First topic message reminder : Świerkowa Polana Położona w pewnym oddaleniu, niemalże na skraju wzgórza polana, której granice zaznaczone są rosnącymi coraz gęściej świerkami. Dość spokojne, ale również i chłodne miejsce, idealne, jeśli ktoś chce ukryć się w cieniu rozłożystego drzewa. Z tego miejsca rozlega się piękny widok na oddalone góry. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Stwórca
The member 'Orestes Zafeiriou' has done the following action : Rzut kością 'k60' : 54 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
To, co wydarzyło się w Sonk Road, wisiało nad ich głowami niczym omen nadchodzącej burzy. Lyra tchórzliwie czekała, aż Orestes sam poruszy temat; nie potrafiła mówić o tym, co związane było z ogonem. Strach przed odrzuceniem paraliżował ją na tyle skutecznie, że niektórzy nie dowiedzieli się nigdy — a powinni. Orestes zasługiwał na wiele — przede wszystkim na prawdę. Lyra po prostu nie miała w sobie zbyt wiele do zaoferowania. Oprócz tajemnicy — która tajemnicą nie była — Erica. Każdy, kto go znał, doskonale wiedział; znał było jednak słowem—kluczem. Pani—z—pewnością—nie—wróżbitka, jak i Orestes, nie znali Erica. Teraz jednak wiedzieli o nim coś, co potrafiło być niebezpieczną dawką informacji w nieodpowiednich dłoniach. Co do dłoni Oresa Lyra nie miała wątpliwości, aczkolwiek te, które wyciągały imiona ze szklanego słoika, nie wyglądały na godne zaufania. Lyra udowodniła rację za cenę czyjegoś komfortu, tym samym udowadniając, że Shirley również ją miała. Z tych fragmentów nie da się już ułożyć nic ładnego. Usunęła się w bok, gdy urocza Dorothy obrała główną rolę w opowieści Orestesa. Było coś kojącego w tym, jak o niej mówił; z sympatią i delikatnością w głosie, o którym brzmieniu Lyra już dawno zapomniała. Potrafiła sobie doskonale wyobrazić starszą panią, która rumieni się, rozmawiając z przystojnym właścicielem antykwariatu zza lady. Musiały to być barwne punkty jej dnia; dla Oresa było to jedynie pół godziny rozmowy. Widząc, jak chowa karteczkę do kieszeni, wypuszcza z ulgą powietrze. Mogą wreszcie odejść i— Zmarszczone brwi są niezbitym dowodem, że Lyra nie wie, do czego zmierza kolejna wróżba. Moment, w którym się dowiaduje, w pierwszym odruchu napawa ją paniką. Zgodność dźwięku to bzdura, szarlatanizm, herezja, ale— — Nie— Cichy protest jest spóźniony oraz niewystarczający. Imię już wybrzmiało, kobieca ręka już sięgnęła po karteczkę i rozłożyła ją tak, że oboje byli w stanie dostrzec zapisane tam imię. Lyra przez moment bała się, że znajdzie się tam jej własne. Potem poczuła dziwne ukłucie, gdy tak się nie stało. Tessa. Znała jedną, ale wątpiła, by Williamson mógł powiedzieć to samo. Podział znajomości nie miał jednak żadnego znaczenia; prawdziwość czy nieprawdziwość wróżby nie była źródłem jej zirygowania, aczkolwiek stała się jego ofiarą. Chwyciła karteczkę i zgniotła ją w zaciśniętej dłoni. — Wszystkie wróżby to bzdury — powiedziała, natychmiast żałując tego, że to zrobiła. Jej słowa miały tendencję do ostrych brzegów, gdy była zła. Wyjście z namiotu zdawało się być jedynym rozwiązaniem konfliktu na tle Lyra—wróżbitka, który nie zakładał przejścia w stronę rękoczynów. Chłodne, nocne powietrze było otrzeźwiające dla umysłu, a brak tłumów na tyłach rozstawionych namiotów pozwalał na złapanie desperacko potrzebnej perspektywy. — Przepraszam — powiedziała, gdy tylko usłyszała za plecami kroki. Nawet nie musiała sprawdzać czyje. — Nie miałam na myśli— Przepraszam. |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 19
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
Co dzieje się w Sonk Road, zostaje w Sonk Road; o ile nie zamieszka w ciasnym pokoiku myśli, nie płacąc czynszu, mediów i wywozu śmieci — a tych niechciane wahanie produkowało wiele. Pierwotna potrzeba rozmowy zmieniła się w trzy tygodnie nieporuszonego tematu — po drodze Archaios przetrwało napaść, Lyra nieokreśloną tragedię, Orestes ściśle określoną wizytę w mieszkaniu, która zmieniła jego noce w okupowanie kanapy na Starym Mieście; zaledwie kilka metrów od anektowanego przez Lyrę łóżka. Staromiejska przeżywała oblężenie zmęczenia, smutku i nieprzeprowadzonych rozmów — mimo to była najbliższą namiastką domu, na którą mogli sobie pozwolić. Orestes wiedział, że to nie zasługa nagich ścian, sterylnej czystości w łazience ani porządku zahaczającego o manię; to świadomość, że kilka kroków dalej ktoś oddycha — nawet, jeśli każdy wdech przerywa tłumiony przez poduszkę płacz. Tego wieczora nic nie tłumi gniewu; nie robi tego zgniatana w pięści karteczka z imieniem, które nie zdradziło Orestesowi niczego poza tym, że było kolejnym dowodem szarlataństwa — nie robi tego sam Zafeiriou, chociaż zwykle nie rozczarowywał we właściwościach kojących. Nie robi tego kobieta — nie—wróżbitka — z coraz trudniej skrywaną złością obserwując Lyrę; czerwone plamy na policzkach odciskały piętno złości, która osiągnęła punkt kulminacyjny w tym samym momencie, gdy sam Orestes poczuł dziabnięcie; nie gniewu, ale— Wszystkie wróżby to bzdury. Szarlatanka czy nie, nikt nie chciałby słyszeć tego o owocach własnej pracy. Żal podpełzł do krtani i zmienił niechęć w niemą skruchę; z pola widzenia zniknęła stanowczo—zbyt—duża koszula oraz jej tymczasowa właścicielka — został tylko Orestes i ciche słowa. — Spokojnej nocy — na pewno będzie spokojniejsza, niż przez ostatnie pięć minut; właśnie wychodzą. Źródło złości nie mieszkało pod namiotem wróżbitek i nie było zapisane na białych skrawkach papieru — przyjechało z nimi ze Starego Miasta; przez całą drogę pasażer na gapę był cicho, cierpliwie wypatrując momentu, w którym pierwsze ukąszenie zmieni się w zaognioną ranę. Odwrócone plecami ciało przepraszało — Lyra nie musiała oglądać się przez ramię, by wiedzieć, że to Orestes. Ores nie musiał widzieć jej twarzy, żeby wiedzieć, że żałowała. — Wiem — zatrzymał się tuż obok; tym razem ramię muskające o ramię próbowało powiedzieć nie ma nic bardziej ludzkiego od emocji. — Oboje jesteśmy zdania, że zgodność dźwięku to bzdura. Jeśli chodzi o resztę wróżb— Naprawdę tak uważasz? W tym momencie zaprzeczyłaby bez względu na prawdziwość przekonań. — Jesteś mi winna czytanie z fusów. Pojutrze? — zdąży przywieźć porcelanę i mieszankę z antykwariatu — Williamson na pewno miał w domu dziesięć razy droższe i pięć razy cenniejsze zastawy, ale Ores nie potrafiłby wróżyć z filiżanki, którą Barnaby dostał od królowej Elżbiety. Krok w nieokreśloną stronę oddalał ich od namiotów; tak będzie bezpieczniej — dzięki uciekającym spod podeszw szyszkom Zafeiriou zdobędzie się na kolejne słowa, znacznie cichsze, niż dotychczas; po raz pierwszy od dotarcia oddalili się od tłumu. — Też chciałbym przeprosić — próba udowodnienia wróżbiarskiego kłamstwa za wszelką cenę była egoistyczna; nie miał jednoznacznych dowodów na specyfikę tego, co łączyło Lyrę i Barnaby'ego, ale to żadne wytłumaczenie — igranie z ogniem musiało skończyć się poparzeniem. — Nie powinienem wciągać go— Przyzna się sam, pewnie z samego rana; Williamson uniesie brew i zapyta, czy Orestes dobrze bawił się jego kosztem — to zaboli mocniej niż zryw gniewu. — Gdyby tu był, nawet nie wszedłby do środka. Szczególnie dla zabawy. Dawno temu — na samym początku, kiedy dopiero uczył się ostrożności przy Williamsonie — był pewien, że Barnaby nie zna definicji swobody. Każdy ruch musiał być przemyślany, odpowiedź oszczędna, mimika ograniczona do konieczności składania sylab w krótkie m—hm i dłuższe co za bzdura; minęły tygodnie, zanim przyłapał go poza ramami samokontroli — przechodzimy na ogrodzoną ścieżkę |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Czy doczekamy dwudziestu pięciu lat? Nie byłam tego taka pewna. Od lutego pokazało się już dwoje jeźdźców, a kolejny jest za rogiem. Każdy z nich przynosi niebezpieczeństwa, których przeżywalność jest mała. Jeżeli nic się nie zmieni, to kto wie - magiczna społeczność wschodniego wybrzeża może zacząć się jedynie kurczyć, nie wspominając już o tym, jaką pożogę może przynieść ta prawdziwa apokalipsa. - Czy w tych czasach to będzie jakikolwiek wyczyn? W średniowieczu już dłużej żyli ludzie, którzy przetrwali okres niemowlęcy... - Westchnęłam jedynie ciężko, myśląc jedynie o tym, że śmierć nie przyniesie mi żadnego wytchnienia. Gdy moja dusza trafi do Lucyfera, któremu jawnie się zbuntowałam, to co mnie będzie czekać? Co będzie czekać nas wszystkich, którzy podążyli za Matką? Zamiast zadawać sobie to pytanie, powinnam zrobić wszystko, żeby nie doszło do sytuacji, w której to będę żałować, że za mało się starałam. - Może nie byłeś u odpowiedniej wróżbitki? Jeżeli chodzisz do cyganek pokroju Sierry, to... rzeczywiście mogły się nie sprawdzać - Zachichotałam, choć z tyłu głowy miałam poprzednie ostrzeżenia Cecila o wypowiadaniu się przy nim na temat mojej współlokatorki. Pewne rzeczy były jednak zbyt silne, żebym mogła się im oprzeć. - Nie będzie rozgłosu - jestem tego pewna. Wszystko będzie toczyć się za zamkniętymi drzwiami, dlatego ta sprawa jest dla mnie tak niebezpieczna. W zasadzie każdego dnia może się to skończyć tak, że Gwardia wejdzie mi do domu i posadzi bez sądu w Kazamacie. Znasz przecież Krąg. Nic dla nich nie znaczymy, a gdyby nie to sztuczne poczucie ich władzy, która ani nie jest boska, ani dana przez lud, to żylibyśmy w lepszym miejscu, niż dzisiejsze Saint Fall. W czasach kiedy Krąg powstawał był on rzeczywiście potrzebny... ale teraz? - Parsknęłam ironicznym śmiechem pod nosem. - Teraz wszystko się zmieniło. Ta staroświecka władza nielicznych długo i tak nie przetrwa. Nie, patrząc na to, jak postępują. - Pokręciłam zrezygnowana głową, prowadząc ten właściwie niepotrzebny monolog, ale po prostu czułam wewnętrzną potrzebę podzielenia się niekoniecznie z Cecilem, a po prostu z kimś moimi przemyśleniami. Nie chciałam mimo wszystko kontynuować już dalej tego tematu, bo to nie było ani miejsce, ani czas na to. Teraz mieliśmy świętować Noc Walpurgii oraz sprawdzić swoją przyszłość. Gdy weszliśmy do środka, to nie zdążyłam w zasadzie odpowiedzieć mojemu towarzyszowi, a wróżbitka zaczęła lać Cecilowi wosk. Wyszło coś pokracznego, więc jedynie czekałam na jej interpretację. - Och? A więc pierścień... - Parsknęłam po chwili cicho śmiechem, szybko się uspokajając. Rzeczywiście ta wróżba zdawała się nie sprawdzić w jego przypadku. Nie wydawało mi się, że był teraz w jakimś związku, a szybki ślub mu z pewnością nie groził. - Teraz ja poproszę... - Podałam jej dolara i czekałam na wynik jej czynności. k60 na wróżbę |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Stwórca
The member 'Blair Scully' has done the following action : Rzut kością 'k60' : 43 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
Optymistyczne spoglądanie w przyszłość nie było zarezerwowane dla osób takich, jak oni. Nie potrafili wieść spokojnego, mordowanego przez rutynę codzienności życia. Nie potrafili, z uśmiechami na twarzy, cieszyć się ulotnymi chwilami radości. Nie potrafili trwać w stagnacji, czekać na coś, co nigdy nie nadejdzie. Ale za to czerpali z życia garściami; łapali w zęby ochłapy szczęścia, szukali wrażeń wszędzie tam, gdzie mogli spodziewać się nagłego zastrzyku adrenaliny; podkładali głęboką wiarę w to, co nadejdzie - w Lilith, ale żeby to się stało, musieli stanąć na rzęsach, by - cegła po cegle - zbudować fundamenty świata godnego matczynego majestatu. Więc nie liczyli dni, tygodni. Nie planowali swojej przyszłości, chociaż czasem targowali się z przeszłością, chociaż czasem licytowali się z wyrzutami sumienia. Parli do przodu, żyjąc z dnia na dzień, przyjmując każdy, nawet najboleśniejszy cios, jaka szykowała dla nich rzeczywistość. I oboje wiedzieli, że kiedyś ten cios może okazać się być silny i nawet ćwierćwiecze stanie się nieosiągalne. Dołączył do spektaklu ciężki westchnień, w ten sposób kwitując jej słowa; odpowiedź była oczywista; odpowiedź odbita była na krawędzi jego źrenic; odpowiedzą był grymas przecinający jego wargi; bardziej klarowną przyniosą kilka kolejnych miesięcy. - A może po prostu przestałem wierzyć w bajki, które opowiadała mi matka na dobranoc? - jego słowa miały wydźwięk ironiczny, matka nigdy nie opowiadała mu żadnych bajek na dobranoc. - I Sierrę w to nie mieszaj. Chociaż jej wróżby, przynajmniej te konkretne, adresowane ku Fogarty'emu, nigdy się nie spełniły. Były jak słowa rzucone na wiatr. - Wiesz, wydaje mi się, że gdyby chcieli cię aresztować, już by to zrobili, bo co stoi im na przeszkodzie? Moralność mają zardzewiałą jak rury w moim starym mieszkaniu. Sprawiedliwość wyznacza grubość ich portfeli, a prawo ustanawiają Kapłani, co zapychają sobie kieszeni ich zawartością. I Krąg sam z siebie nie upadnie. Ktoś będzie musiał im w tym pomóc. Pod kopułą namiotu nie było miejsca na takie rozmyślenia. Pod kopułą namiotu mieli poznać urywki swojej przyszłości. Pierścień. Utkwił pytające spojrzenie w posiatkowanej zmarszczkami twarzy. Choć pani Smith swoje mętne spojrzenie wycelowała w jego twarz, Cecilowi wydawało się, że patrzyła na nie na niego, a przez niego, jakby mogła dostrzec pogmatwaną pajęczynę wyjących się pod sklepieniem czaszki myśli. - Nie zwlekaj z zaręczynami, młodzieńcze, bo w innym wypadku twój związek szybko dobiegnie końca - wydawało mu się, że dostrzegł przelotny uśmiech na jej ustach, jakby wiedziała dużo więcej, jakby znała tożsamość osoby, z którą się spotykał, jakby potrafiła przejrzeć go na wylot. Nieprzyjemny dreszcz powędrował wydłuż linii cecilowego kręgosłupa, a grdyka poruszyła się gwałtownie, gdy przełknął ślinę. Nie wierzył we wróżby, uważał je za wyssane z palca brednie, ale, z drugiej strony, ta konkretna pobudziła do życia tkwiące w nim lęki. - Teraz ty - mruknął do Blair, a jego słowa straciły wydźwięk wcześniejszej złośliwości. Wosk, wylany przez Blair, przybrał kształt pająka. - Uważaj na siebie, drogie dziecko - kobieta niemal zniżyła głos do szeptu, gdy z matczyną troską objęła sylwetkę Scully spojrzeniem. - Masz wroga, który ukrywa swoją tożsamość i który uderzy znienacka, tam, gdzie najbardziej zaboli. Cecil nie mógł powstrzymać uśmiechu, który wykrzywił jego wargi; był pewny, że lista osób, którym Scully zalazła za skórę, była równie imponująca, co jej cięty język i pokaźny, co pakiet złośliwości na każdą okazje. - Chyba mój sceptycyzm względem wróżb wyparował - studenta mogła usłyszeć jego szept tuż przy ucho. Powinien ją zapewnić, że to nie on jest wrogiem z tej wróżby? Ależ skąd. Pozostawienie jej w niewiedzy pozostawiło słodki posmak w przełyku, który, choć na chwilę, unicestwił gorycz. - Chcesz poznać imię swojego wybranka serca? - nie mógł pozbyć sie sarkazmu z tonu głosu; przepraszam, pani Smith. |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Spekulacje na temat mojej przyszłości z Cecilem budziły raczej przerażające widmo tego, co mogło mi się przydarzyć. Mimo że on starał się raczej optymistycznie na to patrzeć, to ja w swojej głowie snułam kolejne teorie, co ci u władzy postanowią: - A jeżeli czeka mnie coś gorszego niż areszt..? Może szykują mi specjalne miejsce u Nostradamusów... tam na najwyższym piętrze, gdzie... - byłam, choć nie wypadało mi chwalić się tym na głos w publicznym miejscu. Czy skończę, jak kobieta, którą ostatnio tam nielegalnie odwiedziłam? Odurzona, zapomniana, skazana na psychiatrów, którzy z mózgu zrobią mi papkę? Wolałabym nie. Westchnęłam więc jedynie pod nosem, a wzrok wbiłam w lekko ubrudzone ziemią sportowe, białe buty. - Jak skończę ścigana z listem gończym, to mam nadzieję, że przynajmniej przyniesiesz mi raz na tydzień coś do jedzenia, gdy zaszyję się w jakiejś norze - Z lekkim uśmiechem wróciłam wzrokiem do Fogarty'ego, żeby zakończyć ten temat - gdybanie nic mi nie da. Uśmiech i śmiech zniknęły, a wróżba Cecila nie wydawała się być już taka śmieszna po usłyszeniu mojej. Ukryty wróg? W mojej głowie pojawiło się od razu kilka tez... Nieprzyjemny dreszcz przeszedł mnie po plecach, gdy poczułam na uchu oddech mojego towarzysza, któremu teraz było bardziej do śmiechu niż mi. Kto może mi źle życzyć? Przez naszą wcześniejszą rozmowę pomyślałam o Charlotte. Nie wierzyłam w to, że byłaby zdolna pogrążyć mnie w tym wszystkim. Przyjaźniłyśmy się przecież już tyle lat i również zdążyłyśmy tyle przeżyć, ale gdy dłużej o tym myślałam, to czarniejszy scenariusz zajął moje przemyślenia. Może i zdawało mi się przez chwilę, że byłyśmy równe, to trzeźwo myśląc, nigdy nie byłyśmy. Ona jest z Kręgu, ja spoza. Wychowywała się wśród tych pijawek i przecież cały czas żyje wśród nich. Może nie dała po sobie tego poznać, ale jest tak bezwzględna, jak reszta tych larw? A co jeśli to Cecil cały czas trzyma do mnie urazę? Byłam okrutna w stosunku do niego, choć było to obustronne, wcale tak łatwo mi nie przebaczył, tak, jak ja jemu? Zamiast przekazać do mojej nory jedzenie, to przyprowadziłbyś tam korpus gwardzistów, Fogarty..? - nie zapytałam, choć nasuwało mi się to teraz na język. Albo jest też trzecia opcja, że poza moim zasięgiem czyha ktoś, kto wkrótce spróbuje mi zaszkodzić... Muszę być ostrożniejsza - taki morał wysnuję z dnia dzisiejszego. - Bardzo śmieszne... - Przewróciłam oczami w odpowiedzi na jego w tym momencie niepotrzebny komentarz. - Myślę, że takowy albo nie istnieje, albo znajduje się po drugiej stronie globu... Ale jak już tu jestem... - Przeniosłam wzrok na wróżbitkę, która wiedziała już, czego oczekuję: - Blair |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Stwórca
The member 'Blair Scully' has done the following action : Rzut kością 'k60' : 1 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
Nie powinien drążyć tego tematu. Nie powinien ciągnąc ją za język, ani przekonywać, że sprawa rozejdzie się po koście; pozostawiła niezatarty ślad na jej psychice. Co się wydarzyło tamtego dnia, gdy złożyłaś Abernathy'emu w ofierze Naszej Matce?, chciał wiedzieć, ale nie zapytał. To ani nie czas, ani miejsce na takie rozmowy, a on nie nadawał się na powiernika jej sekretów. - Wyciągnę cię stamtąd - mruknął tylko, choć powinnas się czuć tam, jak w domu, chciał dodać, ale ugryzł się w jezyk. Zabawne, że ledwie kilkanaście dni temu podobny temat poruszał z Charlie, jednak w tym wypadku obiektem zainteresowaniem psychiatrów miała być ich dwójka, ale i dla Blair znajdzie się sąsiadującego z ich własnymi izolatka. - A długa będzie ta lista życzeń? Nawet mógł jej zorganizować kryjówkę, której Gwardia szybko nie odkryje, ale o tym porozmawiają później, jeśli kiedyś zajedzie tak potrzeba. Póki, co nie było sensu drążyć tego tematu; niewygodnie układał się na języku i pozostawiał uścisk w żołądku. - Och, Scully - głębokie westchnienie było tylko preludium do kolejnych, równie wyszeptanych słów - wiem, że zachwyt, jakie pozostawił po sobie Eros, jeszcze nie zniknął - po drugiej stronie globu znajduje się Piekło, prawda? Prawda? - ale w końcu los się do ciebie uśmiechnie. Czy w to wierzył? Świat był pełen szaleńców, więc nawet dla Blair jakiś się znajdzie. Taki, co nie ucieknie, gdy tylko otworzy usta i pokaże mu poziom swojego pojebania. Może powinna zostawić anons w gazecie? Chciał jej to zasugerować, ale ewidentnie nie wyczekiwała jego kolejnych złotych rad, gdyż, podążając za jego sugestią, podeszła do wieszczki. Smutne Blair opuściło jej usta; w oczach wróżbitki Fogarty dostrzegł błysk, jakby tylko czekała na moment związania Scully z wyimaginowanym ukochanym. - Abraham - wyrzekła po krótkiej chwili transu? Cecil nie wiedział, jak ująć stan, w którym się znalazła, ale przez ułamki sekund wydała się nieobecna, a jej oczy zeszły mgłą. Po usłyszenia imienia wybranka Blair z trudem stłumił śmiech w przełyku. - Poznałem jednego na szczycie Łysego Wzgórza - nie pytaj, Scully, nie zrozumiesz. - Fajny facet. - Bardzo. Niezły z niego kutas. - Myślę, ze moglibyście się dogadać. - Jest równie pojebany, co ty. - Chcesz jego numer? - W jego głosie tym razem nie było miejsca na drwinę, choć usta przeciął lekki grymas rozbawienia. Cecil nie ciągnął szczęśliwego losu, a więc to wszystko, co wróżbitka mogła im dzisiejszego dnia zaoferować. - Dziękujemy za wróżby - wręczył kobiecie symbolicznego dolara. - Chodźmy stąd, zanim zrobi się tu tłoczono. - Hałaśliwie, nieznośnie. |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Wyciągniesz mnie? Jak? Pomyślałam tylko, gdy usłyszałam to oświadczenie. Potraktowałam to jak rzucenie słów na wiatr. Jeżeli mnie zamkną, to najlepsze co Kowen może zrobić, to się ode mnie odciąć całkowicie w celu zachowania dyskrecji. Jeżeli Gwardia dowiedziałaby się o jakiejś grupie, która szczególnie w tych czasach odrzuca Lucyfera i kłania się Lilith, to z pewnością chcieliby nas spacyfikować. Nie chciałabym, żeby Cecil lub ktokolwiek inny się narażał. Wystarczy mi fakt, że wiem, iż Lilith nade mną czuwa i poza modlitwą nic innego mi nie pozostało. - Czy będzie długa? Hm... zależy czy będziesz wolał nieść więcej na raz w dłuższych odstępach, czy zrobisz kilka rundek po moje potrzeby w jednym tygodniu... - Uśmiechnęłam się jeszcze, kątem oka na niego spoglądając przed wejściem do namiotu wróżb. Gdy wypowiedziałam swoje imię, czas zamarł i stanął w miejscu. Właśnie napięłam nieodwracalnie nić przeznaczenia. Gdybym teraz wyszła, nie biorąc udziału w tym procederze, nic by się nie stało. Teraz było już za późno. Za sekundę miałam poznać imię, ale jeżeli usłyszę godność osoby, której nie chce usłyszeć..? Dla przykładu gdyby wróżbitka powiedziała teraz Gorsou? Co wtedy? Albo co gorsza... Cecil?! Wbiłam paznokcie w dłonie, skupiając się na jej transie. Nie niszcz mi życia stara babo, proszę... Abraham Cecil teraz mógł zauważyć, że moją twarz ogarnęła ulga. Nawet nie byle jaka, bo triumfalna, co w takiej sytuacji mogło być dziwne. Nawet nie skupiałam się, żeby trzymać teraz mimiczne mięśnie na wodzy. Nie pomijam jednak faktu, że jak jest to jakiś znajomy Cecila, co wydaje mi się być czerwoną flagą. W sumie nie jestem pewna, w jakim kręgu towarzyskim znajduje się Cecil, ale nie wydaje mi się, że pasowałoby on do mojej osoby. Wiem, że raczej na pewno zadaje się z Nevellem, ale z kim jeszcze? Kiedyś z Lyrą, ale teraz chyba jest to zamknięty temat, a tak poza tym? Chyba Charlotte, ale chyba raczej są dalszymi znajomymi i dalej nie mam pojęcia. Nigdy mi się nie chwalił, co jest teraz dla mnie lekko... podejrzane? Albo wcale nie ma zbyt wielu przyjaciół, bo jest dziwny, co chyba wydaje się być też najbardziej prawdopodobne... - Nie, dzięki. Zdam się na los... - Westchnęłam teraz, gdy te całe emocje ze mnie zeszły. Niech mnie sam znajdzie, bez niczyjej pomocy, jeśli jest podobno moim wybrankiem serca. - Co? Jaja sobie ze mnie chyba teraz robisz - Trochę się wkurzyłam, bo myślałam, że oboje będziemy korzystać z wróżb. - Nie wyjdziemy stąd, dopóki też nie poznasz imienia swojej miłości... Nie zrobię z siebie jedyna debilki... - Byłam w tym stanowcza i nie zamierzałam na razie opuszczać namiotu. Nie wywiniesz się z tego Cecil. Przecież i tak w to nie wierzysz... |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat