First topic message reminder : SKWEREK PRZY KOŚCIELE To tutaj zawsze liście mienią się kolorami jesieni, niezależnie od pory roku. To wyjątkowe miejsce stanowi chlubę dzielnicy, a na pobliskich ławeczkach często spotkać można zwłaszcza starszych czarowników, ucinających sobie pogawędki po mszy, przed mszą, lub właściwie o każdej innej porze dnia i nocy. Po drzewach kręcą się koty i wiewiórki. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Stwórca
The member 'Mallory Cavanagh' has done the following action : Rzut kością '(S) Czara Ognia' : |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Valerio Paganini
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
27 — I — 1985 Najpierw umiera ostatni papieros, później nadzieja, na samym końcu — resztki dobrego humoru. Gmach Kościoła Piekieł to paskudnie imponująca budowla, która w innych okolicznościach wznieciłaby należyty szacunek. Dla Valerio — z pustą paczką po papierosach w kieszeni, pękniętą żyłką w lewym oku i wyjątkowo irytującym zarysowaniem na nowiutkich butach — włosa skóra, kurwa jego mać; raczej bałkańska błonka — był tylko budynkiem. Całkiem zmyślnie wzniesionym i jeszcze lepiej położonym. Idealnym na klub. Albo burdel. Albo klub połączony z burdelem. Cmoka raz, z uznaniem — tak, to zdecydowanie ładny budynek — i zasila skromny wężyk spragnionych darmowych podarunków wiernych. W nim samym wiary tyle, co w Padmorach elegancji, ale kiedy mowa o pozbawionych dodatkowych kosztów prezentach — chyba, że wliczają zaprzedane przed wiekami dusze — nawet Valerio znajduje pięć minut. Familia pokazuje się tam, gdzie wymagają tego oczekiwania Kręgu i nie wkracza tam, gdzie Krąg sobie nie życzy; oznacza to ni mniej, ni więcej, że pojedynczym wsunięciem dłoni w ogień czary, Paganini robił całemu Kręgowi dobrze. Va bene, dawanie przyjemności to też zajęcie. Żadna praca nie hańbi, giusto? Odrywa wzrok od buta, zlizuje z kącika ust ulotny posmak tytoniu, zaciska dłoń na niewielkim pakunku. Proste czynności mają w sobie pewien urok — dzięki nim pamięta o nonnie. Di cosa ha paura? Pytała każdego roku odkąd sięga pamięcią — mały, średni i duży Valerio byli wzburzeni faktem, że nonna ma ich za tchórzy i oczywiście, oczywiście, ovviamente odpowiadali: non è niente. Jedenaście lat po jej śmierci stoi przy czarze i mamrocze — do siebie, w myślach i nonny. Non è niente. Nie trzeba się bać. Ani ognia, ani ognistych prezentów, ani ognistych konsekwencji własnych czynów. Non è niente — powtarza prawie na głos i cofa dłoń zanim nadgorliwy gwardzista potraktuje go czymś cuchnącym magią odpychania. Drobne zawiniątko dołącza do pustej paczki po papierosach — kieszeń płaszcza wzdyma się, urażona, ale szeroka dłoń Valerio uspokaja ją czułym gestem. Już, już, calma. Dopiero w samochodzie pozna zawartość i może, może uśmiechnie się jak Valerio sprzed lat, kiedy nonna mówiła: widzisz, dobry ragazzo dostaje najlepsze prezenty. A przecież lata później, już bez nonny wciąż jest — jest bardzo dobrym ragazzo. z tematu |
Wiek : 33
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : szef egzekucji dłużników familii
Stwórca
The member 'Valerio Paganini' has done the following action : Rzut kością '(S) Czara Ognia' : |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Wendy Paterson
ILUZJI : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 7
PŻ : 167
CHARYZMA : 18
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 9
TALENTY : 16
20 stycznia 1985 Obchody Uczty Ognia to zawsze ciężki czas w wydawnictwie. Jak rok temu przygotowałam się na dużą ilość pisania. Do Saint Fall przybywają magiczni z czterech stron świata na ten okres i Piekielnik to jedna z gazet, która stanowi w tym czasie jeden z przewodników po codziennych atrakcjach. Musimy codziennie dodawać nowe informacje o wydarzeniach w Deadberry, żeby turyści wiedzieli, co mogą zrobić w jedynej magicznej dzielnicy na świecie. Jak będą zadowoleni ze spędzonego tutaj czasu, to może wrócą w następnym roku, a to kolejne zyski dla naszej magicznej społeczności. Na skwerek przyszłam z samego rana, ale i tak już była ustawiona kolejka do Czary Ognia. Chciałam się nie spóźnić do pracy, więc z niecierpliwieniem sprawdzałam regularnie zegarek na nadgarstku. Od zawsze lubiłam przychodzić i wziąć udział w losowaniu. Raz trafiało się coś ciekawszego, a raz mniej, ale zawsze byłam wdzięczna Lucyferowi za to, co udało mi się zdobyć. Kiedy nadeszła moja kolej, śmiało podeszłam do zaczarowanego obiektu. Nigdy nic mi się nie stało od tego ognia, ale mimo wszystko pojawiał się stres przed włożeniem do niego ręki. Był to oczywiście normalny odruch, więc wzięłam kilka wdechów i zanurzyłam prawą dłoń w Czarze. Zaraz wyjęłam z niej przedmiot i odeszłam na bok. Tym samym nie zablokowałam kolejki, gdy chciałam przyjrzeć się wylosowanej nagrodzie. Schowałam ją do kieszeni i skierowałam się w stronę Kościoła w celu odprawienia krótkiej modlitwy do Lucyfera. Tym samym chciałam podziękować za wylosowanie tego przedmiotu. Wiedziałam, że Krąg przygotowywał pulę nagród, ale to nie Krąg decydował o tym, co dostaniemy, a właśnie Lucyfer... Wendy z tematu |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Dziennikarka w Piekielniku Codziennym
Stwórca
The member 'Wendy Paterson' has done the following action : Rzut kością '(S) Czara Ognia' : |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Grace Collingwood
19 stycznia 1985 Nawet najgłodniejsza bestia musi czasem odpuścić, pozwolić trzodzie odetchnąć, na nowo poczuć się bezpieczną, nim ponownie sięgnie po nie paszczą pełną ostrych kłów. Ta myśl, swoiste wyobrażenie plącze się w przestrzeniach umysłu, odbija się od nieistniejących ścian i powraca raz po raz, gdy kontynuuje niemożliwie trudne ćwiczenia wdechów oraz wydechów przy uczynnej pomocy papierosa. Dym niesie się w powietrzu ku górze, rozmywa się w ogólnej szarudze i Grace tak do końca nie wie, czy nieruchomość chmur, ta niema groźba opadów śniegu, rzeczywiście przynosi jej ulgę. Nie ma nad nią już czystego błękitu nieba, ciepłej bryzy, która mierzwi włosy, gdzie okiem nie sięgnie, nie dostrzeże w żaden sposób strzelistych palm, czy naturalnie opalonych ciał. Była wolna od błysków fleszy, od spojrzeń przepełnionych fałszywym współczuciem oraz kpiną (przegrałaś amazing grace — wołają ze śmiechem, Hollywood nie tylko cię przeżuło, ale również wypluło z niesmakiem), od poranków, gdzie nasłuchuje ptasiego trelu, pieśni budzących się lwów i tygrysa Luciusa, nim na dobre uniesie powieki. W Saint Fall tego nie znajdzie. Tak samo jak nie odnajdzie spokoju. Przeszłość ciągnie się za nią, wygląda zza rogu przywołując niechciane wspomnienia, gesty, których zdążyła się oduczyć, a teraz do nich wraca, jak narkoman, który obiecał odstawić dragi na dobre, ale na widok białej kreski nie potrafi i tak się powstrzymać. To miasto mnie zabije, stwierdza ze spokojem, bierną akceptacją Collingwood. Jednak nim to uczyni, tak będzie próbowało uśpić jej czujność. Podarkami, śmiechem, tańcem wokół ognisk. Uczta Ognia nie wybijała się jakoś szczególnie w jej pamięci, przecież od zawsze wiedziała, co ją czeka, więc ani wróżby, ani chodzenie po węglach nie wzbudzało od najmłodszych lat zainteresowania. Dopóki nie poznała zwyczaju związanego z Czarą Ognia. Wtedy zielono-złote oczy błyszczały w podekscytowaniu. Nie przelewało się w domu nigdy, prezenty były zjawiskiem równie rzadkim jak bycie singlem w przypadku Asterii Collingwood, dlatego cokolwiek darmowego, czego nie musiała podwędzać, należało do wydarzeń wspaniałych. Nie dbała, czy to Lucyfer, czy Krąg w rzeczywistości finansuje fanty. Istotne było, że będzie to należało do Grace, że będąc wiernym członkiem kościoła, też mogła jakoś z tego faktu skorzystać. Wdzięczność do pana światła czuła głównie pod względem bycia obdarzoną magią. Że gdyby nie on, nie Aradia, tak nie dostałaby więcej ponad to co otrzymywał dzieciak z Sonk Road. Podbite oko oraz pusty żołądek. I chyba nadal to czuje, tę wdzięczność, tym bardziej pogłębioną, gdy wie, że Sulla śpi smacznie na kanapie terroryzując co jakiś czas psy Byala. Nie jest sama. Papieros przygniata pewnym ruchem, kolejka przed nią się rozluźnia i wreszcie sama może zanurzyć rękę w płomień i zdobyć dla siebie podarek. I dopiero odchodząc, zastanawia się, czy gdyby jęzory ognia ją pochłonęły, to czy wreszcie zima w jej wnętrzu dobiegłaby końca? Do domu wraca pieszo, nie stać jej na benzynę. | zt |
Wiek : 26
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : eks modelka, weterynarz
Stwórca
The member 'Grace Collingwood' has done the following action : Rzut kością '(S) Czara Ognia' : |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Winnifred Marwood
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 161
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 14
19 stycznia Nawet jeśli nie miało się czasu, to czas należało znaleźć dla Lucyfera. Między wszystkimi książkami, ciężkimi podręcznikami czy mało przespanymi nocami, obchody tak ważnej uroczystości były w kalendarzu oznaczone niemal tak samo czerwonym kolorem, co daty egzaminów (niemal). Winnie obchodziła nie tylko te przyjemne aspekty święta, chociaż nie ukrywała, że zawsze miło było wyciągnąć podarunek z czary. Jako dziecko sprawiało jej to znacznie więcej radości, teraz już, wiedząc, że podarunki nie pochodzą bezpośrednio z rąk Lucyfera, podchodziła do tego wszystkiego z lekką dozą dystansu. Frank Jr. nadal jednak posiadał w sobie ten dziecięcy zapał, gdy ciągnął ją mocniej za rękę, by szybciej kierowali się w stronę kościoła. — Winnie, Winnie, Winnie — piszczał, podekscytowany, wymawiając jej imię tyle razy, że za którymś brzmiało już jak "łimiłmiłmi". — Załóż czapkę — upomniała go, widząc, że musiał ją jakiś czas temu ściągnąć. Miał straszną tendencję do nieposłusznego rozbierania się z elementów garderoby. — Bo nie pójdziemy — zagroziła, widząc upór na jego drobnej twarzy. Podziałało w trzy sekundy. Chwilę później stali już grzecznie w kolejce, chociaż grzecznie było tu słowem na wyrost, bo Junior kręcił się nieustannie czy tykał ludzi dookoła, aby poruszali się szybciej. Stojąca przed nimi starsza pani z lekko zgarbionym nosem i bardziej zgarbionymi plecami, uśmiechnęła się do Juniora, upomniała go, że nieładnie jest się tak pchać. Nim Winnie zdążyła sie z nią zgodzić, jej młodszy brat wprowadził swój złowieszczy plan w życie: — Ja po prostu nie mam dużo czasu, psze pani — powiedział smutno. — Siostra musi mnie zabrać potem do szpitala. Naciągnął wełnianą czapkę mocniej na głowę, ukrywając tym samym reszty włosów, jakie mogły z nich wystawać. Tak, Winnie miała zabrać go do szpitala. Na szczepienie. Starsza kobieta wyraźnie zamarła, spojrzała na zmieszaną twarz dziewczyny, to na twarz chłopaka i załkała, że biedaczysko nie powinno stać przecież długo na zimnie, skoro jest chory. Raz-dwa rozgromiła ludzi przed, załatwiając im ekspresowy dostęp do czary, a Winnie była zbyt dumna, aby wprowadzić ją z błędu. Zerkała tylko wściekła na Juniora, który był wyjątkowo dumny z siebie. — Lucyfer nie lubi kłamczuchów — szepnęła mu do ucha, gdy wkładał rączkę do czary, jednak na darmo. Wyciągnął bardzo przyzwoity zestaw dziecięcych narzędzi do majsterkowania. Wkładając własną rękę, miała nadzieję, że Lucyfer jej to czymś wynagrodzi, bo zaraz rozejdzie się plotka, że Marwoodowie mają śmiertelnie chore dziecko. Plus byłby taki, że w żadnej kolejce nie musieliby już stać za długo. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy (tymczasowo)
Zawód : studentka medycyny i magicyny
Stwórca
The member 'Winnifred Marwood' has done the following action : Rzut kością '(S) Czara Ognia' : |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Benjamin Verity II
ODPYCHANIA : 15
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 28
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 20
TALENTY : 3
styczeń 24, 1985 Ze Starego Miasta do Deadberry prowadziła prosta droga. Od kancelarii w lewo, potem prosto przez jakieś 30 metrów, należało minąć sklep spożywczy, na którego wystawie od 17 lat stało dokładnie to samo piwo, a potem na wschód. Deadberry natomiast pachniało inaczej. Woń świec rozpalanych nieopodal w kościele unosiła się nad Placem Aradii, a potem przez główną ulicę aż w końcu zatrzymywała się na starych murach, czystszych niż te w Little Poppy Crest. Zapewne dlatego, że nigdy nie widziały samochodowego silnika, a jedyny trujący dym w pobliżu pochodził z papierosa Benjamina. Płaszcz był czarny, a jego nić miękka; włosy ułożone, a zarost przystrzyżony; końcówka świata była łupinką słonecznika, która wbiła się w koniuszek języka albo poparzeniem od przesadnie gorącej herbaty dopijanej w białej filiżance w jednej z tutejszych kawiarenek. Kawiarenki nie pachniały dymem kadzideł, a tymiankiem — któraś z nich wpadła na pomysł posypywania nim jabłecznika. — Dzień dobry. Tak, dzień dobry. Thomasie, miło mi — z dłoni ściągnął wełnianą rękawiczkę, aby w geście dżentelmeńskim uścisnąć dłoń przybyłemu, który następnie z uroczym szarmanckim uśmiechem na ustach przywitał się z Audrey. Nikt nie wspominał o upuszczonej z niej krwi, dziecku, które na świat przyszło martwe. Ktoś skomentował, że Cece rośnie na piękną pannicę; Georgie pogłaskał po głowie i pozwolił opowiedzieć o przygodach Bonnie — pomalowanej pięknej lalki, którą otrzymała w jednym z prezentów. Inny ktoś mógłby stwierdzić, że rozpuszczenie dzieci w tak młodym wieku, jest błędem. Benjamin skomentowałby, że nie prosił o radę. Dłoń wsunął w Czarę Ognia, by płomienie jej ledwo tylko musnęły palce. Polityczne zabobony, ukryci w sercu wszechświata przed wzrokiem tych, którzy sylwetką nie mogli równać się z cieniem czarowników. Sprawy w powszednich sądach były nudne niczym poranek w Maywater, kiedy wszyscy jeszcze spali, a on sam, z jakiegoś powodu bardziej pijany niż przed położeniem się spać, rzucał lotkami do celu, ubrany w szlafroczek pana domu. zt |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : adwokat twój i diabła
Stwórca
The member 'Benjamin Verity II' has done the following action : Rzut kością '(S) Czara Ognia' : |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Vittoria L'Orfevre
POWSTANIA : 24
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 8
TALENTY : 17
01.02.1985 Na niebie — chmury w kolorze spleśniałego mascarpone, chmury ogłaszające protest, grożące biblijnym potopem w razie niespełnienia żądań. Na ziemi — kosze na śmierci zapowiadające własną wersję potopu. Ich zawartość obiecuje pokryć wszystkie ulice cuchnącym dywanem i zamienić brzydki początek lutego w jeszcze obrzydliwszą wersję samego siebie. To jeden z tych dni, myśli pod eleganckim kapeluszem — obowiązkowo róż pompejański z drobną siateczką barwy marengo — smakowały wypalonym pospieszne papierosem, w którym odruchowo wrzucasz tampony do torebki, chociaż menstruację miałaś tydzień temu. Bez namysłu obserwowała wąskie grono wiernych; po dotarciu na Plac Aradii spodziewała się kolejnej oznaki końca świata — może kogoś ubranego w pastelowy płaszcz albo opakowanego w foliową płachtę, odrobinkę wzdętego trupa. Przez siedem długich sekund zastanawiała się, co byłoby gorszym widokiem. Padło na płaszcz. Dziś jest dzień, zdecydowała postukując obcasami o odśnieżone płyty placu, w którym co pięć minut dostajesz czkawki. Dzień, w którym automatyczna sekretarka pęka od bezmyślnych nagrań tak—zwanych—przyjaciółek: on znów mnie zdradził, chociaż cztery kochanki temu obiecał, że to się nie powtórzy. Drobna dłoń — na wskazującym palcu ma całkiem świeży ślad po ukłuciu igłą; dziesięć lat temu przestała czuć ból tych ukłuć — wysunęła się z rękawiczki, niecierpliwie odmierzając czas do momentu zetknięcia z ogniem. Tego bólu też nie dostrzega; Lucyfer karcił jedynie za strach przed oczyszczeniem. Vittoria Paganini — L’Orfevre, karcenie w myślach samej siebie to podobno przejaw obłędu; jeśli to prawda, od dwudziestu lat jest kliniczną wariatką — od lat prosi o oczyszczenie. O zmycie śladów przeszłości z serca, mózgu i duszy. O porządne, dwudniowe SPA dla wspomnień; maseczkę z błota, peeling, manicure, pedicure, masaż całego ciała i odżywkę na włosy. Lucyfer oferuje wyłącznie siarkowe zabiegi — jeden z nich Vittoria właśnie stosuje na dłoni. Pakunek między płomieniami jest niewielki, nieciężki, nieistotny. Do środka zajrzy za godzinę, już w pracowni; teraz myśli jedynie — dziękuję. Za dar, którego kapłani nie mogli zamknąć w pudełeczku — żadne dziękuję nie było wystarczające, ale od czegoś warto zacząć. z tematu |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : projektantka magicznej mody
Stwórca
The member 'Vittoria L'Orfevre' has done the following action : Rzut kością '(S) Czara Ognia' : |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Audrey Verity
POWSTANIA : 16
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 173
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 12
24 stycznia, 1985 Cece stała grzecznie, niemalże nieruchomo, trzymając jednak mocno za rączkę młodszą siostrzyczkę, która już nie przejawiała podobnych tendencji. Jedynie czujny wzrok Audrey powstrzymywał Georgie przed wyrwaniem się i zniknięciem w tłumie świętujących czarowników. Ubrane były w jednokolorowe, perłowe płaszczyki, a włosy upięte do góry aksamitną kokardą. Cece sama już ubrała rano buciki, starannie wiążąc sznurówki lakierków. Georgie wierciła się tylko trochę, gdy Audrey przykucnęła przy niej, by zrobić to za nią. Szeroki uśmiech Thomasa i grzeczne skinienie głowy — w odpowiedzi otrzymał uśmiech numer trzy. Nie znali się na więcej, chociaż Audrey z pewnością wiedziała o nim więcej, niż on o niej. Wiedziała, że jego żona pracuje w miejskim szpitalu jako położna. Nie odbierała żadnego porodu jej córek, aczkolwiek wymieniła z nią kilka zdań już po, gdy przynosiła je do karmienia. Była bardzo miła — szczególnie dla dyżurującego, młodego lekarza, który na palcu miał złotą obrączkę. — Proszę pozdrowić żonę — powiedziała, płynnie przechodząc z uśmiechu numer trzy, do uśmiechu numer sześć. Mężczyźnie niewiele to mówiło, aczkolwiek Ben bez problemu mógł rozpoznać delikatne drygnięcie rozbawienia w lewym kąciku ust. Po wymianie uprzejmości, dziewczynki zaczęły coraz mocniej niecierpliwić się, czekając na swoją okazję, aby drobne rączki zanurzyć w czarze. Nie z braku czegokolwiek, co bardziej ekscytacji niewiedzy i niespodzianki. Cece lekko się zlęknęła, wzrokiem szukając twarzy Bena, jakby upewnić się w ten sposób, że jest to bezpieczne. Georgie jeszcze nie miała w sobie poczucia niebezpieczeństwa, czy świadomości, że coś złego mogłoby się stać — rękę włożyła tam niemal od razu. Audrey, tak jak wszystko inne, zrobiła to powoli, z gracją oraz skromnością, którą mogła mieć jedynie kobieta w drogim, ręcznie wyszywanym płaszczu. Cokolwiek by nie wyciągnęła, uśmiechnęłaby się z wdzięcznością, jakby sam Lucyfer zesłał jej to błogosławieństwo. Nie zesłał. Miał z pewnością ważniejsze sprawy na głowie. /z tematu |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : żona; filantropka
Stwórca
The member 'Audrey Verity' has done the following action : Rzut kością '(S) Czara Ognia' : |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty