Tessa Fogarty
ILUZJI : 10
SIŁA WOLI : 17
PŻ : 173
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
26 kwietnia 1985just try not to yell, okay?Nevell Bloodworth, Teresa Fogartyprzeniesione stąd, bo nie zdążyłam zacząć w lokacji na czas Chciała być miła, przynajmniej na samym początku nie zamierzała prychać na niego z niezadowoleniem, ostentacyjnie okazując mu całą swoją niechęć. W rzeczywistości, jej nielubienie Bloodwortha było grubymi nićmi szyte, do czego oczywiście nie chciała wprost się przyznać. Nie, nie była zazdrosna o jego znajomość z Cecilem, nigdy nie uważała, że powinna czuć się zagrożona obecnością różnych ciekawych panien w jego życiu czy dziwnych facetów, a zwłaszcza jednego. Czuła się przy nim dziwnie, zwłaszcza gdy towarzyszył im jej brat bliźniak i wyraźnie czuła każdą zmianę jego nastroju, zmieszanie – wtedy doskonale wiedziała, które z uczuć należały do niego, a które to jej własne. Dogryzała Nevellowi przy każdej okazji, dawała się wytrącać z równowagi i wciągać w pyskówki z których wychodziła tylko jeszcze mocniej poirytowana niż zazwyczaj. Dzisiaj jednak obiecała sobie, że zachowa się tak jak przystało na osobę dorosłą i nie będzie dawać z siebie robić gówniary z którą można się wykłócać o wszystko. Póki co miała dobry humor. I oby pozostało tak jak najdłużej, dla dobra ich obu. — Nie schlebiaj sobie — uniosła wzrok ku niebu. Z pewnością nie miała lepszych zajęć w życiu niż śledzenie jakiegoś studenciaka, którego poznała głównie ze względu na to, że kręcił się koło jej bliźniaka. Albo na odwrót. Mało istotne, wbił się w jej orbitę i nie zapowiadało się na to, by szybko z niej wyleciał. Jeśli jej przypuszczenia się sprawdzą, to miał szansę pozostać w niej na jeszcze jakiś czas, zależnie od stałości nowej fascynacji brata. — Jeśli chcemy udawać, że wiesz o Cecilu więcej niż ja… Cokolwiek pozwoli ci zasnąć w nocy! — westchnęła niemal teatralnie i zarzuciła włosami. Pieprzony bezczel. A to dopiero pierwszy z przepełnionych irytacją epitetów, jakie przyszły jej do głowy, gdy wróciła na miejsce kierowcy i zapięła pas zanim ruszyła do autem w kierunku Little Poppy Crest. Jeżeli miała już go gdzieś zabrać, to w porządne miejsce. Już widziała oczami wyobraźni jak Nevell skarży się Cecilowi, że jego zatrucie pokarmowe było przez nią zaplanowane i jest wściekłą, wiecznie drącą się, mściwą babą. Oczywiście, dbała też o siebie, niedługo kończył się jej krótki urlop i musiała wrócić do pracy. Dotarcie gdziekolwiek w Saint Fall z reguły nie zajmowało dużo czasu. Nie było to miasto wielkości Bostonu, zatłoczone, pełne napierających na siebie ludzi, pośpieszających jedno drugiego. Odzwyczaiła się od tej leniwości, wolnego tempa, braku korków i ciągłych klaksonów, tak jakby kierowca przed nim wcale nie musiał tak samo jak cała reszta stać w rzędzie, bez przestrzeni do ruszenia przed siebie. Uniosła kącik ust w niemrawym uśmiechu poświęconym ostatnim miesiącom w Massachusetts i wyłączyła radio, przerywając prowadzącemu zapowiedź krążków, które miały się pojawić niedługo w sklepach muzycznych. Spojrzała przez okno na dinera Midday Munch i wskazała podbródkiem w jego kierunku. — Idziemy — powiedziała, wyciągając jeszcze z tylnych siedzeń swoją torebkę. Pasowała do bluzy i jeansów jak pięść do nosa, ale nie powinno mieć to żadnego znaczenia. Nie była to restauracja Paganinich, żeby musiała przejmować się nieprzychylnymi spojrzeniami. Popołudniowe obiady w barze przyciągały różne osoby, a przede wszystkim każdego, kto chciał zjeść coś dobrego i taniego. — Następnym razem wybiorę coś bardziej na poziomie — dodała z przekąsem, wchodząc do środka pierwsza i szukając wolnego stolika. Okazało się to nie być tak proste, większość neonowo czerwonych kanap była już zajęta, a nie chciał rozmawiać z Bloodworthem przy barze. Usiadła przy jedynej wolnej, znajdującej się przy oknie. Tak jak się spodziewała, kelnerka w fikuśnym fartuszku narzuconym na wiosenną sukienkę pojawiła się obok nich, stawiając przed nimi filiżanki i rozlewając kawę. Tessa dolała do swojej mleko i zamieszała łyżeczką. — No… To co mnie ominęło przez to pół roku? — zapytała niby od niechcenia. — Cecil dalej robi maślane oczy do Forgera? |
Wiek : 23
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : deadberry
Zawód : urzędniczka, krętaczka, złodziejka
Nevell Bloodworth
ANATOMICZNA : 10
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 8
TALENTY : 13
Nie protestował przeciwko temu niezapowiedzianemu spotkaniu z powodów czysto praktycznych. Potyczka słowna to coś, do czego mógł skłonić się wszędzie, jednak miejsce publiczne uniwersytetu nie zachęcało go szczególnie do zwracania na siebie uwagi. Bloodworth nie lubił jej na siebie sprowadzać, gdy nie była to aktywność na zajęciach akademickich, która mogła mu się zwrócić w postaci dodatkowych punktów. W każdych innych warunkach stosował podobne podejście — jeśli do toczonej rozmowy nie miał niczego do dodania (lub zwyczajnie nie chciał w niej współuczestniczyć), wybierał wzruszenie ramion lub przemilczenie. Stąd: branie Nevella na spytki okazywało się często przez przypadkowe osoby dowodem bezmyślności, zwłaszcza gdy kwestie dotyczyły Kręgu, a pytający nie należał do niego. To samo w sobie wykluczało kogoś z rozmowy w oczach Bloodwortha, zwłaszcza gdy w jego ocenie był zbyt ciekawskim obcym. Skrzypek nie miał podówczas wpływu na automatycznie aktywowaną reakcję politowania, wprowadzającą na salony intencjonalne zignorowanie kogoś. Bloodworth lubił droczyć się z Tessą. Nie dlatego, że za bliźniaczką Cecila nie przepadał, wręcz przeciwnie. Frogartina czasem prosiła się o przytyk, a on nie musiał się powstrzymywać jak na dystyngowanym spotkaniu przedstawicieli Kręgu. Nie wykazywał również w stosunku do niej oszczędnej, acz okrojonej wersji uprzejmości, którą stosował wobec niemagicznych w ramach wyuczonego automatyzmu, nad którym nie musiał się zbytnio zastanawiać. Nawet jeśli z Teresą przeciągali linę, to zawsze zwyciężało dobro Cecila, odsuwając na bok wszystkie kości niezgody, zwłaszcza gdy to Nevie stabilizował jego stan zdrowia, zastawszy go w opłakanym stanie. Nie dało się jednak w żadnym wypadku polemizować z tym, że Frogartina zniknęła zupełnie z radaru na blisko pół roku, nie racząc nawet wysłać im listownych wyjców. Pozostawiła zmartwionego Cecila tylko w rękach Nevella, sprzyjając poniekąd temu, że częściej się na siebie złościli, gdyż Tessa czasem stanowiła pewną przeciwwagę. Tym razem student medycyny traktował to jako porzucenie jej bliźniaka i emocjonalne okrucieństwo ze strony dziewczyny, tak jakby zapadła się pod ziemię, a jednak gdyby coś poważnego się jej stało — Cień by wiedział. Midday Munch był ich przystankiem położonym na Little Poppy Crest i połową drogi na Deadberry. Takim przystankiem, który miał zapewnić im względnie swobodną przestrzeń do wymiany zdań — w miejscu publicznym, by oboje przygryzali się w język, zanim zgodnie doprowadzą do eskalacji konfliktu, lecz również umowną prywatność, gdzie będą tylko we dwoje. — Taa — mruknął skrzypek, podążając za nią i wpatrując się w szyld lokalu wpasowanego w resztę budynków. — Następnym razem musisz wybrać lepsze miejsce na randkę. — W głosie Bloodwortha wybrzmiała ironiczna nutka, a kąciki ust uniosły się leciutko, choć złośliwie. Oczywiście, że wyczuł jakże subtelny przytyk do przynależności do Kręgu; zdawał sobie sprawę z niechęci jaki wobec nich żywili niektórzy czarownicy, tyle że nie stanowiło to szczególnej przeszkody, by odnalazł wspólny język z Frogartymi. Nevell pozwolił Tessie wypatrzyć i wybrać dogodny stolik, sam rozglądnąwszy się przelotnie po lokalu i jego wystroju. Podążył za nią, rzucając okiem na to, co znajdowało się na talerzach niektórych jego gości, aby orientacyjnie rozeznać się, czego mógłby spodziewać się w karcie. — To Cecil nie wtajemniczał cię w nic, co cię ominęło? Ani wzmianki o pożarze na Placu Aradii, ogniu i włamywaczach na Little Poppy Crest czy spadających z nieba aniołach? — zapytał student medycyny z wyraźnym powątpiewaniem w głosie. Nie uwierzyłby w to, że pomieszkująca w mieszkaniu Cecila Tessa nie wiedziała zupełnie nic o zdarzeniach, które ją mniej lub bardziej szczęśliwie ominęły. Nevie domyślał się wprawdzie, że ilustrator nie powiedział jej zbyt wiele satysfakcjonujących rzeczy, aby nie próbowała tego wydębić właśnie od niego. Jeśli Cień nie dał jej tego, czego chciała, kopała dalej, kierując się do skrzypka. Po nitce do kłębka. Wzmianka o Forgerze zagrała mu na nerwach znaną melodię, przez co skrzywił się mimowolnie, a niechęć do pielęgniarza zapłonęła, nawet jeśli Cecil miał znaczący problem z przewidywaniem konsekwencji swoich działań, to nie zmieniało stosunku skrzypka do mężczyzny. Tessy zapewne również; na tym polu również mieli nieśmiertelne porozumienie. — Tak, a co? — Jakże lakoniczna odpowiedź do upicia łyka gorącej, czarnej i gorzkiej kawy, której nie rozbielił mlekiem ani nie posłodził. Co tak naprawdę chcesz wiedzieć, Tina? Twierdzisz, że lepiej znasz Cecila ode mnie… Udowodnij, wiedział aż nadto, że balansowali na krawędzi, a Teresę może to tylko rozdrażnić. |
Wiek : 21
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : student medycyny
Tessa Fogarty
ILUZJI : 10
SIŁA WOLI : 17
PŻ : 173
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
Nevell Bloodworth potrafił działać jej na nerwy jak mało kto i było to niezaprzeczalne. Początkowo nie poświęcała mu szczególnie uwagi, gdy pojawił się pierwszy raz na tym samym spotkaniu Kowenu Nocy, co ona. Z doświadczenia wiedziała, że dobrzy – jak zakładała wtedy – chłopcy z dobrych domów raczej stronią od towarzystwa osób takich jak ona, a nie lubiła wpraszać się w miejsca, gdzie na samym wstępie wiedziała, że nie będzie chciana. Sposób, w jaki postrzegała Bloodwortha, zmienił się wraz z przyjaźnią kiełkującą między nim a Cecilem, obserwując zawiązującą się między dwoma chłopcami nić porozumienia. Nie tylko jej brat miał tendencje do śledzenia i obserwacji, ale to Tessa prędzej wchodziła w środek wydarzeń. Nie nie lubiła Nevella, ale nigdy wprost nie powiedziała. Starała się jedynie o dystans, który z kolei złośliwie skracał między nimi chłopak swoimi żarcikami i irytującymi przezwiskami. Zwłaszcza na początku chłopak najwidoczniej nie czuł, jak krótki lont ma Teresa zanim zacznie krzyczeć, ale co zdawało się ich łączyć już od jakiegoś czasu, to dbanie o dobro Cecila. I taki pakt była w stanie zaakceptować. Jedynie strzeliła językiem i pokręciła głową, gdy usłyszała coś o “randce”. — To zdążył mi przekazać i nie ukrywam, że perspektywy mamy chujowe — stwierdziła bardzo dyplomatycznie, nie szczędząc kolejnego przekleństwa, które do jej buzi o wciąż lekko zbyt dziecięcych rysach pasowało jak pięść do nosa. Nie dało się jednak zaprzeczyć, że znaleźli się w położeniu beznadziejnym i Fogarty, która zajechała dopiero do miasta i na samym wejściu otrzymała od brata podobne informacje, czuła się bardziej zagubiona niż wypadało jej się do tego przyznać. Nie mogła spodziewać się, że spokój tego sennego miasta zostanie ponownie zaburzony. Tym razem jednak zasług nie mogli przypisać sobie Fogarty. — Nie wiem, na ile wypadłam z łask przez swoją nieobecność — wzruszyła ramieniem i upiła łyk słodkawej kawy z filiżanki. Poinformowała o fakcie wyjazdu Zuge, ale nie tylko ona tworzyła zgrupowanie. Liczyła się z tym, że inni mogli tak miło tego nie przyjąć. Zmarszczyła brwi, słysząc jego odpowiedź. Akurat tego się nie spodziewała. — Co ty pieprzysz? Nie odpuścił sobie jeszcze latanie za jakimś starym chłopem? — wywróciła oczami, nie mogąc uwierzyć, że jej własny brat pozwalał sobie na taki bezsens jak uganianie się za facetem w połowie drogi do czterdziestki, który zachowywał się jakby połknął kij od miotły. Zrozumiałaby to jeszcze, gdyby Forger był bogaty i Cecil miałby z tego jakieś inne korzyści niż seks raz w tygodniu – niestety, znała nawet konkretną godzinę. Jednak nie miała żadnych złudzeń, że nic poza tym nie miał do zaoferowania. Wiedziała, oczywiście, że to nie jej życie, że nie byli wbrew filozofii ich stryja jednym bytem, który ktoś postanowił rozdzielić na dwie części i zobaczyć jak przebiegnie ten eksperyment. Miał prawo do własnych decyzji, niezależnie od tego jak były one złe i wyciągania z tego wniosków, ale Teresa nie była w stanie tak po prostu się z tym pogodzić. Zwłaszcza gdy wiedziała, jak oddziałują na Cecila jego wszystkie złe decyzje. — Okej, okej, bredzisz. Żartujesz, prawda? Znaczy… nie wydaje mi się, żeby ostatnio się spotykali. Jeśli Nevell chciał uważać, że mógłby wychwycić pewne rzeczy szybciej niż ona, mógł sądzić sobie tak dalej. Miała pewną przewagę, chociaż niejednokrotnie chciała jej się pozbyć. Z radością wyzbyłaby się syndromu dioskurów, byle postawić twardą granicę między nią a Cecilem. Między tym co było jej i jego. Cena za to była jednak za duża. — Cecil może być rozchwiany — truizm, wiedzieli to oboje. — ale zdaje się, że coś się zmieniło i nie obejmuje to jedynie tych wszystkich rewelacji. Nie jestem w stanie namierzyć tego samodzielnie. Dlatego rozmawiam z tego. Celowała na ślepo, bo czy mogła się podczas jej nieobecności pojawić jeszcze jedna osoba? |
Wiek : 23
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : deadberry
Zawód : urzędniczka, krętaczka, złodziejka