First topic message reminder : Święte wodospady Wodospady znajdujące się nieopodal Saint Fall, od których wzięła się nazwa tego miasta. Płynie tu krystalicznie czysta i zimna woda. Wbrew pozorom miejsce to nie jest za bardzo popularne wśród miejscowych i turystów, dlatego często można spotkać przy potoku łanie lub jakieś inne dzikie zwierzęcia, które akurat napajają się przy wodospadzie. Całej okolicy towarzyszy również niezbyt przyjemny szum, powodowany przez ciągle spadanie lecącej wody. W mroźne zimy potrafi całkowicie zamarznąć, tworząc piękną, lodową rzeźbę. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Jordanie, otaczające Cię kobiety, naturalnie, wypuściły Cię z kręgu swojego zainteresowania, gdy tylko chciałeś się cofnąć, jednocześnie wymieniając zdumione spojrzenia między sobą. Jak to – jak?, mogły się zastanawiać. Potem jednak uśmiechy powoli zaczęły rozjaśniać ich oblicze, a co niektóra nawet zachichotała krótko pod nosem. — Ależ, skąd, spokoju mamy aż zbyt wiele – odpowiedziała Ci jedna z nich. Wianuszek kobiet z powrotem zacieśnił się wokół Ciebie, choć, naturalnie, nie wyrządzały Ci krzywdy. Część z nich odeszła, aby ponownie usiąść pod drzewami czy na polanie, albo wrócić do wody. Inna część przyszła, a jedna z tych nowych towarzyszek nawet podsunęła Ci tacę z owocami pod nos. — Poczęstuj się. Musisz być zmęczony. Usiądź z nami – zaproponowała, choć tacę miała wciąż przed sobą, wyciągniętą w Twoją stronę, dzięki czemu mogłeś dokładnie dostrzec prezentujące się przed Tobą owoce liczi czy granatu, a nawet soczystej brzoskwini czy kiść winogrona. – Nie musisz się krępować – pada kolejne zapewnienie z kobiecych ust. Hiramie, magia najwidoczniej postanowiła zbuntować się przeciwko Tobie. A może to nie przypadek i coś celowo zakłócało jej przebieg? Lub, co dziwniejsze – mogło nadkładać się na Twoje szczere chęci. Nie odpowiedziało Ci ani Quidhic, ani telepatia, a głowa kobiety nieznacznie przechyliła się w bok, jak u nierozumiejącego słów psiaka. — To zależy jakie emocje poczułeś. – Twarz Cloaciny rozjaśnił uśmiech, a stopy poniosły ją bez skrępowania w Twoją stronę. – Szczęście? Błogość? Lekkość? Wyzwolenie? Czy którakolwiek z tych emocji nie jest szczerym pragnieniem serca? Czy jakikolwiek człowiek nie chce być szczęśliwy? – Kobieta stanęła twarzą twarz przed Tobą, dzięki czemu mogłeś się jej lepiej przyjrzeć. Rude włosy, nietypowo długie, spadały kaskadami po ciele, przesuwając się po organzie, którą miała na sobie. Biło z niej niesamowite piękno, a jednocześnie zdawało się tak nierealne, że niemal nieludzkie. I ta niesamowicie blada, niemalże biała twarz, niemal niemuśnięta słońcem… Błękitne oczy wpatrywały się w Ciebie z wyrozumiałością, a może też i rozczuleniem, jakie matki mają wobec uczących się świata dzieci. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Lekka panika, jaka towarzyszyła mu na samym początku, zdążyła zniknąć, gdy kobiety oddaliły się, oddając mu nieco przestrzeni, a chwilę później nie pamiętał już o niej dłużej, kiedy aura miejsca znowu otuliła go swoim ciepłem i spokojem. Spróbował odetchnąć, chociaż widział po twarzach dziewcząt i kobiet, że zdziwiły je jego pytania. — No… Przecież tutaj jesteście same? — zauważył, rozglądając się jeszcze raz w obrębie wodospadu. — Żadnych facetów, nikogo, tylko wy… I ta pani, która rozmawia z Laffite’em — pierwszy raz od dawna przypomniał sobie o jego obecności. — Kimkolwiek by ona nie była. Długo tu z nią przebywacie? — spytał jeszcze, pełen wątpliwości co do natury tego miejsca i samych mieszkanek tego miejsca. Był głodny. Jak diabli. Nie próbował się nawet zastanawiać nad tym, kiedy ostatnio miał coś w ustach ani kiedy przyszło mu spróbować jakichkolwiek owoców. Te leżące na tacy prezentowały się niczym na obrazie olejnym – świeżym, na którym utrwalacz jeszcze nie zdążył pożółknąć i zmienić żywych kolorów w sepię. Wbrew pozorom, Gibson wiedział co mówił. W końcu w przymycie dzieł sztuki także zdarzyło mu się brać udział, chociaż nazwiska tych wszystkich wielkich artystów nie były dla niego jasne i większość zlewała się w jedno. Wszystko wokół niego przypominało raczej płótno wypełnione czyimiś sennymi marzeniami, a nie rzeczywistą scenę, która miała miejsce na jawie. — Skąd macie te owoce? — spojrzał po zgromadzonych wokół niego kobietach, a następnie usiadł na trawie, następnie zerkając jeszcze raz na zawartość półmiska. — Rosną gdzieś tutaj? — podpytał ciekawie. Skoro mieli do czynienia z Edenem na Ziemi, to wydawało się to najbardziej logiczne. |
Wiek : 666
Hiram Laffite
ILUZJI : 5
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 172
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 6
WIEDZA : 3
TALENTY : 17
Piekło milczało; magia była obojętna na jego manifesty, a on, otoczony płaszczem dystansu, nadal stał w tym samym miejscu co wcześnie i uważnie studiował ruchy swojej rozmówczyni, a z jego oczu w barwie stali bił chód. Cloacina okazało mu swoje nowe oblicze. Twarz nieskalana myślą, wzrok tęskniący za rozumem. Panno Cloacino, czas nas goni - zerknął odruchowo na zazwyczaj obejmowany przez pasek zegarek nadgarstek, jednak tym razem jego wzrok napotkał na swojej drodze znamię w kształcie czterolistnej kończyny; czemu magia opuściła o teraz, w największej potrzebie? - przejdźmy do konkretów. Laffite zacmokał, ale tylko w myślach; kultura obowiązywało nawet tu, w rzeczywistości wykreowanej przez iluzjonistyczną projekcie szczęścia, którą nazwał ironiczne w myślach idyllą zapomnienia. Emocje. By im nie ulec, amputował je, jakby był organami niewspółpracującymi z resztą organizmu. Pozbywał się ich - jedno po drugim, zamykając w sarkofagach motylich trzewi. Nigdy nie szukał tego, co ulotne - szczęście było tylko chwilowym doznaniem ulgi, ucieczką od przygnębienia, czymś nierzeczywistym, jak układający się pod powiekami sen. - Szczęście jest zbyt cenne, by mogła trwać wieczność - lekka drwina zakołysała jego słowami, kiedy poniósł kąciki warg w atrapie uśmiechu. – A układ limbiczny nie ma nic wspólnego z sercem. Nie wiesz, za jakie struny pociągnąć, by zagrać na instrumencie mojej wrażliwości, rzucił w przestrzeń własnego umysłu. Znalazła się tuz obok, na wyciagnięcie ręki, dzięki czemu mógł się jej lepiej przyjrzeć. Było na czym dłużej zawiesić spojrzenie. Długie, rude włosy opadały jej kaskadami na wątłe ramiona. Organza otulająca jej ciało demaskowała kobiece krągłości - kształtne piersi, biodra. Biło od niej nieludzkie piękno - takie, które zapierało dech. Jakby wpatrywał się w antyczny pomnik kobiecej doskonałości. Błękit jej spojrzenia spotkał się na tej samej wysokości z szarością jego oczu. Spoglądała na niego, jak Lonnie na ich dzieci - z matczyną wyrozumiałością. - Nie jesteś człowiekiem - stwierdził i by przyłapać ją na ewentualnym kłamstwie kolejny raz z wąskiego kartelu krtani wydobyło się stanowcze Quidhic. Zdradź mi swoje sekrety, wiedźmo, wymamrotał w przestrzeń umysłu, czując, jak tym razem magia rozlewa się ciepłem po jego ciele. Inaczej nie wyjawi mu swoich sekretów. Quidhic (st 60), 42 + 20 Percepcja, k100 + 50 + 17 |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : STARSZY SPECJALISTA KOMITETU DS. BEZPIECZEŃSTWA MAGICZNEGO
Stwórca
The member 'Hiram Laffite' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 32 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Jordanie, twarze co bliższych Ciebie kobiet rozjaśniły się uśmiechem, gdy postanowiłeś się do nich dołączyć i dosiąść. Jedna z nich sama sięgnęła po soczystą kuleczkę winogrona, wsuwając ją do ust z wyrazem zachwytu nad walorami smakowymi owocu. — Właściwie… - inna podjęła się odpowiedzi na Twoje pytanie – jesteśmy tu odkąd pamiętamy – mówi, zerkając jakby z pytaniem w oczach na inne swoje towarzyszki, a te pokiwały skwapliwie głowami. – Można powiedzieć, że od zawsze. I nigdy się nie nudzimy – dodaje, rozpierając się na miękkiej trawie pod drzewkiem, pod którym usiedliście. Kolejna z pań spojrzała na drzewka, przy których siedzieliście. — Są tutaj – płynnym ruchem dłoni wskazała na głębię ogrodu, której Twoje oko z tego miejsca nie dostrzegało. – Wszystkie. Zbieramy je, gdy tylko mamy ochotę. Nigdy ich nie brakuje. Hiramie, chociaż widocznie nie miałeś dziś szczęścia z magią, mogłeś dostrzec pewną zmianę w twarzy Cloaciny. W oczach widziałeś dziwny błysk, natomiast sam wyraz twarzy zmienił się ze zwykłego, przyjemnego uśmiechu, na uśmiech okraszony odrobiną satysfakcji. — Nie jestem – potwierdza bez zawahania. – Oszczędzę Ci kolejnych prób, śmiertelniku. A mówiąc to, uniosła dłoń. Usta poruszyły się pod wpływem nieznanego słowa, a po chwili mogłeś dostrzec efekt taki, jakbyś sam rzucił ze skutkiem udanym zaklęcie, które odmawiało Ci posłuszeństwa. Blask, który miał otulić magię, właściwie oślepił Cię całkowicie. Wszystko, co tutaj widziałeś, było dziełem magii, nie było choćby jednej ciemnej plamki… za wyjątkiem kobiet. Kobiet, które siedziały teraz z Jordanem, bądź kąpały się w strumieniu. Kobiet wszystkich, poza tą, która stała przed Tobą. A potem efekt zgasł, choć Twoje oczy znów musiały przyzwyczaić się do naturalnego, mniej oślepiającego światła. — Więc czym jestem? Lekko przekrzywiona głowa zastygła w oczekiwaniu. Spojrzenie osiadło na Tobie, a Ty usłyszałeś w swojej głowie głos, choć nawet nie poruszyła wargami. Jakie jest moje pierwsze, najważniejsze imię? |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
— To znaczy… Nie pamiętacie, co działo się zanim tutaj się znalazłyście? — Jordan był wyraźnie skonfundowany. A może dziewczęta wcale nie przyszły tutaj w taki sam sposób jak oni, ale były wyłącznie wytworem iluzji? Czy wtedy poczułby tak wyraźnie ich dotyk, wyglądałyby tak idealnie, bez żadnej skazy wskazującej na bycie jedynie marionetkami? Gibson z magią iluzji na wysokim poziomie ostatni raz miał do czynienia w Szkółce Kościelnej, gdzie siewca prezentował im piękne obrazy malowane w powietrzu, ale to było dawno temu, kiedy jeszcze jego matka żyła i nie był jej największym zawodem życiowym idąc do więzienia. Tak dawno, że ledwo o tym pamiętał i mogło to być za mało do pojęcia, co właściwie miało miejsce. — A tamta pani? — pokazał dyskretnie na kobietę, która rozmawiała z Lafitte’em. — Wiecie coś o niej więcej? — spytał ciszej, chociaż obawiał się, że te i tak odpowiedzą mu odrobinę za głośno. Natura miejsca, w jakim się znajdowali, była niezaprzeczalnie magiczna. Owoce, rosnące na zawołanie dla pięknych pań już nawet nie zaskakiwały w miejscu, gdzie wszystko i tak było zbyt malownicze, by z łatwością przyszła wiara w ich prawdziwość. Uniósł spojrzenie ku górze, gdy usłyszał głos nad swoją głową i zobaczył zatrzęsienie owoców. — Uberrimafides — wymruczał zanim wziął cokolwiek do ust. Na szczęście, pentakl miał cały czas przy sobie. Niezależnie od tego, jak widok jedzenia prowokował ślinę do napływania do ust, resztka zdrowego rozsądku jaka pozostała w jego głowie nakazywała mu sprawdzić, czy magia zamierzała go w tym miejscu ostrzec. A może i jej czujność zupełnie przespała moment, w którym należało odwrócić się na pięcie? Rzut na magię odpychania: 20 (umowna statystyka) + rzut (poniżej) | próg: 30 |
Wiek : 666
Stwórca
The member 'Zjawa' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 21 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Hiram Laffite
ILUZJI : 5
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 172
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 6
WIEDZA : 3
TALENTY : 17
Nie jestem było potwierdzeniem jego przypuszczeń. Tym razem magia ciepłem rozlała się po jego prawej dłoni, a jednak zaklęcie jasnym blaskiem nie zalało przestrzeni. Kilka oddechów później kobieta zjawiła się z gotową odpowiedzią, oślepiając go na ułamki sekund. Zamknął oczy, sycząc bezgłośnie przez zęby. Gdzieś już ją kiedyś widziałem, taka myśl zjawiła się w przestrzeni jego umysłu, gdy kobieta do niego podeszła i nie opuszczała go nawet na krok. Wrażenie, ze kobieta nie była mu zupełnie obca, nasiliło się z każdym słowem. Rozbłysk w końcu wygasł. Zmrużył oczy, zamrugał parokrotnie powiekami, by przystosować spojówki do półmroku komnaty. Więc czym jestem?, wybrzmiało, a on zaciągnął się powietrzem. Odpowiedzi cisnęła się na ustach nie była satysfakcjonująca: Czymś, co nie powinno istnieć w tym wymiarze. Przypomniał sobie jeden z eksponentów w Luwrze, gdzie zabrał żonę na ich siódmą rocznice ślubu. Apollonia, spełniająca się jednocześnie w roli przewodnika ich dwuosobowej wycieczki, głosem niemal ściszonym do szeptu opowiedziała mu, jaką jeden z marmurowych posągów, przebył drogę, by, z greckiej wyspy Milos, ostatecznie trafić do Paryża. Wenus z Milo. Potem, w ramach dopełniania swojej historii, pokazała mu replikę obrazu Nascita di Venere. Na pierwszy plan wysuwała się naga kobieta o nieskazitelnej urodzie, z niebywale długim, rudymi włosami, w otoczeniu zaopatrzonych w niej sylwetek. Wyobrażenie włoskiego malarza przypominała Cloacino. Jakie jest moje pierwsze, najważniejsze imię?, jej głos wdarł się do jego umysłu. A zatem, podobnie jak on, była telepatką. - Nic dziwnego, ze magia całą uwagę skupia na tobie - wygiął usta w lekkim uśmiechu, do tembru jego głosu zakradło się uznanie; teraz wiedział, ze nie powinien bagatelizować jej obecności; do nie dawno była postacią włożoną między mity, dzisiaj ukazała mu swoją ludzką powłokę. - Tylko powiedz mi, co przywiodło w takie ponure miejsce bogini piękna i miłości? Jesteśmy daleko od Kapitolu. Twoje imię to Wenus., chciał, aby jego słowa również wybrzmiały pod sklepieniem jej czaszki, ale telepatia nie była dzisiaj po jego stronie. Musiał postawić na komunikacje werbalną. - Twoje imię to Wenus. Telepatia (st 75), 48 + 5 Telepatia (st 75), 8 + 5 |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : STARSZY SPECJALISTA KOMITETU DS. BEZPIECZEŃSTWA MAGICZNEGO
Jedno z bliżej siedzących dziewcząt, dotąd chętnie odpowiadające na Twoje pytania, rzuciła okiem w stronę rozmawiającej z Hiramem przyjaciółki. Jej uśmiech rozjaśnił łagodny uśmiech, kiedy znów kierowała swoje spojrzenie w Twoją stronę. — Jest naszą przyjaciółką. Dba o nas, jest dla nas tak dobra… nie wyobrażam sobie, żebyśmy mogły być tak szczęśliwe gdziekolwiek indziej, jak z nią – odpowiada z rozmarzeniem dziewczyna. – Nikt nigdy nie pytał, skąd pochodzi, a wszystko, czego od nas chce, to dotrzymywanie jej towarzystwa. To praktycznie żadna cena, szczególnie w tak cudownym miejscu – mówiła dalej. Jordanie, zaklęcie, które rzuciłeś na jedzenie, nie było w stanie dać Ci jednoznacznej odpowiedzi. Wyglądało na to, że owoce mogą tak być zupełnie bezpiecznym towarem, jak i źródłem niebezpieczeństwa i wszystko zależało od tego, jak sam dalej postąpisz. Hiramie, uśmiech, widoczny przecież przez cały czas, teraz stał się jeszcze szerszy. Kobieta uśmiechała się z satysfakcją pobłyskującą w oczach, aby, kiedy już usłyszała wszystko to, co tylko chciała, obrócić się i odejść kawałek. Chociaż, paradoksalnie, gdy odchodziła, jej sylwetka ani trochę nie malała. Wyglądała, jakby rosła w łagodnej poświacie, aż w końcu osiągnęła wzrost niemalże trzymetrowy. Wtedy dopiero zajęła ponownie swoje miejsce na wyściełanej miękkimi materiałami muszli i przypatrywała Ci się z ciekawością. Może nawet lekkim zaskoczeniem. — Nie wiesz? Na Waszych ziemiach rozpoczyna się wojna. Niektórzy z mojej rodziny znaleźli się tu i obserwują. Mars. Minerwa. A gdzie oni, tam też czai się Iustitia i Jowisz. Wszyscy wzrok skupiają właśnie na Saint Fall, bo tu rozważy się Wasza przyszłość. Wy, czarownicy… gdybyście tylko byli bliżej Piekła… - wzdycha z przekąsem, rozkładając się miękko na poduszkach. – Przypuszczam, że nie zechcesz stąd odejść bez nich. W takim razie dam Ci wybór. Mogę natychmiast wypuścić ich dwoje, w zamian za jednego z Was. Wszystkie znajdą się na ulicach miasta z możliwością powrotu do swoich szarych, smutnych żyć i obowiązków, lecz jeden z Was ze mną pozostanie. Naturalnie, nie tutaj – uśmiech dość cyniczny mówił jasno, że tutaj już nie będzie czego szukać. – Mogę uwolnić ich umysły i pozwolić im samym z decydować. Ale wtedy będę potrzebowała odpowiedzi na jedno pytanie, od Was obojga. Albo… Możecie tutaj zostać razem z nami. – Z łagodnym uśmiechem wskazuje w stronę Twojego towarzysza, który wahał się nad tacą owoców. – Wystarczy poczęstować się moimi darami, a nigdy nic Wam nie będzie doskwierało. Decyduj, Hiramie Laffite. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Nazywanie kobiety przyjaciółką przykuło jego uwagę. Czyli tak to się teraz nazywało? Ściągnął brwi, podążając znowu wzrokiem w stronę Laffite’a nie odrywającym się od swojej rozmówczyni. Czy naprawdę niczego nie chciała od tych dziewcząt? Wątpliwa sprawa, większość ludzi ma swoje interesy. Nawet nadprzyrodzone postaci mają swoje kaprysy, targane są emocjami. Kiełkująca podejrzliwość, chociaż nie miała okazji rozkwitnąć na dobrze przez aurę, jaka to miejsce otaczała, nakazywała mu poddawać w wątpliwość to, co usłyszał. — Ale nie znacie nawet jej imienia? — spróbował znowu nawiązać rozmowę, w międzyczasie próbując skraść do kieszeni spodni przynajmniej jeden okrągły owoc winogrona, który połyskiwał w świetle jakby pokryty woskiem. Nie mógł jednak być w tym działaniu zbyt pochopny i zuchwały, stąd próbował odwrócić uwagę kobiety. — Chciałbym wiedzieć więcej zanim zdecyduję się tutaj z wami zostać. Widzisz, może nawet mój przyjaciel — kto ci w to uwierzy, Gibson? — uzna, że życie tutaj jest o wiele lepsze. W moim mieście tyle jest nieprzyjemnych incydentów, gęsia skórka człowiekowi wychodzi jak o tym się próbuje myśleć. A tutaj… — uśmiechnął się do niej szerzej. Nie odważył się jednak zrobić nic więcej w kierunku dziewczęcia. Nie sądził, że ta odgryzie mu rękę albo coś innego. Przypominało to raczej potrzebę obchodzenia się z czymś pięknym i delikatnym możliwie najdelikatniej jak było to tylko możliwe, a nie chciał wyjść na natręta — chociaż to piękności jeszcze przed chwilą same otoczyły go szczelnie. — E, Laffite! — zaczepił mężczyznę, rozpierając się wygodnie wśród nimf. Pewnie elegancik obrazi się za taką zuchwałość, ale co mu zrobi? Policzek wymierzy haftowaną chusteczką z butonierki? — Co ci tak mina zrzedła? — parsknął śmiechem, gdy obserwował go z tej odległości. Rzucam na zręczne dłonie, bo chcę winogronko do domu zabrać. |
Wiek : 666
Hiram Laffite
ILUZJI : 5
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 172
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 6
WIEDZA : 3
TALENTY : 17
Dedukcja go nie zawiodła - mial do czynienia z Wenus. Według jej słów w okolicach Saint Fall przebywali tez inni - Mars. Minerwa Iustitia i Jowisz. Bogatszy o wiedze dostarczoną mu przez Sebastiana uniknął konfrontacji ze zdziwieniem, a mimo to poczuł nieprzyjemny uścisk zdenerwowania na dolnej partii żołądka, jakby zacisnęła się na nim niewidzialna pięść. Na waszych ziemiach rozpoczyna się wojna, powiedziała, jaka, do cholery, wojna? Wojna pochłaniała wiele istnień; wojna rozbijała rodziny, niszczyła wszystko, co pojawiło się na jej na drodze. Droga Wenus, wiesz, jak jej uniknąć?, chciał zapytać, choć wiedział, ze na powzięcie takich kroków było stanowczo za późno. Nadal miał przed oczami znaczące spojrzenie Sebastiana, który, w otoczeniu orientalnych kwiatów, wtajemniczył go w prawdę wykraczającą poza jego funkcje poznawcze. Prawdę, po której nie mógł zasnąć. Prawdę, która miała oblicze okrucieństwa. - Modlitwa do Ojca przybliża nas do Piekła - łagodny uśmiech nie zniknął z jego ust, ale był pusty, jak fasada, którą się otaczał; nie dosięgnął skąpanego w chłodzie spojrzenia. W tym wypadku modlitwa do Lilith oddalała ich do Bram Piekła. Już to wiedział. – Słusznie zakładasz. Działam z ramienia Ratusza i nie mogę pozwolić, by te zaginione dusze, omamione twoją boską aurą i pięknem, tu zostały, choć nie mam też wątpliwości, ze dobro tych kobiet leży ci na sercu. Dała mu wybór. Trzy opcje. Dwie zakłady poświęcenie, jedna była aktem jej dobrej woli. Dylematy, które musiał rozwiązać. Pozbawione kurtuazji E, Laffite! przybliżały go do jego rozwiązania. Wahał się jeszcze przez chwile. Kalkulował w głowie wszystkie opcje. Była piękna. Skłamałby gdyby powiedział, ze Apollonie dorównuje jej urody. Gdyby był o dziesięć lat młodszy, zapewne skutecznie zawróciłaby mu w głowie i refleksje, które obecnie gościły pod kopułą czaszki, nie miałyby w tamtym czasie prawa bytu. Poszedł, by za nią bez zawahania, jednak jako mąż i ojciec, nie mógł spełnić swojej ukrytej w trzewiach pokusy, zatem prymitywne pragnienie zdusił w sobie. - Każdy jest kowalem własnego losu, droga Wenus. Lucyfer podarował nam wolną wolę, abyś mogli za siebie decydować, pozwól im uczynić to samo. Pozwól im wrócić do dzieci, które tęsknią za matkami. Pozwól im wrócić do domów i odnaleźć własną ścieżkę wodzącą ku szczęściu. - Była jedyna słuszna - nie zawsze litościwa, czasem przepełniona bolączkami, ale na końcu jej drogi czekała sprawiedliwość. Prowadziła do ojcowskich objęć. – Ja mogę obiecać, że w miarę swoich możliwości odpowiem na twoje pytanie. Pan Gibson również. Wspiął się na szczyt swojego altruizmu, by nie rzucić Jordana na pożarcie Afrodyty. - Panie Gibson, wiem, ze obecność pięknych kobiet potrafi odebrać rozum - i godność – ale proszę do nas podejść. Ważą się pańskie losy. I wystawia pan na próbę moją cierpliwość. |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : STARSZY SPECJALISTA KOMITETU DS. BEZPIECZEŃSTWA MAGICZNEGO
Jordanie, Twoja towarzyszka uśmiechnęła się na zadane pytanie, najwidoczniej kupując Twoje wytłumaczenia, jakkolwiek były szczere – bądź nie. — Tu mówimy na nią Cloacina, ale ma bardzo wiele imion – odpowiada Ci towarzyszka, nie zwróciwszy uwagi na Twoje dłonie, które właśnie zrywały owoc dojrzałego winogrona, aby schować go do kieszeni. I już było całkiem blisko, gdy… kuleczka owocu nagle wyślizgnęła się spomiędzy Twoich dłoni i zamiast do kieszeni, poturlała się po trawniku. Hiramie, Wenus przysłuchiwała się Twoim słowom w niezmiennym skupieniu, z niezmiennym uśmiechem na twarzy. Nie dało się poznać, czy zrobiły na niej jakieś większe wrażenie, czy też nie, ale z zainteresowaniem przyglądała się Twojej sylwetce, kiedy wyjaśniałeś jej swoje pobudki. — Dobrze więc. – Decyzja została podjęta, nawet jeśli jednostronnie, a Wenus wyprostowała się na muszli, podniósłszy się z pół-siadu do siadu, wspierając się jedynie na jednej z dłoni. – Odpowiedzcie mi. Która z dróg jest lepsza dla dzieci Lucyfera i Lilith? Tradycja i podążanie tą samą ścieżką, czy rewolucja, i ustawienie zupełnie nowych wartości? Teraz jej wzrok wędrował pomiędzy Tobą, Hiramie, a Tobą, Jordanie, jasno pokazując, że oczekuje odpowiedzi od Was obu. I najlepiej jednomyślnej. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Hiram Laffite
ILUZJI : 5
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 172
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 6
WIEDZA : 3
TALENTY : 17
Pochłonięta koncentracją twarz Afrodyty nie zdradzała żadnej emocji, poza grymasem niezidetyfikowanego uśmiechu, który oznaczać mógł wszystko i nic. Laffite przełknął dyskretnie silne, czując fantomowy ból blizny ukrytej pod kołnierzem koszuli. W pierwszej chwili chciał sięgnąć do niej dłonią i przejechać palcem wskazującym po jej chropowatej powierzchni, ale w porę się opamiętał. Mógł mu w tym Gibson, który pojawił się w zasięgu ich spojrzeń sekundę później. Zerknął na niego z ukosa; jakim wartościami kierował się swoim życiem? Hiram mógł snuć jedynie przypuszczenia, ze nie za dobrymi. Powinien mu wskazać właściwą drogę cichym szeptem w głowie? Nie, Wenus była telepatką. Natychmiast zorientowała się, że chciał podstępem zmusić Gibsona do jednomyślności. Nabrał do ust nowej dawki powietrza, zanim zaczął mówić. - Karty splamionej krwią historii nauczyły nas, ze rewolucja zaczynająca się od próby wprowadzenia swoich własnych zasad, bez uprzedniego przygotowania gruntu, jest długoterminowo skazana na porażkę - odezwał się jako pierwszy; wątpił, ze towarzyszący mu mężczyzna wiedział, o jaką stawkę toczyła się dyskusja. Kobiety omamione magią Wenus, uwodząc go swoimi wdziękami, skutecznie rozproszyły jego uwagę. – Dokładnie sto lat temu byli tu tacy, którzy buntem chcieli rozpocząć rewolucje, a na szali postawili ludzkie życie. Sprzeciwiając się zasadą, rozlewem krwi próbowali zbezcześcić to, co setki lat funkcjonowało bez zarzutu. To zrodziło chaos i konflikty. Niektóre trwają do dziś. Dlatego osobiście nie sadzę, ze właśnie tą drogą należy podążać - nie byłby sobą, gdyby odpowiedział jej krótko i zwięźle, lecz jednak nadal mówił na temat. – Tradycja jest spuścizną naszych przodków, wiec siłą rzeczy krocznie tą ścieżką jest równoznaczne z pielęgnowaniem tej schedy i podtrzymywaniem naszej wiary. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej. Warto jednak zachować otwartą głową, by nie przeoczyć malujących się na horyzoncie nowych perspektyw, tak jak Lucyfer nie zbagatelizował poświecenia swojej córki, wskazując nam drogę do siebie. Jak mniemam jedną z nich jest twoja obecność, Wenus – obdarzył kobietę lekkim uśmiechem, w tafli jego spojrzenia odbiło się nieśmiało uznanie. Choć perspektywa to za dużo powiedziane. Żadna iluzja szczęście nie mogła nią być.[ukryjedycje] Ostatnio zmieniony przez Hiram Laffite dnia Sob Gru 21 2024, 12:44, w całości zmieniany 2 razy |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : STARSZY SPECJALISTA KOMITETU DS. BEZPIECZEŃSTWA MAGICZNEGO
Cloacina? Brzmiało jak jakiś lek na kobiece problemy. Albo detergent do toalet. Oczywiście, tego na głos nie powiedział. Nie chciał kobiety urazić, broń Lucyferze. Gorzej, jeżeli umiała czytać w myślach. Dla pewności przeprosił za głupie skojarzenia, ale co mógł poradzić! Znał tylko angielski i tyle łaciny, żeby móc zaklęcia rzucać. Trochę hiszpańskiego, chociaż dla niego brzmiał jak angielski z ekstra końcówkami. Więcej mu nie trzeba było. Cała ta sytuacja na tyle go rozproszyła, że winogrono wypadło mu z dłoni. Niech to szlag. To sobie nie zje w domu. — Hę? — zdziwił się, gdy Lafitte poprosił go o uwagę i podejście do nich. Tego się nie spodziewał. Zabrzmiało poważnie. Może trochę groźnie. Należało się podnieść. Mało zgrabnie wstał z ziemi i pokłonił się dziewczętom zanim od nich odszedł. Miło było, ale się skończyło. Musiał się zainteresować teraz czymś innym. — Czegoś pan potrzebuje? — spytał i odchrząknął głośno, ale odpowiedź otrzymał wyjątkowo szybko. Pytanie Cloaciny było filozoficzne i dotykało problemów o których rozprawiali się raczej kapłani podczas mszy. Ewentualnie Jordan o pierwszej nad ranem po sześciu kolejkach, gdy go naszedł odpowiedni nastrój. Co miał teraz powiedzieć, trzeźwy jak bobas i bez żadnej przygotowanej kwestii? Tradycja czy rewolucja? A co on, komuch, żeby jakieś rewolucje wszczynać? Dlatego pozwolił mówić Hiramowi. Tacy zawsze mają gadane, a inni ich słuchają, choćby po to, żeby popatrzeć na ich wymuskane buźki. Gibson też się popatrzył, próbując nie wyglądać tak, jakby człowieka pierwszy raz widział, ale aż go zaskoczył. Wypadało jednak coś dodać, żeby nie stać jak ostatni kołek w płocie. — Ja… Ja myślę podobnie jak pan Lafitte — zaczął z lekkim zająknięciem. Och, kurwa, skup się. — To znaczy, tradycja jest ważna, prawda? Co nam przekazywane jest z dziada pradziada, czego nas uczą starsi doświadczeniem. Dłużej żyją, więcej wiedzą o tym świecie, więc są mądrzejsi — proste jak drut. Mamusia Jordana na pewno była mądrzejsza od niego życiowo i zaradniejsza. Tak samo dziadek. Dziadek wiedziałby, co powiedzieć. — Czasy się zmieniają, ale pewne rzeczy są ważniejsze od tego. A rewolucja… rewolucja źle się kojarzy — wymruczał na koniec. Chwila, czy on ją nazwał Wenus? Przecież bogini nie będzie zanudzał historiami o Ruskich. |
Wiek : 666
Kiedy słowa spadały z Waszych ust, Wenus wędrowała spojrzeniem wpierw od jednego, potem do drugiego. Jednogłośność na pewno Wam pomogła, co widoczne było w twarzy i uśmiechu towarzyszącej Wam kobiety. Stał się na pewno szerszy niż dotychczas, a skinienie głową potwierdziło, iż przyjęła Wasze tłumaczenia. — Dotrzymaliście obietnicy, więc i ja dotrzymam słowa. Do zobaczenia, synowie Lucyfera. Postać Wenus w jednej chwili wręcz pękła w powietrzu, pozostawiając po sobie tylko pokłosie kwiatów opadających łagodnie na ziemię. W tym samym momencie mogliście dostrzec zmianę w zachowaniu kobiet, które się tutaj znajdowały. Rozglądały się, zdezorientowane, drugie właśnie odkrywały swoją nagość i starały się okryć ramionami, szczególnie w Waszym towarzystwie. Pozostawała tylko mniejsza, trzecia część, która wyglądała, jakby nic się nie zmieniło – nawet ze smutkiem przyjęły nieobecność Wenus pośród nich. Część z towarzyszących Wam dziewcząt jest niemagiczna, ale możecie wypuścić je swobodnie, bądź spróbować wezwać na pomoc Gwardię. Albo zająć się nimi samodzielnie. Hiramie, Jordanie, zdecydowaliście się przepędzić z terenu Wenus na rzecz uwolnienia kobiet. Wskutek podjętych przez Was decyzji dodatkowe stężenie magii odeszło z tego terenu i nie rozleje się po najbliższym otoczeniu. W ramach ukończenia zadania, Hiramie oraz Jordanie, otrzymujecie dodatkowe 50PD do zakupu surowców. Dokonując zakupu, powinniście podać link do tego posta na znak możliwości wykorzystania takiego bonusu. Jordanie, możesz wybrać, którą postacią chcesz odebrać nagrodę w postaci surowców. Osiągnięcie wraz z ostatecznymi punktami doświadczenia zostaną przyznane po zakończeniu wydarzenia. Mistrz Gry z tematu |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej