First topic message reminder : Most nad wodospadem Most nad wodospadem w New Hampshire wznosi się dumnie, tworząc mistyczną arkadę nad rwącą rzeką. Jego solidna struktura, wykonana z naturalnych materiałów, harmonizuje z otaczającym krajobrazem. Kamienne filary, zdobiące balustrady, wydają się być zlepkiem barw skał i mchu. Drewniane deski mostu emanują ciepłym brązem, odbijając światło zachodzącego słońca. Gdy promienie odbijają się od kaskad wodospadu, most nabiera magicznego blasku, a otaczający go klimat staje się zaproszeniem do odkrywania tajemniczych zakątków natury. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Stwórca
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 3 -------------------------------- #2 'k3' : 1, 1 -------------------------------- #3 'k100' : 40 -------------------------------- #4 'k10' : 3, 10 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Ashena Asselin
ODPYCHANIA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 188
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 7
TALENTY : 9
Przyznawanie się do swoich słabości mogło być śmiertelną pułapką, albo oznaką zaufania. Ash nigdy do końca nie wiedziała, na którą z opcji trafi, więc by zminimalizować ryzyko pułapki wolała nie zdradzać się nikomu, o ile było jakiekolwiek inne wyjście. Williamson doskonale wiedział o jej popapranej genetyce, o dziwo przełknął to całkiem znośnie i nie robił przytyków – nigdy nie pytała, dlaczego, woląc zostawić sprawy tak, jak się miały. Może kogoś takiego jak ona znał, może nie był uprzedzony, a może było tysiąc innych powodów. Nie obchodziły jej. Obchodziło ją to, że w jakiś sposób mogła na nim polegać, a dzięki temu w przypadku konieczności rozszczepienia się nie musiała się obawiać, że już nigdy się nie obudzi, bo ktoś wbije jej nóż w serce. Tym razem dosłownie Teraz jednak błądziła myślami z zupełnie innych powodów, a przez to całkowicie nie mogła się skoncentrować. Jej ciosy były silne, ale nie aż tak, jak powinny być. A do tego nie trafiała tam, gdzie chciała, co budziło całkiem zrozumiałą frustrację. Nie, żeby miała cokolwiek przeciwko zaliczeniu kilku siniaków, ale przeważnie preferowała, by przeciwnik też swoje oberwał. Jakaś równość i sprawiedliwość na świecie być musiała… A nie, zaraz. Zapomniała. Świat nigdy nie był sprawiedliwy, a do tego był kijowy i okrutny. Ale w skupieniu się i tak jej to nie pomagało w żaden sposób. A chociaż może była lekko złośliwa i jednocześnie wredna, to mimo wszystko jeżeli już komukolwiek miała pokazywać swoje rozchwianie, to już lepiej, żeby to był Barn. Zawsze mogła zrzucić to na swoje geny, ale czy by uwierzył? Plus był taki, że nie pytał, a to ceniła sobie jednak najbardziej. - Ja nie zapraszam. – stwierdziła bez wahania, ale z delikatnymi iskierkami humoru w oczach. Może udało mu się na chwilę oderwać ją od ponurych myśli. – Ja najwyżej podaję datę. Mam pieczeń z indyka. I pewnie znajdzie się jakieś piwo czy wino po szafkach, sama nawet nie wiem, co tam mam. – dorzuciła całkiem beztrosko i nie wiadomo, czy aby na pewno poważnie. Czasem, w takich momentach, ciężko było pojąć, czy żartowała, czy faktycznie proponowała. A sama Asselin wcale nie była chętna, by rozwiać te wątpliwości. Kolejny spudłowany cios, kolejna wątpliwość, czy powinna. I budząca się irytacja na słowa mężczyzny, bo przecież ona się nie poddawała. Do diabła, nadal żyła, trzymała się w kupie i nie ryzykowała nadmiernie, a przecież mogła. - Ja. Się. Nie. Poddaję. – wycedziła, rzucając mu paskudne spojrzenie spode łba. Przyjęła pacnięcie w bark, ignorując jego siłę – Berniego stać było zdecydowanie na więcej. Ale chyba miał rację. Powinna skupić się na teraz, a nie zanurzać się w przeszłość, która nie wróci. Która ją ukształtowała. Przeszłość, która… - Pomijasz jedną rzecz, Barn. – rzuciła, zgrabnie blokując jego ruch i nie pozwalając sobie wykręcić ręki. – Ja już jestem martwa. Od przynajmniej kilku lat. – uniosła w górę kąciki ust, by zaraz potem wykręcić się na tyle, na ile mogła i spróbować wymierzyć mu solidny kopniak pod kolano. Blok ciosu średniego | próg 37 | 51 (k100) + 34 (szybkość + sprawność) | udany Atak średni w kolano | próg 60 | k100 + 14 (sprawność) + 20 (walka wręcz) Obrażenia: 14 (sprawność) + 2k10/2 PŻ: 138 - 7 = 131 |
Wiek : 32
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Protektor w Czarnej Gwardii, twórca laleczek voodoo
Stwórca
The member 'Ashena Asselin' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 58 -------------------------------- #2 'k10' : 2, 7 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
Sztuka przemilczania — zwykle przemilczana — była sposobem na. Na własne przetrwanie; na cudzą sympatię; na poczucie, że świat istniał poza kazamatą. Gwardziści uczyli się milczeć na temat tego, dlaczego wychodzą w trakcie rodzinnych obiadów; uczyli się milczeć o tym, skąd świeża blizna; uczyli się przemilczenia każdego dlaczego nie znajdziesz nowej żony?, dokąd wyszedłeś w nocy?, kiedy zginiesz (i dlaczego nikt nie dowie się, jak?) Samotność pomagała w przemilczeniu — tyle, że ludzie to zwierzęta stadne. Nie mogą być samotni zawsze; izolacja była plastrem na otwartą ranę. Jedyna prawdziwa szczerość, na którą mogli sobie pozwolić, była szczerością tych kilku chwil — kiedy Czyściciel i Protektorka nie muszą udawać, że nie są tymi, kim są. Ashena zyskała przy nim nowy wymiar prawdy — ten o odmienności, na temat której Williamson milczał; dysocjacja odrywała skrawki świadomości z mózgu Asselin i Barnaby doskonale wiedział, że nie miała na to wpływu; od dwóch dekad obserwował to samo u człowieka, którego nazywał przyjacielem. To musiało być dla niej odświeżające — to nieukrywanie się. Może dlatego dziś mu odpuszczała? — Miałaś mnie na pieczeni — najlepszy typ dania to domowy; po sześciu latach mieszkania bez służby — pierdolony Krąg, co? — Williamson za szczyt kulinarnych umiejętności nadal uważał zupkę ekspresową. — Kiedy? Grafik był napięty, przyszłość niepewna, ale udawanie normalności — dwóch znajomych z pracy umawia się na kolację; trudno o coś zwyklejszego — było sposobem wyparcia. Jutro jedno z nich może być martwe — nieistotne; dziś ustalają plany. Dziś ćwiczą. Dziś czują ból. Dziś Williamson robi to, co potrafi całkiem znośnie; szarpie kobiece nerwy. — Prawidłowo, Asselin — wściekłość w spojrzeniu była obiecująca — w przeciwniku niższego kalibru byłaby przewagą; w przypadku Ash oznaczała, że zaraz zmieni ją w paliwo do kolejnego ataku. Prawdziwie odpoczną po śmierci; dziś odpoczywają przez zmęczenie. Zgrabny blok powstrzymał uderzenie — Asselin powstrzymała uderzenie, zanim dotarło do celu. Zasłużyła na cichy pomruk aprobaty; Williamson odskoczył w tył o krok, przeczuwając, że odpowiedź będzie bolesna. Ashena powiedziała: pomijasz jedną rzecz. Barnaby chciałby, żeby miała rację. — Wymóg rekrutacyjny, Ash. Wszyscy jesteśmy martwi. O tym nie sposób zapomnieć — kiedy oddajesz życie gwardii, tracisz prawo do serca. Do oddychania. Do czucia czegoś innego poza bólem. Kiedy oddajesz życie gwardii, śmierć to nie odległa przystań, tylko przystanek, na którym wysiadasz przy dogodnej okazji. Dziś? Niekoniecznie; ciało nie zamierzało się poddawać — wystarczyło, żeby spojrzenie wychwyciło potencjał kopniaka w kolano, a skręcone w bok ciało zniwelowało impet ciosu; Williamson zablokował uderzenie gwałtownie opuszczoną w dół ręką. Zabolało — przyjął siłę ataku na przedramię, ale uratował kolano. — Nieźle, powtórz to — zanim Asselin zyskała okazję, odpowiedział na tej samej wysokości — wykrok do przodu lewą nogą wprawił w ruch prawą; to ona wymierzyła szybki hak w kierunku łydki Asheny. Williamson celował, żeby przewrócić — cierpliwość miała swoje granice; nawet jego. — Tym razem mocniej! blok | próg 46 | 93 (k100) + 34 = 127 cios mocny w łydkę | próg 85 | k100 + 14 (sprawność) + 20 (walka wręcz) obrażenia | 14 (sprawność) + 2k10 dorzut na obrażenia w kostnicy z uwagi na pomylenie kości | 14 + 8 + 7 = 29 Punkty Życia: 228 — 9 = 219[ukryjedycje] Ostatnio zmieniony przez Barnaby Williamson dnia Nie Wrz 22 2024, 12:58, w całości zmieniany 3 razy |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Stwórca
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 91 -------------------------------- #2 'k20' : 9, 20 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Ashena Asselin
ODPYCHANIA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 188
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 7
TALENTY : 9
Ash potrafiła być cierpliwym zwierzątkiem, teraz jednak cierpliwości jej brakowało. Potrafiła tez być uważna – tyle, że dzisiaj jej po prostu nie szło. W efekcie obrywała coraz mocniej i chyba oboje byli tak samo świadomi faktu, że ten pojedynek zbliżał się ku końcowi. Głupotą było toczyć wojnę, której nie można było wygrać. Inteligencja natomiast pozwalała znaleźć moment, w którym najlepiej było się wycofać – i to zdecydowanie nie był ten moment. Nawet jeśli jej myśli zaczynały szaleć w którąś stronę, zwiastując, że być może zaraz wybije ją z ciała, Ash nie zamierzała poddawać się tak szybko. Nawet jeśli jedna przegrana walka nie oznaczała od razu przegranej wojny, bo po części właśnie tak można było nazwać te jej potyczki z Williamsonem. To były takie ich małe, prywatne wojenki, które ceniła sobie bardziej niż whisky w kijowe dni. Pewnie dlatego, że wiedział o niej. I nadal jej nie wydał, a przecież mógł już dawno. Może właśnie dlatego nie trzymała przy nim gardy tak mocno, jak przy innych. Mówiąc i robiąc rzeczy, na które normalnie by się niezbyt odważyła, woląc pilnować każdego swojego kroku. Wcale nie była taka poważna i nieemocjonalna, jak zawsze pokazywała w pracy. Wśród Gwardzistów. Trzeba było pilnować swojej reputacji, z jakichś powodów nazywano ją per „ofiocer Asshole”, gdy sądzono, że nie słyszy. Upsik? - Łatwy jesteś. – stwierdziła kompletnie bezczelnie, unosząc przy tym w górę kąciki ust. Co z tego, że właśnie próbowali wcisnąć się w ziemię. Mogła sobie przecież pozwolić. Pożałowała tylko, że nie ma ciasta w domu, ale jak gotować umiała całkiem dobrze, tak z pieczeniem zazwyczaj była na bakier. – Dzisiaj po kąpieli? Albo jutro. – zaproponowała luźno, czyli chyba jednak z tym indykiem mówiła poważnie. Zresztą po co marnować żarcie, prawda? Dzisiaj, czy jutro, obie daty były w porządku, towarzystwo Barna pozwoliłoby jej zwyczajnie nie myśleć o jakichś bzdurach, na które nie miała wpływu i czasach, które już nigdy nie wrócą. Maj ogólnie bywał ciężki, dzień matki i urodziny Leandera. Zrzucenie swojego zamyślenia na jej odmienność było prostsze niż przyznanie się na głos, jak bardzo sentymentalna była. - Ja wiem, że byś wolał, żeby było inaczej. – rzuciła kpiąco w temacie swojego poddawania się. Docinki były normą, ale pozwalały się nie zatracić, nie wybić z tu i teraz. Mimo że nie raz mu dowalała jak tylko mogła, nigdy nie mówiła rzeczy, których mogłaby pożałować. Nie przy jednym z nielicznych przyjaciół, których miała. Od śmierci rodziny nie nawiązywała znajomości tak łatwo, jak kiedyś. Ale to właśnie pomruk aprobaty był czymś, na co mniej czy bardziej czekała. Nie umiała przyjmować klasycznych komplementów, ale aprobaty sparing partnera nie dało się podrobić. Była czymś innym, nawet nie traktowała tego w kategorii komplementu. Ale jak jeszcze chwilę temu chciała odpuścić, tak teraz nie było nawet takiej opcji. W jakiś sposób pomogło jej się to pozbierać. - Więc trzeba sprawić, żebyśmy na nowo poczuli życie, co nie? – rzuciła swobodnie, tuż przed tym, gdy spróbowała uszkodzić mu kolano. Sparował jej cios, nie, żeby się jakoś specjalnie tego nie spodziewała. Przecież właśnie to było tym swoistego rodzaju przypomnieniem, że jednak żyją, nawet jeśli wewnątrz byli kompletnie martwi. Ale może kiedyś odżyją na nowo. Na pewno Ash odżyła teraz. - Rozkaz. – zażartowała sobie, w ostatniej chwili dostrzegając jak próbuje pokonać ją jej własnym ciosem. Posłała mu spojrzenie z cyklu „jak śmiesz używać moich ciosów przeciwko mnie, Williamson?” i odwinęła się bardzo grzecznie, celując z pięści prosto w brzuch mężczyzny. W końcu ta walka miała bardzo mało zasad. blok | próg 63 | 33 k100 + 34 = 67 cios mocny w brzuch | próg 85 | k100 + 14 (sprawność) + 20 (walka wręcz) obrażenia | 14 (sprawność) + 2k10 PŻ: 131 - 15 = 116 |
Wiek : 32
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Protektor w Czarnej Gwardii, twórca laleczek voodoo
Stwórca
The member 'Ashena Asselin' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 100 -------------------------------- #2 'k10' : 4, 2 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Niektóre pojedynki bywały z góry nierówne; wzrost i masa zawsze miały znaczenie, a tego kobiecie brakowało. Praktyka, jak powszechnie wiadomo, czyni mistrza. Przypływ adrenaliny potrafi zrobić jednak swoje. Cios Asheny nabrał więc mocy, której zapewne oboje z Williamsonem się nie spodziewali. Szybkie, celne i mocne uderzenie mogło przyprawić czyściciela o chwilowe mdłości i nadzieja w tym, że nie jadł jeszcze obiadu. Oczywiście, jeśli się przed nim nie obroni. Jest to jednorazowa ingerencja Mistrza Gry związana z wyrzuceniem krytycznej kości K100. Obrażenia zadane w tej kolejce przez Ashenę podwajają się, a przez następne dwie tury gwardzistka otrzymuje bonus +5 do rzutów na sprawność. W razie pytań można kontaktować się z |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
Cierpliwe zwierzątka można wytresować — z ludźmi nie było inaczej. Asselin potrzebowała czasu, żeby nabrać rozpędu; Williamson nie pytał, dlaczego. Niewyspana? Zmęczona? Świeżo po misji? Na krawędzi dysocjacji? Ilu ludzi, tyle powodów — ilu gwardzistów, tyle przyczyn. Najważniejsze, że stawiła się na wezwanie — cała reszta była milczeniem, wysiłkiem i bólem. Tych dwóch nie brakowało; kiedy zaczęła się walka, granica pomiędzy płciami i doświadczeniem zacierała się razem z mglistym wrażeniem odpoczynku. Stawka nagle wzrosła — Asselin oferowała domowy posiłek, a kim był Williamson, żeby odmawiać? (Proste — Williamsonem). — Jutro, dziś mam— Nie do końca wie, co dokładnie; przeczucie podpowiadało, że powinien wrócić do Saint Fall i albo czekać na nowe wezwanie, albo telefon. — Plany. Jutro będą bardziej używalni; nie tak poobijani, chociaż nadal posiniaczeni. Głód po treningu podobno bywał częsty, ale Williamsona nie dopadał — ciało przechodziło w tryb przetrwania, niewiele robiąc sobie z odległego ssania w żołądku. Jutro będzie lepsza data — paradoksalnie, dla nich oboje. Dziś miało upływać spod znaku walki nabierającej tempa; Asselin znów zablokowała jego cios, wyraźnie zachęcona aprobatą zamkniętą w monosylabicznym pomruku. Nagle odkryta żyłka mentora zaczęła przynosić skutki — Ashena w końcu zaczęła walczyć, a Williamson— Chwilę później miał pożałować, że zachęcił ją do świeżej porcji wysiłku. Cios nadleciał szybko — zbyt szybko, żeby próbować go uniknąć; za szybko, żeby zdążyć zablokować wymierzone w brzuch uderzenie. Dłoń co prawda się poruszyła — podobnie zresztą układane w przekleństwie usta — ale to byłoby na tyle. Asselin uderzyła ze świeżo odkrytym impetem; wszystko, do czego mógł ograniczyć się Williamson, to odruchowe napięcie mięśni brzucha i— — Kurw— Nawet przekleństwo nie do końca mu wyszło. Ból zginał w pół; wypchnięte z płuc powietrze zapiekło razem z wrażeniem, że w trawie za chwilę wyląduje żołądek — gdyby miał za sobą obiecany przez Ashenę obiad, właśnie dopuściłby się okrutnego marnotrawstwa. Przedramię odruchowo owinęło się wokół brzucha; próba złapania oddechy była trudniejsza od świeżego popisu elokwencji. — Oh, kurwa. Bolało; ale właśnie dzięki temu czują, że żyją — podobno. Krok w tył nie zdał się na wiele; Williamson łapał oddech, równowagę i słowa, których stłumione echo brzmiało na przefiltrowane przez grubą watę. — Wzięłaś sobie lekcję do serca, co? — nauczyciel, którego uczeń próbuje posłać do piachu — taka wdzięczność tej dzisiejszej młodzieży. — Za ten numer— Wyprostował plecy, ale z trudem; złapał oddech — z tą samą trudnością. Skinął lekko głową w ramach aprobaty i była to pierwsza łatwa rzecz od przynajmniej minuty. — Po obiedzie dorzuć ciasto. Dobry moment na dyktowanie warunków — jeszcze lepszy na wyprowadzenie ciosu. Zwinięta w pięść dłoń świsnęła w powietrzu, próbując pozbawić Asselin mobilności w lewej ręce; wymierzony w przedramię cios powinien ją spowolnić — dokładnie tyle potrzebował Williamson, żeby móc nauczyć oddychać się na nowo. blok ciosu silnego | próg 134/2 = 67 | 30 (k100) + 34 = 64, nieudany Punkty Życia: 228 — 40 = 188 cios mocny w przedramię | próg 85 | k100 + 14 (sprawność) + 20 (walka wręcz) — 5 (skutek ciosu mocnego) obrażenia | 14 (sprawność) + 2k10 |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Stwórca
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 86 -------------------------------- #2 'k10' : 9, 2 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty