Most nad wodospadem Most nad wodospadem w New Hampshire wznosi się dumnie, tworząc mistyczną arkadę nad rwącą rzeką. Jego solidna struktura, wykonana z naturalnych materiałów, harmonizuje z otaczającym krajobrazem. Kamienne filary, zdobiące balustrady, wydają się być zlepkiem barw skał i mchu. Drewniane deski mostu emanują ciepłym brązem, odbijając światło zachodzącego słońca. Gdy promienie odbijają się od kaskad wodospadu, most nabiera magicznego blasku, a otaczający go klimat staje się zaproszeniem do odkrywania tajemniczych zakątków natury. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
10 — V — 1985 Tyknięcia zegarka przypominały odliczanie detonatora. Tyk — dziesięć sekund; tyk — dziewięć; treściwa, zwięzła, konkretna odpowiedź Asselin nie pozostawiała wątpliwości — Ashena zamierzała stawić się na wezwanie. Tyk — osiem sekund; tyk — siedem; kwestią otwartą pozostawało to, czy zdąży na czas. Tyk — piekielne i piękne sześć; tyk — pięć, tyk— Desantówki na nogach chroniły przed poślizgiem; podwinięte rękawy koszuli nawet nie próbowały ochraniać przed wciąż rześkim, wczesnomajowym powietrzem. Czerń była wyborem, nie koniecznością; tę w wykonaniu Williamsona dopełnił sztruks bojówek i zaburzył złoty błysk na szyi. Tyk — cztery sekundy, tyk — dwie; tyk— — Prawie się spóźniłaś — prawie robi wielką różnicę; mniej więcej taką, w której neurolog mówi, że operacja prawie się udała, ktoś został prawie postrzelony, a Williamson prawie stracił cierpliwość. — Pamiętasz zasady czy robimy powtórkę materiału? W sparingach z Asselin nie było ich wiele; po pierwsze, nie doprowadzić się do stanu nieużywalności — Gwardia potrzebowała swoich żołnierzy fizycznie spójnych (i psychicznie zniszczonych). Po drugie, magia tylko do leczenia albo ratowania własnego życia; w walce wręcz od trzech lat stawiali na siłę uderzeń i szybkość uników — pentakle nie miały prawa odzywać się bez zaproszenia. Po trzecie — żadnego oszczędzania. Fakty powinny przemawiać na korzyść Ash — była kobietą i tych bić nie wypada; wszystko zmieniało się w momencie, kiedy ta sama kobieta potrafiła strzelić w pysk na tyle mocno, żeby odbiorca w trzy sekundy przeleciał przez Galaktykę Andromedy. Gwardia dopuszczała do służby płeć ewidentnie piękną, więc Williamson nie zamierzał kwestionować zasad, które związały go z kazamatą do końca istnienia — równość zaczynała się tam, gdzie perspektywa udanego treningu. Przez ostatnie trzy lata Asselin niejednokrotnie udowodniła, że potrafi walczyć; była zwinna, miała parę w łapie i przewagę w formie głęboko zakorzenionego, samczego przekonania, że rzucanie kobietą o ścianę nie powinno być preferowanym rozwiązaniem — Ashena potrafiła wykorzystywać te momenty zawahania. Dlatego Williamson szybko nauczył się nie wahać — nie przy niej. — O tej porze nie powinno być turystów — naturalne ryzyko sparingu na świeżym powietrzu to natknięcie się na kogoś, kto niekoniecznie powinien być świadkiem walki pomiędzy przeciwnymi płciami; ludzie mają tendencję do zakładania najgorszego, dlatego Williamson polegał na sprawdzonych miejscach — przyjechał wcześniej, zbadał teren, oparł się pokusie rzucenia rytuału i doszedł do wniosku, że pod wieczór nikt nie wybiera tej części lasu. Poza gwardzistami, ale stabilne zdrowie psychiczne nie plasowało się na szczycie pożądanych cech. — Ostatnie słowo? Most nad wodospadem nadal mieli po lewej; dopiero walka zaprowadzi ich na zdradliwe, wilgotne deski i wystawi stabilność ciał na próbę. ekwipunek: pentakl, srebrna zawieszka z bursztynem, zaklęta zapalniczka z Kumtaelem, kluczyki do auta, papierosy |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Ashena Asselin
ODPYCHANIA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 188
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 7
TALENTY : 9
Wiadomość Williamsona powinna ją dziwić, ale nie dziwiła. On już taki był, ona się przyzwyczaiła do tego. Może jedynie trochę ją zaskoczył, ale przecież nie odmówiłaby treningu. Nigdy nie odmawiała. Bycie oficerem w Gwardii wymagało utrzymania formy, ale Ash robiła to też dla siebie. Zbyt często chodziła sama po zmroku, zbyt często przechodziła starymi, ciemnymi alejkami. Jako dziecko się bała, ataku, obwiesiów, ćpunów. Jako dorosła? Potrafiła zaśmiać im się w twarz, gdy miała nastrój. Jeśli nie miała, zwyczajnie atakowała pierwsza. Zapomniała tylko o tej punktualności i prawie się spóźniła. Ale tylko prawie. Tak samo jak prawie udało jej się zlecieć z jakiejś skarpy, gdy szybszym krokiem pokonywała w zamyśleniu dystans, nie do końca patrząc pod nogi. - Prawie robi wielką różnicę, Barn. – odparła krótko zamiast przywitania, dokładnie tak samo jak chwilę wcześniej mężczyzna. Najwyraźniej ich nie potrzebował – konkret to była podstawa, do której też się przyzwyczaiła. Zresztą sama postępowała podobnie, choć nie za każdym razem. Zaskakujące było, do ilu rzeczy zdążyła się przyzwyczaić, jeśli chodziło o Saint Fall, Williamsona czy innych. Zresztą nie narzekała na rutynę. Rutyna bywała dobra, o ile nadal się przy niej myślało. Widywała ludzi, których rutyna zgubiła. - Z tobą ich nie ma. Może poza jedną konkretną – żeby jutro być zdolnym do służby. – rzuciła dość swobodnie, ściągając niedbale narzuconą skórzaną kurtkę i przewieszając ją przez barierkę mostku. Od lat w swoich strojach używała dwóch kolorów – czerni i bieli. Wyjątek zdarzało jej się robić tylko dla dżinsów, ale zwykłe spodnie z materiału były wygodniejsze do bitki. A conversy wygodniejsze do chodzenia, choć być może dawały jej minusa w kwestii przyczepności do podłoża. – I tylko siła fizyczna. Coś pominęłam? – drgnięcie kącika ust jasno wskazywało, że dawno nikt jej nie przepytywał. Ale skoro kolega po fachu chciał, to przecież mogła mu udzielić odpowiedzi. Zresztą nie zapominała o takich rzeczach. To nie była walka per se, tylko trening. Trening miał zasady. Walka? Tylko jedną: przeżyć. Ściągnęła gumką włosy, których ścięcia konsekwentnie odmawiała od lat. Leander zawsze je lubił, choć wtedy sięgały jej prawie do tyłka. Teraz miały po prostu nie utrudniać pracy. I nie dawać za siebie ciągnąć, gdy dochodziło do bitki, chociaż w sumie ktoś raz tego spróbował i dostał skutecznym kopniakiem tam, gdzie dostać nie chciał. Kilka wyrwanych cebulek było warte widoku gościa, jak zwijał się z bólu. - A nawet jak będą możemy udawać, że to tylko przyjacielskie zapasy mające skończyć się wspólnym pływaniem. – skwitowała hasło „turyści”. Bywali upierdliwi, to fakt, czasem trzeba było to jednak znieść. Acz miała nadzieję, że Barnaby się nie myli i nikt tu nie przylezie. Choć wodospad nasunął jej bardzo konkretną myśl w kwestii ostatniego słowa. - Jedno. Przegrany wskakuje do wody. – rzuciła bez najmniejszego zawahania, kierując się na pozycję. Po drodze lekko się rozciągnęła, taka miniaturowa rozgrzewka. ekwipunek: pentakl, kilka bransoletek ze złota |
Wiek : 32
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Protektor w Czarnej Gwardii, twórca laleczek voodoo
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
Prawie to wielka różnica — jednogłośnie ustalone, powtarzane do znużenia, utarte w Gwardii w ten sam sposób, w który przez ostatnie trzy lata Williamson i Asselin ucierali małe rytuały wspólnych starć. On zawsze był przed czasem, ona sporadycznie prawie—się—spóźniała; on upewniał się, że pamięta mantrę zasad, ona cierpliwie powtarzała każdą z nich, chociaż oboje wiedzieli, że w prawdziwej walce nie obowiązuje żaden regulamin, nie ma punktów za honorowość i odgórnie ustalonych przepisów. W życiu wszystko sprowadzało się do przetrwania; my albo oni. Niecierpliwa dłoń stuknęła o kieszeń spodni, upewniając się, że w środku tkwi paczka; stłamszenie ochoty na papierosa przed sparingiem udało się dopiero, kiedy myśli zmieniły ścieżkę — tytoń będzie nagrodą, nie zachętą. — Żeby zawsze być zdolnym do służby — skórzana kurtka Ash wylądowała gdzieś na boku; czerń przetykana bielą była nieodłącznym elementem Asselin — Williamson kiedyś powiedział, że jej trupa zidentyfikują po doborze kolorów garderoby i w ramach podziękowania za modowe spostrzeżenie dostał prawym sierpowym w pysk. Do dziś nie twierdzi, że nie zasłużył. Wzrok zatrzymał się na nietypowym doborze obuwia; conversy i most nad wodospadem nie brzmiały na stabilne połączenie, ale mogły działać w przypadku kogoś o posturze Ash — prawie trzydzieści centymetrów różnicy rzadko działało na jej korzyść; dziś mogło. — Zapomniałaś o najważniejszym, Asselin — rozgrzane mięśnie — nie czekał bezczynnie; drogę od samochodu do wodospadu zamienił w bieg — cierpliwie czekały na zrobienie z nich użytku. — Żadnego oszczędzania. Nie zamierzali tracić wolnego czasu — nie, żeby gwardziści cierpieli na jego nadmiar — na głaskanie po głowie i nagradzanie za nic. Sparing miał wyciskać pot spod skóry i gwiazdki pod powiekami; Ashena dostarczała dokładnie tego, a Barnaby nie pozostawał dłużny. Nawet w perspektywie natknięcia się na zbłąkanych, turystycznych świrów. — W skrajnym przypadku wyczyścimy im pamięć — nieoczekiwane sytuacje wymagały stanowczych rozwiązań; z kolei Czyścicielom nikt nie potrafił odmówić skłonności do wymazywania własnych albo cudzych błędów z ludzkich wspomnień. Rozgrzewany nadgarstek — okręcanie go wokół własnej osi sprawiło, że kilka kości zachrzęściło zachęcająco — zastygł w bezruchu; kąpieli w wodospadzie nie miał w planach do lipca. — Wiesz, że nie złożysz mnie na pięści, więc próbujesz przeziębieniem? — odruch uniesionej lekko brwi nie pozostawiał żadnych złudzeń; Williamson zgodził się, zanim przytaknął na głos. — Umowa. Za pół godziny Asselin być może pożałuje własnego pomysłu. — Panie mają pierwszeństwo. Pierwszy błąd — rozpoczęcie walki to przewaga; Williamson, ruszając w przeciwnym kierunku, właśnie dobrowolnie ją oddał. |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Ashena Asselin
ODPYCHANIA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 188
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 7
TALENTY : 9
Lubiła te malutkie rytuały i choć nigdy nie przyznałaby się do tego na głos, lubiła i Williamsona. Nawet jeśli dogryzała mu czasem, że przychodzi zawsze za wcześnie, przez co nie raz i nie dwa dostała za to w łeb. No, kiedy już nauczył się, że wykorzysta każde jedno zawahanie i niepokojącą myśl, czy powinien uderzyć kobietę. W Gwardii nie była kobietą, była oficerem. A jeśli ktoś nie potrafił sobie tego zakodować na czas treningów, wykorzystywała ten fakt bezlitośnie i z pełnej siły. Jeszcze gorzej było, kiedy była w kiepskim humorze, jak wtedy, gdy Barnaby wsadził ostatni gwóźdź do trumny grzebiącej jej dobry humor. Czepianie się kolorystyki jej odzieży było co najmniej nie na miejscu, więc zrobiła co zrobiła. Nie żałowała ani chwili, choć po prawdzie Barn miał twardą szczękę i ręka bolała ją potem przez kilka kolejnych dni. Nie, żeby się do tego przyznała. - A czy kiedykolwiek cię oszczędzałam? - zainteresowała się żywo, bo sobie tego nie przypominała. Nigdy nie oszczędzała przeciwników, wykorzystywała każdą przewagę, pamiętna swojej nauki jako szeregowa. Jak nie dawała rady, przekraczając własne limity, jak czasem wymiotowała z wysiłku. Było warto, żeby teraz patrzyć z rozbawieniem na innych. Albo po to, by lepiej sypiać. Zmęczenie nie pozwalało na sny, tak samo jak dobry, wyciskający pot i łzy sparring. A ostatnio znowu wracały wspomnienia, znowu wracały koszmary. Potrzebowała snu, by nie zawieszać się w pracy, a żeby zasnąć, musiała się zmęczyć. Barnaby zresztą wiedział o jej odmienności, odkąd zawiesiła się przy nim o jeden raz za dużo. Jedyny plus, że tak jak teraz byli wtedy sami. - Dobry pomysł. Nie tylko w tym wypadku. - oczy Ash lekko zamigotały psotnymi iskierkami. Nie było to częste, niechętnie mówiła o swoich uczuciach czy emocjach od śmierci rodziny. Chociaż i tak było lepiej, pozwalała sobie na pokazanie przy innych, że coś czuje. Bez przesady, ale pozwalała. Kto wie, może z czasem zacznie bardziej. - Oczywiście. O niczym innym nie marzę, Williamson, jak patrzenie na przeziębionego faceta. - uśmiechnęła się jednak szeroko, gdy przyjął jej warunki. Zresztą ostatnim razem przecież miał solidnego pecha i to ona wygrała ich małą potyczkę. Teraz też i była jej kolej, by unieść wysoko brew. Oddawał jej pierwszeństwo? Taką przewagę? Resztki bycia dżentelmenem czy po prostu coś knuł? Zwykle spodziewała się po nim wszystkiego, co pozwalało na skuteczniejszą obronę, ale nadal nie dało się ukryć, że ją zaskoczył. Nie zamierzała jednak rezygnować z tej przewagi, oczywiście dała mu czas na odpowiednie ustawienie się - trening miał jakieś zasady - ale to było na tyle. Zaatakowała natychmiastowo, bez oszczędzania, którego przecież nie chciał. A skoro bez oszczędzania, to wykorzystywała wszystko, co mogła - bycie niską wcale nie oznaczało potężnego minusa w walce. Przy dobrym wykorzystaniu było plusem, dając możliwość kilku ciosów, które przy równym wzroście sparring partnerów byłoby utrudnione. Zaczęła swoim ulubionym - wycelowała z pięści w brzuch Barna. cios średni w brzuch | próg 60 | k100 + 14 (sprawność) + 20 (walka wręcz) obrażenia | 14 (sprawność) + 2k10/2 |
Wiek : 32
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Protektor w Czarnej Gwardii, twórca laleczek voodoo
Stwórca
The member 'Ashena Asselin' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 26 -------------------------------- #2 'k10' : 2, 7 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
Gwardziści i lubienie, gwardziści i uczucia wyższe, gwardziści i sympatie — pewnie rodzaje połączeń nie powinny występować w naturze, ale po prostu się zdarzały; wykwitały na twardym kamieniu kazamaty i zwykle dobiegały końca razem z życiem. Podobno braci (i sióstr) się nie traci — chyba, że w chwili sprzedania duszy Kościołowi, przybito im pieczątkę z datą używalności. Momenty podobne do tych były formą ucieczki; ból otrzymywanych ciosów, zakwasy nadwyrężonych mięśni, przemęczenie organizmów, które od lat nie pamiętały, czym był odpoczynek — wszystko to składniki zapomnienia. Przez kilka chwil nie będą istnieć obowiązki, misje i zagrożone życie; sens istnienia skumuluje się w wyprowadzanych ciosach, unikach i parowaniu. Brutalna receptura, ale ważnie, że skuteczna; działała u Williamsona, działała u Asselin — dlatego dziś wybrali most nad wodospadem; dlatego wzruszał ramionami, gdy zapytała, kiedy po raz ostatni go oszczędziła. Prosta odpowiedź, na dodatek szczera, bo— — Nigdy. Oszczędzać można środki na koncie — podobno biedni ludzie tak robią — a nie sparing partnera. — Właśnie dlatego cię szanuję, Asselin. W Gwardii na szacunek trzeba zasłużyć; Ashena i jej żądne zemsty pięści szybko wytłukły sobie drogę do jego namiastki — później każda wspólna misja, każda wyprawa, każde ryzyko pogłębiały tylko uznanie, którego chybotliwa sadzonka posadzona została trzy lata temu. Williamson przystawał na drobne warunki końcowe — nawet, kiedy były żądaniem wskoczenia pod wodospad — bo stały się częścią ich tradycji; kiedyś przegrany musiał przez dobę flirtować z dowolnym sierżantem i Barnaby był o krok od zaproszenia na kolację przez sierżantkę Rzeczników. — To stan agonalny, więc rozumiem, że czerpiesz z niego satysfakcję — może tym razem oszczędzi jej rozrywki; to spotkanie było rewanżem po ostatnim prawie—wybiciu—zębów, kiedy o sekundę spóźnił się z zablokowaniem ciosu i Ash uderzyła go z impetem rozpędzonej furmanki. Dziś próbowała powtórzyć sukces, celując w brzuch — w skorzystaniu z oferowanego rozpoczęcia walki nie było żadnego wahania; dała mu dokładnie trzy sekundy na zajęcie pozycji, a potem natarła. Dokładnie tak, jak się spodziewał — nie celując zbyt wysoko. Rozpędzona pięść Asselin napotkała pustkę tam, gdzie moment temu było ciało Williamsona; płynnie odskoczył w lewo, wykorzystując szybkość, przygotowanie i lekko ugięte w kolanach nogi. Reakcja była szybka, cios nietrafny, odpowiedź natychmiastowa, a zdławione: — Za wolno! Wyprzedziło o sekundę wyprowadzony w łydkę kopniak; właśnie przypominał Ash, dlaczego ciężkie desantówki były lepszym pomysłem. Podeszwa conversów nie bolała tak, jak żeberkowana skóra buta, który Barnaby właśnie wycelował w lewą nogę Asselin. unik | próg 70 | 88 (k100) + 34 (sprawność + szybkość) = 122, udany cios średni w łydki | próg 60 | k100 + 14 (sprawność) + 20 (walka wręcz) obrażenia | 14 (sprawność) + 2k10/2 Punkty Życia: 189 + 39 (zawieszka z bursztynem, zaklęta zapalniczka z Kumtaelem) = 228 |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Stwórca
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 59 -------------------------------- #2 'k10' : 7, 1 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Ashena Asselin
ODPYCHANIA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 188
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 7
TALENTY : 9
Przez kilka następnych chwil będzie po prostu wolna. Bo dokładnie tak można było nazwać to uczucie, to tak samo, jak za młodu pożyczyła samochód kolegi i gnała po prostej drodze na odludziu, nie bacząc na jakiekolwiek przepisy. Wtedy nie liczyło się nic, liczyło się tu i teraz. Dokładnie tak samo, jak w trakcie walki. Tak naprawdę jedyną różnicą między prawdziwą walką a tą z Williamsonem było tylko jej zakończenie. Tu rozejdą się w pokoju, oboje żywi i cali, a tam... nie zawsze przeciwnik był cały. Nie zawsze był żywy. Ale cała reszta była taka sama, chwile skupione na zadawaniu, unikaniu czy blokowaniu ciosów - wolność. A raczej jej wersja w głowie Ash, gdy nie liczyło się nic, żadne zobowiązania czy wspomnienia. Była ona, był przeciwnik i był ból. Więcej nie potrzebowała. Mogła się łudzić, że świat nie jest brutalny albo okrutny, ale to była tylko ułuda. Pozwoliła sobie na nią przez chwilę, dawno temu, w Nowym Orleanie zaraz po awansie i nigdy więcej. Posłała w odpowiedzi do jego słów delikatny uśmiech. Rzadko się uśmiechała, jakby coś się w niej zepsuło po pożarze. Ale usłyszeć, że ktoś miał do niej szacunek... To było zaskakująco miłe. I rzadkie, będąc pół Cyganką doskonale o tym wiedziała. Dlatego tym bardziej ceniła sobie znajomość z Barnabym, choć podwaliny pod tę relację były bardzo kruche. Najpierw treningi tylko po to, by coś udowodnić - sobie, komuś - potem, by się wyładować. A potem wspólne misje, większe zaufanie... Aż w końcu zorientowała się, że go po prostu lubi. Może jeszcze nie jak dobrego przyjaciela, ale na pewno bardziej niż zwykłego znajomka z pracy. I w jakiś sposób mu ufała, a od lat nie ufała nikomu, skoro nawet bliski sąsiad i przyjaciel męża potrafił podnieść na niego ręce. - Ja? Gdzieżbym śmiała. - powaga w oczach, idealna wręcz niewinność wypisana na twarzy. Jako były Wywiadowca miała w tym wprawę, czasem trudno było odróżnić, kiedy mówiła poważnie, dokładnie jak teraz. Chociaż agonii to akurat mężczyźnie nie życzyła... Co innego bolesnego upadku ze skarpy w ramach ich treningu. - Ups? - skomentowała bezczelnie, blokując jego cios. Zabolało, jasne, ale nie aż tak, jakby mogło. No, na te buciory Barna lepiej było uważać, zdecydowanie waliły mocniej niż jej własne conversy. Ale conversy były lżejsze, łatwiej było się w nich poruszać i wykorzystywać zwinność. Ciężkie desanty też miała gdzieś w domu - może jednak dla lepszej przyczepności trzeba było je ubrać? Ash nie czekała ani chwili. Po zablokowaniu ciosu natychmiastowo wyprowadziła swój własny, kopniak prosto w kolano. Ash nigdy nie czekała, zresztą częściej atakowała niż się broniła, dokładnie jak teraz. Zamiast uniku lepiej sparować i potem od razu wyprowadzić własny cios. blok | próg 47 | 56 (k100) + 34 (sprawność + szybkość) = 90, udany cios średni w kolano | próg 60 | k100 + 14 (sprawność) + 20 (walka wręcz) obrażenia | 14 (sprawność) + 2k10/2 Punkty życia: 188 - 9 = 179 |
Wiek : 32
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Protektor w Czarnej Gwardii, twórca laleczek voodoo
Stwórca
The member 'Ashena Asselin' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 9 -------------------------------- #2 'k10' : 2, 9 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
Zaufanie było problemem — zaufać oznacza ponosić odpowiedzialność. Lekki uśmiech Asselin pełnił rolę niemego przekaźnika wdzięczności; większość ich relacji opierała się na przemilczeniach i półsłówkach, prostych rozkazach i kilku niewybrednych żartach na temat nieszczególnie lubianych klawiszy w kazamacie. Momenty ucieczki od rzeczywistości, obowiązków, cywilizacji i przeszłości nie były permanentne, ale okazywały się niezbędne; dzięki nim Williamson mógł powiedzieć szanuję cię i nie czuć, że rzuca słowa na wiatr (kiedy po raz ostatni rzucił?). Dzięki nim Ashena mogła uśmiechnąć się po raz pierwszy od dawna. Dzięki nim oboje wynosili ze sparingów kilka obić, parę siniaków, sporo świadomości na temat własnych umiejętności i zrozumienia, w jaki sposób wykorzystać je na misjach — wszystko pomiędzy było tylko przerywnikami, krótkim udawaniem normalności. Przerzucanie się słowami budowało mosty dla rozluźnienia sytuacji i kupowało kilka sekund; w walce rzadko miewało się tyle czasu. Na sparingu trzeba było o niego zawalczyć. Umiarkowanie silne uderzenie w łydkę spotkało oczekiwaną przeszkodę — Asselin zablokowała cios, zanim dotarł do celu; impet zderzenia musiał rozejść się po jej ciele odległym wrażeniem bólu, którego mały zwiastun Williamson dostrzegł w grymasie Asheny. Maskowała go zadziornością — tym cichym ups? na które wzruszył lekko ramionami, świadomie zmuszając ją do postawienia kroku w tył. Prosto w kierunku mostu nad wodospadem . — Nieźle, Ash — ile sekund zyskał tym razem? Niewiele; zmiana w postawie Asselin oznaczała, że kontratak nadejdzie lada moment, ale zanim to— — Ale potrafisz lepiej. Czy prowokowanie przeciwnika w trakcie walki to dobry pomysł? Skąd. Czy dzięki temu istniał cień szansy, że Ashena rozproszy się na tyle, żeby przeprowadzić nieskuteczny atak? Oczywiście. Wymierzony w kolano kopniak nie dotarł do celu; Williamson czekał do ostatniego momentu, zanim ciało poruszyło się w lewo — but Ash napotkał pustkę, a nieskuteczny cios odpowiedź. Tym razem nikomu nie spieszyło się do zabrania głosu; Barnaby wraz z wypadem do przodu wymierzył uderzenie pięścią w lewe ramię Asheny i — wykorzystując jej walkę o stabilność po niecelnym ataku — poprawił ciosem kolana w udo. — Orientuj się, Asselin — ciche, zduszone w ferworze walki, ale wyraźne — słowa, które miały zachęcać. cios średni w ramię | próg 60 | k100 + 14 (sprawność) + 20 (walka wręcz) obrażenia | 14 (sprawność) + 2k10/2 cios silny w udo | próg 85 | k100 + 14 (sprawność) + 20 (walka wręcz) obrażenia | 14 (sprawność) + 2k10 Punkty Życia: 228[ukryjedycje] Ostatnio zmieniony przez Barnaby Williamson dnia Sob Wrz 07 2024, 15:12, w całości zmieniany 2 razy |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Stwórca
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 80 -------------------------------- #2 'k10' : 4, 8 -------------------------------- #3 'k100' : 86 -------------------------------- #4 'k10' : 6, 3 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Ashena Asselin
ODPYCHANIA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 188
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 7
TALENTY : 9
Paradoksalnie wiedziała, że Williamson zrozumie. Zresztą nigdy nie posądzała go o głupotę, ale niekoniecznie spodziewała się, że tak szybko uda mu się pojąć jej półuśmiechy czy charakterystyczne spojrzenia. Że mimo półsłówek będzie wiedział, co chce przekazać. Zresztą w taki sam sposób ona nauczyła się reakcji Barnaby'ego, nauczyła się jak z nim współpracować i jak interpretować jego zachowanie. Że nie każde burknięcie było złością, a spojrzenie spode łba mogło być tylko specyficznym okazaniem troski i zaniepokojenia. Że często ważniejsze było to, co zostawało przemilczane niż powiedziane. A najwięcej i tak mówiły ciosy. To, jak trafiały celu i dlaczego trafiały celu, albo dlaczego nie trafiały tam, gdzie powinny. Nie dało się jednak ukryć, że Ash była rozproszona i rozkojarzona, że mimo zgody na trening, mimo przybycia, błądziła myślami gdzieś indziej i dlatego najpierw nie udał jej się cios, kompletnie, a potem była zmuszona przyjąć kolejny cios, tym razem na ramię. Ból zapiekł siniakiem i syknęła zduszonym głosem. Cofnęła się, szybkim spojrzeniem orientując się, jak daleko ma do mostku. Kawałek był odpowiednio daleko, jeszcze nie musiała się tym przejmować. Zachwiała się i jak łatwo było się spodziewać, Williamson natychmiast to wykorzystał. Ponowiła próbę sparowania paskudnie silnego ciosu, ale była o ułamki sekund za wolna i udo wybuchnęło okrutnym bólem. Z ust Ash wydobył się najpierw zduszony jęk bólu, a potem gniewne burknięcie w stronę mężczyzny. - Pierdol się, Williamson. - warknęła ze złością. - Pocałuj mnie w tyłek. Może nie powinna zgadzać się na ten sparing. Nie dziś i nie jutro. Może Barnaby chciał ją zachęcić, raczej na pewno chciał, ale nie wyszło mu. Tak naprawdę jedynie ją wkurzył, a to nie pomagało w kolejnych ciosach. Jakby za mało była zła i rozgoryczona - kolejnego dnia powinna świętować Dzień Matki, a mogła pójść jedynie na cmentarz. Efekt? Ash była srogo wkurzona i jednocześnie rozgoryczona, a w przeciwieństwie do innych dni trening wcale nie pomagał. I nie chodziło tu wcale o to, że dostawała sromotny wpierdol od kolegi, bo z reguły ten fakt niespecjalnie jej przeszkadzał, ale o to, że nie potrafiła zebrać się do kupy wystarczająco, żeby w ogóle skupić się na pojedynku. Efekty było widać wręcz ekspresem, szczególnie po paskudnym siniaku na udzie. Była święcie przekonana, że odcisk kolana Williamsona na długo zostanie na jej udzie. Cholerstwo już bolało, a jutro pewnie będzie gorzej. Nie była zdolna jednak do tego, by przerwać tę potyczkę, choć groziło jej w niedługim czasie kompletne wyeliminowanie z walki. Teraz bolało ją ramię i piekło udo po nieudanym bloku. Posłała mu gniewne, pełne irytacji spojrzenie. Nie była zła na niego, była zła na świat, na tamtych morderców i na własny cholerny los. Nie żałowała przystąpienia do Gwardii, ale nie mogła nie myśleć, że nie dołączyłaby tutaj gdyby nie śmierć jej najbliższych. Była bardziej rozkojarzona, niż myślała, choć przynajmniej jeszcze nie wybijało jej z ciała. Spróbowała jednak mimo wszystko zebrać się w garść. Przecież nie mogła pozwolić się bezkarnie tłuc, nawet jeśli być może o to chodziło Barnowi. Nie mogła mu odmówić bycia dobrym trenerem, ale naprawdę nie miała weny na spuszczanie łomotu. Lepiej było to jednej robić z Williamsonem i oberwać od niego niż na jakiejś akcji. Tutaj groziły jej siniaki. Tam? Nawet i śmierć. Chcąc się więc odegrać postanowiła po prostu staranować go głową, zostawiając wszystko na jedną kartę. blok ciosu silnego | próg 60 | 23 (kość) + 34 (szybkość + sprawność) | nieudany cios silny w klatkę piersiową | próg 85 | k100 + 14 (sprawność) + 20 (walka wręcz) obrażenia | 14 (sprawność) + 2k10 Punkty życia: 179 - 20 - 21 = 138 |
Wiek : 32
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Protektor w Czarnej Gwardii, twórca laleczek voodoo
Stwórca
The member 'Ashena Asselin' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 23 -------------------------------- #2 'k10' : 8, 2 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
Głowa w chmurach, myśli w piekle, świadomość pod wodospadem — gdziekolwiek nie krążyła Asselin, była daleko od zielonych połaci New Hampshire. Powodów mogło być kilka — wybrał ten, który od dwóch dekad obserwował w wykonaniu innego rozszczepieńca. Valerio też zapominał, że rzeczywistość działa się tu i teraz — rozczłonkowana dusza szukała wyrwy w murze umysłu; drogi ucieczki z więzienia, którym dla tego konkretnego gatunku odmieńców było ciało. Nie pamięta, kiedy dostrzegł pierwsze symptomy w wykonaniu Asselin; dwa lata temu? Dawniej? Pamięta za to, że nie miał pewności aż do wspólnej misji — od podejrzanych oddzielał ich gruby mur i żadnej możliwości wejścia do środka poza tą, którą Ashena nosiła wpisaną w geny. Zapytał wprost, czy zamierza się rozszczepić i policzyć przeciwników; ryzykował pomyłką. Dostał bezwładne ciało i duszę, która bez trudu zakradła się do wnętrza budynku. Dziś dysocjacja była przeszkodą, nie zaletą — chociaż i to zależało od punktu zadawania ciosów. Williamson bezpardonowo wykorzystywał zawahania w obronie i niecelność ataków; po pierwszym ciosie nadszedł kolejny — oba celne, choć musiał przyznać Asselin, że sprytnie rozegrała próbę połączenia bloku z wyprowadzeniem uderzenia. Tylko zaproszenie na igraszki wypadło pokracznie; może dlatego, że nie były propozycją, tylko sugestią, żeby wrócił tam, skąd wypełzł (do Piekła? Stara się od sześciu lat). — Najpierw zaproś mnie na kolację, Asselin — we własnym ciele nadal czuł impet drugiego uderzenia; Ashena do wieczora prawdopodobnie będzie utykać — celowanie w uda było ciosem poniżej pasa, ale w sparingu gwardzistów wszystkie chwyty były dozwolone. Asselin wzięła to sobie do serca; w ostatnim momencie zauważył, w co zamierzała przekuć własne niepowodzenie. Przed ciosem w pierś uratowała go wyłącznie szybkość reakcji; zanim impet uderzenia dosięgnął celu, Williamson był dziesięć centymetrów na lewo od miejsca, w które celowała Ashena. Gdyby się jej udało, miałby kurewski problem ze złapaniem oddechu; ciało zareagowało zgodnie z instynktem — jej gniew był jego przewagą, ale o jakim sparingu mowa, skoro ona traciła siły, a on nie zdążył się spocić? — Skup się — tym razem lekko, w ramach upomnienia — próba staranowania go głową zasłużyła na klaps w prawy bark. Impet, który Asselin włożyła w niecelny atak, działał na jego korzyść; miał czas na stłumione wysiłkiem słowa. — Jesteś tu i teraz, nie tam i kiedyś. Kilka klapsów i zaczynasz się poddawać? Ciche cmoknięcie nagany i głośniejsze uderzenie zachęty; tym razem celował w przedramię — zamierzał złapać Ash za rękę i wykręcić ją do tyłu, nie wkładając w to całej siły. Dzięki temu mogłaby łatwo się wyrwać i spróbować odpowiedzieć czymś brutalnym; dokładnie tak, jak oczekiwał. — Ruchy, Ash! Jesteś albo szybka i żywa, albo zbyt wolna i— I martwa. Jutro Dzień Matki; gwardia akceptowała wyłącznie te kobiety, które przysłużyły się magicznemu społeczeństwu. Nigdy nie rozmawiał z Asselin o tym, co spotkało jej rodzinę — wtedy musiałby powiedzieć, co stało się z jego żoną — ale kazamata to ciasne miejsce; pogłoski lubią nieść się echem. Ten świat zbudowano na niesprawiedliwości; ta jedna — rodzic przeżywający dziecko — miała jeszcze jedną cechę. Okrucieństwo. cios lekki w bark | próg 35 | k100 + 14 (sprawność) + 20 (walka wręcz) obrażenia | 5 + 2k3 cios średni w przedramię | próg 60 | k100 + 14 (sprawność) + 20 (walka wręcz) obrażenia | 14 (sprawność) + 2k10/2 Punkty Życia: 228 |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii