Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Kolorowy parkiet
Na parkiecie barwne światła tańczą w harmonii z rytmem muzyki, odbijając się od kolorowej podłogowej mozaiki. Parkiet, jak tęcza spadająca na ziemię, prezentuje bogactwo odcieni: czerwień jak gorące pobudzenie, niebieski jak chłodna ekscytacja, a zieleń jak spokój w ruchu. Światła reflektorów odbijają się w lśniących fragmentach, tworząc kalejdoskopowy obraz. Wzory na parkiecie, jak abstrakcyjne dzieło sztuki, przyciągają wzrok, nadając każdemu krokom energetycznego impetu. To miejsce, gdzie kolory stają się ruchem, a ruch staje się muzyką, tworząc niepowtarzalny klimat roztańczonej nocy.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Dorian Bane-Park
ANATOMICZNA : 15
NATURY : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 25
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2319-dorian-bane-park
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2349-dorian-bane-park
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2350-dori-mori-boom
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2351-poczta-doriana-bane-parka
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f263-raventree-hall
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2431-rachunek-bankowy-dorian-bane-park
ANATOMICZNA : 15
NATURY : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 25
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2319-dorian-bane-park
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2349-dorian-bane-park
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2350-dori-mori-boom
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2351-poczta-doriana-bane-parka
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f263-raventree-hall
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2431-rachunek-bankowy-dorian-bane-park
21.06.1985

Ach, Boston, słodki Boston! Gdy tylko dotarł tam w południe, ogarnęła go fala nostalgii, przemykająca przez umysł niczym zapomniana melodia. Wspomnienia dawnych, dobrych czasów powróciły z całą intensywnością – beztroskie noce pełne szaleństwa, kiedy razem z Evanem żyli jak królowie nocy. To były dni, gdy każda impreza była przygodą, a życie smakowało niczym najlepszy trunek. Teraz jednak, z lekkim uśmiechem, mógł przyznać, że obaj stali się co najwyżej królami porannej kawy – tej magicznej dawki energii, pozwalającej przeżyć dzień bez zasypiania na stojąco. Życie ułożyło się im zupełnie inaczej, każdy poszedł w swoją stronę, a ostatnio podejmowali nieśmiałe próby odbudowania kontaktu na bardziej stabilnych fundamentach. Dzisiejsza wyprawa miała jednak zupełnie inny cel – w centrum tego wyjazdu był Arlo, który niespodziewanie zaprosił go na koncert. To była jedna z tych mniej przewidywalnych rzeczy, które zdarzyły się ostatnio, ale jednocześnie coś, czego naprawdę potrzebował – powiew świeżości, nowa energia. Zmiana grafiku na ten wyjazd okazała się zaskakująco łatwa, co wywołało u niego uczucie ulgi i wdzięczności. Teraz stał, uśmiechając się pod nosem, z dużą walizką w jednej ręce i torbą przewieszoną przez ramię, gotowy na nowe doświadczenia. Miał się jeszcze spotkać z Arlo, żeby omówić, jakie ubrania przygotować na koncert – taka mała wymówka, by spędzić razem trochę czasu i może wspólnie zjeść coś dobrego. Ruszył w stronę hotelu, w którym wynajął pokój na ten weekend. Rozpakował się, starannie ułożył swoje rzeczy, a potem wyruszył na umówione spotkanie. W powietrzu czuł ekscytację i niecierpliwość, jakby Boston chciał mu przypomnieć, że czasem warto dać się ponieść chwili i otworzyć na to, co niespodziewane.

Jak można było się spodziewać, Arlo nie dysponował odpowiednimi strojami – miały potencjał, ale brakowało im tego wyjątkowego charakteru, tej iskry, która nadawałaby całości wyrazistość i osobowość. Dorian doskonale wiedział, czego brakuje, więc bez zbędnych pytań rozpoczęli zakupowy maraton na koszt doktora. Prowadził Arlo od sklepu do sklepu, wybierając idealne dodatki, które miały dopełnić stylizację – eleganckie chusty, nieco ekstrawaganckie koszule i te idealnie dobrane buty, które zdawały się niemalże krzyczeć "koncertowy szyk". Wisienką na torcie była piękna, mięsista skórzana kurtka – coś, co miało nie tylko wyglądać świetnie, ale i dodawać Arlo tej nuty buntu i rockowej duszy. To był zakup, który sprawił, że Arlo miał nabrać pewności siebie, a Dorian poczuł dumę, patrząc na jego nowy, kompletny wygląd. Zakupy, jak to zakupy, pochłonęły ich na tyle, że stracili poczucie czasu. Dopiero, gdy ich żołądki zaczęły domagać się uwagi, zdali sobie sprawę, że minęły godziny. Na obiad Dorian zaplanował coś wyjątkowego – zabrał Arlo do Chinatown, do miejsca, które w jego czasach rezydenckich było małą ukrytą perełką. To był lokal, gdzie serwowano pyszne, obfite porcje w przystępnych cenach, miejsce, które kipiało autentycznym klimatem i w którym można było poczuć duszę miasta. Dorian wiedział, że dla Arlo, który nie znał dobrze takich smaków, będzie to prawdziwa kulinarna przygoda – zaskoczenie, które stanie się miłym wspomnieniem. Gdy usiedli przy jednym z małych stolików, świat dookoła zdawał się zwolnić. Zatopieni w rozmowie, poruszali przeróżne tematy – od rzeczy ważnych, po zupełnie błahe i codzienne. Była to mieszanka śmiechu, opowieści i żartów, dająca im szansę na lepsze poznanie siebie nawzajem. To był ten rodzaj spotkania, kiedy czas przestaje mieć znaczenie, a cała uwaga skupia się na tym, co tu i teraz – czerpaniu przyjemności z bycia w dobrym towarzystwie, dzieleniu się chwilami, które przynoszą radość.

Kiedy wrócił do hotelu, rozpoczęło się wielkie przygotowywanie i główkowanie nad tym, co właściwie na siebie włożyć. Czuł ekscytację, ale też lekkie napięcie – z jednej strony miał ochotę zaszaleć, wyciągnąć najbardziej ekstrawaganckie ubrania, które od dawna czekały na taką okazję. Chciał błyszczeć, przyciągać wzrok, emanować tym charakterystycznym dla niego blaskiem. Z drugiej strony, czuł obawę, że jego styl mógłby przytłoczyć Arlo, odwrócić uwagę od tego, co naprawdę się liczy – ich wspólnego wieczoru. Po krótkiej walce ze sobą postanowił postawić na coś bardziej klasycznego, bardziej wyrafinowanego, co doskonale wpisywało się w klimat klubowego koncertu, ale wciąż zachowało tę specyficzną "Dorianową" nutę – wyjątkową, ale z umiarem. Po szybkim prysznicu, rytuał pielęgnacyjny zaczął się w pełnej krasie. Dorian delikatnie osuszył ciało, po czym zajął się malowaniem paznokci na głęboką, lśniącą czerń, dodającą jego wyglądowi odrobiny rockowej zadziorności. Przyszła pora na przegląd ubrań. Wyjął wszystko z walizki i torby, rozkładając potencjalne zestawy na łóżku, dokładnie oceniając, co najlepiej odda jego styl, a zarazem idealnie wpisze się w atmosferę nadchodzącego wieczoru. W końcu uśmiech zadowolenia pojawił się na jego twarzy – wybór padł na obcisłe skórzane spodnie, które podkreślały jego sylwetkę, satynową białą koszulę, która wprowadzała nutę elegancji, oraz skórzaną kurtkę, dodającą całej stylizacji surowego charakteru. Do tego czarne Martensy z lekkim obcasem – solidne, z pazurem, ale jednocześnie komfortowe. Nie zapomniał też o biżuterii – starannie dobrał kilka pierścionków, srebrny łańcuch na szyję i kilka delikatnych bransoletek, które idealnie uzupełniały całość. Przeglądając się w lustrze, szeroko się uśmiechnął – wyglądał bajecznie, jak zawsze. Ale mimo wszystko czuł, że czegoś brakuje, że czegoś jeszcze potrzebuje, by całość nabrała magii. Spojrzał w lustro raz jeszcze, przeczesał włosy do tyłu, a one powoli zmieniły swój kolor – z ciemnych zamieniły się w chłodny, popielaty blond, który dodawał mu tajemniczości. Jego oczy również zmieniły barwę, stając się zimnymi, szarymi lustrami, które zdawały się przenikać każdego na wylot. Teraz był gotowy – wyglądał jak ktoś, kto mógłby ozdobić okładkę modowego magazynu. Był sobą w najlepszym wydaniu, gotów na wieczór pełen muzyki i emocji. Jeszcze tylko odrobina ulubionych perfum, ich delikatny, ale wyrazisty zapach otoczył go niczym niewidzialna aura, a potem spakował do torby wszystkie niezbędne drobiazgi. To był moment, w którym poczuł, że wszystko jest na swoim miejscu. Był gotów, by stawić czoła wieczorowi i zanurzyć się w jego niezwykłej atmosferze.

Dojście na miejsce nie zajęło mu wiele czasu – właściwie, jak to miał w zwyczaju, zjawił się przed czasem. Nie przeszkadzało mu to wcale, przeciwnie, cenił sobie ten moment, kiedy mógł na spokojnie rozejrzeć się dookoła, bez presji ani pośpiechu. Stał niedaleko wejścia do klubu, czekając na Arlo, a jednocześnie podziwiał Boston w tej szczególnej odsłonie. Wieczór zapadał powoli, a ulice tętniły życiem, oświetlone neonami i refleksami lamp, które nadawały miastu magiczny blask. Ludzie przechodzili obok niego, śpiesząc się do swoich spraw, a on czuł się, jakby był w samym sercu pulsującego organizmu, pełnego życia. Zanurzył się we wspomnieniach – te same ulice, te same budynki, a jednak zupełnie inny czas. Przypominał sobie chwile, kiedy razem z Evanem przemierzali miasto, szukając przygód, śmiejąc się i tańcząc, jakby nikt nie patrzył. Teraz, patrząc na Boston, miał wrażenie, jakby widział zarówno to, co było, jak i to, co jest – jakby miasto opowiadało mu swoją historię, pokazując, że mimo zmian wciąż jest pełne tej samej magii. Chłód wieczoru delikatnie pieścił jego skórę, a dźwięki dochodzące z klubu – przytłumione basy i śmiechy – zaczynały wprowadzać go w nastrój, którego pragnął. Wiedział, że czeka go wieczór pełen emocji, że to, co miało się wydarzyć, będzie wyjątkowe. Oparł się o pobliską ścianę, splótł ręce na piersi, z niecierpliwością, ale też spokojem oczekując na Arlo, ciesząc się tym ulotnym momentem ciszy przed nadejściem muzycznej burzy.
Dorian Bane-Park
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Chirurg ogólny, Ratownik, Dorywczo model
Arlo Havillard
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1729-arlo-havillard#23861
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1739-arlo-havillard#24099
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1734-arlo-havillard#24078
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1732-poczta-arlo-havillarda#24075
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f236-waterbury-place-5-8
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1733-rachunek-bankowy-arlo-havillard#24076
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1729-arlo-havillard#23861
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1739-arlo-havillard#24099
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1734-arlo-havillard#24078
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1732-poczta-arlo-havillarda#24075
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f236-waterbury-place-5-8
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1733-rachunek-bankowy-arlo-havillard#24076
Policyjne archiwum nie było miejscem do którego chętnie zerkał, ale tym razem nie mial wyjścia. Przekonał go do tego stos piętrzących się na jego biurku akt i równie natarczywe myśli wdzierające się pod kopułą czaszki. Od kilku dni podgryzało go sumienie; powinien to zrobić wcześniej, dużo wcześniej, ale dopiero teraz nadarzyła się ku temu odpowiednia okazja.
- Straszny macie tu burdel - mruknął do jednoosobowego komitetu powitalnego, który przywitał go na progu bostońskiego komisariatu i zaprowadził detektywa do archiwum, choć drogę do niego znał na pamięć; bywał tam regularnie i mógł sobie poradzić sam.
Bez eskorty nie da rady, rzucił znajomy policjant na dzień dobry, na widok pojedynczej zmarszczki przecinającej gładką taflę czoło Havillarda.
- Ta, brakuje tu tylko kurwy i tańczącego pingwina - odburknął Lewis i po chwili się zaśmiał z własnego dowcipu, który Arlo nie przypadł do gustu. - Przejrzenie tego wszystkiego zjamie nam cały dzień, ale co zrobić - wzruszył ramionami.
- Cyfryzacja - Arlo dopiero teraz się uśmiechnął; pojęcie, które coraz częściej pojawiała się na językach ich przełożonych. – Mówi ci to coś?
- Zapomnij - prychnął. - Wiele wody w Charles upłynie, zanim dotknie nas ten zaszczyt, a tymczasem przyniosę kawę - zaproponował i ulotnił się, zanim Havillard zdążył zaprotestować.
Na jednej kawie się nie skończyło. Uświadomił mu to Lewis krótkim "idziesz na rekord?", gdy uświadomił sobie, ze przez trzy godziny wypił trzy kubki i zaczynał czwarty. Wtedy też, z nielegalnym papierosem między zębami, zerknął na zegarek.
- Chwila przerwy - zarządził – wskoczę na chwile na miasto i wrócę za - zamyślił się na chwile – góra półtorej godziny.
W przestrzeni wybrzmiało krótkie, pozbawione entuzjazmu "jasne". Obaj byli co do tego zgodni; ich romans z aktami na dzisiaj się nie skończył.  
Boston był dużo bardziej przytłaczający od mieściny, w której spędził pierwsze lata swojego życia i kilkanaście kolejnych; kojarzył się Arlo z betonową klatką. Gdy szedł  ulicą wydawało mu się, ze oprócz tłumu napierały na niego także wysokie, strzeliste budynki. Wzdrygnął się lekko, ale nie dał tego po sobie poznać. Nadprogramowa dawka kofeiny pulsowała w żyłach; czuł się niezniszczalny.  
Dorian już na niego czekał.
- I gdzie moja korona i stadnina kucyków? - zapytał zaczepnie, zastępując tymi słowami krótkie "cześć". – Ostrzegam, że zamieszkają w twoim domu, jeśli faktycznie zrealizujesz swoją groźbę
Zakupy z Bane-Parkiem były dużo większym wyzwaniem niż z początku sądził. Wypuścił ze świstem powietrzem z ust, gdy mężczyzna chciał za wszystko płacić odmówił. Nie jestem twoją utrzymanką, doktorku, chciał powiedzieć, ale ugryzł się w język. Nie powiedział nic - wyjął portfel i sfinansował własne choć zupełnie niepotrzebne zakupy.
Rozstali się po niemal dwóch godzinach. Lewis mnie zabije, mruknął Arlo pod nosem, gdy znalazł się ponownie tam, gdzie  miał przebywać przez calutki dzień. Nie zabił go, ale było blisko.
Wertując kolejne akta, tracił rachubę czasu. Poruszył obolałym karkiem, przetarł oczy.
- Na dzisiaj to wszystko - rzucił w końcu niechętnie. To, co mial, musiało mu w zupełności wystarczyć. – Leć już do tej restauracji.  
Lewis powiedział mu, ze dzisiaj obchodzi piąta różnicą ślubu; żona nie mogła dłużej czekać. Bane-Park tez nie.
Na zewnątrz przywitał go chłód. Chociaż nastała wiosna, wieczorami nadal było chłodno. Z wciśniętą do kieszeni dłoni złapał taryfę.
Trzydzieści minut później był na miejscu. Niedopałek tlił się między ustami, gdy wyszedł z taksówki. Zanim zameldował się przed Disco 88, wypluł go i zdusił jego żar pod podeszwą buta, a potem podchodzącej bliżej znajomej fasady budynku odszukał spojrzeniem Doriana;  nie wiedział nawet, kiedy kolejny papieros wylądował miedzy jego wargami.
- Chodź - podszedł w końcu do lekarza, opierającego się o ścianę; jestem pewny, że nie potrzebuje twojego wsparcia, chciał powiedzieć, ale ugryzł się w język. Widocznie dzisiaj nie pozostało mu nic innego. – Dwa razy nie będę powtarzać -  mruknął w końcu, wydmuchując mu dym prosto w twarz, dla efektu. Palił, a może nie palił? Arlo wierzył w drugą opcję; nie oblepiała go woń tytoniu. – Wyglądasz na kogoś, kto tęsknij za chwilą rozrywki i jej potrzebuje dużo bardziej ode mnie. - Odwrócił się do niego plecami, by jako pierwszy zanurzyć sylwetkę w urokach nocnego życia, uprzednio posyłając mu nieco rozbawiony, nieco zachęcający uśmiech.
Arlo Havillard
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : detektyw policyjny, zaklinacz
Dorian Bane-Park
ANATOMICZNA : 15
NATURY : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 25
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2319-dorian-bane-park
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2349-dorian-bane-park
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2350-dori-mori-boom
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2351-poczta-doriana-bane-parka
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f263-raventree-hall
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2431-rachunek-bankowy-dorian-bane-park
ANATOMICZNA : 15
NATURY : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 25
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2319-dorian-bane-park
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2349-dorian-bane-park
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2350-dori-mori-boom
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2351-poczta-doriana-bane-parka
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f263-raventree-hall
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2431-rachunek-bankowy-dorian-bane-park
Dorian nie był pewien, ile dokładnie czasu upłynęło, odkąd Arlo pojawił się na horyzoncie. Zresztą, zobaczył go jako ostatni. Myśli Doriana błądziły gdzieś daleko, w krainie wspomnień, które pochłonęły go zupełnie, odrywając od rzeczywistości. Dopiero gryzący, duszący dym przywrócił go do teraźniejszości. Nie spodziewał się tego, więc kaszlnął gwałtownie, zasłaniając dłonią nos i usta. Przymrużył oczy, a gniew, który zrodził się w nim w jednej chwili, sprawił, że spojrzał na Arlo z wyraźnym niezadowoleniem. To było jedno z tych spojrzeń, które, gdyby mogło, z pewnością by zabiło.
Naprawdę? Tak po prostu, bez ostrzeżenia, spuszczasz sie ludziom dymem prosto w twarz? — zapytał z lekką złośliwością w głosie, wbijając wzrok w oczy Havillarda. Co się z nim działo? Dlaczego nagle zrobił się taki nieuprzejmy? To przecież nie tak, że Dorian był jakoś specjalnie wrażliwy na dym papierosowy. Sam nie palił od dawna, ale nigdy nie przeszkadzało mu, że inni sięgają po papierosa. Jednak teraz, gdy poczuł dym uderzający w jego twarz bez ostrzeżenia, wypełniający nozdrza i drażniący gardło, coś w nim się poruszyło. To było nieprzyjemne. Bardzo nieprzyjemne. Odepchnął się od ściany, na której opierał się do tej pory, prostując plecy i rozciągając mięśnie, jakby chciał rozładować napięcie, które narosło w jego ciele. Każdy ruch zdawał się być manifestacją cichego sprzeciwu wobec całej tej sytuacji.
A skąd wiesz, że to ja potrzebuję tego bardziej? — rzucił z lekkim sceptycyzmem, jednak nagle zreflektował się i uniósł rękę. — Ej, czekaj, czekaj. Jeszcze jedna sprawa — powiedział, łapiąc Arlo za rękę i przyciągając go delikatnie, ale stanowczo bliżej siebie. Chciał, żeby ten na chwilę się zatrzymał, poczuł moment i zrozumiał, co Dorian zamierzał. Kiedy Arlo odwrócił się w jego stronę, Dorian sięgnął do torby, w której od jakiegoś czasu coś dyskretnie trzymał. Wyciągnął z niej małe pudełeczko, które otworzył z niemal rytualną precyzją. W jego dłoni pojawił się dziecięcy diadem, taki, jaki zwykle ozdabia się grzebieniami i wsuwkami. Diadem błyszczał tandetnie, ale w tej chwili nabrał dla Doriana szczególnego znaczenia. Z wprawą, której można by się nie spodziewać, Dorian założył go Arlo na głowę, jakby to było coś całkowicie naturalnego.
Teraz wyglądasz jak prawdziwa królewna — mruknął, a w jego głosie pobrzmiewało coś więcej niż tylko ironia. Potem, z tej samej torby, wyjął małego, różowego kucyka, który w świetle lamp migotał jak żywa zabawka. Podobno kucyk miał jakieś imię, coś z tego świata dziecięcej wyobraźni, ale Dorian nigdy nie zwracał uwagi na takie detale. Dla niego to była po prostu zabawna pamiątka, prezent, który teraz wydawał się idealny. Podał kucyka Arlo, uśmiechając się lekko pod nosem. Lepiej teraz, niż na zakupach, pomyślał. Tam nie mógłby tak lśnić. Tutaj, na koncercie, jego strój stawał się kompletny, przemyślany w każdym szczególe. Dorian cały czas zachowywał poważny wyraz twarzy, choć jego oczy zdradzały, że doskonale się bawi. Na koniec, z teatralnym gestem, sięgnął do kieszeni po ogromne okulary przeciwsłoneczne, których ramki błyszczały w półmroku. Bez słowa założył je na twarz, kompletnie zmieniając swój wygląd. Przez chwilę Dorian nie robił nic, jakby przeciągał moment, smakując ciszę i napięcie w powietrzu. W końcu uniósł dłonie i powoli podniósł oba kciuki, uśmiechając się ledwie zauważalnie, subtelnie, jakby to była tajemnica między nimi.
No, teraz możemy ruszać — powiedział, zachowując ton pełen powagi, choć gdyby Arlo mógł zobaczyć jego oczy zza tych wielkich okularów, zauważyłby, że śmieją się pełne radości i figlarności, błyszcząc w ukryciu. Dorian odwrócił się bezceremonialnie i ruszył przed siebie w stronę wejścia do klubu. Szedł szybko, może nawet za szybko, jakby chciał uciec przed reakcją Arlo, zanim ten w pełni zrozumie, co właśnie się wydarzyło. Czuł, jakby adrenalina rozlewała się po jego ciele, każąc mu przyspieszyć kroku, jakby to była gra, w której wygrywał ten, kto pierwszy zniknie w tłumie. Zanurkował w ciemność i pulsujące jaskrawe światła klubu, jakby uciekał w głąb innego świata, pełnego neonowych barw i muzyki. Czuł na skórze wibracje, migotanie kolorów odbijające się od jego ciała. Bez chwili wahania skierował się prosto do baru, jakby to było jego schronienie, gdzie nikt nie mógł go dogonić. "Przepraszam, Arlo" — pomyślał z ironicznym uśmieszkiem, zamawiając pierwszy koktajl. — Ale tej nocy to ty jesteś moją księżniczką.
Dorian Bane-Park
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Chirurg ogólny, Ratownik, Dorywczo model
Arlo Havillard
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1729-arlo-havillard#23861
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1739-arlo-havillard#24099
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1734-arlo-havillard#24078
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1732-poczta-arlo-havillarda#24075
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f236-waterbury-place-5-8
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1733-rachunek-bankowy-arlo-havillard#24076
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1729-arlo-havillard#23861
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1739-arlo-havillard#24099
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1734-arlo-havillard#24078
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1732-poczta-arlo-havillarda#24075
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f236-waterbury-place-5-8
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1733-rachunek-bankowy-arlo-havillard#24076
Wizyta w bostońskim, policyjnym archiwum nie przyniosła tylu odpowiedzi ile się spodziewał, ale musiał zadowolić się tym, co znalazł albo wierzyć Lewisowi na słowo, że wolnej chwili przejrzy cztery pozostałe regały i odezwie się, gdy znajdzie coś wartego uwagi. Obecnie coś innego wypełniało przestrzeń umysłu Havillarda, a dwa papierosy później rozczarowanie rozmyło się w powietrzu razem z dymem. Dorian odwrócił jego uwagę od aktualnie prowadzonego śledztwa i każdej czerwonej plamy na białej mapie zdarzeń rozmywających się pod wpływem sporej ilości niewiadomych.
Kiedy dmuchnął Dorianowi dymem prosto w twarz, nie spodziewał się ostrej reakcji. W zasadzie jego umysł na chwile się wyłączył. Gdy ku niemu podszedł, myślał tylko o tym, by pozbyć się zalegającego w płucach dymu. Dopiero po chwili, pod wpływem jego słów, uległ refleksji. Dym gryzł nie tylko skutecznie w ściany przełyku, ale też w oczy. Lekarz, wystawiony na jego niechcianą ekspozycje, zapewne dotkliwie odczuł to na swojej skórze.
- Wybacz - uniósł dłonie w poddańczym geście, a na ustach wślizgnął się szczery, przepraszający uśmiech - to nigdy więcej się nie powtórzy - zapewnił, składające ręce do modlitwy, w przepraszającym geście.
Czy kiedyś mu się to zdarzyło? W zasadzie nigdy; raz lub dwa wydmuchał Evanowi dym prosto w rozchylone wargi na raczkującym etapie ich znajomości, ponad cztery lata temu, zachęcony prowokacyjnymi iskrami w jego spojrzeniu. Poniosło go, być może dlatego, że w towarzystwie Bane-Parka wszystkie troski wybrzmiewające w obszarze myśli zostawały zagłuszone przez zdradzieckie rozluźnienie, jakie czuł, gdy doktor, ze swobodą, odpowiadał z tym samym rozbawieniem na każdą jego zaczepkę.
Kolejne pytanie przecięło skrawki przestrzeń między innymi; wbił w twarz Doriana zaskoczone spojrzenia.
Bo jesteśmy do siebie podobni, chciał powiedzieć, rzucamy się w wir pracy i zapominamy o całej reszcie, ale ugryzł się w język. Jakie myśli obecnie kłębiły się pod sklepieniem umysłu doktora? Było tam miejsce na chwilowe odcięcie się od tego, co zostawił za plecami, wyjeżdżając na weekend z Saint Fall?
Na ej czekaj i obcy dotyk zareagował instynktownie - sam objął palcami jego nadgarstek, wykrzywiając usta w łagodnym uśmiechu. Choć lekarz przystał na spontaniczną inicjatywę, niewykluczone, że na przestrzeni minionego tygodnia jego życie obróciło się do góry nogami i ulotniła się z niego ochota na przebywanie w tłumie zupełnie obcych ludzie. Zmieszany ze sobą zapach potu, tytoniu i alkoholu, oraz towarzysząca takiemu ściskowi duchota, czasem pokonywała nawet Arlo.
- Nie jesteś w nastroju? - zapytał, na sceptycznym odpowiadając troską, zatopioną w rysach twarzy i odbitej na talerzu spojrzenia. - Wśród bostońskich uliczek znajdziemy inną, równie przyjemną alternatywę - zasugerował, ale wtedy Dorian sięgnął do swojej torby i wyjął z niej czarny przedmiot z początku ledwie majaczący na krawędzi spojrzenia Havillarda Dopiero po chwili zrozumiał co to. Na widok małej tiary, na której zaciskał palce, mimowolnie się zaśmiał, niemal dusząc się nikotynowymi oparami, które wciągnął ledwie sekundy wcześniej do płuc. - Czyją, twoją? - zapytał, moment wcześniej wypuszczając dym z płuc, jednak tym razem zadbał o to, by nie skonfrontował się z twarzą lekarza.
Rozstając palce z jego nadgarstkiem, w drodze do drzwi przyjął kolejny prezent - kucyka, który wcisnął do kieszeni, między paczką marlboro, zapalniczką, a pękiem kluczu, ale to nie wybiło go z rytmu. Wykorzystał swój refleks i nie pozwolił mu zmieszać się z tłumem, jeszcze nie teraz.
- Do twarzy ci w nich - mruknął mu w ucho, tuż przy drzwiach, gdy na nosie Doriana pojawiły się plastikowe, tanie okulary, zasłaniające połowę jego twarzy, choć nie do końca pojmował konceptu noszenia tego dodatku w słabo doświetlonym pomieszczeniu. Chyba, że ktoś starał się ukryć tym ślady przemocy.
Sylwetka Doriana jako pierwsza zanurzyła się w rzece ludzi i zniknął Havillardowi z oczy, oglądając się jeszcze przez chwilę przez ramię, jakby rzucał mu wzywanie. Sam Arlo stanął w progu, niepospiesznie się rozglądając, jakby szukał możliwe jak najkrótszej drogi do baru. Wspomnienia w nim odżyły, choć na płótnie retrospekcji dominowała roześmiana, błyszcząca od brokatu twarz Evandera i kolejna porcja alkoholu lądującego w jego usta. "Zwolnij, kolego", mruknął wtedy, a Cunnigham tylko się rozmyślał "To ty za długo sączysz jednego drinka", wytknął mu i teatralnie opróżnił duszkiem kolejny kieliszek.
Czuł w powietrzu wibracje i prześlizgujące się po skórze spojrzenie lejącego sie z sufitu kolorowego światła, gdy w końcu zameldował się przy barze, wściekając się w szczelinę między Dorianem, a młodą, atrakcyjną brunetką, która prowadziła ożywioną dyskusje z stojącą obok niej koleżanką.
- Dla mnie to samo - rzucił w kierunku barmana, spoglądając znacząco na koktajl, który mężczyzna przekaz lekarza. - Zamierzasz uciekać przede mną przez cały wieczór? - zapytał Bane-Parka, strącając z karku pierwsze krople potu. - Uważaj, by nie zgubić pantofelka.
Arlo Havillard
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : detektyw policyjny, zaklinacz
Dorian Bane-Park
ANATOMICZNA : 15
NATURY : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 25
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2319-dorian-bane-park
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2349-dorian-bane-park
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2350-dori-mori-boom
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2351-poczta-doriana-bane-parka
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f263-raventree-hall
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2431-rachunek-bankowy-dorian-bane-park
ANATOMICZNA : 15
NATURY : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 25
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2319-dorian-bane-park
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2349-dorian-bane-park
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2350-dori-mori-boom
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2351-poczta-doriana-bane-parka
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f263-raventree-hall
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2431-rachunek-bankowy-dorian-bane-park
Machnął dłonią, jakby z niezmąconą łaskawością rozgrzeszał go z tego niefortunnego, niemalże teatralnego aktu zatrucia i nieudanej próby zamachu na jego szlachetną osobę. To była gestykulacja pełna nonszalancji, jakby w tej chwili było oczywiste, że winy są tak błahe, iż nie warte większej uwagi. Chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że Arlo zapewne działał odruchowo lub po prostu nie mógł opanować swojej niezdarności i źle ocenił odległość, cała sytuacja nadal była daleka od ideału. Mimo wszystko, w powietrzu wisiał pewien niesmak, bo choć jego serce było wielkie, to nie mógł zaprzeczyć, że sytuacja wykraczała poza to, co można nazwać "fajne".
Żeby to było przedostatni raz — rzucił z figlarnym uśmiechem, w żartobliwym tonie, który w pełni oddawał brak gniewu, urazy, a tym bardziej chęci zemsty. Był przecież zbyt daleki od tego rodzaju małostkowych reakcji. No bo jak można mieć żal do kogoś, kto wyglądał jak przestraszony, lecz nieodparcie uroczy szczeniaczek? Arlo miał w sobie coś tak rozbrajającego, że nawet gdyby naprawdę chciał go skrzywdzić, to i tak nie byłoby to możliwe. Jego niewinność i pocieszny sposób bycia sprawiały, że nie sposób było nosić w sobie jakąkolwiek negatywną emocję. A więc, z czułością, niemal matczyną łagodnością, całą sytuację obrócił w żart, bo takie rzeczy nie były warte jego serca – szczególnie wobec kogoś tak bezbronnie urokliwego jak Arlo.
Czuł się zdecydowanie nie na miejscu, jakby wyjęty z własnej rzeczywistości. Bycie poza Saint Fall, poza swoim dobrze znanym światem, było dla niego czymś zupełnie obcym, zwłaszcza że od tak dawna nie opuszczał tego miasta. A teraz znajdował się w zupełnie innej przestrzeni, w luźnym towarzystwie, na spotkaniu bez zobowiązań, które powinno go odprężyć, a jednak niosło ze sobą dziwne poczucie nieswojości. Mimo to coś w jego wnętrzu zaczynało się zmieniać. Delikatne, ale wyczuwalne ciepło rozlewało się po jego ciele – uczucie, które przypominało mu, że może, choćby przez chwilę, odpuścić.
W końcu tyle lat harował bez wytchnienia, zarabiał sporo, ale nie potrafił czerpać z tego żadnej przyjemności. Jasne, wyremontował dom – to był konkretny efekt jego pracy, ale nic z tego nie przekładało się na jego osobiste życie. Ani jednego dnia nie poświęcił na to, by zadbać o siebie. Nie było „dni królewny”, dni lenistwa, w których mógłby pozwolić sobie na odpoczynek, na oddech. Nigdy też nie pomyślał o spontanicznym wyjeździe, by odkryć nowe miejsca, odciąć się od codzienności. Jednak dziś czuł, że coś się w nim powoli przestawia, jakby ten zardzewiały, dawno nieużywany przełącznik w jego głowie zaczął powoli się obracać. Wiedział, że droga do pełnego „odblokowania” jeszcze przed nim, ale może, może właśnie teraz zaczął robić pierwszy krok.
Gdy poczuł lekkie, ciepłe dotknięcie dłoni Arlo na swoim nadgarstku, uśmiechnął się delikatnie. Był to miły, nieinwazyjny gest, który wywołał w nim ciepło, choć nie szedł za nim żaden głębszy przekaz. Miał tylko nadzieję, że Arlo nie odbierze tego źle, że nie uzna, iż Dorian chce się wycofać, że nie ma ochoty na wspólną zabawę. W jego myślach błysnęła iskra buntu. „O, hell no! Nie po to wyciągałem swoje najlepsze ciuchy, malowałem paznokcie, farbowałem włosy i oczy!” – przemknęło mu przez głowę. „To piękno nie może się zmarnować, o nie, nie w życiu!” Chciał to wykrzyczeć, ale powstrzymał się, żeby nie wyjść na kompletnego dziwaka i pustaka. A może i nim był? Cóż, nieważne. To nie dziś miało się liczyć.
Na dzisiejszą noc możesz być moją księżniczką — mrugnął z łobuzerskim uśmiechem, wprowadzając między nich odrobinę lekkiej, zaczepnej zabawy. W tych słowach nie było żadnych podtekstów, żadnej ukrytej intencji – to była po prostu forma przyjacielskiego droczenia się, które obaj uwielbiali. Tego typu żarty odzwierciedlały, jak bardzo byli do siebie podobni, jak dobrze się rozumieli, mimo że ich znajomość nie była jeszcze zbyt długa. To było prawie niesamowite, jak wiele mieli wspólnego. Dorian zastanawiał się, ile jeszcze warstw ukrywa w sobie Arlo, jak głęboko musiałby sięgnąć, by odkryć, co kryje się pod tą jego „cebulą” – fascynująco złożoną i tajemniczą osobowością, której poznanie zapowiadało się na prawdziwą przygodę.
Czując ciepły oddech Arlo na swojej skórze, a jego głos delikatnie wibrujący w uchu, Dorian znów poczuł tę nieodpartą pokusę. Pokusę, by po raz kolejny pozwolić sobie na chwilę zabawy, odrzucić powagę i całkowicie poddać się tej beztroskiej chwili.
A dziękuję, wiesz jak mówią – ładnemu we wszystkim ładnie — odpowiedział niby skromnie, z cieniem zawstydzenia, ale obaj doskonale wiedzieli, że Dorian, jeśli chodziło o wygląd, nigdy nie był przesadnie skromny. Ba! Bywał wręcz zbyt pewny siebie, jakby jego uroda była czymś oczywistym, niemal niekwestionowanym. I jeśli chodziło o te okulary, które nosił nawet w klubie, to cóż, nie mógł przecież nic poradzić na to, że Arlo świecił blaskiem niczym małe, urocze słoneczko. Oczywiście, przesadzał — ale każdy wiedział, o co chodzi.
W tym miejscu Dorian czuł się jak w domu, otulony ciepłem wspomnień. Niezliczone noce spędzone tu z Evanem, kiedy to jeszcze ich młodość kipiała energią, a świat wydawał się nieskończoną przygodą. Pili bez umiaru, żyli szybko i intensywnie. Bywało, że czasami to zacierali się w szaleństwie wieczorów – Dorian podobno raz nawet tańczył na barze, choć sam tego nie pamiętał. Był wtedy tak pijany, że obraz tej nocy pozostał zamazany, ale Evan zawsze z uporem twierdził, że tak właśnie było. Dorian nadal miał swoje wątpliwości – może to była tylko przyjacielska mistyfikacja, choć kto wie?
Nagle poczuł, jak ktoś przypadkowo ociera się o niego z lewej strony, a tłum wokół zaczyna coraz bardziej napierać. Zamiast jednak poczuć irytację, jego wzrok odruchowo skierował się ku Arlo, z którym wymienił znaczące spojrzenie pełne uśmiechu. A potem rozbrzmiał cichy, serdeczny śmiech – taki, który rozluźniał atmosferę i mówił bez słów: „To wszystko jest częścią tej chwili, tej zabawy, tego naszego małego świata”.
O, aż tak wierzysz w mój gust? No dobrze, to zaczniemy łagodnie — powiedział, uśmiechając się z lekkim zadziornym błyskiem w oku. Ale gdzieś w głowie już pojawiła się myśl: „Tylko nie skończę na niczym mocnym”. Wizja kolejnego cierpienia po alkoholu absolutnie go nie pociągała, zwłaszcza że w ostatnim miesiącu kilka razy przesadził z trunkami i każde z tych doświadczeń skończyło się prawdziwą katorgą. Ból głowy i ciężkość ciała, które ciągnęły się godzinami, sprawiały, że każda następna chwila wydawała się wiecznością.
A jak bym zgubił, to co? Szukałbyś mnie, a potem próbował założyć mi pantofelek na stopę jak książę z bajki? — zażartował, śmiejąc się z iskierką w głosie, po czym lekko szturchnął Arlo w ramię. — No już, nie obrażaj się za moją ucieczkę. Po prostu troszeczkę się droczyłem... No, przepraszam! — dodał, robiąc minę, która mogłaby rozbroić nawet najbardziej surowe serce.
Jego oczy, szare i błyszczące, przypominały zdezorientowanego szczeniaka, wpatrzonego z nadzieją i cichym błaganiem. To spojrzenie, tak słodkie i niewinne, mówiło więcej niż słowa: „No proszę, nie gniewaj się, przecież nie chciałem cię urazić”. Cała jego postawa, od lekko spuszczonej głowy po subtelny uśmiech na ustach, była jak wyzwanie dla Arlo, wyzwanie, by odrzucił wszelkie urazy i po prostu dał się ponieść temu czarującemu uroku.

Dorian Bane-Park
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Chirurg ogólny, Ratownik, Dorywczo model
Arlo Havillard
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1729-arlo-havillard#23861
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1739-arlo-havillard#24099
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1734-arlo-havillard#24078
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1732-poczta-arlo-havillarda#24075
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f236-waterbury-place-5-8
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1733-rachunek-bankowy-arlo-havillard#24076
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1729-arlo-havillard#23861
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1739-arlo-havillard#24099
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1734-arlo-havillard#24078
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1732-poczta-arlo-havillarda#24075
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f236-waterbury-place-5-8
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1733-rachunek-bankowy-arlo-havillard#24076
Dorian był w swoim żywiole. Im dłużej Arlo mu sie przyglądał, tym bardziej ta świadomość zakorzeniała się w jego głowie. Kiedyś często tu bywałeś, co?, chciał zapytać, ale ugryzł się w język. Przeszłość była bolesna. Bolała dużo  bardziej niż ostrze noża, którego kiedyś poczuł pod żebrami. Dużo bardziej od echo siostrzanych słów: dołącz do mnie. Dużo bardziej od dudniącego w uszach wystrzału pistoletu. Był to ból, przed którym nie dało się uciec, którego nie dało się poskromić i ból, który wnikał głęboko pod skórę i nie chciał odjeść, choćby nie wiadomo co.
Figlarny uśmiech dodawał mu animuszu; oj tak, Dorian był w swoim żywiole, złapał bakcyla. Brawo, Arlo, rozbudziłeś jego ukrytą naturę imprezowicza, zaśmiał się do swoich myśli. On, organizator tej dwuosobowej imprezy, musiał się sporo na trudnić, uczynić tą noc pełną wrażeń.
- Uważaj, bo się zakocham - mruknął z rozbawieniem; skromność była udawana, wiedział o tym, Dorian nie był z tych, co bujali się w kącie, z tych, co brakowało im języka w głębie, z tych, co ślinią się na widok atrakcyjnych kobiet, ale nie potrafili zabiegać o ich względu. O kobiecej urodzie Arlo wiedział nie wiele, o męskiej całkiem sporo. A Dorian, ze swoją atletyczną posturą, z oczami w barwie głębokiego brązu, z czarnymi włosami, grzywką opadają na czoło, z łagodnymi, azjatyckimi rysami twarzy, z lekkim uśmiechem na dobrze skrojonych wargach, był po prostu atrakcyjny. Jak ci wszyscy modele uśmiechający się z okładki magazynów.
Powiódł spojrzeniem za jego plecami; może był jednym z nich, dlatego skądś kojarzył jego twarz i nie było to białe tło szpitalnych ścian? Zamyślił się na chwile, a ta myśli ulotniła się, gdy tylko zbliżył się do balu.
- Powiedzmy, że nie miałem kiedy w niego zwątpić - rzucił, sięgając dłonią do jego okularów. - Obiecuję cię nie oślepić - mruknął, nieco się nachylając, by je zdjąć. Były zbędnym dodatkiem. Chciał patrzyć w jego oczy, rozpoznawać tańczące na krawędzi źrenic emocje, nazywać je po swojemu. Okulary zabierały mu tą możliwość. - Od razu lepiej - wyznał. Podobał mu się zadziorny błysk, jak pojawił się w jego spojrzeniu, choć jego ciepła, brązowa toń została przełamana kolorem pochmurnego nieba. - Kolorowe soczewki kontaktowe?
Nie powinno go tu dziwić. Bane-Park zadbał o każdy detal tego spotkania. Począwszy o strój, skończywszy na zapachu perfum, którego Arlo czuł za każdym razem, gdy pobierał niezbędny do życia tlen.  
- Oczywiście - zawtórował mu, nie kryjąc rozbawienie, które zatrzymało śmiech w krtani, rozlało się na ustach i udekorowało iskrami spojrzenie. - Chodnik jest mokry od deszczu. Nie pozwolę ci maszerować po nim boso - odwzajemnił szturchnięcie. - Chyba, że panu doktorowi znowu marzy się zwolnienie lekarskie? - spojrzał na niego z góry, z udawaną podejrzliwością; obaj byli pracoholikami - ustali tego w jego salonie, w blasku świec rytualnych, gdy Havillard uwolnił go od uczuć nieporządnych; nadal działo, uwolnił się od nich, czul wiatr we włosach, trzymał dech w piersi, odsunął od siebie zbędne sentymenty? Nie mógł niczego wywnioskować z wyrazu jego twarzy. Lśniła w reflektorach indygo, rozświetlona blaskiem radości. - Ale są dużo przyjemniejsze sposoby, by na nie zasłużyć. - Wypił duszkiem trunek, który spłynął po ścianach jego przełyku, palące gardło przyjemnym, nienachalnym ciepłem. - Na przykład krzycząc w  niebogłosy  przy scenie.
Struny głosowe nie będę im wdzięczne, ale nie pytał ich o zdanie. Wstał i wyciągnął ku niemu dłoń; chodź mówiło jego spojrzenie; bar na nich poczeka, bar wyznaczał koniec i początek, a środek  będę musieli wymyślić sobie sami, do rytmu dudniącej w uszach muzyki.
- Chyba, że jesteś na to zbyt trzeźwy? - rzucił zaczepnie, z nutą drwiny przebijając się w tembrze głosu, z zawadiackim kącikowym uśmiechem na ustach, z kilkoma niefortunnymi kosmykami opadającym na czoło.
i tak nie odpuści. W końcu miał dla niego zatańczyć.
Arlo Havillard
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : detektyw policyjny, zaklinacz
Dorian Bane-Park
ANATOMICZNA : 15
NATURY : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 25
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2319-dorian-bane-park
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2349-dorian-bane-park
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2350-dori-mori-boom
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2351-poczta-doriana-bane-parka
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f263-raventree-hall
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2431-rachunek-bankowy-dorian-bane-park
ANATOMICZNA : 15
NATURY : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 25
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2319-dorian-bane-park
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2349-dorian-bane-park
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2350-dori-mori-boom
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2351-poczta-doriana-bane-parka
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f263-raventree-hall
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2431-rachunek-bankowy-dorian-bane-park
Zaśmiał się głośno, jakby te słowa o miłości były najzabawniejszą rzeczą, jaką usłyszał tego dnia. Myśl, że mógłby się zakochać, wydawała mu się absurdalna, wręcz nierealna. Zresztą, oboje doskonale wiedzieli, że ich relacja zmierza w stronę głębokiej, pięknej przyjaźni. Ale to przecież nie znaczyło, że nie mogli się trochę drażnić, podpuszczać, igrać z tym, co nieosiągalne.
Nie mogę ci tego zabronić — powiedział z szerokim uśmiechem, nie kryjąc rozbawienia, które wypełniało każdą sylabę. — Ale uprzedzam, na tej randce możesz liczyć co najwyżej na buziaka w policzek... albo w czoło — dodał z błyskiem w oku, podchwyciwszy żart, którym rzucił Arlo.
Arlo w percepcji Bane był jak słońce — gdziekolwiek się pojawiał, wszystko zaczynało krążyć wokół niego. Ludzie lgnęli do jego blasku, nie potrafiąc się oprzeć jego magnetyzmowi. Gdyby spotkali się w czasach licealnych, pewnie Dorian siedziałby gdzieś w cieniu, w kącie sali, obserwując z daleka te „piękne” osoby, które wydawały się jakby z innego świata. I chociaż Dorian podziwiał zarówno mężczyzn, jak i kobiety, miał do nich zupełnie inne podejście. Mężczyźni przyciągali jego uwagę częściej, może dlatego, że wobec kobiet był niezwykle wymagający, wręcz piekielnie wybredny.
Czy Arlo mógł wcześniej gdzieś go widzieć? Całkiem możliwe. W końcu Dorian miał w zwyczaju, by od czasu do czasu zanurzyć się w artystycznych kręgach, szukając chwilowego wytchnienia od codzienności. Chodził do znajomych artystów, projektantów czy fotografów, którzy potrzebowali modela – choćby na chwilę. Może jego twarz pojawiła się na jakiejś fotografii w lokalnej galerii albo stała się inspiracją dla któregoś z malarzy? Może w pracowni jakiegoś projektanta wisiał szkic jego sylwetki? Ciekawe, czy Aveline nadal tworzyła swoje obrazy... Już od dawna nie mieli okazji porozmawiać. Może teraz, będąc w Bostonie, odnajdzie ją? A jak? O to martwił się jutro. Teraz jego myśli powinny skupić się na kimś innym – na jego wyjątkowo przystojnym i zabawnym towarzyszu.
Tak, Arlo był naprawdę atrakcyjnym mężczyzną, przynajmniej takie wrażenie wywoływał na Doriana pierwszy rzut oka. Szczególnie podobał mu się kształt jego twarzy — wyrazisty podbródek w kształcie litery "V", który nadawał jego rysom pewnej szlachetności. A te oczy... pełne ciepła, łagodne, jak u psa, który z ufnością patrzy na swojego pana (nie pytaj dlaczego, po prostu zaufaj intuicji). Ale to, co najbardziej rzucało się w oczy, to jego włosy. Cudownie bujne, gęste, jakby stworzone do tego, by ktoś w nie wplatał palce. Wyglądały na gęste i mocne, idealne — takie, o jakich marzy każda fryzjerka, z pewnością mogłyby być obiektem zazdrości wielu.
Zaśmiał się na odpowiedź Arlo, a w jego oczach pojawiły się iskierki zadowolenia.
No racja, ale hej, oddawaj! — zawołał żartobliwie, udając, że chce stoczyć małą walkę o okulary. Prawda była jednak taka, że wcale nie zależało mu na nich. To były jedne z tych tanich, kupionych za kilka centów w przypadkowym sklepie, więc pozwolił Arlo bez oporu przejąć kontrolę nad sytuacją.
Oczy Doriana śmiały się razem z nim, jakby cała jego osoba emanowała młodzieńczą radością. Wyglądał, jakby nagle cofnął się o kilka lat, odkrywając w sobie coś dawno zapomnianego, coś, co schował głęboko w szafie na długi czas. Na pytanie o soczewki uśmiechnął się łobuzersko, z błyskiem, który mówił więcej niż słowa.
Nie, to nie soczewki, próbuj dalej — powiedział z rozbrajającym spokojem. Arlo nie miał zbyt wielu możliwości odgadnięcia, co Dorian zrobił ze swoimi oczami, ale Dorian z fascynacją zastanawiał się, jak długo zajmie mu, by odkryć prawdę.
Jego śmiech rozbrzmiał ponownie, czysty i niepowstrzymany, jakby wybuchnął w nim wulkan radości. Kiedy ostatnio miał okazję cieszyć się tak beztrosko w czyimś towarzystwie? Kiedy ostatnio czuł, że po prostu idealnie dogaduje się z drugim człowiekiem? Minęło zdecydowanie zbyt dużo czasu. W tej chwili czuł, że więź z Arlo rozwija się wręcz naturalnie, nawet lepiej, niż kiedykolwiek z Evanem... choć nie, relacja z Evanem była zupełnie inna. Tamto była chemia pełna napięć, złożoności, coś, co trudno porównać. Z Arlo było inaczej — czuł się, jakby znów był nastolatkiem, który z najlepszym kumplem planuje podbić świat.
Nie kuś, bo jeszcze okaże się, że w pracy będę pojawiać się jeszcze rzadziej! Ale ten tydzień przymusowego wolnego mi wystarczyły. Jeśli będę chciał kolejną przerwę, uprzedzę cię z odpowiednim wyprzedzeniem — rzucił z żartobliwym uśmiechem, lekko rozbawiony. Tak, Dorian cieszył się wolnością od uczuć i bolączek serca, jednak dobrze wiedział, że ten miesiąc powoli zbliża się ku końcowi. A co będzie po nim? Tego już nie wiedział i szczerze mówiąc, nie chciał teraz o tym myśleć. Tu i teraz liczył się Arlo i dobra zabawa, nic więcej.
Spojrzał na swojego towarzysza, jakby widział go w zupełnie nowym świetle. Skóra Arlo wydawała się lśnić w blasku lamp, mieniła się delikatnymi barwami, jakby właśnie wyszedł z kąpieli w basenie pełnym brokatu. Dorian z przyjemnością dopił swój trunek jednym haustem, a potem z uśmiechem wypuścił powietrze, przenosząc wzrok z powrotem na Arlo. Przez chwilę wydawało się, że głęboko się nad czymś zastanawia, ale ten błysk w oczach zdradzał, że decyzja już dawno zapadła.
Bez ostrzeżenia, z uroczym wdziękiem, położył swoją dłoń na ręce Arlo, niemal teatralnie, jak dama oczekująca na zaproszenie do tańca, uśmiechając się przy tym łagodnie.
Oczywiście, pod warunkiem, że wykrzyczymy się do zdarcia gardeł — powiedział pół-żartem, choć gdzieś w głębi czuł lekkie obawy, że Arlo może wziąć te słowa zbyt dosłownie. A co, jeśli rzeczywiście skończy się to chaosem?
Nie czekając jednak na odpowiedź, Dorian z entuzjazmem pociągnął Arlo za rękę w stronę sceny, gdzie miała rozpocząć się główna atrakcja wieczoru. Czuł, że noc dopiero się rozkręca, a z Arlo u boku wszystko mogło się wydarzyć.






Dorian Bane-Park
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Chirurg ogólny, Ratownik, Dorywczo model