Skończ waść, wstydu oszczędź.
Dziura w udzie, druga w ramieniu, trzecia chuj (na szczęście nie) wie gdzie — do tego stado nieżądlących, ale widowiskowo wkurwionych szerszeni, które tańcem godowym wokół głowy Williamsona przypominały mu o dwóch nieśmiertelnych,
rzyciowych życiowych mantrach.
Jak ja, kurwa, nienawidzę magii natury przeplatane z—
—
Ty chuju.Przeciwnika należy wyzywać, dopóki wystarcza sił.
Tych będzie coraz mniej — Lanthier miał w sobie na tyle werwy, żeby wykrzesać świeżą dawkę nie jednego, ale dwóch zaklęć; na dźwięk pierwszego Williamson zaciągnął się powietrzem akurat na czas wizyty lodowatego strumienia wody.
Od drugiego chciało mu się rzygać; nie tylko przez robactwo wypełniające gardło.
(
Jeśli nie potrafisz odróżnić sztućców, będziesz żarł—)
Coś małego, żywego,
znajomego wpełzło w krtań i zapadło się niżej; prosto w pułapkę przełyku. Miał wybór — zawsze go ma — i mógł zwrócić, ale połknął; grzecznie i do ostatniego robala.
Na koniuszku języka wciąż łopotało odnóże, kiedy pierwszymi słowami po trzydziestu sekundach ciszy, były:
—
Wystarczy, zanim Jackie nas zabije.Etyka lekarska nie pozwala, ale paszport żony udzielał dyspensy na każdą zbrodnię w afekcie.
PŻ: 79 — 15 — 15 = 49wracamy do tematu