniała” się przed potomstwem wcale nie działa na ich korzyść. Ale to nic — każdą korzyść można obrócić w zaletę, a każdą zaletę w zwycięstwo. A wtedy... Wtedy — patrz Johan. Dlatego jestem najlepszy — Ben odwraca się w stronę ławki obrońcy i poza kolejnością i porządkiem pyta, tylko po to, by wybić go z rytmu: — Panie Nemeroff. Czy jest pan w posiadaniu jakiejkolwiek formalnej umowy lub dokumentu potwierdzającego aranżację małżeństwa? Jeżeli tak, proszę o jej przedłożenie Sądowi. Czy w tejże umowie lub dokumencie zawarte są jakiekolwiek szczegółowe informacje dotyczące stanu zdrowia Moriarty'ego Fausta? — nie są, bo umowy nie ma. Prawda, Annika? |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : adwokat twój i diabła
Annika Faust
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 10
Sala rozpraw to tylko teatr dwóch aktorów — Annika tymczasem wtapia się w mebel i zamienia w widza. Słucha wywodów obydwu stron, w międzyczasie w swoim jeszcze–nerwowym i rozpędzonym umyśle ustawiając pionki na planszy. Ben wniósł o zatajenie przebiegu rozprawy, nim zrobił to Nemeroff, a to interesujące — trudno byłoby jej uwierzyć, by nawet skądinąd bierny Moriarty wypiął tak chętnie tyłek na swoją reputację, którą teraz radośnie bierze na język jego adwokat. Przez chwilę Annika przygląda się obrońcy z nieskrywaną ciekawością — ciężar odpowiedzialności jeszcze nie wygiął go w pałąk, ale tak jawne szastanie wierutnym kłamstwem nieco nadgina jego i tak już elastyczny — z racji wykonywanego zawodu — moralny kręgosłup. Rzeczona reinterpretacja zaś tak głęboko godzi w zdrowy rozsądek, że emocjonalna ambiwalencja sprzed zaledwie chwili przechyla się wyraźnie w jedną stronę, gdy nagle zachciało jej się śmiać. Kąciki ust unoszą się w górę na krótki moment, potrzebny Annice na porządne złapanie za lejce. Nie pozwoli na to, by Nemeroff wyprowadził ją z równowagi. To nic osobistego — wie każde z nich. Na sam koniec i tak wszyscy podadzą sobie ręce. Jedyny nieobecny na sali rozpraw tym więcej traci, nie mierząc się osobiście z konsekwencjami swoich fatalnych decyzji. A twoje dotychczasowe decyzje, Annika? Właśnie przełyka ich gorycz. Wysłuchała przemowy obrońcy Fausta, nie spuszczając spojrzenia — wzajemny szacunek i wspólne cele spuszczono w kiblu, zanim ktokolwiek po raz pierwszy rzeczywiście nazwał ich małżeństwem. Jednak nie mogła weteranowi sal sądowych odmówić jednego — bardzo się starał. I nie zasłużył na to, by bronić akurat Fausta i akurat taktyką sprowadzenia Anniki do roli paskudnej bździągwy, która chce czegoś od Wielkiego Profesora Tajnych Kompletów. Bo niczego już od niego nie chce. Za to on— Kamienna twarz nagina żelazną regułę, gdy prawa brew odruchowo podskakuje do góry na słowo zniesławienie i tam przez dłuższą chwilę ma pozostać, w wyrazie niemej konsternacji. Na ile wyceniasz pięć lat małżeństwa z Anniką, Moriaty? Jakiego zadośćuczynienia oczekujesz? Konsternacji wciąż daleko do paniki, gdy wniosek drugiej strony pokrywa się pięknie w najważniejszym punkcie z tym, o co ona właśnie dziś walczy. W tej chwili wiele straciło na znaczeniu i niewiele będzie w stanie zmienić ów stan rzeczy. Nawet wejście na salę rozpraw pierwszego świadka, który wreszcie na własne oczy może zobaczyć, jak spokojna jest jego siostra. Dłonie Anniki spoczywają na blacie, splecionym palcom daleko do kurczowo zaciśniętej, nerwowej boleści, ale jej twarz— Jej mimika w trakcie zeznań Johana, zdradza wiele — przede wszystkim głębokie niezrozumienie dla jego słów. Ale ani teraz, ani później, ani nawet w dającej się przewidzieć przyszłości, nie ma ochoty na konfrontację. Kiedyś miałaby do powiedzenia wiele, dziś pozostało jej tylko wzruszenie napiętych ramion. Era kłótni dobiegła już końca. W innych warunkach szybko zrealizowałaby potrzebę odejścia w innym kierunku, ale nie tym razem. Tutaj ma Bena. A ten zaraz da do zrozumienia Johanowi jak bardzo zbłądził, rozpoczynając swoje zeznania w ten sposób. Verity nie zawodzi, nakreślając wszystko to, co życzy sobie zobaczyć na pierwszym planie, a Annika na powrót odzyskuje miarowy oddech. Przypomniał wszystkim, że to nie jest wyłącznie sprawa między dwojgiem ludzi, a między dwiema rodzinami. I jedna z nich właśnie usiłuje finansami tej drugiej osłodzić gorycz nieudanej transakcji. Ale czy na pewno transakcji? Faustowie istotnie, musieli być z tego małżeństwa szczególnie zadowoleni. Problem ich leżał tylko w tym, że dbałością o własne interesy przebija ich wyłącznie Johan — bo żadnej umowy nie spisywali. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Wśród zapadłej po zamknięciu drzwi ciszy wyczuć można stojące w pomieszczeniu powietrze. Pomimo grubych murów gorąc majowego dnia zdaje się usilnie wciskać do sądu przez witrażowe okna. W tak mało licznym gronie dźwięk padający na sali rozpraw odbija się od wysokich ścian pewnym echem. Tym bardziej drażniąca okazuje się być zagubiona mucha, która lata ponad głowami, zaczepiając najpierw sędziego, który odgania ją niedbałym machnięciem ręki, a następnie lecąc w kierunku stolików stron, szczególnie umiłowawszy sobie fryzurę Anniki. Sędzia Larry Martin zdaje się nie być zaskoczony zeznaniami Johana. Pomarszczona twarz czarownika nie odwraca się w kierunku reszty sali, a jasne spojrzenie utkwione jest wciąż w świadku. Podczas swojej długoletniej kariery rozsądzał już wiele sporów, jednak te o unieważnienie małżeństwa są mimo wszystko w czarowniczej społeczności rzadkie. Szeleści cicho przełożona przez Nemeroffa w notatniku kartka. Przesuwa trzymanym w dłoni piórem po wydrukowanym tekście. Padają pierwsze wycelowane w świadka pytania Benjamina. - Sprzeciw - odzywa się Nemeroff zgodnie z przewidywaniem Verity’ego. - Pytanie wymaga spekulacji i zawiera opinię. - Podtrzymuję - przytakuje mu Larry Martin, skinąwszy głową. - Proszę, aby zadawane pytania były oparte na faktach, do których świadek ma bezpośrednią wiedzę - pada pouczenie w kierunku Benjamina, po czym sędzia odwraca się znów do Johana. - Proszę odpowiadać tylko na pytania, na które ma pan bezpośrednią wiedzę. Unikać spekulacji i wyrażania opinii. Czy jest pan gotowy do kontynuowania? | Johan, twój czas na odpis jest do 20:00 dnia 20.06. Annika, Benjamin, wasz czas na odpis jest do 20:00 dnia 21.06. W razie pytań zapraszam na priv. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej